6 - Metafizyczne skarpetki
ja wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale brak weny (upsi) i matura (upsi2) także nie spodziewajcie sie kolejnego rozdziału za szybko xDDD pozdrawiam. btw wiecie ze do tej pory całe paski mają tylko 19 stron w wordzie?
Wchodzę, mijam światła, czerwono-niebieskie stroboskopy przechodzą koło mnie jak starzy znajomi, widzę każdą cząstkę z osobna. Światło to cząstka czy fala? Ale przecież przecinający mnie na wskroś zielony laser jest linią prostą prostopadłą do mojego kręgosłupa. Jestem królem tego hologramu. Każdy bit czuję w moim sercu, nie, moje serce tworzy bit. Skaczcie, skaczcie w tempie mojej krwi przepływającej przez moje żyły i tętnice, wpadając z przedsionka do komory. Jeszcze nigdy nie byłem tak naćpany tlenem! Pierwszy ton serca - wszyscy do podłogi, zejdźcie nisko, nisko. Czekajcie, raz, drugi ton, trzy w górę!
- Czy on jest naćpany? - zapytał Janusz Dan Bronka Ursyna, patrząc na Tadeusza Józefowicza, który leżał na ziemi i wykrzykiwał surrealistyczne monologi rodem z literatury romantycznej. Sylwestrowy Konrad.
- Istnieje taka możliwość - odpowiedział Bronek, krzyżują ręce.
- Jak?! - wykrzyknął Janusz, zwracając na siebie uwagę dwóch loszek siedzących na fotelu obok. - To jest najczystszy człowiek jakiego znam, jego jedyne uzależnienie to krzyżówki i tanie energetyki z Biedronki, jakim cudem?
- Na mnie nie patrz, ja mu nic nie dałem. - Bronek uniósł ręce w geście uniewinnienia.
- Jak go Janina znajdzie, to będzie trochę przypadł. Nie było jeszcze nawet dwunastej – powiedział Janusz, spoglądając na zegarek w telefonie. Tadeusz tymczasem przewrócił się na plecy, wbił palce w dywan i bełkotał:
- Niechaj ktoś trzymie moje skarpetki, bo czuję jak mi się przez nie dusza osuwa w przestrzeń.
- Zabierzemy go do wanny - zaproponował Bronek. Chwycili Tadeusza pod ręce i zawlekli do łazienki.
- O nie, teraz cały się osuwam! W tył, ludzie, grawitacja działa teraz równolegle!
- Jaka faza, Janusz - chichotał Bronek.
- No bardzo zabawne. Musimy dojechać tego frajera, który mu to zapodał.
- Przyjaciele moi. Kocham was!
Gdy zamknęli drzwi łazienki, basy muzyki nieco się przygłuszyły. Impreza sylwestrowa odbywała się u Bronka w mieszkaniu. Nie było duże, dlatego ilość gości, zupełnie nieodpowiednia na te metry kwadratowe, tłoczyła się w pokojach, kuchni i na balkonie. W salonie grała muzyka i z małej kuli dyskotekowej mrugały kolorowe światła. Bronek był królem imprez, bojownikiem dyskotek. Tylko na sowich nie panikował. Miało to w sumie sens. Pozwalał swoim gościom robić co im się podobało, dopóki nie cierpiał na tym wystrój mieszkania, zgadzała się ilość szyb w oknach i nie trzeba było wzywać policji, tudzież, nie była ona wzywana przez osobniki z zewnątrz. Oczywiście nie rozliczał ludzi z tego co przynieśli, wypili, wciągali. Warunkiem było nie branie w żyłę. To jednak impreza, nie zjazd narkomanów. Jednak nie twórzmy z Bronka ostatniej patologii, wbrew pozorom był bardzo porządnym człowiekiem. Dlatego też zatroszczył się o wygodę Tadeuszka, podkładając mu gąbkę pod głowę. Potem chwycił stojąca na pralce butelkę piwa, która musiała tu zawędrować w jakichś dziwnych okolicznościach i pociągnął łyk.
- Tu Imperialny Niszczyciel, statki Rebeliantów zostały namierzone - krzyczał Tadeusz do słuchawki prysznica.
- Nie no, tak nie może być, trzeba go doprowadzić do ludzkiego stanu - oburzył się Janusz. Spuścił go z oka dosłownie na 5 minut i odnalazł go godzinę później w takim stanie.
