- No i co? - bardzo młodziutka, skrzydlata Femme wpadła na mostek w gorączce. Była wielce zaniepokojona - Jak to wygląda?
- Nie posłuchali naszych ostrzeżeń i zostali tam. - mruknął czary, dość szczupły mech.
- Teraz mają istną rzeź. - dorzuciła fioletowo-biała conka o czerwono-złotych optykach.
- Nasze drony przesyłają obraz na żywo - dorzuciła drobna, czarna botka z fioletowymi optykami i charakterystycznymi odnóżami na plecach - To jest dramat. Prawie w ogóle się nie bronią.
Ogoniasta podeszła do monitora, chcąc przekonać się na własne optyki. Niestety, jej przyjaciele mięli rację: była to istna hekatomba ku czci synów Primusa. Krwawa łaźnia, sprawiona za to jedno, że nie poddawali się władzy tyranów. Mieszkańcy Doliny Angelbota nie mięli najmniejszych szans w starciu z tysiącami zaciętych wojowników.
Niegdyś najpiękniejsze miejsce na planecie stało się w krótkim czasie dymiącym pogorzeliskiem. Bomby roztrzaskały budynki, pożar ogarnął "las". Łuna musiała być doskonale widoczna w promieniu wielu kilometrów. Energon mordowanych płynął szczodrze, tworząc ogromne kałuże, Rozszarpywane ciała padały weń z gruchotem, rozbryzgując go wokół. Dźwięk strzałów, szczęk broni, okrzyki bólu ranionych oraz rzężenie konających zmieszały się, tworząc potworną symfonię wojny.
Wszyscy stojący na Mostku obserwowali to w milczącej zgrozie. Pierwsza z transu wybudziła się ich liderka.
- Musimy im pomóc.
- Nie mamy jak! Zabiją nas w sekundę.
- Nie obchodzi mnie to! - warknęła, zmierzając do panelu Mostów. Jednak drogę zagrodziła jej czerwono-optyka botka - Z drogi Death.
- Opanuj się. Nie ma już dla nich nadziei.
- Zawsze jest.
- Poprowadzisz nas na zatracenie.
- Wszyscy tam zgaśniemy. Musimy postawić na nich krzyżyk. - poparła ją młoda Arachnid.
- Nie możemy stać obojętnie!
- A co innego możemy zrobić?! Jest ich więcej, są lepiej doświadczeni, tamci cię nie posłuchali, w dodatku wyrzucili na zbity kask! - warknęła Deathplay, potrząsając towarzyszką - Ogarnij się i zrozum, że w tej bitwie skazani jesteśmy na zgaśnięcie.
Femme nic nie odpowiedziała, zacisnęła tylko zęby, patrząc z bólem na mord swojego ludu. Zacisnęła mocno dłonie na przedramionach przyjaciółki.
- Oni pierwsi mnie przygarnęli...
- A potem wypięli się i odtrącili. - mruknęła cicho.
W tym momencie do najstarszej z nich zbliżyła się pomarańczowa botka w czarne paski. Miała zwierzęce audioreceptory i prosty ogon, a jej optyki błyszczały zielono. Przytuliła się do Skrzydlatej, pomrukując nieszczęśliwie. Ta puściła Death i odwzajemniła uścisk, przymykając optyki. Jej Komora Iskier błyszczała lekko.
- No no weź się w garść. - szary mech poklepał ją po plecach - Zapłacą nam za to.
- Za inne rzeczy też. - mruknęła Arachnia.
Fioletowa botka uśmiechnęła się do nich słabo, lecz znów zwróciła wzrok na widok z drona. Primowie palili dom jej rodzinny i niszczyli ostatnie Transformery, które nazywały się jej rodziną... Teraz została sama i musiała sobie poradzić. Cieszyła się tylko, że ma przy sobie przyjaciół, gdyż nie wyobrażała sobie samotnego mierzenia się z tym nieszczęściem.
Zacisnęłam lekko zęby, pochylając głowę. Przeklęte koszmary. Nie mogę przespać chociaż jednej nocy bez nich, a teraz przypominają mi się nawet podczas medytacji. To... frustrujące. Potarłam lekko skronie, nie otwierając nawet optyk. Zerwały mnie z koi dość wcześnie. Większość moich poddanych jeszcze spała, postanowiłam więc spożytkować mój czas medytując i ćwicząc zmysły. Szkoda tylko, że od początku utrudniają mi to wizje przeszłości. Sądziłam, że zostawiłam to już za sobą.
