Ten, który powstanie
Kolejne ciało opadło bezwładnie na ziemię, miotając się w pośmiertnych drgawkach. Przerażony Sentinel usiłował odczołgać się na bezpieczną odległość, jednak nie zdołał posunąć się nawet o metr, gdy silna, ubrudzona energonem ręka chwyciła go za gardło i podniosła. Wczepił w nią palce, próbując się uwolnić, jednak posiadając jedną rękę, nie mógł za wiele zdziałać.
- Czym ty jesteś?! - wycharczał przerażony, wpatrując się w srebrno-granatowe optyki oprawcy.
- Koszmarem...
Wystarczył jeden mocny ruch dłonią, wbicie jej w ciało wroga, aby sięgnąć do Iskry. Wyrwano ją i zmiażdżono z głośnym trzaskiem, przy suchym jęku właściciela. Błękitne optyki zgasły bezpowrotnie.
Femme wyciągnęła rękę z jego torsu. Ciało wysunęło się z jej dłoni, opadając z gruchotem na podłogę. Dwie cyjankowe łzy upadły na nie, szybko wsiąkając między przewody. W oddali rozległo się znajome brzęczenie.
- Angel...
- Coś ty zrobiła...
Milczała, gryząc wargi. Po chwili odwróciła głowę w stronę wystraszonych poddanych.
- Uciekajcie stąd... - rzekła cicho, patrząc na nich pusto - Śmierć po mnie idzie.
Nim zdołali się odezwać, botka przesłała ich portalem z powrotem na Ziemię. Odsunęła się od broczącego energonem truchła i spokojnie poszła korytarzem w stronę mostka statku Primów. Łzy ciekły jej powoli po twarzy, a Iskrę rozrywał palący ból.
- Pora to skończyć... Zrobiłaś co należy, teraz możesz się z nimi połączyć we WszechIskrze. - cichy szept Ciemności dudnił w procesorze.
Pomściła śmierć Autobotów... Decepticonów... ich liderów. Mogli spoczywać w pokoju wiedząc, że sprawcy ich okrutnej śmierci skończą pożarci przez Scraplety.
Pierwsze małe potworki zdołały już dotrzeć do jej pozycji. Wgryzły się w skrzydła i plecy, z właściwą sobie żarłocznością, pochłaniając każdy skrawek transformium. Jeden wżarł się szybko tak głęboko, iż czuła jak drąży w jej brzuchu tunel. Jednak fioletowa Femme nie broniła się przed nimi. Zmęczona walką, cierpieniem, strachem, otumaniona głosem Ciemności, nie pragnęła już nic więcej ponad słodką śmierć, która wyzwoliłaby ją nareszcie od strachu przed zamordowaniem własnej rodziny oraz bólu.
Cała chmara pasożytów dołączyła do zwiadowców gromady. Wczepiły się w jej kończyny, rozrywając ją żywcem na kawałki. Kilka wlazło do jej wnętrza, wyżerając kolejne fragmenty budowy. Nieziemski krzyk wydarł się z jej przetwornika mowy, gdy padała na ziemię, pozbawiona nóg. Głośny huk upadającego ciała, szczęk miażdżonych w obrotowych szczękach części, potem tylko chlupot tryskającego z przegryzionego gardła energonu i wreszcie zapadła wieczna cisza na statku pomordowanych transformerów.
Jęknęłam mimowolnie, osuwając się powoli po ścianie na ziemię. Czułam pod sobą kałużę paliwa, cieknącego z ręki. Gorący ucisk na skroniach wręcz wżarł się w moją głowę. To musi być opaska... Zgrzytnęłam zębami, rozpinając zamki kasku. Niemal zerwałam go z głowy, odkładając na bok. Kable rozsypały mi się na ramiona. Zamiast niej powinnam wybudować dla siebie celę. Byłby z niej przynajmniej większy pożytek niż z tego... chwyciłam mocno rozgrzane do czerwoności urządzenie. Jest mi tylko zawadą.
Trzask zrywanej opaski brzmiał jak łamanie siłowników. Zaczerpnęłam spazmatycznie powietrza zamykając optyki. Odrzuciłam bezsilnie bezużyteczne urządzenie. Uderzyło o coś w moim pobliżu. Stróżka energonu spłynęła mi po karku, jednak nie miało to wpływu na ulgę, jaką nareszcie odczułam. Chłodny, kojący impuls wręcz odurzył moją obolałą głowę, a jakaś ciecz spłynęła mi po karku. Nareszcie... Jak mi dobrze...
Żar wnętrzności niestety wrócił moje myśli na ziemię. Wentylacja nie dawała już rady. Muszę się jakoś ochłodzić, bo padnę! Skuliłam się, obniżając temperaturę wokół siebie. Z wolna przyjemne zimno ogarniało zmęczone wysiłkiem ciało. Najmocniej czułam to na swojej lewicy, w której niemal straciłam czucie. Kaszlnęłam paliwem w maskę, opierając głowę na czymś twardym. Żałosnym musi być mój widok w tej sytuacji. Jeszcze parę tygodni temu mówiłam, że dam sobie radę sama. Ech... Za ostro potraktowałam Blue i Jeta. Przecież nie chcieli nic złego, jedynie pomóc mi. Oni wiedzieli, że nie poradzę sobie w pojedynkę. Nie dziwię się, że botka nie chce teraz do mnie podejść. Ale skąd mogłam wiedzieć? Zacisnęłam zdrową dłoń na głowie. On nie kłamał... naprawdę jestem z Nimi złączona.
