Ten, który padnie
Tym razem miejsce to nie było ciemne jak zawsze. Wypełniało je biel i światło. Wyraźny kontrast stanowiła w nim czarna postać o znajomej sylwetce, skulona w środku tej jasnej pustki.
- Dopięłaś swego, jak widzę. - rzuciła chrapliwie - Pokonałaś mnie.
Tuż za nią stała fioletowa Femme o srebrno-granatowych optykach. Wpatrywała się w postać bez emocji, zaciskając pięści.
- Nie oczekuję, że mnie oszczędzisz. Pominiesz z resztą w rachubie moje poświęcenie, ale wiedziałam, że tak będzie. - ciągnęła dalej, nie patrząc na Skrzydlatą - Wiedz jednak, że zabijając mnie, nie uzyskasz szczęścia.
- Może i nie, lecz przynajmniej dopilnuję, byś już nigdy nikogo nie skrzywdziła. - rzekła, transformując dłoń w blaster.
- Rób jak uważasz. - odwróciła głowę, nie mówiąc już nic.
Ogoniasta chwilę jeszcze patrzyła na postać, po czym wymierzyła i odstrzeliła jej głowę. Czarna sylwetka rozpłynęła się niczym chmura. Fioletowa Femme chwilę patrzyła na szary, opadający po niej pył, po czym odwróciła wzrok, skupiając się na powrocie do rzeczywistości.
Lecz gdy otworzyła zupełnie już granatowe optyki na szczycie jedynej góry swego domu, usłyszała cichy trzask własnej Iskry. Dopiero teraz odczuła, iż spękała ona zupełnie, tracąc dawny blask.
Postać nie kłamała. Naprawdę były ze sobą połączone.
Niebo zrobiło się czarno-granatowe, silny, przenikliwy wiatr targał falami, rozbijając je o ostre skały. W wodnych przepaściach, widać było przybrzeżne skałki, raz po raz ginące w czarnych odmętach. Ocean wręcz wrzał, kipiał pianą, ryczał jak rozjuszone zwierze. Nadciągał sztorm, jakiego nie zaobserwowano w tym miejscu od lat. W milczeniu przyglądałam się szalejącemu żywiołowi, próbując opanować siłę targającą moją Iskrą oraz procesorem. Głowa i Komora Iskier rejestrowały irracjonalne impulsy bólu. Nieugaszony pożar ogarnął moje wnętrze. Żaden z moich medyków nie potrafił określić co mi jest.
Potarłam delikatnie rozpalony płat czołowy, zaciskając mimowolnie zęby z bólu. Wiem, co się ze mną dzieje. Nadchodzi czas rozrachunku mojego życia. Gdy przebudzi się Unicron, okaże się, czy zmieniłam bieg własnego losu. Odwróciłam ciemnogranatowe optyki ze srebrnymi plamkami od widoku za oknem i zwróciłam się do dyżurnych. Wszyscy skupili się przy stanowiskach Darkshadow oraz Whiteclawa. Ona monitorowała ustawienie planet, on zajmował się ruchami Ziemi, kładąc szczególną uwagę na zmiany klimatyczne.
Siadłam powoli na tronie, patrząc na swoje kolana. Pulsujący ból przegrzanych obwodów z głowy rozchodził się na całe ciało, utrudniając myślenie. Nie byłam w stanie go uśmierzyć, jak również nie dało się uspokoić szalonego bicia mego mechanicznego serca. Nic mi nie pomagało, nawet całodobowe noszenie opaski. Łagodziła to wszystko w niewielkim stopniu, w dodatku cały czas musiałam ochładzać ją mocą, inaczej groziła przegrzaniem.
- Pani, do ułożenia planet pozostało najwyżej kilka dni i... - usłyszałam z kąta Shadow, lecz nie dałam jej dokończyć.
- Parę godzin. Tyle mamy czasu... - odparłam cicho, ale spokojnie. Po chwili wyprostowałam się na swoim miejscu - Czy powiadomiliście generała?
- Tak Królowo. Przed chwilą Harmonia sprowadziła go do hangaru, wraz z oddziałem pomocniczym.
- Niech przyjdzie do mnie razem z innymi. Starscream'em też. - nakazałam, nie patrząc na poddanych.
- Rozkaz!
Czułam na sobie ich wystraszone spojrzenia, lecz nie zwracałam na nie uwagi. Moim priorytetem jest uśpienie Jednorożca. Jedynym sposobem, by go pokonać, jest uwięzić Antyiskrę w jego własnym, wyłączonym ciele. Należy zachować najwyższą ostrożność. Zakładam, iż może próbować uciekać, uwięzić mnie lub zmusić do posłuszeństwa.
- Jestem na rozkazy Pani! - usłyszałam nad głową radosny, pewny siebie głos.
Uniosłam wzrok. Przede mną stał biało-błękitno-czerwony mech o błękitnych optykach, jeden z dawnych decepticonów, który postanowił kompletnie zmienić swoje życie.
