~ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY CZWARTY~

Po wyjaśnieniu sobie z Evanem kilku rzeczy myślałem, że poczuję się lepiej, wiedząc że rozmawiał ze swoim byłym, a nie jakimś nieznajomym, który go podrywał (w szkole raczej nikt otwarcie by tego nie robił). Jednak nadal coś nie dawało mi spokoju i jeszcze bardziej martwiłem się tym, że był to jego były chłopak. Tym razem czułem niemałe zagrożenie, mimo że teraz to ja chodzę ze starszym. Pewna część mnie po prostu myśli, że jeśli nie będę go pilnował, ten cały Oliver w pewnym momencie zabierze mi Evana. Nie chciałbym wywoływać wilka z lasu i faktycznie stracić go bezpowrotnie, jednak co takiego mogłem zrobić? Nawet nie wiem, jak jego były chłopak wygląda.

Podczas następnych dni w szkole jeszcze kilka razy miałem okazję porozmawiać z nową koleżanką, Marthą. Zazwyczaj widywaliśmy się w bibliotece, co było dla nas spokojną odmianą od hałaśliwego korytarza. Całkiem nieźle się dogadywaliśmy i pokazałem jej nawet kilka słów po migowemu (co prawda nie liczyłem na to, że je zapamięta, ale zawsze fajnie było kogoś tego nauczyć). W taki sposób mijały mi dni drugiej klasy, aż pewnego dnia nie postanowiłem zapomnieć zabrać ze swojej szkolnej szafki telefon. Była to tylko chwila nieuwagi, a kiedy tylko sobie o tym przypomniałem było już dawno po zamknięciu placówki edukacyjnej i nie mogłem po nią wrócić. Musiałem po prostu czekać do następnego dnia, co nie było dobre. Gdy tylko pomyślałem o tej liczbie nieprzeczytach wiadomości od znajomych, dostawałem dreszczy na plecach. Mimo wszystko jeśli potem wytłumaczę im sytuację na pewno każdy, kto w tym czasie do mnie pisał zrozumie.

Do szkoły przyszedłem normalnie, przecież nie miało sensu przychodzić wcześniej po (najpewniej) rozładowany telefon. Miałem co prawda pewne problemy ze wstaniem, ale aż tak skomplikowane nie były (musiałem po prostu ustawić stary budzik taty na odpowiednią godzinę, a to nie było proste, gdyż posiadał on jedynie pokrętła). Gdy w końcu odzyskałem swój telefon, okazało się że miał jeszcze kilka procent i starczyło mi do odpowiedzenia na przynajmniej jedną wiadomość (nie powinien być dziwnym fakt, że w pierwszej kolejności napiszę do Evana). Po zamknięciu szafki z nieuwagą zacząłem od niej odchodzić i wtedy jakiś większy uczeń na mnie wpadł, a ja o mało co nie upuściłem telefonu. Zachwiałem się tylko w bok, gdyż siła uderzenia była zbyt mocna.

– Wybacz, wyskoczyłeś tak nagle i kompletnie się tego nie spodziewałem – usłyszałem przed sobą, dlatego spojrzałem na chłopaka, który mnie potrącił (bo raczej nie mogła być to dziewczyna). Nieznajomy wyglądał na starszego, ponieważ miał całkiem ostre rysy twarzy, jednak do tej pory nie widziałem go wśród uczniów z innych klas.

– Nie, ja przepraszam. To moja wina, przecież patrzyłem na telefon podczas chodzenia...

– Następnym razem uważaj, okej? Ten mały wypadek mógł skończyć się o wiele gorzej.

Kiwnąłem głową w odpowiedzi mijającemu mnie brunetowi i przez pewien czas wydawało mi się, że już go gdzieś widziałem. Dopiero kilka sekund później zrozumiałem, że ten nieznajomy przypominał z daleka tamtego chłopaka, który rozmawiał pierwszego dnia szkoły z Evanem (rozpoznałem go po fryzurze, wyglądał trochę jak jeż), co oznaczało, że był to jego były chłopak. Z niewiadomego mi powodu moje nogi ruszyły za nim i nim się obejrzałem znów się przy nim znalazłem. Ja sam wydawałem się tym zaskoczony, a co dopiero on?

– Jeszcze raz przepraszam, ale... Nazywasz się Oliver Wood? – zapytałem, lekko sapiąc. Staliśmy na środku korytarza i inni uczniowie po prostu nas mijali. Wyższy ode mnie chłopak podniósł pytająco brew i zaczął odpowiadać.

– Tak. Znamy się?

– Nie, bo ja... Nazywam się Victor Lavelle, jestem... ten... chłopakiem Evana Kosnackiego. Wiem, że się znacie...