Uczucia targnęły mną niczym wiatr trzciną. Uczucie miażdżenia Iskry powróciło. Energon buzował w przewodach, rozsadzanych mocą. Dzisiaj stanę się tym potworem z przepowiedni... Drobne łzy spłynęły po mojej twarzy. Nie chcę być Jego marionetką! To nie może się tak skończyć! Skuliłam się, chowając twarz w ramieniu.
Nie dam rady go powstrzymać... Zmusi mnie, żebym roztoczyła ciemność nad światem razem z tym demonem! Najpierw każe mi zabić przyjaciół, potem rodzinę... Chociaż może zdołają mnie...? Unicron wypowiadał się o Optimusie tak lekceważąco, jakby nie miał znaczenia. Może faktycznie jest zbyt słaby, by mu zagrozić? Argh... Trzeba było już dawno wesprzeć autoboty i zacząć go szkolić! Może gdyby był silniejszy, Jednorożec by nam nie zagrażał?
Iskrę ścisnął mi ból wywołany emocjami, skuliłam się bardziej, potrząsając lekko głową. Chciałabym mieć jeden dzień, w którym nic by mnie nie bolało, nie obawiałabym się, że kogoś skrzywdzę, czy martwiła bezpieczeństwem moich ludzi... Przetarłam twarz, kaszląc energonem w maskę. Drobne krople paliwa powoli przeciskały się przez szczeliny i zamarzły na mojej brodzie.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że mimowolnie utworzyłam wokół siebie pole siłowe, w dodatku całe pokryte szronem. Temperatura była tak niska, że spomiędzy szczelin pancerza, utrzymujących ciepło najdłużej, unosiła się lekka mgiełka. Zadrżałam przyglądając się otoczeniu. Nie dziw, że nikt się nie zbliżył... Lecz jeśli nie jestem w stanie upilnować mocy teraz, to co może się stać przy kolejnej walce z Unicronem?
Drżącą dłonią chwyciłam leżący obok hełm i założyłam z powrotem na głowę. Z cichym sykiem bólu zapięłam zamki, utwierdzając kask w miejscu, po czym siadłam na koi opierając się barkiem o ścianę i skupiając na na zniszczeniu pola ochronnego. Jaki sens ma dalsza walka, skoro i tak jestem skazana na porażkę? Po co dalej się starać? Nie ma już żadnej przyszłości dla Transformerów, czy rasy ludzkiej.
Po chwili osłona opadła, lecz nie spotkało się to z niczyją reakcją. Wszyscy bowiem słuchali w ciszy wiadomości z małego telewizorka ludzi:
"...nady zbliża się tsunami, a nad pustynią Gobi szaleją burze z piorunami. Elektromagnetyczne anomalia niszczą sieci energetyczne. Te globalne, nietypowe zjawiska zmuszają wszystkich do myślenia: dlaczego teraz i co dalej?"
- Decepticony zrobiły maszynę pogodową?! - krzyknął jakiś męski głos.
- Aż tak potężną? Mało prawdopodobne. - prychnął Rachet.
- Niemożliwe wręcz. - Blue poparła męża - Nie mają warunków do tworzenia tak wysokiej klasy urządzeń.
- Nie wierzę, by pojawienie się ciemnego energonu akurat teraz było przypadkowe. - mruknął poważnie Prime.
A więc nie wiedzą do tej pory... Aż dziw, że nie połączyli faktów. Optimus musiał przecież przekazać im treść przepowiedni. Zacisnęłam ogon wokół nogi, milcząc.
- Miejmy nadzieje, że te burze nas na razie ominą. - westchnął Jack - Oby mama dojechała szczęśliwie.
Drgnęłam delikatnie. Przecież June była tu... mówiła o stanie Rafalea.
- Gdzie jedzie? - zachrypiałam, wbijając wzrok w ścianę przede mną. Naturalnie zwróciłam tym na siebie uwagę obecnych.
- Co do...?!
- Skąd ten szron?
- Mama pojechała do szpitala z Rafem... - usłyszałam wreszcie odpowiedź.
- A więc umrze. - kaszlnęłam w maskę energonem, kuląc się mocniej - Pogoda szaleje wszędzie... Najpewniej zabije ją burza...
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Majaczysz. - burknęła niepewnie Blue.
Poczułam, że "znieczulenie" rannej ręki zaczyna znikać, a paliwo znów powoli skapuje na ziemię. Nakryłam się więc mocniej skrzydłem, zwracając głowę w stronę autobotów. Popatrzyłam w ciszy prosto w optyki Trzmiela. Młodzik zadrżał nerwowo i zerknął na lidera, rozważającego moje słowa. Po chwili dał krótki rozkaz:
- Jedź.
