~ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY~

Zimowe zawody w bieganiu miały się odbyć za niecały tydzień, czyli 6 grudnia. Tobias i trener byli niezwykle przejęci tym wydarzeniem i najbardziej skupiali się na trenowaniu mnie, gdyż miałem największe szanse na zwycięstwo. Nie podobało mi się ich skakanie wokół mnie, ponieważ gdy to robili, inni zawodnicy, a szczególnie Caleb zaczynali dziwnie na mnie patrzeć, zupełnie jakbym robił im coś złego. Być może byli zazdrośni, jednak nie mieli się czego bać. Po zawodach od nich odejdę i skupię się na bardziej przyjaznych rzeczach. Na przykład na kolejnym spotkaniu z Evanem.

Na dworze już od dawna było zimno, toteż od przeszło 7 treningów przeprowadzaliśmy biegi krótkie na sali gimnastycznej. Z tego, co słyszałem zawody miały się odbyć na miejskim stadionie i rozwiązywało to problem zimna, czy śniegu, który jeszcze nie spadł. Na samą myśl, że zobaczy mnie jeszcze więcej ludzi niż na dniach sportu dostawałem gęsiej skórki. Czy ja zawsze byłem takim kurczakiem?

- Hej, wydaje mi się, czy coś cię trapi? - zagadał do mnie Caleb podczas biegania wokół sali. Mieliśmy za zadanie zrobić przynajmniej 2 kilometry, co dawało razem 10 okrążeń. Ta sala akurat nie była duża, więc całe szczęście, że dostaliśmy tylko 10.

- Naprawdę na takiego wyglądam? Zagłębiłem się we własnych myślach.

- Rozumiem, pewnie myślałeś o wianuszku dziewczyn z dużymi cyckami! Każdy ma swoje własne cele.

- O tym akurat nie myślałem... - zawstydziłem się, próbując wyrzucić z głowy każdą wyimaginowaną dziewczynę, która machała przy mnie swoim biustem. Zamiast nich próbowałem wyobrazić sobie Evana w jego ślicznym morskim golfie.

- Daj spokój! Na pewno masz jakieś upodobania! Ja na przykład lubię dziewczyny z długimi włosami. A ty?

- Krótkie wcale nie są takie złe...

- No widzisz? Można znaleźć sobie cokolwiek! O ile twój cel biegnie po prostej drodze...

Na te słowa Caleb dość szybko mnie wyprzedził, sprawiając że nadepnąłem na jego piętę. Starszy stracił równowagę i upadł przede mną. Zaczepiłem się o jego ciało i ja również upadłem. Spowodowaliśmy duży huk, który zwrócił uwagę każdego na sali. Przez pierwsze kilka sekund próbowałem uświadomić sobie, co się wydarzyło, ale mój mózg nie chciał przyjąć do wiadomości, że czerwonowłosy zrobił to specjalnie. A może nie zrobił?

- Rany boskie, nic wam nie jest? - zapytał jeden członek klubu, przy którym zaraz pojawił się trener. Wydawał się zły i patrzył na mnie surowym wzrokiem.

- Victor, co to miało znaczyć? Potrąciłeś Caleba?

- Nie, trenerze, ja... - próbowałem się wytłumaczyć, jednak nie wiedziałem jak. Nie, w sumie wiedziałem, ale... w jaki sposób miałem powiedzieć wszystkim tu zebranym, że ja tu jestem ofiarą? Już raz spowodowałem u kogoś kontuzję, drugi raz nie zostanie mi to wybaczone, nawet jeśli nie była to moja wina.

- Trenerze, to był zwykły przypadek. Nic mi nie jest, a Victor zrobił to nieumyślnie, prawda?

W oczach Caleba mogłem zobaczyć arogancję. Patrzył na mnie, uśmiechając się podśmiewczo, że jednak to mi się oberwało. Nie rozumiałem jego zachowania. Starszy wcześniej był dla mnie miły, ale teraz... Być może przez to nasza relacja zmieni się na gorsze.

