Yin i Yang
Działo się to w ciemną, acz rozgwieżdżoną noc, głęboko pod powierzchnią Cybertronu. W dobrze ukrytym zaułku, przy stole stanęły dwie grupy transformerów: po jednej stronie kilku bogatych urzędników w otoczeniu uzbrojonej po zęby ochrony, natomiast po drugiej tylko trzy młode Femme. Rzucały wilcze spojrzenia obecnym, ale ich przywódczyni zachowywała kamienną twarz, podpisując spokojnie kontrakt podsunięty przez grubego, uśmiechniętego mecha.
- Witamy w rodzinie. – zahuczał basem, szczerząc się tępo.
- Będziemy w kontakcie. - odparła drętwo Skrzydlata, patrząc na nich bez emocji.
Nim ktoś zdołał coś dodać, botki znikły za drzwiami. Błyskawicznie wydostały się na powierzchnię i schowały na dachu najbliższego budynku.
- Nie podoba mi się ten pomysł. – oznajmiła botka o czarnym lakierze z czerwonymi wstawkami.
- Deathplay ma rację. Zgoda z nimi to niemal zdrada! – zasyczała jej koleżanka o różowych optykach.
- Już o tym rozmawialiśmy Arachnid. – westchnęła przywódczyni, wpatrując się w nie poważnie – Też mi się nie podoba ta sytuacja, uwierzcie, ale nie mamy wyboru. Jesteśmy zbyt słabe, by liczyć się na scenie politycznej, nie mamy szansy na lukratywny sojusz... Podporządkowując się im zyskujemy czas i protekcję.
- Dalibyśmy sobie radę sami!
- Nie wiadomo. – odparła dyplomatycznie – Tak wiem, nie podoba się to nikomu. Ale tu nie chodzi o nasze sympatie i antypatie, a o przetrwanie. Myślałam nad tym długo i to jedyne wyjście. – spojrzała na swoje towarzyszki i uśmiechnęła się niebezpiecznie – Poza tym, to nie jest permanentne zobowiązanie. Niech tylko wzrośniemy w siłę, a sami będziemy ich sądzić, nim zorientują się co się stało. – botki spojrzały na nią krzywo, ale nie przejęła się tym – Deathplay i Arachnid będą wkrótce budzić postrach w Iskrach swych wrogów! Wytrzymajcie proszę tylko trochę, by zrozumieli z kim mają do czynienia.
- Niech ci będzie... Masz z resztą pewnie jak zwykle rację. – burknęła wreszcie Death.
- Nie zapominaj o sobie. – rzuciła pajęczyca, rzucając jej mdły uśmieszek – Ty będziesz miała sławę potwora.
- Beautifuldeath... Nie brzmi źle jak na dziwadło. – stwierdziła Deathplay, trącając ją w ramię – Niech nigdy nie zapomną o tobie! Będziesz siać grozę wśród tych zardzewiałych Scrapletów! – zachichotała mrocznie.
Stanęłam na krawędzi mostu, patrząc przed siebie. Ponure ruiny szczerzyły na mnie sczerniałe szkielety budynków i błyskały złowrogo pokruszonymi szybami. Z naszej pozycji widać było już odległą arenę Kaonu. Wielka rzeźba Lorda wieńczyła wejście, grożąc nam uniesionym ostrzem, niczym podpis pod tym przygnębiającym „arcydziełem". To nasza droga...
- To jedyna droga. Chyba, że zaryzykujesz teleportację. – zasyczała Ciemność, stając przede mną – Skończmy to wreszcie.
Machnęłam na nią ręką i odwróciłam się do moich towarzyszy. Obaj patrzyli ze zgrozą na nasz dom, nie wierząc własnym optykom. W ich pamięci jeszcze nie tak dawno miasto tętniło życiem. Orion zdawał się być jednak bardziej pogodzony z rzeczywistością niż Smoke. Czarne zgliszcza wstrząsnęły nim do głębi, choć starał się maskować to dzielną miną.
- To już koniec bezpiecznej ścieżki. Kiedy wejdziemy na most, rozpocznie się wyścig z czasem. Musicie obaj się skupić. – popatrzyłam po nich z powagą – Tam nie będzie czasu ni miejsca na błąd.
- Jesteśmy gotowi. – odparł uspokajająco, acz bez przekonania Orion. Młody tylko pokiwał głową.
- Będzie dobrze. Uda się. – uśmiechnęłam się ciepło, z pewnością, po czym kiwnęłam na nich głową. Mechy synchronicznie transformowały się i ustawiły bliżej mnie. Odetchnęłam i przystawiłam palce do komunikatora – Bustfire?
- Spokój cisza, robale śpią. A Alfa i Beta albo poszli na stężony, albo nauczyli się maskować. – zaskrzeczał ironicznie.
- Słyszymy cię szkodniku. – mruknął z rozbawieniem Wheeljack.
- Spokój! Skupcie się! – warknął tylko komandor.
- Dobra robota. Czekajcie na sygnał. Bust, postaraj się pozostać poza radarem. Aha i żadnego gwiazdorstwa Jacki. – zerknęłam na Ciemność posykującą już niecierpliwie. Wypuściłam powoli powietrze wentylacją – Zaczynamy.
Transformowałam się w panterę, dając znak ogonem reszcie, po czym ruszyliśmy w szyku przez most. Wokół panowała martwa, pełna napięcia cisza, mącona jedynie warkotem silników. Labirynt poszarzałych ruin Kaonu zwiększał uczucie niepokoju. Wygląda to wszystko, jak w jakimś horrorze. Tylko patrzeć jak pojawi się jaki upiór. Skoczyłam na ścianę, odbijając się od niej przy ostrym zakręcie i skierowałam wzrok ku bramie. Tuż nad nią stał gigantyczny pomnik Lorda, unoszący jedną rękę ku niebu. Ostre zęby szczerzyły się w strasznym uśmiechu, a dumne spojrzenie przyprawiało o mimowolne dreszcze. Gdyby nie rozmiar, można by uznać, że to on. Powstrzymałam palące pragnienie zniszczenia koszmarnej rzeźby i wymierzyłam w bramę tuż pod nią. Soniczny ryk wyrzucił odrzwia z zawiasów, ukazując ponure, szare wnętrze. Ciemność zawisła nad centrum, patrząc na mnie świecącymi punkcikami „oczu".
