Wizyta
Femme stała przodem do szyby, za którą widać było ich zrujnowaną planetę. Czarne ruiny, znad których unosiły się dymy, pola pokryte trupami poległych w tej wojnie, wygasłe kable energonu, zniszczona infrastruktura. Tylko tyle zostało po dawnym domie Cybetrończyków. Iskra ją bolała, gdy na to patrzyła, ale jeszcze bardziej bolało ją to, co miała zaraz zrobić. Dopiero po dłuższej chwili obejrzała się na czwórkę botów, stojących za nią na baczność. Czwórka ochotników...
- Moi drodzy... od tej chwili będziecie przywódcami, odpowiedzialnymi za trzy frakcje. Będziecie musieli utrzymać spokój w swoich oddziałach. To nie będzie łatwe zadanie. Podziały między autobotami i decepticonami są bardzo głębokie. Minie wiele cykli zanim zdołacie ich pogodzić. Ale dla dobra was wszystkich będziecie musieli nauczyć ich współpracy. Czy jesteście w stanie temu podołać?
- Tak jest Królowo! – odpowiedzieli chórem.
Skrzydlata umilkła. Patrzyła tylko na nich. Troje mechów i jedna botka... jej optyka, jej skrzydło, jej mała Iskierka. Osobiście nie puściłaby jej, ale... to nie była jej decyzja. Nie mogła zatrzymać żadnego z nich. A już ona... przyszywana siostrzyczka Blackblade'a, ta, która była w grupie pierwszych ocalonych... Szczególnie z nią ciężko jej się było rozstawać. Miała najmilszą osobowość wśród znanych jej botów. Posiadała zielone, figlarne optyki, urocze kocie uszy i prosty stalowy ogon, podobny do tego, który posiadają małpy. Był równie giętki, ruchliwy i funkcjonalny.
- Jestem pewna, że sobie poradzicie. – rzekła w końcu cicho – Ale na wszelki wypadek każde z was dostanie specjalna radiostację dostosowaną do naszej częstotliwości. Gdybyście mieli jakieś duże problemy, powiadomcie mnie natychmiast.
- Tak jest Pani!
- Możecie się rozejść... – powiedziała spokojnie skinąwszy głową.
Po chwili wahania, oficerowie podeszli do niej. Femme się przytuliła, a mechy w milczeniu zasalutowały. Srebrno-optyka westchnęła w Iskrze i skinęła głową.
- Powodzenia kochani...
Westchnęłam cichutko, poprawiając się na tronie. Już od rana siedziałam w CD i wypełniałam moje obowiązki. Teraz zostało mi niewiele pracy przed wizytą na Nemezis. Obiecałam w końcu, że przybędę do byłego Gladiatora. Knockout stwierdził, że wręcz powinnam przyjść, bo podobno dobrze działam na Władcę Decepticonów. Do tej chwili chce mi się śmiać, jak pomyślę o tonie w jakim się wypowiadał. Brzmiał trochę jak desperat.
Swoją drogą wczoraj było naprawdę przyjemnie. Szczerze mówiąc brakowało mi tych wspólnych wypadów z moimi przyjaciółmi, ale cóż było robić? Nie mogę się rozluźniać. Nie w trakcie wojny. Muszę być ciągle zwarta i gotowa do akcji.
Przeczytałam do końca raport i pokiwałam głową. Trzeba szukać nowych źródeł energii. O, jak bardzo by mi się przydały receptury z biblioteki Primów... Niestety, nie zdążyłam tego wszystkiego zabrać. Odłożyłam detpada na bok i sięgnęłam po następnego. Kolejne zapisy związane z rozwojem umiejętności Vechiconów. Uniosłam lekko łuki optyczne. Widzę, że osiągają zaskakująco dobre rezultaty! Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się tego, chociaż oczywiście w nich wierzyłam. Poczynili niesamowite postępy.