***

Zachowanie Caleba trapiło mnie cały dzień. Zawsze zbyt mocno przejmuję się wydarzeniami, które miały wpływ na mój dzień, a widząc mnie przybitego Evan zaproponował spacer. Zgodziłem się, z tą różnicą, że poszliśmy w kierunku jego domu. Nie miałem nic przeciwko odprowadzeniu go, zawsze mogłem zadzwonić po mamę, żeby mnie odebrała. Jednak zachowanie czerwonowłosego nadal sprawiało we mnie dreszcze. Czy to oznaczało, że on chciał się mnie pozbyć?

"Czy coś się stało? Wyglądasz na bardzo spiętego."

Zamigał do mnie Evan w trakcie jazdy autobusem. Wsiedliśmy do niego, gdyż taka była potrzeba i byłem pewny, że za kilka przystanków będziemy na miejscu, czyli niemal pod domem szatyna. Pokręciłem głową na "nie".

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Poranny trening dał mi nieco w kość...

"Może tym razem dasz zaprosić się do mnie? Będziemy sami i jeśli chcesz mógłbym rozmasować twoje obolałe mięśnie."

Zdziwiłem się, widząc to, co Evan postanowił zamigać. Ucieszyłem się i natychmiast zgodziłem na jego propozycję odwiedzenia go. Była to szansa na zobaczenie jak mieszka, a pomysł z masażem trafił do mnie nieco później. Uśmiech zagościł na twarzy szatyna do samego końca naszej podróży.

Stając przed domem Evana wydawało mi się, że był bardzo mały w porównaniu do mojego. Może i posiadał dwa piętra, jednak wyglądał jak prostokąt zrobiony z drewna, który niedługo miał się rozpaść. Zamierzałem zapytać Evana, czy ten dom miał prawo w ogóle stać, jednak ten szybko pociągnął mnie do środka. Okazało się, że wyglądał normalnie, a jedynie na zewnątrz było źle. Po zdjęciu butów zostałem zaprowadzony do salonu. Na samym środku stał stół, a na nim wazon ze sztucznymi kwiatami makowymi. Dotknąłem jednego z nich, by faktycznie się przekonać, czy były fałszywe i moje przypuszczenia się sprawdziły. Po chwili poczułem klepnięcie na plecach.

"Masz ochotę na coś do jedzenia?"

- Nie, dziękuję, niedawno jadłem. Mogę za to jakiś sok, jeśli macie?

"Pasuje ci czarna porzeczka?"

- Oczywiście.

Evan odszedł ode mnie, a ja korzystając z okazji zacząłem rozglądać się wokół w poszukiwaniu jakichś rodzinnych zdjęć. Owszem, były jakieś zdjęcia, ale przeważnie dwóch osób, najpewniej rodziców Evana. Jedyne zdjęcie, którego przedstawiało chłopaka znajdowało się na szafce przy telewizorze. Miał na nim może 10 lat lub mniej. Wyglądał uroczo, więc wyjąłem z kieszeni telefon i zrobiłem temu zdjęciu w ramce zdjęcie. Domownik raczej tego nie widział, gdyż nie skrzyczał mnie za to, gdy wrócił. Miałem nadzieję, że przebywając tu uda mi się zobaczyć więcej takich zdjęć.

- Posłuchaj... Chyba kilka osób w klubie lekkoatletycznym mnie nie lubi - przyznałem, gdy Evan zaczął delikatnie masować moje plecy. Siedziałem spokojnie na krześle i czasami popijałem podarowany sok. Był bardzo smaczny. - Dzisiaj jeden z nich przewrócił się przeze mnie, ale z mojej perspektywy wyglądało to tak, jakby zrobił to specjalnie. Myślisz, że uda mi się to rozwiązać?

Evan przestał mnie masować i stanął przede mną, mając na twarzy lekki uśmiech. Podejrzewałem, że zamiga mi coś mądrego.

"Na pewno. Zawsze możesz porozmawiać z tą osobą sam na sam."

- Też prawda.

"Myślę, że masaż cię trochę odprężył. Chodźmy na górę."

Evan złapał mnie delikatnie za prawą rękę i wolnymi krokami zaczęliśmy iść tam, gdzie zaproponował. Robiliśmy to ostrożnie, jakby schody zaraz miały się zawalić. Oby ta opcja w ogóle się nie spełniła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top