- Pamiętasz, co ci mówiłam?
- Przejście ukarze się, jeśli Matryca da znać o swojej obecności. – wymamrotałam, zwalniając.
Przymknęłam optyki, koncentrując się ze wszystkich sił na zadaniu. Mechy transformowały się za moimi plecami, zachowując przy tym bezpieczną odległość. Nic się jednak nie stało. Wokół nas panowała martwa cisza, wzmagająca tylko lęk i wyobraźnię. Zmarszczyłam łuki optyczne. No cóż, trzeba będzie chyba wdrożyć plan B. Ciekawe jak silne jest to cudeńko...
Nagle ziemia zadrżała pod nami, a na powierzchni pojawiły się czarne pęknięcia. Posady koloseum zadygotały, a stare podpory i ozdoby zaczęły zwalać się na ziemię. Słyszałam jak moi towarzysze cofają się, lecz ja nie odeszłam. Wreszcie spod siatki rys, z hukiem i zgrzytem uniosła się potężna konstrukcja, rozpychając metalowe płaty podłoża na boki. Brama z czterech płyt zdobionych wzorem matrycy na najwyższej swojej części stanęła przede mną, by po chwili błysnąć błękitnym światłem i otworzyć się, ukazując naszym optykom mroczną czeluść głębokiego korytarza. A jednak wyszło.
- To tutaj... Primus dobrze schował archiwum swych potomków. – zamruczała Ciemność, łącząc się niespodziewanie z moim cieniem – Pora się wreszcie dowiedzieć jakie sekrety skrywał przede mną.
- Nie pójdziesz przodem? – transformowałam się do zwykłej formy.
Primus zadbał o to, by byty mojego pokroju nie mogły wejść tam bezpośrednio. Ale ty, moja żywa pacynko możesz. – rzuciła mrocznie.
- Nie obiecuj sobie za dużo. – mruknęłam do siebie, odwracając się w stronę olśnionych botów – Ruszamy.
- Tak jest. – Smoke przygotował Zmieniacz Fazy, starając się zachować dzielną minę.
Orion jednak stał w milczeniu, patrząc błyszczącymi optykami na czarne wejście. Na jego twarzy malowało się wiele uczuć: zaskoczenie, zachwyt, niepewność, strach.
- Musimy iść. Decepticony mogą się pojawić lada...
- Strażnik za wami. – zaskrzeczał nagle Bust.
- Rdzawy złom. – zaklęłam cicho, spoglądając na mojego przyjaciela – Smoke, Orion ruszać przodem!
Bot otrząsnął się z zamyślenia i posłusznie pojechał z młodzikiem w głąb korytarza. Ja wskoczyłam do niego ostatnia, zamykając za nami przejście. Uniosłam ręce do góry, opatrując je dodatkową blokadą z cienia, po czym poleciałam w pogoń za mechami.
Musicie się śpieszyć. Decepticony się zbliżają.
- Wiem. – syknęłam cicho, omiatając oczyma potężną halę.
Styl prosty, acz elegancki, wczesny Cybertron. Wyraźnie przeznaczone dla jednego celu... i rozorane zębami Scrapletów. Cholera! Te małe ścierwa namieszają w naszych planach. I nie wiadomo, gdzie się dogryzły, co już zepsuły! Zaklęłam cicho, przekręcając dwukrotnie średniej wielkości kulę i rzucając ją do wejścia. Zaczęła się stopniowo rozgrzewać do temperatury przeciętnego transformera. Ta mała niespodzianka powinna nam pomóc z potworkami. Teraz możemy się już tylko modlić, by kable Vectora były w porządku, inaczej nic już nam nie pomoże. Zrównałam się z moim oddziałem i skinęłam głową z zadowoleniem. Nasza podróż ciągnęła się niepomiernie, mimo iż nie szczędziliśmy paliwa. W mrocznym, jednostajnym korytarzu nie było widać wiele. Jego wysoki sufit zwiększał niepokojące uczucie pomniejszenia, znikomości wobec tej wielkości. Potężne echo wzmacniało jedynie napięcie. Na szczęście dla nas warkot silników i łopot skrzydeł krył stukot małych odnóży czy piski Scrapletów. Mrok krył ślady zębów w ścianach. Westchnęłam nerwowo w Iskrze. Oby prędko odkryły swoją pułapkę...
Zachowaj czujność. Bardzo prawdopodobne, że wpełzły do serca Vectora.
Wreszcie na przeciw nam stanęły drugie wrota, podobne do tych z początku tunelu. Natychmiast wyciągnęłam do nich ręce, powtarzając swe ruchy. Tym razem płyty zabłysły niemal od razu i rozsunęły się, ukazując ogromny, pionowy tunel, którego ściany zdobiły symetryczne wzory. Potężna konstrukcja zdawała się nie mieć dna, ani sufitu, gdyż ich ciemna otchłań ciągnęła się w górę i w dół. Nie rozjaśniały jej światła ciągnące się wzdłuż potężnej podstawy platformy znajdującej się przed nami. Na jej brzegach migotały delikatnie niewielkie lampki. Prowadził do niej, upstrzony po bokach błękitnymi światełkami, most. Z góry zwieszała się błękitna lampa, której mocowania tonęły w półmroku. Widać, że to styl z czasów oryginalnej Dwunastki. Gdyby budowali to ci ze Złotego Okresu, bogactwo wylewałoby się ze ścian. Wylądowałam przed misterną konstrukcją w samym centrum, gdzie w normalnych warunkach włożylibyśmy Klucz do Vectora Sigmy. Mechy zatrzymały się tuż za mną.
- Smokescreen, straż przy drzwiach. Trzymaj się planu. – rozkazałam składając skrzydła. Młodzik zasalutował i odszedł na posterunek, a Orion popatrzył na mnie, zamyślony. Po chwili jednak uśmiechnął się delikatnie.
