Skrzydlata Femme w milczeniu stała tuż obok swojego przyjaciela i patrzyła na jego przygotowania do wylotu. W pewnej chwili westchnęła cichutko.
- Powiedziałeś o swojej decyzji Dasch?
- Tak... nie przyjęła tego za dobrze Angel. - mech o wyglądzie przypominającym nieco prawdziwego kowboja, z szarym lakierem, żółtymi optykami i dość smukłej budowie ciała nie wyglądał na zmartwionego. Wręcz tchnął spokojem - Ale wiem, że ty będziesz potrafiła jej to wszystko wytłumaczyć i zaopiekować się nią...
- Jesteś pewien, że chcesz wyjechać? Kosmos jest ogromny! A twoja wyprawa jest równie niebezpieczna co słuszna...
- Nic mi nie będzie. - uśmiechnął się mech i włożył ostatnie kostki energonu do swojego składzika - Poradziłem sobie z Tygrysicą w okresie dojrzewania, to i z tym sobie poradzę!
Femme uniosła lekko kąciki ust i poklepała go lekko po ramieniu.
- Trzymaj się przyjacielu. I oznaczaj na mapie planety.
- Jasna sprawa szefowo! - przytulił ją mocno i po chwili odstawił na ziemię.
- Może chcesz zabrać ze sobą Busta? Albo któregoś z młodych smoków?
- Nie trzeba! Solo-misja dobrze mi zrobi. - pogłaskał ją po dłoni - Ale chcę, żebyś zrobiła dla mnie jedną, jedyną rzecz...
- Jaką?
- Proszę cię postaraj się znów być tą cudowną, roześmianą i zabawową botką, co kiedyś...
- Spróbuję - przytuliła go ostatni raz, po czym zrobiła dwa kroki w tył - bądź ostrożny kowboju.
- Oczywiście Gwiazdeczko. - uśmiechnął się i ruszył do statku.
Skrzydlata obserwowała go, jak wznosił się powoli do góry, ponad las i lekko mu machała. Patrzyła za znikającym w przestworzach statkiem dopóki nie zniknął on jej zupełnie z optyk, zostawiając w jej Iskrze kolejne puste miejsce, które prawdopodobnie nigdy nie miało się już wypełnić.
Podniosłam do pionu, nie dowierzając moim audioreceptorom i wpatrzyłam się w nowo przybyłego.
- Blackblade! - ucieszyłam się.
Mech podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, głaszcząc po plecach. Po chwili usiadł obok mnie i delikatnie polał moje nogi wodą, by utrzymać poziom wilgoci.
- Stęskniłem się za tobą Aniołeczku!
- Boże, jak ja dawno cię nie widziałam! Co ty robisz na Ziemi? Sądziłam, że zajmujesz się w tej chwili szukaniem starych znajomych?
- Być może mi nie uwierzysz... - uśmiechnął się Blackblade - Ale udało mi się znaleźć wszystkich uciekinierów z Cybertronu!
- Black... - zmartwiłam się. Przecież mogli mu coś zrobić! Zdesperowane istoty zmieniają się w potwory - Nic ci się nie stało?
- Oj tam, nie martw się! Ledwie kilka zadrapań! - zaśmiał się - Wszystko w porządku. Ale z tobą nie było najlepiej, gdy cię wyławiałem z morza... - chwycił mnie za rękę - Znów na siebie nie uważałaś...
- To nie do końca przyjacielu. - westchnęłam cicho, lekko poruszając moim ogonem - Byłam z SeaDasch w Rowie Mariańskim i odkryłyśmy coś strasznego, ale opowiem o tym później... w Każdym razie przy powrocie uderzyłam się w głowę i z powodu utraty energonu zemdlałam.
- To już sam ustaliłem. - mruknął z uśmiechem - To co? Lecimy do domu?
- Tak, ale powiedz mi, gdzie ja jestem?
- Jesteś ze mną w moim statku! Nie poznałaś?
- Nie. Nie kojarzę tego pomieszczenia.
- To kajuta, ale przerobiłem ją trochę.
Przybrałam normalną formę, transformowałam skrzydła w drzwi na plecach i wstałam. Faktycznie, wymiary pokoju się zgadzają. Uśmiechnęłam się delikatnie, schylając się.