Westchnęłam cicho, prostując plecy i kładąc wygodniej skrzydła na trawie. Medytowałam na krawędzi lasu oraz pola treningowego, za niskimi krzakami. Było to świetne miejsce obserwacyjne i miejsce na tyle bliskie wejścia do bazy, że nie musiałam zbyt wcześnie zrywać się z miejsca. W końcu i tak muszę odebrać poranny raport.
Położyłam znów dłonie na siłownikach nóg i rozluźniłam się. Czekają mnie trudne chwile. Na pewno nie raz przyjdzie mi pracować ponad siły, walczyć o swoich... Zapewne zbliża się również godzina, w której będę musiała ściśle zewrzeć szyki, przywołać do siebie wszystkich poddanych, rozproszonych w kosmosie. Całkiem realnym jest również możliwość zawarcia sojuszu ze skłóconymi frakcjami. Nie mam pojęcia jak mi się to uda zrobić, ale wierzę, że przez wzgląd na starą przyjaźń i słabość obu liderów do mojej osoby zdołam zmontować zawieszenie broni.
Ech... chciałabym móc porozmawiać z Wielkim Archiwistą jak kiedyś. Teraz bardzo potrzebowałabym jego rady. Może on umiałby przemówić autobotom do rozsądku? I zdradził jaka potęga kryje się za tą koroną, którą zabrał Komandor? Jestem pewna, że to jej mechanizmy obronne wywołały te iluzje naszych koszmarów. Zaprawdę, jak potężna jest to rzecz? Chciałabym wiedzieć skąd czerpie taką moc, do czego służy, lub chociaż czego więcej można się po niej spodziewać
No i właśnie... Starscream. Wierzę w niego, chociaż wszyscy mówią mi, że popełniam błąd. Znam jego zdradziecką naturę i kalkuluję, iż mógłby oszukiwać. Jednak wiem, że mogę go zmienić. Tylko potrzebuję do tego trochę czasu i ich pomocy. Mech jest jak wrak statku - trzeba dużo cierpliwości i sił, by go naprawić. Zwłaszcza, gdy nawet sam z siebie nie wierzy. Ale to nic. Ja będę mieć nadzieję za nas oboje.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki w lekkim oddaleniu. Kto by wstał o tej porze? Jeszcze mają co najmniej pół godziny... Lekko uchyliłam optyki, chcąc się przekonać, któż wstał.
Proszę, proszę... o wilkobocie mowa. Były Komandor kroczył powoli przed siebie, wlepiając wzrok w jakieś urządzenie. Lekko utykał, gdyż jeszcze nie do końca się zregenerował po akcji w wulkanie. Co on kombinuje? Nadstawiłam audioreceptor.
- Nikt nie ma tu szacunku do stopnia. Szczęściem te tępe boty nie śmią mnie tknąć, póki bestia mnie chroni. Dała się nabrać... nie jest zbyt bystra. Ale sądząc po różnorodności tych nędznych tchórzy, należy założyć, że szybko każą jej się mnie pozbyć. Można by spotkać jeszcze kogo znajomego... - mówił do siebie mech, wlepiając optyki w urządzenie - O Megatronie, ostrzegałem cię przed nią. Zabrała ci wielu wojowników, choćby starego Jetfire'a. Nie zdziwiłbym się, gdyby ginące masowo trepy były jej sprawką. - uniósł lekko kwadratowe, metalowe pudełko z wyświetlaczem. Wyglądało na coś w rodzaju GPS'a - Przeklęta dziura bez zasięgu! Jak tylko poznam koordynaty i odrobinę energonu, zabiorę się stąd. Nie ma co zwlekać, chociaż sporo tu skarbów...
I dalej mówił do siebie, lecz już nie słuchałam. Wiem, co powinnam wiedzieć. Potarłam lekko skroń. Nie będzie prosto, ale właśnie dlatego muszę próbować. Nie wolno mi postawić na nim krzyżyka. Wstałam powoli, wspierając się o drzewo i chowając skrzydła z ogonem. Con dostrzegł mnie i aż podskoczył ze strachu. Szybko jednak schował urządzenie za siebie. Wyglądał jak Iskrzenie kryjące zepsuty detpad.
- Witaj my Lady... już nie śpisz? - skłonił się dość głęboko.
- Dzień dobry Starscream. - zbliżyłam się z wolna, zakładając dłonie za plecami. Nie dałam po sobie nic poznać - Ja już swoje odespałam. A ty? Co tu robisz tak wcześnie?
- Wyszedłem na... spacer. - zaskrzeczał z fałszywym uśmieszkiem oraz pozornym szacunkiem. W głębi jego spojrzenia czaiła się nuta strachu.
Patrzyłam na niego przenikliwie, milcząc dłuższą chwilę. Con czuł się niekomfortowo i uciekał wzrokiem. Chrząknął nieco niezręcznie, prostując się.