- Pora, by Optimus Prime wrócił do swoich botów.
- Tak trzeba. – odparłam miękko, unosząc ręce – Będę jednak tęsknić za tobą... Za moim partnerem.
Mech spojrzał na mnie z zaskoczeniem, lecz nim zdołał coś powiedzieć, pocałowałam go w policzek i uścisnęłam ostatni raz. Bot przytulił się mocno, ale wkrótce puścił mnie, odsuwając się na dwa kroki ze słabym uśmiechem. Uroczy...
Nie rozpraszaj się! I tak nie będziesz mogła wykorzystywać go do zaspokojenia swoich potrzeb.
Po pierwsze jesteś obrzydliwa. Po drugie nie musisz mi tego przypominać co godzinę. Wypuściłam powoli powietrze z wentylatorów, czując rozprzestrzeniającą się po ciele pustkę, mieszaną ze stałym już uczuciem cierpienia. Spokój... Niech będzie to mój ostatni dar, nim zniknę. Przymknęłam optyki, rozkładając szeroko ręce. Moc spłynęła do dłoni, które zaczęły kreślić w powietrzu świetliste znaki. Przez dłuższą chwilę kołysałam się lekko nad nieruchomym mechanizmem, lecz wreszcie jego środek zabłysł delikatnie i dało się słyszeć szczęk poruszającego się metalu. Wewnętrzny okrąg platformy rozsunął się do kręgu zewnętrznego, a z ciemności powoli wychynęła kula światła, otoczona ruchomymi obręczami. Skupiłam się całkowicie na ruchach misternej konstrukcji. Jest zaiste fascynująca... Zbliżyłam się do krawędzi, wyciągając ręce do światła i czyniąc gest powolnego ciągnięcia go do siebie. Złote nitki wytrysnęły ze środka w moim kierunku, lekko łaskocząc moją Komorę Iskier. Przyglądałam się ich poczynaniom z ciekawością. Ciekawe jak dokładnie to działa? Chętnie bym sobie rzuciła optyką na jego schematy. Pociągnęłam do siebie raz jeszcze, tym razem bardziej stanowczym ruchem. Więcej nitek poleciało w moją stronę, rozszczepiając się na Komorę Iskier i procesor. Zmarszczyłam się delikatnie. Dziwne... Powinny kierować się w jedno miejsce. Już miałam powtórzyć ruchy, gdy złote jądro Vectora Sigmy gwałtownie pochyliło się do mnie i więcej grubych promieni strzeliło w moje ciało. Moc wtargnęła brutalnie do rozbitego serca, czepiając się kurczowo jego szczelin i paląc je ogniem. Wizję zasłonił mi złoty blask. Wkrótce jednak przestrzeń umysłu zalały mi wspomnienia Optimusa, migające niczym obraz kalejdoskopu. Poczułam jednak, że w pamięć wciska mi się jakiś potężny plik. Co się dzieje?! Czuję, jakby ktoś usiłował zrobić mi jednocześnie lobotomię i przebić Iskrę! Zadrżałam w przerażeniu, stawiając rozpaczliwy opór. Przez moment uczucie znikło... lecz niespodziewanie wróciło z pełną mocą! Jak gdyby ktoś wbił z całej siły szpikulec w proscesor! Wrzasnęłam z bólu, padając na kolana. Moja... głowa... Bezwładnie dryfowałam w jasności pełnej cierpienia. W głowie kołatały się strzępki myśli. Gdzie...? Kto....? Kim... jest...? Ratunku... Dopiero po chwili, która zdawała się trwać wieczność, coś się zmieniło. Wpierw delikatnie, a potem z coraz większą siłą dało się czuć... zapach starego oleju? Metalu? Śmierdzący energon...? Co to...? Jednocześnie w ten sam, gradualny sposób potworny hałas zaczął dobiegać ze wszystkich stron. Przykry pierścień bólu powoli zacieśniał się na skroniach.
- Widzę Beauty, powtarzam widzę Beauty. - zaskrzeczał jakiś głos – Gorąco się robi.
- Zachować spokój! Postępujcie według planu. - odparł ktoś poważnie.
Przechyliłam głowę na bok bezwładnym ruchem, usiłując skupić myśli. Fala bólu rozeszła się od procesora po całym ciele. Och.... Ramiona i nadgarstki ściśnięto mi twardo, z wielką siłą, kołysząc delikatnie. Duże i szorstkie... coś ujęło mnie pod brodą i uniosło do góry. Nie wiem... Biel rażąca oczy wciąż była wokół mnie. Lecz niespodziewanie dwa niepokojące, rubinowe punkty zabłysły w niej. Uchyliłam lekko usta, patrząc w nie bezsilnie. Świat stopniowo nabierał innych kolorów, w miarę jak słabnące światło odsłaniało otoczenie. Co...?
- Żałosne. - warknął z pogardą zirytowany bas.
Wzdrygnęłam się delikatnie na jego dźwięk, mrugając powoli. Ciemne kształty wokół mnie poruszyły się nerwowo. Przesunęłam po nich bezmyślnie wzrokiem, zatrzymując się na ogromnej postaci przed sobą. Wyszczerzył do mnie kły z wyższością. Coś... nie tak... Stęknęłam cicho, miękkim ruchem przesuwając obolałą głowę na bok. Coś mokrego zaczęło spływać mi po karku. Dlaczego...?
Głupia Femme obudź się! Jeśli nie oddasz mi kontroli, oboje zginiemy!
