Znów zawiodłaś
- Jeszcze raz! - twardy głos nie pozwalał jej na nawet sekundę odpoczynku - Szybciej! Mocniej!
Wentylatory Skrzydlatej pracowały na najwyższych obrotach, gdy raz po raz wymieniała ciosy ze swoją instruktorką. W jej granatowo-błękitnych optykach widać było duże zmęczenie, a także lekki strach. Nie chciała ponownie ujrzeć rozczarowania w spojrzeniu botki... nie chciała też zawieźć swoich Stwórców.
Już od wczesnego poranka Dreamlight trenowała Iskierkę BlackRiver, starając się uczynić z niej najlepszą wojowniczkę Doliny Angelbota, jaka kiedykolwiek stąpała po tej planecie. Jednak nie było to proste zadanie... młodziutka Femme była zbyt słaba jak na standardy Dream. Wojowniczka nie mogła zrozumieć, dlaczego Iskrzenie, które miało być tak potężne, było tak słabe. Podczas gdy cała reszta Transformerów w jej wieku, zamieszkujących tę dolinę, była w stanie radzić sobie w samotności, walczyć z poważniejszymi zagrożeniami i zdobywać energon bez najmniejszego problemu, to młode nie było sobie w stanie poradzić z tak prostą rzeczą jak podstawy walki wręcz!
- Szybciej! - krzyknęła po raz kolejny, napierając coraz mocniej - Nie opuszczaj gardy! Przeciwnik zawsze wykorzysta to na twoją niekorzyść! Nie możesz przegrać, musisz zwyciężyć!
Dream nie miała złych intencji. Chciała tylko przygotować ją do walki tak dobrze, by mogła z dumą mówić o Skrzydlatej jako o jednoosobowej armii! Niestety, nie wzięła pod uwagę wrażliwości swej uczennicy. Ona była bowiem codziennie poddawana ogromnej presji. Dokądkolwiek poszła, rozstępowano się przed nią i szeptano na jej temat różne rzeczy. Jej rówieśnicy czasami dokuczali jej, ponieważ na niej koncentrowała się uwaga dorosłych wojowników. Nie chcieli się z nią zadawać.Wszyscy bardzo często powtarzali jej, jak wielką rolę ma odegrać, jak wielkim dobrem ma się stać... To, co w mniemaniu wielu osób sprawiłoby, że urosłaby w pysze lub nabrała dalszej motywacji, działało zupełnie opacznie.
Ciągłe wyalienowanie z towarzystwa, niechęć, codzienne przypominanie o jej ważnych obowiązkach sprawiło, że Femme zaczęła myśleć, iż nie jest wystarczająco dobra. To uczucie, często stłumione, miało ją prześladować całe późniejsze życie.
W tamtym okresie jej egzystencji niskie poczucie własnej wartości potwierdzały jej obserwacje otoczenia. Chociaż na treningach starała się jak mogła, często widziała w optykach botów ze swego otoczenia wielkie rozczarowanie. Nie była dość potężna, czy dość mocna w budowie by spełnić oczekiwania Transformerów. Ci, którzy znali przepowiednie z księgi Primusa często wyobrażali ją sobie jako istotę o wielkości i sile predacona, dlatego nie mogli się nadziwić temu, jak drobna była...
Oprócz presji psychicznej, do jej złego samopoczucia dochodziła również słabość fizyczna. Nie miała tyle energii, by poradzić sobie z ciężarem treningów, jakie jej narzucono. A było to po części spowodowane tym, że miała też inne zajęcia, które wysysały z niej siły. Była to nauka latania, czy korzystania z magii, którą posiadała.
Nikt w Dolinie nie miał zdolności magicznych. Musiała sama eksperymentować i uczyć się panowania nad wewnętrzną potęgą oraz silnymi skrzydłami. Szczęście, że w tych dziedzinach była samoukiem. Gdyby nie to... jej mieszkanie wśród tych botów byłoby jeszcze bardziej problematyczne.
- W ogóle się nie starasz! - usłyszała ponownie - Skup się i spróbuj jeszcze raz! To nie jest takie trudne!
Nie odezwała się, tylko zacisnęła zęby i ponownie zadała cios w jej bok, który został sparowany. Dreamlight nie dawała jej fory, o nie. Dlatego to wszystko było takie trudne...
