Różnica między Szefem, a Liderem
Botka o granatowo-srebrnych optykach wpadła do bazy jak wystraszony zwierz i przystanęła w kącie, obserwując wielką halę. Odrobinę jej ulżyło, gdy zobaczyła, że wszyscy biegają, zajęci przygotowaniem się do gwałtownej ucieczki z ojczystej planety. Boty, przy pomocy specjalnych maszyn, podłączały już szybko potężne kable z energonem do otworów w bakach statku. Potrzebowali ostatniego doładowania paliwa w płynnej formie, które zasiliłoby wewnętrzną maszynę do tworzenia Mostów. Tak, tę technologię posiedli o wiele wcześniej od innych transformerów, a dzięki czemu? Dzięki temu, że grupa ich przywódczyni wykradła te informacje z archiwum Primów! Tylko dzięki temu mogli zbudować prototyp, wielokrotnie testowany na małych obiektach i osobach... ale nie na wielkich statkach. Mięli jednak nadzieję, że nie trzeba będzie ryzykować.
Wszyscy byli poruszeni gwałtownym i niespodziewanym komunikatem ich Pani. "Rozkaz 44" był tylko ewentualnością, z której mięli skorzystać w momencie odkrycia ich domu... A to miało przecież nigdy nie nadejść. Toteż polecenie Skrzydlatej Femme wywołało niedowierzanie, a następnie panikę, która skupiła się na szczęście tylko na wykonaniu planu, nie na destrukcyjnej histerii.
Botka o granatowo-srebrnych optykach patrzyła na skoordynowane działania, opierając się plecami o ścianę. Trzymała się mocno za Komorę Iskier i kuliła, delikatnie, wytrzeszczając optyki. Dyszała, jakby same wentylatory nie chłodziły jej wnętrza dostatecznie. Jej oczy wyrażały cierpienie, przerażenie, ból i swoisty rodzaj szoku. Nie mogła się uspokoić, chociaż wiedziała, że nie może się w tym momencie rozpraszać. Ale... nie potrafiła się ruszyć. W pewnej chwili osunęła się po ścianie i otworzyła swoją klatkę piersiową. Jej dłonie drżały, gdy wysuwała ostrze lewej ręki i oglądała swoje wnętrze.
Jej Komora Iskier nie wyglądała tak, jak każda inna. Była... wyjątkowa. Przede wszystkim, główną różnicą było to, że specjalne okablowanie i stalowe, ruchome "żebra", dzięki którym transformacja była możliwa, zajmowały więcej miejsca niż u innych Femme. Zajmowały praktycznie cały dekolt. Dla porównania: podręcznikowa przestrzeń zawierająca Iskrę, była u innych botek nieco płytka, za to dość wysoka, co sprawiało, że Iskierki układały się przed sercem matki.
Natomiast w jej Komorze Iskier nowy, malutki Cybertrończyk mógł leżeć w poprzek jej klatki piersiowej, a nawet ułożyć się za Iskrą botki, gdyż jej Komora była o wiele przestronniejsza niż u normalnych botek.
Nawet jej serce wyglądało inaczej niż u innych Femme, chociaż podobno Iskra każdego bota jest inna... Przede wszystkim różniło ją od reszty to, że zazwyczaj Iskry nie były idealnie okrągłe, zawsze były lekko przypłaszczone i posiadały błękitną barwę. Tymczasem serce Skrzydlatej posiadało kształt perfekcyjnej kuli i głęboki, ciemno-granatowy kolor delikatnie wymieszany z połyskliwym srebrem.
Ale było też coś, co botka odkryła z niemałym przerażeniem. Jej Iskra popękała - długa rysa ciągnęła się przez sam jej środek. Łzy napłynęły do jej optyk, ale wtedy dostrzegła jak na jej sercu pojawiają się nowe wyładowania energii. Ta maleńka kuleczka nosiła w sobie energię zdolną zmieść pół Wszechświata i poważnie uszkodzić drugie pół... A teraz była rozbita i najmniejszy błąd mógł sprawić, że tykająca w jej piersi bomba zabierze wiele niewinnych istnień na tamten świat...