Wzdrygnęłam się otwierając szerzej powieki. Obraz nabrał ostrości... i wtedy go ujrzałam. Górował nade mną z przerażającym błyskiem w rubinowych optykach. Potwory otaczały go, jęcząc i wyjąc z okrutną ekscytacją. On... Jego wargi rozchyliły się w strasznym uśmiechu. Zamarłam na chwilę, nim instynkt przetrwania poraził mnie zastrzykiem adrenaliny. Uciekać! Napięłam siłowniki, rzucając się w przód. Robale szarpnęły mnie instynktownie w tył, by po chwili ryknąć z bólu. Pierwszy utracił władanie w ramieniu, gdy przetransformowany ogon wbił się w odkryte kable pod pachą. Drugi zachwiał się od mocnego kopniaka pod kolanem. Natychmiast wyrwałam się, kolejnym kopniakiem zmuszając strażnika do odpuszczenia. Energon buzował w skroniach, a instynkt przejął kontrolę. Unik przed ciosem, przewrót w tył, skok w bok! Wybicie z kolumny na paszczę stwora, z powrotem. Stęknęłam cicho, zapierając się nogami o ścianę. Z wielkim wysiłkiem wspięłam się na wystający fragment konstrukcji podobnej do żebra egzoszkieletu i wbiłam ostrze w zamek, spoglądając w dół. Tunelowa wizja ograniczyła moje pole widzenia, jednak byłam w stanie rozpoznać około pluton rozłoszczonych robali. W ogłuszającym hałasie dało się wychwycić drapanie pazurów o mur i brzęczenie skrzydeł. Idą po mnie...
- Nie uciekniesz mi tym razem. – warknął gdzieś z dołu Lord.
- Zamyka się nasze okienko!
- Nie strzelać! – zaskrzeczał Starscream, patrząc na mnie z powagą – Ściągnąć ją żywą!
- Czekajcie na znak!
Wyłamałam wreszcie zamek i wyszarpnęłam ręce z... rdzawy złom, to ten dziwny stop z wysepki! Dlatego czuję się tak słabo. Cisnęłam połamane kajdanki w ziemie, wyciągając automatyczną strzykawkę ze złotym płynem. Zaaplikowałam sobie energon Primusa i natychmiast zaczęłam się z trudem wspinać wyżej. Zabezpieczyli się... ciekawe czy Starscream doniósł, czy Lord pamiętał? Wczepiłam palce w zakrzywioną ścianę, klękając na wierzchołku konstrukcji. Mam tylko nadzieję, że Orion i Smoke są bezpieczni.
- Martw się o siebie - stęknęła dziwnie, pojawiając się nagle nade mną - Jest naprawdę źle. Musisz oddać mi kontrolę!
- Nie masz dokąd uciekać! – zarechotał któryś, przelatując obok mnie.
Jak na zawołanie, nowa fala przeszyła mnie niczym strzała swój cel. Stęknęłam cicho, kuląc się na swojej pozycji. Ciemne kręgi zatańczyły w rogu mojej wizji. Nie... Wszystko jeszcze może się udać. Zaraz dopalacz zacznie działać, tylko... Przyłożyłam dwa palce do ust i gwizdnęłam przenikliwie, prostując się nieco na swojej pozycji. Potwory zakwiczały ze złości, ale nie zdołały mnie zagłuszyć.
- Nie bądź uparta ty...! – urwała wpół krzyku, rozpływając się niespodziewanie.
- Mamy sygnał panie i panowie! – zaskrzeczał Bustfire – Czas działać!
- Zdjąć ją stamtąd! – zaryczał rozzłoszczony Lord, jednak uchwyciłam nutę niepokoju w jego głosie.
Spojrzałam w dół, koncentrując się. Stwory na ziemi ustawiły się w pozycjach obronnych przy swoich dowódcach. Idealnie! Czułam już energię rozpalającą moją Iskrę. Już mogę...
Poczułam go szybciej niż zobaczyłam. Siła uderzenia odebrała mi dech. Metal jęknął żałośnie, gnąc się przed tępym rogiem. Energon obryzgał pysk Insecticona. Przez sekundę patrzyłam w jego ślepia, lecz szybko zaczął się oddalać. Przez kilka sekund leciałam, lecz wreszcie grawitacja ściągnęła mnie mocno na arenę. Spojrzałam na swą zakrwawioną pierś, w której odgniótł się kształt rogu potwora. Dopiero teraz ból uderzył mnie zwielokrotnioną siłą. Nie...! Instynktownie okryłam się skrzydłami przed zderzeniem z ziemią, przyciskając dłonie do rany. Zderzenie z ziemią było dość brutalne. Przeturlałam się po nierównym terenie, a zatrzymałam się dopiero gdy wbiłam się plecami w ścianę areny.
- Beauty dostała, powtarzam Beauty dostała! Potrzebne wsparcie w kwadracie...
Mój wrzask podobny był rykowi predacona. Pomocy! Błagam! Piekło otworzyło się w mojej Komorze Iskier. Czułam, jak gdyby wrzący kwas Arachnid wypełnił jej wnętrze, jakbym topniała od środka. Przewody przeniosły ten ból na całe ciało, paląc je żywym ogniem. Zerwałam zniszczony płaszcz z piersi, drapiąc zaciekle ranę. Błagam, niech już zgasnę! Niech się to wszystko skończy! Moje wycie urwało się w pół, gdy zniszczyłam syntezator mowy, ale ból trwał. Pożar trawił mnie całą, mimo rozpaczliwych prób wyrzucenia z siebie energii i złagodzenia choć odrobinę mojego piekła.
Wieczność spędziłam w tym stanie, wyjąc bezgłośnie. Dopiero gdy wypaliłam resztki Energonu Primusa, zaczęło to wszystko słabnąć. Rozluźniłam spięte ciało, wpatrując się w rozmazaną plamę, którą był świat. Gorzkie łzy spływały po twarzy zupełnie niekontrolowanie. Czerń jednak dalej czaiła się na obrzeżach wizji. Śmierć... Błagałam jej i jest tu... Jakieś ciemne sylwetki zaczęły się zbliżać, lecz nagle z kilku stron wyskoczyły kolorowe postaci, które odrzuciły cienie ode mnie. Migotały mi przed optykami niekontrolowanie, odpychając przeciwników, lecz wreszcie większa, granatowo-czerwona plama pochyliła się nade mną. Niewyraźna, znajoma twarz ukazała się nade mną.
- Trzymaj się Angel, zaraz cię stąd zabierzemy. – rzekł cicho, sprawdzając moje funkcje życiowe.