Skrzydlata doskonale wiedziała, że nie ma w sobie dość siły, by korzystać z przemocy werbalnej. Nawet nie rozumiała samej idei krzywdzenia innych. Dlaczego miała się tego uczyć? Dlaczego nie mogła poradzić sobie z konfliktami pokojowo? Przecież przemoc rodzi przemoc!
Niestety, gdy usiłowała powiedzieć komuś ze swojego otoczenia o swoich przemyśleniach, nie znajdywała zrozumienia. W końcu trzeba się umieć bronić! Kto jak kto, ale ona powinna mieć o tym jakieś pojęcie. W końcu gdyby umiała się bronić, nie musiałaby uciekać przez całe swoje młode życie.
Jedynie jej Stwórcy byli wyrozumiali. Starali się ze wszystkich sił, by ich Iskierka nie musiała przechodzić tego samego co oni. Blackriver otaczała ją ciepłą opieką, Moonrise natomiast starał się okazywać Iskrzeniu miłość. Oboje od pewnego momentu zaczęli dostrzegać te nieprzyjemne aspekty życia Skrzydlatej, zauważali presję, jakiej była poddawana.
Nie chcieli dla niej takiego życia. Pragnęli, by ich inteligentne Iskrzenie mogło rozwijać się tak, jak jej to odpowiadało. Podczas, gdy reszta mieszkańców doliny Angelbota kładła nacisk na siłę fizyczną, ich młoda Iskierka, chociaż z początku zainteresowana treningami, zwróciła się zdecydowanie w stronę nauki. Chciała zdobywać wiedzę, poznawać świat i rozumieć go.
W tej sytuacji skonsultowali się z grupą Najstarszych - kilku mędrców, którzy uciekli przed gniewem Primów. Wspólnie podjęli decyzję o tym, że przekażą jej wiedzę, którą posiadali w swoich dziedzinach.
Wojownicy dziwili się temu i określali te działania marnowaniem czasu, który można by spożytkować na treningi. Pobłażliwie podchodzili do takiej ilości nauki, twierdząc, że młoda i tak nic z tego nie zapamięta. Nie doceniali otwartego procesora Femme, która chętnie słuchała mechów, ciesząc się możliwością poznawania świata. Być może boty z Doliny Angelbota nie do końca zdawały sobie z tego sprawę, ale z każdym dniem nauki, srebrno-optyka przekuwała swój intelekt w coraz to groźniejszą broń.
W trakcie zaciętej wymianie ciosów przypomniała sobie lekcję o fizyce w praktyce. Jak to miało jej pomóc? A no tak, że kiedy Dream wycelowała jej w pierś i próbowała ją uderzyć, złapała ją za rękę i wykorzystując siłę przeciwniczki, przerzuciła ją ponad głową, a następnie uderzyła nią o ziemię. Przystawiła jej ostrze lewej dłoni do gardła.
Nareszcie się udało... chociaż raz była niemal wystarczająco dobra. Walka była skończona.
Zegar zabrzęczał, oznajmiając światu, iż jest wpół do drugiej w nocy. Westchnęłam cicho i potarłam delikatnie kask. Tyle już godzin spędziłam na pracy... Te raporty to jakaś udręka. Szkoda, że Shadow mieszka od miesiąca na Nemezis, bardzo by mi pomogła. Chociaż... czy tak, czy tak nie miałabym sumienia zwalać na nią tej pracy. Niech spędza jak najwięcej czasu w towarzystwie kogoś kto ją kocha.
Przetarłam twarz i wstałam z fotela. Ułożyłam mój detpad na środku, a następnie wcisnęłam przycisk, który wyświetlił się na samym środku ekranu. Urządzenie automatycznie utworzyło pionowy, holograficzny pulpit i wysunęło prostopadle do niego klawiaturę.
Przeciągnęłam się spokojnie, ziewając delikatnie. Ponownie potarłam Komorę Iskier, krzywiąc się w duchu. Dziwnie się czuje bez Moona w piersi. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do jego obecności... że też akurat dziś Bule zabrała go na badania. No ale nic nie mogę zrobić. Muszą razem z Light upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Wciąż nie jesteśmy do końca pewni, jaki wpływ ma mój energon na jego rozwój.