Bała się używać mocy. Nie chciała zniszczyć drogich jej osób, tak jak zniszczyła Death... Dwie, cyjankowe łzy spłynęły po jej policzkach, a wtedy paraliżujący ból przeszył jej ciało. Kolejne wyładowania wydostały się z jej Iskry. Otarła jednak optyki i jeszcze bardziej przyśpieszyła pracę wentylatorów. Starała się uspokoić, byle tylko nie zmienić się w potwora i nikogo nie zabić... Zauważyła wtedy, jak poświata otaczająca jej serce znika, zupełnie jak ból. Zrozumiała... To wszystko, tak jak jej moc, zostało sprzęgnięte z jej emocjami. By nie wyzwolić potęgi, która miała zniszczyć świat, musiała przestać odczuwać, tak jak jej śmiertelni wrogowie. Musiała stać się zimną puszką.
Siedziałam w milczeniu na kozetce, zamiast Starscreama. Mech spoczął na dopiero co dostawionym stole i dalej leżał bezprzytomnie. Może to i lepiej? Kiedy nikt nie patrzył, podłączyłam mu z powrotem odpowiedni kabelek, dzięki czemu znów mógł czuć dotyk, zmianę temperatury i całą resztę. Pewnie teraz czułby ten dyskomfort pooperacyjny i wszystkie nieprzyjemności z tym związane. Swoją drogą cud, że Knockout się nie zorientował, co zrobiłam.
Natomiast Breakdown poszedł po kostki stężonego energonu i teraz popijał swoją, siedząc przede mną. Czerwony medyk wyraźnie rozluźniał spięte siłowniki. Powoli fantazja mu wracała.
- Uff... chyba miałaś rację Beauty. Faktycznie tego potrzebowałem. - zaśmiał się po opróżnieniu półtorej kostki i wstał - No, ale teraz się nie wywiniesz. Pokazuj, co się tam dzieje.
Strzeliłam ogonem na boki i zmarszczyłam lekko łuki optyczne. Komora Iskier jest najbardziej intymną częścią ciała Transformera. Pokazują ją sobie jedynie partnerzy, ewentualnie może obejrzeć ją wyspecjalizowany lekarz! A mojej Iskry nie widział nikt poza mną samą, DeathPlay oraz Speedlight... Nikomu nie pozwalałam tego oglądać. To moja słabość, moje świadectwo klęski. Zagryzłam lekko wargi. Powinnam chronić się od plotek... ale Megatron nie odpuści, jeśli tego nie zrobię. Poza tym muszę jakoś inaczej ułożyć Iskierkę, bo robi mi się niedobrze, gdy naciska na moje kable. Lekko się skrzywiłam. No i muszę go jeszcze nakarmić... Wygląda na to, że nie mam wyboru.
- Nie musisz nawet wyjmować skanera. - powiedziałam cicho - Otwarte pęknięcie Iskry.
Con popatrzył na mnie dziwnie, ale ja się tym nie zraziłam. Odwróciłam się tyłem do jego koleżki i po dłuższej chwili otworzyłam klatkę piersiową, pozwalając mu zobaczyć. Mech przeszedł przede mnie i aż zagwizdał, wytrzeszczając optyki. Słyszałam, że Break wstał i podszedł trochę bliżej.
- Co jest? - spytał, widząc minę przyjaciela
- Beautifuldeath, to ty masz partnera Iskry?!
- Nie. - mruknęłam, delikatnie wsuwając ogon do środka i wyjmując delikatnie Iskierkę na ręce.
Predacon ziewnął delikatnie i wtulił się w moje dłonie. Zaczął piszczeć cichutko, węsząc.
- To... co to jest?!
- Czy to Iskierka zwierzęcia? - popielaty con aż wyciągnął szyję, by lepiej widzieć.
Strzeliłam ogonem i westchnęłam. Po chwili uśmiechnęłam się pod maską. No to się zdziwią.
- Mały stracił matkę. Nie było nikogo, kto mógłby się nim zaopiekować. - przystawiłam małego do prawej części mojego torsu, do sutka. Od razu zaczął ssać, lekko mnie przy tym podgryzając. Bolało, ale co miałam zrobić? Znosiłam to bez okazywania dyskomfortu - Doktorze, skup się może raczej na mojej Iskrze. To ją miałeś badać.
