~ROZDZIAŁ PIĄTY~
Po zakończeniu przerwy obiadowej chyba wszyscy rozmawiali o Nancy i jej ataku na dwóch chłopaków. W ciągu tych kilku godzin zdążyło się nazbierać tyle wersji tej historii, że nie wiadomo, która była prawdziwa. Jedynie ci, którzy widzieli wszystko od początku znali jej oryginał. Słysząc te opowieści tworzone po kątach nie chciało mi się nawet w nie ingerować i poprawiać plotkarzy, bo to zwyczajnie nie miało sensu.
Praktycznie od ostatniej lekcji przestałem myśleć o Evanie oraz tym drugim chłopaku, który uciekł. W głowie pojawiła mi się myśl, że brunet mógł go pocieszyć i wszystko się ładnie wyjaśniło. Taką wersję stworzyłem sobie w podświadomości. Utwierdzałem się w tym przekonaniu, dopóki nie zauważyłem Evana stojącego przy mojej szafce. Przez chwilę zastanawiałem się skąd wie, że jest moja, ale potem wydało mi się, iż czeka na kogoś innego. Dziewczynę albo jakiegoś kolegę. Nawet on może kogoś takiego mieć. Ogromnie się pomyliłem z chwilą, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Od razu zaczął wyjmować swój telefon, by zacząć rozmowę.
"Możemy porozmawiać?"
- Wiesz, z wiadomego punktu widzenia raczej nie... Ale możemy popisać - zauważyłem, na co Evan spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił jedno. Był mną zawiedziony, że to powiedziałem. Ja sobą także odrobinę byłem.
"Wiesz, co miałem na myśli."
- Tak, wiem. Chodzi o sytuację na stołówce?
"Tak. Przejdziemy się?"
Zgodziłem się na propozycję Evana. Nie miałem nic lepszego do roboty, więc nie widziałem przeszkód, by dzisiaj wrócić z nim do domu. Nie jestem pewny, czy nasze domy są blisko siebie, ale to raczej nie przeszkadza.
Gdy wyszliśmy ze szkoły niższy napisał mi, żebyśmy poszli w stronę mojego domu. Przystałem na to, chociaż nie chciałem, by chłopak musiał mnie odprowadzać. Może nie jest to daleko od szkoły, jednak wciąż on będzie miał dalej do swojego domu. A może on mieszka w bloku? Naprawdę nie wiem, dziwnie jest nawet o to pytać. Jeśli zechce, kiedyś mi o tym powie, na razie pozostanę w milczeniu.
- No to... O co konkretnie chodzi? - zapytałem, by między nami nie było zupełnej ciszy. Tak mogliśmy załatwić tą sprawę od razu. Nie śpieszyło mi się, no ale... jeśli Evan podejdzie zbyt blisko mojego domu mógłby spotkać Tobiasa albo moją mamę, która od razu zaprosiłaby go na obiad. Wolałem rozwiązać to nim wejdziemy na początek mojej ulicy.
"Wtedy w stołówce wstawiłeś się za mną. Chciałem ci podziękować."
- Przestań, to nic takiego... Sam wstawiłeś się za tamtym chłopakiem.
"Nie chciałem pozostać bierny, gdy cierpiał ktoś, kogo znałem."
- Znasz tego chłopaka?
"Tak, chodzimy razem do jednej klasy. Trzymamy się razem i mamy wiele wspólnych tematów."
- To dobrze - ulżyło mi, gdy Evan pisał o koledze. Sporo czasu zajęło mi myślenie, czy brunet przypadkiem ma przy sobie chociaż jedną osobę, z którą się dogaduje. Cieszę się, że taką ma. - Powiedz, jak twoja ręka? Nancy uderzyła cię dość mocno...
"Siniaka raczej nie będzie, a jeśli coś się pojawi mój tata to obejrzy. Jest lekarzem."
- Jasne, jednak sam wolałbym się temu bliżej przyjżeć.