Odpaliłam system i zaczęłam wpisywać odpowiednie komendy. Po chwili ekran zmienił się w trójwymiarową mapę Ziemi, a następnie zaznaczył na powierzchni kilkadziesiąt czerwonych kropek. Przyglądałam się im w milczeniu, bezwiednie masując Komorę Iskier lewą ręką. Oto potężna praca Harmonii oraz po części mojej osoby w wyszukiwaniu dziur Silasa... Tu wszędzie znalazłyśmy ślad, który za sobą zostawił. Po trzy placówki na pięciu kontynentach, kilka powiązań z wyżej postawionymi osobami paru państw, ale niestety każde z tych miejsc było za małe na bazę główną tej organizacji. Czyżby jej nie posiadali? Dziwne... wszystko to przypomina organizację niezbyt dużej firmy, która dopiero wchodzi na rynek. Skąd oni się właściwie wzięli? Informacje na temat członków są dobrze zakodowane, a to, czego się dowiedzieliśmy na temat przywódcy wynika bardziej z łutu szczęścia niż z potężnej pracy. Zastanawia mnie właściwie jak to możliwe. Chociaż... czemu ja się właściwie zastanawiam? Mężczyzna z tak charakterystyczną twarzą, a biega bez maski kryjącej tożsamość. Zachowanie zbyt pewnego siebie dupka.
Iskra ponownie zatrzęsła się w mojej piersi. Zmarszczyłam lekko łuki optyczne. Po raz kolejny tego dnia mam przeczucie, że coś się stanie, ale przecież wszystko jest w porządku! Niepokoi mnie to, tak samo jak fakt, że wyczuwam delikatne napięcie w powietrzu. Coś się stanie, ale jeszcze nie wiem co.
Nagle holograficzna mapa zgasła, a na ekranie detpadu wyświetliła się animacja zamykanej kłódki. Ech, znowu?
- Harmonio, dopiero pierwsza trzydzieści sześć. Nie raz siedziałam dłużej. - wzruszyłam ramionami.
- Pani, na jutro rano miałaś zaplanowane spotkanie z panią Dearby. - przypomniała spokojnym głosem.
Ma rację... Poruszyłam delikatnie ogonem, marszcząc się nieco. Karen wspomniała o problemach chłopaka... to był jedyny wolny termin w najbliższym czasie, a podobno miał konkretne problemy związane z jego przyjaciółką - Arcee. Ech... niech będzie.
- Zaraz się położę, ale sprawdź mi najpierw czy wszystko w porządku z rodziną Sparksów. - poprosiłam.
- Oczywiście Królowo. - przez chwilę cisza świdrowała moje audioreceptory, ale szybko została przerwana - Dom sprawdzony. Trzy formy organiczne. Bustfire trwa na straży i nikogo tam nie widzi.
- Ach tak... To dobrze. Niech się stamtąd nie rusza. Rano załatwię mu zmiennika.
- Nie ma potrzeby pani. Już to zrobiłam. - oznajmiła.
Och, dobrze, że nie będę musiała się tym martwić. Kiwnęłam głową, po czym ruszyłam do części sypialnej, delikatnie przymykając optyki. Moja doba trwa już chyba ponad 20 godzin... no coś koło tego.
Położyłam się na łóżku i przymknęłam optyki. Czułam wręcz, jak moje przewody i siłowniki się rozluźniają. Przyjemna niemoc opanowała moje ciało...
Ale Iskra wciąż nie dawała mi spokoju. Mimo zmęczenia, nie pozwalała mi usnąć, szamocąc się w mej piersi. Coś się stanie. Czuję to. Poruszyłam lekko ogonem, usiłując nie myśleć o tym i wyciszyć się, jednak nic to nie dawało.
Wreszcie otworzyłam optyki i usiadłam na koi. Moją sypialnię oraz gabinet oświetlały granatowe listwy LED, które nadawały temu miejscu swoistego klimatu. Zainstalowałam je jednak nie dla ładnego wyglądu, ale z powodu częstych wizji lub koszmarów. Po prostu dzięki temu szybciej dochodziłam do siebie.
Ciemnoniebieski kolor światła zwykle sprawiał, że uspokajałam się, jednak tym razem nic to nie dawało. Iskra dalej biła tak, jakby chciała wyskoczyć mi z piersi. Zacisnęłam dłonie na koi. Co się dzieje? Jeszcze nie miałam takich objawów...