- Generale Skywarp, czy zapoznano cię z naszą strategią? - zapytałam bez emocji, patrząc na niego badawczo.
- Oczywiście Królowo.
- Czy twój oddział wie co ma robić?
- Wykonają co do nich należy ze stuprocentową skutecznością.
- Doskonale. - skinęłam mu głową, wskazując gestem, by stanął obok mnie.
Co zajął miejsce po lewej stronie tronu, oczekując przybycia moich starych przyjaciół. Pierwszy pojawił się mody przywódca smoków, a wkrótce po nim do CD wkroczyło stare małżeństwo, a w końcu były Komandor. Starscream spojrzał na mnie spode łba, lecz nagle jego twarz zaczęła zmieniać swój wyraz z gburowatej, na zszokowaną. Zamarł na miejscu, wytrzeszczając optyki wlepione w mojego generała. On również zdawał się być zaskoczony.
- Skywarp? T-to na prawdę ty?
- Star? - mech nie próbował nawet kryć swojej radości - Jaki ten świat jest mały! Gdzieś ty był stary złomie?
Nim zdołał się rozgadać, uciszyłam go gestem. Potoczyłam zmęczonym wzrokiem po obecnych i wstałam.
- Dzień spełnienia przepowiedni nadszedł. - zaczęłam, zwracając się do wszystkich podwładnych - Teraz nie ma już odwrotu. Musimy stawić czoła Chaosowi. Pamiętajcie: albo zwyciężymy, albo zginiemy.
- Ma się rozumieć! - Bluebittle próbował coś jeszcze dodać, lecz zgromiłam go spojrzeniem.
- Chrońcie siebie nawzajem i nie żałujcie energonu. Dam znak do wyruszenia. - położyłam dłoń na ramieniu Skywarp'a - Jeśli od naszego wylotu sytuacja na Ziemi nie uspokoi się w 24 godziny, odpalajcie statek i uciekajcie na nasze kolonie. Nie powinno do tego dojść, musimy mieć jednak plan awaryjny. Czy wszystko jest jasne?
- Tak jest Królowo! - odparli jednym głosem technicy.
- Na pozycje i czekać na sygnał.
Skłonili się przede mną, a część ruszyła do wyjścia, by objąć komendy nad swoimi oddziałami. Pozostali tylko moi przyjaciele, Darkshadow, Whiteclaw, Starscream i paru innych. Między innymi predacon dowodzący resztą smoków. Był wyraźnie zmieszany.
- Greenfire, możesz odejść.
- Królowo wybacz mi tę śmiałość, lecz czy mogę prosić o jedną rzecz, nim ruszę do moich braci? - stał wyprostowany, lekko drżący i wystraszony.
- Słucham.
- Pozwól zabrać mi ze sobą wspomnienie twojej łaski Pani...
Zbliżył się i przykląkł, spoglądając mi w optyki, lecz nic więcej nie powiedział. To zupełnie nielogiczne, jednak może podbudować morale. Lekko ścisnęłam jego głowę dłońmi i złożyłam krótki pocałunek na hełmie mecha, po czym odsunęłam się na bok.
- Dzięki Królowo... - szepnął, po czym wybiegł z CD.
- Co to miało być Dżidżi?
- Dajesz mu nadzieję?
- Starscream, masz zostać w tym miejscu i monitorować aktywność decepticonów. - złączyłam ręce przed sobą, wpatrując się w szczupłego mecha - Claw wskaże ci twoje stanowisko. Pamiętaj, mam cię na optyce.
- Halo, nie ignoruj nas! - burknął Blade.
- T-tak jest... - mruknął niewyraźnie szczupły mech i odsunął się ode mnie.
Nim jednak się zupełnie odwrócił, dostrzegłam, iż wymienia się z moim generałem dziwnym spojrzeniem. Muszą być sobie bardzo dobrze znani... Szkoda. Gdybym wiedziała, sprowadziłabym go wcześniej. Teraz jednak jest za późno.
- Podnoszę morale. - rzuciłam do zdenerwowanych transformerów - Greenfire i tak zdaje sobie sprawę, że nie ma na co liczyć.
- A jeśli nie?!
- Jest więc głupcem. - zasiadłam na swoim tronie
- Królowo, burza nadciąga nad Środkowo-Zachodnią część Stanów. - oznajmił niespodziewanie Whiteclaw, wstając od stanowiska, by zaznajomić Stara z naszą technologią.
- Odbieramy też silny sygnał mrocznego energonu, który szybko przemieszcza się po pustyni w Nevadzie. - dodała Harmonia.
Iskra zabiła mi przez chwilę szybciej, wywołując serię bolesnych impulsów. To musi być Megatron. Trzeba na niego szczególnie uważać. Nie wiadomo, czy nie opęta go Unicron.
- Gdzie dokładnie?
- Kilkaset kilometrów na południe od miasteczka.
- Leci w stronę małej bitwy botów i conów. - oznajmiła Harmonia - Nie interweniowaliśmy, gdyż uznałam, że nie przeszkadza nam to w dalszym działaniu.