- Ale i tak sufit jest za niski dla mnie.
- Nie da się ukryć. - zachichotał - Dobra, chodź Angel. Wskażesz mi drogę.
Wyszliśmy na korytarz i skierowaliśmy się do kokpitu.
- Black, kiedy właściwie mnie wyłowiłeś?
- Wczoraj.
- A wiesz może jaki dziś jest dzień na Ziemi?
- O ile się nie mylę, środa. A co?
O nie... To znaczy, że zniknęłam Dasch przedwczoraj... a więc wszyscy muszą się okropnie martwić! Musze jak najszybciej się z nimi skontaktować.
- Nic takiego. Po prostu muszę teraz szybko zadzwonić do centrum dowodzenia.
- Nie trzeba! - uśmiechnął się do mnie - Już wczoraj dałem znać, że wracam i że cię znalazłem.
- Uch, dziękuję ci. Zniknęłam z oczu SeaDasch i pewnie wszyscy bardzo się o mnie martwili.
- No pewnie że tak! W końcu jesteś naszą Królową. - poklepał mnie po ramieniu - Prawdziwą władczynią z energonu i egzoszkieletu! Zasługujesz na nasz szacunek, lojalność i posłuszeństwo bardziej niż ktokolwiek inny.
- Trochę przesadzasz. Nie jestem aż taka dobra. - uniosłam kącik ust.
- Masz rację... jesteś lepsza. - zaśmiał się i wkroczył do kokpitu, po czym odpalił silniki.
- Gdzie jesteśmy? - szybko zmieniłam temat, czując w Iskrze wyrzuty sumienia.
- Dokładnie? W Grecji. - oznajmił spokojnie i włączył skaner.
Na jednym z ekranów zobaczyliśmy przekrój okolicznego terenu i... spore złoże energonu w miejscu czegoś na wzór wykopalisk.
- Łoł... A może byśmy jeszcze tu chwilę posiedzieli? Z chęcią zaopiekowałbym się tym paliwem.
- Nie. To robota dla ekipy wydobywczej. - oznajmiłam ze stoickim spokojem.
- Ale Angel! Przecież tam już są jakieś boty! - wskazał na dwie intensywniejsze, poruszające się kropki, oznaczające Cybertrończyków.
- Słucham? - zmarszczyłam łuki optyczne - Niedobrze... jeśli to autobot i decepticon, to znów wysadzą żyłę.
- Znów?
- Półtora miesiąca temu. Dowiesz się dokładnie od WhiteClawa.
- Co?! On tu jest?! Jak super! - ucieszył się mech.
- Zostajesz. - ruszyłam do wyjścia, nasuwając maskę na twarz i zmieniając kolor lakieru na czarny.
- Dlaczego?!
- Bo ty nie lubisz działać po cichu. Czekaj tu.
Już dłużej nie dyskutował, tylko pozwolił mi wyjść ze statku. Na szczęście miał on włączony kamuflaż, dlatego nawet z bliska nie był widoczny.
Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, zobaczyłam brązowy, górzysty krajobraz. W dole, nieco przede mną leżała dolina ze starożytnymi ruinami. Dostrzegłam tam zielonego autobota i małą dziewczynkę. Spojrzałam w dół. Z ukrycia obserwował ich granatowo-szary mech o masywnej budowie ciała. Miał pomarańczową twarz i ładne, żółte optyki. Wyglądał na doświadczonego wojownika. Nigdy wcześniej go nie widziałam. To na pewno con... Westchnęłam cicho i zaczęłam po cichu zeskakiwać na dół, starając się lądować na półkach skalnych.
Tymczasem decepticon wyszedł z ukrycia i stanął tak, by bot go zobaczył.
- Wiesz co to jest to okrągłe? Jednak bystrzak z ciebie! - usłyszałam głośny i entuzjastyczny głos dziewczynki, dostrzegłam również, że zrobiła zdjęcie jakiegoś malowidła.
- Ale wygląda na młotka. - oznajmił ze spokojem.
Dziecko i zielony mech odwrócili się do napastnika. Mi na szczęście, udało się schować za skałami w ostatniej chwili. Ostrożnie wyjrzałam, obserwując to co się działo. Wrogowie na razie mierzyli się spojrzeniem, więc szybko przybliżyłam sobie obraz zza ich pleców. O czym mówili?
