9 - Powiedz, jak mam na imię?

no nwm jak was, ale mnie dość bawi ta drama na polish skeleton cringe ze bluriface sie kończy xDDDDD zapraszam na rozdzialik. mam wrażenie, że troche tragicznie mi się robi z tym blurim. z takim emo alter ego nie ma żartów nawet w parodiach :C no u mnie bluri się nie kończy, jakby ktoś się już nad tym zastanawiał :::DD 

Bycie rozpoznawalnym jako osiedlowy dziwak miało swoje plusy. Po pierwsze, nie ważne, co się robiło, ludzie nie patrzyli i nie oceniali. Skoro powszechnym było, że Tadeusz Józefowicz ma nie do końca wszystko poukładane pod swoim sufitem, jego odstające od normy zachowanie było normą. 

Po drugie, wszędzie go znano, witano po imieniu, a przynajmniej robili to ci, którzy nie omijali go szerokim łukiem na chodniku. Każdy rodzaj sławy ma swoje wzloty i upadki. W pubie, do którego zakaz wstępu miał jego drogi przyjaciel z odzysku Bronisław Ursyn, znano go, wiedziano co podać i zawsze miał swoje miejsce. Barman nie wahał się wypędzić kogoś, kto aktualnie zajmował miejsce przy końcu lady pod wypchaną głową jelenia, jeżeli Józefowicz przekraczał drzwi. Nawet jeżeli stałym zamówieniem Tadeusza była szklanka redbulla, miał on honory. Ochajo to była jego dzielnia, a już na pewno osiedle Lotników.

Po trzecie, miał znajomości dosłownie wszędzie. Ludzie jakoś chętniej mu pomagali, traktując go jak zagubione dziecko. Tadeusza z jednej strony to irytowało, bo przecież nie był jakiś niedołężny, tylko miał w głowie niechcianego mieszkańca. Był nieszkodliwy, ale mówił do siebie i czasem się rzucał. Był trochę jak staruszek, który ciągle na ciebie narzeka, mimo, że właśnie trzymasz mu drzwi, przez które przechodzi.

Minusem było to, że gdy w przedszkolu uczono dzieci, by nie zbliżały się do podejrzanych osób i nie brały od nich żadnych słodyczy, od czasu do czasu podawano Tadeusza jako przykład. Trochę mu się smutno zrobiło z tego powodu, bo on był naprawdę nieszkodliwy. Nosił dresy, bo były wygodne. Znajomych miał jakich miał, ale w serduszku nosił dużo miłości, na filmwebie nigdy nie dawał filmom niższej oceny niż 7, bo miał tyle miłości do rozdania. Odkąd zamieszkał na tym osiedlu, a było to dobre kilka lat temu, wdał się w bójkę tylko raz i to tylko dlatego, że ktoś zagwizdał na Janinę. Od tamtej pory żaden osiedlowy "twardziel" nie ośmielił się nawet spojrzeć na żonę Józefowicza. Żodyn.

Do dziwnych-ale-normalnych-w-skali-Tadeusz-Józefowicz zachowań należały wędrówki po supermarkecie. Kiedy normalni obywatele wybierali się na spacer do parku lub nad rzekę, Tadeusz wybierał samotne (aczkolwiek z Blurim) spacery po supermarketach. Wybierał te duże, gdzie mógł spokojnym krokiem przechadzać się między alejkami i nie myśleć o niczym, patrzeć na ludzi, być w miejscu, które zaopatruje osiedle, a które zaopatrywane jest przez inne kraje, oglądać wariacje produktów, otwierać i zamykać każde pudełko w dziale AGD. Na końcu kupował tylko jedną małą rzecz, tak dla zasady.  Zalecił mu to ochroniarz w jednym z supermarketów. Należał on do tych znajomych, którzy chcieli pomagać Tadeuszowi i okazać akceptację, gdy matki musiały odciągać do niego dzieci.

- Mamo, a ten pan się dziwnie patrzy.

- Nie nawiązuj kontaktu, idziemy. 