Zerknęłam na zegar, a po chwili wypuściłam powietrze z wentylatorów z głośnym szumem. Dopiero druga za siedem... pokręciłam głową z zawodem. Bardzo krótko spałam. O ile ten stan można nazwać snem. Popatrzyłam na blat biurka, delikatnie marszcząc łuki optyczne. Jeśli się nie mylę, Harmonia nastawiła już swoje systemy w tryb czuwania, a więc można powiedzieć, że "odpoczywa". Oznacza to, że nie powinna mi przeszkodzić.
Podeszłam do biurka, zgarnęłam detpada, wróciłam na koję i ponownie go odpaliłam. Czuję, że nie uspokoję się, dopóki kolejny raz nie sprawdzę, czy wszystko jest dobrze. Zaczęłam przeglądać kamery. Na korytarzach spokój... w jaskiniach spokój... W rdzeniach zasilania, Centrum Dowodzenia, zbrojowni, hangarze i lazarecie również. Przełączyłam się na zewnętrzne kamery bezpieczeństwa oraz czujniki botów poza Wyspą. Jak tam u Shadow? ... Widzę, że pracuje u boku swojego Mate. Uśmiechnęłam się do siebie, sprawdzając stan Sparksów oraz mojego sokoła. Wygląda na to, że wszystko z nimi w porządku...
Przygryzłam lekko wargę. Nie powinnam się mieszać, ale... sprawdzę co się dzieje z June i Jacksonem. W końcu niedługo wejdą pod moją opiekę... świadomą, czy nie, ale jednak będę odpowiadała za ich bezpieczeństwo. Skorzystałam sobie z kamer miejskich i zerknęłam na dom.
Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Ktoś otworzył im garaż, ale w środku nie było samochodu pielęgniarki, ani Arcee. Drgnęłam niespokojnie. Mam złe przeczucia.
Sprawdziłam zapisy z pozostałych kamer w mieście, szukając pojazdu kobiety. Wkrótce znalazłam go przy szpitalu. Niestety, kamera znajdowała się dość daleko od parkingu, bo na skrzyżowaniu o 300 metrów dalej, a te, które powinny obejmować teren przy objekcie nie działały. Dziwne...
Po pierwsze: przy tej placówce, wymiana kamer powinna następować natychmiast, jeśli którakolwiek by się zepsuła. Po drugie, co to auto tam robi? Nocny dyżur? Nie, absolutnie nie. Jack powiedział, że w czwartki wraca do domu wieczorem, a w piątki zaczyna dyżur po południu. Moje przeczucie nasiliło się, a ja z lekką obawą puściłam zapis sprzed kilku godzin.
Na nagraniu zobaczyłam czarną, nieoznakowaną furgonetkę, z której wysiadło kilku mężczyzn i zabrało pielęgniarkę do środka. Zgrzytnęłam zębami, zaciskając dłonie na urządzeniu. To z pewnością agenci MECH'u. Tylko oni mięliby intencję w porywaniu pielęgniarki z małego miasteczka, matki zwyczajnego nastolatka... musieli się jakoś dowiedzieć o jego powiązaniach z Transformerami! Jak mogłam to przeoczyć?! Zacisnęłam pięści. Mogłam się spodziewać, że autoboty obejmą stałą opieką i nadzorem jedynie swoich podopiecznych...
Oglądałam jednak dalej, przeskakując co chwile na inne kamery. Kobietę wywieziono na obrzeża miasta, do fabryki betonu. Niestety w obiekcie nie było żadnych dostępnych kamer, które ujawniłyby mi co się stało dalej.
Znowu zawiodłam. Za późno zdecydowałam się na objęcie ich programem ochronnym! Ta rozmowa powinna się odbyć już dawno temu, tak samo jak dawno temu powinnam ustawić przy nich strażników. Ale teraz nie czas płakać nad rozlanym olejem. Muszę działać. Każda minuta jest na wagę złota.
Odłożyłam urządzenie na bok, po czym otworzyłam sobie portal na dach głównego budynku fabryki, zmieniając lakier na czarny. Przechodząc przez tunel, transformowałam się w stalową panterę o szerokim rozstawie szczęk i ostrych pazurach. Bezszelestnie stanęłam na wzmacnianej blasze dachu, a następnie zamknęłam Most. Tutaj jest chyba coś około północy. Wszyscy, a przynajmniej większość ludzi głęboko śpi. Rozejrzałam się, starając się rozeznać w terenie. Nie musiałam się wysilać. Wszędzie były umieszczone małe reflektory, dzięki którym było doskonale widać wszystkie elementy obiektu.
