10 - Nigdy nie jestem taki, jaki bym chciał

Ja nie wierzę, że to ma fabułę nagle xD jak tam wakacje u was? bo u mnie spoko, już 2 miesiące prawie za mną, a jeszcze dwa zostały xD tyle czasu a paski i tak wychodzą raz na 100 lat, no cóż ¯\_(ツ)_/¯

Attention: Jeżeli pali się auto dzwoń na 112. A najlepiej to nie podpalaj auta XD

Noc zapada z grawitacją, Ziemia odwraca się od świętości. Zabieram ze sobą mojego jedynego przyjaciela, który nigdy mnie nie opuszcza (a mógłby)

EJ

Ma na imię Bluri.

Nazywam się Tadeusz Józefowicz, poznałem Bluriego w wieku siedemnastu lat. Gdyby był dzieciakiem jak ja, to byłby tym typem, który oferował innym trawę na imprezach, samemu nie biorąc, bo był wystarczająco szurnięty. Bluri mieszka w mojej głowie. Nie oferowałem innym trawy na imprezach. A czy paliłem? Niewiele. Ale jeżeli już to zawsze coś poszło nie tak. Tak jak podczas tej jednej imprezy, gdy straciłem moje pierwsze auto.

Jezu, nie prosiłem o twoją autobiografię.

Jestem Tadeusz i nigdy nie jestem taki, jaki bym chciał, jestem dwustronny. Jak moneta. Ale monetę ukryć łatwiej niż fakt, że to mi się trochę podoba. W sensie to, że inni później płaczą. Taki ze mnie wariat.
W środeczku.

- Halo, Janusz, gdzie jesteście?! - To był Bronek w słuchawce telefonu Janusza. Albo w ekranie. W głośniku? W każdym razie było go słychać przez Ajfona.
- Nie wiem, przy kamieniołomach, przy starym aucie Tadka...
- Ok, nie jedź nigdzie. Jak będzie trzeba to zamknij Tadeusza w samochodzie... Ech, będę niedługo - dokończył Bronek i rozłączył się. Janusz chciał o coś zapytać, ale nie zdążył. Samochód dalej się palił, mimo tego, że Dan próbował przygasić go gaśnicą samochodową. Będą musieli poczekać aż benzyna się wypali... albo nadjedzie straż pożarna i będzie przypał.
Janusz spojrzał na Tadeusza, który leżał na dachu jego szarego Audi i rozmawiał ze sobą. Janusz zastanawiał się, czy jest szansa, że i on zginie zanim przyjedzie Bronek z odsieczą. Bluri-Tadeusz był dziś nieobliczalny, a Janusz zawsze był trochę słabszy z matematyki.

Tadek, to były dobre czasy. Jak wywiozłeś tutaj to auto. Było zabawnie.

Dalej nie wiem jak to się stało.

Trzech ziomeczków z licbazy, ty i skręty szauwi czy innych hehe ziółek. Wesoło.

Ale jak ja wróciłem do domu?

Tadek, jestem twoim drugim ja, nie wikipedią.

Na pewno wiesz, powiedz mi.

Soraski, ale Bluri.exe przestał działać.

I w głowie Tadeusza po raz pierwszy zapadła c i s z a .

Józefowicz gwałtownie podniósł się do siadu. Rozejrzał się po okolicy. Płonące auto, Janusz Dan siedzący na trawie, rzucający kamienie przed siebie. Wiatr. Opary benzyny. Czy tak pachnie wolność?

- Janusz! - wykrzyknął i zeskoczył z dachu auta.

Janusz poderwał się na równe nogi, będąc pewnym, że jego czas nadszedł i musi szybko odmówić modlitwę o swoje zbawienie.

- Janusz, słyszysz to?

Janusz nie słyszał nic poza krwią w swoich uszach i strzelającymi płomieniami.

- Co?

- Ciszę.

Dan nie uważał, żeby było tam teraz jakkolwiek cicho, ale chęć życia zabraniała mu kwestionować słowa przyjaciela.

- Bluri odszedł. Zamilkł. Jest cicho, Janusz, Boże, co za piekny dzień!

Janusz Dan starał się przypomnieć sobie całe życie i odnaleźć moment, który doprowadził go do obecnej chwili.
- Chodź, jedziemy stąd, trzeba świętować! Chodźmy na kebab, a potem będziemy jeździć bez celu. Będziemy słuchać radia. I zabierzemy Janinę z domu. Jak ja kocham Janinę, Janusz. I ciebie też kocham, stary. Wszystkich kocham.
- Tadek bardzo mi miło, ale nigdzie nie jedziemy teraz - powiedział Janusz.
- Jak to? - uśmiech zszedł z ust Tadka.
- Czekamy na Bronka.
- Och. No dobra.

Po chwili dodał:
- Gramy w kółko-krzyżyk na piasku?

W tym momencie Janusz Dan, żółtowłosy perkusista z Ochajo zrozumiał, że jego życie to żart, więc równie dobrze może zagrać na piasku w kółko i krzyżyk z niestabilnym emocjonalnie sąsiadem, podczas gdy za jego plecami płonie samochód. Nic już nie miało znaczenia.