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Młody zwiadowca transformował się i z piskiem opon opuścił bazę. Ja natomiast ponownie zwróciłam głowę do ściany, garbiąc się. Wciąż coś spływało mi po karku, a wykasłane paliwo przeciskało się przez szczeliny pancerza. Ból ponownie targnął mą Iskrą, zapierając mi dech w wentylatorach. W tym czasie agent wciąż dopominał się o wyjaśnienia:
- Prime, co się tam dzieje?! Odpowiedz mi!
- Opowiem później agencie Fowler. - rzekł cicho lider, rozłączając się.
- Beautifuldeath, czy wiesz co się tam dzieje? - Rachet zdawał się być nieco zdenerwowany - Powiedz nam!
Milczałam dłuższą chwilę, uwalniając ogon. Machnęłam nim leniwie, patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie. Nie domyślili się dotąd, jak więc im to przekazać teraz? Nie uwierzą mi... Pomyślą, że oszalałam. Ale przecież to prawda...
- Przepowiednia się spełnia... Unicron budzi się we wnętrzu Ziemi i sprowadza chaos na wasz świat. - rzekłam wreszcie cicho - Zieje nienawiścią i cierpieniem dla wszystkiego co żyje... Pragnie zemsty i zniszczenia potomków Primusa...
- Kolejna oszalała na punkcie bajeczki. - mruknął Bulkhead.
- Przecież to niemożliwe!
- To tylko stara legenda. Wierzą w nią tylko szaleńcy. - stwierdziła Arcee.
- A ty co sądzisz Optimusie? - Rachet obejrzał się na lidera
Prime jednak milczał. Cisza trwała parę sekund, zakłócał ją jedynie szmer wentylacji i cichutkie kroki. Dostrzegłam, iż Moontear w formie bestii zbliżał się do mnie niepewnie. W jego optykach widziałam smutek i tęsknotę, lecz także coś na kształt strachu. Ominął szerokim łukiem opaskę i stanął przede mną w pewnej odległości.
Naraz Komorę Iskier przeszył mi okropny ból. Skuliłam się delikatnie, pochylając głowę. Nie wytrzymam tego więcej... Przed optykami ukazała mi się nowa wizja: planeta, pokrywająca się błyskawicznie fioletowymi pęknięciami, eksplodowała z głośnym hukiem, a z jej jądra wyłonił się powoli sam Jednorożec, przeciągając zastałe siłowniki. Nie...
Głośny, rozpaczliwy pisk bólu rozmazał wizję przed moimi optykami, przywracając świadomość. Moon kulił się na ziemi i płakał tak, że Iskra się krajała. Boty od razu ruszyły do niego, lecz ja byłam szybsza. Delikatnie owinęłam małego ogonem i położyłam na swoich, zimnych kolanach. Iskierka pisnęła z bólem, trzęsąc się lekko, a ja wysunęłam zdrową dłoń spod skrzydła, po czym położyłam ją ostrożnie na jego grzbiecie.
Och dziecko... Nie tylko moc wyssałeś z moim energonem. Dzielić musisz także mój los. Przytuliłam go do siebie, odejmując bolesne nadwyżki energii. Łzy napłynęły mi pod powieki, lecz żadnej nie uroniłam. Rzuciłam spojrzenie w stronę autobotów. Patrzyły po sobie, nieco zdezorientowane. Tylko Optimus przyglądał mi się ze współczuciem.
- Nie wierzycie w przebudzenie bestii, ale to nie szkodzi... I bez waszej wiary się wypełni. - czułam jak łza bezsilności, pomimo moich starań, spływa mi po policzku - Wkrótce staną się potworne rzeczy. Naprawdę straszne! I będzie to moja wina... Myślałam, że poradzę sobie sama... ale się nie udało.
Iskra ścisnęła się bólem, błyszcząc wyraźnie spod osłony. Smoczek natomiast już się uspokoił i przylgnął do mojego skrzydła, machając delikatnie ogonkiem. Wtulił się w dłoń, popiskując cicho. Energon wciąż spływał mi po plecach. Przesunęłam ręką po karku, a po chwili wyczułam pod palcami pozostałą wtyczkę opaski, wciąż tkwiącą na swoim miejscu. Wypięłam ją i odrzuciłam od siebie z obrzydzeniem. Opadła ze stukotem na podłogę.
Naraz usłyszałam odgłos ciężkich kroków zbliżających się w moją stronę. Optimus... Granatowo-czerwony mech przykląkł przede mną tak, abyśmy mogli patrzeć sobie w optyki.
- Nie trać nadziei. Stawimy mu czoła, gdy tylko się pojawi.
- Nie wygracie. nie można go powstrzymać. - patrzyłam w te jasne, niebieskie optyki - Nikt nie może...
- Jeśli Primus i Primowie byli w stanie, to i my sobie poradzimy. - odparł, kładąc dłoń na moim skrzydle.
