Pierwszy grom
Czarne pomieszczenie strażnicze oświetlały blade monitory. Kilka ciemnych sylwetek obserwowało obraz z kamer. Dwie wysokie Femme wkradły się do budynku. Jedna przemieszczała się w stronę składu energonu, druga bezszelestnie przechodziła korytarzami, szukając miejsca „tajnego spotkania".
- Dokładnie tak jak powiedziałeś... – zamruczał ktoś.
- Nie oparłyby się takiej podwójnej okazji. – zaskrzeczał charakterystyczny głos i pazurzasta łapa wyciągnęła się z siedzenia po prawej. Rzucono w nią niewielką torbę pieniędzy.
- Dobrze się spisałeś...
- Pamiętajcie o waszym skromnym słudze, który zawsze chętnie poderżnie gardło Bestii. – żółte optyki błysnęły szaleńczo.
- Możesz odejść. – odprawił go ktoś.
- Teraz mamy dwa Scraplety do ubicia. – zamruczał głęboki, groźny bas.
- Wasza Wysokość, wszystko załatwione. – oznajmiła Speeddeath, stając przede mną na baczność – Jesteśmy gotowi do powrotu.
- Dobrze. Zaraz się zbierzemy. – uśmiechnęłam się do niej delikatnie, kiwając głową z aprobatą. Jednak pani kapitan poruszyła się niezręcznie i spojrzała na Prima. Uniosłam lekko łuk optyczny – Coś się stało?
- Królowo... – botka była niepewna, ale widząc moją postawę, przełamała się – Mam złe przeczucie co do Vipera. Nie zachowuje się jak jeniec. Nie jest nawet przestraszony, tak jak Starscream...
- Nie wiążesz tego z jego... ułomnością procesora? – spytał delikatnie Prime, pochylając się do przodu.
- To coś więcej. – upierała się botka – Jest bardzo arogancki, jakby trzymał coś w zanadrzu. Wyczuwam tu jakiś podstęp. Co mamy z nim zrobić? Komandor się trochę niecierpliwi...
- Rozumiem... – mruknęłam w zamyśleniu, pocierając brodę. Faktycznie brzmi to niepokojąco. Ostrożności nigdy dosyć, ale... – Optimusie czy zgodziłbyś się na przesłuchanie w twojej bazie?
- Pod warunkiem, że będzie jawne. – rzekł po krótkim namyśle, spoglądając na mnie znacząco. Uniosłam lekko kącik ust w niezręcznym uśmiechu.
- Przyprowadź więc ich obu. – rozkazałam cicho – Ocenię czy rzeczywiście mamy się czym martwić. Tylko nie śpiesz się! Musimy odprawić ludzi.
- Tak jest Pani. – zasalutowała i ruszyła spokojnie do wyjścia.
Wzrok zgromadzonych błądził w moim kierunku. Dowódcy od rana gapili się na mnie dziwnie. Zmarszczone twarze, napięte spojrzenie, zaciśnięte pięści. Wyglądali, jakby czekali na atak. Doktorkowie też nie spuszczali wzroku ze mnie i lidera botów, ale ich twarze zdobiły wszystkowiedzące uśmieszki. Pozostała część oddziału do tej chwili nie zwracała na nich uwagi i rozmawiała radośnie z ludźmi. Atmosfera tylko zgęstniała odkąd przybyli moi wojownicy. Lepiej, żeby nie usłyszeli tego ode mnie... Spojrzałam prosząco na przywódcę, który skinął głową i powstał.
- Za chwilę odbędzie się tu przesłuchanie. – oznajmił donośnym głosem – Muszę prosić naszych ludzkich przyjaciół o ukrycie się...
- Najlepiej byście powrócili do domu. – dodałam spokojnie, obserwując dzieciaki.
- Przyprowadzą ich tu?! – boty popatrzyły po sobie zaskoczone.
- Ej to nie fair! Ja chcę ich zobaczyć! – zaprotestowała Miko, przerywając zabawę z Moonem.
- Tak jak chciałaś zobaczyć Megatrona? – przypomniała jej Karen, również odsuwając się od mojego synka – Wszystko słyszałam wariatko.
- Jesteśmy częścią oddziału! – zauważył niepewnie Rafael.
- To prawda, jednak naszym priorytetem jest zapewnienie wam bezpieczeństwa. – odparł stanowczo lider.
