~ROZDZIAŁ DZIESIĄTY~
Moje ręce odrobinę się trzęsły, gdy otwierałem frontowe drzwi. Stałem do Evana plecami, więc nie sądzę, by zauważył moje zdenerwowanie. Czemu w ogóle tak się czułem? Może to dlatego, że nie wiedziałem, jak zachowywać się przy nim, gdy nie byliśmy w szkole? Nie, to raczej nie mógł być powód. To co nim było? Strach, że zobaczy bałagan w moim pokoju?
Po otworzeniu drzwi wpuściłem go jako pierwszego, by wejść zaraz za nim, zamykając po sobie drzwi. Evan zdjął buty, zostawiając je przy posłaniu kota. Na jego miejscu lepiej bym tego nie robił, już raz zdarzyło się, że tata je tam zostawił i następnego dnia było w nim pełno sierści. Kot mamy coraz częściej linieje. Starzeje się biedak.
"Macie całkiem ładny dom. Ile osób tu mieszka?"
– Trzy. Ja, mama i tata. Nie licząc kota – zaśmiałem się, przez co Evan także uśmiechnął się z rozbawieniu. Ponownie zaczął coś pisać na telefonie. Takie pisanie musiało być męczące, może zaprowadzę go do tablicy kredowej w kuchni?
"Czyli nie masz rodzeństwa?"
– Niestety nie. Ty też?
"Jestem jedynakiem."
– Rozumiem. Jesteś może głodny? Lepiej, żebyś nie zostawał na zbyt długo, jeśli mama cię zobaczy, będzie chciała, byś został na obiad.
"Nie przeszkadza mi to. Chętnie coś u was zjem."
Evan kolejny raz uśmiechnął się w moją stronę, na co oczywiście odpowiedziałem tym samym, zastanawiając się, dlaczego nie tylko jego uśmiech wprawia mnie w taki wesoły nastrój.
Poszliśmy do kuchni. Otworzyłem przy nim lodówkę, pokazując jej zawartość. Były w niej głównie resztki, jednak jego uwagę najbardziej przyciągnęły pierogi w pudełku sprzed kilku dni. Najwyraźniej miał na nie ochotę. Zapytałem, czy odgrzać mu kilka na patelni, a on zrobił wielkie oczy, kiwając głową na "tak". Chyba pierwszy raz widzę, by ktoś aż tak cieszył się, że zje pierogi domowej roboty. Chociaż, czy on kiedykolwiek jadł pierogi? To zagraniczne danie, czy jest one stosowane w kulturze Amerykanów?
Ułożyłem cztery pierogi na patelence. Tyle zostało, więc dokładki nie dostanie. Nie widzę jednak, by był z tego powodu niezadowolony. Sądzę, że kuchnia mojej mamy przypadnie mu do gustu.
– Mam nadzieję, że przynajmniej jednym się podzielisz – powiedziałem w jego stronę, a chłopak już szykował się do napisania odpowiedzi na telefonie jak zazwyczaj, jednak zatrzymałem jego ruchy, pokazując mu tablicę kredową przy lodówce. Zdziwił się na jej widok, jednak z chęcią napisał na niej dla mnie odpowiedź.
"Możemy zjeść po połowie."
Ponownie na moje usta wpełzło rozbawienie, a Evan chyba nie miał pojęcia o co mi chodzi. Śmieszyło mnie to jeszcze bardziej i przez moją nieuwagę za późno przewróciłem pierogi, przez co jedna z ich stron była zbyt mocno przysmażona. Nie musiało to jednak zbyt bardzo wpłynąć na ich smak.
Gdy uznałem, że pierogi były już odpowiednio podsmażone, wyłączyłem palnik i skierowałem się w stronę szafki, w której trzymaliśmy talerze. Po otworzeniu drzwiczek zobaczyłem jeden, osamotniony talerz. W tym domu zawsze jest dużo tależy, niemożliwym jest, by został tylko jeden, chyba że przez jakiś czas nikt nie włączał zmywarki. Nie pamiętam czyja miała być ostatnio kolej, ale obiecuję, zrobię to, gdy już zjemy.
– Zjemy na jednym talerzu? – zaproponowałem, pokazując mu zostawiony talerz. Evan nie protestował, pokiwał głową na tak, rysując prawdopodobnie króliczka na tablicy kredowej.
