5 - Uwolnić karpie


Jak to w Polsce i na świecie bywa, święta zaczynają się już w połowie listopada, jak nie wcześniej. A pomimo tego i tak robi się wszystko na ostatnią chwilę. Przejedzeni świątecznym komercjalizmem, skatowani popowymi przebojami, których data ważności skończyła się dawno temu, wchodzimy do sklepów z zatyczkami w uszach, tłumimy warstwy agresji pod warstwami swetrów i walczymy o każdy składnik do dwunastu świątecznych potraw, według dwunastu świątecznych przepisów każdej ciotki, babki i matki na jednego karpia. I w tym wszystkim, gdy siadamy do stołu, ocieramy kroplę potu drapiącym rękawem, możemy wreszcie odetchnąć z myślą, że to koniec. I może wtedy przypomnimy sobie, że przecież w całym tym szale chodzi o narodziny małego Jezuska, który...

- To wszystko piękne co mówisz, Tadeusz, ale ja sama tej choinki nie przyniosę – powiedziała Janina, jedną ręką wycierając blat, a drugą mieszając coś w garnku.

Tadeusz Józefowicz westchnął cierpiętniczo, dopił ostatni łyk kawy ze szklanki w splecionym koszyczku i wstał od stołu w ich miniaturowej kuchni. Nie umiał sobie wyobrazić jak niby mają zorganizować wigilię dla całej rodziny w czymś tak małym, że dwóch ludzi nie mieściło się w przejściu.

Klapki stukały mu o pięty, a klucz dzwonił, gdy zbiegał do piwnicy, żeby wyciągnąć ozdoby. W końcu dopchał się przez te wszystkie graty, które mieli w swojej piwnicy, znajdując pudełka z bombkami. Plastikowymi rzecz jasna. Do tego łańcuch z korali i jakieś światełka za 2,50 z chińczyka. Działały już czwarty rok, Tadeusz uważał to za najlepiej wydane pieniądze w życiu.

Z całym majdanem zabrał się do góry. Później ubrał kurtkę i poszedł po choinkę. Jako pracownik sklepu ogrodniczego, dostawał zniżki na choinki w określonych punktach sprzedaży. Poza tym jak mógłby wstawić do domu plastikowe drzewo, obok swoich ukochanych paprotek, kaktusów i innych doniczkowych kwiatków, którymi zapychał parapety. Nie ma to jak porządne drzewo.

Nienawidził swojego bloku za to, że w najbardziej ruchliwym okresie roku, gdzie co chwila trzeba biegać z zakupami i innym badziewiem, zepsuła się winda. Na szczęście na drugim piętrze natknął się na bębniarza.

- Witaj Tadeusz – przywitał się Janusz Dan. Niestety Tadeusz nie mógł zobaczyć jak jego kolega dziś wyglądał, bo widok zasłaniała mu choinka.

- Elo Janusz, wesołych świąt – pozdrowił go Józefowicz.

- Wesołych. A nie potrzebujesz może pomocy z tym? – zapytał.

Tadeusz namyślił się przez chwilę.

- No w sumie. Jakbyś mógł złapać wierzchołek, to byłoby mi miło.

Janusz złapał więc choinkę i towarzyszył Tadeuszowi do jego mieszkania.

- Wyjeżdżasz na święta? – zapytał Tadeusz, gdy pokonywali kolejne schodki.

- Tak, jadę do rodziny do Krakowa. Właśnie schodziłem na autobus, mam pociąg za godzinę – powiedział Janusz.

- O rany, to co ty nic nie mówisz, przecież ci ucieknie – zmartwił się Tadeusz i przyspieszył tempa.

Tadeuszku bo ci pikawa strzeli

- Spoko, znając pkp to bym mógł ci tę choinkę przystroić, a i tak bym jeszcze czekał na peronie – wzruszył ramionami Dan.

- Też prawda.

- A wy wyjeżdżacie? – zapytał Janusz, gdy stanęli przed mieszkaniem Tadeusza, a Józefowicz próbował łokciem nacisnąć klamkę.

- Chciałbym, ale w tym roku przypadła nam kolej do organizacji wigilii. Więc zwali się do nas cała familia. Janina już zaczęła gotować, a przecie jeszcze dwa dni zostały – powiedział Tadeusz.

- To powodzenia. Ja pewnie będę barszcz gotował czy coś, jeżeli tylko wpuszczą mnie do kuchni – powiedział Janusz. Tadeusz zdołał otworzyć drzwi mieszkania, mogli wejść i położyć choinkę w przejściu. Janusz kontynuował: - Po ostatnim incydencie nie pozwalają mi nawet otwierać samemu lodówki.

Janusz plis miałeś być ogarnięty, nie psuj się

- Co zrobiłeś?