- A czy wiesz, czym okupili zwycięstwo? - spojrzałam na niego ze skrywaną w Iskrze rozpaczą, rozkładając je szeroko. Znaczki błysnęły blado, lecz dość dobrze, by móc je odczytać - Zainfekował jedną z Matryc, by przeniosła cząstkę jego potęgi, a wreszcie oddała ją w wyznaczonym czasie właściwemu Iskrzeniu! I to ja nim jestem... jestem jego córką...
Nastała chwila ciszy. Moon pisnął cichutko, przytulając się do mojego brzucha. Skuliłam się w sobie, zaciskając dłoń na głowie. To koniec wszystkiego. Byłam głupia, wierząc iż mogę to odwrócić! Niespodziewanie poczułam, że ściska mnie delikatnie za ramiona.
- Nawet jeśli tak jest, to wiem, że nic złego się nie stanie. Znam cię. Nigdy nie byłaś, nie jesteś i nie będziesz jak Unicron. Nie jest w stanie cię zmienić. - powiedział spokojnie - Nie bój się. Razem go pokonamy.
Otarłam łzy z optyk i spojrzałam na niego. Był spokojny, pewny swoich słów... Wierzył we mnie. Spuściłam wzrok, spoglądając na Iskrzenie leżące na moich kolanach. Moontear wbijał we mnie wzrok pełen miłości i przywiązania. Starał się trzymać z dala od mojej rannej lewicy, z której wciąż sączyło się paliwo.
- Skąd pewność, że wszystko będzie dobrze? Skąd nadzieja na szczęśliwe zakończenie?! - spytałam rozpaczliwie.
- Dzięki tobie... Beautifuldeath. Nie zdajesz sobie sprawy, ale to ty jesteś jej źródłem. Rzucono ci na plecy wielki ciężar. Od kiedy ukazałaś się na tym świecie, wmawiano ci, że jesteś zła, stworzona do mordowania wszystkiego co żyje. A jednak nie poddałaś się, robiłaś wszystko, by odwrócić los. Teraz musisz się podnieść i walczyć dalej. - mówił z takim patosem, powagą, jakby przemawiał do tysięcy transformerów.
- Spójrz na mnie. Złamał mnie już w pierwszym starciu, nieprzerwanie dręczy bólem! - zacisnęłam dłoń na głowie - Żądasz ode mnie za dużo! Nie mam już na to sił...!
- A zatem muszę mieć nadzieję, która starczy dla nas dwojga.
Puścił moje ramiona i wstał. Wyciągnął do mnie rękę, spoglądając na mnie spokojnie. Moon zapiszczał, by po chwili otrzeć się o mnie i zeskoczyć na ziemię. Pociągnął mnie za ogon w stronę mecha.
Nie wygrają. Nic go nie zatrzyma. Ale oni wszyscy pragną mi pomóc. Ryzykują życiem... Jeśli ktokolwiek ma powstrzymać Unicrona... to może oni? Iskrę ścisnął mi znów ból. Jeśli dalej będę odpychać ich pomoc, naprawdę zostanę sama z własnymi demonami. Spojrzałam na jego dłoń. Był jak skała wobec wichury: niewzruszony, stały... chociaż i nieco ukruszony przez potęgę żywiołu. Nie opatrzono wszystkich jego ran, czułam też, że nie odzyskał nawet cząstki swoich sił po walce z Megatronem. Jak ten dzielny mech ma powstrzymać samego Jednorożca, jeśli nie jest w pełni zregenerowany?
Przełknęłam nerwowo energon, niepewnie chwytając jego dłoń. Mech podniósł mnie delikatnie, unosząc przy tym kącik ust. Popatrzył mi spokojnie w optyki. Wsparłam się rozszarpaną lewicą o jego klatkę piersiową, pragnąc utrzymać równowagę. To się nie może udać... nie kiedy noszę w sobie to zło.
Nagle poczułam się tak, jakby w pierś uderzył mnie potężny młot. Uczucie to oszołomiło mnie i odebrało na chwilę świadomość. Gdy po paru sekundach doszłam do siebie, zrozumiałam, iż uderzenia się powtarzają. To bicie mojej Iskry?! Drgnęłam delikatnie, ściskając mocniej dłoń Optimusa. Nasze Iskry wybijały zgodnie jeden rytm, zupełnie jak przy połączeniu...
Słyszałam ryk silnika powracającego Bumblebee, a po chwili również odgłosy transformacji, ale nie przywiązywałam do tego wagi. Kiedy tylko bowiem spojrzałam w twarz Prima, zatopiłam się w niewinnym, zdziwionym spojrzeniu jego błękitnych optyk. Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Znaki na moim ciele zabłysły. Ten raz różnił się od wszystkich poprzednich. To wszystko jest... inne, głębsze, prawdziwsze. Jakaś ulga rozlała się po moim ciele, rozluźniając spięte siłowniki. Instynktownie rozłożyłam szeroko skrzydła, kładąc końce lotek na jego szerokich plecach. Bezwiednie rozchyliłam usta pod maską, biorąc łapczywe łyki powietrza. Bot natomiast złączył nasze wolne dłonie silniejszym uściskiem, poważniejąc.