Orion... Spazm bólu wstrząsnął mną niekontrolowanie. Z piersi usłyszałam cichutkie rzężenie, a serce zaczęło mi pulsować nieregularnie. Z ust pociekło mi trochę energonu. Mech otarł je delikatnie, mówiąc coś do komunikatora. Straszna realizacja uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba – jeśli zostanę tu zbyt długo, zabiję ich... Nie, to nie może się tak skończyć...! Złapałam mocno za dłoń mecha, zmuszając go do zwrócenia na mnie uwagi.
- Musimy zrobić to teraz... – zacharczałam z trudem.
- Co... nie, Angel musimy cię najpierw stąd zabrać! – wziął mnie na ręce, patrząc na mnie z przerażeniem.
- Dżidżi?! – zaskrzeczał Bustfire.
- Czyś ty straciła rozum?! – usłyszałam z komunikatora głos Blue.
- Musimy cię przerzucić do bazy, to nie czas na ryzyko...! – warknęła Andromeda.
- Nie mam więcej czasu! – charknęłam, spluwając energonem. W głowie zakręciło mi się mocniej, więc zacisnęłam powieki razem – Albo teraz, albo nigdy...
Na chwilę zapadła wstrząśnięta cisza. Boty rozważały moje słowa w ponurym milczeniu.
- Nie, to nie może się tak skończyć! – zaprotestował nagle mój przyjaciel.
- Orionie...
- Przenieś nas do bazy, Rachet na pewno zdoła cię uratować! – uścisnął mnie mocniej.
- Nie rób tego dla nas... trudniejszym niż już jest... – poprosiłam ochryple, otwierając optyki – Tak musi być.
- Dżidżi... – mały, drżący głos Busta był wstrząsający. Jeszcze go takim nie słyszałam...
Nastała kolejna dłuższa pauza. Iskra pulsowała mi w piersi coraz silniej.
- Utrzymamy was ile damy radę. – warknął Komandor.
- Pośpieszcie się. – dodał Thunderbolt.
Przepraszam...
- Orionie Pax... daję ci znów moc... i nowe imię... Optimus Prime... – wyszeptałam skróconą znacznie formułkę, patrząc w niebieskie, rozpaczające optyki.
Umilkłam, kładąc mu dłoń na piersi i koncentrując się. On również milczał, z godnością i powagą przyjmując zaszczytny tytuł. Uścisnął mocno moją wolną rękę i ucałował, pochylając głowę z pokorą. Nasze Iskry błysnęły mocno, bijąc jak szalone, energon buzował w przewodach. Wspomnienia Optimusa Prime zaczęły wracać do właściciela. Pierś zapiekła mnie przez chwilę, lecz bardzo szybko zastąpiło ją niemal przyjemne uczucie. Ulga była tak wielka, że niemal przerwałam transfer. Spojrzałam na niego i nim się zorientowałam co robię, pochyliłam się do niego, całując po raz ostatni mecha, którym tak niefartownie się zauroczyłam. Proszę, opiekuj się nimi... i pamiętaj mnie. Gdzieś w tle usłyszałam ryk wściekłości Lorda. Mam dziwne uczucie deja vu...
Czułam, że powoli tracę świadomość. Muszę się śpieszyć... Popatrzyliśmy na siebie ponownie, lecz wyraz jego twarzy zmroził mnie w miejscu. Odraza, obrzydzenie i furia promieniowały z jego poważnej twarzy.
- Ty... – wycedził, odsuwając się gwałtownie
Co on...? Gwałtownie szarpnięto mnie na bok, było jednak już za późno. Udało się. Prime zniknął w rozmazanej plamie, ciemniejącej z każdą chwilą. O co chodziło? Nie rozumiem. Patrzył na mnie jakby... Otrząsnęłam się, walcząc rozpaczliwie z własnym ciałem. W ostatniej chwili zdołałam przeskoczyć do swojego umysłu, gdzie chociaż mogłam szybciej zebrać siły. Znów paliła mnie Iskra, było to jednak znośniejsze niż to, co czułam w rzeczywistości. Co tam się...?
Głośny ryk przerwał moje rozmyślenia. Instynktownie schroniłam się za jedno z drzew, wyglądając niepewnie zza tej marnej osłony. Nie spodziewałam się jednak widoku, jaki mnie oczekiwał. Miast obrażonej Ciemności ujrzałam dwa, zdeformowane straszliwie predacony. Jeden czarny, smukły, rogaty, z wielkimi kłami, drugi oślepiająco biały, tęgi, o silnych łapach opatrzonych ostrymi pazurami. Byli tak skoncentrowani na wrogu, że nie dostrzegli mnie. Walczyli zaciekle, bardzo brutalnie, nie zważając na teren wokół siebie. Z każdą zniszczoną strukturą wzmacniali moją migrenę. Zadrżałam lekko, czując jak Iskra zamiera mi w piersi. Co tu się wyrabia?! Kolejna istota wprosiła się do mojego procesora?! Przełknęłam energon z trudem, obserwując ich walkę. Jaką ja mam w ogóle szansę w walce z nimi? Smukły potwór odskoczył, unikając ciosu i zaczął krążyć wokół przeciwnika.
Jak za starych czasów... ale tym razem nie dam ci zwyciężyć. – syknął głosem Ciemności.
Nie zardzewiałeś całkiem w swojej czarnej dziurze... – warknął basowo biały smok, poruszając się powoli. Szczerzył kły na wroga – Choć twój głos zaczął brzmieć idiotycznie.
Wytrzeszczyłam lekko optyki, patrząc jak czarny stwór rzuca się znów na białego. Wyglądali jak rodzeństwo bijące się o zabawkę. Skuliłam się bardziej za drzewem, obserwując bezradnie jak równają resztki przerdzewiałego terenu z ziemią.
Nie odbierzesz mi tej pacynki!
To córka Prima, należy do mnie!
Ale to ja ją sobie przygotowałem! – zaryczał basem czarny stwór, gryząc w szyję białego – Ona jest moja!
