~ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY~
Evan zaproponował, że pójdziemy do niego. Nie protestowałem, ponieważ od tego alkoholu kręciło mi się w głowie i tylko cudem udawało mi się ustać na nogach (tym cudem był Evan, cały czas podtrzymywał mnie, żebym nie upadł na ziemię). Było już po jedenastej w nocy i żadne autobusy do okolic chłopaka nie jechały, toteż musieliśmy przejść się na piechotę. Po drodze zdarzyło mi się kilka razy zwymiotować, ale to nie przeszkodziło starszemu w dalszym opiekowaniu się mną.
Gdy dotarliśmy do domu chłopaka ten nakazał mi starać się być cicho. Jego ojciec był w domu i spał, a obudzenie go slrawiło by nam wiele problemów. W środku zastosowałem się do jego polecenia, prawie w ogóle nie robiąc hałasu (raz może potknąłem się o własne nogi przy schodach, ale poza tym nic innego się nie wydarzyło). Dojście do pokoju chłopaka i położenie się na jego łóżku zajęło dosłownie chwilę. Gdy leżałem zaczynały przypominać mi się te wszystkie okropne słowa, wypowiadane przez tamtych zadufanych ludzi. Prawdopodobnie od dzisiaj będę unikał imprez z alkoholem jak ognia.
– Evan... pić... – wychrypiałem, patrząc jak starszy zapala lampkę na biurku. Dawała ona nikłe oświetlenie, dzięki któremu widziałem spokojną twarz Evana. Była prześliczna, w sumie jak zawsze.
Chłopak w mgnieniu oka wyszedł z pokoju, wracając po może dwóch minutach. Nie tylko podał mi butelkę wody, w moich ustach znalazła się również tabletka, która najpewniej miała za jakiś czas zniwelować moje nudności oraz bóle głowy. Jutrzejszy kac najpewniej da mi popalić jak jeszcze nigdy nie miał do tego okazji.
"Potrzebujesz czegoś jeszcze? Powinieneś się umyć, ale widać, że nie dasz rady."
– Masz rację, nie dam... Leżenie tu jest zbyt wygodne.
"Dobrze. Powiedz mi dlaczego wybiegliśmy z imprezy i czemu płakałeś."
Ucichłem na dłuższą chwilę. Mówienie prawdy Evanowi powinno należeć do moich obowiązków, ale co jeśli chłopak potwierdzi wszystkie moje obawy, że jestem zwykłym zboczeńcem i mnie wyśmieje? Z drugiej strony leżę na jego łóżku, po co miałby się ze mnie naśmiewać? Myśli po alkoholu potrafią być okropne.
– Dowiedzieli się o naszym związku... Wyzywali mnie, mówili że to ohydne... Przez krótką chwilę zacząłem im nawet wierzyć... – przyznałem, zakrywając rękami oczy, żeby nie widzieć reakcji Evana. Wstydziłem się tego, co mówię. – Kocham cię... Bardzo, bardzo mocno, ale co jeśli oni mieli rację...? Dlaczego świat nie pozwala nam być z osobami, które kochamy...? Czemu istnieją takie przeszkody...?
Zacząłem płakać i przez to łamał mi się powoli głos. Przestałem już mówić i tylko czekałem aż cały ból wyleci ze mnie jak powietrze. Nie nastąpiło to tak szybko, jak myślałem. Nawet gdy łzy przestały mi lecieć z oczu ten ból został. Evan powoli odsunął mi ręce z oczu, żebym patrzył na niego, kiedy będzie dawał mi odpowiedź. Nie do końca miałem ochotą ją poznawać, ponieważ co jeśli okaże się ona nie taka, jaką ją sobie wyobrażałem? Na tę chwilę zaczynałem czuć wątpliwości.
