~ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SIÓDMY~

Przez pierwszy tydzień mojego zawieszenia codziennie gościłem u siebie Petera, który przynosił mi notatki z lekcji. Wypytywałem go wtedy o sytuację z Evanem, ale jedyne co dostawałem jako odpowiedź to, żebym nie chodził na skróty i zaczął działać samodzielnie. Poddałem się, ale to nie znaczy, że nie miałem innego planu (miałem plan B oraz C, a jeśli one też nie wyjdą mam do dyspozycji jeszcze cały alfabet). Drugi tydzień nie był w sumie taki ciekawy. Pozbawiony możliwości chodzenia na lekcje skupiałem się na swojej roli w przedstawieniu i zapamiętałem swój cały tekst. Jeśli będą mnie w tym przedstawieniu nadal chcieli, mogli być pewni, że dam na nim z siebie wszystko.

Mimo że miałem już wracać do szkoły, kompletnie nie przemyślałem tego, o czym wspominał Evan. A raczej nie zrozumiałem, co miał na myśli. Kazał mi wybierać pomiędzy dwoma rzeczami? Czym one w ogóle były? Dlatego więc gdy z rana minęliśmy się w drzwiach zachowywał się tak, jakbyśmy się nie znali (mimo że nasz wzrok spotkał się na parę sekund). Nie potrafiłem do niego zagadać, nasza rozłąka trwała zbyt długo. Na lekcjach siedziałem przygnębiony, aż nie nadeszła próba do spektaklu.

Podczas mojej nieobecności wiele się zmieniło. Aktorzy posiadali już pełną garderobę, ci od świateł już ogarniali jak włączyć reflektory (wcześniej nawet tego nie potrafili zrobić), a za sceną stały już dekoracje, które zostały wykonane przez scenografów (nadal jednak uważam, że wszystko zrobił za nich woźny). Widząc mnie chyba każdy pomyślał jaki to muszę być wyrachowany, żeby pojawiać się niespodziewanie po dwóch tygodniach. Ich wzrok nie tylko patrzył na mnie ze wściekłością, ale też z obrzydzeniem. Nieliczni musieli znać historię z imprezy Nancy i właśnie dlatego się tak na mnie patrzyli. Spróbowałem to zignorować, idąc w stronę pani nadzorującej to przedstawienie. Po zobaczeniu mnie jej zazwyczaj uśmiechnięta twarz przybrała grymas niezadowolenia (ona pewnie też była teraz na mnie zła).

– A kto tu się nam pojawił? Nasz Romeo – powiedziała jadowicie nauczycielka, oddając scenariusz jakiejś dziewczynie, stojącej obok niej. Ruchem ręki rozkazała jej odejść, co rudowłosa zrobiła od razu. Trochę się zestresowałem.

– Dzień dobry... Ja chciałem przeprosić, że tak długo mnie nie było...

– Przeprosić? Perełko, nawet gdybyś te przeprosiny robił czołem do podłogi, nic by mojego zawodu do ciebie nie naprawiło. Do przedstawienia został tydzień, jak masz zamiar wystąpić?

– Ja... jestem całkowicie nauczony mojej roli. Bardzo chcę zagrać i dlatego się przygotowałem. Czy mógłbym wrócić? Założę nawet dla pani perukę.

Starsza kobieta na chwilę zamilkła. Podniosła wzrok w gorę, robiąc minę, jakby zastanawiała się nad moim powrotem. Stała tak chwilę, wypierając na mnie ogromną presję. Było to chyba nawet gorsze uczucie, niż pisanie sprawiadzianu w obecności szkolnej papugi.

– Wiesz, jakby co mamy za ciebie dublera... No ale niech ci będzie. Przyjmuję cię spowrotem, o ile na próbie generalnej wystąpisz idealnie.

– Na pewno pani nie zawiodę!

– Oby... Idź pomóc grupie wsparcia w przenoszeniu dekoracji. Niczego lepiej nie zepsuj.

Odesłany na tyły sceny niekoniecznie wiedziałem jak odezwać się do pracujących przy dekoracjach ludzi. Wydawali się bardzo zajęci, a moja obecność tylko im przeszkadzała. Kilka razy próbowałem zapytać się, czy w czymś pomóc, ale za każdym razem nie potrafiłem dokończyć zdania (właściwie to nie mogłem, uczniowie zazwyczaj w połowie dawali sobie radę). W końcu dziewczyna, która wcześniej stała przy nauczycielce do mnie podeszła, szturchając mnie lekko w ramię swoim długopisem.