Owego ochroniarza spotkał Tadeusz i tego wieczoru, gdy wyszedł na taki spacer. Co prawda Janina poprosiła, by kupił więcej rzeczy niż jedną, dała mu nawet listę, ale Tadeusz i tak będzie wędrował. Z jakiegoś powodu te spacery uspokajały też Bluriego. 

tyle rzeczy, tyle kolorów, Tadeusz idź wolniej, muszę obejrzeć WSZYSTKO

Tadeusz nie rozumiał tej fascynacji sklepem, ale mu się udzielała. Muzyka i pikanie kasowników. To było lepsze niż spa. Jego krok był zawsze lekki, Tadeusz wychodził z zakupów uduchowiony. 

- Witaj, Tadek - przywitał go ochroniarz. 

- Co tam, Broda? - odparł Tadeusz, zanim uścisnęli sobie dłonie. 

Tadeusz nie zapamiętał imienia swojego znajomego, gdy pierwszy raz się sobie przedstawili albo raczej gdy los ich sobie przedstawił, a dokładniej mówiąc jakaś staruszka, która zgłosiła ochroniarzowi dziwne zachowanie pewnego klienta. W tamtym czasie zachowanie Tadeusza ciągle budziło duże kontrowersje.

- Nudy, jak zwykle. Nikt nic nie wynosi. Odpukać. Nie chce mi się dziś biegać - odpowiedział Broda. Ta ksywka mu nie przeszkadzała, zawsze jakąś chciał, a ta pasowała. W istocie, miał brodę. Był to człowiek potężnej postury, miękki w środeczku, ale aparycja kogoś, kogo nie chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce. Czasem obsługiwał monitoring, hobbystycznie robił zdjęcia. Miał kiedyś wystawę w miejskim domu kultury. Czasem zlecano mu uwiecznianie lokalnych koncertów młodych zespołów, które grały w tych podejrzanych klubach, na festynach i odpustach.

- Ja też nic nie będę wynosił, dziś się uwinę, mam listę od Janiny - Tadeusz pokazał mu świstek papieru.

- Dobrze wiedzieć - zaśmiał się Broda. - Pozdrów ją ode mnie. 

- Jasna sprawa. To do zobaczenia - pożegnał się Tadeusz i popychając wózek, wszedł do sklepu.
Już kierował się do działu ogrodnictwa (omijając dział dziecięcy, bo ostatnim razem ktoś groził mu telefonem na policję), gdy nagle poczuł, że coś jest nie tak.

Tadeusz.
- No co?
Tadeusz oni chyba zrobili remament. Pozmieniali półki. Tadeusz, to jest CHAOS

Jeżeli chodziło o wpadanie w panikę, to zaraz po Bronku miejsce zajmował Bluri. Bluri nienawidził zmian, dlatego Józefowiczom trzy miesiące zajęło przemalowanie pokoju dziennego, bo Bluri nie dawał Tadeuszowi spać po nocach, gadając o tym jak bardzo kolor bladej zieleni jest zły dla jego samopoczucia, fengszui i innych farmazonów, jakie wyczytał w Pani Domu na toalecie, gdy Tadeusz zapomniał telefonu.

- Spokojnie, Bluri, zaraz wszytko znajdziemy - zapewniał Bluriego, czyli samego siebie.
Jednak pomimo pewnej dozy optymizmu, po pół godzinie Tadeusz rozkleił się w dziale przypraw i Broda musiał mu pomóc dokończyć zakupy. Zaraz po tym zatelefonowano do Janiny, która odebrała męża i zakupy z informacji. Ta nagła zmiana w życiu Tadeusza Józefowicza była mocnym uderzeniem. 

**
Były dni, gdy Bluri niespecjalnie dawał sie we znaki. Były dni, gdy musiał dorzucić swoje dwa grosze. Były też dni, takie jak ten, gdy Tadeusz budził się i oglądał świat z perspektywy pasażera taxówki.