- Spaliłem czajnik, gotując wodę na herbatę.

- U moich rodziców którychś świąt zapaliła się choinka i firanki i od tej pory były wigilie u mojego brata, Zachariasza. Ale on w tym roku wyjechał do ameryki robić pieniądze i musimy z Janiną ogarnąć karpia.

- To smacznego. A macie już tego karpia? – zapytał Janusz.

- Nie, dziś idę po żywego, bo jak byłem w lidlu po mrożonego to mnie moherowe berety nie dopuściły do lodówek nawet.

- Batalia o karpia to nie twój poziom wtajemniczenia w święta.

- Chyba tak, za słaby mam level.

- Dobra, to wesołych i żeby się nic nie spaliło – powiedział Janusz i uściskał Tadeusza, machając przy okazji Janinie, która wyszła właśnie z kuchni.

- Nawzajem Janusz, a na sylwestra wbijesz? – zapytał Józefowicz.

- Jasna sprawa – powiedział Janusz i zszedł na dół.

***

- Weź te światełka równomiernie rozkładaj, bo na dole ciemno. – Janina instruowała Tadeusza, który sam musiał ubrać choinkę, bo ona gotowała zupy. – I bombek z tyłu nie wieszaj, bo i tak nie widać.

- Luzik, kochanie, umiem ubrać choinkę. Ubrałem chyba cztery w pracy.

jedyna rzecz która ci wychodzi

- Bluri mógłbyś być milszy w święta chociaż.

mogę być niemiły w świąteczny sposób

- To znaczy?

­pada śnieg pada śnieg dzwonią dzwonki sań

a Tadeusz Józefowicz to jest nadal dzban

hej

- Święta to czas wybaczania, więc masz szczęście tym razem.

że co, że się nie obrazisz? obraź się, proszę bardzo, wyjdź do innego pokoju xD

- Tadeusz włączyć ci kolędy?

- Tak, ale te od Rubika.

- Wiem, że innych nie słuchasz.

- Tylko tych Bluri nie lubi, dzięki kochanie.

nieee tylko nie klaskanie

- Wyklaskam cię z mojej głowy, palancie.

Janina włożyła płytę i wcisnęła play. Nie ma to jak kolędy śpiewane chórem pod batutą Rubika.

***

- Proszę pana, ten karp jakiś taki niemrawy – powiedział Tadeusz do pana sprzedawcy karpi. Stał przy mętnym basenie, którego zapach czuć było w promieniu najbliższych 50 metrów, karpie praktycznie leżały jeden na drugim w czymś co dawno przestało przypominać wodę. Tadeusz był humanitarny, więc przyniósł wiadro.

- Panie, bierze pan tę rybę czy nie. Jak się nie podoba to nie mój problem, to ma smakować, a nie się podobać.

- No to może pan mi da tę tutaj, co tak się patrzy – powiedział Tadeusz i wskazał palcem na rybę która swoje małe oczka wznosiła do góry, tylko dlatego, że tkwiła w jakiejś dziwnej pozycji.

- Ale pan wybredny. No niech będzie – powiedział sprzedawca i wrzucił do wiadra Tadeusza rybę, która od razu odżyła w czystej wodzie. Józefowicz zapłacił panu marudzie należne i wrócił do samochodu. Postawił wiadro na siedzeniu i przypiął pasami. Jechał najwolniej jak umaił, a przez otwarte okna (które musiał otworzyć jeżeli chciał oddychać tlenem, a nie rybim aromatem) słyszał wszystkie wyzwiska, jakie po drodze padły w jego stronę za jazdę 30km/h.

Magia świąt.

***

W domu panowała napięta atmosfera. Tadeusz poganiał z odkurzaczem, Janina praktycznie nie wychodziła z kuchni. Był 23 grudnia. Karp zadomowił się w wannie. Józefowicz nawet nazwał go Henryk, bo dziwnie mu było się kąpać z kimś, kogo imienia nie znał. Ich rodzice wydzwaniali na zmianę, że coś ugotują, o której będą, czy sobie radzą i tak dalej. W sypialni czekały prezenty do spakowania. Tadeusz zaczynał nienawidzić świąt i co chwila wyzywał się z Blurim. Po umyciu łazienki, Tadeusz opadł na krzesło w kuchni i palcami wyciągnął z miseczki śledzia w śmietanie. Janina zdzieliła go za to szmatą.

- Zostaw, to na święta.

Co za różnica, i tak zostanie.

***

Jakoś pod wieczór padły w końcu okrutne słowa.

- Tadeusz, zabij karpia.

- CO!? – wykrzyknął oburzony Tadeusz.

- Jak to co, no upiec go trzeba. Bierz go z wanny na deskę.