- Oj Star, Star... nieładnie. Przecież wiem, że kłamiesz. - wyciągnęłam do niego rękę. Decept zrobił się blady i odsunął się na krok.
- My Lady, to nie tak! Nie robiłem nic złego!
- Nie mów mi "Lady". Nie noszę takich tytułów. - mruknęłam patrząc na niego z zawodem - Powinieneś oduczyć się mówienia myśli na głos. Słyszałam wszystko.
- Pani miej litość! - rzucił się na kolana i wyciągnął do mnie ręce w błagalnym geście.
- Wiedziałam, że twoje intencje nie były szczere. Słyszałam zbyt wiele opowieści na temat twojej dwulicowości - pokręciłam głową - To, że tu jesteś to czysty przypadek i skutek oszukiwania dla zachowania karoserii. Mam rację?
- Pani, jesteś zbyt inteligentna, byś dała się nabrać na oszustwa! - jęknął - Daj mi jeszcze jedną szansę!
- Uspokój się. Nie grożę ci przecież wyrwaniem Iskry! - lekko zdenerwowała mnie jego postawa - Wstań i przestań krzyczeć.
Mech, trzęsąc się, powstał powoli z kolan, ale zachowywał dystans. Spuścił po sobie skrzydła. Był gotów odlecieć w każdej chwili. W jego optykach widziałam czysty strach.
- Gdyby odkrył to którykolwiek z moich podwładnych, zwłaszcza predaconów, zostałbyś natychmiast dotkliwie ukarany. - potarłam lekko skronie - Tak na prawdę twoja reputacja wystarczyłaby za usprawiedliwienie.
- L... Pani, błagam...!
- Nie przerywaj mi. - westchnęłam cicho i przeszyłam go spojrzeniem - Jak mówiłam, mogłabym cię zamknąć od tak, ale to nie jest Nemezis. Tutaj panuje sprawiedliwość i prawo. Nikt cię nie śmie tknąć, z czego na pewno zdajesz sobie sprawę.
- T-tak... słyszałaś mnie przecież Pani... - zająknął się, przełykając energon.
- Masz dość traktowania cię jak Scrapleta i rozumiem w pełni, że nie ufasz teraz nikomu. Ale życie Bezfrakcyjnego w pojedynkę jest trudne i nieprzyjemne. Lepiej mieć u boku przyjaciela.
- Przyjaciela? Tutaj? Wśród byłych botów i conów? - prychnął z niedowierzaniem, prostując się powoli. Jego skrzydła z wolna wracały do pionu - Nie ma nawet co próbować.
- Zbyt dużo czasu spędziłeś na Nemezis. Czy ty wiesz ile różnych botów przyjęłam pod swoje skrzydła? - uniosłam delikatnie kącik ust - Trudno było ich zjednoczyć, pogodzić z przeszłością i zostawić wojnę za sobą. Jednak nikt nie był zmuszany. Każdy dostał wybór: iść, lub zostać.
- Naprawdę? - skrzywił się z niedowierzaniem w optykach - I jak decydowali?
- Wierz mi, szkoda marnować paliwa. Wszyscy mają dosyć przelewu energonu i każdy w końcu wraca. Ale nie dlatego, że rządzę tu ja. Wierz mi, nie sięgnęłam po to, bo pragnęłam władzy. Czasem i tak mam mniej do powiedzenia niż szeregowy klon... - westchnęłam cicho, zbliżając się powoli - Starscream, chcę ci pomóc wyjść na prostą. Masz w sobie duży potencjał, blokowany przez nawyki i przeszłość. Ale żebym mogła to zrobić, musiałbyś mi udowodnić, że tego chcesz. Inaczej twoja obecność tutaj nie ma sensu.
Star uniósł łuk optyczny, nie dowierzając moim słowom, lecz nie rzekł nic. Zamyślił się lekko. Może nareszcie udało mi się przemówić do Iskry mecha? Wyciągnęłam rękę, patrząc na niego znacząco. Con od razu wiedział o co mi chodzi i skrzywił się. Wreszcie jednak oddał mi swoje urządzenie. Schowałam je do schowka i obdarzyłam go delikatnym uśmiechem.
- Wierzę w ciebie i twoją Iskrę. Chociaż jest z ciebie...
Nie zdążyłam dokończyć, bowiem przerwało mi brzęczenie komunikatora. Popatrzyłam przepraszająco na byłego Komandora i odebrałam połączenie.
- Halo?
- Królowo, potrzebujemy cię natychmiast na Mostku! To bardzo ważne.
- Już idę.