- Niech Barricade i Mysteriousbeast wydadzą zgodę na wczorajszą prośbę Vechiconów. – powiedziałam w przestrzeń – Zasługują na chwilę odpoczynku.
- Tak jest.
Zostały mi dwa detpady oraz kwartalna rozmowa z przywódcami czterech kolonii. Poruszyłam lekko ogonem i poprawiłam się na tronie. Delikatnie pogłaskałam swój tors. Ostatnio odkryłam niestety, że Moon jest bardziej zagrożony pod moją opieką, niż mi się zdawało. Pozwoliłam Blue zbadać moją Komorę Iskier i okazało się, że energia wydzielana przy głębszych uczuciach, czy emocjach, jest w stanie zranić lekko dorosłego transformera, a co dopiero Iskierkę.
Westchnęłam cicho, gdy poczułam lekkie ukłucie w procesorze. Wsparłam głowę na dłoni, lekko masując płat czołowy palcami. Zaraz mi to przejdzie. Jestem przyzwyczajona do ustawicznego cierpienia. To nic takiego, odkąd nudności i ból procesora zelżały. Mogę normalnie funkcjonować, ale wciąż muszę się bardzo kontrolować. Jeden błąd może spowodować wyładowania mocy w Komorze Iskier.
Łatwo przychodziło mi stłumienie emocji. W końcu tyle lat ukrywałam swoje uczucia, że nie sprawiało mi to żadnego trudu. W tym momencie podniosłam wzrok i przeciągnęłam spojrzeniem po całym Centrum Dowodzenia. Wszyscy oficerowie dyżurujący pracowali przy monitorach, nawet nie dostrzegając tego, że ich obserwuję. Westchnęłam w myślach. Nigdy nie zapomnę wyrazu ich twarzy gdy działałam wbrew im, dla ich własnego dobra. A już z pewnością nie zapomnę chwili w której Shadow porównała mnie do Primów... Boli mnie, że mogła chociażby pomyśleć o tym, że jestem jak oni. Spuściłam wzrok. Ale i tak, mimo wszystko ich kocham. Nawet jeśli nie mogę im tego okazać w standardowy sposób.
Przeczytałam informacje na temat szukania nowych reliktów oraz szczegóły dotyczące grupy poszukiwaczy specjalnie do tego wyznaczonej. Składała się z jednego predacona o dwunożnej formie – Speedfire'a – dwóch mechów, wybieranych zależnie od charakteru misji, a przewodziła im wszystkim Speeddeath – wojowniczka, którą szkoliła kiedyś Deathplay. To właśnie po niej przyjęła część swojego imienia. Z czasem wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego i nikt już nie używał jej dawnego imienia.
Wyniki działań tej grupy były znikome. Niestety, brak stałego składu nie pozwalał im się ze sobą zgrać, tak jak kiedyś moja drużyna zgrywała się ze mną. Chociaż często nakazywałam im wyznaczenie dwóch mechów do pomocy, nigdy jakoś nie chciało to wyjść. Może ze względu na to, że niektóre misje wymagały wsparcia naziemnego, a inne znów umiejętności lotu do niedostępnych miejsc. Cóż... być może lepiej byśmy sobie z tym poradzili, gdyby ktoś z dawnego Gwiezdnego Szwadronu Poszukiwaczy Energonu pomógł... Westchnęłam w Iskrze. Oj tak, ci to się znali na robocie. Zawsze bardzo szanowałam jego członków, gdyż nie były to pierwsze lepsze mechy. To była elita wśród lotników. Tak na prawdę każdy z nich nadawał się doskonale na przywódcę w innych oddziałach. Mogliby szkolić kolejne pokolenia Cybertrończyków... Wielka szkoda, że zginęli w walce. Nigdy nie poznałam imienia ich przywódcy, ale sądzę, że był to naprawdę mężny mech. Patrząc na brawurowe akcje, które według zapisów planował i przeprowadzał z kolegami, był niesamowicie interesującą osobowością.
