Stęskniłem się za tobą

Ogromne, czarne jak smoła pomieszczenie, na poziomie -3 posiadało tylko jeden reflektor. Oświetlał on młodą, na oko 11 milionową Femme o granatowych optykach ze srebrnymi plamkami, która stała skrępowana przed sześcioma Transformerami skrytymi w cieniu. Stali oni na podwyższeniu i patrzyli jej w twarz niebieskimi, zimnymi oczyma. Jej twarz wyrażała złość, pewność siebie i niechęć do stojących przed nią.

- A więc odmawiasz współpracy?

- Tak. - odparła spokojnie.

- Nie zmienisz decyzji? To twoja ostatnia szansa!

- Nie jestem w stanie zniżyć się do waszego poziomu Złomy. - rzekła. godnie, patrząc nieustraszenie w mrok.

- A więc zgoda! - zaśmiał się jakiś damski głos - Oto cena twojej decyzji!

Strażnicy zapalili kolejny reflektor, a wtedy niepokorna nastolatka drgnęła delikatnie ze strachu. Ujrzała swoich rodziców: BlackRiver oraz MoonRise'a, skatowanych i umierających. Przez chwilę patrzyła na nich w szoku, z przerażeniem wypisanym na twarzy.

- Kochanie... nie rób tego... - stęknął Moon.

- Uciekaj... nie przejmuj się nami... - poprosiła River.

Ale Femme nie posłuchała. Po chwili jej oczy zapłonęły na niebiesko, a twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości. Z jej piersi wydobyło się oślepiające, srebrne światło. Wszyscy na chwilę przymknęli optyki. Po chwili światło z reflektorów zgasło i było tylko widać straszliwą postać dziewczęcą, z której wydobywał się zimny blask. Uwolniła się ona z więzów jednym szarpnięciem i rzuciła z wściekłością na strażników, którzy stali przy ścianach. Nikt nigdy nie dowiedział się jak to się stało, ale w zaledwie kwadrans zdążyła wymordować wszystkie dorosłe transformery, które pilnowały tamtego miejsca. Jedynie ci, którzy z nią na początku rozmawiali - przywódcy - zdołali uciec sobie znanymi przejściami.

Gdy już wszyscy przeciwnicy byli martwi, botka wróciła do swojego normalnego wyglądu i podbiegła do rodziców.

- Nie martwcie się, zraz was uleczę... - wyszeptała, wyciągając nóż i niszcząc telekinezą ich kajdany.

- Nie możesz kochanie... - odparła cicho River, kładąc dłoń na jej dłoni - Rany są zbyt rozległe... Sam Primus musiałby nas uleczyć, ale to on sterował tymi mechami...

- J-jak to?!

- Zrobili to na rozkaz Primów Iskierko... - odparł Moon, przytulając do siebie ukochaną - Ale nie rozpaczaj. Bądź silna, dobra i odważna...

- Zabiję wszystkich Primów i samego Primusa! - warknęła dziewczyna w złości, a z jej optyk płynęły łzy. Iskra świeciła jej mocno, a skrzydła i znaczki na plecach oraz udach rozbłysły ciepłym, srebrzystym światłem.

- Nie kochanie... bądź ponad nich... nie zabijaj..- poprosiła River, kaszląc energonem.

- Ale...

- Obiecaj... mi... - odpowiedziało jej krótkie milczenie.

- Obiecuję mamo...

Rodzice fioletowej uśmiechnęli się słabo i przytulili ją ostatnim ruchem. Potem, dwie słabo bijące Iskry kochanków przestały bić, a optyki zgasły. Oboje umarli w ramionach swojej małe Iskierki, która płakała długo i gorzko, nie mogąc się uspokoić. Za bardzo ich kochała.

Minęło trochę czasu, cykl, może dwa, nim Femme wstała z cyjankowymi łzami w optykach. Rozejrzała się i z lekkim przerażeniem skonstatowała, że trupy i przedmioty jakie znajdowały się wokół niej stopiły się i przemieniły w drobne, bardzo ostre ostrza, które powbijały się w ściany wokół. Były one nadpalone. Botka złapała się za głowę.

