Prawdziwa twarz
Ciemna ulica w środku Nuon City była wyjątkowo pusta. Na środku zwykle ruchliwego skrzyżowania stało na przeciw siebie 5 botów. Po jednej stronie znajdowała się botka z długim ogonem, kocimi uszami i pazurami, cała pomarańczowa w czarne pasy. Tuż obok niej stała Femme z czarnym lakierem o czerwonych wstawkach, z Seekerskimi skrzydłami na plecach i czerwonym, dwusiecznym toporem w rękach. Przed nimi natomiast zajmowała miejsce czarna botka o długim, giętkim ogonie, długich audioreceptorach i ślicznych, fioletowo-srebrnych skrzydłach. Na przeciw nich stał mech o całkowicie czarnym lakierze z karminowymi elementami. Miał ciemnozielone optyki, rzucające wokół groźne błyski. Podtrzymywał on mocno pobitego bota o granatowo-czarnym lakierze. Był on nieco mniejszy od niego, a w dodatku smuklejszy. Jego czerwono-złote optyki patrzyły na Skrzydlatą ze smutkiem i bólem. Do Komory Iskier miał przystawiony blaster większego cona.
- Darkknight, zostaw go w spokoju. – powiedziała zimnym głosem czarna botka, mierząc go lodowatym spojrzeniem – Jestem tak jak chciałeś, więc go zostaw!
Odpowiedział jej złośliwy śmiech mecha, który wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Skarbie, obiecałem ci, że jeśli do mnie nie wrócisz, tylko znajdziesz sobie jakiegoś frajera, to pożałujesz. A ja nigdy nie łamię danej obietnicy. – odparł, obserwując wyraz optyk swojej byłej Sparkmate, jednak nie dostrzegł tego, czego szukał. Botka była opanowana i pełna spokoju.
W przeciwieństwie do niej reagowała jej przyjaciółka.
- Wierz mi złomie, jeśli zabijesz jednego z nas, to zrobię ci ze zderzaka Jesień Złotej Ery... – zasyczała.
Dark parsknął śmiechem, a wtedy niespodziewanie mniejszy bot z całej siły nastąpił mu na nogę i szarpnął się. Biedak nie wiedział, że przypieczętował swój los, bowiem w tym samym momencie blaster czarnego bota przestrzelił mu pierś na wylot. Skrzydlata Femme natychmiast zbliżyła się i złapała padającego kochanka w locie, zanim ten zdążył dotknąć chłodnej drogi.
Tymczasem Tygrysica i DeathPlay naturalnie natychmiast ruszyły na przeciwnika, ale ten bardzo szybko się transformował i uciekł im. Nie mogły podjąć pogoni, bowiem nagle zewsząd rozbrzmiały policyjne syreny i czerwono-zielone światła zabłysły dookoła nich.
- Ręce do góry! Jesteście otoczeni!
- A to zdradziecki scraplet! – wściekła się DeathPlay – Beauty, uciekamy!
Jednak ona rozłożyła tylko skrzydła, okrywając swojego mecha. Była załamana.
- Redstar błagam, nie zostawiaj mnie... – szepnęła, usiłując wykorzystać swój energon do uleczenia go, jednak rana była zbyt duża, a ona nie miała doświadczenia...
- Kocham cię... Iskierko... uciekaj... – powiedział ostatkiem sił mech, uśmiechając się, po czym zgasł.
Wściekłość, smutek i żal przejęły kontrolę nad Iskrą. Botka zamknęła oczy i nasunęła maskę na twarz. DeathPlay poczuła się tak, jakby ktoś powoli zawiązywał jej pętlę wokół szyi. Rozejrzała się. Gliniarze byli coraz bliżej. Musiała działać. Szarpnęła mocno przyjaciółką.
- Beauty, psiarnia! Rusz się! Spieprzamy! – ryknęła jej do audioreceptora i transformowała się. Tygrysica wskoczyła jej na kokpit i obie uciekły w przestworza.