- A ludzie? Co z ż...
Urwałam, czując potężny impuls elektryczny, przechodzący przez moje ciało. Najboleśniej uderzył w procesor, stawiając mi przed optykami złoto-fioletowy krater aktywnego wulkanu na brunatnej ziemi, poprzecinanego przez strumienie połyskującej lawy. Jednocześnie coś chwyciło mnie mocno za Iskrę. Poczułam palącą, zupełnie nielogiczną potrzebę dotarcia do ognistej góry. Co się dzieje? Czyżby wróg urósł już w siłę?
- Królowo? Wszystko w porządku?
- Pani?
Otrząsnęłam się mimowolnie, mrugając przy tym. Zmartwione spojrzenia podopiecznych zdradzały, że musiałam przebywać w tym dziwnym stanie dłuższą chwilę. Spuściłam wzrok. Unicron chce mnie wywabić.
Irracjonalne uczucie ponownie ścisnęło moją Iskrę, tym jednak razem o wiele boleśniej. Zacisnęłam zęby, przyciskając dłoń do swego mechanicznego serca. To pułapka... Ale nawet jeśli by się pokazał, nie mógłby jeszcze mnie opanować.
- Oczekujcie mojego powrotu w gotowości. - nakazałam, wstając powoli.
- Gdzie chcesz iść?!
- Po co?
- Zostałam wezwana. Najwyraźniej komuś śpieszy się do spotkania. - spojrzałam na swoje dłonie i ścisnęłam je w pięści - Nie obawiajcie się i czekajcie. Możliwe, że zechce uderzyć.
- Zwariowałaś?! Przecież to oczywista pułapka!
- Nie możemy walczyć bez twojej pomocy.
- Zostań z nami Pani, tu cię nie dosięgnie!
Nie odpowiedziałam, tylko otworzyłam pod sobą portal w okolice, o których wspominała Harmonia. Spadłam w chmurę, zaraz jednak rozłożyłam skrzydła, wzlatując wyżej. Przejście zamknęło się za mną, a ja skoncentrowałam się na tym irracjonalnym pragnieniu. Ruszyłam przed siebie, nasuwając maskę na twarz. Odruchowo przekręciłam też obręcz na nadgarstku, zmieniając lakier. Machnęłam mocniej skrzydłami rozglądając się na boki. Przestrzeń powietrzna zdawała się być czysta... tylko przed sobą zauważyłam w oddali ciemny, przemieszczający się punkt.
Megatron. Przyjrzałam się mu dokładnie. Prawdopodobnym jest, że i on został wezwany przez Unicrona. Tak czy inaczej warto by było za nim polecieć. Być może się czegoś dowiem. Ledwie zboczyłam z kursu, palący ból ogarnął Iskrę, lecz pozostawałam obojętna na bodźce. Informacje związane z Lordem mogą być niezwykle istotne.
Czas jakiś leciałam za mechem, obserwując jego tor lotu. Cierpienie nasilało się z każdą chwilą. Powinnam rozważyć zmianę kursu. Zacisnęłam mocniej dłoń na piersi, spoglądając ponownie na Lorda decepticonów. Akurat w tym momencie mocno zniżył lot, znikając pod chmurami. Nie zanurkowałam jednak za nim, chcąc pozostać niezauważoną. Znad chmur przyglądałam się sytuacji.
Celem Megatrona była ludzka baza wojskowa, a właściwie to, co z niej zostało. Miejsce w środku pustyni, oznaczone i chronione standardowymi środkami zmieniło się w pobojowisko. Kilka budynków zostało uszkodzonych, parę płonących helikopterów, a także ciężarówek leżało w szerokich przejściach. W środku, blisko jakiegoś urządzenia przypominającego jeden z eksperymentalnych generatorów ludzi, wylądował mój przyjaciel, natomiast na przeciw niego, nieopodal anten komunikacyjnych, w bojowych pozach stali: Bulk, Cee oraz Prime. Martwe ciała Vechiconów wypełniały przestrzeń między wrogami.
A więc bili się o ludzkie urządzenie. Zapewne część od Mostu Kosmicznego. Patrzyłam na nich przez chwilę, rozczarowana celem podróży. Zmarnowałam tylko czas. Już miałam zwrócić się w swoją stronę, gdy nagle dostrzegłam za plecami botów ich żółtego zwiadowce. Zmierzał powoli w stronę sojuszników, trzymając coś ostrożnie w rękach. Uniosłam lekko łuk optyczny, zwiększając ogniskową optyk i wyostrzając obraz.
Zimny impuls przebiegł mi przez cały egzoszkielet, wbijając się boleśnie w Iskrę oraz procesor. Żółty młodzik trzymał w rękach swojego bladego podopiecznego. Rafael był nieprzytomny, wyglądał tak, jakby miał zaraz umrzeć. A Bulmblebee patrzył na niego z rozpaczą i niesamowitym strachem w optykach.