- To ja ich zabiłam... ale ja tego nie pamiętam! - szeptała do siebie, rozglądając się w szoku - Jak to wszystko jest możliwe?! To moja moc? - rozglądała się, wystraszona, ale w pewnej chwili wzięła się w garść. I zaczęła uspokajać rozszalałe emocje - Tak... to ja, ale już nigdy więcej... Dotrzymam słowa i nikogo więcej nie zabiję... Nie pozwolę sobie na utratę samokontroli... nikt przeze mnie nie ucierpi, będę za to ratowała życia!

Westchnęłam cicho. Light już nastawiła i wymieniła zniszczone części, zespawała rany... W samą porę. Transformowałam się i przyjrzałam odbiciu w lustrze. Cały czas byłam w jej gabinecie.

Jak Prime mógł mnie rozpoznać? Nic nie wskazywało na to, że to ja... Delikatnie przetarłam twarz. No cóż, dowiem się za chwilę. Muszę najpierw porozmawiać z moimi podopiecznymi. Uśmiechnęłam się nikło i ruszyłam szybkim krokiem do CD. Delikatnie strzepnęłam skrzydłami i ogonem. Boli... ale cóż. Moja wina. Mogłam ich... nie... musiałam ich uratować. Tego wymaga przyzwoitość i... za bardzo jestem do nich przywiązana. Westchnęłam bezgłośnie i wkroczyłam do Centrum dowodzenia. Widok jaki tam zastałam sprawił, że stanęłam w miejscu.

Zebrała się tu chyba cała Wyspa. Wszyscy czekali na mnie w napięciu, a gdy tylko mnie ujrzeli, krzyknęli z radości. Dzieciaki rzuciły się na mnie i mocno przytuliły do mego ciała, niemal mnie przewracając. Predacony zaryczały radośnie i kilka przetransformowanych do formy bota przytuliło mnie od tyłu. Zrobił się hałas, ujrzałam łzy radości związane z moim powrotem i uśmiechy pełne ulgi.

- Mamo!

- Tak się martwiliśmy!

- Co się stało?

- Gdzie byłaś?!

- Jesteś cała??!

- Liderzy nic ci nie zrobili?

- Co?! To oni byli z naszą Królową!?

- Prime też!!!

Uśmiechnęłam się delikatnie  i stanęłam prosto, przytulając część dzieciaków. Rozłożyłam szeroko skrzydła i wszyscy ucichli. Był to umówiony znak, którego mieli przestrzegać.

- Kochani, uspokójcie się. Już wam tłumaczę. - Zdjęłam maluchy z siebie i wyzwoliłam się z uścisków. - Nim Most wybuchł, zabrałam ze sobą liderów Decepticonów i Autobotów. Nie godziło mi się zostawiać ich tam na śmierć. Niestety losowy portal zabrał nas na tę wysepkę z wysokim stężeniem energonu. Minerały składające się na nią przeszkodziły mi w skontaktowaniu się z wami. Nie jestem pewna jak dokładnie działa to pole, ani z czego dokładnie jest zrobiona tamta wysepka, jednak blokuje ona moje zdolności i transformację u zwykłych botów. Osłabia mnie ona również w dużym stopniu, dlatego tak ciężko było mi choćby ziać ogniem przez krótką chwilę. Megatrona odstawiliśmy do kosmosu, by myślał po przebudzeniu, że to był zwykły sen. Natomiast Optimusa Prima...

- Pani, nie chcesz chyba powiedzieć, że on wciąż żyje!

- Przecież to jeden z nich!

- Cisza! - zmroziłam spojrzeniem zdenerwowanych poddanych - Chcę go przesłuchać, poza tym, nie można oceniać wszystkich tak samo! Chociaż zobaczyłam, że wiele razy zachowywał się jak jeden z nich, jestem pewna, że nie jest zupełnie jak ta banda złodziei. - byłam spokojna - Ale zostawmy ten temat. Dziś niedziela i mamy prawo do odpoczynku. Dziś wieczorem zrobimy ognisko i małą imprezę. - posłałam delikatny uśmiech wszystkim i pogłaskałam dzieciaki.

Odpowiedziały mi wiwaty i okrzyki zadowolenia.