- Breakdown...
- Hehehe... - zaśmiał się z zadowoleniem - Tęskniłeś?
- Tak jak za rdzą na podwoziu... - warknął ze złością.
- Znasz tego przygłupa? - zdziwiła się dziewczynka.
- Spotkaliśmy się już...
- Masz własne zwierzątko... - stwierdził ironicznie Break, śmiejąc się.
Usłyszałam głośny szczęk, dlatego szybko zmniejszyłam ogniskową soczewek w optykach i wróciłam spojrzeniem do trójki w dole.
- A umie aportować? - Breakdown właśnie wyrwał kolumnę i rzucił nią w dziewczynkę - Aport!
Zmarszczyłam brwi i wykonałam drobny gest ręką, skupiając się na urwanym kawałku kolumny. Rozpadła się ona na kawałeczki i trochę pyłu, chociaż ostatecznie nie dosięgnęła dziecka. Autobot zasłonił dziewczynkę własnym ciałem. A decepticon rzucił się w tamtym kierunku.
- Miko, kryj się!
To moja szansa! Zeskoczyłam na dół, nie obawiając się już że wzbudzę hałas. Tamci już i tak mnie zagłuszają. Ruszyłam biegiem w stronę malowidła i nastolatki. Mam nadzieję, że nic się jej nie stało...
Głośny huk oznajmił mi, że walczące mechy znów coś zniszczyły. Rozpędziłam się i skoczyłam do niższego poziomu wykopalisk. Teraz wreszcie ujrzałam, że ściana z jakimś malowidłem została zniszczona przez zielonego autobota.
- Ups. Mam nadzieję, że ten obrazek nie był ważny. - powiedział ironicznie, zadowolony z siebie Breakdown.
Rdzawy złom... Jeśli przez niego straciłam ważne dane... To co rozpoznał bot może być bronią! Zacisnęłam pięści i skoczyłam wysoko do góry. Autobot spojrzał na mnie, zaskoczony, a po chwili to samo zrobił decepticon, ale dla niego było już za późno, bowiem niemal natychmiast dostał nogą w twarz i odleciał nieco do tyłu. Ja wylądowałam zgrabnie, stając w pozycji bojowej.
Ale decept nie miał chęci na walkę. Uciekł, paląc gumę. Westchnęłam w myślach i połączyłam się z Blackblade'em.
- Black, obawiam się, że nie będę mogła ci pokazać drogi do domu.
- Dlaczego? Masz jednak kłopoty?
- Niestety, przez nasze mechy straciłam cenne informacje. Będę musiała je wycisnąć z bota, który mi się napatoczył...
- To nie jest dobry pomysł. A jak wezwie kolegów?
- Wiem, ale... - uchyliłam się przed strzałem - Dokończymy za chwilę.
- Miko uciekaj! - krzyknął zielony bot, biegnąc w moją stronę z ręką zamienioną w kulę burzącą.
Ech... przed chwilą mu pomogłam, ale widocznie brak emblematu oznacza dla botów wrogów. Odskoczyłam na bok, unikając ciosu i zrobiłam potrójną gwiazdę w tył, uciekając na wyższy poziom. Posłałam mechowi zimne jak lód spojrzenie i pobiegłam do skał.
- Blade, podleć po mnie.
- A co? Bocik okazał się niewdzięcznym złomem? - usłyszałam jego ironiczny głos.
- Po prostu podjedź do mnie. Im szybciej wrócimy na Wyspę tym lepiej dla nas. - mruknęłam cicho, wyskakując do góry i wspinając się najwyżej jak mogłam.
Na szczęście już po kilkunastu sekundach dostrzegłam statek mojego przyjaciela, który leciał dość wolno i blisko zbocza. Uniosłam lekko kącik ust i wskoczyłam mu na dach, a następnie ostrożnie ruszyłam do wejścia. Natychmiast oddaliliśmy się, a odprowadzały nas strzały z blastera.