Tak ładnie zaczął się ten dzień, a tu już kłopoty. Martwi mnie tylko, że wzywają mnie w trybie natychmiastowym. Musi być bardzo źle. Spojrzałam na decpeticona. Nie mogę go tu zostawić. Nie ufam mu na tyle. Skinęłam na niego ręką, nakazując mu bez słowa iść za sobą, po czym otworzyłam nam portal na miejsce.
Po chwili stanęłam wśród moich, wyraźnie poruszonych, poddanych. Oprócz techników, stała tu moja stara ekipa oraz kilkanaście dość młodych botów - kadeci i laborantów. Twarze obecnych były bardzo zaniepokojone, wręcz wystraszone. Garnęli się do mnie, jakbym była lekiem na ich obawy.
- Co się stało?
- Według wyliczeń naszych naukowców wszystkie planety ustawią się za prawie trzy tygodnie. Ostatnia będzie Ziemia... - oznajmił Bluebuster wystraszonym głosem.
Planety się ustawią...? Uniosłam lekko łuk optyczny, lecz zaraz połączyłam w umyśle fakty. O nie... ON nadchodzi. Złapałam się za głowę jedną ręką, wbijając wzrok we własną Komorę Iskier. Na chwilę sparaliżowały mnie własne myśli. Jeśli przepowiednia mówi prawdę, Unicron wybudzi swe ciało i zniszczy znany świat. Ziemia i Cybertron znikną z jego woli! Wszystko to, co budowałam przez te eony, zmieni w pył. W dodatku na pewno zabierze się też za mnie...
- Co mamy robić?
- Gromadzić surowce i uciekać?
- Nie ma dokąd... Musielibyśmy przenieść się na drugi koniec galaktyki!
- Zostawilibyśmy tu ludzi na śmierć?
- Nie mamy wyboru. Nie ma takiego statku, który zabrałby nas i ich.
Myśli huczały mi w procesorze, wywołując tylko chaos. Jednak gdy uniosłam wzrok i popatrzyłam na te młode twarze, pełne napięcia, trwogi, przypomniał mi się dzień, gdy wydałam "Rozkaz 44". Czy mam ich znów skazywać na poniewierkę i niepewność...? Nie... Nigdy więcej. Zagryzłam wargi i wyprostowałam się, unosząc głowę.
- Nie opuścimy tej planety. To jest nasz dom i nikt go nam nie odbierze. Nie będziemy więcej się tułać, choćby Unicron postanowił wyrzucić nas osobiście. - ogłosiłam pewnym siebie głosem, patrząc po obecnych. Nadzieja z wolna wracała - Ogłaszam stan gotowości. Ściągnijcie tu boty i predacony ze wszystkich posterunków.
Odpowiedział mi pewny i jednomyślny okrzyk pewności. Jeden Starscream patrzył na nas ze zdziwieniem, jakby nie wierzył w to, co widzi.
- Niech Barricade z Beast pośpieszą się z wydobyciem energonu oraz treningiem klonów. Musimy mieć zapas paliwa oraz nowe siły na podorędziu. - zaczęłam wydawać rozkazy - Tygrysica wraz z oddziałem Speeddeath mają zadbać o surowce na wszelki wypadek. Light zajmie się przygotowaniem medycznego zaplecza, natomiast nowej grupie klonów, byłemu komandorowi i Blackblade'owi poruczam przegląd statku. - spojrzałam na nieco zagubionego Stara. Od podopiecznych dostałam jedynie niezadowolone pomruki - Redflame oraz Seaside mają wybrać się na tę wysepkę Trójkąta Bermudzkiego i postarają się zdobyć tam tyle metalu, ile zdołają.
- Tak jest!
- Emm... ale po co Pani?
- Jego zdolności blokujące transformację mogą nam się bardzo przydać, gdy dojdzie do wyrwania ze snu ciała Unicrona. Trzeba będzie jeszcze poddać go odpowiednim badaniom, ale tę kwestię zostawiam wam. - wskazałam ręką na grupę naukowców - A Sea niech zabezpieczy podwodne kopalnie i umocni kwatery Syrenbotów. Pilnujcie się i pracujcie najlepiej jak potraficie. Ja nie będę mogła przy was być.
- Jak to?!
- Muszę iść do liderów obu frakcji. Potrzebujemy sojuszy.
- Nie potrzebujemy ich Królowo! Poradzimy sobie sami!
- Decepticony niech całują Scrapleta w nibynóżki.
- A boty Insecticony w czułki!