Potrząsnęłam głową, wzdychając cicho. Muszę się skupić. Odpowiedziałam na raport, nakazując im wspólny trening oraz kolejny raz apelując o zdecydowanie kto zostanie stałym członkiem ekipy, po czym sięgnęłam po ostatnią pracę. Ach... to jest tylko informacja na temat postępów czynionych w sprawie odnalezienia MECH'u oraz Arachnid.
Moja twarz pozostała kamienna, ale momentalnie przygniotło mnie poczucie winy. Moja wina, że jedno i drugie jeszcze działa. Powinnam była się bardziej postarać i zamiast rzucać się na komputer, złapać w zęby Silasa. Lub też zakraść się tam po cichu i najpierw zabezpieczyć maszyny. Albo chociaż pchnąć rykiem Pajęczycę na budynki, by złamała łopaty wirnika i spadła. Jest tyle wyjść, z których nie skorzystałam! Prawda jest taka, że znów zawiodłam.
Ale... już nic nie mogę na to poradzić. To już zamknięta karta tej historii. Mogę tylko próbować naprawić moje błędy. Przejrzałam informacje i odłożyłam urządzenie na bok. Niestety, sygnał mojej byłej podopiecznej zniknął, zupełnie jakby zapadła się pod ziemię. Masowałam lekko skroń, wpatrując się w raport. Dobrze wiem, że jej nie przekonam do moich racji. Nie uwierzy mi. Poza tym, po tym co zrobiła, nie mogę jej wybaczyć. Muszę ją powstrzymać zanim odkryje, gdzie jest Jetfire lub autoboty i spróbuje ich zamordować.
- Musicie spróbować znaleźć powiązanie Arachnid z MECH'em. Jako samotniczka będzie z pewnością szukać wsparcia u różnych stron konfliktu. - powiedziałam, wstając.
- Tak Jest Pani! - odpowiedzieli mi wszyscy, zwracając na mnie spojrzenia.
- Whiteclaw, zostawiam ci dzisiejszy dyżur. - zwróciłam się bezpośrednio do mojego zastępcy - Ja muszę porozmawiać z Megatronem.
- Pani, ale mamy zrobić w związku z czterema koloniami? Żadna nie odpowiada na wezwania... - spytał ostrożnie Bluebuster.
- To zapewne wina zakłóceń. - odparłam spokojnie - Poczekajcie chwilę. Kiedy Harmonia przeczyści sieć, spróbujcie ponownie. Jeśli nie otrzymamy odpowiedzi do wieczora, wyślemy tam kogoś z naszych. Już wszystko jasne?
- Tak Królowo.
Skinęłam głową i wyszłam z CD. Skierowałam się do głównego hangaru. Stamtąd miałam wylecieć w umówione miejsce, skąd zabrałby mnie Most. Wszystko zostało już omówione z Soundwave'em, który zgodził się pomóc mi w szybszym dostaniu na statek conów.
Po drodze na miejsce przekręciłam obręcz na nadgarstku, zmieniając lakier na czarny i rozsunęłam skrzydła. Niespodziewanie poczułam na ramieniu lekki ciężar.
- No jak się masz Dżidżi po naszym wyścigu? - znajomy skrzek rozległ się po korytarzu.
- Dobrze. Daliście mi wczoraj popalić. - uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie zwycięstw, z których dwa przypadły w udziale mojej osobie, jedno należało do Blackblade'a, a kolejne trzy do Knockouta. Trzeba mu przyznać, że ma niezły silnik - A jak ty Bust?
- No szczerze mówiąc od dawna nie latałem tak intensywnie. - zaśmiał się, trzepiąc lekko skrzydłami - Nadwyrężyłem siłowniki i Light zakazała mi na jakiś czas intensywnego latania.
- Słusznie słusznie. - pokiwałam głową, sadzając go na przedramieniu i głaszcząc po pancerzu - Zastanawiam się, czy cię nie zabrać ze sobą.