Ech... nie zrozumiem chyba dlaczego zawsze ci, którzy po prostu chcą wybrać tę trzecią opcję, zawsze są uważani za groźnych tchórzy, którzy tylko czekają na to, by skrzywdzić niewinnych. Trzecia opcja to nie ucieczka. Trzeba być naprawdę twardym, żeby chcieć samemu sobie radzić w tym okrutnym świecie. Wskoczyłam przez otwarty właz do środka. Zatrzasnął się on za mną.
Wcale nie jest tak prosto przeżyć samemu. Chociaż z drugiej strony gdyby wszyscy, którzy zdecydowali się na brak emblematu na piersi, potrafili współpracować, nie byłoby tak źle. Mogliby ostatecznie tworzyć takie grupy jak ta na mojej Wyspie. Uśmiechnęłam się pod nosem, wchodząc do kokpitu i siadając na fotelu obok pilota. Chociaż lepszym określeniem jest to, iż skuliłam się na siedzeniu. Ten statek był na prawdę dla mnie za mały.
- No i co wielkoludko? - zachichotał Blade.
- Szybko tam nie wrócą, ale słyszałam kawałek rozmowy Bota z jego dziewczynką o imieniu Miko. - oświadczyłam - Rozmawiali o czymś, co rozpoznał na malowidle przed nimi, ale nie zdążyłam wypatrzeć które to, bowiem zostało zniszczone.
- Nie martw się! - uśmiechnął się do mnie - Poczekamy aż zobaczymy ślady ich aktywności i wtedy wpadniemy z wizytą.
- W wreckerskim stylu? - uśmiechnęłam się lekko.
- No pewnie!
- Oj Black... - pokręciłam głową.
W pół godziny później wreszcie wylądowaliśmy w hangarze na Wyspie. Ach... bolą mnie siłowniki. Dobrze, że nareszcie jestem w domu. Przeciągnęłam się i wyprostowałam.
- No to co teraz?
- Teraz pójdziesz się wreszcie zobaczyć ze swoją dziewczyną. Zbyt długo kazałeś jej na siebie czekać. - oświadczyłam spokojnie.
- Tak od razu? - zdziwił się radośnie - Naprawdę???
- Tak. Leć do niej. - spojrzałam na niego - A i Blackblade!
- Tak Angel?
- Dobrze cię mieć z powrotem. - uśmiechnęłam się na trzy sekundy, po czym znów przybrałam maskę spokoju na twarz i ruszyłam szybko do mojego pokoju.
Jak tylko sprawdzę co mi przygotowała Harmonia, to zacznę szukać wzmożonej aktywności autobotów albo decepticonów... Ziewnęłam lekko. Czuję się zmęczona. Mruknęłam cichutko. Jak tylko upewnię się, że to co rozpoznał zielony bot nie jest bronią, to wrócę do domu i naprawdę porządnie wypocznę.
Jak tylko przekroczyłam próg mojego pokoju, podeszłam do biurka.
- Harmonio, co udało ci się ustalić na temat tego mężczyzny?
- Dość dużo, chociaż nie było łatwym wyszukiwać informacji o nim i jego otoczeniu.
- Przeczytaj mi na głos. - poprosiłam, przeciągając się.
- Jak każesz pani.
Imię: Leland
Nazwisko: Bishop
Pseudonim: Silas
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek
Narodowość: Amerykanin z rosyjskimi korzeniami.
Wzrost: 186 cm
Waga: 75 kg
Kolor oczu: brązowy.
Kolor włosów: biały.
Znaki szczególne: 2 blizny na twarzy
Data Urodzenia: Nieznana.
Miejsce zamieszkania: Nie ma.
Rodzina: Ojciec i Matka nie żyją, był jedynakiem.
Stan cywilny: kawaler.
Zawód: były pułkownik wojsk Stanów Zjednoczonych, przywódca MECH'u*
Wyznawana religia: Ateista
*informacje w załączniku.
MECH - organizacja terrorystyczna, posługująca się najnowszą ziemską technologią.
Cele: zdobycie i opracowanie najnowocześniejszej broni. Zdobywanie informacji o najbardziej wpływowych jednostkach. Rezultatem dwóch powyższych ma być przejęcie władzy nad światem.
Więcej informacji w linkach zewnętrznych.
- A więc to jedni z nich... - westchnęłam na głos.
- Tak pani. Czy zaczniemy prowadzić z nimi wojnę?