Odruchowo złapałem Evana za lewą rękę, na której miał swoje blizny. Przybliżyłem ją do swojej twarzy, by móc z bliska ją obejrzeć. Chłopak nie protestował, jednak wiedziałem na nim minę zakłopotania. Podejrzewałem, iż mógł uważać moje zachowanie za dziwne, a sam mógł być tą sytuacją zmieszany. Mógł nawet wstydzić się posiadania takiej ręki. Nie jeden by tak czuł. To mnie nie zniechęcało. Widząc te blizny nie czułem wstrętu, obrzydzenia, czy podchodzących w gardle wymiotów. Czułem jedynie ciepło jego dłoni, która uspokajała moje myśli oraz duszę. Prosto ujmując, wcale nie przeszkadzał mi jego dotyk. Był zbyt miły, by go przerywać.
- Miejsca na schadzki to raczej nie tutaj - usłyszałem głos Tobiasa, więc od razu odwróciłem się za siebie, skąd go usłyszałem. Mój dawny przyjaciel stał niedaleko nas, mając w oczach pogardę do mnie i Evana. Odsunąłem się od niższego, by zwrócić ciało do Tobiasa i ewentualnie go odstraszyć, gdyby planował coś złego. A taka sytuacja mogła mieć miejsce.
- Czego od nas chcesz, Tobias?
- Ja? Niczego. To wy stoicie na drodze normalnych ludzi, którzy nie chcą czegoś takiego oglądać.
- Co masz na myśli?
- Ty serio nic nie rozumiesz, czy udajesz? Jesteście zwykłą patologią. Nie wiem, dlaczego takich, jak wy jeszcze nie palą na stosach - Tobias podszedł bliżej nas i w jednej chwili zaczął patrzeć na Evana z góry na dół, jakby go skanował. Nie rozumiałem jego zachowania.
- Odczep się. Tylko sobie stoimy, w niczym nie przeszkadzamy. Poza tym, droga do twojego domu zaczyna się przy skręcie poprzedniej ulicy, więc czemu tu jesteś?
- Poszedłem na około. Nie mogę?
- Nie skręcisz z tej strony do swojego domu.
- Skąd wiesz? Może znajdę skrót?
Tobias i ja spojrzeliśmy na siebie wrogo. Między nami trwała teraz walka, którą przegra ten, kto pierwszy odwróci wzrok. Nikt nie jest w stanie długo utrzymywać kontaktu wzrokowego z drugą osobą, więc to tylko kwestia czasu, aż któryś z nas go odwróci. Nie chciałbym przegrać, ale jest to trudniejsze, niż przypuszczałem.
Nagle między nas wszedł Evan, o którym istnieniu na chwilę zapomniałem. Rozdzielił nas, najpewniej żebyśmy nie zrobili czegoś głupiego. Wyciągnął telefon, zaczynając na nim pisać.
"Przestańcie się kłócić."
- A co ci do naszej kłótni? I tak nie mógłbyś się do niej wtrącić - zaśmiał się kpiąco Tobias, na co ja zacisnąłem rękę w pięść. Gdyby nie obecność Evana, jestem prawie pewny, że nie wytrzymałbym i po raz pierwszy uderzył tego zadufanego w sobie egoistę.
- Lepiej już idź.
Tobias zrobił niezadowoloną minę i po szepnięciu czegoś Evanowi do ucha ruszył w stronę swojego domu, który był w przeciwnym kierunku od nas. Czekaliśmy aż brunet zniknie z naszych oczu i dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą. Cieszyłem się, że w końcu zostaliśmy sami.
- Przepraszam za niego... Nie powiedział ci czegoś niemiłego?
"Nie. To nic ważnego. Wydaje mi się, że śledził nas od wyjścia ze szkoły."
- Niech go... Nie zwracaj na niego uwagi, to idiota.
"Okej. Ja chyba też będę już szedł. Widzimy się jutro w szkole."
Evan schował swój telefon do kieszeni bluzy i po pożegnaniu się ze mną ruchem ręki odszedł w ta samą stronę, co Tobias, jednak poszedł w prawo, zamiast w lewo. Patrzyłem na niego, dopóki nie zniknąl mi z oczu i sam ruszyłem do swojego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top