Po dwunastu rundach przyjechał Bronisław Ursyn.

Bronek nie takie rzeczy widział w swoim trzydziestoletnim życiu, to jednak przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Było dobrze, póki nie słyszał syren. Bronek nie mógł być widziany w świetle kogutów służb porządkowych. Źle to wpływało na jego wizerunek. Chyba, że to on był pod wpływem. Jednak teraz był absolutnie trzeźwy i w zasadzie wolałby nie być.

Gdy Tadeusz podszedł do Bronka, ten przywalił mu z liścia.

- Wtf Bronek, a to za co? - oburzył się Tadek, ale po tych słowach Bronek sprezentował mu liścia w drugi policzek.

- Ej

Liść.

- Bron

Liść

- Przest

Liść.

- Bronek, co do ch- wtrącił Janusz i też dostał liścia.
- Oj, sory ziom, odruchowo - przeprosił Bronek. - Ale w sumie tobie też się należało.
- Za co?! - odparł, masując policzek.
- Za to, że zapomniałeś kim jest Bluri i za to, że za tobą pali się auto.
- A kim ja jestem, jego mamą, żeby się nim opiekować? - rzucił Janusz i wskazał na masującego swoje policzki Tadeusza.
- W pewnym sensie każdy przyjaciel Tadeusza musi być jego mamą.
- Ale moją mamę to ty szanuj! - powiedział Tadeusz.
- Twoja mama jest bardzo ok kobietą, nic do niej nie mam.
- No ja myślę.
- Jak niby według ciebie miałem przewidzieć, że Tadeusz PODPALI AUTO? - kontynuował Dan.
- No nie wiem, zapytać???

Tadeusz był pewien, że gdyby Bluri tu był to powiedziałby "XDDD", ale go tu na szczęście nie było.

- No mogłem w sumie - przyznał Janusz.

- Dobra, spadamy stąd - zarządził Bronek.

- A co z ogniem? - zmartwił się Janusz.

- Kiedyś zgaśnie. Nie ma tu trawy, żeby miało zapalić się więcej. - Bronek wzruszył ramionami. Janusz nie był przekonany, ale stwierdził, że niech będzie.

Wyjechali na kamienną drogę (Tadeusz w aucie Ursyna, Janusz sam za nimi), potem na asfalt. Tadeusz przez całą drogę słuchał szumu braku sygnału i narzekał na dziury w drogach.

- Nie po to płacę podatki, żeby mi urwało koło w drodze do domu.

Bronek myślał, że zaraz go zabije.

Zatrzymali się gdzieś przy podejrzanym barze dla tirowców i motocyklistów. W środku świeciło się światło, na werandzie siedziało dwóch dzików w czarnych skórzanych kurtkach, obok stały motory i dwa tiry. Janusz przełknął ślinę i postanowił nie wychodzić. Widok tych typów przypomniał mu dawne czasy liceum, gdzie z jakiegoś powodu wyzywano go od części rowerowych.

Z Hondy wyszedł Bronek i witając panów przy werandzie skinieniem głowy, udał się na tył chatki do budki telefonicznej, skąd poinformował swoich ludzi o pożarze auta i potrzebie zatarcia śladów.

- Nas tu nigdy nie było - powiedział do właściciela baru, który akurat wyszedł na fajkę, a ten ze zrozumieniem pokiwał głową.

***

- Dobry Jezu, Tadeusz, myślałam, że już nie wrócisz! - zawołała Janina widząc męża w drzwiach w eskorcie innych osiedlowych ekscentryków.

- Wybacz mi Januś, wiesz, że to nie moja wina - powiedział Józefowicz, obejmując żonę.

- Wiem, Tadek, ale martwiłam się o ciebie. Odgrzeję rosół, a ty proszę umyj się. Śmierdzisz benzyną.

- Nie planowałem tego.

I zniknął w łazience.

- To może wy też zostaniecie na kolację - zaproponowała Janina stojącym na klatce Danowi i Ursynowi.

- Na rosołek to zawsze - stwierdził Bronek z uśmiechem i wkroczył do mieszkania, Janusz za nim.

Usiedli przy stole w salonie, po chwili dołączył do nich Tadeusz. Cała czwórka zjadła wspaniałą kolację, później panowie wypili również po browarku i każdy poszedł w swoją stronę.

Janusz był pod wrażeniem tego, że wybryk Tadeusza-Bluriego został potraktowany tak normalnie, a gdy opowiadali o tym Janinie, brzmiało to jak wesoła anegdotka, chociaż on ciągle widział minę Józefowicza, gdy ten oblewał auto benzyną. Ręce w górze i wszytko płonie, do melodii piosenki, której nikt nie zna, a Tadeusz ją śpiewa.

***

W nocy, gdy Józefowiczowie leżeli już w łóżku, Tadeusz zwrócił się do żony:

- Janka, wiesz co... Bluri zniknął.

Janina otworzyła oczy w szoku.

- Naprawdę?! Ojeju, to wspaniale!

- Chyba tak - stwierdził niepewnie. - Ale zdaje mi się, że to nie koniec.

Zamyślił się na chwilkę.

- Przynajmniej raz się wyśpie - podsumował i zamknął oczy.


D b r n c



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top