- Dzieci, uspokójcie się. Najwyższy czas wracać już do domu. – odparł pan Sparks, ujmując żonę pod rękę. Posłałam im wdzięczne spojrzenie.
- To był całkiem miły wieczór... ale Angel... – zwróciła się do mnie Mary, patrząc mi głęboko w optyki – Nie rób nam tak więcej.
- Dżidżi, przestraszyłaś nas wszystkich nieźle. – westchnęła Karen.
- Ogłoszę wszystkim, że już nie wolno mnie ranić. – odparłam ciepło i rzuciłam spojrzenie Fowlerowi – Może się tu zrobić bardzo niebezpiecznie. Schowaj się dobrze agencie. Wolę by Viper nie zapamiętał żadnej z waszych twarzy.
- Mamy się bać związanej kaleki? Decepticony widziały mnie już nie raz, co z tego, że mnie zobaczy? – wzruszył ramionami.
- Viper jest stary i w dodatku stuknięty. Co on może zrobić? – zaśmiał się Smokescreen.
- Po co ich tu w ogóle przyprowadzać? – dociekała Arcee.
- Można ich dokładniej przesłuchać na waszej Wyspie. – mruknął ostro Thunderbolt.
- Obecne okoliczności wskazują na to, iż lepiej jest przeprowadzić przesłuchanie tutaj. – odparł stanowczo Optimus, patrząc poważnie na stwórcę – Udzieliłem na to zgody.
- Jest takie ludzkie powiedzenie: „strzeżonego Pan Bóg strzeże". – rzuciłam z naciskiem, patrząc intensywnie na opozycję – Ten mech jest wyjątkowy. Lepiej, by nikogo z was nie zobaczył.
- Słusznie. – zgodziła się June i spojrzała na dzieciaki – Nie róbcie takich min! Jak raz zgadzamy się, by odsunąć was od zagrożenia. Akceptuję waszą przyjaźń z robotami z kosmosu, ale nie to, że przez nią zginiecie!
Opieszale, ale zgodnie dzieci pożegnały się i odjechały. Stworzyli niezłe zamieszanie, które wykorzystałam, by przekazać swój detpad Moontearowi i szepnąć mu kilka poleceń do audioreceptora. Mały smoczek, bardzo przejęty swoim zadaniem, teleportował się posłusznie, oczyszczając wreszcie teren z najmłodszych. Odetchnęłam nieznacznie i popatrzyłam w stronę korytarza. Kroki zbliżały się równo, zagłuszając nieustający szmer. Prime przysunął się nieznacznie, stając nieco przede mną w obronnej pozycji. Błysnęłam wesoło optykami, szybko jednak przybrałam poważną minę. Między palcami utworzyła się ruchoma igiełka z energii. Skup się Angel... trzeba osądzić dwóch zdrajców.
Szybciej poczułam ich wejście niż ujrzałam. Atmosfera momentalnie się zmieniła. Ulotny, acz odrażający smród rozniósł się po pomieszczeniu. Obaj jeńcy nie mogli się bardziej różnić od siebie. Starscream szedł o własnych siłach, ale trzymał głowę spuszczoną, tak samo jak skrzydła. Zaschły energon pokrywał jego pazury, a podrapane ciało drżało lekko z wysiłku. Wyglądał jak psu... czy Lordowi z paszczy wyciągnięty. Uginał się pod kpiącymi i wrogimi spojrzeniami autobotów. Tymczasem Viper... Potykał się o własne odnóża. Trzeba go było niemalże nieść. Ślady po ataku byłego Komandora wyglądały paskudnie. Patrzył spode łba na wszystkich wokół, jednak w głębi spojrzenia trzech optyk widać było złośliwy triumf. Na jego wargach igrał nikły, obłąkany uśmieszek. Speeddeath miała rację. Wygląda, jakbyśmy byli na jego łasce, nie na odwrót... W dodatku to dziwne, nerwowe uczucie w powietrzu. Mam złe przeczucia. Przechyliłam nieznacznie głowę, mierząc go wzrokiem. Iskierka skakała w palcach. To nie będzie takie proste.
- Ostatnio obiecałam ci śmierć, jeśli wejdziesz mi w drogę. No i jesteśmy... – mruknęłam od niechcenia. Szmer stał się jakby głośniejszy.
- Beautifuldeath... Dalej trzymasz się kodeksu przestępców? – skrzeknął, poruszając żółtymi optykami – Zamierzasz torturować mnie przed zgaszeniem?!