Sekundy mijały wolno, ciągnąc się w nieskończoność. Wszystko jednak w końcu musiało się skończyć. Zbyt szybko jak dla mnie... W ostatniej chwili kilka iskierek wystrzeliło ponad nas, a my staliśmy, patrząc sobie w optyki. To... to było niesamowite. Delikatnie zarumieniłam się pod maską z emocji. Jak to wszystko się mogło stać? Nigdy nie miałam takiej sytuacji przy leczeniu! Chociaż... To musiała być reakcja między naładowanymi Iskrami. W końcu oboje nosimy w sobie cząstkę mocy Primusa...
- Co to miało być?! - głos Arcee wyrwał mnie z zamyślenia. Natychmiast odsunęłam się od lidera,
- Co ty mu robiłaś?!
- Uleczyła Optimusa! - wypikał Bee, mieszając się do rozmowy.
- Co?!
Moontear zapiszczał, domagając się uwagi. W pyszczku trzymał rozerwaną, wciąż gorącą opaskę. Drżącymi dłońmi podniosłam go, odbierając urzdzenie. Popatrzyłam na swoją lewą rękę. Wyleczyłam ją za jednym zamachem...
- Nie ważne. Znaliście się wcześniej?! Czemu nic nie powiedzieliście? - warknął Rachet, marszcząc łuki optyczne.
- Wszystko wyjaśnię wam później. Teraz musimy się skupić na Unicronie. - odparł Prime, wychodząc z zatoczki medycznej. Cee i Rachet dyskutowali z nim jeszcze, reszta rozmawiała z Bee.
Nadal im nie powiedział... Przełknęłam nerwowo energon, przyglądając się sobie samej. To nieprawdopodobne. Odsunęłam się od towarzystwa, przystając na boku, obok składowiska pocisków. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. June Dearby ściskała syna, Rafael szedł do platformy dla ludzi, na której stała Miko z telefonem. A mój predacon zaczął się o mnie ocierać, mrucząc z zadowoleniem.
- Ja też się za tobą stęskniłam malutki... - szepnęłam, ściskając go - Obiecuję, już nigdy tego nie założę.
W tym momencie zbliżył się do mnie Blublebee i rzekł:
- Dzię... dziękuję. - jego niebieskie optyki były nieco niepewne, ale pełne wdzięczności - Za wszystko.
- Nie ma za co. - odparłam machinalnie.
- Jest. Gdyby nie ty, mnie by nie było, ani Rafa, ani pani Dearby...
- Ekhem... - Bulkhead zbliżył się od boku, chrząkając niezręcznie - Dzięki za pomoc wtedy... z Breakdownem. Jesteś zupełnie inna niż cię przedstawiano.
- Wiem. - odwróciłam głowę, mocno otulając się skrzydłami.
- Ale dlaczego właściwie nam pomagasz? Ze względu na Optimusa?
- Stare nawyki. Ale tak... Był taki czas, że przyjaźniłam się z nim i miało to pewien wpływ.
Moon pisnął, transformując mi się na rękach do normalnej postaci i objął mnie małymi łapkami za szyję. Przytuliłam malca, gładząc go po pleckach. Och, naprawdę za tym tęskniłam...
Akurat podeszła do mnie naburmuszona Bluespark. Stanęła, zakładając ramię na ramię i zmierzyła mnie ostrym spojrzeniem. W jej optykach malował się żal pomieszany z gniewem.
- Dlaczego go nam zostawiłaś? Czyż nie obiecałaś się nim opiekować?!
- Wiem Blue... obiecałam. - przycisnęłam do siebie malca - To było niesprawiedliwe. Próbowałam sama się powstrzymać, ale nie wyszło to tak jak chciałam. Wybacz mi.
Medyczka pokręciła głową z dezaprobatą i westchnęła z niezadowoleniem. Popatrzyła na mnie surowo.
- Bardzo mnie zraniłaś... nie, nas zraniłaś. Niczym sobie na to nie zasłużyliśmy. - jej spojrzenie szybko złagodniało - Mimo wszystko wybaczam ci. Wiem, jak musi być ci ciężko Iskierko.
Chciała mnie przytulić, jednak odsunęłam się nerwowo, rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie. Opaska wyśliznęła się z moich dłoni, padając na podłogę. Cieszę się, że to uzyskałam, ale nie mogę dać się dotknąć...
- Nie chcę ci zrobić krzywdy... - szepnęłam, okrążając ich. Odstawiłam Moona na ziemię, lecz zaraz teleportował się na mój kark.
Blue odebrała ode mnie szczątki urządzenia i zaczęła mu się przyglądać. Coraz szerzej otwierała optyki, w których malowała się groza. Patrzyła na mnie tak, jakby widziała ducha. Odwróciłam głowę, garbiąc się mocno. Już chciałam coś powiedzieć, lecz akurat wtedy w pomieszczeniu rozległ się zdenerwowany, znajomy głos:
- No i co mi powiesz Prime?! Tylko nie wciskaj mi tu żadnego ki...! - czarnoskóry mężczyzna w błękitnym garniturze wyszedł z windy i kroczył w stronę Prima, jednak na widok ludzi wyraźnie się zakłopotał - Och... Pani Dearby. Cóż za niespodzianka.