Jednak botka podniosła się wyjątkowo powoli, unosząc ciało swojego Sparkmate'a. Kiedy spojrzała na funkcjonariuszy policji, każdy z nich poczuł się tak, jakby coś ostrego wbiło mu się w Iskrę. Po prostu zmroziła wszystkich spojrzeniem.
- Zapłacicie mi za to... – powiedziała głośnym, wściekłym głosem, odlatując w przestworza, poza zasięg ich kul. Z resztą i tak do niej nie strzelali.
Głęboko w Iskrze ukryła natomiast swój żal i nienawiść do samej siebie. Bo znów zawiodła. To, że Redspark zginął, było absolutnie jej winą...
- Czemu nazywacie ją w ten sposób? – moje rozmyślania przerwał wyraźny głos Karen. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona.
Autoboty wymieniły spojrzenia, a Optimus westchnął ledwie dosłyszalnie.
- Beautifuldeath jest morderczynią. – powiedział Rachet, odsuwając się od Arcee – Przez lata grasowała na naszej planecie ze swoją bandą zbirów, terroryzując mieszkańców. Planowała zamach na Wielką Radę Primów i prawie się jej to udało, ale na szczęście plan nie wypalił, przez to, że zabiła swoją prawą rękę.
Karen słuchała tego, wytrzeszczając oczy, a ja milczałam, wbijając spojrzenie w ziemię.
- Podobno porywała Iskierki od ich rodziców i zabijała je dla zabawy... – powiedział Bumblebee, który siedział przy Arcee i podtrzymywał ją.
- To jeszcze nic! – przerwał mu Bulkhead – Słyszałem, że łapała najmłodsze Iskrzenia, żeby poddawać je eksperymentom... Podobno to ona zmutowała Arachnid tak, że wygląda dziś tak jak wygląda...
Cóż... Nie wiedziałam jakie interesujące życie prowadzę dopóki nie posłuchałam ich domysłów. Jak widzę, propaganda Primów działa jak należy. Po prostu świetnie. Wyprostowałam się i spojrzałam na Karen przez moje okulary. Ta patrzyła z szokiem raz na mnie, raz na boty.
- Nie mogę w to uwierzyć... – powiedziała cicho – Naprawdę dopuściła się tych wszystkich okropności?
- Tak. – zabrała głos Arcee, sycząc cicho z bólu.
- Co ci się stało? – spytałam po chwili, mierząc ją spojrzeniem. Już od dawna przestałam się przejmować plotkami na mój temat i po prostu robię swoje.
- Arachnid potraktowała mnie swoim jadem... – skrzywiła się lekko, gdy Rachet spawał jej ranę – Byłam nieprzytomna.
Obserwowałam ją przez dłuższą chwilę. Dobrze by było zadać im kilka pytań... zacznę od najpilniejszej sprawy.
- A wiecie gdzie ta Arachnid może być? Pewnie jeszcze się nie pozbierała po waszej walce...
- No, na pewno nie po walce z tą Femme. – potwierdził Jack – Ta Beautifuldeath nieźle ją stłukła...
- Ach tak? Cóż... szkoda, że tego nie nagrałeś. – powiedziałam beznamiętnie – Ocenilibyśmy czy była taka dobra.
- Wracając do twojego pytania... – Optimus przerwał naszą rozmowę – Niestety, nie znamy jej obecnego położenia, ale jestem pewien, że uda nam się ją znaleźć.
Nie odpowiedziałam. Zamyśliłam się. A więc nie mają pojęcia gdzie jest Pajęczyca... No nic. Warto byłospróbować. Szkoda tylko, że teraz jeszcze nie mogę się stąd zawinąć. Jeszczenie. Właściwie chyba powinnam dowiedzieć się czegoś więcej o tej małej wojnie Arcee i Arachnid. Mogłoby mi się to przydać w przyszłości.