Zupełnie jak ja, gdy skrzywdzili moją małą Kar... Jednak tym razem nie jest to moja sprawa. Odwróciłam się, przywracając sobie normalne ustawienia wzroku, po czym odleciałam, pozwalając Iskrze poprowadzić ciało. Nielogiczna pustka ogarnęła jednak moje mechaniczne serce. Dziwne...
* * *
Iskra pulsowała mocno, rozbłyskując delikatnie przy każdym uderzeniu, a starożytne pismo na piersi, plecach, udach i skrzydłach błyskało słabym, zimnym światłem. Dziwne uczucie pognało mnie daleko od Wyspy, na szaro-brązowe pustkowie bez znaku żywego ducha. Ziemia rozorana była wieloma rozpadlinami, bądź uskokami, słowem nierówny, pełen rozwarstwień terenu. Zastygłe pokrywy lawowe razem z śladami po dawnych rzekach tworzyły długie, chropowate żleby pomiędzy stopionymi formacjami skalnymi. Tu i ówdzie leżały dość duże skały, pozostałości bomb wulkanicznych, pokrytych szarawym pyłem. Wszystko to wyglądało jak zapomniane pole dawnej bitwy, w której energon na zawsze skaził ziemię. Lecz nie po pustkowie wiodła mnie tam Iskra.
Kłęby gęstego dymu widać było z daleka. Rozbudzony, brunatny wulkan z mojej wizji jeszcze nie wybuchł, jednak strumienie złocisto-fioletowej lawy spływały z wolna po jego zboczach, formując pierwsze, zastygające w dole strumienie. Zewsząd słychać było groźny pomruk gruntu, stukot skał, syczenie lawy oraz lekki gwizd wiatru, gnającego słup dymu na południowy zachód od góry. Dodatkowy gorąc oraz gazy z wnętrza krateru tłumiły zmysły, utrudniając myślenie.
Zanurkowałam ostrożnie, lądując przy rozwartym szeroko, miskowatym kraterze. Było tam jeszcze goręcej, jednak wreszcie ma Iskra przestała cierpieć. Zajrzałam ostrożnie do wnętrza. Z fioletowo-białego krateru wydobywały się szare kłęby duszącego dymu, jednakże nie dokuczał on tu w takim stopniu jak na górze.
- Wiem, że już jesteś przytomny... niezdolny do ruchu, ale przytomny. - złożyłam skrzydła, wpatrując się bez emocji we wrzącą lawę - Pokaż się.
Dokładnie w tej chwili dym zgęstniał, a powietrze wypełnił huk oraz szum. Ziemia zadrżała w posadach. Po chwili z gęstej zasłony gazów wulkanicznych wychynął święcący kontur potężnej, rogatej istoty o świecących, fioletowych optykach i bladej twarzy z lekko oznaczonymi ustami.
- Któż śmie mnie wzywać?!
- Ta, której życie zmieniłeś w koszmar. - rzekłam mocnym, dźwięcznym głosem, zaciskając pięści. Otoczyła je złocista poświata - Która poprzysięgła przeciwstawić się twoim rozkazom.
- Rozdwojona Iskra... - przysunął się do mnie, po czym prychnął ponuro - Słaba Femme ma być moim sługą?
- Nie... Przybyłam tu, ażeby cię zniszczyć.
Zacisnęłam zęby, tłumiąc cierpienie. Skrzyżowałam przed sobą przedramiona, skupiając się na przywołaniu jak największej ilości energii w zaciśniętych pięściach. Możliwe, że uda mi się skończyć to tu i teraz. Jednorożec popatrzył na mnie z czymś na kształt niezadowolenia, lecz nic nie zrobił. To nielogiczne...
Niespodziewanie poczułam jak pod wpływem jego wzroku i mrocznej energii opadam z sił. Energia ulotniła się, a ja padłam na kolana. Oparłam się dłońmi o ziemię. Sparaliżował mnie ból Iskry i procesora. Na skroniach poczułam gorący ucisk czegoś na wzór ciasnego pierścienia. Nie byłam już zdolna zaatakować, ani się bronić.
- Jesteś zbyt mądra, by zaprzątać sobie procesor mrzonkami. - jego dudniący bas przyprawił mnie o ból procesora i Iskry. Po chwili pochylił się nade mną, a w jego głosie pojawił się niesmak - Jesteś o wiele słabsza niż się spodziewałem. W dodatku uszkodzona i niestabilna. Sądziłem, iż z naszej mocy powstanie lepsze Iskrzenie.
Zachłysnęłam się z wrażenia. Z naszej? Co on insynuuje?! Podniosłam z trudem głowę, wbijając w niego ostre spojrzenie. Wycedziłam przez zęby:
- Nie jesteś moim Stwórcą.
- Przeciwnie. Powstałaś, bo ja zdecydowałem, że ma tak być. Twoja potęga zrodziła się z połączonych sił tworzenia i zniszczenia.
- To niemożliwe. Przecież trwałeś w niebycie...