- A gdzie się wybierasz?
- Na statek Megatrona.
- Ooo! To może być ciekawe! - słyszałam wyraźnie entuzjazm w jego głosie - Chciałbym zobaczyć jak radzi sobie Wiadrogłowy.
- No nie wiem czy cię zabrać...
- Oj proszę! Też chcę zobaczyć jak sobie tam radzą. - patrzył na mnie niemal błagalnie. Widziałam po optykach, że ma jakiś głębszy cel.
- Wolałabym nie. Jeszcze zaczniesz irytować Lorda i będę się za ciebie wstydziła. - powątpiewałam w jego intencje - Chociaż... może przydałby mi się ktoś do przekazania meldunków Stevowi i Milesowi...
- No widzisz? Przydam się, ale zabierz mnie! Nie bądź sztywna!
- Ale musisz się godnie zachowywać. - pouczyłam go, głaszcząc go po łebku - Występuję tam jako Beautifuldeath...
- A no tak. Musisz zachować reputację. - zaśmiał się - Nie martw się, nie będę śmieszkował. Będę groźny i wspaniały jak Pchełka.
- Dobrze więc... ale powstrzymuj się i, jeśli już musisz, komentuj raczej przez nasz komunikator.
Cybertroński ptak pokiwał energicznie głową, a ja westchnęłam w Iskrze. Mam nadzieję, że nie pożałuję tej decyzji.
Dotarliśmy akurat na miejsce. Mechanicy akurat mięli lekcje z Vechiconami i starszymi wiekiem uczniami. Wszyscy pokłonili się przede mną, a ja skinęłam głową, po czym pokazałam, by sobie nie przeszkadzali. Stanęłam na krawędzi wyjścia i rozłożyłam skrzydła na całą szerokość.
- Trzymaj się mnie Bust. - nakazałam.
Poleciałam szybko przed siebie, przytulając do piersi niezadowolonego stalowego sokoła. Szybko oddaliłam się od Wyspy.
Mój przyjaciel wiercił się okropnie w moich ramionach. Ech... dobrze, że już widzę kropkę portalu na horyzoncie. Po kilku minutach doleciałam tam i przeleciałam bezpośrednio na statek. W trakcie przechodzenia przez wir portalu wylądowałam, a następnie transformowałam skrzydła do postaci pary drzwi na mych plecach i nasunęłam na twarz osłonę. Posadziłam sobie Bustfire'a na ramieniu.
Wkroczyłam na Mostek ze spokojem. Było tam równie ciemno i chłodno jak ostatnim razem. Przy ścianach stały Vechicony, pracując przy ciemnych monitorach. Obecnie jednak zamiast kontrolować dane z pokładowego komputera, patrzyły na mnie w milczeniu. Zignorowałam to i zbliżyłam się do stanowiska cichego mecha. Darkshadow, która stała u jego boku, pomagając mu w wypełnianiu obowiązków, uśmiechnęła się do mnie promiennie, ale pokazałam jej gestem by nic nie mówiła.
- Witaj Soundwave. - mruknęłam cicho, skinąwszy głową.
Szpieg przerwał na moment pracę i skłonił się, po czym wrócił do klepania w klawisze. W ogóle nie przejął się obecnością mego sokoła.
- Lord... jest w... sali... treningowej. - powiedział zmiksowanymi głosami członków załogi - Starscream... zaprowadzi.
Pokiwałam głową i odwróciłam się na pięcie. Spokojnym krokiem ruszyłam do drzwi. Poczekam na niego przed wejściem.
Komandor zjawił się po kilku minutach oczekiwania. Trzymał ręce założone za plecami i miał dumny wyraz twarzy. Jednak na mój widok stracił rezon. Na jego obliczu zagościła niepewność, a skrzydła lekko opadły. Bustfire doskonale to widział. Udał, że drapie się dziobem po skrzydle, by przychylić się do mnie i mruknąć:
- Pchełka jakoś nie skacze. Ciekawe czy duży nie przetrącił mu lotek na skrzydłach...