Placówka, w której się znajdowałam, była stosunkowo duża. Posiadała ona mur, który okalał jej terytorium. Przed sobą widziałam wyjeżdżoną drogę, która prowadziła do szeroko otwartej bramy. Hangar, na którym stałam, był widocznie przeznaczony odkładaniu w nim materiałów na sprzedaż. Wokół niego stało wiele skrzyń oraz kontenerów w różnych kolorach. Stały one z resztą w wielu punktach tej placówki.
Blisko hangaru stał niewielki budynek. Domyśliłam się, że tam zapewne są pomieszczenia kontrolne, biura, księgowość i cała reszta. Nie obchodziło mnie to za bardzo, zważywszy na zgaszone wewnątrz światła. O wiele bardziej interesujące były wszelkie zabudowania za nim. Nie znam się na ludzkiej technologii z tego zakresu, jednakowoż domyślam się, że w środku budowli wzmacnianych stalowymi podporami znajdowała się cała ta maszyneria, która była odpowiedzialna za produkcję. Moje domysły potwierdził szczegół, który zauważyłam dopiero po chwili: do dwóch silosów prowadziły taśmy przenośnikowe, przy których znajdowały się całe hałdy surowców.
Niespodziewanie, dostrzegłam kątem optyki ruch oraz usłyszałam coś, jakby odgłosy walki. Zwróciłam się w tamtą stronę, napinając siłowniki, jednak to co ujrzałam, mocno mnie zaskoczyło.
Na małej platformie, u szczytu instalacji stworzonej z rur siedział młody Dearby. Szarpał się on z jakąś mazią, która trzymała jego dłoń przy podłodze. Przed nim, na krańcu tejże platformy, w kokonie z kleistej mazi, wisiała jego matka. Nieco za nimi dostrzegłam Arcee, walczącą z... Arachnid. Wyszczerzyłam lekko kły. A ta co tu robi?!
W pierwszej chwili chciałam rzucić się na pomoc autobotce, jednak powstrzymałam się. Całkiem nieźle sobie z nią radzi, ba! Śmiem twierdzić, że nawet jest od niej nieco lepsza. Nie potrzebuje mojej pomocy. Ludzie też dadzą sobie radę. Poza tym, mam do załatwienia jeszcze jedną sprawę...
Zwróciłam się w stronę wejścia do budynku i cicho pobiegłam w tamtą stronę. Cicho spojrzałam na wejście. Nikogo tam nie było, żadnych straży. Wyszczerzyłam delikatnie kły, po czym zeskoczyłam na kontenery, a następnie na ziemię. Zerknęłam do wnętrza.
W środku, pośród kontenerów oraz rozrzuconego wokół sprzętu, stało sporo ludzi w kombinezonach MECH'u. Kilku nosiło fartuchy robocze. Między nimi dostrzegłam Silasa, którego rozpoznałam po bliznach i siwych włosach. Wszyscy wpatrywali się w kamery, które pokazywały walkę obu Femme.
A więc to tak... czekają na łupy. Machnęłam mocniej ogonem, po czym ruszyłam przed siebie, warcząc cicho.
Momentalnie mężczyźni odwrócili się w moją stronę. Mowa ich ciał zdradzała strach i zaskoczenie.
- Proszę proszę... kogo my tu mamy? - Silas założył ręce na piersi - Czy to nie ta bestia, która nam ostatnio przeszkodziła?
W odpowiedzi wyszczerzyłam kły, zatrzymując się i spinając siłowniki do skoku. Obserwowałam mężczyzn w milczeniu. Nie chcę ich zabijać. Potrzebuję tylko dostępu do ich bazy danych. Wtedy będę mogła wyłapać ich wszystkich i wsadzić do pudła.
Nagle usłyszałam z tyłu ciche kroki i odbezpieczanie broni. Atak od tyłu? Ha... a więc sie mnie boją! Odskoczyłam szybko na bok. Agenci natychmiast otworzyli ogień, ale na szczęście ich pociski nie za bardzo mogły mi zaszkodzić.