- No no! Ale na razie do roboty! - poprosiła DarkShadow, machając dłońmi, by ją zauważyli - Zróbmy nasze obowiązki, a niech predacony pod wodzą naszej SpeedDeath przygotują nam zabawę!

- Wezwijcie tez Karen z JetFire'em. - rozkazałam spokojnie i pomachałam im.

Wyszłam z Centrum Dowodzenia i ruszyłam do mojego pokoju. Pora zająć się tym Primem. Szłam z wyprostowaną dumnie głową, prostymi plecami i nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie mam zamiaru okazać przy nim słabości.

Gdy jednak wkroczyłam do gabinetu i ujrzałam jego twarz moja Iskra zmiękła. Gdy nie nosił maski na twarzy i spał wyglądał tak uroczo... przypominał małego, niepewnego mecha, którego kiedyś znałam. Westchnęłam cichutko i zasłoniłam okna, pogrążając pokój w całkowitej ciemności. Zapaliłam tylko jedną lampę, znajdującą się nad Primem, po czym uchyliłam jeden z lufcików. Przez niego dostał się do mnie BustFire.

- Cześć mała! - zachichotał, sadowiąc się na moim ramieniu - No, nieźle! Co on tu robi?

- Mam zamiar go przesłuchać. -odparłam spokojnie, wchodząc do łazienki i puszczając z kranu olej. Schowałam włosy pod hełm - Bust...

- Oczywiście Księżniczko. - posłał mi uśmiech i zleciał ze mnie. Przysiadł tyłem do prysznica - Ale po co ci go przesłuchiwać? Nie lepiej wyrwać Iskrę i zjeść jak dropsa?

- Bust... - weszłam do kabiny i wzięłam odrobinę płynu przeciw rdzy. Zaczęłam wcierać go w skrzydła - Nie jestem kanibalem, w przeciwieństwie do tego co myśleli Cybertrończycy.

- No ale masz na niego chętkę! - zachichotał złośliwie, strzepując skrzydłami - Ślinka ci leci!

Mruknęłam coś w odpowiedzi i delikatnie wcierałam w ciało płyn, rozkoszując się ciepłym olejem. Po chwili wyłączyłam go i zaczęłam namydlać zbroję, a następnie puściłam wodę, która spłukała mydliny. Otrząsnęłam się z wody i chwyciłam za ręcznik. Zaczęłam polerować się, a Bust zagwizdał.

- No no Księżniczko! A dla kogóż to się tak szykujesz?

- Daj mi spokój Bust. Jak będę brudna, to niczyjego szacunku nie zdobędę. - powiedziałam spokojnie, ocierając twarz i szyję. Mam nadzieję, że wytarłam wszystko...

Rozpuściłam włosy i zaczęłam je szczotkować telekinezą. Sama delikatnie układałam pióra drugą szczotką, sycząc cicho.

- A to nie tak, że ci się podoba? I czy przypadkiem miałaś nie ruszać skrzydeł?

- Nie, już dawno temu wyzbyłam się miłości, rozpaczy, furii i przerażenia. A co do skrzydeł... chcesz, żeby mi się pióra pozlepiały? Sam najlepiej wiesz jak to jest. - odpowiedziałam, patrząc w lustro na ścianie.

- No jak uważasz ty uparta papugo. - zaświergotał śmiesznie i znów usiadł mi na ramieniu - Ale ja myślę, że to niebezpieczne. Co jeśli uwierzył w te brednie jakie rozpowiadali Primowie? Co jeśli sam jest jak oni?

- Wtedy albo go przekonam, że to nie prawda, albo wysadzę w Jakonie. - odparłam, splatając włosy w ciasny warkocz sięgający mi do połowy pleców.

- W złotych ruinach? Nie lubię tego miejsca... - skrzywił się - Nawet zniszczone, ukazuje potęgę dawnych dni i tych zepsutych marionetek...

- Oj tak... nawet po nalotach Megatronowi nie udało się ich zgnieść. - odłożyłam szczotki i popatrzyłam na siebie. Palcem sunęłam po wszystkich bliznach, jakie miałam. Zamyśliłam się - Pamiętasz Bust? Każda jest od czego innego...

