~ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SZÓSTY~

Następne trzy dni pobytu w Paryżu spędziliśmy idąc z moimi rodzicami na kilka tutejszych wycieczek kulturowych. Mama wręcz nalegała, że musi sobie zrobić zdjęcie z Evanem na tle jakiejś atrakcji (niekoniecznie wieży Eiffla), a szatyn nie potrafił jej odmówić. Oboje się lubili, jednak chłopaka nadal nie satysfakcjonował fakt, że nie może się do mnie zbliżyć. Staram się dawać mu trochę czułości wieczorami, gdy siedzimy w zajmowanym przez nas pokoju, jednak to nie jest to samo, niżeli robilibyśmy coś podobnego w przykładowo pustym domu. U moich dziadków zawsze coś się dzieje.

Dzisiaj był męczący dzień. O godzinie ósmej rano moja mama powiedziała, że będziemy chodzić po muzeum Orangerie, gdzie zawsze po południu jest dużo ludzi. Mieliśmy zamiar wejść tuż po dziewiątej, czyli dokładnie kilka minut po otwarciu. Mama twierdzi bowiem, że nikt nie chodzi o dziewiątej rano do muzeów, szczególnie gdy mieszka we Francji całe życie, bo na pewno ktoś taki już był w tym muzeum. My też tam nigdy nie byliśmy, mimo że przyjeżdżamy tu już od tylu lat. Po prostu nie mieliśmy na to czasu. Tym razem mama myśli, że mamy go aż w nadmiarze.

Nie jestem pewien ile dokładnie chodziliśmy po tym muzeum (o dziwo mama miała rację, z rana było tam bardzo mało ludzi), ale około południa znów chodziliśmy paryskimi ulicami. Wyglądało na to, że nie mieliśmy już czego zwiedzać, a przynajmniej tak mi się zdawało, patrząc na pochłoniętą w myślach rodzicielkę. Rozglądała się wokół, jakby to miało jej pomóc w podjęciu jakiejś decyzji. Nie wiem, w czym reklamy komputerów mogły jej pomóc, jednak w pewnym momencie kobieta zatrzymała nas na środku chodnika, patrząc na wszystkich z iskierkami w oczach. To oznaczało, że coś wymyśliła.

– Co powiecie na małe zakupy? – zapytała, patrząc najpierw na tatę. Chciała chyba, żeby poparł jej pomysł, a gdy to zrobił, spojrzała na mnie i Evana. Liczyła na to, że my też się na to zgodzimy. Zerknąłem kątem oka na Evana, on jak samo jak mama wydawał się podekscytowany na ten pomysł.

– To nie jest taki zły pomysł...

– Świetnie! Chodźmy!

Szczęście na twarzy mamy było nie do opisania. Od razu po mojej odpowiedzi mama wzięła tatę pod rękę, a poruszony tym gestem Evan poszedł w jej ślady, robiąc to samo ze mną. Nie opierałem się mu, ponieważ gdybym mu odmówił najpewniej potem byłby na mnie zły. Nikt w końcu nie patrzył krzywo na nasz spacer, a nawet gdyby, ignorowałbym to. Już nauczyłem się, że to uczucie jest mi całkowicie niepotrzebne w dalszym funkcjonowaniu.

***

Trochę zajęło nam dotarcie do najbliższej galerii. Evan nie mógł uwierzyć, jak wielka jest ta galeria sklepów i niemal każdy szyld zwracał na siebie jego wzrok. Moim zdaniem większość rzeczy przypominała te sklepy w naszym mieście i w każdym innym było by tak samo. Dla niego natomiast to coś nowego, więc starałem się cieszyć tą chwilą razem z nim.

Pierwszy raz byłem w tej galerii i raczej jedynie tata wiedział dokąd powinniśmy iść. Czasami prowadził nas do popularnych sklepów, do których czasami wchodziliśmy. Nie miałem pojęcia, czego konkretnie w tym miejscu szukaliśmy, ale Evan wydawał się zainteresowany różnymi koszulkami z motywem Francji. Już wcześniej mówił, że chce kupić sobie jakieś pamiątki, ale gdyby obchodziło go moje zdanie, nie radziłbym kupować mu koszulek. Zazwyczaj robione są w złej jakości i po jakimś czasie nadruk (jeśli takowy jest) się zmywa. Najlepiej jeśli będzie robił zdjęcia, bo to są najlepsze pamiątki z wyjazdów, jakie można mieć. Głównie dlatego, że są darmowe. Pod koniec kupił sobie nie tylko koszulkę, ale też jakiś kubek. Ja jedynie skusiłem się na nowy pasek do spodni.