- Cicho Bust. - syknęłam, zakładając ramię na ramię i mierząc decepticona wzrokiem.
Gdy tylko się do mnie zbliżył, chrząknął nieznacznie i powiedział nieco wyższym głosem:
- Pozwól ze mną Pani. Zaprowadzę cię do Lorda Megatrona.
Skinęłam głową, a con ruszył bocznym korytarzem. Co jakiś czas zerkał na mnie z niewyraźną miną. Ciekawi mnie, czego tak się obawia. Przecież ostatnio ocaliłam mu życie... Chyba, że Knockout oraz Breakdown nie podzielili się informacjami o mojej osobie. To bardzo prawdopodobne.
Podążając do sali treningowej, dostrzegliśmy małą grupkę klonów, które rozmawiały o czymś cicho. Rozpoznałam wśród nich Milesa. Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze wypełnia swoje obowiązki. Jestem pewna, że rozmawia z klonami o przyszłym transferze na naszą Wyspę. Cóż, to, że Gladiator jest moim przyjacielem, nie oznacza, że nie będę podbierać mu ostrożnie Vechiconów. On nie traktuje ich jak równorzędne istoty, tylko jak wycieraczki.
Nagle usłyszałam głuche warknięcie i dostrzegłam, jak skrzydła Komandora podnoszą się do pionu. Zbliżył się on do żołnierzy i zdzielił jednego z nich przez głowę.
- A co to za pogaduszki!? - jego głos obniżył nieco tonację, gdy krzyczał na mechy - Do roboty leniwe złomy!
Zmarszczyłam lekko łuki optyczne i zbliżyłam się do Stara. Nie podoba mi się jak traktuje słabszych od siebie. Bust wydał z siebie głośny krzyk orli, rozczapierzając szeroko skrzydła. Jemu również się to nie spodobało. Komandor natychmiast obrócił się w moją stronę, a jego skrzydła opadły. Wydawał się być przerażony.
- O-o co chodzi Pani? - znów mówił nieco wyższym głosem. W milczeniu wskazałam mu, by szedł dalej - T-tak, n-natychm-miast!
Chyłkiem ruszył przed siebie. Bust zleciał z mojego ramienia i podążał tuż za nim. Jestem pod wrażeniem jego zachowania. Faktycznie potrafi się powstrzymać od żartów. Uśmiechnęłam się w Iskrze i zwróciłam głowę do wystraszonych klonów. Rzuciłam spojrzenie Milesowi, po czym skinęłam mu głową. Musi wiedzieć, tak jak reszta, że ja nie przejdę obok nich obojętnie. Klon ukłonił mi się w pas. Mogłabym przysiąc, że pod maską się uśmiecha... Zabrał swoich kumpli i odeszli stamtąd.
Oddaliłam się w stronę mecha, który opędzał się od stalowego jastrzębia. Cybertroński ptak drapał go lekko i karał w moim imieniu, jednak przestał natychmiast gdy gwizdnęłam na niego. Zaskrzeczał na Komandora i usiadł na przedramieniu, które dla niego wystawiłam. Pogłaskałam go lekko, ignorując wystraszone spojrzenia, jakimi obrzucał mnie chudy con.
- Bust, leć na "zwiad". - mruknęłam do komunikatora, drapiąc głowę przyjaciela.
Uśmiechnął się, skinąwszy głową, po czym wystartował i poleciał przed siebie. Widziałam po torze jego lotu, że ciekawski ptak zwiedzi sobie całe Nemezis, bez względu na to, czy się to decepticonom podoba czy nie. A wszystko pod pretekstem porozumienia się ze Stevem.
Zwróciłam się wtedy do Komandora i doznałam nowego zaskoczenia. Mech wyglądał jak zaszczute szczenię. Stał w pozycji defensywnej i osłaniał się rękoma. Zmarszczyłam lekko łuki optyczne. Bustfire nie poturbował go tak mocno... czyżby często doznawał przemocy fizycznej? Ktoś się nad nim znęca?