Przełożenie na talerz jedzenia trwało chwilę. Wyjąłem z szuflady przy lodówce dwa widelce, kładąc je na talerzu, który podałem starszemu. Sam nalałem do szklanek sok pomarańczowy, żeby popić te pierogi. Ruszliśmy do mojego pokoju z Evanem na przedzie. Miał nam otworzyć drzwi od mojego pokoju, gdyż ja nie umiałem dobrze posługiwać się łokćmi. Dotarliśmy do celu w jednym kawałku, bez rozwalania naszego jedzenia na podłogę, czy gdziekolwiek mogło nam upaść.
– Smacznego! – krzyknąłem radośnie, pierwszy wbijając swój widelec w jednego z pierogów. Smakował znakomicie, mimo że mama robiła je kilka dni temu. Coś, co można podsmażyć przy odrobinie wprawy może zamienić się w coś lepszego, niż było wcześniej.
Evan ugryzł kawałek pieroga i żując go pochwycił w dłonie mój zeszyt do migowego, leżący cały czas na stole. Narysował tam coś i najpewniej podpisał nowe słowo, którego chciał mnie właśnie nauczyć. Gdy skończył, na nowo wgryzł się w pieroga, podając mi zeszyt. Następnie wymigał słowo "Smacznego" zapisane obok obrazka, jak powinienem ułożyć dłonie. Było to naprawdę miłe, że nawet podczas jedzenia chce nauczyć mnie czegoś nowego. Mając pieroga w ustach powtórzyłem jego ruchy i zawiesiłem wzrok na lekkim uśmiechu chłopaka.
– Evan... Naprawdę nie wiem, jak powinienem ci podziękować za to, że robisz dla mnie te wszystkie rzeczy... Spędzanie czasu z tobą jest naprawdę fajne – zagadałem, by rozluźnić jakoś atmosferę. Evan od razu zaczął pisać ołówkiem na stronie zeszytu.
"To ja powinienem ci dziękować."
– Przecież nie masz za co.
"Ależ mam. Za wiele rzeczy. Jedną z nich są te przepyszne pierogi."
Moje usta wykrzywiły się w rozbawieniu, uwalniając po chwili śmiech, który mógł być dla niego zaraźliwy, więc próbowałem jakoś go powstrzymać, co było bardzo trudne. Gdy już przestałem, miałem zamiar odłożyć trzymany zeszyt, jednak wypadł mi z rąk. Szatyn złapał go w ostatniej chwili. Znów zobaczyłem jego poranioną dłoń i po prostu korciło mnie, żeby ponownie móc ją dotknąć. Bez pytania właściciela o zgodę zrobiłem to, przybliżając tą rękę na minimalną odległość od mojej twarzy. Wciąż nie czułem się dziwnie, patrząc na jego blizny, a skóra Evana wydawała się delikatniejsza, niż ostatnim razem, gdy go dotknąłem. Powinienem zapytać o zgodę na obserwowanie jego ręki z bliska teraz, czy po fakcie dokonanym?
Mimo że tak nagle złapałem go za dłoń, szatyn nie zabrał jej ode mnie, jakby świadomie pozwalał mi obserwować swoje blizny. Mógł uważać je za brzydkie, jednak moim zdaniem miały w sobie coś pięknego. Nim się spostrzegłem, moja dłoń została przyłożona do tej jego. Nie z mojej inicjatywy lecz Evana. Jego ręka w porównaniu do mojej była odrobinę mniejsza. Byliśmy innej postury, to raczej jasne, że będą się od siebie różniły. Chociaż... co takiego mogło je różnić? Może jedynie właściciel?
– Victor, mamy gościa? – nagle do pokoju weszła moja mama, na co obaj natychmiastowo się wzdrygnęliśmy, odsuwając od siebie dłonie. Białowłosa kobieta musiała raczej tego nie widzieć, bo naprawdę zapadłbym się ze wstydu, gdyby zaczęła mi mówić po wyjściu Evana o dziwnych rzeczach.
– Mamo, mówiłem, żebyś pukała!
– To mój dom i mogę w nim robić, co mi się podoba! Kim jest twój przyjaciel?
– To Evan. Kolega ze szkoły. Przyszedł by...
– Zjeść z nami obiad? Ależ naturalnie! Tymi czterema pierogami na pewno się nie nasycił! Już zabieram się za gotowanie! – mama zniknęła uradowana za drzwiami, zostawiając je otwarte. Kot mamy, Oscar, ominął je, zerkając tylko do środka, czy nie ma tu czegoś ciekawego. Od razu wybył. Znów zostaliśmy sami.
– Wygląda na to, że zostaniesz na dłużej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top