- Ostre słowa jak na byłego członka organizacji. Przynajmniej wiem skąd wywodzą się czarne legendy... – mruknęłam, ostentacyjnie oglądając iskierkę mocy w palcach – W naturze rzeczy jest zmieniać się. Ale ty jak zwykle się temu opierasz... Plujesz kwasem do końca. – strzeliłam ogonem jak z bicza, unosząc go sztywno – Ale może dla odmiany zaskoczysz mnie i opowiesz co nieco o swoich przygodach z Primami?
- Po co? Żebyś mogła nas wypatroszyć jak Arachnid kiedy skończymy? – błysnął krzywymi zębami. Rozległy się wokół zaskoczone westchnienia i szepty. Pobladła Arcee posunęła się do przodu. Nawet część moich botów patrzyła na mnie zaskoczona.
- TA Arachnid?! – Smoke otworzył usta z wrażenia.
- Zgasiłaś ją...?
- Pije olej z grabarzami? – spytał z niedowierzaniem Rachet.
- Nigdy tego nie powiedziałaś. – mruknął poważnie Optimus.
Żółto-optyki mech spojrzał na mnie triumfalnie, a w odpowiedzi oślepiłam go iskierką. Eris w wersji szalonej kreatury. Że też musiał przypomnieć o niej. Skrzywiłam lekko usta na wspomnienie egzekucji. Tak trzeba było...
- To był zbyt miły dzień, żeby o niej mówić. – odparłam cicho i niewzruszenie, kierując uwagę do Vipera – Nie przestajesz być rdzą na zderzaku... Jak będziesz niegrzeczny, to wydłużysz sobie wyrok.
- Wyroku? Przecież nie zrobisz dla mnie specjalnie rozprawy, gdy już wydałaś sąd... – splunął mi pod nogi. Jeden z oficerów wykonał nerwowy ruch, ale powstrzymałam go drobnym gestem – Tak jak z dawną towarzyszką broni! Rozprawiłaś się z nią bez sądu...!
- Wiesz jakie są dwie istotne różnice między tobą, a nią? Po pierwsze, najistotniejsze, nie jesteś śmiertelnym zagrożeniem dla moich poddanych. Dlatego długi sąd i więzienie są możliwe. – rzekłam bardziej w kierunku autobotów niż zdrajców. Trzeba walczyć o głosy, które można przekonać – Po drugie jesteś absolutnie odrażającym, żałosnym indywiduum. Potrafisz tylko mieszać mój spokój.
- Bałaś się jej, dlatego wykończyłaś ją torturami...! – skrzeczał z dziwacznym uśmieszkiem, ale niezbyt długo.
- Nie chcesz mówić to nie. Ale może twój przyjaciel zdrajca będzie bardziej rozmowny... – odprawiłam go skinieniem.
Strażnicy odsunęli pokrakę i uciszyli. Nie ma mowy by go prowadzić do domu. Jeśli mi się nie uda, odeślę go do jakiejś starej bazy. Błysnęłam lekko optykami, rozglądając się szybko. Boty patrzyły na mnie z mieszanką zadowolenia, frustracji i wątpliwości. Dowódcy byli niezadowoleni i zdenerwowani. Ultra Magnus patrzył na mnie ze szczególnym niesmakiem, ale nie wtrącał się. Nie podobało mu się najwyraźniej „przesłuchanie". Tymczasem decepticona wypchnięto na środek. Mech stanął przede mną chwiejnie, poruszając nerwowo skrzydłami. Rezygnacja i strach malowały się na jego twarzy. Dziwne, nieprzyjemne uczucie wzmocniło się. Smród przybliżył się, za to szmery przycichły. Co tu się dzieje?
Niespodziewanie poczułam uścisk na ramieniu. Prime skinął minimalnie w kierunku więźnia, marszcząc się groźnie. Przechyliłam nieznacznie głowę, mrużąc optyki, by po chwili wytrzeszczyć je delikatnie. Nie wierzę... Zmarszczyłam łuki optyczne, ściskając lekko dłoń Optimusa.
- Starscream. – mruknęłam, kryjąc starannie niedowierzanie – Dlaczego?
- Wybacz Pani... – odchrząknął niezręcznie. Wymowny komandor najwyraźniej nie mógł się wysłowić – Nie sądzę bym tym razem potrafił się wybronić... Wiesz przecież wszystko.