Pacynka? Przygotowywał? Co to wszystko...? Lecz nagle do procesora wpadła mi pewna myśl. Przerażająca, bardzo prawdopodobna myśl. To było jak rozbłysk supernowej w ciemnym zakątku kosmosu. To bracia... Ale jak to możliwe? Byłam przekonana, że Ciemność... Zaczęłam niekontrolowanie drżeć, z trudem łapiąc oddech. Dałam się oszukać jak Iskierka! Ale jak oni się tu wdarli? Nie mogłabym tego nie zauważyć, taki proces wymaga przecież dużo energii... O Boże. On siedział ze mną na dobre już od Przebudzenia, a jego brat dołączył gdy połączyłam się z Vectorem... Skuliłam się w sobie, zaciskając palce na głowie. Co teraz? Jak mogę się mierzyć w walce z nimi...? Przegrałam. Niezależnie który zwycięży, ja zginę, a moja rodzina... Moja rodzina... Przed oczyma stanęli mi wszyscy moi przyjaciele, Moontear, Optimus. Zgrzytnęłam zębami, zaciskając palce na swoim hełmie. Skrzydła nastroszyły się, a ogon machnął mocno. Oni liczą na mnie, wierzą we mnie! Mam ich zawieść? Oddać się pod kontrolę któregokolwiek z nich?! Ciężka do tej chwili Iskra rozpaliła się wściekłością. Spojrzałam roziskrzonym wzrokiem na zmagania bestii, podnosząc się z ziemi. Nie poddam się bez walki! Wyszłam zza osłony, kierując się w stronę walczących. Nie dostrzegli mnie, tak bardzo skupieni byli na pojedynku i dogryzaniu sobie.
Nigdy ze mną nie wygrasz! Jestem lepszy!
Chyba głupszy! Nie zdołałbyś wykorzystać takiej okazji!
Zacisnęłam pięści ze złości. Ty parszywy kundlu... Odetchnęłam cicho, unosząc ręce i gwałtownie posłałam w ich kierunku potężną falę z cienia. Białą bestię odrzuciło znacznie w tył, ale czarna nie ruszyła się z miejsca, toteż rzuciłam drugie uderzenie ze światła. Nim któryś potwór zdołał się pozbierać, kolejne razy poleciały w ich stronę. Musiałam łączyć oba style walki, używając na przemian dwóch rodzajów magii. Szczęśliwie głowa i Iskra przestały mi dokuczać. Bestie miały chyba problem z pokonaniem mnie, gdyż walka przeciągała się. Każde uderzenie osłabiało ich, podczas gdy moje siły wzmacniała wściekłość. Nawet gdy udawało im się trafić, trzymałam się tego palącego uczucia by powstać i walczyć dalej. Nie dam ich! Nie dam się! Odskoczyłam, robiąc przewrót w tył i uniosłam płynnie dłonie, tworząc czarne łapy, które zacisnęły się z całej siły na białym potworze i przygwoździły go do ziemi.
Ty nędzna śrubko! Wypuść mnie natychmiast!
Jednocześnie machnęłam skrzydłami, okrywając się złotą tarczą przed pazurami czarnej bestii. Z nim było znacznie trudniej zwyciężyć. Ranił mnie wielokrotnie, nim wreszcie udało mi się nabić go na pazury złotego łapska, a potem przycisnąć go z całej mocy do ziemi. Zacisnęłam pięści tak mocno, że ledwie mogli się poruszać. Paskudne pyski zwróciły się w moim kierunku.
Angelbotko zwariowałaś?! Chciałaś mnie zabić?! – odezwał się cienkim głosikiem Ciemności czarny stwór – Puść mnie w tej chwili!
Jak śmiesz więzić swojego stwórcę?! Rozkazuję ci mnie wypuścić!
Odetchnęłam z trudem, zmuszając się do pozostania w stojącej pozycji. Nie wierzę... udało mi się! Dyszałam cicho, patrząc na uwięzionych braci z niedowierzaniem. Naprawdę ich pokonałam... Potrząsnęłam delikatnie głową, błyskając zębami z rozdrażnieniem. Oczywiście, że mi się udało! Nie miałam prawa przegrać. Wyprostowałam się, patrząc na nich z gniewem. To przez tego Scrapleta mam takie niskie myśli o sobie. To on mnie skopał.
Puść mnie w tej chwili! Stoisz na przeciw Primusa!
Gdyby nie ja, ten pyszałek przejąłby dawno kontrolę nad tobą. To on wbił się w twój procesor tak mocno, że czułaś się jak po lobotomii!
Nie udawaj, że jesteś taki święty Uni...!
- Milczeć! – przerwałam im ostro, strzelając ogonem na boki, a po chwili zwróciłam się do czarnego smoka – Ty rdzawy synie... Nie musisz więcej udawać! Słyszałam waszą rozmowę. – stwór zmiął przekleństwo w pysku, łypiąc na mnie spode łba. Stanęłam przed nim, zaciskając pieści tak mocno, że drżały – Oszukałeś mnie... przekonałeś do odepchnięcia moich przyjaciół, odciąłeś mnie od mojego wsparcia! Taki był twój plan?! Odizolować mnie, poczekać aż zgasnę, by wreszcie rozgościć się w moim ciele?!
Dałaś się prowadzić jak Iskierka. Nie musiałem praktycznie nic robić. – warknął pogardliwie, łypiąc na mnie groźnie.
I dlatego powinnaś się poddać mi! Oboje nie chcemy, by to on...
- Nigdy więcej nikomu nie dam zdobyć nad sobą kontroli! – huknęłam, strzepując skrzydłami. Znajdę sposób, by się ich pozbyć.
I niby jak masz zamiar tego dokonać? Nie myśl o sobie za wysoko ty marna pacynko!
Jesteś niczym wobec potęgi braci! – dołączył się Primus.
- Jeśli naprawdę jestem taka żałosna, to czemu nie zabrałeś mnie od razu? Czemu musiałeś stworzyć sobie plan? – przechyliłam niepokojąco głowę, uśmiechając się niepokojąco. Stwory poruszyły się trochę nerwowo, co przyjęłam z niejakim zaskoczeniem, jednak starałam się starannie je ukryć – Dlaczego czekać aż choroba mnie wykończy, a nie uderzać od razu tatuśku?
Nie możesz nam nic zrobić!