Skinęłam do siebie głową i zerknęłam na obecnych. Widocznie już skończyli, bo Optimus wrócił do konsoli, Bulkhead i Bee stanęli przy tej części barierki, przy której znajdowała się stara kanapa oraz telewizor, a dzieciaki poszły grać. Rachet z poszkodowaną jeszcze coś omawiali. Tylko Karen obserwowała mnie ze smutkiem. Popatrzyłam na nią i uśmiechnęłam się smutno.
- Życie moja droga... życie. – powiedziałam spokojnie i westchnęłam cicho.
Ruszyłam schodami na dół, myśląc o tym jak można by zacząć z nią rozmowę. To dość twarda Femme, ale... wydaje mi się, że może być inna niż się wydaje. Takie zimne suki nie są w większości takimi za jakie uchodzą... Może i niektórym pasuje wrzucać wszystkich do jednego worka i uznawać za wygodne robić z nich wiedźmy, ale to nie jest prawda.
Spojrzałam na kozetkę i na Racheta. Medyk stał odwrócony do mnie plecami i coś jeszcze robił, a botka siedziała zatopiona w swoich myślach. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy, gdy wyszła ze statku Arachnid. Na szczęście ta prycza jest dość niska. Nie powinnam mieć kłopotu ze wspięciem się do tej pozycji. Wzięłam lekki rozpęd, wyskoczyłam. Wylądowałam gładko przy Femme. Dwukółkę niemal od razu wybudziła z transu moja obecność. Uniosła lekko łuki optyczne.
- Czemu pani tu przyszła? – była bardzo czujna.
- Arcee, chcę lepiej cię zrozumieć. – powiedziałam bez ogródek – Ostatnim razem, kiedy się widziałyśmy, byłaś pewna siebie, silna i bojowa. Dziś jesteś zamyślona i smutna. W twoich optykach wszystko widzę. Coś cię gryzie.
- Dlaczego niby miałabym o tym z tobą rozmawiać? – była wyraźnie zaskoczona moją bezpośredniością i postawą.
- Ponieważ wydaje mi się, że obie zostałyśmy skrzywdzone przez los i nadal te rany nie chcą się zabliźnić. – usiadłam przy niej – Możemy tu w spokoju porozmawiać, bo i tak nikt nie będzie zwracał na nas uwagi.
- Ale po co? I z resztą dlaczego chcesz nagle ze mną rozmawiać? – była podejrzliwa i lekko zdenerwowana.
- Moja droga, przecież nie jestem chwilowym gościem w waszej bazie. Będę prawdopodobnie z wami aż do zakończenia waszej wojny na Ziemi. Chciałabym bardziej się z wami zbliżyć. Tak na wszelki wypadek.
To było bardzo sensowe wytłumaczenie. Jednak nie była to pełna prawda. Owszem, chcę się do nich zbliżyć, ale po to, by móc się zabezpieczyć w razie czego. Lepiej poznać swojego potencjalnego wroga niż potem obudzić się z ręką w pustej kostce po energonie.
Botka zmierzyła mnie wzrokiem, ale ja się tym nie przejęłam. Trzeba zrobić pierwszy krok.
- Kim jest Arachnid? – spytałam, obserwując ją uważnie.
Momentalnie twarz botki się zmieniła. Rysy jej twarzy opadły i lekko się zdenerwowała.
- To sadystka, która napawa się cierpieniem swoich ofiar i strachem! – powiedziała nerwowo, odsuwając się do ściany. Oparła się o nią plecami i przysunęła do siebie nogi – Uwielbiała znęcać się psychicznie nad każdą swoją ofiarą.
Zbliżyłam się do niej i położyłam dłoń na jej dłoni. A właściwie na jej palcach
- Skrzywdziła cię... prawda? – spytałam cicho, podnosząc okulary nad czoło.