- Elo mordo, Tadeuszku mój kochany, o jak tęskniłem za tym ciałem - powiedział Bluri, przeglądając się w lustrze łazienki. Oglądał oczy, ciągnąc dolną powiekę w dół, oglądał zęby, rozchylą usta palcami, podnosił ręce, napinał mięśnie.

ONIE TYLKO NIE TO. BLURI ODDAJ MOJE CIAŁO

- Weź, nie bądź taki, ty masz na co dzień.

To nie jest śmieszne Bluri, pantoflu, znowu zrobisz głupie rzeczy jak picie mountain dew.

- Tadeusz, nie bądź dziecko, nie moja wina, że mam lepszy gust od ciebie - odpowiedział Bluri, rezygnując z golenia twarzy. - I wcale nie robię głupich rzeczy, zachowuję się tak samo jak ty.

Wyskoczyłeś z pierwszego piętra.

- YOLO

- Tadeusz, wszytko w porządku? - zapytała Janina, pukając do łazienki.

- Jasne, kochanie, nigdy nie czułem się lepiej - odparł Bluri uroczym głosem.

JANUŚ ON KŁAMIE, NIE SŁUCHAJ GO, DZWOŃ PO POLICJĘ

- Halo policja, proszę aresztować moją podświadomość XD - powiedział Bluri, po czym chwycił w dłonie golarkę elektryczną.

Co to robisz

- Tadek, ja wiem, że cisza bywa brutalna, ale zamknij się wreszcie - odparł Bluri i patrząc sobie w oczy w lustrze, zaczął golić głowę. - Zastanawiam się nad czymś wielkim, Tadeusz. Napełniam i opróżniam płuca, wdycham ogień, wydycham pragnienie. Mój dzisiejszy czas to będzie coś strasznego.

**
- Tadeusz, czy ty masz na oczach mój eyeliner? I po co ci ta stara bluza z kapturem?
- Nie teraz, Janina, mam wielki plan na dziś, zadzwoń do mojej pracy i powiedz, że jestem chory.
- Tadeusz, co ci jest?
- Moja droga - powiedział, stając blisko niej i patrząc jej prosto w oczy. - Nazywam się Bluri.

**
SICK! SO SICK!

**

Tadeusz siedział na ławce w parku, jadł już trzeciego banana i kończył puszkę energetyka, który zdecydowanie nie był redbullem.

Nie uczyli cię, żeby nie mieszać? I czy musisz jeść ten owoc szatana?

- Muszę się czymś karmić, a twoja dusza już mi się przejadła.

Tadeusz-Bluri zmierzył wzrokiem przechodzącą obok parę. Przyspieszyli kroku. 

Przestań straszyć ludzi, nic dziwnego, że nikt nie chce koło mnie siadać w autobusie. 

- Cichaj tam, Tadek, bo mnie głowa boli już - powiedział i przejechał ręką po niemal łysej głowie. Króciutkie włoski przyjemnie łaskotały go w dłoń. 

Za chwilę z naprzeciwka nadszedł Janusz Dan, niosąc coś w ręce.  Zszedł z chodnika i przeszedł przez trawnik, aż doszedł do ławki, na której siedział Tadeusz. 

- Jezu, Tadek, coś ty zrobił z włosami!? - zapytał w ramach powitania. 

- Zniknęły. Nie podobała mi się tamta fryzura. Przyniosłeś to, o co prosiłem? 

- Tak, ale niezbyt rozumiem po co ci. Pusty bak na parkingu czy coś? - zapytał Janusz. Miał wrażenie, że coś mu nie pasuje w tym nowym Tadeuszu, ale jeszcze nie wiedział dokładnie o co chodzi. 

- Niezupełnie. To chodź, jedziemy. - Wstał z ławki, nie wyrzucając śmieci. - Będziesz prowadził. Ja cię pokieruję. Będziesz świadkiem wielkiej rzeczy, Janusz. 

- Brzmisz przerażająco, stary - stwierdził Janusz. Nie poznawał Tadeusza. 

