To ty?!
Dwie młode Femme biegły razem przez las. Jedna miała na plecach łuk, a za pasem noże, druga natomiast trzymała w pochwie dwa miecze. Były pełne powagi i skupienia. Młodsza miała biały lakier z fioletowymi wstawkami, czerwone optyki ze złotymi źrenicami oraz sztywne skrzydła Seekerskie, pancerz starszej był natomiast fioletowy, oczy miała niebieskie ze srebrnymi plamkami, natomiast na plecach nosiła parę drzwi, a z końca pleców wyrastał jej ogon. Obie nosiły nasunięte na twarz osłonki. W pewnej chwili fioletowa rozejrzała się czujnie, wyciągając miecz.
- Czekają na nas... wiedzą gdzie jesteśmy.
- To co ty na to, by im udowodnić, ze nas się nie podgląda? - uśmiechnęła się, wyciągając nóż z pochewki.
- A nie wolisz się zabawić?
- Oczywiście! Jaki masz plan? - błysnęła zębami.
- Klasyczny. - odparła spokojnie i przyśpieszyła, torując sobie drogę przez rąbanie mieczem.
Las zrzedł, a przed dziewczynami pokazały się skały. Starsza schowała miecz, zatrzymała się gwałtownie przed największą i odwróciła do młodszej. Zrobiła jej schodek i gdy biała botka na nią skoczyła, podrzuciła ją do góry. Sama zaczęła się dość szybko wspinać po stromej ścianie, pomagając sobie pazurami. Czerwono-optyka wylądowała z gracją i obejrzała się. Z lasu w ich stronę pędziło kilkunastu policjantów, ale nie przejmowała się nimi.
- Dawaj mała! - zachichotała - Bo nici z naszego wyjścia na kawę!
- Już już Death! - odkrzyknęła spokojnie. Była w połowie drogi.
Tymczasem gliniarze zatrzymali się. Kilku pojechało na około, a dwunastu zaczęło strzelać do botek. Death warknęła groźnie i wyciągnęła łuk. Nałożyła strzałę na cięciwę i zaczęła strzelać. Osłaniała koleżankę, starając się nie zabijać przeciwników. To nie była ich wina, że dostali rozkaz je łapać. Ta obława nie była ich pomysłem, a oni nie wiedzieli jaka była prawda. W krótkim czasie wyeliminowała większość przeciwników.
Starsza bardzo szybko wspięła się do poziomu Death i gwizdnęła cicho. Botka natychmiast schowała łuk i obie pobiegły dalej. Mimo iż była to obława specjalnie na nie urządzona, dziewczyny na własne życzenie się tu znalazły. Chciały potrenować i porozmawiać ze sobą, bo to one dwie były większym zagrożeniem niż setki niedoświadczonych mechów, które przeciw nim wysłano.
- Dobra Dżidżi, to na czym skończyłyśmy?
- Widzisz, mamy pewien problem. - odparła, skacząc na pień drzewa i wybijając się na gałęzie. Zaczęła po nich biec - Jak widzisz Primowie poważniej nas traktują...
- Żartujesz. - odparła ironicznie, teleportując się do niej i biegnąc tuż obok - Naprawdę uważają nas za problem?
- Death. - poprosiła ją cicho - Przecież wiesz, że nie mówiłabym oczywistości bez powodu...
- Dajesz.
- Powinniśmy opuścić Cybertron. Zbliża się wojna... - powiedziała, zatrzymując się w koronie najwyższego drzewa.
- Jaka wojna?!?
- Nastroje społeczne jasno wykazują, że niższe warstwy społeczeństwa mają dość. Nie możemy ich wszystkich przygarnąć, bo boją się nas od czasu plotki o naszych upodobaniach...
- Masz na myśli te bzdury o tym, że żywimy się żywymi Transformerami? - zaśmiała się serdecznie - Pamiętam jak tłumaczyłam jednemu mechowi jak jest na prawdę...
- Prawie go zabiłaś... - uśmiechnęła się delikatnie - Ale... Posłuchaj mnie. Wystarczy jeden mały kamyczek by ta lawina ruszyła i zniszczyła całą planetę... To byłaby doskonała okazja dla zła, żebym... no wiesz...
- Nie bój nic Dżi! - zaśmiała się i przytuliła swoją przyjaciółkę - Odlecimy stąd razem, jak tylko zamkniemy nasze sprawy!
- Uff... bałam się, że nie zechcesz ze mną lecieć... - odwzajemniła uścisk.
- Zwariowałaś?! Miałabym cię zostawić samą z tym całym majdanem? W życiu! Pakujemy manatki i lecimy! Będzie jak za starych czasów, może nawet więcej będziemy ze sobą przebywać! - zaczęła się szczerze śmiać.
- Dziękuję ci Death! - zaśmiała się czysto i srebrzyście fioletowa Femme.
- Nie ma za co! Przecież ja cię nigdy nie zostawię! - przybiła z nią żółwika.