Spojrzenie moich błękitnych tęczówek zadziałało tak, jak chciałam. Arcee najpierw przez kilka sekund nie mogła oderwać wzroku, a gdy już to zrobiła, skinęła głową, milcząc. Trzeba teraz zrobić kolejny krok. Podejrzewam, że Pajęczyca zamordowała kogoś, z kim botka miała wyjątkowo silną więź emocjonalną... Prawdopodobnie jej Sparkmate'a. Chociaż... Cliffjumper. Sideswipe wspominał, że rogaty autobot, jego kumpel kiedyś zalecał się do dwukółki i podobno stał się jej partnerem. Ale czy Cee zdecydowałaby się na taki krok po stracie jednej Bratniej Iskry?
- Wiesz... kilka lat temu straciłam mojego chłopaka. – zaczęłam cichym głosem, patrząc przed siebie – W ogóle nie miałam szczęścia w związkach. Najpierw wybrałam partnera, który mnie wykorzystał, a potem ten, którego sobie wybrałam został zabity przez mojego pierwszego faceta. – powiedziałam spokojnie, lekko przygryzając wargę – Wielokrotnie potem usiłowałam coś zrobić, żeby się przed nim zabezpieczyć, ale... Ani rozmowy, ani próby pozbycia się go nic nie dały... W ostateczności przeprowadziłam się, zmieniłam pracę i nazwisko. Ale wciąż dręczyło mnie przeczucie, że on wróci, Nie byłam w stanie o nim zapomnieć. I miałam rację: wrócił po mnie. Jednak nic nie zrobiłam i przez swoją opieszałość straciłam bardzo ważną dla mnie osobę. Dopiero wtedy otrząsnęłam się i zrozumiałam, że powinnam przestać żyć w strachu i zmierzyć się z lękiem...
Femme patrzyła na mnie w milczeniu i nad czymś się zastanawiała. Po chwili westchnęła tak, jakby Iskra miała jej za chwilę pęknąć.
- Arachnid zabiła mojego partnera Tailgate'a... – powiedziała cicho, patrząc w swoje dłonie – Na moich optykach... zgasiła jego Iskrę... a ja nic nie mogłam zrobić... Gdyby nie Cliffjumper i Bumblebee zgasiłaby i mnie... Wpadli do jej kryjówki w ostatniej chwili... – w kącikach jej optyk zbierały się cyjankowe łzy.
Zbliżyłam się jeszcze bardziej i uścisnęłam fragment jej ręki.
- Potem przywiązałam się do Cliffa i zostaliśmy partnerami... Ale jego też zabiły cony. – wyszeptała, przysuwając do siebie kolana – Nie zdołałam ocalić ani jednego, ani drugiego... to moja wina, że nie żyją... A teraz... boję się nawiązać z kimkolwiek głębszą relację...
Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Miałam rację... Błękitna botka zgrywa o wiele twardszą niż jest w rzeczywistości. Chce kochać i być kochaną jak każda z nas, ale los zabija jej partnerów. Wiem już chyba jak jej pomóc... i kogo zabrać ze sobą następnym razem.
- Arcee, to nie twoja wina. – uścisnęłam palec jej dłoni i wstałam. Położyłam dłoń na jej policzku. Para niebiesko-różowych, bardzo ładnych optyk spojrzała na mnie z bólem i zmęczeniem – Nie możesz się wciąż obwiniać o to, co się wydarzyło. Powiem ci to, co kiedyś powiedziała mi moja, nieżyjąca już przyjaciółka: czasem trzeba po prostu nie oglądać się wstecz i jechać dalej.
Femme milczała, patrząc na mnie. Ja natomiast lekko głaskałam ją po płacie policzkowym. Uśmiechnęłam się smutno.
- Mówię ci z własnego doświadczenia, że jeśli wciąż będziesz zamykać się w sobie, to tylko rozjątrzysz rany i popadniesz w depresję. – lekko poklepałam ciepły metal – Poza tym nawet silni muszą sobie kiedyś ulżyć i popłakać. Będzie ci po tym lepiej, ale ważnym jest, żeby ktoś przy tobie był i otarł twoje łzy...