- Skaziłem jedną z Trzynastu Matryc swoją mocą. Przez całe eony zabierała po trochu siły każdego z następców, a w wyznaczonym czasie przekazała zmieszaną potęgę wybranemu Iskrzeniu. Zawdzięczasz mi swoją potęgę, należysz do mnie, jesteś lojalna tylko wobec mnie!
- Sądziłam, iż chciałeś rozprawić się z nim osobi... - nie dokończyłam, gdyż zesłał na mnie kolejne impulsy bólu. Uczucie zaciskającego się na głowie, rozpalonego do białości pierścienia wzmocniło się.
- Mój żałosny brat wmieszał w nasz konflikt swoje marne marionetki, podstępem zdobywając przewagę. Lecz teraz jedna z jego zabawek rozerwie sznurki i stanie przeciw niemu. - warknął, a ja skuliłam się z bólu, zaciskając powieki. Jak przez mgłę słyszałam jego słowa - Łącząc w sobie moc jego dzieci i moją stałaś się trzecim najpotężniejszym bytem we wszechświecie. Jesteś zaprogramowana, aby mi służyć i wykonywać moją wolę! Nie ocali cię od tego twój opór, ni żadne urządzenie.
Złapałam się za głowę, mocno zaciskając na niej dłonie. Czy to naprawdę możliwe, bym była stworzona przez niego? Jestem kreacją dwóch sprzecznych sił? Zadrżałam z przejęcia. Ból przenikał całe moje ciało, nie pozwalając mi skupić się na niczym. Coraz trudniej było mi myśleć, mgła ogarniała procesor, a pierś pożar. Energia buzowała we mnie, nie mogąc doczekać się uwolnienia. Nie mogę... się poddać... Chrapliwie oddychałam, usiłując jakkolwiek zapanować nad chaosem w sobie.
- Nigdy mnie nie złamiesz... Prędzej zgasisz... - wydusiłam z trudem, przezwyciężając słabość - A tu wciąż będą boty... które cię pokonają...
- Masz na myśli mizerną namiastkę dawnej potęgi? - jego ponury głos brzmiał nieco ironicznie - Nic dla mnie nie znaczy. Potomek Primusa jest zbyt zajęty walką z moim niewolnikiem.
Jak na potwierdzenie usłyszałam oddalone strzały z blasterów i szczęk broni. Nie... obaj się pozabijają i już nikt nie będzie w stanie pokonać Jednorożca! Zagryzłam usta w rozpaczy i bezsilnej złości.
Niespodziewanie ziemia zatrzęsła się potężnie, a ja poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie mocno w potylicę, wszystko zrobiło się czarne. Straciłam grunt pod nogami, lecz nie spadałam. O nie... nie teraz! Warknęłam cicho, rozglądając się czujnie. Dwa, fioletowe punkciki i słaby obrys twarzy zajaśniały nade mną. Oboje na raz?!
- Nie strasz, nie strasz. - głos dobiegał zewsząd - Nie uciekniesz mi dziś... Nareszcie się zjednoczymy!
- Nie ma was tu! Niemożliwe! To tylko wytwór mojego procesora! - syknęłam, łapiąc się za głowę.
Nagle poczułam jakby kły zaciskające się na moim przedramieniu. Niewidzialna siła miażdżyła siłownik, rozszarpując kable oraz pancerz. Metal trzeszczał, pękając pod siłą nacisku, energon z ręki lał się strumieniem na ziemię. Z mojego przetwornika mowy wydarł się zduszony okrzyk bólu. Dopiero gdy moja lewa kończyna stała się skrwawionym, poszarpanym, smętnie zwieszającym się kawałkiem metalu, której nie można było ruszyć bez bólu, nieznana siła odpuściła. Ponury śmiech Unicrona rozległ się nade mną. Jęknęłam rozpaczliwie, ściskając mocno ramię zdrową ręką. Cholerny potwór!
- Ja zawsze jestem z tobą. Jesteś częścią mnie! - usłyszałam jego nieprzyjemny bas.
Ciemność gwałtownie szarpnęła moją głowę w tył. Czułam uścisk lodowatych dłoni na twarzy, które rozsunęły moją maskę. Jednocześnie coś chwyciło obie moje ręce i przytrzymało je za moimi plecami. Ponownie jęknęłam, spoglądając na zmiażdżoną kończynę.
- To też nie było dość prawdziwe? - tym razem głos rozbrzmiewał przede mną. W dodatku coś jakby para bladych, szarych optyk błyskała z tamtej strony - Nadszedł nasz czas Angelbotko. Planety ustawiły się odpowiednio, Unicron przebudzi się już niedługo. Najwyższy czas, byśmy stały się jednością.
Stęknęłam, czując zimno, przeszywające mi Iskrę na wskroś. Popatrzyłam na optyki spode łba, szarpiąc głową.
- Taaak... - mruknął z zadowoleniem Jednorożec.
- To wszystko nie jest prawdziwe! Nigdy się wam nie poddam! - warknęłam szarpiąc się mocno.