- Jeszcze nie. Dopiero kiedy dowiemy się wszystkiego Harmonio. - oświadczyłam, stając prosto - Na razie pozostań w stanie gotowości. Monitoruj działania ludzi i jeśli zdobędziesz informacje o jakichś groźnych ruchach, powiadom mnie natychmiast.
- Tak jest.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam do Centrum Dowodzenia. Bolą mnie całe plecy. Westchnęłam cicho i przetarłam twarz dłonią. Nie ważne... muszę się skupić na znalezieniu tajemniczego przedmiotu. Potem będę się przejmować zmęczeniem i bolącymi plecami. Poza tym muszę powiedzieć mojej najbliższej kadrze o tym, co się stało... Muszą wiedzieć. Weszłam szybko do Centrum Dowodzenia, przesuwając po obecnych zimnym spojrzeniem.
- Pani... - zaczęła Shadow, ale umilkła gdy dostrzegła mój wzrok.
- Stało się coś? - spytał cicho WhiteClaw.
- Tak. - oznajmiłam, idąc do tronu - W Głębi Challengera miałam kontakt z Unicronem i Ciemnością.
Osiem par optyk spoczęło na mnie, jednak nie miałam zamiaru rozwijać wypowiedzi. Usiadłam tylko na moim miejscu i zaczęłam masować skronie.
- Czy... czy on już...?
- Nie. Mamy trochę czasu zanim wszystkich 47 planet ustawi się w jednej linii. - oświadczyłam, przymykając optyki - Jednak dostałam ostrzeżenie. Samo to, że Ciemność postanowiła się ze mną skontaktować bardzo mnie martwi.
- Królowo, czy to przez nią nie było cię tak długo?
- Tak. A teraz posłuchajcie: niech na razie nikt poza wami nie zna powodu mojej nieobecności.
- Oczywiście!
- Nikt się nie dowie!
- Będziemy milczeć Pani.
- Dobrze. - pokiwałam głową, otwierając optyki - Jak wiecie, Blackblade nareszcie powrócił ze swojej wyprawy... chcę, żeby potem jeden z was wyznaczył na mapie galaktyk, które planety zamieszkują Cybertrończycy. Ale na razie chcę, żebyście czuwali i określali mi gdzie autoboty lub decepticony pojawiają się... Chcę świeżych raportów.
- Dlaczego mamy śledzić ich aktywność? - spytał jakiś bot z końca pomieszczenia.
- W Grecji, w północnej części Zatoki Korynckiej, mniej więcej w miejscu ruin Delf doszło do drobnej bójki między botem, a deceptem. Ludzie prowadzili tam wykopaliska i odkryli jakiś kawałek fresku, na którym bot rozpoznał jakiś przedmiot, prawdopodobnie z Cybertronu. Niestety, zanim zdołałam ustalić co to było, mechy zniszczyły interesujący mnie fragment. Obawiam się, że był na nim uwieczniony jakiś artefakt z dawnych dni... Nie każdy z nich zdołaliśmy umieścić w naszym skarbcu. A jeśli to broń...
- Królowo, czy to było to miejsce? - spytał nagle technik z tyłu i wyświetlił na ekranie głównym zdjęcie wykopalisk.
- Tak... Chodzi mi dokładnie o kawałek muru pod tamtymi kolumnami. - oznajmiłam, lekko zaskoczona - Nieco na lewo od ciężkiego sprzętu.
- Oto on...
Dostrzegłam wymalowany w kamieniu i całkiem nieźle zachowany obraz. Po lewej widnieli na nim mężczyźni w zbrojach z tamtych czasów. Mieli okrągłe tarcze, hełmy z ozdobnikami oraz trąby w dłoniach wielką figurę. Po prawej znajdowały się dwie osoby: Nike oraz jakiś mężczyzna. Szczegóły zasłaniał niestety jakiś krzak. Natomiast w samym centrum widniał Posejdon w todze, z trójzębem w prawej dłoni i sporą złotą kulą, w wyciągniętej, lewej ręce. Wychodziły z niej złote promienie.
Wypuściłam tony powietrza z wentylatorów. Nie wierzę, że to przeoczyliśmy...
