Współczuję mu
Femme o granatowo-srebrnych optykach siedziała w swoim gabinecie i wystukiwała stopą jakiś rytm. Nuciła pod nosem nieokreśloną melodię i pisała na bladoniebieskiej klawiaturze jakiś skomplikowany kod. Wyglądało na to, że wprowadza dodatkowe dane do dosyć prymitywnego programu komputerowego, by usprawnić jego działanie.
Nagle drzwi do jej pokoju się otworzyły i stanęła w nich botka o biało-fioletowym lakierze oraz czerwono-złotych optykach. Oparła się o framugę i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Co tam porabiasz?
- Nic takiego. - mruknęła cicho, uśmiechając się do niej - Ulepszam naszą wewnętrzną wyszukiwarkę w bazie danych.
- Harmonię? - zaśmiała się - Swoją drogą niezła nazwa. Ile nad nią myślałaś?
- Wystarczająco długo. Masz jakąś sprawę? - wróciła do klepania w klawisze.
- Nieee... Tak tylko się zastanawiam czy może masz ochotę iść ze mną na mały "patrol"?
- Gdzie na przykład? - zaczęła zapisywać swoją pracę, wiedząc już, że na pewno z nią pójdzie.
- Na przykład zróbmy małą rozróbę i zgarnijmy Iskierki. - podeszła bliżej - Albo chodźmy do tego baru w Blaster City! Tam mają najlepsze drinki!
- Byłyśmy tam przedwczoraj. Chcesz mnie rozpić? - Femme zaśmiała się głośno, wyłączając swoje urządzenie i spoglądając na przyjaciółkę z ciekawością.
- No to chodźmy do Altihex! Słyszałam, że ma być tam nowa dostawa nowinek technicznych.
- Hmm... W sumie czemu nie. Dawno nas tam nie było. - skinęła głową - Mają tam naprawdę rozwinięte laboratoria.
- I całkiem przyjemną fabrykę stężonego energonu na uboczu. - zaśmiała się wyciągając rękę.
- A ty tylko o chlaniu. - fioletowa botka wstała i podeszła do niej.
Dziewczyny zbiły piątkę i zaśmiały się, po czym wyszły z pokoju i ruszyły spacerkiem po korytarzu.
- Oj Dżidżi, co bym bez ciebie robiła?
- Nic takiego Death. Miałabyś normalne życie. - westchnęła.
- Albo zdechłabym od chemikaliów tego popaprańca. - mruknęła i objęła ją na wysokości ramienia, robiąc przesadnie poważną minę - A tak jestem szczęśliwa i cieszę się najlepszą przyjaciółką na świecie!
Skrzydlata botka zaczęła się serdecznie i głośno śmiać. Poklepała ją po plecach, na co DeathPlay wypuściła powietrze z wentylatorów z głośnym szumem i odsunęła się lekko.
- Kto ostatni przy Moście ten stary grat! - ryknęła gromkim śmiechem i transformowała się, po czym poleciała przed siebie.
Femme o granatowo-srebrnych optykach uśmiechnęła się lekko, przemieniła się i poleciała prędko za przyjaciółką.
- Jesteś gotowa?
- Oczywiście. W razie czego podaj mi silne środki uspokajające.
Minęły dwa dni. Zarówno ja, jak i malec potrzebowaliśmy chwili na zebranie sił i zaaklimatyzowanie się. Karmiłam go już kilkakrotnie, a także musiałam pobudzić krążenie energonu w jego przewodach poprzez delikatne lizanie jego ciała. Nie była to najprzyjemniejsza część dnia, ale przynajmniej oswoiłam się z dziwnym uczuciem, jakie towarzyszyło mi, gdy byłam w formie predacona i dotykałam Iskrzenie.