- Jesteś zbyt słaba. Brak ci przygotowania, aby się nam opierać, czy ochronić tych, których pokochałaś. Twoja miłość to śmierć dla nich. - jej zimny głos przeszedł w ostry szept - Czy chcesz czy nie, jesteśmy ze sobą związane. Możesz traktować mnie jako coś obcego, ale zabijając mnie, ubijesz i część siebie!
- Precz stąd! Ani ty nie jesteś częścią mnie, ani On nie mógł mnie stworzyć! - krzyknęłam nerwowo - Nie jestem taka jak wy!
- Kim ty jesteś, by sprzeciwiać się mojej woli? - rzekł ponuro - To ja jestem najwyższą mocą, ja decyduję o twoim przeznaczeniu! Musisz się podporządkować mojemu słowu. Zawsze będziesz moją córką!
Chciałam mu odpowiedzieć, ale sparaliżował moje ciało potwornym bólem i wykręcając sobie samej ręce. Jęknęłam boleśnie, spinając siłowniki. To... nie... On włada nawet moim ciałem... Łzy strachu spłynęły po moich policzkach. Ciemność w tym czasie wzmocniła uścisk mojej głowy, nakierowując spojrzenie na siebie.
- Nie widzisz ile w tobie gniewu, złości, pragnienia śmierci? Nieodrodna kreacja Pana Chaosu. - mówiła z niezachwianą pewnością - Nie umiesz się w pełni kontrolować. Nawet nie umyślnie będziesz gasić Iskry. Żądza energonu wzrasta, niedługo nie będziesz się w stanie jej oprzeć.
- Zostawcie mnie...
- Nie Angelbotko... Takie jest nasze przeznaczenie. Czeka nas przyszłość okryta energonem. Wpierw zabijesz obu liderów, potem swe Iskrzenie, wreszcie cały świat...
Naraz brutalnie rozwarła mi usta, siłą wylewając w nie coś lodowatego, kleistego. Ciecz zalewała mi gardło, rozlewając od niego zimno na całe moje ciało. Paradoksalnie nie koiło pożaru głowy i Iskry, a tylko je podniecało. Co ona wyprawia?! Czy... czy to...? Z obrzydzenia zrobiło mi się niedobrze. Ciało wbrew mej woli zaczęło dygotać, a z optyk spłynęły mi łzy. Wpatrywałam się z przerażeniem w szare, martwe punkciki i uśmiechniętą twarz Jednorożca, obserwującego moje cierpienia.
Po chwili sprawił, że jeszcze mocniej wykręciłam sobie ręce, niemal łamiąc ramiona. Moje mechaniczne serce pracowało coraz szybciej, rozgrzany "pierścień" na głowie zaciskał się mocno. Każdym nawet najdrobniejszym przewodem czułam wypełniającą mnie Ciemność, pulsującą energią. Strach przejmował mnie z rozpaczą. Tak się zakończy mój los? Nie ma dla mnie ratunku?
- Już cię nigdy nie opuszczę... - drżący szept rozległ się w pustce.
Dławiłam się nią, szarpałam bezsilnie, chcąc przerwać ten proces. Nic to jednak nie dawało. Nie... to się tak nie skończy... Boże mój Boże uratuj!
Potężny wstrząs otoczenia wyrwał mnie niejako z transu. Otaczająca mnie czerń zbladła, a świat zaczął się kruszyć. Niespodziewanie do moich audioreceptorów przedarł się znajomy, spokojny głos. Skupiłam się na słowach, które wypowiadał, starając się wyrwać z tego stanu.
- Król... się dzieje...? Czy przysł... pomoc?
Harmonia... Moje dzieci... Zacisnęłam powieki. Muszę do nich wrócić... musimy uciekać! Zebrałam w sobie siły i szarpnęłam się z całej mocy, zaciskając mocno zęby. Dławiące uczucie przelewanego płynu znikło, żegnane cichym piskiem. Wracała mi sprawność optyk, a także władza w siłownikach. Zamrugałam kilkakrotnie, powstając chwiejnie i rozkładając skrzydła. Zaczęłam machać nimi tak mocno jak tylko się dało.
- Nie ukryjesz już swego przeznaczenia! - warknął za mną Unicron - Wszyscy się dowiedzą kim jesteś Angel Beautifuldeath Prime!
Nie słuchałam go, robiąc szybką beczkę między skałami. Zerknęłam za siebie. Wulkan nareszcie wybuchł, uwalniając z siebie setki bomb wulkanicznych oraz lapilli. A wszystko to było krwią Unicrona. Zadrżałam, składając skrzydła ciaśniej do ślizgu. Szybciej, och szybciej!
Kaszlnęłam, nasuwając maskę na twarz. Pozostałości po uczuciu połykania Ciemności pozostały w gardle, drapały je i drażniły. Niedobrze mi... Machnęłam mocniej kończynami, ledwie unikając fioletowej błyskawicy.