- Starscream... - powiedziałam spokojnie.
Reakcja Seekera była co najmniej dziwna. Osłonił się rękoma i lekko skulił. Tego się z pewnością nie spodziewałam. Położyłam delikatnie dłoń na jego plecach. Mech zadrżał lekko i spojrzał na mnie bardzo niepewnie. Chyba nie lubi dotyku... zabrałam więc rękę. Lekko odetchnął na mój ruch, po czym opuścił dłonie niemal równocześnie ze skrzydłami. Przełknął olej gromadzący się w ustach i zebrał się jakoś do kupy.
- W-wybacz Pani... - powiedział cicho, prostując się nieznacznie - Ja... ekhem, już prowadzę do Lorda...
Ruszył przed siebie, cały czas spinając się do granic możliwości. Postępowałam cały czas za nim. Szkoda mi go...
- Jak rozumiem, sytuacja sprzed kilku ziemskich tygodni nie była jednorazowa? - zadałam pytanie retorycznym tonem.
Spojrzał na mnie, nieco wystraszonym wzrokiem, ale nie odpowiedział. Skomplikowany mech...
- Nie było tak zawsze... nie mogło tak być. - powiedziałam w przestrzeń, obserwując jego reakcję.
Zaśmiał się nerwowo, ja jego ramiona opadły. Wbił spojrzenie w podłogę, ale się nie zatrzymał. Patrzyłam na niego badawczo, w milczeniu. Niespodziewanie, usłyszałam w otoczeniu jakiś cichy szczęk. Co jest? Zaczęłam nasłuchiwać.
- Oczywiście, że nie. Kiedyś było zupełnie inaczej. - uśmiechnął się gorzko, a jego ton wybrzmiał beznadzieją, wymieszaną z tęsknotą - Kiedyś byłem prawą ręką Mega...
Gwałtownie pociągnęłam go za ramię do siebie i schowałam się za jednym z żebrowych ozdobników ściany. Wystraszony mech spojrzał na mnie, ale ja na niego już nie. Dyskretnie wyjrzałam na korytarz. W miejscu w którym jeszcze przed sekundą staliśmy, leżała gruba warstwa gęstej mazi. Głośny syk rozległ się wokół.
- Proszę proszę... kogo ja widzę! - a dźwięk tego głosu poczułam jak gniew wypełnia mą Iskrę - Moja stara znajoma...
- Arachnid... - mruknęłam chłodno, dostrzegając przy suficie jej fioletowe optyki. Musi być w formie pająka - Wyjdź z cienia i walcz, albo sama cię wywlekę.
- Nie denerwuj się kochanie... - jej przesłodzony głos przyprawiał mnie o mdłości - Złość piękności szkodzi.
- Co ta blachara tu robi? - warknął Komandor, podnosząc skrzydła. Słyszałam szczęk jego pazurów.
- Nie mieszaj się robaczku, a może oszczędzę twoje nędzne życie. - jej wściekły syk przywodził na myśl jakąś jadowitą gadzinę, lecz zaraz powróciła do swojego sztucznie słodzonego tonu - Powiedz mi Beauty, jak bardzo musisz być zdesperowana, że wciąż szukasz byle mętów do swojej małej załogi? - zaśmiała się, a jej optyki zniknęły - Zawsze byłaś głupia, ale teraz jesteś po prostu żałosna. Ten złom nie jest godny być nawet podnóżkiem.
Zacisnęłam lekko zęby i spojrzałam na Komandora. Ten już miał wyjść i zacząć się kłócić z morderczynią. Powstrzymałam go szybkim ruchem ręki, po czym sama wyszłam na sam środek korytarza, wsłuchując się w otocznie.
- Pokaż się. - nakazałam głośno.