Speszony mech zerknął tam i aż pobladł z przejęcia. Obejrzał dokładnie mój . Chrząknął niezręcznie, a jego kumpel stanął obok, starając się nie zerkać na mnie, tylko na minę swojego kolegi. Widać było gołą optyką, że mocno mnie szanuje, ale i trochę się boi.
- Naprawdę ma pękniętą Iskrę? - dopytał się ciekawie.
- Jak ty możesz z tym funkcjonować?!
- Muszę i tyle w temacie. - odwróciłam wzrok. Nie lubiłam tych pytań... - Tego nie można spawać, ani dotykać... przynajmniej inni nie mogą.
- Ale przecież ty energonisz!
- Wiem. Samo się zagoi. - spojrzał na mnie dziwnie, a Break wytrzeszczył optyki.
- Nie wiem jak to się stało, że nie zgasłaś przez całe eony. Z takim podejściem powinnaś być dawno martwa! - stwierdził większy mech.
- Patrzcie państwo, jeszcze żyję. - uśmiechnęłam się delikatnie pod maską i popatrzyłam na nich. - Mały uderzył ogonem o bliznę i dlatego źle się poczułam. A teraz proszę, zachowajcie milczenie. Megatron nie może o tym wiedzieć...
- No dobra... ale...
- Jakiej rasy jest to Iskrzenie??
W tym momencie smoczek przestał ssać i ziewnął głośno. Odbiło mu się, a wtedy mruknął cicho i zwinął się w małą kuleczkę, z zadowoleniem wymalowanym na pyszczku.
- To Predacon. - powiedziałam spokojnie - Opiekuję się nim od wczoraj.
Knockout zbliżył się do mnie i obejrzał małego.
- Wiesz, może lepiej by było, gdybyś podłączyła do niego jeden z kabli układu nerwowego...
- Nie jest to wykonalne, przynajmniej na razie. Spróbuje to zrobić za kilka dni.
Schowałam malutkiego do Komory Iskier i zamknęłam ostrożnie. Podniosłam wzrok i napotkałam ciekawskie spojrzenia obu mechów.
- Wiesz, co jak co, ale nie spodziewałem się, że legenda i synonim zła będzie się opiekowała sierotami. - stwierdził Knockout.
- Nie spodziewałeś się też, że przeżyjecie spotkanie z moją osobą. - wstałam i przymknęłam optyki, kładąc dłoń na piersi.
Sprowokowało to specjalną reakcję, dzięki której energon przestał lecieć z mojej Iskry. Od razu poczułam ulgę.
- Ciężko uwierzyć, że Primowie aż tak cię nienawidzili... - stwierdził nagle Breakdown - Wydajesz się być naprawdę miłą Femme... Taką naprawdę dobrą i .
- Ale też legendy nie wzięły się znikąd. Jeśli chcę, potrafię być szalenie niebezpieczna. - odparłam spokojnie, machając delikatnie ogonem i biorąc się pod boki.
- A przy tym niezwykle piękna. - usłyszałam nagle za plecami i poczułam szpony, które delikatnie zacisnęły się na mojej talii.
Odwróciłam się i spojrzałam prosto w rubinowo-czerwone optyki, patrzące na mnie ciepło. Lekko mnie to zmieszało. Nie słyszałam jak tu wchodził.
- Czy wszystko już z tobą w porządku? - spytał poważnie, spoglądając na swoich podwładnych.
- W jak najlepszym! - rzekł szybko medyk - Może już iść.
- Dobrze. - Lord delikatnie popchnął mnie do wyjścia.
Z jakiegoś powodu zależało mu na tym, bym szybko z nim opuściła to miejsce. Zgodziłam się na to w milczeniu, licząc, że mi to wyjaśni na osobności. Ciekawi mnie, o co mu chodzi.
Gdy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, mech puścił moją talię i spojrzał na mnie z mieszanymi uczuciami. Widziałam, że jeszcze się martwił, był trochę zły, a zarazem zakłopotany i zaintrygowany.