Siedziałam obecnie na kozetce w lazarecie i trzymałam w dłoniach małe, śpiące smoczątko zwinięte w kuleczkę, która delikatnie drżała. Przy mnie stała Light ze strzykawką, gotowa reagować w razie niebezpieczeństwa. Właśnie miałyśmy zamiar umieścić Moontear'a w mojej Komorze Iskier i chyba obie się tym mocno stresowałyśmy. Nic nie było bezpieczne w tym miejscu... nie od czasu tego pamiętnego wypadku.
Wypuściłam powietrze z wentylatorów i machnęłam lekko ogonem. Muszę to wreszcie zrobić. Otworzyłam klatkę piersiową i delikatnie złożyłam w niej Iskierkę, a po chwili zamknęłam osłonę. Odetchnęłam lekko i spojrzałam na monitor, do którego zostałam podpięta ja i mój mały mech. Wszystko wyglądało na to, że nic złego się nie stało...
- Udało się. - Speedlight odetchnęła z wyraźną ulgą - Iskra go przyjęła...
Nagle malec poruszył się w moim wnętrzu i otarł lekko o Iskrę. Poczułam się bardzo dziwnie i dotknęłam lekko torsu. To było... niespodziewane. Niby nie nieprzyjemne, ale bardzo niekomfortowe.
- Wszystko w porządku pani? - moja medyczka była bardzo przejęta.
- W jak najlepszym. - wstałam i ostrożnie się przeciągnęłam. Wyglądało na to, że jest wszystko ok - Mam nadzieję, że nie będzie tego widać...
- Tego, że nosisz przy sercu Iskierkę? Oczywiście, że nie Królowo! Ale... w holoformie może być to bardzo widoczne... - potarła lekko kark - przy czym obowiązuje cię ścisła, specjalistyczna dieta... i zasady jak w pierwszym miesiącu od zaiskrzenia.
- A więc będę wyglądała jak w pierwszym trymestrze ludzkiej ciąży?
- Tylko holoforma będzie miała ten problem... no i tylko gdy Iskierka będzie w twoim ciele oczywiście!
- Rozumiem. - skinęłam głową, po czym ruszyłam do wyjścia - Porozmawiamy o tym gdy wrócę z predaconami. Do zobaczenia skarbie!
- Pa mamo...
Szybkim krokiem ruszyłam przez korytarze, by jak najprędzej zdążyć na spotkanie. Dziś mam załatwić tę utrapioną sprawę... wstyd mi, że od tak dawna tego nie zrobiłam, ale zwyczajnie nie pamiętałam o tym. Westchnęłam, delikatnie zażenowana.
Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że botki jeszcze tu nie ma. Nawet techników nie było na miejscu. Stanęłam więc przy wylocie z hangaru, czekając na moją prawą rękę. Patrząc na morze z tej perspektywy, uświadomiłam sobie, że stoję w tym samym miejscu, w którym tamtego feralnego dnia usłyszałam przykre słowa od mojej Shadow... Westchnęłam, kręcąc delikatnie głową. Niezbadane są wyroki boże. Kto by w tamtej chwili pomyślał, że w parę miesięcy później będziemy szykowały się na lot do jej niespodziewanego partnera?
W tym momencie drzwi się otworzyły i wypadła przez nie zadyszana DarkShadow. Podbiegła do mnie, delikatnie zarumieniona.
- J-już... jestem... - wydyszała, uspokajając oddech.
- A więc lećmy. - wysunęłam skrzydła i uśmiechnęłam się do niej.
Botka transformowała się i po chwili obie wystartowałyśmy. Machnęłam kilkakrotnie skrzydłami i po chwili wyprzedziłam moją podopieczną. Gdy ustabilizowałyśmy lot, otworzyłam przed nami portal do miejsca bliżej pobytu Nemezis. Soundwave przysłał mi dziś rano te koordynaty i stwierdził, że statek będzie gdzieś w pobliżu.