- To, że wiem, nie znaczy, że rozumiem czemu... – rzekłam powoli, skanując go czujnym spojrzeniem. Jak ja to przeoczyłam?
- Nie sądziłem, że mam jakikolwiek wybór. Nie ważne czy bym zdradził, czy nie, w końcu byście mnie wyrzucili za to samo. – rzekł gorzkim, warczącym tonem. Spojrzał na mnie upokorzonym wzrokiem – Przynajmniej mogłem pożyć dłużej...
- Więc znów stchórzyłeś i poszedłeś na łatwiznę... A za twój nędzny wybór zapłacił Greenfire. – odparłam z chłodnym gniewem, pocierając optyki jedną dłonią – Naprawdę sądzisz, że nie zorientowałam się jaka jest twoja misja?
- Chwila moment, cofnijmy się trochę! – Wheeljack podszedł na kilka kroków bliżej – Przyjęłaś patyczaka do siebie?!
- Jego?! – zmarszczył się Rachet. Bee pisnął z zaskoczeniem.
- Tak. – uniosłam na nich łuk optyczny – Czy naprawdę dziwi was to po tamtym duecie?
- To trochę co innego niż przyjmowanie tego... – warknęła Arcee, ale moi strażnicy prychnęli delikatnie.
- Nie bardziej niż zwykle. – syknęła uciszająco Speeddeath.
- Zabierasz do siebie decepticony?! – zagrzmiał Thunderbolt, ale pod ciężkim spojrzeniem pani kapitan nie wyrażał już zbulwersowania.
- Nie miało znaczenia do której frakcji należałeś. Wystarczyła dobra Iskra i lojalność, byś dostał szansę. – rzekłam z naciskiem, wpatrując się w Komandora. Rozległy się prychnięcia niedowierzania, ale nikt nic nie rzekł.
- Gdybym tego nie... – zaczął, garbiąc się strachliwie.
- Próbujesz oszukać mnie czy siebie? – przerwałam mu ostro, stukając palcami w kostkę.
- Arachnid... – zaczął, zbity z pantałyku, ale nie dałam mu rozwinąć.
- Nie powiesz mi, że mistrz kłamstw uwierzył we własną propagandę. Przestań się nią w końcu zasłaniać! – warknęłam z godnością. Rzuciłam złe spojrzenie Komandorowi, starając się myślami zmusić go do zbliżenia się – Według prawa mogę skazać cię na śmierć lub ofiarować ci ostatnią szansę. Nawet komuś tak nędznemu jak ty... Zastanów się więc dobrze, co masz mi do powiedzenia.
Obecni wstrzymali oddech. Szary decepticon wpatrywał się we mnie z otwartymi ustami. Jego skrzydła zadrżały nerwowo. Wzrok autobotów kursował między mną, a nim, gdy usiłowały zrozumieć co się dzieje.
- Pomyliłem się i chcę odkupić się Królowo! – con wreszcie otrząsnął się i postąpił krok do przodu. A więc mam jakiś wpływ na samochwałę – Dlatego starałem się sabotować dyskretnie działania Lorda...
- Tak jak z koroną? – spytał spokojnie Prime.
- Tak! Gdybym mógł, przyniósłbym również tą drugą, ale nie mogłem ryzykować... – zgodził się entuzjastycznie. Wątłe światło nadziei błysnęło mu w optykach – Powiem wszystko czego się dowiedziałem podczas służby! Przysięgam!
- Żałosne... sądzisz, że dotrzyma słowa? – zasyczał Viper – Powiesz co wiesz i odrzuci cię jak śmiecia...!
Strażnik szarpnął nim i zatkał mu paszczę ręką. Komandor rozglądał się nerwowo rozgadał, bełkocząc dramatycznie, ze szczyptą paniki o niezmiennym piekle Nemezis, żalu i pragnieniu odpokutowania. Ile wpływu ma tak na prawdę mroczny energon? Czy Lord mógł wpłynąć na jego decyzje? Ale przede wszystkim jak bardzo można ufać jego słowom? Zwróciłam wzrok ku Optimusowi.
- A ty co sądzisz? Jest tego wart? – spytałam cicho w języku Primów.
- Moim zdaniem tak. – mruknął z namysłem, zakładając dłonie za plecami – Każdy bot może powrócić na właściwy tor. Jakie jest twoje zdanie?
- Nie wiem... nie jestem pewna. – westchnęłam, składając dłonie przed sobą.