"Nie mogę ci powiedzieć, że będzie dobrze. Gwarancji, że za jakiś czas tym ludziom znudzi się naśmiewanie z ciebie, także. Mogę za to cierpieć razem z tobą. Nic nie da się zrobić z takimi ludźmi. Sam na początku tego doświadczałem i rozumiem twój ból, jak nikt inny. Ja też bardzo cię kocham, a to uczucie jest najlepszym, co mogło w nas powstać. Nie daj sobie wmówić, że jesteś wariatem. Jeśli ty nim jesteś, ja także oszalałem."
– Evan... – wzruszony miganiem chłopaka nie mogłem się powstrzymać i usiadłem, przytulając go. Ten uścisk był nawet mocniejszy od tego po wyjściu z domu Nancy. Był on pełen miłości oraz zrozumienia, którego mi brakowało. – Dziękuję... Jesteś najlepszym, co mnie do tej pory spotkało.
Przez kilka następnych minut nie odsunęliśmy się od siebie. Trwaliśmy w uścisku, dopóki nie wpadło mi do pijanej głowy, że prawie w ogóle nie znam Evana. Owszem, mówił mi raz, co takiego lubi, ale konkretów jakoś nigdy nie podawał. Teraz była najodpowiedniejsza do tego okazja.
– Evan... Kiedy masz urodziny? – zapytałem, a szatyn zdziwił się moim pytaniem. Musiał pomyśleć, że kompletnie oszalałem przez tą wódkę, ale tak nie było. Chciałem po prostu wiedzieć o nim więcej. Czy był to jakiś grzech?
"Dwudziestego ósmego marca."
– Dwudziestego ósmego... Która godzina?
"Dwie minuty po północy."
– Wszystkiego najlepszego... Stu lat ci życzę, wiele prezentów... Ode mnie dostaniesz coś, jak otrzeźwieję – zaśmiałem się na koniec, a Evan podarował mi swój najładniejszy uśmiech. Poczułem lekkie zmęczenie, wiedziałem iż było to spowodowane piciem. A może nie tylko tym? – Ja mam trzynastego lipca...
"Na pewno zapamiętam. Co jeszcze chcesz wiedzieć?"
– Opowiedz mi o swoim byłym...
Tym pytaniem kompletnie zmyliłem Evana z tropu. Ja sam nie spodziewałem się takiego pytania, a on musiał teraz przeżywać wewnętrzną rozterkę, czy mówić mi o swoim byłym związku, czy najlepiej przemilczeć to pytanie, aż nie usnę. Gdy zobaczyłem jak powoli układa ręce do migania, ucieszyłem się, że jednak nie postanowił mnie zbyć.
"Jego charakter w niektórych momentach był podobny do twojego. Gdyby nie ta widoczna faza buntu, przyznałbym że jesteście niemal tacy sami. Ale ty masz ładniejsze włosy. Jego były sterczące i kłujące, jak kolce jeża."
– Naprawdę? Zadawałeś się z jeżem?
"A twoim przyjacielem jest pantofel. Powinniśmy mu wytłumaczyć nasze zniknięcie."
– Później się to zrobi... – dopadające mnie zmęczenie zmusiło mnie do przeciągłego ziewnięcia. Ostatnimi resztkami sił chwyciłem siedzącego przy łóżku na krześle od biurka Evana za rękę. Znów napadły mnie dziwaczne myśli. – Jestem lepszy od twojego byłego?
"Zdecydowanie. Ty akceptujesz mnie takim, jakim jestem nawet jeśli w ogóle nie mówię."
– To prawda... Kocham cię, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, baaaardzo mocno... Zostań ze mną już na zawsze... Zamieszkajmy razem... Kupmy sobie żółwia... Codziennie będę ci mówił, jak bardzo cię kocham...
"Czy to oświadczyny?"
– A chcesz, żeby nimi były...?
Evan z lekkim rozbawieniem pokiwał mi głową na "tak", a potem pocałował mnie w czoło. Dzięki temu powieki mi opadły i byłem w stanie spokojnie zasnąć. Zrobiłem to, trzymając szatyna za rękę (przynajmniej to czułem w swojej podświadomości). Kac przy tej nocy nie wydawał się żadnym zmartwieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top