Gdy tylko opuściłyśmy Most, ujrzałyśmy wschodnie wybrzeże Australii. Momentalnie poznałam to miejsce po niezwykłym kolorze ziemi. Femme zaczęła kołować nade mną, a ja rozejrzałam się i zeskanowałam przestworza. Wreszcie udało mi się wytropić delikatny, energonowy ślad.
- Chodźmy skarbie. Wiem gdzie polecieli. - dałam znak i ruszyłam.
Dark leciała tuż za mną w swojej formie F-35A. Jeśli chodzi o formy, to muszę przyznać, że idealnie się dobrała z Soundwave'em. Obydwoje mają altmode smukłych myśliwców i są równie cisi. Uśmiechnęłam się w Iskrze, machnąwszy skrzydłami. Załatwię im tę sprawę i podpytam sobie Knockouta...
Wkrótce naszym optykom ukazał się w oddali czarny, podłużny kadłub bojowego okrętu decepticonów. Wylądowałyśmy na kadłubie, a ja szybko przekręciłam obręcz na nadgarstku, zmieniając kolor lakieru z fioletowego na czarny.
Już po chwili wylądowałam na dachu statku, transformowałam skrzydła w parę drzwi i poczekałam, aż Shadow odpowiednio podejdzie do lądowania. Hah... ja miałam o tyle łatwiej, że dzięki moim skrzydłom mogłam sobie osiadać jak chciałam, a ona musiała podchodzić do lądowania od dziobu.
Na szczęście szybko sobie z tym poradziła i już po chwili transformowała się przy mnie. Było po niej wyraźnie widać, że jest zdenerwowana. Westchnęłam cicho i spojrzałam jej w optyki.
- Spokojnie kochanie. - pogłaskałam ją po policzku i lekko dotknęłam końcówką ogona jej egzoszkieletu - Oddychaj głęboko, wyprostuj się i uśmiechnij. Będzie dobrze.
- A-a jeśli się n-nie zg-godzi? - wyjąkała niepewnie, stosując się mimo wszystko do moich rad. Jej wentylatory zaczęły równo pracować.
- Zgodzi się. - podałam jej ramię i nasunęłam maskę na twarz.
Botka uścisnęła je delikatnie, po czym ruszyłyśmy w stronę Mostka. Po drodze mijaliśmy kilkakrotnie patrole Vechiconów i mogłam z rozbawieniem obserwować wyraźną różnicę między tymi, którym Steve oraz Miles opowiadali o mnie, a tymi, którzy znali jedynie plotki. Ci pierwsi delikatnie się kłaniali i odprowadzali mnie wzrokiem, a ci ostatni drżeli i uciekali jak tylko przeszłam obok. Smuciło mnie jedynie to, że było ich tyle... Nie pokazywałam po sobie nic, by nie niepokoić mojej podopiecznej, ale było mi nieco przykro.
- Pani, słyszysz to? - szepnęła do mnie w pewnym momencie.
- Co konkretnie? - uniosłam lekko audioreceptory, przysłuchując się.
- Jakby ktoś kogoś bił. - stwierdziła.
Faktycznie, oprócz szumu mechanizmów i kroków w zimnych, ciemnych korytarzach, dosłyszałam coś w rodzaju nieregularnych uderzeń.
- Nie martw się. Zaraz się dowiemy co się dzieje. - uścisnęłam lekko jej dłoń
Im bliżej byliśmy celu, tym wyraźniejszy był ten dźwięk. Delikatnie spięłam siłowniki, gdy stanęliśmy przed drzwiami. Odetchnęłam w Iskrze. Drzwi automatycznie się przed nami otworzyły i ujrzałyśmy przed sobą nieprzyjemną scenę.
Sala tronowa wyglądała jak zawsze: wielkie monitory po prawej i lewej, długi podest prowadzący na środek sali oraz duży tron Megatrona, stojący w centrum, nie zmieniły swego stanu. Jednak na tym podeście mogłyśmy ujrzeć, jak Lord Decepticonów bije swego chudego komandora. Przyglądały się temu Vechicony, które obsługiwały wielkie panele, a także, ku mojemu lekkiemu niezadowoleniu, Soundwave.