- Siostry na zawsze?
- Siostry na zawsze.
Death, nie odchodź... Nie zostawiaj mnie... Otworzyłam gwałtownie optyki i podniosłam głowę. Siostrzyczko... Zacisnęłam zęby i uderzyłam ogonem o ziemię. Uspokój się wreszcie...! Nie możesz tego wciąż przeżywać. Poczułam dłoń na pysku.
- Wszystko w porządku? - Optimus głaskał mnie delikatnie i niepewnie.
- Przecież widać, że nie! - warknął na niego Megatron i wstał - Przestań płakać i weź się w garść stworze. Musisz nas stąd zabrać!
Warknęłam cicho odsuwając się od nich. Co wam się do cholery stało, że aż tak się zmieniliście?! Spojrzałam głęboko w optyki Lorda, błyskając zębami. Odwzajemniał to spojrzenie, szczerząc rekinie kły. Próbował mnie wystraszyć, ale ja nie miałam zamiaru spuszczać wzroku. Z jego spojrzenia można było czytać jak z księgi. Po wierzchu złość i okrucieństwo... w głębi iskry zmęczenie, nawet lekka obawa. Czyżby bał się własnych decepticonów i Starscreama? Po to ich poniżasz? By udowodnić, że nie stanowią zagrożenia? Głupiec! Warknęłam cicho, uderzając ogonem w ziemię. Optyki błyszczą mu jak Death na spotkaniach. Odsunęłam się nieco.
- Co to było? - Prime patrzył raz na mnie, raz na Megatrona.
- Nie mam pojęcia, ale to spojrzenie jest... przeszywające.
Muszę jak najszybciej wydostać się z tej wyspy. Ale... argh, że też wcześniej na to nie wpadłam! Sygnał cieplny! Na pewno dyżurni sprawdzają całą planetę, szukając go. Machnęłam mocno ogonem na boki, warcząc na cofające się mechy. Mam ich serdecznie dość. Gdyby mnie nie rozproszyli już dawno byłabym w domu! Rozgrzałam gardło i po chwili uniosłam łeb do góry, ziejąc ogniem. Płomienie utworzyły ogromny słup, który wznosił się wysoko w górę. Przez parę minut utrzymywałam ogień w pionie, ale wreszcie zabrakło mi pary. Po chwili osunęłam się na ziemię, dysząc cicho. Popatrzyłam na nadal wystraszonych liderów.
- Jak myślisz, co ta bestia robiła?
- Obawiam się, że właśnie wezwała swoich kolegów na posiłek...
Powierzchownie myślące marionetki Primów... Nie chcę mieć z nimi nic do czynienia.
- Szkoda mi was... - warknęłam w stronę liderów, a oni wytrzeszczyli lekko optyki - Kiedyś byliście przyjaciółmi, a teraz walczycie ze sobą jak psy o ochłap mięsa... O tytuł marionetki Primusa.
- Ta bestia gada... - oświadczył stalowoszary con ze zszokowaną miną.
- I ja sądziłam, że jesteś inny niż twój ojciec! - prychnęłam - Tak samo krótkowzroczny i okrutny. Mroczny energon uodporni cię na rany, a co dostaniesz w zamian? Będziesz poddany Unicronowi i dołączysz do jego świty. - cały czas utrzymywałam beznamiętny ton głosu i obojętny wyraz twarzy.
Tymczasem za mną otworzył się portal. W sekundę obok mnie pojawił się Green ze swoim przyjacielem - SpeedFire'em. Byli w formie predaconów i warczeli na wystraszone mechy. Oprócz nich pojawiła się również Mysteriousbeast i SpeedDeath. Stanęły przy mnie i pomogły powstać i podtrzymywały mnie.
- Królowo, jesteś ranna!
- To nie to. W bazie wam wytłumaczę. - syknęłam cichutko
- Niech to rdza... - warknął con.
- Jak widzicie, nie jestem jakąś tam bestią... - nie zdążyłam jednak dokończyć.
Bowiem nagle predacony rzuciły się na liderów. Greenfire zionął w stronę Megatrona, który rzucił się w bok, prosto pod pazury Speedfire'a, który zdołał już posłać Optimusa silnym uderzeniem łapy w drzewa. Nie zdołał jednak zrobić tego samego Lordowi, bowiem ten uderzył go mocno w łeb, aż smoka zamroczyło. Jednak na pomoc przyszedł mu Green, który zaszarżował na mecha z głośnym rykiem.
- Green, zostaw go!
Ale on mnie nie słuchał. Walczył zapamiętale, drapiąc pazurami pancerz mecha. Jego przyjaciel pomagał mu, a były Gladiator, chociaż niesamowicie doświadczony w walkach, nie miał szans przeciwko dwóm sprawnym bestiom...
Fire uderzył ogonem w ziemię tak, że aż zadrżała. Na moment obecni stracili równowagę, co wykorzystał Green, rzucając się na Lorda. Przygwoździł go do ziemi i zaczął drapać pazurami, a wreszcie zionął potężnie ogniem. Drugi natomiast skoczył w bok, między drzewa, gdzie posłał Optimusa.