Zerknęłam w wejście, które znajdowało się chwilę temu za mną. Stał tam cały oddział ludzi, którzy wystrzelili ze swoich karabinów silne wiązki energentyczne. Z powodu mojego ruchu, unieszkodliwili tylko część swoich kolegów. Niestety jeden z nich trafił w główny monitor ich maszynerii, powodując wybuch całej instalacji.
Wybuch oślepił wszystkich, ale zranił tylko tych stojących najbliżej. Podniósł też dość dużą zasłonę dymną. Skoczyłam nieco bliżej, mając złudną nadzieję na to, że mimo wszystko coś pozostało, jednak niestety, zastałam tylko nadpalony szkielet dawnego cudeńka techniki.
A więc już niczego się nie dowiem. Warknęłam pod nosem, obracając się gwałtownie. Agenci nie strzelali, w obawie przed zranieniem sojuszników, natomiast ranni krzyczeli. Cóż, to może być jedyna szansa na zasięgniecie języka. Schowałam pazury, by nie ranić ludzi i ruszyłam w odpadający dym. Napotkanych agentów uderzałam łapami jak obuchami, starając się ich ogłuszać. Muszę dorwać Silasa lub chociaż jednego z tych mężczyzn w fartuchach, nie szeregowych żołnierzy.
Załatwiłam kilku z członków MECH'u, jednak nie mogłam znaleźć nikogo znaczącego. W pewnym momencie zaczęłam słyszeć kroki i ruchy przy ścianach. Zabierają rannych! Próbowałam ich dorwać, ale wycofywali się zbyt szybko. Przy tym zaczęto strzelać od strony wejścia. Schowałam się więc za jakąś paką i czekałam na ustanie strzałów. Nie powinnam dawać im zwiać, ale wyjście stąd może się skończyć źle! Jeśli mnie trafią w odpowiedni siłownik, będę łatwym celem! A jeśli zabiorą mnie, to zabiją... A ja nie mogę jeszcze odejść.
Nagle ostrzał ustał. Drgnęłam i wyjrzałam ostrożnie. Dym już opadł, ale odsłonił on pusty hangar... nie zostawiono tu niczego poza paroma odciskami strzałów na ścianach, kontenerach oraz podłodze. Zacisnęłam zęby i uderzyłam łapą w ziemię. Cholera jasna! Dałam im zwiać... Znów zawiodłam.
Zacisnęłam optyki, a Iskra ścisnęła się boleśnie. Muszę wziąć się w garść... Arcee walczy z Arachnid. Gdy ją załatwi, będę mogła wycisnąć z pokonanej wszelkie informacje. Wybiegłam z hangaru i skierowałam się do miejsca, w którym ostatnio widziałam obie Femme i ludzi.
Przemykałam między budynkami, nie troszcząc się już o bezszelestne poruszanie się. Wkrótce ujrzałam scenę, która zmroziła mi energon w przewodach. Arachnid, która swoją drogą stała się szara z niewiadomych przyczyn, strzeliła swoją siecią w Arcee i przykleiła ją do podłoża, śmiejąc się przy tym triumfalnie. Nieszczęsna botka leżała na brzuchu, a maź krępowała ją na tyle dobrze, że nie mogła się uwolnić. Nie!
Zaryczałam głośno, zwracając na siebie uwagę obu Femme. Nie pozwolę Pajęczycy nikogo skrzywdzić. Byłam już w połowie drogi, gdy conka wyciągnęła do mnie działa z rąk, zamierzając mnie zestrzelić. Niech próbuje! Nie ma szans na pokonanie mnie.
Jednak w tym momencie usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk silników helikopterów i nagle zaczęto strzelać do naszej dwójki. Zerknęłam w tył. Ujrzałam trzy wojskowe, ciemnozielone maszyny, fruwające ponad nami. Pha... oczywiście. Kawaleria jak zwykle spóźniona.
Główny ogień skupił się na Pajęczycy, która zasłoniła się przed nim z głośnym jękiem. Do mnie strzelał jeden, ale to nic nie znaczyło. Jest za daleko by móc mnie uszkodzić, poza tym na pewno nie mają pocisków obezwładniających. Już bardziej przejęłam się rowem niewiadomego pochodzenia, który znajdował się między nami. Powinnam go na spokojnie przeskoczyć, ale jeśli zrobię to w odpowiednim momencie, wyląduję za autobotką i szybciej ją wyzwolę.