Nie masz dość pary w tłokach!
Zamarłam w miejscu, patrząc na nich ostro. Czy jest w ogóle jakaś szansa, by się uwolnić...? Nie sądzę, bym mogła ich od tak w całości wyrzucić. Spojrzałam na swoje ręce i zacisnęłam je mocno. Jeśli weszli tu poprzez ładunek energetyczny, to i jego zasadom podlegają... a z tym już mogę pracować. Ustawiłam się w pozycji, skupiając się, po czym zaczęłam się poruszać, łącząc szybkość i ostrość gestów z miękkością oraz precyzją ruchów. Ignorowałam dalsze wrzaski i inwektywy rzucane w moim kierunku. Przeciwne energie zwarły się w walce wokół mnie, usiłując zwyciężyć jedna nad drugą. Ich stabilność można by porównać do kostki energonu trzymanej przez starego mecha z rozregulowanym zawieszeniem, który usiłuje uciec przed scrapletami. Musiałam skoncentrować się w zupełności na opanowaniu tej metaforycznej bestii. Ciężki złom... Zaczęłam powoli krążyć przy smokach, kierując mocą. Wkrótce skondensowała się w dwie wstęgi, których końce leniwie lizały cielska bestii. Zaczęłam absorbować otaczającą mnie potęgę. Drżące cząstki cielsk obu braci z wolna przyłączały się do wstęg i rozpływały w nich. Podświadomie słyszałam ich ryki wściekłości i wyczuwałam rozpaczliwą walkę, lecz nie dbałam o to w najmniejszym stopniu. Teraz to ja mam władzę wy przerdzewiałe, zaolejone złomy...
* * *
Hałas bitwy dzwonił ogłuszająco w procesorze, potęgując migrenę. W zarysie oślepiającego światła można było dostrzec Autoboty, broniące się przed Insecticonami. Skrzydło okryło głowę, ucinając drażniące uczucie. Pierś płonęła bólem, mieścił się on jednak w standardowym zakresie. Dłoń mimowolnie sięgnęła mocą w głąb Komory Iskier by po chwili wyciągnąć trójwymiarowy obraz pokrytej siatką pęknięć ukazał się między palcami. Po chwili czarna osłona z cienia powlekła Iskrę, uśmierzając go dostatecznie. Mimo to serce zaczęło cicho rzęzić z wysiłku.
Ciało spięło się, z trudnością podnosząc się do siadu opartego. Rozpięty płaszcz pozwalał na swobodne ruchy. Skrzydło odsłoniło wreszcie pole walki. Po lewej wreckerzy walczyli zaciekle, stając niemal na równym gruncie z potworami Lorda. Po prawej Bumblebee ogłuszał przeciwników kastetami plazmowymi, a chroniona Ultrazbroją Arcee miażdżyła wrogów. Wspomagała ich Andromeda, siejąc postrach laserową halabardą. Obie flanki osłaniali, uzbrojeni w działa plazmowe, Thunderbolt i Ultra Magnus. Prime walczył w samym centrum, odpierając ataki z niespodziewaną furią. Wyglądało jednak na to, że siły botów sporo kosztuje utrzymanie pozycji.
Dłonie zaczepiły się o ścianę za plecami, a siłowniki zadrżały, wypychając ciało do pozycji stojącej. Nikt jeszcze tego nie dostrzegł. Wheeljack wybił się z pleców przyjaciela, wyskakując do góry. Robale usiłowały go zestrzelić, ale nie udało im się nawet go zadrapać. Mech runął na jednego z nich jak burza, ucinając mu łeb potężnym ciosem. Uskoczył na bok, unikając ciosu następnego, ale wtedy Bulkhead uderzył swoją wzmocnioną kulą burzącą, odpychając potwora, a Thunderbolt przestrzelił działem plazmowym na wylot. Arcee zablokowała cios robala, pozwalając Bee na prześliźnięcie się pod jej ramieniem. Trzmiel potraktował przeciwnika dezorientującym ciosem w głowę, a Andromeda wykończyła go, ucinając mu łeb jednym ciosem. Generał postrzelił w pysk paskudę, która usiłowała w tym momencie uderzyć jego żonę od tyłu, a Cee dokończyła, uderzając z taką mocą, że Insect poleciał do tyłu z kwikiem. Optimus Prime wymierzył solidny kopniak potworowi z prawej, blokując zarazem uderzenie ostrzem. Jego przeciwnikiem... był...
Lord...
Iskra zatrzymała swoje bicie na kilka sekund, lecz zaraz zaczęła boleśnie łomotać w piersi.
On...
Usta rozchyliły się w cichym syku, prezentując błyszczące kły.
Kolejny złom w linii pieprzonych manipulatorów z mojego życia...
Ręce zrobiły się gorące od ilości energii, która naturalnie zaczęła się w nich gromadzić.
Kolejny sprzymierzeniec Primów...
Granatowo-srebrne tęczówki błysnęły dziką furią.
Kolejny zdrajca wbijający mi nóż w...
Robal zamachnął się na Optimusa, zmuszając go do odskoczenia w tył. Odwrócił się bokiem, unikając ciosu i wbił swoje ostrze w optyki kwiczącego potwora. W tym jednak czasie Lord zaszedł go od drugiej strony, chcąc wbić swoje ostrze w plecy mecha.
Nigdy więcej...
Dłoń rozczapierzyła palce, zakrzywiając je jak pazury, a moc zadrżała na ich opuszkach.
Nigdy więcej manipulacji..
Zwierzęcy warkot, brzmiący jak jęk pękającego szkła wydobył się z ust, natomiast ciało spięło się do skoku.
Nigdy więcej oszustwa.
Optyki rozszerzyły się gwałtownie w błysku furii.
Nigdy więcej!
Błyskawiczny, pionowy gest ręką ciął powietrze. Złoty kolec gwałtownie wychynął z ziemi, raniąc bok byłego gladiatora. Twardy ruch dłoni posłał z jej kantu małą falę uderzeniową w stronę Lorda. Zdołał uchylić się przed nią, lecz robal za jego plecami zakwiczał, wpadając na swoich współbraci. Jego klatka piersiowa nosiła wyraźny ślad po śmiertelnym ciosie. Zaniepokojony pomruk przeszedł przez szeregi.