- Witam agencie Fowler. - odpowiedziała brunetka, uśmiechając się lekko.
Wbiłam w człowieczka uważne spojrzenie. Coś mi mówi, że spotkaliśmy się już panie agencie... Machnęłam ogonem na boki, cofając się o krok.
- Poznaliśmy już przyczynę wstrząsów i szaleństwa pogody. - odparł poważnie mój przyjaciel, spoglądając na mnie.
- Nie jest potwierdzona, ale z pewnością prawdopodobna. - odpowiedział medyk, pocierając lekko brodę - To zbyt poważna sprawa, by dzielić się nieprawdziwymi informacjami...
- To znaczy jakimi? - warknął mężczyzna i podążył za wzrokiem botów. Przez chwilę wytrzeszczał na mnie oczy, lecz zaraz zmrużył je podejrzliwie - Na brodę wuja Sama! Co ona tu robi?!
On mnie zna, ale ja jego nie... Chociaż... był przy DYNGUS'ie, możliwe, że gdy spotykałam siły powietrzne, nadziewałam się właśnie na niego... Tyle, że w tej formie widzieli mnie tylko piloci tamtych F-16. Może o to mu chodzi? Mruknęłam cicho do siebie i odwróciłam głowę. Nie istotne.
- Te wszystkie wstrząsy powoduje coś w jądrze planety... Optimus świadkiem wytryśnięcia mrocznego energonu z wnętrza wulkanu... - mówiłam cicho, omijając wzrokiem obecnych - Wstrząsy to bicie jego Iskry, która pompuje już ciemny energon dla rozbudzonego ciała.
Rachet zmarszczył łuki optyczne i pochylił się nad monitorem z danymi, reszta wpatrywała się we mnie jakby wyrosła mi druga głowa.
- O czym ona mówi? - Jack spojrzał na swoją opiekunkę.
- Zaraz zaraz. Twierdzicie, że we wnętrzu naszej planety naprawdę coś żyje? - Japonka aż złączyła ręce ze zdumienia.
- Przecież to jest...! - zaczął agent, lecz nie zdołał dokończyć.
- Cisza! - syknął medyk znad komputera, wciskając jakiś przycisk - Posłuchajcie.
W pomieszczeniu rozległo się głośne bicie zdrowej, cybertrońskiej Iskry. Dłuższą chwilę wsłuchiwaliśmy się w jej bicie, oczekując komentarza ze strony mecha.
- Przekonwertowałem te dane na pliki audio. Beautifuldeath nie kłamie. - rzekł poważnie patrząc na mnie - Skoro słyszymy Iskrę, to Unicron musi być tą powstającą ciemnością, o której mówi przepowiednia.
- Jaka znowu przepowiednia?! - warknął mężczyzna.
- Jak powstrzymać to coś przed powstaniem? - Raf wstał z kanapy i podszedł do nas.
- To nie zostało przepowiedziane...
- Ale jak to znalazło się w jądrze ziemi?
Zapadła cisza, a głowy obecnych zwróciły się w moim kierunku. Liczą, że ja wiem? To i tak nam nie pomoże...
- Na samym początku był Primus i był też Unicron. - zaczęłam mówić, postępując o dwa ostrożne kroki w przód - Pierwszy był wcieleniem stworzenia, a drugi zniszczenia. Przez wieki Primus i Jednorożec walczyli, a szala zwycięstwa przechylała się niezliczoną wręcz ilość razy... - kaszlnęłam, w maskę, zaciskając rękę na torsie. Wraca... albo chce, bym oszalała, albo pragnie mnie zabić.
- Dopiero po stworzeniu 13 Primów Primus mógł wreszcie pokonać Jednorożca i go wygnać. - dopowiedział Optimus, spoglądając na ludzi - Sam stał się jądrem Cybertronu, tworząc życie kolejnych Wszechiskier, podczas gdy słuch o jego bracie zaginął... aż do dzisiaj.
- Tyle, że Pan Chaosu nie znikł w odmętach historii. - otarłam maskę - Nieumyślnie poszedł w ślady brata, przez wieki zbierając wokół siebie pył kosmiczny i gazy, aż wreszcie powstała wasza planeta. - posadziłam Moona na ramieniu, po czym wyciągnęłam przed siebie dłoń grzbietem do dołu. Utworzyłam na niej sporą, bladą kulę energii, a po chwili wzbogaciłam o przybliżone kontury kontynentów - Nie wie o tym, ale jest waszym stwórcą.
- Symetryczne ustawienie planet wywołało pole magnetyczne dość silne, by go wybudzić. - stwierdziła Blue.
- Dobra, a co się stanie jak już się obudzi po tej swojej drzemce? - Jack był przerażony.
- Przeciągnie się i Ziemia zrobi bum?! - Miko prawie spadła z kanapy.
Chwila ciszy i niezręczne spojrzenia pozwoliły June dopowiedzieć:
- Nie wiadomo, prawda?