Skupiłam się, wbijając spojrzenie w Cybertroniankę. Jeszcze moment... Wykonałam wspaniały, długi skok ponad rowem między nami, po czym wylądowałam tuż obok niej. Patrzyła na mnie z wrogością, a nawet niepokojem. Nie wiedziała czego się spodziewać, dlatego gotowała się na najgorsze. Ja jednak zaczepiłam tylko pazury o sieć i mocno pociągnęłam nimi w dół. Maź conki rozerwała się do połowy, ale niestety pazury mi się zablokowały. Warknęłam cicho. Nie mogę znieść tego paskudztwa. Zaprałam się trzema łapami, a czwartą szarpnęłam tak mocno jak mogłam. Dzięki temu pozbyłam się tego z ciała wojowniczki. Natychmiast odrzuciłam resztkę sieci na bok. Ohydztwo.
Femme popatrzyla na mnie z zaskoczeniem, ale po chwili opanowała się i zaczęła się wspinać do ludzi. Ja natomiast odsunęłam się poza zasięg dział, spoglądając na byłą przyjaciółkę. A to co ma znaczyć? Zaczął się przed nią unosić jakiś szarawy pył. Dopiero gdy zerknęłam na przekrzywioną rurę w tle, zrozumiałam co się stało. No tak... oblali ją betonem, czy tam cementem. Sprytnie. To wyjątkowo uciążliwe.
Nagle ostrzał ustał. Oj niedobrze... ruszyłam w stronę conki. Stała przez chwilę nieruchomo, lecz nagle podniosła się i zaczęła skanować jeden z helikopterów. Ona zaraz ucieknie! Warknęłam rozpaczliwie. Może jeszcze zdążę! Wyskoczyłam do góry, jednak było już za późno. Skończyła skan w ostatniej chwili.
Przewróciłam ją na ziemię i przytrzymałam łapami. Nie pozwolę jej na to!
- Nie uciekniesz mi. - warknęłam gardłowo, a ta zasyczała mi w pysk i splunęła kwasem.
Uskoczyłam na bok, nie chcąc stracić optyki. Arachnid wykorzystała to i kopnęła mnie mocno. Warknęłam, wbijając pazury w ziemię i hamując pęd. Natychmiast ruszyłam w jej stronę, ale niestety conka zdołała transformować się i mimo ostrzału ze strony Arcee, która również biegła w jej kierunku, poleciała do góry.
Silas mi uciekł, nie mogę jej odpuścić! Wyskoczyłam na kontener, odbiłam się od niego i wbiłam pazury w tylną część jej nowego alt-mode. Szarpałam ją mocno, usiłując zmusić ją do lądowania.
- Sądzisz, że sobie ze mną poradzisz!? Znów zawiedziesz. Nigdy mnie nie pokonasz! Jesteś na to za słaba!
Gwałtownie wzniosła się do poziomu wzmocnień i przycisnęła mnie do nich w taki sposób, że naciskała na moje gardło. Odcięła dopływ energonu do mojego procesora! Stęknęłam cicho, wbijając mocniej pazury, jednak powoli traciłam oparcie. Nie utrzymam się na niej... Puściłam ją i spróbowałam odepchnąć od siebie, ale byłam zbyt słaba.
Jednak w tym momencie usłyszałam strzały. Helikoptery udzieliły wreszcie wsparcia, strzelając do Arachnid, a Arcee wspinała się szybko po stalowych belkach do naszego poziomu, by mi pomóc ręcznie. Widząc to, Pajęczyca zrezygnowała z dalszego podduszania mnie i ratowała się szybką ucieczką.
Ledwie zdołałam uczepić się tych podpór. Kręciło mi się mocno w procesorze. N-niedobrze mi... wspięłam się z trudem wyżej i padłam na pysk. Jak mogłam tak nawalić? Jednej nocy wypuściłam dwie tak świetne zdobycze...
Arcee była juz blisko. Nie mogę tu zostać... otworzyłam sobie portal do domu i wśliznęłam się do środka. Upadłam na łóżko.
Znowu byłam zbyt słaba. Znowu... zawiodłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top