– Przerwa, bolą mnie nogi... – powiedziałem podczas marszu, zatrzymując się przy miejscach, w których można było usiąść. Evan widząc moje zmęczenie zatrzymał się ze mną, pozwalając iść dalej moim rodzicom (chyba nawet nie zauważyli, że zostaliśmy w tyle, zbyt bardzo pochłonęły ich zakupy).

"Wszystko dobrze? Źle się czujesz?"

– Nie, potrzebowałem postoju... Bardzo chcę już wrócić do domu dziadków. Możesz dalej chodzić z po sklepach z moimi rodzicami, jeśli nie masz dość.

"Nie trzeba, chętnie z tobą wrócę. Już i tak straciłem ich z oczu, więc sam bym się zgubił."

– Okej, postanowione – uśmiechnąłem się, wstając. Wziąłem bez uprzedzenia jedną z toreb szatyna, wsadzając przy okazji do niej małą torebkę z moim paskiem. Starszemu raczej to nie przeszkadzało i po wysłaniu krótkiej wiadomości mamie, że wrócimy do dziadków, ruszyliśmy do wyjścia z galerii.

Nie mieliśmy zbyt długiej drogi powrotnej, gdyż większość przejechaliśmy autobusem. Wysiedliśmy jednak przystanek wcześniej przed mostem zakochanych, ponieważ Evan wolał się jeszcze nim przejść. Być może chciał to zrobić ze względu na stojącego na nim lodziarza, jednak będąc już na nim ku mojemu zdziwieniu nawet na moment się przy nim nie zatrzymaliśmy. Zrobiliśmy to kilka metrów dalej.

– Nie chciałeś lodów? Podobno te są zaskakująco dobre – zapytałem, zwracając głowę w stronę niższego. Wydawało mi się, że chłopak chce mi coś powiedzieć, bo na to wskazywała jego lekko zgarbiona postawa oraz spuszczony wzrok. Zatrzymaliśmy się. – Evan? O co chodzi? Zgubiłeś coś?

Chłopak zaprzeczył ruchem głowy i wraz z tym pytaniem oczy Evana w końcu podniosły się ku górze. Rumienił się delikatnie i po chwili szatyn wyciągnął w moją stronę rękę. Definitywnie coś w niej trzymał i chciał mi to przekazać. Bez problemu przejąłem od niego tą rzecz, która okazała się najzwyklejsza w świecie kłódka. Po dokładnym obejrzeniu jej spostrzegłem na niej napis "V+E". To były nasze inicjały, co znaczyło że chłopak chciał umieścić tą kłódkę na moście miłości. Było już na nim miliony innych kłódek, więc nie wiedziałem, czy nasza w ogóle się zmieści.

– Dziękuję, Evan... Skąd w ogóle pomysł na zrobienie tego? Kiedy kupiłeś kłódkę? – zacząłem go pytać, powoli otwierając ją dołączonym do przedmiotu kluczykiem. Całkiem sprawnie mi z tym poszło.

"Zobaczyłem parę kupującą podobną już w pierwszym sklepie. Sprzedawca pomógł mi z inicjałami, chociaż to był całkiem spory kłopot."

– To była aż taka tajemnica? Mogłeś mnie zawołać...

"Chciałem to załatwić sam. To w końcu jeden z gestów miłości w tym kraju, a ja chciałem ci pokazać jak wielka do ciebie ona jest."

– To naprawdę urocze... Zawieśmy ją razem.

Evan uśmiechnął się w moją stronę, pomagając mi zapiąć kłódkę przy tych innych. Nie wyróżniała się ona niczym specjalnym, ale dla nas obu miała wielkie znaczenie. Dalej trzymałem w rękach klucze lecz z chwilą uświadomienia sobie, co powinienem z nimi zrobić podniosłem rękę najwyżej, jak tylko mogłem, ciskając tą małą rzeczą w stronę rzeki. Gdy tylko klucze zniknęły, poczułem dłoń Evana na swojej. Nie musiał nic migać, żebym zrozumiał, co chciał mi teraz przekazać. Wyjąłem z trzymanej torby zakupowej teczko-podobną rzecz, która posłużyła nam za parawan. Nie chcieliśmy w końcu, żeby inni ludzie widzieli jak się całowaliśmy. Oni także raczej nie chcieli widzieć czegoś takiego i po prostu poszliśmy im na rękę. Ten pocałunek był bardzo słodki, zupełnie jak wszystkie nasze poprzednie. Następne również powinny takie być.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top