~ROZDZIAŁ DZIEWIĘDZIESIĄTY SIÓDMY~

Kiedy Peter dowiedział się, że Evan zaprosił mnie na bal, postanowił razem z nie wybierającym się na to wydarzenie Thomasem (chyba bez jego zgody) pomóc nam obu z dobraniem odpowiednich garniturów na ten dzień. Wolałem sam zająć się taką rzeczą lub poszukać razem z Evanem, ale mój przyjaciel zaprzeczał, tłumacząc że niespodzianki są najlepszym, co może nas spotkać. Nie powinniśmy więc widzieć się przed samym balem w swoich strojach, bo to przyniesie nam pecha. Chyba na ślubach też tak to działało, ale my jeszcze go nie braliśmy, więc jegk rozumowanie było bez sensu. Nie chciałem przyjmować jego pomocy, jednak gdy zaczął się zbliżać maj, nie mógł mnie odstąpić nawet na krok. Zrezygnowany przystąpiłem na jego działania, ponieważ wolałem mieć to już za sobą.

Z racji, iż do egzaminu kończącego szkołę zostało Evanowi już niewiele czasu, całkowicie postanowił skupić się na nauce. Nie znaczyło to, że w ogóle przestał się ze mną widywać. W szkole mieliśmy dla siebie mało czasu, a jednak było go aż nadto. Kiedy nie było go obok mnie, zaczynałem żałować, że nie urodziłem się w tyn samym czasie, co on. Być może bylibyśmy w tej samej klasie, poznalibyśmy się wcześniej, razem byśmy się uczyli i w tym samym momencie poszli na studia... To, że jestem młodszy o rok niczego nie ułatwiało, ale raczej powinniśmy sobie dać radę.

– A co myślisz o czymś takim? Szary to ostatni krzyk mody – powiedział Peter, pokazując mi na swoim telefonie zdjęcie jakiegoś modela w szarym garniturze. Sam kolor stroju mi się podobał, ale krój był koszmarny. Na pewno źle bym wyglądał, szczególnie w muszce. Już wolę krawaty.

– Znajdź coś innego. Poza tym nie przyszedłem do ciebie na oglądanie garniturów, tylko uczenie cię migowego. Ile zostało ci słów?

– A nie wiem. Zobaczmy.

Zrobiłem zirytowaną minę na tą odpowiedź. Peter przejechał palcami po dłoni i gdy tylko zaczęły pojawiać się na jego nadgarstku liczby, kazałem mu go sobie pokazać. Zobaczyłem wtedy cyfrę liczącą pięć tysięcy osiemdziesiąt dwa słowa. W przeciągu sekundy zmieniłem minę na zatroskaną, wiedząc że chłopak sam sobie jest winny zostania niedługo niemową. Nie chciałem patrzeć jak cierpiał, ale to było nieuniknione.

– Od teraz masz zakaz odzywania się. Jeśli chcesz mi coś przekazać, napisz mi na telefonie.

Peter wyraźnie oburzył się na moje słowa i gdy tylko na chwilę odwróciłem wzrok, wystawił w moim kierunku język. Zignorowałem to, próbując na nowo wrócić do poprzedniego zajęcia, jakim było uczenie go migowego. Zazwyczaj to Thomas dawał mu takie lekcje, ale on też zdaje egzaminy i nie ma na takie głupie rzeczy czasu (tak się wyraził w wiadomości z prośbą o zastąpienie go przez jakiś czas). Nieplanowane rzeczy bywają czasami fajne... Podobno.

Nauka migowego dla Petera przychodziła z trudem, nie tak jak dla mnie. Nie miał dobrej pamięci, co nie znaczyło, że nie potrafił przykładowo się przywitać, czy zamigać swoje własne imię. To opanował dzięki Thomasowi i jego sposobowi nauki. Podobno po egzaminach pójdzie do specjalnej szkoły dla Ryb, gdzie doświadczeni ludzie pomogą mu rozwinąć umiejętności w migowym i sam zostanie kimś takim. Według mnie jego cel był świetny i w jakimś stopniu do niego pasował. Migowy przydaje się wszystkim Rybom, więc to fajnie, że starszy posiada chęć dalszegk uczenia się. Wygląda na to, że wszyscy wokół mnie wiedzieli, co chcieli robić, a jedynie ja wciąż się zastanawiałem...

– Peter... Wiesz może, co chcesz robić w przyszłości? – zapytałem, a gdy chłopak chciał odpowiedzieć używając do tego słów, spojrzałem na niego wzrokiem, który mówił, żeby lepiej tego nie robił. Wtedy wziął kartkę i długopis, żeby napisać mi to, co siedziało mu w głowie.

"Chcę pracować w banku."

Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. Chciałem jeszcze dopytać, czy zdaje sobie sprawę, że do tego raczej potrzebne są pewne kwalifikacje, ale on odpowiedział, że nie musi koniecznie rozmawiać z klientami. Wtedy faktycznie uświadomiłem sobie, że może być kimś, kto rozlicza rachunki lub coś podobnego. Westchnąłem tylko i spojrzałem na te wszystkie zeszyty z notatkami wokół. Wszystkie zostały zrobione przez Thomasa.

Peter jakby wyczuł, że coś mnie dręczy, położył mi rękę na ramieniu. Sprawił tym, że na niego spojrzałem. Jego usta wykrzywiały się w lekkim uśmiechu, którego aż żal było nie odwzajemnić. Jego oczy za to mówiły, że mogę mu zaufać i powiedzieć mu wszystko, co leży mi na duszy. Wiedziałem o tym, dlatego miałem już zamiar to robić, kiedy nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju weszła siostra chłopaka, Hannah.

– Przyniosłam wam coś do jedzenia, żebyście od tej nauki nie umarli z głodu – powiedziała dziewczyna, uśmiechając się. Trzymała w rękach tacę z kanapkami, na widok których Peterowi pociekła ślinka. Wstał, chcąc odebrać posiłek od swojej siostry najszybciej, jak tylko mógł.

– Ty to jesteś najlepsza, siostra!

– Miałeś się nie odzywać...

– No właśnie, Peter. Victor ma rację, lepiej oszczędzaj słowa. Co zamierzasz zrobić, gdy będziesz brał ślub i nie będziesz w stanie powiedzieć głupiego "Tak"?

– Jestem za młody, żeby myśleć o ślubie! W tej chwili ważniejsze są kanapki~

Hannah i ja zaśmialiśmy się tylko na łakomstwo Petera i zwyczajnie zignorowaliśmy jak bierze dwie kanapki i zjada je razem. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ takie zachowanie pasowało do wiecznie radosnego Petera. Ale jak już mi wiadomo, każdy ma problemy. Czasami po prostu trzeba spróbować się komuś wygadać i od razu będzie nam lepiej na duszy. Biorąc jedną z kanapek w mojej głowie znów pojawiły się myśli, że szybko powinienem zdecydować się o swojej przyszłości. Jeśli miała być ona z Evanem, nie mogłem iść na żywioł. Myślenie z wyprzedzeniem było moim zdaniem najlepszą z opcji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top