- O tak... Ale opowiedz mi ich historię jeszcze raz! Lubię jak to robisz...

- Innym razem. - odwróciłam się do drzwi i wyszłam.

Prime wciąż był nieprzytomny. Mruknęłam cicho i chwyciłam za krzesło. Obróciłam je do biurka, a sama na nim zasiadłam, chwytając za detpad. Zaczęłam pisać raport. Nie było mnie tu prawie jeden dzień.

Tymczasem Bust zleciał z mojego ramienia i usiadł na głowie Optimusa. Zajrzał mu w twarz i zaczął delikatnie stukać dziobem w zamknięte powieki, wydając rytmiczny, metaliczny dźwięk. Westchnęłam cicho i machnęłam ogonem, ale nie zakazałam mu tego. Nawet przyjemny rytm do pracy. Delikatnie się uśmiechnęłam i zaczęłam stukać nogą o podłogę. Zachwycony Bust zaczął stukać szybciej i usiadł na łańcuchach, które skuwały z tyłu ręce granatowo-czerwonego mecha. Pazurkami lekko szarpał łańcuchy, a skrzydłami wystukiwał rytm na naramiennikach. Śmieszne... Moje optyki przepełniły iskierki rozbawienia, ale wciąż pisałam.

Nagle, po jakichś pięciu ziemskich minutach, gdy kończyłam zapisywać raport, ptak wydał z siebie cichy skrzek i znów usiadł na głowie bota.

- Pobudka! Pali się! - zaskrzeczał, na co spiorunowałam go spojrzeniem.

Jednak jak się okazało, był to sposób skuteczny. Prime otworzył oczy, ale nie krzyknął, tylko uniósł brwi ze zdziwienia.

- A ty to kto?

- Twój stary.

Optimus zachował kamienną twarz, a jastrząb chichotał dalej. Przewróciłam optykami i zapisałam raport, po czym go wysłałam do Shadow. Wyłączyłam tablet i odłożyłam go na bok, kładąc nogi na blacie biurka. Więzień zwrócił na mnie uwagę, ale nic nie powiedział, bo zaczął się szarpać z łańcuchami.

- To nic nie da. - stwierdził ptak, trzepiąc skrzydłami - Weź przestań, bo spadnę!

- Zejdź ze mnie. - powiedział władczo bot, aż poczułam ciarki na plecach. Ciekawa intonacja...

- Bo co?

- BustFire, zejdź z niego. - powiedziałam cicho, a ptak natychmiast posłuchał i usiadł na blacie, obok moich nóg.

Lider autobotów popatrzył w mrok bez lęku. Nie miał szans mnie dostrzec.

- Kim jesteś i dlaczego mnie więzisz? - spytał z powagą, patrząc w moje optyki - jedyny wyraźny punkt mojej osoby.

- To ja tu zadaję pytania Optimusie Prime. - odparłam chłodno, zdejmując nogi z biurka. Położyłam łokcie na blacie i wsparłam głowę na grzbietach dłoni - Czemu przyleciałeś na Ziemię?

- Właśnie tu skierował mnie Alpha Trion. - odparł po chwili, przyglądając się moim optykom. Tym razem nie miał szans mnie rozpoznać, bo założyłam soczewki kryjące prawdziwy kolor mych oczu.

- Jeden z nielicznych sprawiedliwych... - mruknęłam do siebie, zamyślając się - Dlaczego tu?

- Bo to kluczowa dla mnie planeta. - odparł beznamiętnie, delikatnie szczękając łańcuchami.

- Hmm... - raczej po to, byś uratował to miejsce przed Unicronem - A gdzie jest reszta wielkiej Rady? Gdzie są Primowie?

- Nawet gdybym wiedział, to nic bym ci nie powiedział. - odparł spokojnie, a ja usłyszałam cichy szczęk.

- Jesteś pewny? - spytałam, wstając. Wiedziałam, że próbował się uwolnić, używając wytrychu. 

- Tak.

- Bust... możesz go podenerwować. - spojrzałam na ptaka, a on poleciał na głowę bota i zakrył mu optyki skrzydłami. Ja natomiast spacerkiem podeszłam do jego dłoni i zabrałam wytrych szarpiącemu się mechowi - Oj, nieładnie...