- ... żałuję tego, co się stało. Błagam o wybaczenie Królowo... – wydusił w spanikowanym słowotoku Starscream.
Uciszyłam bełkot gestem, wpatrując się ostro w cona. Wreszcie dałam znak, by podprowadzono go bliżej. Mech zachwiał się i przykląkł przede mną, drżąc jak osika. Zamknął optyki, gotując się na zgaszenie. Smród śmierci stał się jeszcze wyraźniejszy niż przedtem. Położyłam mu jedną dłoń na głowie, drugą pociągając w swoją stronę nić energii. Scream wzdrygnął się, a fioletowa mgła zaczęła wypływać z jego Komory Iskier. Stęk cierpienia oraz westchnienia zaskoczenia zmieszanego z przerażoną fascynacją rozległy się w hali. Ogon błysnął jaśniej.
- Co do...? – wydusiła Andromeda.
- Co to jest?! – wykrzyknęła Blue.
- Na Wielką Macierz Centralną! – dodał jej mąż.
Decepticon otworzył wreszcie optyki pełne zachwytu. Proces oczyszczenia trwał jeszcze chwilę. Ciemna energia zmaterializowała się w mojej dłoni jako sporych rozmiarów fioletowy kryształ. Odetchnęłam cichutko, opierając się plecami o kostki. Ogarneło wielkie znużenie i kłucie Iskry. Wybuchły okrzyki niepokoju i zdenerwowania, lecz nie poruszyły mnie tak jak cichy pomruk silnika Optimusa. Patrzył na mnie ze zmartwieniem i fascynacją. Skinęłam głową, uśmiechając się słabo i prostując powoli. Ogon wreszcie zgasł.
- Niech mnie nie oliwią!
- Na brodę wuja Sama, co to było?!
- Co się tu stało? – zażądała Arcee.
- Sama chciałabym wiedzieć. – mruknęłam spokojnym tonem, normując pracę wentylacji – Jak mroczny energon znalazł się w twoim systemie?
- Mroczny energon nie istnieje! – prychnął arogancko Smokescreen. Bee pisnął na niego z naganą.
Komandor otrząsnął się ze stanu zauroczenia i... zrobił lekko niebieski.
- Usiłowałem wskrzesić Skyquake'a. – przyznał niezręcznie – Nie sądziłem, że cokolwiek z tego zostało.
Odlegle przypomniałam sobie sytuację z wielką łapą, którą ostatecznie zniszczyły boty. Nie był to najdumniejszy moment cona. Wierny żołnierz został skazany na wieczną niewolę... tak samo jak tamten rogaty autobot. Nieszczęśni, postradali Iskry przed oczyszczeniem...
- Nie dziwi mnie, że wiernie kroczysz drogą swojego mistrza. Zawróć jednak, nim będzie za późno. – westchnęłam, kręcąc lekko głową – Dostaniesz ostatnią szansę. Powiesz wszystko co wiesz i widziałeś. Potem zaszczepią ci nadajnik i puszczą jako bezfrakcyjnego. Rację energonu dostaniesz regularnie co jakiś czas. – popatrzyłam na niego chłodno. Z każdym moim zdaniem jego skrzydła powoli opadały – Jeśli dowiedziesz lojalności, przyjmiemy cię z powrotem. Jeśli znów mnie zdradzisz...
- Wiem Królowo... Przysięgam nigdy więcej nie powrócić do frakcji Megatrona. – odparł po chwili, schylając głowę z szacunkiem, w geście akceptacji losu – Dowiodę ci, że...!
- Czyny będą znaczyć więcej niż przysięgi. Dotrzymaj jej dla siebie... i dla Skywrapa. – ucięłam, odwracając głowę.
Decepticon wytrzeszczył lekko optyki, ale powstał powoli i dał się odprowadzić. Zakryłam kolana skrzydłem, gwiżdżąc głośno. Moon teleportował mi się na kolana z detpadem w łapkach. Zamruczałam z zadowoleniem, dając mu znak, że za dwie godziny się zobaczymy. Maluch klasnął w dłonie i zniknął.
- Ostatnia szansa. Powiesz po dobroci czy nie? I tak się wszystkiego dowiem. - rzekłam spokojnie, patrząc na ciekawskiego zdrajcę.
- Nic ci nie powiem Bestio z Cybertronu! – wydusił, gdy wreszcie go puścili. Zataczał się od przeciążenia sieci.