Wzięłam głębszy wdech, spoglądając na wiązkę energii. Kula pokryła się jasnymi pęknięciami. Chwilę trzęsła się, po czym gwałtownie pękła, przy akompaniamencie krzyków ludzi. Jednak nie było czego się bać. Energetyczna wiązka zmieniła się w setki Iskierek, które mnie otoczyły. Złożyłam je w długi łańcuch, który momentalnie spętał moją protoformę, migocząc delikatnie. Moon pisnął ze strachu, patrząc na te "kajdany".
- Oto co się stanie. - rzekłam cicho, spuszczając wzrok - Widziałam to wszystko, sam mi pokazał... Powiedział, że dzielę jego moc i mam mu służyć... Ciemność dopełni reszty.
Machnęłam delikatnie skrzydłami, rozpędzając kajdany i absorbując energię z powrotem. Przytuliłam też wystraszone Iskrzenie, głaszcząc je delikatnie po grzbiecie.
- Nie mów tak. - westchnęła Blue - Wygrać możemy tylko z tobą!
- Wiesz jak możemy go pokonać? Jest jakiś sposób? - wmieszał się Rachet
- Nie ma... Nie ma nadziei. - spojrzałam na swoje ręce - Gdy tylko się rozbudzi, zmusi mnie do współpracy...
Znaczki na ciele błysnęły, a ból Iskry powrócił. On chyba chce, by mi pękło serce! Syknęłam cicho, kładąc na niej dłoń. Ja już nie mogę...
- Czy on ci teraz zagląda do głowy?! - pisnęła Azjatka.
- Wszystko w porządku?
- Dlaczego właściwie świecisz? - spytała ostrożnie pani Dearby
- To ostrzeżenie. - rzekłam cicho, spoglądając na siebie - Nie jestem zwykłą osobą. Zaklęto we mnie wielką moc, kosztem mojego życia i spokoju.
Nie mogę tu zostać... Może mnie znaleźć po sygnale. Ale nie mogę też zabrać Moona ze sobą. Spojrzałam na Iskrzenie ze smutkiem, głaszcząc je ogonem. Smoczek zapiszczał nieszczęśliwie, tuląc się mocniej.
- Wybacz malutki... z nimi będziesz bezpieczniejszy niż ze mną. - szepnęłam, stawiając go na ziemi. Chciał złapać się mojej nogi, jednak odskoczyłam nerwowo.
- Mama... - pisnął płaczliwie.
- Odchodzisz? - zbliżył się do mnie Prime.
Przełknęłam energon, cofając się jeszcze.
- On nas już ściga Optimusie... Proszę cię, nie ryzykuj. On nie może nas dopaść. - zacisnęłam palce na ramionach - Będziecie tu bezpieczniejsi beze mnie. Sprowadzę tylko na was Jego gniew. - pstryknęłam palcami - Wybacz mi...
Wąski portal otworzył się pode mną i zabrał mnie wprost nad Wyspę, w środek potężnego sztormu. Zrobiłam beczkę, ześlizgując się po prądach powietrznych na ziemię, by po chwili twardo wylądować. Ledwie utrzymałam równowagę, podpierając się skrzydłami o ziemię. Spojrzałam na wejście do bazy. Nie mogę zostawić Ziemi na jego pastwę, ale nie mogę z nim walczyć... Zacisnęłam dłonie na ramionach, czując jak gorąc rozlewa się po moim ciele. Jak ja mam go powstrzymać...?
Nagle usłyszałam zza pleców ponury bas:
- Dosyć już tej zabawy córko. Musisz wrócić tam, gdzie twoje miejsce.
Odskoczyłam jak oparzona, obracając się gwałtownie. Brunatna forma Unicrona, stworzona z surowej rudy, stała za mną, błyskając fioletowymi optykami. Ozdobne rogi na pancerzu nadawały mu demoniczny wygląd, tak samo jak potężne ramy skrzydeł bez błon.
- Skąd ty...?!
- Wszędzie rozpoznam swoją energię. - warknął, świdrując mnie na wylot spojrzeniem - Wiedziałem, że w końcu się tu pojawisz. Wszędzie tu wyczuwam twoją rękę córko.
- T-to niemożliwe. - szepnęłam, cofając się o krok.
- Nigdzie się przede mną nie schowasz. Nie można oszukać przeznaczenia.
Znów zaczęła mnie boleć Iskra, jakby ktoś podłożył pod nią ogień. Jęknęłam głośno, cofając się jeszcze trochę. Zniecierpliwiony Jednorożec wyciągnął po mnie rękę... a wtedy nagle otrzymał dwa strzały w ramiona. Co jest?
Niespodziewanie dla mnie samej tuż przy mnie stanął oddział dowodzony przez Barricade'a i przetransformowana w bestię Mysteriousbeast.
- Ani kroku dalej potworze! - warknęła wilkobotka, obnażając kły.
- Sądzicie, że możecie mnie powstrzymać? - prychnął z irytacją - Oddajcie ją, a uczynię wasz koniec mniej bolesnym.
- Po naszym trupie kupo złomu. - warknął Cade, prostując się.
- Nie poddamy się bez walki!
- Jeśli chcesz ją zabrać, musisz najpierw przejść przez nas!