Biedny, drobny mech leżał już na podłodze, cały w ranach i własnym energonie. A jego władca wysunął ostrze i uniósł je, jakby przymierzał się do ostatecznego ciosu. Na jego twarzy dostrzegłam sadystyczny uśmieszek.
To nie było "starannie zaplanowane". Pokierował mną raczej impuls i Iskra. Może i był to błąd, ale nie dbam o to. W każdym razie przeskoczyłam nad ciałem cona i wylądowałam przed nim w momencie, gdy mój przyjaciel puścił w ruch swoje ostrze. Błyskawicznie złapałam go za dłoń i spojrzałam mu głęboko w optyki. Widziałam w nich zaskoczenie i lekki strach, jednak po chwili narodziła się irytacja.
- Beautifuldeath! Co to ma znaczyć? - warknął głośno, zabierając dłoń.
Machnęłam delikatnie ogonem, zahaczając o nogi szczupłego mecha i wyprostowałam się, patrząc na niego spokojnie. Uśmiechnęłam się pod maską, gratulując sobie refleksu, ale nic nie mówiłam. Chciałam sprawdzić, czy nadal umie rozpoznawać moje emocje i pragnienia, jak wiele eonów temu.
Po chwili mech warknął i spojrzał na widoczek za moimi plecami. Widziałam, że walczy ze sobą samym. Nie chcę, żeby nikogo zabijał... Nie mogę zejść mu z drogi, bo wtedy na pewno połamie mu wszystkie siłowniki. Stałam twardo na przeciw niego, z pełną świadomością tego, iż wszyscy przypatrują się nam w napięciu.
Milczenie przeciągało się na kolejne minuty. Żadne z nas nie chciało ustąpić. Lord zmarszczył łuki optyczne, a jego czerwone optyki zabłysły groźnie. Moje również błyszczały, błękitno-srebrnym światłem. Widziałam w odbiciu na jego hełmie. Jesteśmy równi... warto więc wykonać ruch, który przeważy szalę. Dotknęłam jego dłoni i pogłaskałam ją lekko, patrząc na niego prosząco. Wiedziałam, ze zrozumie.
Megatron żachnął się, odwracając na sekundę wzrok. Jednak spojrzał ponownie w moje optyki i mruknął niechętnie. Opuścił dłoń, schował ostrze i odwrócił wzrok, burcząc coś pod nosem. Był bardzo zły. Ponownie się uśmiechnęłam i dotknęłam jego ramienia.
- Dzię... - zaczęłam mówić, ale w tym momencie predacon w mojej Komorze Iskier poruszył się, naciskając na moją Iskrę.
Jęknęłam cicho z bólu, a nogi się pode mną ugięły. Megatron zobaczył co się ze mną dzieje i natychmiast chwycił mnie w ramiona. Wystraszył się lekko. A ja poruszyłam się niewygodnie. On jest zbyt blisko.
- Co ci jest? - spytał cicho, podtrzymując mnie.
- Nic... - malec ponownie nacisnął na moją Iskrę, jednak tym razem nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Odruchowo dotknęłam mojego torsu i zacisnęłam na nim pazury. Poczułam jak energon delikatnie po nich spływa.
- Knockout! Chodź tu natychmiast! - muszę przyznać, że decepticon miał naprawdę ochrypły, niski i nieprzyjemny głos gdy krzyczał.
Starałam się stanąć stabilnie, ale miałam z tym pewien problem. Systemy pokazały mi wiele powiadomień o błędach i zagrożeniu bezpieczeństwa. Iskra wysyłała mi do procesora powiadomienia o nadwyżkach mocy, która zaczęła się we mnie kumulować. Oj nie dobrze... Mój mechanizm obronny może się zaraz aktywować! Muszę przede wszystkim zachować spokój, inaczej zabiję ich wszystkich. Zacisnęłam zęby i lekko poruszyłam się. Malec dopiero wtedy przesunął się i zostawił moją Iskrę w spokoju
- Wszystko jest w porządku... - próbowałam się jakoś wykręcić od badania, ale on trzymał mnie w stalowym uścisku. Nie chciał tego słuchać.