- A niech mnie... to Żniwiarz Energonu! - zdziwił się WhiteClaw.
- Dobra robota Bluebuster. - kiwnęłam głową - To z pewnością ukazuje nam położenie urządzenia.
- Królowo, wiem nawet gdzie jest dokładnie. - oświadczył, ukazując nam kolejny obraz - To z muzeum. Zgarnęli to Amerykanie.
- Wpisz mi dokładne koordynaty. - rozkazałam, patrząc na Bustera - Shadow, sprowadź mi Barricade'a. Niech weźmie ze sobą przyczepę. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jak każesz Pani... - kiwnęła mi głową, ale po chwili nieśmiało dodała - Soundwave przysłał nam już ostrzeżenie o tym, że decepticony wiedzą o istnieniu Żniwiarza...
Proszę proszę... a więc jednak! Nie spodziewałam się tego po tak lojalnym żołnierzu. Wstałam i podeszłam do mecha na końcu sali. Bluebuster sięgał mi do pasa. Miał jasnoniebieski lakier i bladozielone wstawki na rękach, goleniach i audioreceptorach. Zielono-optyki był bardzo młody, zdolny i jeszcze niedoświadczony, ale za to karny. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Bardzo dobrze. Pracuj tak dalej. - pogłaskałam go lekko.
- Dz-dziękuję Pani. - lekko się zarumienił, podnosząc głowę i patrząc na mnie.
Tymczasem były decepticon przyszedł do CD, dzierżąc w dłoni potrzebną przyczepę. Pomachał mi.
- No to co Królowo? Gdzie się wybierzemy?
- Ty i ja pojedziemy po Żniwiarza Energonu. - oświadczyłam, patrząc mu w optyki - Trzeba będzie się śpieszyć, bo nie tylko my chcemy go zgarnąć.
- A będziemy mięli okazje dokopać Pchełce?
- Tak. - uniosłam kącik ust kręcąc głową - Ale miejmy nadzieję, że go nie spotkamy.
Kiwnęłam na DarkShadow, a ta natychmiast otworzyła nam portal.
- Pani, to biały, spory budynek. Powinniście go zobaczyć po prawej.
- Jasne.
Oboje transformowaliśmy się, a ja mocą doczepiłam przyczepę do policyjnego Forda Mustanga Saleen S281 E. Następnie ruszyliśmy szybko przed siebie. Ja prowadziłam.
Gdy wyjechaliśmy z ciemnej uliczki i skierowaliśmy się w stronę dobrze widocznego, białego budynku. Słońce zachodziło nad miastem.
- Przyjemnie tu. - usłyszałam w komunikatorze.
Mruknęłam potwierdzająco. Akurat zaparkowaliśmy w tej części parkingu, która była schowana za krzakami. Stąd doskonale było widać szukany przez nas pomnik. Wywołałam granatowowłosą kobietę w fioletowym, przylegającym do ciała kostiumie i takiej samej chustce, kryjącej włosy. Na plecach miałam naturalnie "plecak". Uśmiechnęłam się, przyglądając się jego holoformie. Był on czterdziestolatkiem z kruczoczarnymi włosami i brązowymi oczyma. Nosił czarne spodnie, koszulkę i skórzaną kurtkę. Na przedramionach miał wytatuowane swoje ukochane motto: "Karać i Niewolić" ozdobną czcionką. Był też jak każdy z nas przystojny i postawny.
- No to co teraz?
- Chcę, żebyś stanął tu na czatach. Nikt nie będzie podejrzewał, że to policja zwiała z tą kulą, jeśli odkryją mój podstęp... Ja zajmę się zgarnięciem Żniwiarza.
- Tak jest Królowo. - kiwnął głową z szacunkiem i oparł się o maskę swojego samochodu.
Teleportowałam się do środka i stanęłam w korytarzu, gdzie nie było kamer. Spojrzałam na tą, która była zwrócona na rękę Posejdona.
- Shadow, masz dostęp do kamer? - spytałam cicho, przysuwając się do ściany.
- Tak Pani. Zapętliłam obraz na tej konkretnej. Masz 3 minuty.
- Doskonale. - transformowałam "plecak" w skrzydła i nasunęłam maskę na twarz. Ostrożnie wzniosłam się do góry i przysiadłam na ramieniu posągu.