- Jeżeli mi ktoś na chacie diluje jakiś syf to go własna matka nie pozna. Proszę mi tu nie grozić dobrą zabawą, ta chata jest czysta jak po teście białej rękawiczki.
- Test? Jaki test? O nie, ja się nie uczyłem. Mogę zgłosić nieprzygotowanie? - Tadek wychylił się z wanny. Nagle pośród basów i rozmów rozległo się walenie o drzwi. Ktoś się dobijał do łazienki.
- Otwórz!!!
- Zajęte, nie widać? - krzyknął Bronek.
- Ale ja się zaraz zleje. Ziomek no, otwórz, pliska.
Janusz westchnął i otworzył drzwi. Do i tak już ciasnej łazienki wszedł na chwiejnych nogach jakiś koleś, którego Janusz nie poznał.
- Ups - zaczął zalanym głosem. - Nie wiem w czym tu przeszkodziłem, ale nie krępujcie się, ja szybciutko kończę - zapewniał, podnosząc deskę klozetowa. - A temu co jest?- zapytał stojąc tyłem do trójki.
- Trochę chłopak przyćpał, Rysiu - powiedział Bronek.
- Hah to pewnie Mareczek go tak urządził - zaśmiał się Rysio.
- Mareczek? - zapytał Janusz.
- No, ludzie, Bronek, w twojej sypialni jest prawdziwa hasz komora! - powiedział z dziwnym podziwem w głosie.
- No nie, idę tam - powiedział Bronek. Dopił piwo i wyszedł z łazienki.
- No to zostaliśmy sami, co? - powiedział Rysio.
- Skończysz ty kiedyś sikać czy nie? - odparł zdenerwowany Janusz. Tadeusz leżał bezwładnie w wannie, kontemplując kafelki.
Bronek wbił do siebie bez pukania. Na wejściu przywitała go fala dymu niewiadomego zapachu, konsystencji kożucha na ugotowanym mleku. Nic nie widział, skondensowany odór zatkał mu nozdrza, słyszał tylko śmiechy i wycie. Szybkim krokiem przeszedł przez pokój potykając się o butelki i czyjąś nogę, docierając do okna i otwierając je na oścież.
- Bronek, Broneczku, panie złoty, co ty wyprawiasz? – zawył melodyjny głos ze strony łóżka. Ursyn zapalił światło. Na jego łóżku leżał rozwalony Mareczek Niedźwiedzki ze skrętem w dłoni. Na podłodze leżały trzy osoby, niezdarnie przekazując sobie fajkę sziszy z ręki do ręki i chichocząc głupio. Bronek wziął Mareczka za fraki, wytargał na korytarz.
- Co ty sobie wyobrażasz, hasz komorę w sypialni organizujesz, chcesz mi gości podusić? Ja śpię w tym pokoju, Sara śpi w tym pokoju!
- O no to kolorowych snów życzę. – Mareczek był ciągle nieobecny. Bronek wyprowadził go na balkon, by odetchnął świeżym powietrzem.
- Czemu dałeś to świństwo Tadeuszowi? – zapytał.
- Wszedł i został, nikt go nie zmuszał. Coś tylko gadał o Blurim, ale przecież to żadna nowość – mówił urywanymi słowami Mareczek, wpatrując się w gwiazdy. Gdzieś w oddali wystrzeliło kilka fajerwerków. – O kurde stary kosmici atakują. Gdzie mój miecz świetlny, czas na wyjawienie światu mojego powołania! – zawołał i pobiegł w głąb mieszkania, gdzie położył się na kanapie i momentalnie zasnął. Bronek westchnął głęboko. Wyminął dwóch palaczy i również wrócił do środka
- Mareczek nam nie pomoże, z nim jeszcze gorzej niż z Tadkiem, chociaż jest nieco kontaktowy – powiedział Bronek, wracając do łazienki. Tam Janusz siedział na skraju wanny, a Tadeusz trzymał się kurczowo jego ręki, wyznając mu dozgonną przyjaźń i chęć powieszenia się na sznurku od bielizny na dowód braterstwa.
- Może wezmę go na spacer czy coś? – zaproponował Janusz. – Chociaż kawałek wokół bloku?
- Nie sądzę, żeby był w stanie chodzić. Weź go na balkon, tylko żeby nie wyskoczył.
Przeprowadzili go więc na balkon. Tadeusz kucnął przy kratkach, trzymając się ich kurczowo obserwował osiedle i nocne niebo.
- Nie wiem jak ty, ale ja się idę nawalić – westchnął Bronek i wrócił od mieszkania, chwytając w rękę butelkę wódki i podbijając z nią parkiet w postaci perskiego dywanu.