Spojrzałam więc na bok, szukając jakiejś drogi ucieczki, jednak niestety nikt nie mógł mi pomóc. Vechicony tylko się gapiły i wymieniały między sobą cichutkie uwagi. Nawet Soundwave przerwał pracę, ale widziałam po spiętych siłownikach, że nie jest zadowolony. Zerknęłam więc w drugą stronę i... wszystko zrozumiałam. Darkshadow podtrzymywała szczupłego Komandora, starając się samodzielnie zatamować drobniejsze rany. Co chwilę obrzucała mnie wystraszonym spojrzeniem. A Starscream... a Starscream patrzył na mnie ze strachem, wdzięcznością i nieśmiałym zainteresowaniem. Uśmiechnęłam się delikatnie i mrugnęłam do niego, na co się speszył.
- Nareszcie! - usłyszałam warknięcie od Megatrona, który cały czas trzymał mnie mocno przy sobie - Zajmij się nią!
- A co z Komandorem panie?
- Jego też, ale bez znieczulenia. - spojrzał na Seekera - Ale zapamiętaj sobie, że następnym razem nie będę taki łagodny.
Zmarszczyłam łuki optyczne, ale nic mu nie powiedziałam. Miałam ochotę teleportować się jak najdalej stąd, ale nie zrobiłam tego. Musiałam zostać... musiałam zostać dla DarkShadow. Westchnęłam w Iskrze i wyśliznęłam się nareszcie z uścisku Megatrona.
- Poradzę sobie z dojściem do lazaretu. - powiedziałam ze spokojem, wciąż trzymając się za Iskrę.
O wiele łatwiej było mi się skupić gdy nie musiałam go dotykać. Kątem optyki dostrzegłam przy Shadow Knocka i Breaka. Uśmiechnęłam się do siebie delikatnie. Idealnie.
- Dark, nie martw się o mnie. - powiedziałam cichutko do komunikatora, tak by tylko ona usłyszała - Idź do Soundwave'a i uspokój go.
Femme skinęła głową i wstała niepewnie. Bała się o mnie, ale ostatecznie była posłuszna. Wsparłam się na dużym, popielatym decepticonie, który złapał komandroa za nogę i czekał już tylko na mnie. Ruszyliśmy do zatoczki medycznej. Musiało to zabawnie wyglądać z tyłu, gdyż jestem od niego sporo wyższa.
Jak tylko wyszliśmy ze środka, Knockout uśmiechnął się szeroko i zachichotał.
- Dobra, a teraz powiedz nam proszę Beautifuldeath, co tam się wydarzyło?
- A ty już tak się ośmieliłeś? - uniosłam łuk optyczny, spoglądając na niego.
- Megi nie miał takiej miny od kiedy się zmyłaś tamtego dnia! - Jego wyraz twarzy był jednoznaczny.
Uniosłam brew, ale po chwili zatrzymałam się i odetchnęłam. No nie wytrzymał.
- Co jest? - Knockout się zdziwił.
Break spojrzał na mnie, a ja spokojnie wzięłam Starscreama na ręce i ruszyłam dalej, opierając się ramieniem o nierówną ścianę. Było mi ciężko, ale nie chciałam, by ciągnięto tego biednego chudzielca jak dogbota. Poza tym, mogłam niepostrzeżenie odłączyć czujniki bólu.
- Co ty robisz?! - Breakdown był zaskoczony.
- Coś, czego nie chciał zrobić żaden z was.
