~ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY CZWARTY~
Na początku w ogóle nie przejmowałem się faktem, iż moje kuzynki zaczynały zadawać Evanowi mnóstwo pytań. Obie były ciekawe, jaką chłopak jest osobą, ale nawet jeśli wytłumaczyłem im dokładną sytuację szatyna, one i tak oczekiwały od niego należytej odpowiedzi. Musiałem z tego powodu tłumaczyć nawet więcej, niż było to z dziadkiem, czy rodzicami. Genevive uchodziła za tą spokojniejszą, a jednak szła śladami młodszej siostry, która zapominała czasem o tym, że Evan nie znał zbyt dobrze francuskiego. Po zwykłych dziesięciu minutach miałem dość, więc co przyniosą mi następne dni? Ból głowy? A może coś gorszego?
Godzinę później byliśmy z Evanem gotowi do wyjścia. Mieliśmy cały dzień spędzić na spacerowaniu i oglądaniu pięknych widoków Paryża. Na nieszczęście moje kuzynki gdy dowiedziały się jakie mamy plany postanowiły się zabrać z nami, dając do tego wytłumaczenie: "Znamy Paryż lepiej od ciebie, mieszkamy tu całe życie". Miały rację, jednak przynajmniej przez te kilka dni chciałem znów zabrać się z Evanem na randkę, bez ingerencji osób trzecich. Szczęście czasami potrafi być przewrotne.
– Jak poznałeś Victora, Evanie? Zakładam, że w szkole i na pewno nie w klubie dla biegaczy – zaśmiała się Anita, niemal cały czas chodząc przy moim chłopaku (dziewczynka mogła zadawać mu tyle pytań, ponieważ była Apostołem). Irytowało mnie to, ale nie mogłem po sobie dać znać, że odczuwam zazdrość.
– Nie musisz znać szczegółów naszego pierwszego spotkania...
– Muszę poznać powód, dla którego się zaprzyjaźniliście!
– A czy potrzebny jest do tego powód? Po prostu lubimy ze sobą spędzać czas... Genevive, czemu nie powiesz nic na zachowanie siostry?
– Nie będę marnowała na tego pasożyta słów, o ile nie jest to konieczne – prychnęła blondynka, wystawiając w kierunku odwróconej do niej siostry język. Genevive była Rolnikiem i można było powiedzieć, że zazdrościła młodszej siostrze, która urodziła się Apostołem. Dlatego właśnie między nimi zawsze pojawiają się kłótnie.
Evan, swoją drogą, uśmiechał się na naszą wymianę zdań pod nosem, najpewniej myśląc że takie zachowanie jest bardzo zabawne. Gdyby spędził z tymi dwiema tyle czasu, co ja, wiedziałby czym jest cierpienie (możliwe, że odrobinę przeginam). W pewnym momencie naszego spaceru zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Szliśmy w kierunku ulicy Napoleona, o której mówił nam dziadek, a drugą było to, że Anita złapała Evana pod rękę i z bardzo zadowolonym wzrokiem na niego zerkała. Krew gotowała się we mnie, niczym rosół lecz moją uwagę przyciągnęła druga z kuzynek. Wydawało mi się, że chce mi coś powiedzieć, więc zniżyłem się, z zamiarem wysłuchania jej.
– Je connais ton petit secret – szepnęła mi do ucha, a ja spojrzałem na nią, jakbym nie rozumiał, co do mnie powiedziała. Jej słowa były mi znane, ale przekazu nie dałem rady się domyślić. Blondynka zaczęła nas zwalniać, pozwalając Evanowi i Anicie na przyspieszenie.
– O czym ty mówisz? Jakim sekrecie?
– To ja tu jestem od zadawania pytań. Czemu tym razem zabrałeś ze sobą do dziadków przyjaciela? Do tej pory tego nie robiłeś, co jest odrobinę zastanawiające.
– Po prostu wcześniej nie było okazji... Jesteś zła, że Evan tu z nami jest? Przepraszam, pewnie czujesz się urażona...
– Ani trochę, polubiłam go nawet. Ty musisz być urażony, skoro zabieramy wam z Anitą wspólny czas. Chodzicie ze sobą, prawda?
Na dźwięk tych kilku słów poczułem jak przez moje ciało przechodzi strach. Było to podobne uczucie do tego, podczas imprezy urodzinowej u Nancy. Chciałem wyrzucić nieprzyjemne wspomnienia tamtej nocy z głowy, ale Genevive boleśnie mi o niej przypomniała. Zamilkłem, spuszczając głowę, ponieważ wolałem nie pokazywać kuzynce swojej zbitej miny. W dodatku była za młoda na prawdę, więc wystarczyło jej delikatnie skłamać i sprawa na jakiś czas powinna ucichnąć. Kiedyś odważę się na prawdę, jednak nie nadszedł jeszcze na nią czas.
– Skąd w ogóle...
– Lepiej nie kłam. Mama mówi, że to grzech, a grzeszni ludzie nie pójdą do nieba – niższa uderzyła mnie z otwartej dłoni w czoło, co odrobinę mnie zabolało. Na pewno zostanie mi po tym czerwony ślad. – Nie musisz tłumaczyć się z miłości. Podrosłam i rozumiem znacznie więcej rzeczy, niż myślisz.
– Ale... ja jeszcze nic nie powiedziałem...
– Nie musiałeś, twoja reakcja wszystko mi powiedziała. Kto wyznał uczucia pierwszy?
– Ja, ale nie zadawaj już więcej pytań! Na tę chwilę to tajemnica przed dziadkami, więc nikomu masz nie mówić, rozumiesz?
– Będę milczeć jak grób. Ale to całkiem urocze, wiedzieć że jesteś zakochany, kuzynie – Genevive zaśmiała się i kolejny raz jej ręka znalazła się zbyt blisko mojej twarzy. Uszczypnęła mnie w policzek, jak jakieś małe dziecko. Jak dla mnie to ona nim była.
– Anita też się nie dowie, tak?
– Oui.
– Nadzieja na krótki spokój została odzyskana...
Znów skierowałem wzrok przed siebie, jednak nie ujrzałem Evana i Anity. Zniknęli i z lekkim niepokojem zacząłem rozglądać się we wszystkie strony, próbując ich odszukać. Przez chwilę pomyślałem, że stało się coś złego lecz będąca przy mnie kuzynka wskazała na dwie postacie po drugiej strony ulicy. Na całe szczęście była to zaginiona dwójka, która stała przy szybie piekarni i z rozmarzonym wzrokiem przyglądała się tutejszym wypiekom. Z ulgą w mgnieniu oka znaleźliśmy się tam, gdzie oni i od razu zaczęły się pytania, czy możemy tutaj coś kupić. Anicie odmówiłem, ponieważ nie odpowiadałem za jej wyżywienie. Za to Evan nie musiał długo gestykulować rękami, żebym mu coś kupił. Zamierzałem to zrobić tak, czy siak. Takim sposobem nasza czwórka stanęła w dość długiej kolejce po słodkie pyszności, w której utknęliśmy na jakieś dwadzieścia minut.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top