Nagle za moimi plecami usłyszałam głośny syk. Skoczyłam przed siebie, robiąc przewrót w przód, dzięki czemu uniknęłam kwasu conki. Obróciłam się błyskawicznie, transformowałam lewą rękę w blaster i zaczęłam do niej strzelać.
Uskoczyła, po czym sama otworzyła ogień, jednak ja unikałam sprawnie jej pocisków. Ty żmijo... nie wiem co tu robisz, ale zakończę okres twojego terroru na Ziemi. Ruszyłam szybko w jej stronę, przemieniając prawą dłoń w ostrze i gwałtownie zaatakowałam. Osłoniła się jednym ze swoich odnóży, ale nie przejęłam się tym. Odepchnęłam ją i dźgnęłam sztychem, raniąc delikatnie jej odwłok. Arachnia usiłowała mi wbić pazury w twarz, jednak uchyliłam się, robiąc kolejny obrót, a następnie spróbowałam odciąć jej odnóża.
Argh! Stęknęłam delikatnie, gdy jej trzy z jej sześciu nóg zraniły moje ramiona oraz bok. Na szczęście niezbyt mocno, gdyż nie dałam jej okazji dobrze wycelować. Zaatakowałam kopnięciem z półobrotu, osłaniając ciało ostrzem, dzięki czemu zdołałam odepchnąć ją od siebie, ale niestety zdołała mnie uderzyć w brzuch tylnym odnóżem. Odsunęłam się mocno, a ona wykorzystała to i zaczęła raz po raz zadawać ciosy. Zepchnęła mnie do defensywy. Cofałam się krok za krokiem, odpierając liczne ataki szerokimi ostrzami i czekałam na dogodny moment do odwrócenia wyniku walki. Ból Iskry spowodowany emocjami wcale mi w tym nie pomagał.
Ale nie zdążyłam nic zrobić, gdyż Arachnia została niespodziewanie wyrzucona do sufitu siłą wybuchu. Zerknęłam szybko na bok i dostrzegłam Starscreama, który z bezpiecznej odległości wystrzelił pod nogi Femme rakietę. Ha... tego się nie spodziewałam.
Transformowałam lewą rękę z powrotem w dłoń i chwyciłam gwałtownie za kostkę Pajęczycę, która zaczęła spadać. Obróciłam się z nią szybko, a następnie cisnęłam ciało o podłogę. Zbliżyłam się i mocno chwyciłam ją za gardło, wyciągając ramię przed siebie. Ścisnęłam ją tak mocno, że odcięłam jej dopływ energonu do procesora. Za kilka cykli zgaśnie. Złapała mnie za dłoń i próbowała się uwolnić, ale nic jej to nie dawało. Wzięłam zamach prawą ręką, marszcząc lekko łuki optyczne. Pora to skończyć raz na zawsze...
Jednak ktoś zablokował mój cios i odrzucił mnie od Arachnid. Warknęłam cicho i stanęłam w pozycji bojowej.
- Co ty wyprawiasz?! - gardłowy warkot Megatrona rozległ się po korytarzu.
- To ciebie nie dotyczy. - odparłam, powoli się prostując.
- To mój porucznik więc, ta sprawa mnie jak najbardziej dotyczy. - odparł ponuro, postępując w moją stronę. Widziałam, jak Femme, leżąca za jego plecami, podnosi się i uśmiecha do mnie złośliwie - Beautifuldeath, to jest mój statek i mój żołnierz. Nie pozwolę ci jej zabić.
Patrzyłam mu prosto w optyki. Chyba sobie żartujesz... Miałabym ją tak po prostu puścić?! Strzeliłam ogonem na boki, świdrując go wzrokiem. Lord jednak pozostał nieugięty i odwzajemniał moje spojrzenie.
Nagle usłyszałam głośny skrzek za plecami. Bustfire podleciał do mnie i wydał z siebie przenikliwy odgłos przypominający krzyk orli. Megatron warknął z irytacją, ale ptak nie przejął się tym. Rzucił za to optyką na sytuację, po czym przysiadł na moim ramieniu.