- Ale dlaczego martwisz się o to ścierwo?! - Knock był w szoku
- Bo zależy mi na każdym życiu i nikogo nie mam zamiaru skreślać. - uśmiechnęłam się delikatnie, odłączając kabelek i zamykając klapkę na jego szyi - Nawet tych, którzy są uznawani za najgorszych.
Przyjaciele się zawstydzili. Śmiertelny wróg Bulkheada zreflektował się i wziął komandora na ręce, chociaż widziałam, że był bardzo niechętny tej czynności. Pozwolił mi wesprzeć się na sobie.
Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Położyli nieprzytomnego komandora na głównej kozetce, a ja usiadłam obok. Break poszedł po instrumenty, a Kock chwycił za skaner.
- No dobra, to pokaż się. - zbliżył się, ale ja się nie ruszyłam.
- Zacznij od niego. Megatron stłukł go jak nie wiem co.
- Ale...
- Pal to licho. - mruknęłam, wzdychając - To moje życzenie i jestem pewna, że je spełnisz.
- Beautifuldeath, oczywiście mógłbym to zrobić, ale nie mogę. - spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem, ale po chwili spoważniał - Megatron urwie mi łeb! Przecież Soundwave...
Wstałam z delikatnym trudem i zmrużyłam oczy. Strzeliłam ogonem na boki. Zaczęłam stawiać powoli drobne kroki w jego stronę z każdą pauzą.
- Ale dziś... zrobi dla mnie... jeden... mały... wyjątek... - widziałam, że Knockout patrzy na mnie z wielkim szoku, ale i z zainteresowaniem. A ja złapałam go za brodę - Rozumiesz?
Pokiwał powoli głową, nie mogąc oderwać ode mnie wzroku. Uśmiechnęłam się delikatnie i zamknęłam mu usta. Po chwili zasiadłam z powrotem na moim miejscu i pstryknęłam palcami. Dopiero wtedy mech się wybudził z transu, zamrugał kilka razy, zarumienił się i chrząknął niezręcznie. Wreszcie odstawił skaner i zbliżył się do nieprzytomnego już komandora. Obserwowałam go przez chwilę w milczeniu, machając ogonem na boki.
Kiedy wrócił Break z narzędziami, wyprostowałam się. Obserwowałam jak czerwony medyk zdejmuje pancerz z klatki piersiowej mecha i odkłada powyginaną część na bok. Ku mojemu zniesmaczeniu, ujrzałam wiele blizn i oznak po spawaniu.
- Często go tak bije?
- No, zależy. Raczej tak. - mruknął Knock.
- Parę razy w miesiącu. - zaśmiał się lekko jego kumpel, podłączając kroplówkę.
- Tylko jego?
- Jak nie jest pod ręką to wali Vechicony, ale to rzadziej. Docenia swoje mięso armatnie.
Nie spodobało mi się to. Jakim prawem dręczy swoich podwładnych!?
- Dlaczego się na nich wyżywa? Czemu na swojej prawej ręce? Zawsze tak to wyglądało?
- No nie zawsze... od połowy wojny. - wtrącił Break.
- I nie do końca wiadomo... wydaje się, że Starscream jest tu najsłabszy. - con ściszył mocno głos - Dobrze, że ja jestem tu jedynym medykiem i nie mógł uderzać we mnie...
Zaintrygowało mnie to. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, jednak w końcu przeszyłam go moim spojrzeniem i poprosiłam:
- Knockout... opowiedz mi swoją historię.
Mech aż drgnął i spojrzał na mnie. Breakdown rzucił optyką na mnie i zrobił dziwną minę, ale nic nie powiedział. Wymienili spojrzenia. Ha... strzeliłam ogonem na boki, patrząc na niego. Dziwne, że poprzednio nie miał takich oporów.
Mech westchnął ciężko i odwrócił wzrok na sekundę. Chyba nic z tego nie będzie...
- Break opowiedział ci skrótowo o swoim życiu... - powiedział w końcu nieco podejrzliwie - Wtedy chciałaś jakoś ocieplić nasze stosunki i uspokoić nas, byś nie musiała nas zabijać... Ale po co ci ta wiedza teraz?
