,,Dwa serca, jedno życie"
Jako dziecko pragnęłam być księżniczką i mieć swojego księcia. Być dla niego oczkiem w głowie. I tak się stało. Poznałam chłopaka o pięknych niebieskich oczach i cudownym uśmiechu, w którym zakochałam się od początku. Oczarował mnie swoją czułością i wrażliwością. Skradł moje serce. Nie wierzyłam w swoje szczęście, które nigdy nie trwa wiecznie. A jednak byłam szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. Każdego dnia rzucałam mu się na szyję, a on mną okręcał. Patrzyłam w te śliczne oczka i dotykałam jego włosów. Były takie milutkie w dotyku.
Kochałam Dawida ze wszystkich sił i wiedziałam, że on czuł to samo. Byłam zakochana do szaleństwa. Byłam w stanie oddać wszystko, by tylko go przy sobie zatrzymać. Nigdy nie dawałam mu się poddać. Tego dnia wszystko było jak zawsze. Przytuliłam się do chłopaka i powiedziałam:
- Kocham cię.
-Ja ciebie też. I wiesz co? - spytał nastolatek.
- Hmm?
-Oddałbym za ciebie życie. - odparł niebieskooki.
-Zwariowałeś. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Tak, na twoim punkcie, ale z oddawaniem życia mówiłem poważnie, kochanie.
-Słodki jesteś, wiesz? - pocałowałam ukochanego w usta.
-Ale ty jeszcze słodsza i tak samo słodko smakujesz.
NASTĘPNY DZIEŃ
Kiedy szłam ze swoim kochanym, nie widziałam nic, prócz jego. To był mój cały świat. Nie zauważyłam też osiedlowych gangsterów, którzy w pewnym momencie zaczęli strzelać. Pistolet kierował w moją stronę, wtedy Dawid zasłonił mnie. Kulka trafiła w jego serce. Nie zdążyłam nic zrobić. Policja zgarnęła mężczyzn, ale niestety lekarze przyjechali później i mój ukochany umierał. Słowa, które wypowiedział tuż przed zamknięciem oczu to:
-Pocałuj mnie zanim odejdę na tamten świat, księżniczko.
Zrobiłam to. Pocałowałam czule i z miłością, a po policzkach ciekły łzy. Mimo to uśmiechałam się, bo wiedziałam, że kochał mój uśmiech. Chciałam, by widział mnie taką.
Serce zostało rozerwane w momencie, kiedy zamknął oczy i przestał oddychać.
Dotarły do mnie jego wczorajsze słowa.
Oddałbym za ciebie życie.
I rzeczywiście to zrobił. Oddał życie. A ja zostałam sama. Bez swojego księcia, którego tak bardzo kochałam.
PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ
Wracałam z cmentarza, opowiedziałam Dawidowi wszystko, co dziś mi się przydarzyło. Szłam i wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Od razu rzekłam szybkie przepraszam, ale ten zaczął się awanturować :
-Przez panią mam pogniecioną koszulę!
- Weź wyluzuj, prezesiku. -odparłam, wspominając od kogo się tego nauczyłam.
- Wyluzuję jak pójdzie pani ze mną na kawę.
- Eee nie. Nigdzie z panem nie pójdę.
-Nie panem. Krystian jestem. - koleś najwyraźniej nie chciał odpuścić.
- Powiedziałeś swoje imię to teraz odejdź.
-Nie. Chcę sobie z tobą pogadać.
-Ale ja nie chcę. -odpowiedziałam gburowato.
-Umów się ze mną. - mówi błagalnym tonem.
-Nie.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo tylko jeden mógł mnie mieć. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Jaki jeden? Kim on jest, a może był? Używasz formy przeszłej. - zalewa mnie pytaniami.
-Miłość moja należy na zawsze do jednego. A on cały czas jest, nawet, jeśli go nie widać. - odparłam dumnie.
-Gdzie jest?
-W moim sercu. Na zawsze. - zostawiłam mężczyznę z tymi słowami.
Jak kogoś kochamy to kochamy zawsze, czyż nie? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top