– No tak! Białe włosy! Evan mi o tobie wspominał! Jak ja mogłem cię od razu nie rozpoznać?

Oliver zaśmiał się niemal na cały korytarz, co sprawiło, że poczułem się dziwnie osaczony. Te wszystkie oczy patrzyły raz na mnie, drugi raz na bruneta, którego śmieszyły chyba moje włosy. Nie śmiałem się z nim, bo to było dziwne śmiać się z własnego wyglądu. Poczekałem jedynie, aż chłopak przestanie i wtedy ponownie zacząłem z nim rozmawiać.

– Więc... Po prawdzie nie mam pojęcia, dlaczego cię teraz zaczepiłem... Jeszcze raz przepraszam...

– Nie szkodzi, ja chyba zaczynam podejrzewać o co chodzi. Nie spodziewałem się w sumie, że Evan o mnie komuś opowiadał...

– Tego akurat sam chciałem się dowiedzieć. No bo... Po prostu... Wasza wcześniejsza relacja... – mówiłem, nie mając zamiaru dokończyć żadnej z przytoczonych myśli. Próbowałem, ale za każdym razem brzmiało to głupio, więc próbowałem od nowa. Wyższy tylko poklepał mnie po ramieniu, czym dał mi do zrozumienia, że mogę już przestać się męczyć.

– Jest okej. Martwisz się pewnie tym, że chcę do niego wrócić?

– W pewnym sensie tak...

– Nie musisz się bać, ja i Evan to skończony temat. Obaj się zraniliśmy, a ja po powrocie z wymiany uczniowskiej chciałem to z nim wyjaśnić i przeprosić. Poza tym, podbijanie do zajętych jest całkowitą stratą czasu.

– No tak... Ale na pewno nic już do niego nie czujesz?

– Całkowicie nic. Możesz spać spokojnie! – Oliver ponownie poklepał mnie po ramieniu, jednak tym razem delikatnie mnie odpychając w tył (chłopak był silny i aż dziwota, że Evan na kogoś takiego leciał). Cofnąłem się tylko o jeden krok, ale to wystarczyło, bym zagrodził komuś drogę. Na moje nieszczęście był to Tobias.

Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie. To nie było nasze pierwsze spotkanie w tym roku, ale do tej pory nie zbliżaliśmy się do siebie na więcej metrów, niż było to konieczne, toteż doskonale widziałem jego zdenerwowanie, gdy się przed nim pojawiłem. Jego dwaj koledzy, którzy kilka miesięcy temu mnie pobili stali za nim, wyglądając równie wściekle, co sam Tobias. Nie znaliśmy się z nimi, ale skoro ich "szef" mnie nie lubił, oni też. Nie wyglądała to jak jakiegoś rodzaju mafia?

– Usuń się z mojej drogi, Lavelle – syknął na mnie meksykanin, a ja grzecznie i bez żadnego słowa sprzeciwu zrobiłem, co mi rozkazał. On i jego koledzy sobie odeszli, a do tej pory stojący z boku Oliver podszedł do mnie, sprawdzając czy nic mi nie jest. Tym razem twarz miałem całą.

– Kim był ten chłopak? Czemu wyglądał na takiego złego?

– To Tobias, kiedyś się przyjaźniliśmy... On już taki jest, przyzwyczaiłem się.

– W porządku. Powiedz, czy ten Tobias kogoś ma? Natura obdarzyła go nieprzeciętną urodą.

– Nawet na to nie licz, zdecydowanie nie jest z twojej ligi – zaśmiałem się, wyobrażając sobie co by było gdyby Tobias był podrywany przez Olivera. Na pewno najpierw by go zwyzywał, potem spróbował się z nim bić, a gdyby zobaczył, że nie ma szans, znalazł by do tej walki kogoś innego. – Ja już będę szedł. Dzięki za rozmowę.

– Nie ma za co. Byłoby dobrze, gdybyś nie wspominał Evanowi o naszej rozmowie. Na pewno by się zdenerwował.

– Niby dlaczego?

– Poprosił mnie, żebym nie miał z tobą nic wspólnego. Nie musisz go słuchać, ale dla spokoju lepiej go nie wkurzać. Jeśli się już kłóciliście, wiesz co mam na myśli.

– Oj tak... – przyznałem i w końcu ja oraz Oliver się pożegnaliśmy. Tak naprawdę nie rozumiałem, czemu Evan niby nie chciał, żebym się z nim zadawał. Wydawał się miły, ale był to jednak jego były chłopak i naprawdę lepiej było się z nim nie zadawać. Próbując się pozbyć jakichkolwiek złych myśli skierowałem się do klasy na pierwszą lekcję, a tam nareszcie postanowiłem odpowiedzieć na (wczorajsze i dzisiejsze) wiadomości od Evana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top