- Twoja towarzyszka została w mojej sali tronowej. - powiedział ze spokojem, ale był on podszyty ciekawością i niepokojem.
- Wiem. - skinęłam głową, uśmiechając się - Jest po części powodem, dla którego cię odwiedziłam.
Mech uniósł łuk optyczny, ale się nie zatrzymał. Dalej szliśmy mrocznymi, chłodnymi korytarzami jego statku. Osobiście niezbyt podobała mi się ich struktura. O, z pewnością nigdy nie chciałabym, żeby ściany korytarzy w moim lokum wyglądały w ten sposób. Tu jest za dużo kanciastych elementów, za którymi można się z łatwością schować. Ale skoro tak lubi...
- Czyżbyś chciała zasilić nasze szeregi? - jego pytanie dotarło do mnie dopiero po chwili.
- Nie do końca... - westchnęłam i strzepnęłam skrzydłami. To będzie trudne do wyjaśnienia - Przybyłam z nią w sprawie... Conjunx Endura.
Mech aż przystanął, obrzucając mnie delikatnie zdziwionym spojrzeniem. Zreflektował się jednak i zmarszczył łuki optyczne.
- Ona i ktoś z mojej załogi? - upewnił się, a po chwili odsłonił trójkątne, ostre zęby w delikatnym, nieco strasznym uśmiechu.
- Ona i Soundwave. - ja się nie zatrzymywałam.
Mech popatrzył na mnie dziwnie i szedł dalej.
- Są parą od kilku miesięcy i chcą być razem. - wyjaśniłam.
- Jak to możliwe?
- Kiedy ciebie nie było, Soundwave pilnował statku i twoich ludzi. Często też latał sam na patrole i niestety podczas jednego z nich został ranny. Znalazła go moja podopieczna i prawa ręka. Opiekowała się nim i bardzo się do siebie przywiązali. - uśmiechnęłam się do siebie - Ja dałam im błogosławieństwo, ale teraz idzie o to, czy pozwolisz im spotykać się na swoim statku...
- Nie podoba mi się ten pomysł. Soundwave powinien być skupiony na pracy nie na miłostkach. - powiedział surowo.
- Ale oni nie będą się spotykać w czasie pracy. - popatrzyłam na niego ze smutkiem - Pozwól im...
- Nie. Nie może się rozpraszać!
- Ależ on cały czas pracuje i nie spotyka się z nią często, tylko gdy ma chwilkę wolnego...
- O nie. Mój As wywiadu musi być czujny i gotowy na wszystko.
Nie wierzę w to... jak on może być taki... taki bez Iskry! Popatrzyłam na niego ze smutkiem, a Iskra ścisnęła mi się boleśnie. Iskrzenie poruszyło mi się mocno w Komorze Iskier, ale przynajmniej się nie otarło o ranę.
- To pozwól jej chociaż na to jedno, by pozostała przy swoim partnerze...
- Nie. Będzie to tylko rozproszenie.
- Megatronie, dlaczego nie możesz na to pozwolić? - spytałam poważnie, patrząc na niego - Czemu?
- Bo nie chcę stracić członka załogi przez jakieś romanse! - burknął nieprzyjemnie.
- Zarówno Shadow jak i on są bardzo obowiązkowi. Nie zmieni im się to z dnia na dzień.
- Nie ma mowy. I to moje ostatnie słowo.
Zatrzymałam się i zacisnęłam zęby. Ja się nie poddam. Strzeliłam ogonem na boki. Mech dopiero po chwili zorientował się, że nie idę obok i odwrócił się w moją stronę.
- Megatronie, postępujesz okrutnie. Skoro Soundwave był ci wierny tyle eonów, to na pewno się to teraz nie zmieni. Czemu jesteś tak uparty? - westchnęłam - Jeśli tak bardzo zależy ci na produktywności twoich ludzi, to oddam ci do pomocy moją prawą rękę. Będzie miała obowiązek pracować na rzecz decepticonów razem ze swoim Conjunx Endura. Ale nie rozdzielaj ich, bo sprawisz im wielki ból.
- Będzie pracowała dla mnie? - zmrużył lekko optyki - A będzie też przesyłała ci informacje?