Cee zamknęła optyki i dalej milczała. Po chwili pozwoliła dwóm stróżkom błękitnej cieczy spłynąć po twarzy. Westchnęłam cicho i położyłam dłoń na jej ramieniu. Może i byłam wysoka, ale aż tam nie dosięgałam.
Nagle zadudniły bardzo ciężkie kroki. Zerknęłam w tył. Oj Prime...
- Wszystko w...? - zaczął cicho, ale pokazałam mu gestem by milczał.
Dałam mu też znak ręką się nie interesował. Mech popatrzył na nas przez chwilę, po czym zgodnie z moim życzeniem odszedł na swoje stanowisko, rzucając nam co jakiś czas zaniepokojone spojrzenia.
Tymczasem Femme powoli uwalniała napięcie nagromadzone przez wiele miesięcy i uspokajała się.
- Ma pani rację... – wyprostowała się i spojrzała na mnie – Muszę przestać oglądać się wstecz... – popatrzyła na Jacka, który właśnie próbował wygrać z Rafaelem w wyścigach – i jechać dalej...
- Co się stało, już się nie odstanie. – poparłam ją, uśmiechając się delikatnie.
- Nie mam siły cały czas być tą silną i poważną... – szepnęła Cee, ocierając łzy i wreszcie się uspokajając na dobre. Wiem, że to może być dla niej trudne, ale wierzę, że sobie poradzi.
- Kiedy następnym razem spotkasz się z Pajęczycą, spójrz jej prosto w optyki i pokarz, że nie udało się jej cię złamać. – powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
Cóż... ja też powinnam się do tego zastosować... Tyle że to co się stało ze Skyem, Starem, Death i tyloma innymi, ważnymi dla mnie osobami to moja wina. Ja jestem bezpośrednio odpowiedzialna za ich zgaśnięcia.
- Dziękuję pani za rozmowę... – usłyszałam nad sobą. Femme siedziała już normalnie, a na jej zwykle poważnej twarzy rysował się lekki uśmiech.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie do tego okazja. – pokiwałam głową – I skończ proszę z tą panią. Czuję się staro. Mów do mnie na ty.
Nagle poczułam wibracje w telefonie. Szlag. Uśmiechnęłam się przepraszająco do botki i odeszłam na kilka kroków, odbierając.
- Halo?
- Królowo, Arachnid nie znaleźliśmy, ale mamy pewien problem. – usłyszałam głos Harmonii.
- Jaki problem? – uniosłam brwi i spięłam się.
- Dostaliśmy wiadomość od Alfy Triona.
- Słucham?! – ta informacja uderzyła we mnie jak grom. Jedyny Sprawiedliwy do mnie napisał?! Zeskoczyłam z kozetki i ruszyłam szybkim krokiem do mojego samochodu – Przecież.... myślałam, że on nie żyje...
- Kapsuła z wyraźnym kodem i informacją w niej zawartą właśnie wchodzi w atmosferę, i spadnie o 30 km na północ od miasta Jasper w stanie Nevada. To kawałek od bazy autobotów.
- Cholera... – mruknęłam pod nosem, przyśpieszając do biegu – Dobra, zrób tak: niech twoją robotę przejmą najbardziej rozgarnięci rekruci, a ty udzielisz mi wsparcia. Najlepiej by było, gdybyś ruszyła nową formę, jaką kazałam zrobić. Specjalnie dla ciebie.
- Tak jest. Będę tam tak szybko jak się da.
- Gdzie się pani wybiera? – usłyszałam soczysty bas i ujrzałam przed sobą nogi Prima.
- Niestety, dowiedziałam się o czymś nieprzyjemnym Optimusie. – odparłam, otwierając samochód i wsiadając do niego – Muszę jechać do pracy. Czy mógłbyś mieć optykę na Karen? – spojrzałam na niego.
