4

-ty....ty-przedrzeźnił mnie z lekko chamskim uśmiechem. Patrzyłem w jego oczy wtapiając się w tą ich czerwień. Pierwszy raz czułem się przy kimś nieznajomym tak bezpieczny. Na moje policzki wkradł się delikatny rumieniec, chłopak nadal trzyma mocno mój nadgarstek. Obserwował mnie uważnie.-ty go ukradłeś!?-wrzasnął łapiąc za złotą muszelkę

-...n-nie-pisnąłem

-przecież widzę, że to mój! Dawaj go!

-a-a co jeśli nie oddam?-postanowiłem się bawić w to samo co on

-ukatrupię cię, zrobię z ciebie sushi i będę sprzedawać na plaży -krzyknął. Lekko mnie wystraszył nie wiedziałem czym dokładnie jest sushi, ale miałem pewność, nie chce tym być. Znikąd zawiał wiatr, a z nim jeden liść z niedaleko rosnącego drzewa. Spadł mu centralnie na twarz. Zaśmiałem się głośno a on mnie puścił. Normalnie bym uciekł jednak czułem, że będę tego później żałował.-z czego rżysz głupia!-krzyknął

-...ej! Wypraszam sobie! Jestem 100% trytonem! mężczyzną!

-masz długie włosy, dziecinną/damską twarz, twój ogon gdzieniegdzie mieni się lekkim różem/jasnym czerwonym, masz długie rzęsy, które zakrywają twoje krwiste czerwone błyszczące oczy, do tego cały się rumienisz dzieciaku-mruknął...czułem się bardziej czerwony.

-....n-nie wpatruj się tak we mnie!-pisnąłem on szczegółowo mnie opisał...usłyszałem lekki kpiący śmiech, a na jego twarzy lekki rumieniec-po za tym sam jesteś dzieciakiem!

-ach sorry jesteś bachorem

-mam 17 lat! Jestem od roku pełnoletni!-warknąłem

-za rok będziesz dzieciaku, nie postarzaj się-śmieje się chamsko

-....co? dwunogi są pełnoletnie od 18?-mruknąłem

-chcesz mi powiedzieć, że jako ryba mogłem pić alkohol legalnie od 16

-...co...?...

-nie ważne- mruknął-i tak jesteś bachorem-prychnął

-ile masz lat?

-20-mruknął

-ooo to już pewnie masz żonę i jajeczka-uśmiechnąłem się lekko słabo

-jajeczka?-prychnął lekkim śmiechem-ludzie inaczej się rozmnażają-przekręciłem głowę na bok, by zrozumieć jego słowa pod innym kontem. Szczerze to nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć

-n....no tak...człowieki to nie syreny-mruknąłem z lekkim uśmiechem-no to ile masz....człowiątek?-mruknąłem

-nie mam dzieci-mruknął spokojnie

-...w moim świecie, jeśli do 18 urodzin nie znajdę sobie partnerki to wyjdę za tą, którą rodzice mi wybiorą...-westchnąłem

-może to i lepiej, że nie jestem rybą....tak w ogóle to....Bakugo Katsuki-mruknął 

-Kirishima Eijiro~-uśmiechnąłem się do niego-to twoje...ładny- mruknąłem oddając mu naszyjnik.

-bo mój -fuknął zabierając go.

-od kogo go dostałeś?-mruknąłem patrząc jak nakłada go sobie na szyję.

-co cię to-prychną a ja lekko posmutniałem po chwili on się odezwał-kupiłem go dla dziewczyny....-mruknął opierając się rękoma i patrząc w niebo

-u mnie w oceanie taki naszyjnik to wyznanie bez granicznej miłości-mruknąłem cicho. Jego dziewczyna musi mieć szczęście.

Gadaliśmy jeszcze parę dobrych godzin. Ciągle każdy mówił mi, że dwunogi to niebezpieczna rasa, że nie da się z nimi rozmawiać, bo tylko niszczą i zabierają. Ale jakie ja musiałem mieć szczęście, że udało mi się trafić akurat na takiego człowieka, który jest przyjazny.

Jakiś czas później

Od pewnego czasu wymykałem się z domu, by spędzić, choć chwilę z Bakugo. Mimo iż jest dwunogiem złapałem z nim wspólny język, jakby był jednym z mojej rasy. Opowiadał mi dużo o swoim świecie. Na przykład, że jego dwunożny ogon to tak naprawdę nogi, albo że chuda deska, na którą często krzyczy to telefon. Jest jeszcze dużo rzeczy, których on mi nie powiedział o swoim świecie chciałbym to wszystko zobaczyć. Sam Katsu przyciąga mnie swoją osobowością, charakterem. Jego czerwono krwiste oczy, które pokazują gniew i agresję, za którymi chowa się słodycz niewinność i strach. Jego blond włosy sterczące w każdą stronę świata. Jego piękny uśmiech. Jasnoróżowe usta, które kuszą mnie z każdym wypowiedzianym przez nie słowem....

-gdzie ty uciekasz?-zatrzymał mnie głos przyjaciela

-nigdzie nie uciekam

-wypływasz często o tych samych godzinach, twoja mama nie wie gdzie płyniesz. Nie mów mi, że ciągle płyniesz na ląd!?

-nie! no co ty!...

-to gdzie płyniesz?!

-a ty co mój ojciec?!daj mi spokój!

-....nie, ale jestem twoim przyjacielem martwię się o ciebie

-spotkałem pewną osobę...i...no...zakochałem się...-mruknąłem czerwony na twarzy

-znalazłeś narzeczoną!?-ucieszył się jak dziecko

-m-można tak powiedzieć

- z naszego królestwa? Północnego? Zachodniego? Wschodniego!?

-można powiedzieć, że...z...-spojrzałem w stronę lądu-...powiedzmy, że z zachodniego

-no to leć do niej-niego...-później wszystko mi opowiedz!-zaśmiał się

-j-jasne-popłynąłem szybko na moje spotkanie. Po chwili byłem na miejscu. Wdrapałem się na skałę gdzie codziennie odbywało się nasze spotkanie. Moczyłem delikatnie ogon w wodzie. Zamknąłem oczy, a wiatr rozwiał moje mokre włosy. Z daleka na plaży widziałem jego. Mimo wolniej uśmiechnąłem się. Chłopak zaczął pokonywać trasę przeskakując po skałach na tą dużą gdzie ja siedziałem.

-Hej Shitty hair -mruknął siadając obok mnie, patrzyłem się na niego. Jego długą szyjęmięśnie...delikatnie opaloną skórę-język zgubiłeś w wodzie!? Odpowiada się!

-H-hej-zarumieniłem się lekko odwracając wzrok. Ukradkiem na niego spojrzałem. Jego oczy...usta...nos...wyrzeźbiony tors...

-przestań mnie zjadać wzrokiem tylko wreszcie pocałuj debilu!-krzyknął głośno.

///

Dobra, niestety ostatnio nie mam weny. Co oznacza, że muszę wziąć mały urlop, by ją zregenerować. Wybaczcie mi w planach mam szybko wrócić.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top