Wstałam i popatrzyłam na ptaka poważnie, a on natychmiast zleciał z głowy lidera. Ten przestał się szarpać i rozejrzał niepewnie. Spróbował się obejrzeć, ale wtedy uderzyłam go lekko w tył głowy i zwróciłam jego twarz do przodu. Pokazałam mu wytrych.

- Nie uciekamy, bo za to będzie kara. - oświadczyłam, zdejmując soczewki i przecierając twarz jedną ręką. To zaczynało być bardzo niewygodne. Widocznie były już zbyt małe - Nie chcę cię zabić, tylko wiedzieć, czemu poleciałeś za mną.

- Jak to poleciałem za tobą? Przecież byliśmy pierwsi na taj planecie od eonów. - zdziwił się delikatnie.

- Na początku powstawania tej planety byliśmy my, potem sługi Megatrona, a wreszcie tłukące się o energon boty. Następnie postanowiliście pojawić się wy.

- Ale jak to? Przecież to oznacza, że byliście tu jeszcze przed początkiem wojny... a po co...?

- Widzisz Prime... - zaczęłam mój monolog, wchodząc w cień i idąc przy jego granicy ze światłem. Trzymałam ręce za plecami i nie patrzyłam na więźnia - O wojnie wiedzieliśmy na długo zanim nastała. Nastroje społeczne wskazywały, że boty mają tego dość i chcą zmian. Dodatkowo potęgował to wszystko fakt iż wszyscy widzieli jak bogaty jest ród Primów. Obnosili się z tym, wychodząc z założenia, że ludowi potrzeba tylko "Igrzysk i chleba". Splendor i bogactwa Jakonu tylko drażniły biednych i głodnych Cybertrończyków, których było coraz więcej. Co prawda był ktoś kto nieudolnie próbował zapobiec tej wojnie, ale niestety działał za późno i wbrew potężnym bogaczom... Wystarczyło upozorować kilka morderstw i BeautifulDeath stała się wrogiem publicznym numer jeden... Oczywiście chciała pomóc biednym, ale oni tego nie chcieli. Bali się. Tylko ci najbardziej zdesperowani zechcieli przejść pod jej opiekę...

Odwróciłam się plecami do mecha, spuszczając głowę. Cóż... teraz nie popełniłabym tych błędów... zapobiegłabym plotkom... ale wtedy byłam mała i głupia. Niestety, nie wszystko można poprawić.

- To nie prawda! Potomkowie Primusa mieli swoje wady, ale tacy nie byli! To zaszczyt zostać jednym z tak szlachetnych, honorowych i posłusznych woli stwórcy Transformerów! Chcieli pomóc ludowi i na pewno to nie oni rozpuścili plotki o Angel...! Przejmowali się losem biednych jak ona i chcieli pomóc biednym, ale Megatron wyskoczył z wojną, niwecząc wszystkie nasze plany...

Odwróciłam się do Prima, którego twarz i spojrzenie było chłodne, ale w głęboko w optykach widziałam smutek. Zacisnęłam zęby.

- Ale czy ciebie to cokolwiek obchodzi? Los biednych?! Uczucia Megatrona po tym, co zrobiłeś?! Sądziliśmy, że zapobiegniesz konfliktowi razem z nim, a ty?! Potrafiłeś się jedynie z nim pokłócić i wywołać straszliwą wojnę. Myślałam, że ty akurat się nie zmienisz... Że z ciebie nie zrobią posłusznej kukiełki...

- O czym ty mówisz? Jakiej kukiełki?! I skąd wiesz o mojej przeszłości!? - delikatnie podniósł głos.

- Optimusie, każdy mój poddany dobrze zna historię i to tę nie zakłamaną przez propagandę! Primowie zawsze byli ślepo posłuszni Primusowi, chociaż często jego wola była sprzeczna z zasadami moralności! To przez ten dumny ród wyginęły tak wspaniałe zwierzęta jak predacony, a drobny lud, wykonujące najgorsze prace był traktowany jak niewolnicy. - zbliżyłam się nieco, patrząc na niego zimno. Wciąż zachowywałam obojętny głos i wyraz twarzy, zmuszając się do kontroli nad emocjami.