- Ale nie możemy go zabić, on jest członkiem rodziny!

- Tadek, proszę cię. To ryba.

Tadeusz zamknął się z łazience z karpiem i zaczął płakać, że on nie może go zabić, skoro wyzwolił go z tamtego bagnistego basenu. Widział wdzięczność w oczach tego karpia. Jak mógł go zabić.

Tadeusz obiecał wygrać batalię o mrożonego karpia w lidlu, a Henryka pod osłoną nocy wypuścił do rzeki.

- Płyń przyjacielu. Jesteś wolny.

Wrócił do domu, nucąc radośnie piosenkę.

♪ Kokosowe, kokosowe karpie w wodzie, moi przyjaciele ♪

twoi jedyni

- Zazdrosny o moich kokosowych przyjaciół, Bluri?

a w życiu xDDDD

***

Wreszcie wszyscy przyjechali. Matki, ojcowie, ciotki, dzieci, jak oni się wszyscy zmieścili przy tym stole, to Tadeusz nie mógł ogarnąć, ale cieszył się, że nie trzeba było iść do sąsiadów pożyczać krzeseł. Ledwo się dało przejść między stołem a meblościanką, a do tego wszystkiego miejsce zabierała jeszcze choinka, która wycofana została pod drzwi od balkonu. Stół zawalony, pachnie kompotem z suszu, rybą i wiekowym swetrem wujka.

- Jak dobrze, że choinka żywa, bo przynajmniej pachnie ładnie – mówi matka Janiny.

No byłoby miło, jakbym ją czuł, myśli Tadeusz, siedząc na głównym miejscu stołu. Janina kazała mu się jakoś ubrać po ludzku, wiec ubrał najnowszy czarny dres i koszulę. Dostał pochwałę od matki, że ubrał się odświętnie, chociaż narzekała, że nie miał krawatu. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Pod stołem piętrzyły się prezenty, Zachariasz przywiózł upominki z Ameryki, chyba poświęcił na nie 10 kg swojego bagażu. Brat Tadeusza zajął się zabawianiem rodziny opowieściami z wielkiego świata, więc Tadeusz mógł sobie spokojnie siorbać barszcz i wreszcie odsapnąć. Janina też mogła wreszcie usiąść, bo pałeczkę w kuchni przejęły mamuśki. W ściszonej telewizji leciały reklamy na Polsacie, a w przerwach puszczali Kevina.

***

- Januś, a Tadeusz dalej gada do siebie?

- Mamo, nie musisz być niemiła.

- A nie szkodzi, kochanie, to nic w porównaniu z tym, co Bluri mówi.

- Tadeusz plis.

***

Wszyscy zjedli, otworzyli prezenty, obgadali kogo tylko mogli, oburzali się na politykę. Ojciec Janiny i wujek od swetra omal się nie pobili, gdy po paru kieliszkach ktoś odezwał się na temat współczesnej władzy.

- A co ty możesz Stasiu wiedzieć, za moich czasów to było lepiej.

- To był komunizm.

- Socjalizm był bardzo dobrym ustrojem!

Potem były wielkie plany pójścia na pasterkę, ale po tym jak wujek Stasiek i ojciec Janiny zrobili sobie własną hehe pasterkę, to Tadeusz nie wiedział, czy ktoś w ogóle doszedł do kościoła.

Reszta świąt minęła na dojadaniu 12 potraw i graniu na ps4 w fife. Tadeusz dostał wymarzony prezent na święta. Janina okazała się mieć ukryty talent do piłki nożnej.

Wieczorem małżeństwo Józefowiczów wyszło na lodowisko, bo nie ma to jak romantyczne łyżwy ze światełkami i trzymaniem się za ręce. Jedynym problemem było to, że, w przeciwieństwie do temperatury, koordynacja ruchowa Tadeusza była ujemna, więc co chwila wywalał się na plecy, mocząc spodnie tak, jakby nie dobiegł do łazienki.

Białych świąt nie było, ale co za nowość. Karp wolny. Śledzie zjedzone. Choinka sypie się na podłogę. Rodzinne podsumowanie twojego przegranego życia i jak to rodzeństwo ma lepiej.

Magia świąt.

***

19:28 28/12

od: Bronek złodziej

elo mordo jakies plany na sylwka? ::D



Jakie plany na sylwka ::::DDDD Dzięki za wszystkie pomysły! ten rozdział to było troche odreagowanie na święta xDD cyrk, istny cyrk. Może zdążę kolejny rozdział przed sylwestrem, ale nie wiem xD zobaczymy. Od stycznia rusza zapierdziel szkolny tj. olimpiada i matura, trzymajcie kciuki, żebym podołała i żeby były updaty xDD 

komentujcie i zostawcie gwiazdeczki :* 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top