- Królowo, mamy towarzystwo... - usłyszałam z parkingu - Cztery autoboty. Rozdzielają się i obstawiają całe muzeum.
- Zrozumiałam. Będę się śpieszyć. - szepnęłam, chwytając kulę.
O nie... ktoś otworzył tu Most Ziemny! Zacisnęłam szczęki i rzuciłam spojrzenie na korytarz. No nie wierzę... to ta trójka. Na co oni się gapią? Podążyłam za ich wzrokiem i po chwili Iskra zabiła mi szybciej. Optimus. Niech to rdza... No dobra. Trzeba grać.
Klasnęłam w dłonie, wskakując na kulę. Dzieciaki spojrzały na mnie, zaskoczone.
- Mamy poważny problem Rachet... - powiedział Jack, stając przed młodszymi.
- Oj daj spokój Jack! Ona jest jedna, a nas jest troje! - powiedziała entuzjastycznie Japonka.
- To mój skok cwaniaki. - powiedziałam, zniekształcając głos na niższy i zachrypnięty - Lepiej odejdźcie.
Zeszłam z kuli i chwyciłam ją obiema dłońmi. Wytężyłam wszystkie mięśnie i podniosłam ją z trudem, po czym wyprostowałam na rękach. Stuknęłam obcasem, tworząc przede mną portal do Barricade'a. Ludzie byli w szoku.
- Pozdrówcie ode mnie Prima dzieciaki. - zachrypiałam cicho i wskoczyłam do niego, lądując z trudem tuż przed maską byłego decepta - Cade, szybko, pomóż mi. Zaraz się zorientują!
Holoforma natychmiast podeszła i chwyciła razem ze mną artefakt. We dwoje umieściliśmy go w przyczepie, po czym mech szybko go zabezpieczył, a ja usunęłam obraz granatowowłosej.
- Ruszaj za miasto, ja ich zajmę! W razie czego wezwij pomoc. - nakazałam, transformując się i kucając.
- Tak jest! - natychmiast ruszył jak najkrótszą drogą do wyjazdu.
Prime naturalnie zawrócił i chciał jechać za nim, ale wtedy ja wyskoczyłam z kryjówki wprost przed maskę. Optimus nie mógł mnie zignorować. Przyhamował i transformował się.
- Angel, to ty ukradłaś?!
- Wybacz przyjacielu, ale potrzebuję tego artefaktu bardziej niż ty czy decepticony. - oświadczyłam spokojnie, stając w bojowej pozycji, nasuwając maskę na twarz.
- Nie mogę ci pozwolić go zabrać! - zmarszczył brwi i ominął mnie, biegnąc za Cade'em.
Ale ja chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do siebie, jednocześnie podcinając. Mech jednak utrzymał się na nogach i spróbował mnie pochwycić, ale ja odskoczyłam dostatecznie szybko. Kopnęłam go z półobrotu w pierś, przez co upadł na ziemię i nachyliłam się nad nim.
- Ładna próba, ale niestety nie pokonasz mnie Optimusie.
Zbliżyłam do niego twarz i pogłaskałam go po policzku. Autobot stał jak skamieniały, patrząc mi głęboko w optyki, ale ja nie dałam mu się. Lekko pstryknęłam go w czoło z uśmiechem i odskoczyłam w tył, unikając strzałów Bee oraz Arcee.
- Innym razem Prime. - ruszyłam biegiem w stronę wyjazdu.
Akurat wtedy pojawił się tam Knockout w formie Astona Martina. Nim zdążył się transformować, chwyciłam go w ręce i rzuciłam nim w pogoń, po czym, kiedy leżeli oszołomieni na ziemi, Rozsunęłam skrzydła i szybko odleciałam ponad chmury.
- Cade, wszystko ok?
- Tak! W ostatniej chwili udało mi się schować przed Breakdownem.
- Wracamy na Wyspę, świętować kolejne zwycięstwo! - oznajmiłam spokojnie - Niech Shadow otworzy ci Most. Ja wracam na własną rękę.
- Jak sobie życzysz Królowo.
Uśmiechnęłam się "pod nosem". Co za dzień... Jestem wykończona. Ale siłę na nocny lot jeszcze znajdę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top