- To nie jest prawda!

- Jest, niestety. - odwróciłam wzrok - I ja najlepiej to wiem...

Pokazać się mu? Może jeszcze nie?

- Nie jest. - odparł poważnie, szarpiąc się - Wszyscy wiedzą, że to byli dobrzy władcy.

Nie wytrzymam! Zacisnęłam pięści.

- Panowanie nad emocjami tak bardzo, że stawało się zimnym, wypranym z jakichkolwiek uczuć robotem było dobre? Zapychanie pustki dzikimi orgiami i obrzydliwym, pozbawionym smaku przepychem? - westchnęłam cicho - Optimusie... mogę ci pokazać dowody na wszystkie zbrodnie jakich się dopuścili...

- Nie masz żadnych wiarygodnych dowodów.

- A ja nie wystarczę? - spytałam głośniej, ujawniając wreszcie normalny ton mego głosu i robiąc krok w przód.

Mecha zatkało na chwilę, ale potem jego optyki wypełniły się radosnymi iskierkami oraz lekkim smutkiem. Patrzył mi prosto w oczy i delikatnie poruszał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, a nie mógł.

- Angel... - wypowiedział wreszcie moje imię tak niskim i zmysłowym głosem, że ciarki przeszły mi po plecach.

- Czy w moich ustach kiedykolwiek zagościło kłamstwo? - spytałam cicho, kładąc dłoń pod jego brodą - Czy powtarzałam kiedykolwiek plotki?

- Nie... nigdy. - powiedział cicho i smutno - Ale... to niemożliwe...

- Jak najbardziej możliwe. Pokazałabym ci dowody, ale nie wypuszczę cię. - oświadczyłam, odsuwając się.

- Dlaczego?

- Jesteś już jednym z Primów. Nie mogę ci zaufać.

- Ależ... Przecież zawsze mogłaś mi ufać! Nigdy cię nie zawiodłem. - patrzył cały czas w moje optyki, a po chwili dodał cichym szeptem - Zawsze byłem przy tobie, wierny jak dogbot...

- Ale ten tytuł zmienia. Mój dawny Orion znikł, tak jak znikł Megatronus, którego tak ukochałam... - odwróciłam wzrok - Przecież ja to wszystko widziałam... nie ma w was już moich przyjaciół. Zmieniliście się.

- Mogę ci udowodnić, że wciąż jestem tym botem którego znałaś, a nawet, że jestem lepszy. - powiedział spokojnie, rzucając mi ciepłe spojrzenie.

Patrzyłam na niego bijąc się z myślami. Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... mogę zaryzykować, ale...

- Czy będziesz w stanie przysiąc, że cały czas będziesz ze mną i będziesz mi w pełni posłuszny podczas tego wyjścia? Nie wiem jak zareagują moi poddani.

- Przysięgam na Matrycę Dowodzenia, że będę cię tu słuchał i nie opuszczę cię nawet na krok...

Kiwnęłam głową i zbliżyłam się do kajdanek. Otworzyłam je spokojnie. Grube łańcuchy opadły z mecha.

- Dżidżi, to chyba nie był najlepszy pomysł... - stwierdził Bust, patrząc z niepokojem na powstającego bota.

Ja również patrzyłam na niego z lekkim podziwem. Z bliska był jeszcze bardziej onieśmielający i wysoki... Nagle Optimus odwrócił się do mnie, przykląkł i przytulił mnie do siebie, chowając mnie w swoich ramionach. Zesztywniałam delikatnie, a moje policzki bardzo leciutko się zaniebieściły.

- Tęskniłem za tobą Aniołku... - mruknął spokojnie do mojego audioreceptora, przymykając optyki i chowając głowę w moim torsie.

- Ja za tobą też Nieśmiałku... - uśmiechnęłam się nieznacznie, wtulając w jego pierś. Pogłaskałam go po plecach.

Och... naprawdę mi tego brakowało. Tak długo byłam samotna... Leciutko poruszyłam skrzydłami i ogonem. Tymi pierwszymi okryłam nas, a mój ogon delikatnie oplótł biodra mecha. Mam nadzieję, że naprawdę się nie zmienił...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top