- Jak sobie życzycie. - warknął, a jego dłonie zajaśniały fioletem.
Jednak nim zdołał wystrzelić, zasypano go gradem strzałów.
- Uciekaj pani! My się nim zajmiemy! - rzucił Cade.
- Ależ...
- Nie marudź tylko chodź! - warknął Blackblade, pojawiając się przy mnie.
Pociągnął mnie za ramię, pędząc do bazy. Nie stawiałam oporu, cały czas jednak oglądałam się na walczących. Zmuszali do wycofania się Unicrona, unikając jego silnych ataków. Tytan warczał z irytacją, a kolejne fragmenty pancerza z rudy spadały na ziemię. Może jednak uda im się...?
Lecz w tym momencie, od strony morza i kamiennego usypiska, zaczęły dochodzić mu na pomoc kolejne klony. O nie...
Blade wepchnął mnie przez drzwi do środka. Wpadłam akurat na Seadasch i Skywrapa, którzy od razu złapali mnie pod ramiona i zaczęli prowadzić do CD.
- Jesteś cała Pani?
- Nawet nie próbuj mi wmawiać, że wszystko jest dobrze! - burknął Blade - Co to był w ogóle za durny pomysł, żeby leźć w paszczę Predacona?!
- Sądziłam, że dam sobie radę... - rzekłam cicho, spuszczając głowę.
- Ooo nie, nie zaczynaj znowu! Wiesz ile razy dzwoniliśmy i jak bardzo się denerwowaliśmy?!
- Sky...
- Nie jesteś z kamienia, nie możesz sama działać bez nas.
- Dasch... - nie mogłam się przez nich przebić.
- Żadnych ale! Omal cię nie straciliśmy!
- On ma rację Królowo! - warknął Skywrap - Nie powinnaś do niego lecieć.
Zaparłam się nogami, zaciskając powieki i mówiąc głośno, z rozpaczą:
- Potrzebuję waszej pomocy! Nie potrafię oprzeć się jego woli, sama nie mogę dać rady!
Nie potrafię... Oparłam się plecami o ścianę, okrywając się znów skrzydłami. Pozostali gapili się na mnie w osłupieniu.
- Wiem, że nie powinnam była iść do niego, ale nie miałam wyboru. Myślałam, że oszaleję z bólu. - rzekłam już spokojniej, wbijając wzrok w ziemię - Opaska nic mi nie pomogła, moje wysiłki zawiodły.
- I co, masz zamiar się od tak poddać?!
- Jestem niczym wobec jego potęgi, czerpałam moc z niego! Jeszcze nie doszedł do pełni sił, a już ma nade mną wielką władzę... Nie mogę walczyć, nie mogę się zbliżać, zostawić ludzi nie wolno... - zacisnęłam dłonie na ramionach, wbijając wzrok w ziemię. A jeśli zostanę tutaj, będę odpowiedzialna za ich śmierć... Unicron nie odpuści - Muszę stąd odejść.
- Chyba zwariowałaś!
- Jestem po części jego Iskrzeniem, doskonale zna mój ślad energetyczny. - odparłam mocno, dygocząc lekko - Wszędzie na Ziemi mnie znajdzie i zmusi do posłuszeństwa. Cała nasza nadzieja w potomku Primusa. Chyba tylko on może pokonać Jednorożca...
- Nie możemy postąpić zgodnie z oryginalnym planem?
- Ma na mnie zbyt duży wpływ. Nie zdołam doprowadzić nas do AntyIskry, a tym bardziej sobie z nią poradzić. - przełknęłam nerowowo energon - Możliwe, że pojedyncza Matryca Prima zdoła uwięzić AntyIskrę. Musimy polegać na nim, ja sobie nie poradzę.
- Będziemy walczyć z tobą albo wcale. - odparł poważnie Blade, łapiąc mnie za ramiona.
- Nie bój się, poradzimy sobie razem. Nie opuścimy cię przecież w potrzebie. - Dasch pogłaskała mnie po skrzydle.
- Nie mogę zostać na planecie, on wszędzie mnie znajdzie...
- Królowo damy radę nawet bez nich! - Sky uderzył pięścią w dłoń - Poprowadź nas, a razem zdołamy go powstrzymać!
Chciałabym w to wierzyć... ale nie mogę. Zacisnęłam mocniej dłonie na ramionach.
- Uwierzcie mi na słowo: On jest w stanie zlikwidować mnie jednym ruchem. Nie jestem w stanie stawić mu oporu. - popatrzyłam na nich ze smutną powagą. Delikatnie dygotałam - Chyba nigdy wcześniej nie czułam tak mocno zagrożenia, jak dziś...
- Angel nie mów tak! Damy sobie radę...
- Już nie raz bywaliśmy w gorszych sytuacjach Pani!
- Nie bój się, jesteśmy przy tobie.
- Nie możemy się oszukiwać. Od życia Ostatniego z Primów zależy przyszłość tej planety... musimy zrobić wszystko aby go ochronić. - spuściłam wzrok, stając prosto - Ale by móc zrobić cokolwiek, musimy natychmiast wylecieć z naszym oddziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top