- Megatron zaaplikował sobie mroczny energon prosto w Iskrę, więc będzie miał kontakt z jednorożcem i zdoła nas ostrzec w razie ataku! - mój głos przebił się nad dyskusję, uciszając ją - A drużyna Prima nie raz dowiodła zaprawienie w bojach. Każda para rąk się przyda! Lecz to nie czas na deliberacje. Do roboty moi drodzy.
- Tak Jest Pani!
Zapanowało ogólne uniesienie i harmider. W tym lekkim chaosie podszedł do mnie Starscream, patrząc na wszystkich z uniesionym łukiem optycznym. Ciekawe czego chce?
- Wy w to wierzycie? To stek bzdur Pani.
- To prawda. Skoro Primus istnieje, to Unicron tym bardziej. - popatrzyłam na niego poważnie - Nie lekceważ tego, czego nie rozumiesz.
- Są jakiekolwiek dowody na jego istnienie?
- Owszem. Ale kto nie wierzy, tego i najtwardsze dowody nie przekonają.
- No dobrze... A na prawdę mam wam pomagać?
- Zdaję się na twoją czujną optykę Starscream. Wyłapiesz nieprawidłowości... Wiesz dobrze, że od tego, czy statek będzie sprawny, zależeć będzie też twoje życie. - spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek, na co przełknął energon i odsunął się, kiwając głową.
W końcu wszyscy rozeszli się, aby przekazać meldunki i wykonać rozkazy. Zostali ze mną Blackblade i Star. Mechy patrzyły po sobie, milcząc. Widać było jednak, że ten pierwszy ma do mnie jakąś sprawę.
- Angel, chodź no na słówko... - mruknął wreszcie Blade, ciągnąc mnie na bok. Po chwili szturchnął mnie w biodro - Co jest? Zrzucasz mi go na bagażnik?
- Jesteś najbardziej doświadczony. Ufam, że pod twoją czujną optyką nie będzie miał okazji do kombinowania. - uśmiechnęłam się delikatnie, kładąc dłoń na jego ramieniu - Pilnuj go i postaraj się nie traktować źle.
- Na prawdę sądzisz, że będzie z nami? Że się zmieni?
- Oczywiście. A teraz idź z nim do pracy.
- To się źle skończy, ale niech ci będzie Dżi. - mruknął z niezadowoleniem - Twoja nieomylność właśnie się kończy.
Odszedł, zgarniając po drodze ex-cona. Ja natomiast naprężyłam lekko siłowniki i wypuściłam ze świstem powietrze z wentylatorów. mam chyba najtrudniejsze zadanie... nie sądziłam, że dożyję dnia, w którym to ja będę zabiegać o sojuszników, ale tak najwyraźniej ma być. Spojrzałam na swoje dłonie, by po chwili zacisnąć je w pięści. Zacznę od deceptów. Tak będzie prościej.
* * *
Zieleń otaczała mnie z każdej strony. Majestatyczne, stare drzewa pięły się ku niebu, rozwijając szeroko gałęzie na boki. Ziemię porastał mech, a co jakiś czas mój szlak przecinały zwalone drzewa. Przeskakiwałam je w pędzie, lądując w miarę łagodnie. Ugh... muszę uważać na Moona. Cały czas trzymałam go za kark w pysku, gdyż nie chciałam zostawić go samego w bazie. Jest tam taki ruch, że mógłby się wystraszyć i znów byłby problem.
Skoczyłam nad kolejnym krzakiem, delikatnie ściskając Iskierkę zębami. Świszczący wiatr dmuchał wprost w mój pysk, przywiewając zapachy żywicy, lasu oraz ściółki. Grudki ziemi uciekały spod łap, a ogon bił lekko o krzaki. Gałęzie muskały mój grzbiet. Rozkoszowałam się ciepłem promieni słonecznych, przeciskających się przez zasłonę z zielonych liści, szumiących spokojnie.
Ten krótki bieg w stronę umówionego miejsca był bardzo relaksujący. Zawsze lubiłam pędzić jako cybertrońska pantera. Najlepiej mi się wtedy układają siłowniki i dobrze mi się myśli. A muszę się teraz mocno zastanowić co powiem... Megatron byłby skory do zawarcia sojuszu, pod warunkiem, że byłby on przeciw autobotom, albo gdybym chociaż dała mu parę predaconów. Ale nie mogę. Są zbyt dzikie dla niego, zbyt szlachetne. Patrzyłby na nie tylko jak na dzikie bestie i może źle traktował...