- Zabić ich! – warknął gardłowo decepticon, popychając jednego ze swoich podwładnych do przodu, na Optimusa. Sam odsunął się na tyły, zachowując bezpieczny dystans.
Oparłam się mocniej o ścianę, wzmacniając cienistą pieczęć na rozpalonej Iskrze. N-nie wiedziałam, że tak umiem... Oficerowie rzucili mi przelotne spojrzenia, szybko jednak zwrócili się z powrotem do walki, celując teraz w latającą część stworów.
- Dobrze wiedzieć, że żyjesz Beautifuldeath. – rzucił Komandor przez komunikator.
- Bestia z Cybertronu nie daje się tak łatwo zgasić! – zaskrzeczał Bustfire drżącym z emocji głosem.
Uniosłam głowę, spoglądając na Magnusa spod byka, ale nic nie odpowiedziałam. Trochę energonu pociekło mi z ust, więc otarłam go wierzchem dłoni, skupiając się ponownie. Nie przydam się w walce, mogę tylko grać z tyłu. Błysnęłam gniewnie zębami, lecz przełknęłam pragnienie zemsty, ściągając energię z powrotem do rąk. Mogę próbować podzielić się mocą... Zamarłam w miejscu, spoglądając w ziemię.
Niebieskawo połyskujące, półprzeźroczyste nitki ciągnęły do mnie z pola bitwy. Kilka szerokich gestów dłońmi pociągnęło je w stronę Iskry, lecz zarazem poruszyło masę z pola bitwy. Gdy Jacki wbił kolejnemu robalowi katanę w pierś, powietrze zafalowało i jaśniejsze światełko uniosło się nad zdychającym cielskiem. Szybko wzniosło się w powietrze, uciekając do ciężko bijącego serca. Złączyło się delikatnie, subtelnie zwiększając poziom energii. Ręce instynktownie pociągnęły ponownie, wykonując okrężne pociągnięcia. Potężna masa zadrżała i zaczęła przepływać między walczącymi. Jednakże zamiast łączyć się z palącą Iskrą utworzyły drżący, delikatny pierścień wokół pasa. Płynny obrót, twardy krok, stanowczy ruch nadgarstkami. Srebrzyste nitki wystrzeliły w ciała ośmiu autobotów. Błysnęły jaśniej, stabilizując połączenie. Żołnierze wzdrygnęli się niemal jednocześnie, by po chwili ze świeżymi siłami podjąć walkę. Szala zwycięstwa przechyliła się ich stronę.
Utrzymałam kamienny wyraz twarzy, choć mało brakowało, by okazać zaskoczenie. O rdza... Zupełnie jakby moje ciało samo wiedziało... Czyżby mimowolny dar od Braci? Ha! Cóż za ironia... dosłownie zostawili mnie silniejszą. Machnęłam mocniej ogonem, rozglądając się czujnie. Wszystko idzie całkiem... gdzie jest Smokescreen? Momentalnie nastroszyłam pióra, szukając wzrokiem niesfornego młodzika w kotłującym się tłumie. Nie widzę go... Starscream też gdzieś zniknął!
- Młody i Krzykacz? – wysłałam wiadomość przez bezpieczne łącze.
- Nie widzę ich. Zniknęli mi w tłumie Beauty. – rzekł z lekkim poczuciem winy sokół, lecz nagle rzucił – Starscream od południa. Leci nisko na arenę!
Mam złe przeczucia. Nie przerwałam przesyłania mocy, ale zarazem spoglądałam z niepokojem na niebo. Obym się myliła... Robale w powietrzu rozluźniły jeszcze bardziej formację, kwicząc nad nami niemiłosiernie. Chaos w powietrzu uniemożliwiał wypatrzenie smukłego myśliwca aż do ostatniej chwili, gdy zapikował po drugiej części areny, blisko swego pana. Thunderbolt zaczął w niego strzelać, co mech niestety zgrabnie omijał. Złom się z nami bawi! Błysnęłam dziko optykami. Kilkanaście złotych fal poleciało w kierunku wroga. Jednak komandor conów zdołał zrzucić zgniłozielony balast i transformować się, unikając ich w ostatniej chwili. Kilka trafionych przypadkowo robali spadło za to na ziemię bez życia, oddając swa energię życiową. Obok oficera dostrzegłam chwiejącą się pokrakę o czterech odnóżach i trzech żółtych optykach. Natychmiast zaczęła kuśtykać w stronę rannego Lorda. Ty przerdzewiały blacharzu! Wszędzie poznam ten zakuty łeb! Był co prawda poza zasięgiem, ledwie było go widać znad głów walczących. Zgrzytnęłam zębami, usiłując posłać pociski z energii w jego stronę, jednak Iskra zapłonęła mi bólem. Stęknęłam cicho. Ledwie zdołałam złapać się znów ściany. Mogłam tylko patrzeć, jak Viper zbliża się do byłego gladiatora, dzierżąc w łapie...
- Korona Primów! – krzyknęła Arcee przez komunikator.
- Musimy ją odebrać!
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Iskrę przeszył niemy krzyk desperacji. Nie! Mogłam tylko bezsilnie obserwować. Lord wyrwał klejnot koronny pokracznemu mechowi i nałożył na swoje skronie, szczerząc ostre zęby w upiornym uśmiechu. Wyprostował się, omiótł dumnym wzrokiem pole walki i odnalazł mnie. Jego twarz pojaśniała zadowoleniem i chorym pragnieniem, które zdeformowało jego rysy.
- Przyjdź tutaj Iskierko.
Moje oczy zapłonęły srebrem.
Hej hej
Wiem, wiem, sama źle się z tym czuje, prawie siedem miesięcy bez żadnej wieści. Przepraszam was bardzo. Życie i studia pochłonęły mój czas niemal kompletnie.
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, mogę tylko obiecać wam, że będzie on na wysokim poziomie i będziecie zadowoleni :)
Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani.
~Angel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top