- Zostaw go do cholery! To jest rozkaz! - ryknęłam słabo i spojrzałam na Femme - Lećcie za Fire'em! Nie wolno mu zabić Prima!
Dopiero na to Młody przywódca się opanował i spojrzał na mnie, po czym zlazł z mecha, który stracił przytomność. Wyglądał strasznie... Jęknęłam w Iskrze. Nawet on na to nie zasługiwał. Przecież był ranny! Zgrzytnęłam zębami.
- Co cię ugryzło?! Zakazałam ich zabijać.
- Ale to ich wina, że jesteś w tym stanie pani... - próbował się usprawiedliwić - Powinni zgasnąć jak Scraplety!
- Uspokój się. - burknęłam, patrząc na dawnego przyjaciela. Wyglądał jak trup – Zabierz go tam, gdzie wybuchł Most. Decepticony zgarną stamtąd swojego pana. I nie pokazuj mi się na razie na optyki. - westchnęłam bezgłośnie.
Smok posłusznie spuścił głowę i chwycił truchło w przednie łapy, po czym wzniósł się w niebo. Pokręciłam łbem. Mimo swojej krótkowzroczności i wywołania tej cholernej wojny, był moim przyjacielem. Nie jego wina, że nie zorientował się, kto nim manipulował. Ale jego, że w swojej nieobliczalnej rządzy władzy spalił nam planetę.
Po chwili z lasu wyszedł Fire z poturbowanym autobotem.
- Uciekł nam, dlatego tak długo. Na szczęście nie zdołał go głębiej zranić.
Przykuśtykałam bliżej, spoglądając w optyki spiętego autobota. Odwzajemnił spojrzenie bez lęku, ale po chwili gniew zniknął z jego spojrzenia, zastąpiony zaskoczeniem.
- Angel? To ty?!
Drgnęłam. Jak... jak on mnie poznał?! Nigdy nie pokazywałam się w formie smoczej, bo jeszcze jej nie miałam!
- Angel, dlaczego? - patrzył na mnie wzrokiem przepełnionym żalem, a jednocześnie tak pełnym uroku, że poczułam się winna.
- Dobranoc. - warknęłam i zdzieliłam go ogonem po głowie. Natychmiast stracił przytomność - Zabrać go do mojego gabinetu i skuć.
- Ale Pani... - zaczęła MysteriousBeast, lecz moje spojrzenie uciszyło ją natychmiast.
- Skoro się domyślił, może nas wydać... - oświadczyłam dobitnie, prostując się dumnie - Nie mam zamiaru narazić nas na odkrycie przez rząd czy strony konfliktu. Idziemy.
SpeedFire natychmiast złapał Prima mocno w zęby i ruszył za mną. Beast oraz Speed podeszły bliżej i wsparły mnie podczas przechodzenia przez portal. Gdy tylko znalazłam się w mojej bazie, poczułam jak wracają mi utracone siły. Rozprostowałam siłowniki i wstrząsnęłam łbem. Rany wciąż bolały, ale nie martwiłam się tym. SpeedLight mnie poskłada.
- Dobrze więc... Beast, Speed, macie czekać na mnie w CD, tam złożę wyjaśnienia z tego co się ostatnio wydarzyło... Możecie zebrać tam wszystkich, którzy będą chcieli się dowiedzieć, co się ze mną działo. - kiwnęłam im łbem - Sama poradzę sobie z dojściem do Light.
- No dobrze mamo, ale pośpiesz się. Wszyscy bardzo się martwiliśmy. - poprosiła Beast, ciągnąc młodszą botkę ze sobą.
- Oczywiście Iskierko. - posłałam im nikły uśmiech.
Ruszyłam wprost do gabinetu lekarskiego, kulejąc. Na szczęście byłam w korytarzu. Nie wiedzą jeszcze, że wróciłam. Jak poddani się dowiedzą, to zrobią mi małe przyjęcie heh... No nic! Do Medbay.
Nagle coś mnie tknęło i obejrzałam się. Speed transformował się i ciągnął teraz nieprzytomnego Prima za audioreceptory do mojego pokoju. Westchnęłam.
- My traktujemy godnie więźniów... weź go normalnie i nie ciągnij jak kota za ogon.
- Pani, a czy Primowie traktowali godnie nas? - popatrzył na mnie uważnie.
- Nie, ale to nie znaczy, że mamy być jak oni. Powinniśmy okazać się godniejsi niż ci mordercy. - odparłam spokojnie, patrząc w oczy młodego wodza predaconów - Wierz mi, to też będzie nam policzone.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, a mech posłuchał. Podniósł mojego byłego przyjaciela do góry i zaniósł go już cywilizowanie do celu. Westchnęłam cicho i ruszyłam w swoją stronę.
To będzie ciekawy dzień...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top