Westchnęłam w Iskrze, przeskakując dość głęboki dół. Zwolniłam znacznie i zaczęłam maszerować powoli, uspokajając bicie Iskry. Gdzieś tu mięliśmy się spotkać... Mruknęłam do siebie i po chwili posadziłam malca na ziemi, transformując się do normalnej formy. Ciekawe, czy w ogóle zechce tu przyjść. Siadłam na uciętym pniu, rozglądając się spokojnie. Moontear posłusznie siedział przy mnie i odkrywał otaczający go świat, z ciekawością dotykając wszystkiego swoimi małymi łapkami. Uniosłam lekko kąciki ust.
Nagle poczułam lekkie drżenie ziemi. Ciężkie kroki rozlegały się echem w ciszy lasu. Hah... to on. Uniosłam wzrok i niemal natychmiast dostrzegłam jego srebrną blachę i czerwone, płonące ogniem wewnętrznym optyki. Ale dziś ma w nich coś takiego, że aż Iskra drży. Uch, ależ to dziwne, lecz zarazem przyjemne uczucie.
- Witaj Angel. - jego bas dźwięczał mi przyjemnie w audioreceptorach. Był jednak chłodny.
- Dzień dobry Megatronie. Jak się czujesz? Wykurowałeś się ze wszystkich ran?
- Owszem. Po tym jak Soundwave zabrał mnie na Nemezis, Knockout zajął się tymi otarciami. - mruknął nisko, świdrując mnie na wylot swoim ponurym spojrzeniem - Miałem dość czasu, by pomyśleć i dostrzec wszystko, co mi umknęło.
- Cóż... nie miałam tyle szczęścia co ty. Wciąż jeszcze bolą mnie zawiasy.
- Może gdybyś nie zajmowała się Optimusem, nic by cię nie bolało.
- Zanim zdążyłam do was dotrzeć, ty już byłeś bezpiecznie odprowadzany przez Soundwave'a. Nie było potrzeby iść z tobą. - oświadczyłam, mrużąc delikatnie powieki - Ale gdybyś ty z nim nie walczył w tej jaskini, a pomógł mi z koszmarem, może zajęłabym się tobą.
- Gdybyś nie biegła przed nami, nie zostałabyś sama.
- Badałam teren, abyśmy nie weszli do ślepej uliczki. - popatrzyłam mu w te rozognione optyki - A ty powinieneś był zapanować nad sobą i nie rzucać się o jakiś marny relikt.
- Marny? Rzecz tak potężną nazywasz marną? - prychnął cicho - Gdybym nie zareagował, zgarnąłby ją Prime i zabił nas wszystkich.
- Optimus? Zabił? Oczywiście, że nie.
- Skąd ta pewność? Nie jest tym, kim był kiedyś. Tak jak ty.
- Ty też nie jesteś tym samym mechem, który wierzył w ideały i kochał mnie prawdziwie. Zmieniłeś się i to wcale nie na lepsze. - odwróciłam głowę. Konwersacja z nim jest bardzo nieprzyjemna. Nie wiem czy coś będzie z tego sojuszu.
Lord burknął coś niewyraźnie do siebie. Czułam na sobie jego rozognione spojrzenie i słyszałam szum wentylatorów. Po chwili usłyszałam lekki trzask kłody. Mech usiadł obok mnie, obejmując jedną ręką. Znów zerknęłam w jego stronę, a on uścisnął moją dłoń.
- W głębi Iskry wciąż mi zależy, dlatego to tak boli, gdy widzę cię w ramionach innego. - mruknął ponuro.
- Cieszyliśmy się, że jesteśmy cali. - westchnęłam lekko, odwzajemniając uścisk dłoni - Wiesz, że na was obydwu bardzo mi zależy i nie chcę żadnego stracić w tej głupiej wojnie.
- Wiem... dbasz o wielu.
- Ale swoich ukochanych przyjaciół mam niewielu. - uśmiechnęłam się głaszcząc go wolną dłonią po policzku - I o nich chciałabym dbać najbardziej.
Decepticon popatrzył przez chwilę na mnie, po czym uśmiechnął się lekko. Przygarnął jeszcze bardziej do siebie.
- Oddział, który wysłałem po Starscream'a długo nie mógł dojść do siebie. Podobno zechciałaś się zająć tym zdrajcą?
- Owszem. Dostał to, na co zasłużył. - dyplomatycznie nie uściślałam co konkretnie miałam na myśli.
- No cóż, w końcu zakończyło się jego rdzawe życie. - zmrużył optyki - A co z reliktem, który ten Scraplet wykradł?
- Więc ukradł wam... ale niestety nie miał go przy sobie. - to było lekkie mijanie się z prawdą. W końcu nie miał przy sobie tej korony, gdy się nim zajmowano.
- Bezużyteczny złom. Nawet kawałka metalu nie mógł utrzymać. - mruknął do siebie z niezadowoleniem.