- Przyzwyczajenie. Zawsze pytam nowo poznane transformery o ich historię. - odparłam spokojnie, patrząc na niego - Ale jeśli nie chcesz, nie musisz mówić...
Breakdown cały czas milczał, łatając drobniejsze rany na kończynach i prostując pancerz tam, gdzie powyginały go ciosy Megatrona. Widać było, że sam o czymś intensywnie myślał.
- Cóż, może jakoś mi pomożesz. - mruknął, wzdychając cicho - Podobno umiesz zrobić wszystko, nawet zmarłych Wskrzeszać.
- Wiele cennej wiedzy przepadło w trakcie wojny, a banalne, nic nie wnoszące legendy przetrwały. - uśmiechnęłam się kpiąco pod maską - Ale skoro twierdzisz, że to cię oczyści, słucham. Może będę w stanie coś zrobić.
Mech westchnął i założył zaciski na kable z energonem, a następnie zaczął osuszać wnętrze nieprzytomnego mecha.
- Moi Stwórcy byli parą o Vechicularnych trybach. A ja... - skrzywił się delikatnie, odsuwając od siebie brudną, upaćkaną energonem szmatkę. Breakdown wyrzucił ją i zaczął łączyć ze sobą przerwane przewody - Byłem długi czas jedynakiem. I nie za bardzo martwiłem się o rysy na lakierze, chociaż dbałem o to, by nie wyglądać jak jakiś złom... - zamilkł na dłuższą chwilę.
- Jak rozumiem nie byłeś dzięki temu zbyt popularny. O ile dobrze pamiętam, stałe szramy i blizny były wtedy wyznacznikiem popularności. - odgadłam.
- Masz rację. Zawsze mnie gnębili, ale przyzwyczaiłem się do tego. Potrafiłem sobie z tym wszystkim dać radę, zwyczajnie ignorowałem palantów. Jednak wszystko się zmieniło, gdy poszedłem na studia medyczne. - zagłębił laserowy skalpel w ciele mecha, marszcząc łuki optyczne - Szlag... Megi wbił mu kawałek pancerza w pompę energonu. Potrzebuję lepszych narzędzi.
Breakdown natychmiast porzucił swoją pracę i odwrócił się do blatu roboczego. Zaczął czegoś szukać, ale po chwili podał mechowi skrzynkę z narzędziami. Patrzył na niego ze smutkiem.
- Co się stało na tych studiach? - spytałam delikatnie, patrząc na Knocka, który przymocował do dłoni jakieś narzędzie.
- Cóż, akurat wtedy zdobyłem kilku przyjaciół, Femme, z którą łączyła mnie jeszcze słabiutka Więź Iskier i... poznałem starszego brata. - transformował dłoń w małą piłę tarczową o czerwonych zębach. Zaczął ciąć, starając się nie okazywać żadnych emocji - Okazało się, że mój "braciszek" przyniósł taki wstyd rodzinie, że go wywalili, ale teraz wrócił i przekonał ich, że się zmienił.
- Sądząc po twoim głosie, lekkim drżeniu rąk i rozgoryczeniu, kłamał. - stwierdziłam ze smutkiem.
- Owszem. Zaczął mnie gnębić z resztą dumnych Seekerów podobnych temu tu. - mówiąc to, wyszarpnął mocno srebrzysty kawałek pancerza i rzucił na bok, do specjalnego pojemnika, w którym już leżała brudna szmatka. Zaczął ostrożnie spawać - Naturalnie stwórców nigdy nie było w tym okresie w domu, bo front się zbliżył i musieli wypełniać obowiązki, a nie zajmować się niemal dorosłymi synami. Jasne, próbowałem się bronić, ale co to mogło dać?! Tylko mocniej mnie tłukł. Był zbyt silny.
