~ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIĄTY~

Cieszyłem się jak dziecko, kiedy po wielu minutach stania w kolejce wyszliśmy z tej zatłoczonej piekarni. Było tam też zdecydowanie za gorąco i gdy tylko spotkałem się z zewnętrznym powietrzem doznałem ulgi. Moje kuzynki się przez to ze mnie śmiały, a Evan już w środku próbował mi jakoś z tym pomóc, wachlując mi tamtejszą ulotką promocyjną przed twarzą. Dzięki tej pomocy dostał ode mnie dodatkowego rogalika z czekoladą jako nagrodę. Podziękował mi za to słowami "Jesteś najlepszy, kochanie" po migowemu. Na całe szczęście Genevive i Anita nie mogły go zrozumieć, więc nie miały też pojęcia dlaczego całą drogę na plac przy wieży Eiffla się uśmiecham. Czasami taka niewiedza popłaca.

Moje kuzynki już w drodze zaczęły jeść kupione przysmaki i obie patrzyły na nas jak dzikie bestie lub nawet gołębie, które przez tydzień nic nie jadły. Myślały najpewniej, że któryś z nas się zlituje i da im kawałek, ale obaj z Evanem nie zwracaliśmy na nie uwagi (on to robił głównie dlatego, iż zbyt bardzo pochłonęło go jedzenie), a ja po prostu odwracałem od nich wzrok. Kiedy zjedliśmy, Evan pociągnął mnie nieśmiało za koszulę. Wtedy na niego spojrzałem.

"Jest jakieś inne miejsce, do którego możemy pójść? Duże tłumy odrobinę mnie onieśmielają."

– Co takiego powiedział Evan? Musi do łazienki? – zapytała Anita, przypominając o swojej obecności. Przez pięć minut siedziała w całkowitej ciszy i w końcu jej cierpliwość się skończyła. Była jak Peter, ale posiadała okropny charakter.

– Nie, Evan pytał, czy możemy zmienić naszą lokalizację... Polecisz coś, skoro tu mieszkasz?

– Kawiarnia na ulicy Av. de Suffren. Dzieci do lat dwunastu obsługują za pół ceny.

– Nie przyjechałem tu, żeby wydawać na ciebie pieniądze. Genevive? – tym razem zwróciłem się do drugiej kuzynki, z nadzieją, że ona faktycznie zaprowadzi nas gdzieś, gdzie nawet ja nie byłem. Geografia nigdy nie była moją mocną stroną, szczególnie w mieście, w którym jestem tylko parę razy w roku.

– Miałyśmy się nie oddalać od wieży Eiffla, więc możemy pójść do parku. Koniecznie zaczepiając o plac zabaw.

– Idziemy na karuzelę?! Je suis d'accord!

Przewróciłem z lekkim rozbawieniem na entuzjazm Anity, tłumacząc oczywiście jej ostatnie słowa Evanowi. Potem zaczęliśmy kierować się na most, żeby przejść na ulicę, przy której znajdował się park. Wydawało się, że znajdował się ob dość daleko, ale kiedy tylko go przekroczyliśmy, nadal widzieliśmy wielki ornament i przy okazji wizytówkę Paryża. Po dotarciu na plac zabaw Evan nie wydawał się być niezadowolony ze zmiany otoczenia, jednak wydawało mi się, że stał się mniej energiczny. Czasami na siebie zerkaliśmy w tym samym czasie, co na sekundę robiło się niezręczne, a brunet z lekkim niepokojem znów odwracał wzrok. Postanowiłem z nim porozmawiać, dlatego pozwoliłem kuzynkom na chwilę zająć się sobą. Nie potrzebowały nas do wspinania się na gigantyczną "pajęczynę".

– "Nie jesteś wystarczająco zadowolony z dzisiejszej wycieczki?" – zacząłem go pytać, sprawiając w stojących nieopodal nas ludziach zdziwienie. To w końcu niecodzienny widok dla Apostołów i Rolników, żeby dwoje ludzi rozmawiało ze sobą po migowemu. Niektórzy oczywiście mogli coś zrozumieć, ale język migowy wszędzie wyglądał inaczej, co dodaje nam więcej prywatności w rozmowie. Evan bez chwili namysłu pokręcił przecząco głową.

"Nie, wszystko jest okej. Rogale, które jedliśmy były naprawdę pyszne, chciałbym je kiedyś jeszcze raz spróbować. Widok na wieżę Eiffla też był niczego sobie."

– "Ale widzę, że coś ci nie odpowiada. Podzielisz się tym ze mną?"

"A nie będziesz się śmiał?"

– Czy ja kiedykolwiek się z ciebie śmiałem? – zapytałem, na chwilę zapominając, że powinienem był migać. Na to było już za późno, bo starszy już zaczynał znowu myśleć się nad odpowiedzią. Już zdążyłem do tego przywyknąć, więc dałem mu tyle czasu, na ile tego potrzebował.

"Marzę o chwili zostania z tobą sam na sam. Wtedy będę mógł cię pocałować, a nawet i więcej. Nie twierdzę, że twoje kuzynki przeszkadzają nam w randce, ale zdecydowanie to robią."

Słowa wymigane przez Evana, choć początkowo brzmiały zabawnie, posiadały też w sobie urok. Zamiast oczekiwanego przez chłopaka śmiechu na moich ustach pojawił się uśmiech, który na tę chwilę musiał uświadomić go, że zrozumiałem jego przekaz. Mi też jest ciężko ukrywać niemal przed wszystkimi nasz związek i powinniśmy w końcu coś z tym zrobić. Nie mówię, że tak od razu... Małe kroki wystarczą do osiągnięcia celu.

– "Ja też chcę cię pocałować. Spędzimy tu razem cały tydzień bez większych czułości, a po powrocie do domu wynagrodzę ci to w miły oraz przyjemny sposób."

"Naprawdę? Jak na przykład?"

– To już zostawiam twojej wyobraźni – zaśmiałem się, a Evan wyciągnął ku mojej głowie swoją rękę i poczochrał mnie po włosach. Dzięki tym słowom poprawiłem mu humor, co cieszyło i mnie.

– Victor! Karuzela! Pomoc!

Słysząc z oddali krzyk Genevive spojrzałem w jej kierunku i spostrzegłem jak ona i Anita machają w moją stronę. Dziewczyny zachęcały mnie do podejścia do nich i z wyczytanych gestów domyśliłem się, że chcą abym pomógł im z zakręceniem jej. Musiałem na ten moment opuścić Evana, który puścił mnie do bawiących się sióstr bez żadnego gestu sprzeciwu. Obiecałem mu, że dokończymy później naszą rozmowę i wtedy ruszyłem do kuzynek, przypominając sobie czasy dzieciństwa. Nigdy nie lubiłem piasku wokół placów zabaw. Zawsze mnie spowalniały. Dziś jednak aż tak nie stawiał on oporu i mogłem żwawym krokiem dojść do karuzeli. Po dotknięciu metalowej rury poczułem jej przyjemny chłodek. Wraz z nastaniem południa zrobiło się goręcej i chyba tylko ta jedna rzecz mogła zachować niską temperaturę w tym słońcu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top