Westchnęłam cicho i spojrzałam znów na Moona. Malec przestał się bawić i wgapiał swoje duże optyki w cona siedzącego obok mnie. Megatron zdawał się go nie zauważać. Dopiero po dłuższej chwili usłyszałam zdziwione chrząknięcie i lekko zdziwione pytanie:
- A cóż to jest?
- Iskrzenie, które miał mieć ze mną Prime. - odparłam spokojnym, lekko rozbawionym tonem, po czym wzięłam małego predacona na ręce - Nadal wątpisz, iż nie jest to jego dziecko?
Malec przytulił się do mnie mocno i nieufnie patrzył na mojego przyjaciela. Były gladiator wyszczerzył lekko kły w uśmiechu.
- Dobrze, przyznam bez namowy, iż było to bezpodstawne. Nie wiem czemu nazwał go swoim Stwórcą. - jego śmiech był dość nieprzyjemny. Aż ciarki przeszły mi po protoformie.
- No widzisz? Nie trzeba było mnie podejrzewać głuptasie. - uśmiechałam się delikatnie, tuląc małego do piersi i wstając - Chodźmy może na spacer... Chciałabym o czymś z tobą pomówić.
Skinął głową, wstając. Szerokim gestem pokazał mi, bym ruszyła pierwsza, po czym założył ręce za plecami. Zaczęłam kroczyć przed siebie, milcząc. Zbierałam jeszcze myśli, jednak było to dość ciężko zrobić. Denerwuję się tym, co mogłoby się stać. On jest nieprzewidywalny... Westchnęłam w Iskrze, patrząc przed siebie.
Był ciepły dzień z małym zachmurzeniem. Złociste promienie słońca prześwitywały przez liście, rozświetlając nawet najniższe partie rzedniejącego lasu. Wysokie drzewa muskały nas gałęziami po twarzy. Musieliśmy bardzo uważać, aby nie zaczepić się o nie, a również aby się nie potknąć. A było o to łatwo. Byliśmy zbyt wysocy na las.
Wkrótce jednak wyszliśmy z gęstwiny na dużą, zieloną łąkę. Dzikie trawy, kwiaty i zboża ocierały się o stopy. Słychać było tam w dole brzęczenie owadów, a z lasu śpiew ptaków. Gdzieś w oddali mignęło nam małe stadko jeleni z łaniami, lecz zaraz podniosło się i z godnością schowało w gęstwinie. O parę mil na południe dostrzegłam ciemny pasek rzeki, odbijający światło słoneczne. Chłodny wiatr zawiewał do nas zapach wody oraz lasu. Moon, czując go w wentylatorach, aż kichnął z przejęciem. Ciekawsko rozglądał się, jednak nie wiercił i mocno trzymał, wciąż z nieufnością zerkając na Megatrona.
Na szczęście w tym morzu traw, poza zwierzętami, nie było nikogo, toteż mogliśmy spacerować bez problemu. Miejsce to miało swój urok... ech, byłoby tak miło, gdybym była pewna jego odpowiedzi. Zerknęłam na mecha kątem optyki. Wydawał się być mimo wszystko w dobrym humorze. Mam nadzieję, że pomoże mi to w tym sojuszu. Tylko jak to teraz powiedzieć? Westchnęłam w Iskrze, kołysząc delikatnie Moontear'a w ramionach. Ech... chyba trzeba po prostu...
- Wiesz, że za nieco ponad trzy tygodnie planety ustawią się jak według przepowiedni? - zaczęłam ostrożnie.
- Istotnie. - spojrzał na mnie bystro - Soundwave powiadomił mnie o tym. Zbliża się Unicron.
- Właśnie... dlatego chciałabym zacząć omawiać z tobą warunki sojuszu przeciw niemu.
Megatron zatrzymał się na chwilę, lecz zaraz ruszył razem ze mną. Jego ogromne łuki optyczne zmarszczyły się, a zęby lekko zacisnęły. Krył zaskoczenie i coś jeszcze.
- Wierzysz, że się pojawi?
- Jestem pewna. Ale wiem, że moi poddani nie będą w stanie go pokonać. Będę potrzebowała twojej pomocy.
- A dlaczego mięlibyśmy go powstrzymywać? - jego odpowiedź była dla mnie jak uderzenie w głowę. Słucham?!
- Megatronie, chyba żartujesz. Nie rozumiesz powagi sytuacji...?!
- Nie Angel, to ty nie rozumiesz mnie. - zatrzymał się przede mną i chwycił za ramiona. Jego optyki pałały nieznanym mi dotąd blaskiem - Im bliżej do jego przebudzenia, tym częściej odbieram jego wizje we snach. Są jeszcze mgliste, ale przedstawiają mnie, kończącego tę wojnę z jego pomocą! On da mi siłę, by zniszczyć autoboty.