Kątem optyki dostrzegłam, iż moja lewica została naprawdę zmiażdżona. Rozszarpane kable furkotały na wietrze, a paliwo znaczyło mój ślad. Ale... nie... Jeśli oni mogą oddziaływać fizycznie na mnie... Jesteśmy zgubieni... Przycisnęłam do siebie lewe ramię, dygocząc z nerwów. Nie mam czasu się tym teraz zajmować. Muszę znaleźć liderów i ich stąd zabrać!
- Żyję... pod żadnym pozorem nie przychodźcie tu... - wydusiłam zduszonym głosem do komunikatora, szukając wzrokiem dawnych przyjaciół.
Usłyszałam jedynie niewyraźne szumy. Mam nadzieję, że mnie usłyszeli... Niespodziewanie z boku rozległ się mroczny rechot. Spojrzałam tam, a Iskra stanęła mi na chwilę. Na brązowym, rozoranym polu leżał bezsilnie Prime. Megatron dociskał go nogą do ziemi, uśmiechając się. Przewody cona świeciły fioletowym światłem. Natychmiast skręciłam w ich stronę, próbując dotrzeć na czas.
- Proszę, proszę! Najwyraźniej krew Unicrona, której szukałem, nie znajduje się gdzieś tam, tylko właśnie tutaj!
- Ciemny energon tryska z wnętrza Ziemi?!
Pierwsze kryształy zaczęły spadać na grunt wokół nas, a chmury nad kraterem zaczęły obiegać fioletowe wyładowania elektryczne. Lord jednak nie zwracał na to uwagi. Wysunął ostrze, powoli unosząc je nad głowę, by wymierzyć ostateczny cios.
Pociemniało mi na chwilę w optykach. "Ognisty pierścień" zacisnął się na mojej głowie tak mocno, jakby miał ją przepołowić, lecz nie był on tak dotkliwy jak płomień, który ogarnął moją Iskrę. Wewnętrzny pożar prześliznął się na skrzydła i plecy. Niespodziewanie nawet dla mnie samej teleportowałam się między liderów. Rozłożyłam szeroko skrzydła, zasłaniając Prima. Lord wzdrygnął się lekko na mój widok, lecz nie opuścił broni.
- Nie rób tego Megatronie! On nie może umrzeć! - czułam, że całe moje ciało wciąż dygocze z nerwów.
- O nie Beautifuldeath. Nie zdołasz mnie powstrzymać. - warknął ze złością, błyskając przerażająco oczyma - Zejdź mi z drogi!
- Proszę cię na wszystko, daj mu żyć! - złożyłam rękę błagalnie, wpatrując się w jego biało-fioletowe, błyszczące optyki.
Zniecierpliwiony decepticon odepchnął mnie lewą dłonią tak mocno, że upadłam obok nich, obijając zmiażdżoną kończynę o własne ciało. Syknęłam głośno, zaciskając zęby. Dawny Archiwista zwrócił głowę w moją stronę, chcąc się podnieść, lecz jego były przyjaciel przycisnął go mocniej nogą do ziemi.
Czas zwolnił na chwilę. Widziałam bryłki fioletowych kryształów obijających się o ziemię i nasze ciała, okrutny błysk w optykach Gladiatora, gdy opuszczał ostrze, żal w spojrzeniu czerwono-granatowego bota, patrzącego na mnie jakby się żegnał.
Krzyk rozpaczy i bezsilności wydarł się z mojego przetwornika mowy, znaczki na ciele błysnęły mocniej. Wyciągnęłam rękę w stronę mechów, czując łzę spływającą mi po policzku. To nie może się tak skończyć!
Nagle, ku zaskoczeniu naszej trójki broń decepticona napotkała barierę energetyczną. Uderzenie w nią sprawiło, że cona odrzuciło na kilka metrów w tył. Ja jej nie postawiłam...! Przynajmniej nie świadomie... Dławiący strach złapał mnie za gardło. Tracę kontrolę...
Wściekły warkot Megatrona sprowadził mnie na ziemię. Mech biegł ponownie w naszą stronę. Dygocąc, przysunęłam się ostrożnie do Optimusa, tym razem celowo otaczając nas dość silnym polem ochronnym. Decepticon ponownie uderzył, lecz tym razem nie odrzuciło go tak daleko. Zaczął raz po raz atakować, chcąc się przebić.
- Angel... twoja ręka...
Poczułam jego dotyk na ramieniu. Zadrżałam, odsuwając się natychmiast. Autobot podniósł się do siadu i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Zabierajmy się stąd. - rzuciłam cicho, przysuwając się z powrotem.
Lecz gdy chwyciłam jego ramię, syknął boleśnie. Odsunęłam rękę jak oparzona, patrząc na niego nerwowo. Dopiero po chwili zrozumiałam i poczułam, jak Iskra zamiera mi z nerwów. Stopiłam jego pancerz... Ścisnęłam dłonią kawałek skrzydła, kuląc się lekko. Co się ze mną dzieje?! Dlaczego mam aż takie skoki mocy?