- Więc zacząłeś uciekać...
- Trenowałem i usprawniałem systemy, dzięki czemu stałem się najszybszym conem o Vechicularnym trybie. Kiedy nie mógł mnie dopaść tak, próbował mnie wrabiać w swoje różne dokonania i doprowadzić do kresu wytrzymałości. Wkrótce wszyscy przyjaciele z wyjątkiem tej Femme mnie opuścili ze strachu przed nim.
Tu umilkł na dłuższą chwilę, a ja widziałam, że po jego twarzy spłynęła pojedyncza łza. Wtedy zrozumiałam i moją Iskrą targnęło współczucie. Nieszczęsny mech... Domyślam co się stało.
- Wspierała mnie, gdy byłem bliski załamania... - przełknął głośno energon i przestał operować. Trzęsły mu się lekko dłonie - Tak często mnie bił, że... dzięki niemu stałem się pedantem. Poczucie kontroli nad otoczeniem dawało bezpieczeństwo. A polerowanie weszło mi w nawyk. Jeśli... jeśli nie mam idealnego lakieru, czuję się gorszy... ja... - umilkł. Wziął się jednak w garść i zaczął łączyć ze sobą przerwane przewody. Po chwili skończył i rzucił na bok skalpel, opierając się o blat - Zacząłem wyżywać się na autobockich ścierwach i wiesz co? - spojrzał mi prosto w oczy - Sprawiało to cholerną satysfakcję. Wreszcie mogłem się odgrywać... - zgrzytnął zębami - Ale pewnego dnia nie udało mi się uciec. Zagonił mnie z kumplami w pułapkę i prawie zatłukł. Break mnie uratował i od kiedy zaczął się ze mną przyjaźnić, nikt więcej mnie nie tykał. Ale i tak on dopadał mnie w domu... Aż pewnego dnia złapał moją Mate i zabił ją w okrutny sposób. Nie ochroniłem jej! Nie zdołałem... - żal zdławił mu na chwilę głos - Potem poszedł na bitwę i już nie wrócił. Mam nadzieję, że jego truchło zżarły Scrpalety.
Był wściekły i roztrzęsiony. Patrzył na mnie z i oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. A ja wiedziałam już wszystko. Wstałam i ominęłam stół. Mech patrzył na mnie z dołu i zaciskał zęby, a w kącikach optyk miał drobne łzy. Jego przyjaciel stał z boku i patrzył na nas. Wreszcie przychyliłam się lekko.
- Na twój ból nie mogę podać ci jeszcze lekarstwa... Tej rany nie może uleczyć czas. Ale powiem ci tak: przeszłość boli, ale nie myśl o tym co złe. Zamknij klatkę piersiową komandora i napij się z Breakiem. Potrzebujesz tylko się wreszcie odprężyć, bo coś mi się zdaje, że od dłuższego czasu nie miałeś na to okazji. I nie martwcie się obaj o zdanie Megatrona. Wezmę to na siebie, ten jeden raz.
Mrugnęłam do zaskoczonych mechów. Ci po chwili spojrzeli po sobie, a Break poklepał Knocka po plecach. Nieszczęsny mech. Przykro mi, że to go spotkało... ale nie mogę mu w tym stanie powiedzieć, że najlepsze co może zrobić, to wybaczyć jemu... i sobie.
Hej hej
Mam takie pytanie: czy chcecie decydować o tym, jakie następne wspomnienia będę miała ukazywać w kolejnych rozdziałach? Jeśli tak, to pamiętajcie, z czym to się wiąże: będziecie decydować za każdym razem, w komentarzach. Mam nadzieję, że dokonacie słusznego wyboru ;)
A i jeszcze jedno. Jak pojechałam na małe zakupy parę dni temu to zobaczyłam coś takiego:
"Wielki hit, nieznany w Europie! Wielki transformer z USA". Okropnie mnie to rozbawiło XD
Miłego czytania kochani!
~Angel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top