Tadeusz w pozycji embrionalnej wyczekał na balkonie do północy. Wtedy niemal wszyscy wybiegli na plac przed blokiem i rozkładali na ulicy fajerwerki. Osiedle odliczało krzykiem.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
Niebo rozjaśniało kolorowymi wystrzałami, Tadeusz coś krzyczał o odkryciu sensu życia. Janusz trzymał go, żeby ten nie wypadł. Za drugą rękę trzymała Tadka Janina, która zdążyła odkryć, że jej mąż jest na solidnym haju.
- Przynajmniej nie gada o Blurim – stwierdziła.
Janusz nie wytrzymał i wypił szampana za siebie, Janine i Tadeuszka.
Wtem stała się rzecz nieoczekiwana.
- Januszku choinka się pali – powiedział nagle Tadeusz.
Janusz, który patrzył gdzieś w przestrzeń, powiedział:
- Choinka świeci jak już, Tadek. Kolorowymi świateł-O CHOLERA
Choinka, rzeczywiście, paliła się. Mały płomyczek stopniowo obejmował jeden krzaczek żywopłotu za drugim, aż w końcu, ku rozpaczy świętujących na dole osób, ogniem zajęły się trzy krzaczki. Ludzie biegali jak opętani, nosili wiadra z wodą i gaśnice samochodowe. Jednak wśród wybuchających fajerwerków na niebie, widok podwórka z płonącym drzewkiem i biegającymi chwiejnym krokiem ludzi był niezwykle komiczny. Balkonowa trójka postanowiła w tej chwili rozpaczy cyknąć sobie selfiacza.
@józektadek @janka_józek A z drzewem spłonęły nadzieje na 2017
- Dostaliśmy już cztery lajki – zawiadomił przyjaciół Janusz.
- Feeeeejm – zawył Tadeusz. Chyba zaczęła do niego dochodzić rzeczywistość. Pod blok tymczasem zajechała straż pożarna, jednak z krzaczków nie było już co ratować. Ktoś robił sobie zdjęcia pod wozem strażackim.
@BronUr oznaczył ciebie i (12) innych na zdjęciu „Łio Łio bagiety już jado. Na przyple alob wcaelp"
- Bronek zawsze zgarnia największy fejm na Insta.
- JESTEM KRÓLEM TEGO HOLOGRAMU. NIE MA OPCJI ŻE COŚ WYMKNIE MI SIĘ Z RĄK – krzyczał z dołu Bronek Ursyn, podczas gdy jeden ze strażaków próbował ustalić z nim zeznania.
- To co Janka, po kieliszku? – zapytał Janusz.
- To wódka? – zapytała Janina.
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus*.
- A tak na serio, panie Behemocie?
- Oczywiście, że wódka, ale dla ciebie, Małgorzato, mogę donieść coli.
- Jakie czasy tacy dżentelmeni.
I oboje zaśmiali się (ironicznie) grubiańsko, wychylając bruderszafta.
Tadeusz tymczasem zasnął im pod nogami.
Dalsza noc minęła na tańcach w salonie, piciu i dojadaniu różnych sałatek i ciast. W łazience w wannie siedzieli w trójkę Janina, Tadeusz i Janusz, pijąc picolo z domieszką i rozmawiając o Fight Clubie, łamiąc pierwszą i drugą zasadę.
Około trzeciej Bronek Ursyn, zjarany towarem Mareczka, rozebrał się do bielizny i wybiegł na dach bloku, na szczęście wyjście było zamknięte, więc odpłynął gdzieś między siódmym a szóstym piętrem.
Z samego rana zadzwoniła do Janiny ciotka, zapraszając na ciasteczko i noworoczne pogaduszki. Janina, która obudziła się w wannie, będąc dziwnie wplątaną między swego męża i jego przyjaciela, pół przytomnym głosem potwierdziła cokolwiek ciotka do niej mówiła. Tydzień później, gdy ciotka zadzwoniła przypominając o sobotniej wizycie, Janina ani Tadeusz nie mogli sobie za nic przypomnieć, kiedy się na nią zgodzili, ale za późno już było odmawiać. Ale ciotka Janiny to już historia na inny raz.
* Mistrz i Małgorzata, Michaił Bułhakow. Polecam przeczytać i pozdro dla kumatych ;)
ps. Płonące drzewa się wydarzyły naprawdę w tym roku xDDD także ten. Go big or go home.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top