- Zabierajmy się stąd. - powiedział po prostu, lekko się za mną chowając. Rzucał rozgorączkowane spojrzenia to na Arachnię to na byłego Gladiatora.
Jeśli odejdę, ona tu zostanie i będzie stanowiła zagrożenie dla biednej Shadow, ale jeśli zdecyduje się ją zabić, będę wpierw zmuszona walczyć z Megatronem... Zacisnęłam pięść, ale po chwili schowałam ostrze. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam korytarzem w stronę Mostka. Nie oglądałam się za siebie. Jak tam chce. To jego wybór. A moją decyzją jest to, że za żadne skarby tu nie zostanę.
Mijając Starscreama, zwolniłam na chwilę. Popatrzyłam mu w optyki, po czym rzuciłam:
- Dziękuję za pomoc. - skinęłam głową, co niepewnie odwzajemnił - Ostrzeż Darkshadow Komandorze... Niech chociaż ona będzie bezpieczna w tym zwierzyńcu.
Nim zdołał mi odpowiedzieć, wystawiłam przed siebie rękę i otworzyłam portal do domu.
- Beautifuldeath! - usłyszałam głos Megatrona, ale nie zatrzymałam się. Po prostu odeszłam.
Gdy tylko stanęłam na szczycie mojej góry, zamknęłam Most. Wzbierał we mnie gniew. Cholera jasna! Znów się wymknęła! Dobrze wiedziała, że nie zaatakuję mojego przyjaciela, choćby popełnił głupstwo! Warknęłam z wściekłości.
- Przerąbane. - skomentował Bust, poprawiając skrzydło - Cóż, przynajmniej wiemy już gdzie jest i że nie będzie naszym ziarnkiem pisku w siłownikach.
- Puściłam ją wolno. - rzekłam głucho, łapiąc się za głowę. Znów bolała mnie Iskra - To się skończy gorzej niż źle...
- Dżidżi, nie denerwuj się! - pogłaskał mnie po policzku skrzydłem - Nie będziesz z nią sama. Jakoś sobie z tym razem poradzimy.
- Powinnam sama dać sobie z nią radę. Przecież to ja byłam za nią odpowiedzialna... - zacisnęłam dłonie na skroniach.
- Nie obwiniaj się. To nie jest twoja wina. - przekonywał, aż w końcu zleciał z mojego ramienia i zaskrzeczał zabawnie - Będzie dobrze, zobaczysz.
Popatrzyłam na niego i westchnęłam ciężko. Iskra ścisnęła mi się mocniej, dlatego zaczęłam tłumić emocje. Powoli zabrałam ręce i przekręciłam bransoletę, przywracając sobie normalny kolor lakieru. Podrapałam lekko ramię.
- Ej Dżidżi, chcesz zobaczyć coś fajnego? Obróć się! - widząc moją nieprzekonaną minę, zaczął zachęcać - Nie pożałujesz! Opłaci ci się!
Westchnęłam w Iskrze i spojrzałam za siebie. Ujrzałam szeroko uśmiechniętą Femme o pomarańczowym lakierze w czarne pasy oraz ślicznych, zielonych optykach. Tuż obok niej postępował Blackblade. Uniosłam lekko łuki optyczne. Nie wierzę...
- Witaj Królowo. - rzekła wysokim, radosnym głosem po cybertrońsku.
Milczałam, patrząc na nią. Botka nie zraziła się tym, wręcz przeciwnie. Zbliżyła się jeszcze i przytuliła do mnie. Nie była zbyt wysoka, szczerze mówiąc sięgała mi do bioder, dlatego wyglądało to dosyć zabawnie.
- Tęskniłam za tobą. – powiedziała z szczerą radością w optykach.
Oj Tygrysku... opuściłam wreszcie maskę z twarzy i odwzajemniłam uścisk. Ja za tobą też i to bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top