- Czyś ty oszalał? Sądzisz, że na to się przebudził, ażeby ci pomóc?! On pragnie zemsty i zniszczenia. Pierwsze co zrobi, to cię zabije, lub uczyni swym niewolnikiem! Jego nie interesuje nic poza zniszczeniem.
- Nie uda mu się. Znasz mnie Angel, nie da się mnie tak łatwo pokonać. - uśmiechnął się lekko, kładąc dłoń na moim policzku - Połączyliśmy się, gdy zażyłem mroczny energon. Stałem się wręcz jego synem! Nie zgasi mnie, o nie! Będę pokorny wobec niego, nagrodzi mnie za lojalność. Razem będziemy rządzić tą planetą i całą galaktyką!
Patrzyłam w jego optyki nie wierząc własnym audioreceptorom. Zwariował do reszty... Moon zapiszczał i dziabnął palec decepta, lecz on na to nie zważał, patrząc na mnie z uniesieniem.
- Megatronie... - ostatni raz spróbowałam przemówić mu do rozsądku - Zrozum, dla niego będziesz marnym pyłkiem... Jest tylko jeden Władca Chaosu i nie podzieli się on swoją mocą z nikim! - ścisnęłam jego dłoń - Nie chcę cię stracić. Pomóż mi, proszę...
- Nie nie Iskierko. Nie stracisz mnie. Bądź u mego boku, pomóż mi wkraść się w jego łaski! - z niespotykanym spokojem i cierpliwością mówił do mnie i głaskał mój policzek - Wierz mi, wiem co robię. Razem z nim zniewolimy Ziemię i ukarzemy Primów za naszą krzywdę! Czyż nie tego pragniesz?
Milczałam. Byłaby to bardzo kusząca propozycja, gdyby była prawdziwa. Ale nie jest i nie będzie. A on zbłądził... okropnie zbłądził. Unicron chyba tylko mnie byłby w stanie wysłuchać, bo wie, że ja mogłabym go zabić. Zgasi tego hardego wojownika pstryknięciem pazurów. Zacisnęłam lekko dłonie, spuszczając głowę.
- Zadzwoń do mnie, kiedy przejrzysz na optyki. On pozwoli nam tylko zginąć w męczarniach. - spojrzałam w jego rozgniewane optyki - Wiesz, że moje dawne uczucia do ciebie nie wywietrzały. Nawet jeśli pobłądzisz, przyjdę ci na pomoc...
- Jeśli chcesz mi pomóc, zostań ze mną! Przekonam go, by dał ci spokój i pozwolił przy mnie trwać.
- Nie pozwoli. - odwróciłam głowę - Do zobaczenia w lepszych okolicznościach Gladiatorze.
- Angel, nie pozwolę ci odlecieć, jak kiedyś! - złapał mnie mocno za ramiona - Zostań i pomóż mi!
Moon niespodziewanie wydał z siebie coś na kształt miauknięcia i znów ugryzł mego przyjaciela w nadgarstek. Tym razem dobrze wycelował, gdyż uścisk się poluzował, a z ust mego przyjaciela wydało się zirytowane warknięcie.
- Mówiłam ci: nie mogę... - rozwinęłam skrzydła i wzniosłam się do góry - Żegnaj.
Uleciałam nieco wyżej i otworzyłam sobie most nad Ocean Spokojny. Tak na wszelki wypadek... Wiem, że on mógłby mnie gonić. Ech... Wybacz mi przyjacielu, ale muszę zwrócić się teraz do kogo innego. Mam nadzieję, że zdanie drużyny nie wpłynie na osąd Optimusa. Oni mną gardzą...
- Harmonio, czy odbierasz gdzieś sygnał autobotów?
- Na razie nie. Siedzą u siebie w bazie o Pani.
- Cóż... wygląda na to, że trzeba będzie złożyć im wizytę. - mruknęłam do siebie, pocierając jedną ręką skroń. Drugą wciąż podtrzymywałam Iskierkę - Przekaż Darkshadow, że ma natychmiast wracać do domu. Niestety nie może dłużej trzymać się swojego Mate.
- Tak jest Pani.
- Przykro mi skarbie... - szepnęłam do siebie, wzdychając w Iskrze. To nie tak miało być.
Piszę tak szybko jak mogę, ale widać już będzie jeden rozdział tygodniowo :( Niestety, inaczej kolejne części będą niższej jakości. Mam tylko nadzieję, że miło wam jest to czytać.
Ach i jeszcze jedno: zmieniłam opis. Jak wam się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top