Nagle tuż obok nas otworzył się Most. Wypadł z niego zielony autobot i rzucił się bić Lorda, który zupełnie się tego nie spodziewał. Pozwoliło to byłemu wreckerowi na zdobycie przewagi. Wsparcie... Przełknęłam nerwowo energon, opuszczając barierę i spoglądając na lidera. Trzymał się za ranę, spoglądając na mnie ze zmartwieniem. Po chwili jednak opadli go Arcee, Bee i Rach. Byli nieco zaskoczeni moją obecnością, jednak nie zdawali się być wrogo nastawieni.
- Optimusie!
- Musimy go stąd zabrać! Już!
Chwycili go pod ramiona, usiłując podnieść, lecz nie byli w stanie. Krew Unicrona mocno osłabiała nas oboje, jednak jego bardziej. Był zbyt słaby by wstać.
- Beautifuldeath, pomóż nam! - to Rachet zwrócił się do mnie, patrząc przenikliwie wprost w moje optyki.
Dławiący strach znów uchwycił mnie za gardło, jednak skinęłam głową. Lekko drżąc, zbliżyłam się do nich, obserwując ich uważnie. Widziałam niepewne, dość zimne spojrzenia i zmarszczone łuki optyczne, ale mimo wszystko dali mi podejść. Wzięłam głębszy wdech, wsuwając jedno skrzydło między jego ręce, a plecy, drugim natomiast opierając się o ziemię. Dzięki temu zdołałam podnieść przyjaciela, przy drobnej pomocy botów. Skierowaliśmy się natychmiast do portalu, nie zważając na odgłosy walki za plecami. Starałam się jak mogłam trzymać ręce przy sobie, by nikogo nie ranić.
- Beautifuldeath!
Ryk Megatrona wprawił mnie w drżenie Iskry, lecz nie odwróciłam się, prowadząc Optimusa do jego bazy. Wybacz mi... N-nie mogę... Wbiłam wzrok w ziemię, krocząc powoli przed siebie. Wstyd i żal wmieszały się w moją wewnętrzną burzę. Nie chcę na nich patrzeć. Nie w tym stanie...
Mój przyjaciel ledwie wlókł za sobą nogi. Opierał się na nas całym ciężarem, a z jego ran sączyło się paliwo. Z mojej ręki z resztą również spływała połyskliwa ciecz. Gdyby nie pomoc jego żołnierzy, nie dałabym rady go unieść.
- Powoli Optimusie. Byłeś wystawiony na działanie sporej ilości ciemnego energonu. - rzucił Rachet, przyglądając się liderowi z troską.
- Widzę, że nie tylko ja... - mruknął, spoglądając na coś przed nami.
Zacisnęłam zęby, trzymając ręce przy sobie. Procesor opanował chaos, w którym uczepiłam się tej jednej myśli: muszę zrobić wszystko, by utrzymać kontrolę nad mocą. Z nerwów drżały mi dłonie, a ogon plątał się między nogami. Proszę... nie chcę ich krzywdy.
Zaparłam się nogami o ziemię, ostrożnie pomagając mechowi opaść na koję, po czym zabrałam skrzydła, okrywając nimi ramiona. Koniec... Mogłabym przysiąc, że czuję każdy przegrzewający się obwód pod hełmem. Gorączka mnie rozkłada...
- Dada!
Uniosłam zmęczony wzrok. Iskrzenie przybiegło do mojego przyjaciela i przytuliło się do jego ręki z radością. Lekko kuliło się, rzucając mi nerwowe spojrzenia. Jednak Prime nie patrzył na predacona. Jego uwagę zajmowało coś obok nas. Poszłam za jego wzrokiem, lecz tylko po to, by poczuć jak Iskrę znów przeszywa mi ból. Blady Rafael leżał na noszach, uśmiechając się krzywo. To o nim musiał mówić chwilę temu...
- Hej...
- Ma wielkie szczęście, że żyje. - warknęła pani Dearby, spoglądając na nas nieufnie.
Zachwiałam się lekko, kładąc zdrową rękę na czole. Przecież ja go widziałam... Zignorowałam to, bo uznałam za istotniejsze spotkanie z Jednorożcem... Boty coś do mnie mówiły, ale słyszałam tylko miękkie, niezrozumiałe dźwięki. Głowa huczała nieznośnie, jakby miało mi ją zaraz rozsadzić. Słabo mi...
Wszystko było jakieś takie dziwne, jakby za gęstą zasłoną, oddzielającą mnie od rzeczywistości. Zacisnęłam zęby, cofając się za koję, na której złożyliśmy Optimusa. Oparłam się plecami o ścianę, zwieszając bezsilnie głowę. Chciałabym móc ochronić ich od siebie... Zagryzłam wargę, wbijając spojrzenie w ziemię. Zdało się, że zrobiła się żółta, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. To wszystko to jakiś niekończący się koszmar! Okryłam się skrzydłami, dygocząc niekontrolowanie. Optimus miał rację. Stałam się Im podobna. A wszystko dlatego, że nie potrafię utrzymać demonów duszy pod kontrolą...
Jeszcze raz przepraszam za nieobecność. Robię co w mojej mocy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top