Nie wierzę... po prostu nie wierzę... Jak może podejrzewać mnie o coś takiego? Strzeliłam ogonem tak mocno, że dźwięk rozniósł się głośnym echem po pustych korytarzach.
- Nie obrażaj mnie. Jeśli myślisz, że nawet pomyślałabym o szpiegowaniu ciebie i twojej załogi, to grubo się mylisz.
Ominęłam go i dostojnym krokiem ruszyłam do wyjścia. Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej. O nie. Jak mógł mnie o coś takiego posądzić? Było mi przykro. Tak się po prostu nie robi. Nawet nie oglądałam się za siebie.
Korytarze, którymi kroczyłam, były na pozór identyczne, ale ja dostrzegałam te niewielkie różnice. Między innymi czułam też zapach specjalnej farby. Ha, poznaję tę woń. Podałam recepturę na tę prostą, trudną do zmycia farbkę Milesowi i Stevowi. Mięli nią, na własne życzenie, wypisać jakieś napisy na ścianach. Tylko nie pamiętam jakie... Zamyśliłam się.
Po chwili znalazłam się na dachu statku i spojrzałam na chmury, które mknęły pod kadłubem statku. Wyglądało to pięknie, ale ciężko było mi się tym cieszyć. Moje myśli wciąż krążyły wokół Lorda. Co poszło w jego życiu nie tak, że własnej najlepszej przyjaciółce nie ufa? Dlaczego jest taki agresywny i podejrzliwy? Poczułam jak malec porusza się w mojej komorze Iskier. Westchnęłam bezgłośnie i starałam się jak najbardziej uspokoić malca.
Nagle podniosłam audioreceptory. Słyszę, że przyszedł tu za mną.
- Angel...
- Boli mnie twój brak zaufania. - przerwałam mu twardo, nawet na niego nie patrząc - Nie zależy mi na informacjach o Nemezis, bo nie mam zamiaru cię atakować, ani wykorzystywać.
- Wybacz mi, to przyzwyczajenie... - podszedł bliżej i położył dłoń na moim ramieniu, patrząc na mnie z delikatnym smutkiem, ale też swoistą surowością - Wojna nie jest łaskawa dla nikogo i wyrabia różne nawyki...
- Na przykład nieufność i arogancję?
- Moje poprzednie pytanie nie było podyktowane tym, że ci nie ufam. - powiedział z delikatną nutą irytacji - Po prostu przyzwyczaiłem się do tego, iż mam wielu pretendentów do tronu, z którymi muszę walczyć i naprawdę niewielu sojuszników... na przykład Soundwave'a.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego. To bardzo przykre, że miał tylu wrogów i tak niewielu sojuszników.
- Rozumiem. - dotknęłam jego dłoni, a on lekko drgnął - Ale przecież nie stracisz go. Będzie nawet lepiej jeśli będą razem...
- Zastanowię się. - powiedział poważnie i po chwili zerknął na mnie - Angel... pamiętasz, co powiedziałaś, gdy szłaś ratować Breakdowna?
Lekko zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi? Przepatrzyłam błyskawicznie wspomnienia i zrozumiałam.
- O różnicy między Szefem, a Liderem?
- Tak... opowiesz mi o tym?
Hmm... Mogę to zrobić, ale... spojrzałam na bok, na mknące pod statkiem zbitki wody w stanie gazowym. Teoretycznie mogłabym go zabrać ze sobą na biegun, ale w praktyce... Domyślam się, że zacząłby prosić o przysłanie ich kilku na Nemezis do pomocy w walce z Optimusem. Chyba, że...
- Megatronie, mogłabym ci nawet pokazać te różnice. - oznajmiłam w końcu, patrząc mu w optyki - Ale chciałabym, żebyś zrobił trzy rzeczy.
- Zrobię wszystko o co poprosisz. - uśmiechnął się z pewnością siebie i błyskiem w optyce.
- Dobrze... a więc nie pytaj mnie, gdzie cię zabiorę, nie kontaktuj się w tym czasie z decepticonami i nie proś mnie, bym użyczyła ci tego, co zobaczysz. Musisz mi przysiąc na własną Iskrę, gdyż inaczej nie będę mogła cię ze sobą zabrać.