- Ej, gdzie ty jedziesz?! – dziewczyna wychyliła się za barierkę.
- Muszę lecieć Skarbie. Twój strażnik będzie musiał cię odwieźć. – opuściłam okulary na nos i wsiadłam do terenówki – Zadzwonię jak będę miała chwilkę.
Nie zatrzymując się już odpaliłam silnik i wykręciłam sprawnie. Pomachałam jeszcze do Arcee.
- Trzymaj się. – rzuciłam do botki i wcisnęłam pedał gazu.
Nieprzyjemny pisk wypełnił halę, a ja ruszyłam z kopyta. Od razu zadzwoniłam do CD.
- Potrzebuję Sideswipa i Barricade'a. – powiedziałam do „telefonu" – Niech się zabiorą z Harmonią. Przy okazji przetestujemy formę czarnej pumy.
- Pani, ta forma nie była jeszcze testowana...
- No to teraz ją sprawdzimy. – odparłam spokojnie – Zaufajcie mi. A teraz szybko zanim cony lub boty zorientują się, że robimy ich w wała.
Po drugiej stronie usłyszałam cichy chichot i rozłączyliśmy się.
Kiedy tylko wyjechałam z tajnego przejścia, ruszyłam na ukos przez pustynię. Harmonia wysłała mi dokładne współrzędne, dzięki czemu doskonale wiedziałam którędy jechać. Na niebie już widziałam białą smugę, która z wielką prędkością pędziła w stronę wysokich, brązowych skał. Gdy kapsuła wbiła się w ziemię z wielkim impetem, ziemia się zatrzęsła, a huk rozniósł się na kilka kilometrów wokół. Poza tym wielki tuman piachu i kurzu rozniósł się po pustyni. Przygryzłam wargę. Zakładam, że już wszyscy wiedzą... dlatego musimy się śpieszyć. Dałam gaz do dechy. Mamy kilka minut.
Kiedy znalazłam się w odpowiednim miejscu, zaciągnęłam ręczny i driftując, zaparkowałam za potężną skałą, po czym teleportowałam samochód do garażu na Wyspie. Tylko gdzie moje wsparcie?
Nagle, niedaleko mojej pozycji otworzył się portal z którego wyskoczyła czarna puma, do złudzenia przypominająca tę, w którą ja się transformowałam, czarno-biały wóz policyjny i wyścigowe, czerwone auto. Wkrótce stanęli przy skałach. Chłopcy się transformowali, a Harmonia stała na czatach. Wysiadłam z samochodu.
- Dobra. Zgarniamy szybko co nasze i spadamy stąd zanim cony, boty lub MECH zechcą nam przeszkodzić. – zarządziłam.
Wychyliliśmy się zza skał. Tam, gdzie wbiła się kapsuła, ział obecnie wielki krater. W jego centrum leżała czarna, metalowa kula, obecnie rozżarzona do czerwoności.
- Cholera, nie wyciągniemy tego. Prędzej stopimy sobie łapy. – zaczął narzekać czerwony mech.
- Cicho bądź. – zgromił go decepticon – Królowa zaraz nam pomoże.
- Oczywiście. – wyciągnęłam przed siebie ręce i przemieniłam powietrze wokół pojemnika w ciekły azot.
Po paru minutach przemieniania powietrza w ciekły azot, a zatem ochładzania pojemnika, Cade i Side zbliżyli się i zaczęli wyciągać tkwiącą mocno w ziemi kapsułę. Obserwowałam ich zza skał.
Nagle Harmonia pobiegła do mnie.
- Zbierajmy się. Decepticony idą ze wschodu, boty z zachodu.
- Pomóż im wyciągnąć. Będziemy zaraz uciekać. – skinęłam głową.