– Przy linach do kurtyny stoi jakiś chłopak, zapytaj czy jemu nie przyda się pomoc – powiedziała, wskazując na tył sceny. Było tam mało światła, ale faktycznie ktoś tam stał. Moja wiara w to, że jeszcze mogę pomóc odżyła.

– Okej.

Spokojnym krokiem ruszyłem w miejsce lin do kurtyny. Nie wiedziałem do czego konkretnie mogłem się tam przydać, jednak innej pracy nie miałem i nie szkodziło zapytać. W mniej niż dziesięć sekund pojawiłem się w wyznaczonym miejscu i już miałem odzywać się, ale rozpoznałem w chłopaku Evana. Usłyszał moje kroki i z zaciekawieniem odwrócił się do mnie. Stracił je jednak, widząc mnie. Poczułem się teraz bardzo mały. Stanie przed dyrektorem, czy wściekłą mamą w porównaniu do tego momentu wydawało się łatwe. Niepewnie zacząłem się odzywać.

– Hej... No bo... Jak widzisz wróciłem z zawieszenia... Nie wywalili mnie z przedstawienia i... Zmierzam do tego... czy... nie potrzebna ci pomoc?

Spotkałem się z wyraźną niechęcią po zakończeniu mówienia. Evan wydawał się wręcz zmuszać do znoszenia mojej obecności, chociaż jego oczy przez chwilę wydawały się radosne (pewnie z powodu, że tu jestem). Gdy widzimy osobę, którą kochamy nasze źrenice się powiększają i to właśnie stało się u szatyna. Może uda mi się pogodzić z nim jeszcze dzisiaj?

Evan trzymał w rękach podkładkę z kilkoma plikami białych kartek, więc zaczął odpowiadać mi pisząc na niej (nie miał przecież wolnych rąk, a odłożyć tych rzeczy raczej nie chciał). Patrzyłem na jego dłonie, wyczekując momentu aż pokażą mi to, co napisały. Chciałem je też dotknąć, mimo że teraz do tego prawa nie miałem.

"Nie. Możesz sobie iść."

Te słowa odrobinę mnie zabolały. Nie dałem jednak po sobie tego poznać i dlatego po przeanalizowaniu sytuacji postanowiłem go zagadać (nie tylko z powodu mojej tęsknoty).

– Evan, ja rozumiem, że nadal jesteś zły... Nie możemy o tym zapomnieć? Szczerze za to przepraszam. Tęsknię za tobą.

"Twoje słowa nie są szczere, tak jak twierdzisz. Poza tym kazałem ci coś przemyśleć. Do jakiego doszedłeś wniosku?"

– Cóż... Em... Że to, co zrobiłem było... złe. Zapanowała nade mną chęć zemsty, a to przecież nie jest ważne... tak? – zapytałem pod koniec, na co chłopak pokiwał głową, nie mogąc uwierzyć, że w ogóle o to pytam. Ręką dał mi znak bym mówił dalej. Chyba moja do końca nieprzemyślana wypowiedź robiła na nim wrażenie. Kontynuowałem. – Tak... No więc... Wciąż chcę z tobą być, ponieważ... ty jesteś dla mnie najważniejszy. Nie chcę cię stracić. Czy mamy jeszcze szanse?

"Oczywiście."

To jedno słowo sprawiło na moich ustach uśmiech oraz to, że wszystkie złe myśli ode mnie odeszły. Evanowi też odrobinę zmienił się humor. Poczułem ulgę, gdybym nie znalazł na czas odpowiedniej odpowiedzi... kto wie, może już nas by nie było. Szatyn dalej pisał w swoim notesie.

"Jednak po tych pytaniach na temat naszej kłótni przez Petera dodaję ci kolejny tydzień na przemyślenia. Do zobaczenia na występie."

Stanąłem jak wryty po przeczytaniu tych zdań. Evan zaśmiał się z mojej reakcji i po pogłaskaniu mnie po głowie odszedł radośnie, najpewniej czując wielką satysfakcję. Czasami niektóre rzeczy warto było wyjaśnić we dwójkę, a nie we dwójkę z Peterem jako śledczym. Ostatni raz przyjmowałem jego "pomoc". Nie jest jednak tak źle, skoro Evan postanowił mi wybaczyć (nieoficjalnie, ale jednak). Byłem pewien, że od następnego tygodnia wszystko wróci do normalności, w której mogę cieszyć się obecnością ukochanej osoby przy swoim boku. Za tym tęskniłem najbardziej (za innymi rzeczami też, ale wstyd było o nich myśleć). Zagranie Romea w tym przedstawieniu nie będzie już dla mnie ciężkim obowiązkiem, a jedynie miłą odskocznią od codzienności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top