Mech patrzył na mnie z delikatnie uniesionym łukiem optycznym. Szukał w moim spojrzeniu jakiegoś podstępu, jakiejś ukrytej intencji, jednakowoż chyba jej nie znalazł, bo wyprostował się i wypuścił tonę powietrza z wentylatorów. Milczał dłuższą chwilę, aż wreszcie rzekł:
- Dobrze. - uczynił specjalny znak nad Komorą Iskier - Przysięgam ci na swoją Iskrę, że nie będę tego robił. Ale ty też obiecaj, że będziesz odpowiadała na inne moje pytania.
- Zgoda. - skinęłam głową - Zobaczysz coś ciekawego Megatronie.
Mech jeszcze szybko powiadomił cichego szpiega o tym, gdzie się wybiera. Uśmiechnęłam się delikatnie i wyciągnęłam dłoń przed siebie. Otworzyłam portal. Mech spojrzał na mnie, ale jego spojrzenie nie wyrażało zbyt wielu emocji. Zbliżyliśmy się tam, jednak zatrzymałam się w pół kroku i popatrzyłam na niego.
- Tylko... nie przestrasz się.
Mech uniósł delikatnie łuki optyczne, a ja zwróciłam wzrok przed siebie i przeszłam przez Most. Momentalnie wylądowałam na białym pustkowiu, za lodowym klifem. Wszędzie jak optyką sięgnąć było biało. Teren pokrywały niewielkie nierówności, za którymi ciężko byłoby się schować. Dzień na biegunie był naprawdę piękny i słoneczny. Chmury znajdowały się daleko na horyzoncie, a śnieg błyszczał delikatnie.
- Zapytałbym po co mnie tu zabrałaś, ale zapewne nie widzę wszystkiego. - stwierdził con, a ja zamknęłam za nami portal.
- Nie mylisz się. - uśmiechnęłam się delikatnie i rozsunęłam skrzydła, po czym okryłam się nimi i spojrzałam na niego poważnie - Bądź cicho i nie zrób nic głupiego.
Zbliżyłam się do góry śniegu i lodu, a następnie zaczęłam się po niej wspinać nieco wyżej. Stanęłam na pierwszej półce skalnej, po czym usiadłam na krawędzi, spuściłam nogi w dół i spojrzałam na Megatrona. Wspiął się tuż za mną i usiadł obok nieco zdziwiony. Uśmiechnęłam się do niego i wyjrzałam lekko.
Zgodnie z moimi informacjami, ujrzałam stado smoków, które leżało na lodzie i obserwowało młode, które po raz pierwszy się tu znalazły. Maluchy hasały, bawiły się i pomrukiwały radośnie. Wszyscy posługiwali się starożytnym językiem predaconów. Ech... szkoda, że nigdy nie udało mi się go nauczyć.
Nagle poczułam, że dłoń mojego towarzysza zaciska się na moim przedramieniu.
- Angel... - szepnął, a jego głos delikatnie drgnął z podniecenia - Czy to jest to o czym myślę?
- Tak. - odszepnęłam, spoglądając na niego kątem optyki.
- Niesamowite... jak moje bestie zdołały przetrwać tyle czasu?
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. A więc to tak? Żaden predacon nigdy nie powiedział mi o tym... Nie mogli kłamać, ani skrywać prawdy. Nie zdołaliby. Zmarszczyłam delikatnie łuki optyczne. Tylko, że to znaczy...
- Jak to twoje? Klonowałeś je?
- Moi naukowcy znaleźli sposób by klonować żywe bestie ze starych kości. - w ogóle na mnie nie spojrzał. Jego optyki świeciły dziką radością - Wysłałem je w najdalsze zakątki galaktyki, by chroniły moje ziemie. Nie spodziewałem się, że jeszcze jakieś żyją... Ale to doskonale się składa.
- Przeżyli, bo dostali się pod moją opiekę. - patrzyłam na niego uważnie i spokojnie - To moi poddani. Nawet cię nie pamiętają.
- Jak to możliwe? - teraz to on się zdziwił
- Nie miały niczyjego nadzoru. Same się rządziły. I nie wrócą do służby u ciebie, chyba, że z własnej woli. - oznajmiłam, patrząc mu w optyki.