Harmonia zbliżyła się i zaczęła kopać, próbując ich wspomóc. Po chwili wreszcie udało się wyciągnąć pojemnik. Jednak dokładnie w tej chwili z prawej ukazał się oddział Vechiconów ze Sarscreamem na czele, a po lewej dostrzegłam podkradającego się tam Bee, Bulkhead'a i Optimusa. Jasny szlag by to trafił... Obie grupy patrzyły w szoku na mój mały oddział.
Błyskawicznie transformowałam się do mojej normalnej formy, nasunęłam osłonę oraz wizjer na twarz i wyskoczyłam zza skał. Cholera... zapomniałam zmienić lakier. No nic, zobaczą mnie w całej okazałości.
Moje wtargnięcie dodatkowo zmieszało obecnych. Starscream patrzył na mnie jak na ducha, a Optimus stał jak słup soli. A skoro dowódcy nie wiedzieli co robić, to podwładni tym bardziej. Zwłaszcza, że Cade i Sides byli wyjątkowo znani w obu frakcjach.
Otworzyłam portal za moimi żołnierzami i spojrzałam na Komandora.
- Pilnuj się Starscream... twój wódz zabije cię jeśli choćby mnie tkniesz... Anawet jeśli nie on, to ta dziecinka załatwi cię dla swojej Pani.
Harmonia na potwierdzenie moich słów zawarczała i rzuciła się w stronę strachliwego Seekera. Ten transformował się i uleciał wyżej.
- Zabić ich! – wrzasnął, uciekając.
- Macie kilka sekund na decyzję! – powiedziałam gromkim głosem, mierząc Vechicony spojrzeniem – Dacie się wyrżnąć jak barany, czy ocalicie swoje życia?!
Mechy spojrzały po sobie i odsunęły się, na znak, że nie chcą walki.
Harmonia chciała pędzić już na autoboty, ale warknęłam na nią.
- Siedź! Zajmij się nimi! – wskazałam na cony. Czarna puma z podkulonym ogonem poszła do nich. Spojrzałam na moich żołnierzy. Już wchodzili do portalu.
Dobrze, została więc ostatnia kwestia... Spojrzałam na lewo. Optimus wreszcie otrząsnął się i ruszył szybko w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko pod maską i ruszyłam w jego stronę. Autoboty transformowały dłonie w broń, ale Prime pokazał im, by mnie nie atakowali. Słusznie.
Gdy mech był dostatecznie blisko, złapałam jedną ręką za jego szyje i pociągnęłam do siebie. Zaskoczony mech lekko się zaniebieścił. Rozsunęłam osłonę na usta i szepnęłam mu wprost do audioreceptora:
- Spotkajmy się za dwa tygodnie, o zachodzie, w tym miejscu... Będę miała dla ciebie pewną propozycję. – zbliżyłam twarz do jego głowy – Wręcz nie do odrzucenia.
Ponownie skryłam połowę twarzy za osłoną i puściłam go. Odsunęłam się, a następnie gwizdnęłam głośno, uciekając do portalu. Na ten znak Harmonia uciekła razem ze mną.
Kiedy tylko stanęłam z powrotem w CD, usunęłam osłonę z twarzy i przeciągnęłam się, krzywiąc się lekko z niezadowolenia. Nie dowiedziałam się niczego o Arachnid, za to mam dobry rys psychologiczny Arcee. Muszę złożyć zamówienie na nowe detpady. Trzeba będzie każdemu założyć oddzielną kartotekę...
Mam do was parę pytań.
Po pierwsze: Jak wam na razie się podoba ta książka? Nie nudzicie się?
Po drugie: Czy moglibyście mi pisać, jeśli jakiś fragment uznacie za niedobry, albo słaby? Wtedy zmienię go tak, żeby nie psuł mi całej książki. Naprawdę mi zależy na tym, żeby dobrze mi to wyszło, bo jak pewnie się domyślacie, to jest moja ulubiona książka...
Zachęcam was do komentowania i dawania sugestii. To dla mnie spora motywacja do pracy :)
Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani!
~Angel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top