- Wybacz. Jadłem banany. 

- Rozumiem.

Skierowali się na parking, gdzie wsiedli w samochód Janusza Dana i odjechali za miasto, w okolicę starych kamieniołomów. 

** 

Późnym popołudniem dojechali na miejsce, przynajmniej tak twierdził Tadeusz. Przez całą drogę milczał, nie pozwolił też włączyć radia. Nie było dźwięku, za którym Janusz mógłby schować swoje zdenerwowanie. Czuł się, jakby został ofiarą porwania, jednak to przecież on prowadził samochód. Krążyli długo po pustych, dziurawych ulicach, zanim Tadeusz wskazał miejsce. Było to piaszczyste poletko, wokół znajdowała się tylko sucha trawa, kamienie, a w oddali widać było wyrąb kamieniołomu. Przed nimi stał wrak samochodu. 

- To było moje pierwsze auto, Janusz - powiedział wreszcie Tadeusz po długim czasie milczenia. 

- I co ono tutaj robi? 

- Kiedyś we śnie zabrało mnie tutaj trzech kolesi. Jechaliśmy aż do świtu, kiedy jeden powiedział: Wiem, że noc szarzeje, a gwiazdy blakną, jednak gdy ciemność zniknie, odbierzemy cię twojemu przeznaczeniu, byś zobaczył kolejny dzień. Nie bój się. 

- PORWANO CIĘ? 

Nie, ja i moi koledzy byliśmy zjarani. 

- Nie do końca. Ale gdy się obudziłem, leżałem w swoim łóżku, a mojego auta nigdy później nie znalazłem - odpowiedział i wyszedł z pojazdu. Podszedł do wraku i spróbował otworzyć zardzewiałe drzwi. Odpadły z hukiem, gdy Tadeusz pociągnął za klamkę. Usiadł za kierownicą. 

- Dowiedziałem się, że tutaj jest dopiero kilka tygodni temu. Czas nieźle go zmasakrował, nie? - powiedział, kładąc ręce na kierownice. Niemal łysy, z czarnymi obwódkami wokół oczu i czarnej bluzie wyglądał, jakby przyjechał tutaj, by kogoś mordować. Janusz stał za otwartymi drzwiami swojego samochodu, jakby to miało go jakoś ochronić przed czymkolwiek co miało nadejść. 

Tadeusz wyszedł z wraku, obszedł go i wsiadł na tylne siedzenie, wyrywając kolejne drzwi z zawiasów. 

- Moja podświadomość jest zakażona. Mam nadzieję, że uduszę ją dymem - powiedział do siebie Bluri. 

Bluri opanuj się, nie jesteś żadnym gangsterem

- Tadeusz, Tadeusz. Gangsterzy nie płaczą. 

Tadeusz-Bluri wyszedł z samochodu, przeszedł metry dzielące oba samochody do bagażnika Janusza i wyciągnął z niego kanister benzyny, po czym zaczął oblewać nią swój pierwszy samochód. 

- Tadeusz!! Co ty wyprawiasz!? - Janusz zerwał się z miejsca i próbował zatrzymać przyjaciela, rozumiejąc, że powinien był wcześniej zainteresować się jego równowagą psychiczną. Przecież Tadeusz nie ściąłby włosów od tak, przecież zawsze powtarza jak bardzo lubi swoją prostą fryzurę. 

- TO BĘDZIE COŚ WIELKIEGO JANUSZ! 

Było już za późno, Tadeusz rzucił zapałkę  do środka samochodu, który w kilka sekund zajął się potężnym ogniem. Janusz siłą odciągnął Tadeusza od płomieni. Iskry niewiadomej przeszłości Józefowicza unosiły się w niebo. Przerażony Janusz patrzył na podekscytowanego przyjaciela, który bawił się co najmniej tak dobrze, jakby przyjechali tu na grilla. 

- Tadeusz, co ci odj...

- NAzywam SiĘ BLURI. 

W samochodzie Janusza Dana dzwonił telefon. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top