Mech skrzywił się, delikatnie odsłaniając zęby. Ja jednak pogłaskałam go po głowie ze spokojem wymalowanym na twarzy.
- Nie denerwuj się, proszę. - chciałam jeszcze coś dodać, jednak w tym momencie przerwał mi głośny ryk. Natychmiast spojrzałam tam i uśmiechnęłam się delikatnie - Patrz teraz...
Tymczasowy przywódca predaconów - ogromny samiec o szmaragdowo-szarym pancerzu i charakterystycznych elementach pancerza przypominających płetwy - wstał i rykiem dawał sygnał swojemu klanowi do powstania. Stado natychmiast wstało. Jedynym wyjątkiem były samice, które pozostały na miejscach. Zwołały jednak wszystkie młodsze smoczki, niezdolne do nadążenia za resztą. Te pozostały z nimi na brzegu.
Pod przywództwem jednego z najstarszych, potężne stworzenia ruszyły w stronę brzegu. Smoki stanęły na całej długości brzegu. Przywódca zanurkował, a wtedy Greenfire, jako jego zastępca, dał sygnał do wylotu. Predacony wzniosły się do góry i ruszyły przed siebie.Zaczęły kołować około 300 metrów od brzegu.
- Chcesz wiedzieć jakie są główne różnice? - spytałam retorycznie, obserwując kołujące jaszczury - Widzisz... Szef włada, wykorzystuje, wzbudza lęk, nie dba o swoich podwładnych, obwinia, karze, rozkazuje i pogania. Lider troszczy się oraz opiekuje, rozwija, wzbudza zaufanie, entuzjazm, przewodzi, rozwiązuje najtrudniejsze problemy, pyta i walczy w pierwszym szeregu, tuż przy swoich podkomendnych.
Gdy to wszystko mówiłam, widać było, że przywódca nagle wynurza się z wody i wyrzuca w powietrze ogromne ilości kryształów energonu samym podmuchem z pyska. Przez chwile wyglądało to jak wielka fontanna, a następnie przypominało wielki, neonowo-błekitny deszcz, padający z nieba.Smoki naturalnie rzuciły się na cenne jedzenie, zbierając jak najwięcej i jak najszybciej. Niemal żaden kawałek nie spadł do wody.
A przywódca znikł ponownie pod wodą i po kilkunastu mikrocyklach wynurzył się na brzegu, z wieloma dużymi kryształami w pysku. Położył je przed samicami, a sam wzniósł się do góry i ryknął na stado. Momentalnie kilkanaście silniejszych smoków wylądowało obok matek z młodymi, a cała reszta ruszyła za zielono-szarym smokiem w innym kierunku, wgłąb lądu.
- Gdzie oni lecą?
- Mają swoje święto. - odparłam spokojnie - Teraz będą obchodzić je po swojemu.
- Zobaczymy co będą robili?
- Może.
- A ci tutaj?
- Zostali dla ochrony maluchów. Te środki ostrożności są potrzebne. Trzeba być gotowym na wszystko.
W tym momencie poczułam jak szpony Megatrona owijają się wokół mojej talii i przysuwają mnie do jego ciepłej protoformy. Momentalnie Iskra mocniej zabiła mi w piersi, a malce znow zmienił miejsce położenia.
- Masz rację Angel. - powiedział cicho - Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć.
Przytulił mnie do siebie i spojrzał na mnie ze spokojem. Westchnęłam cicho.
- Czy tylko to zapamiętasz z naszej wyprawy?
- Nie. - wyszczerzył swe rekinie kły - Zapamiętam co mi powiedziałaś. I niech już będzie... niech z tobą zostaną. Jeśli dzięki temu nie będziesz na mnie zła i częściej będziesz przychodzić, to zgadzam się.
Uśmiechnęłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu. Nie żałuję, że go tu zabrałam. Patrzyłam na predaconice i małe smoczki, a także na czułości, jakie wymieniały z partnerami. Zrobiło mi się dziwnie.
Czyż w tym momencie nie jesteśmy do nich podobni?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top