- Twoja wola. Harmonio?
- Przefiltrowałam skopiowane informacje Królowo. Pozostały tylko istotne wspomnienia. – odparła sztuczna inteligencja, ale coś w jej tonie sprawiło, że postawiłam czujnie audioreceptory – Uważam jednak, że razem z tobą powinny obejrzeć to autoboty...
- Przełącz obraz na komputer. – rozkazał Optimus, pochylając się nade mną.
To nie wróży nic dobrego. Zacisnęłam palce na krysztale w dłoni i odpaliłam przygotowane wideo. Wszyscy zwrócili się ku swoim ekranom. Wspomnienie było ono bardzo ciemne. Ledwie dało się rozpoznać korytarz... Chwileczkę.
- Ja znam to miejsce. – wymamrotałam, czując jak groza przeszywa chłodem moje ciało.
- Czy to nie jest...? – zaczął Ultra Magnus, marszcząc się.
Con zaczął znów skrzeczeć ze wściekłym zaniepokojeniem, ale kompletnie go zignorowano. Nie... on... to on pomógł zaplanować tamtą pułapkę. Tę jedną, która zmieniła absolutnie wszystko. Widok Deathplay na ekranach monitoringu był jak uderzenie w brzuch. Mroczny energon zatrzeszczał mi głośno w ręku, a szmer stopniowo zwiększał głośność.
Na szczęście oszczędzono mi widoku straszliwej bitwy. Kolejne wspomnienia jednak były nie mniej rozstrajające. Ukazywały jak ten Scraplet piął się w szeregach wojska Primów. Raz po raz oglądał twarze moich najgorszych wrogów i zbierał pochwały za pracę wywiadowczą. Musiałam powstrzymywać odruchy obrzydzenia, gdy się pojawiali. Przeszłe sukcesy przeplatały się z setkami złośliwostek, kłamstw i szpiegostwa swojego otoczenia. Con żył w odrażający sposób. Udawał przygłupa, wariata, chętnie raportując różne wykroczenia i tajemnice oficerom. Dopuszczano go do tajemnych obrad złożonych z niemal kompletnego składu Primów. Prawie wszyscy przeżyli. Był też wśród nich Alpha Trion... i ON. Aż wreszcie...
Viper przeszedł zaskakująco cicho wzdłuż korytarza do jakiegoś pokoju. Grzebał w jego rzeczach, szukał czegoś, aż wreszcie dopadł mały, czarny nośnik danych. Ze swoją zdobyczą pobiegł wprost na radę, gdzie burzliwie omawiano plany podporządkowania sobie Ziemi i podał go... JEMU. Czerwone spojrzenie zabłysło złośliwymi Iskierkami. Szaleniec schował się za fotelem swego pana.
- Panowie, chciałbym prosić o głos. – odezwał się głęboki, przyjemny dla audioreceptora bas – Chciałbym, byście wiedzieli, że zdrajca jest wśród nas.
Zakryłam usta drżącą dłonią. ON żyje... i w dodatku jest razem z nimi... Westchnienia zaskoczenia obiegły pomieszczenie. Optimus przykląkł obok, wpatrując się w ekran tabletu.
- Cóż masz na myśli?
- Jest ktoś, kto zgłaszał nasze plany Anielicy.
- Masz na to dowody?
- Oczywiście... nasz przyjaciel Viper śledził zdrajcę już od dłuższego czasu i dostarczył mi dość dowodów, by z pewnością oskarżyć o zdradę. – błysnął zębami, odpalając nośnik.
Znajomy kolor hologramu rozpostarł się przed nimi. Brodata głowa Wielkiego Archiwisty bez przywitania zaczęła mówić cicho i szybko: „Nie macie za wiele czasu do naszego przylotu. Angel, musisz jak najszybciej połączyć się z Optimusem i nauczyć go choć części tego co wiesz. Sama spróbuj połączyć się z Iskrami...". Jego głos uciął się z ostrym kliknięciem, a wszystkie głosy zwróciły się ku staremu Primowi, który siedział sztywno na swoim tronie
- Co ty na to drogi Trionie? - spytał Syrion z lekkim uśmieszkiem.
Siedziałam jak sparaliżowana, wpatrując się pusto w ekran. Iskra łomotała mi w piersi, a szmer zmienił się w istny ryk. Panika narastała, lecz nim zdołała zwyciężyć, ktoś złapał mnie za dłoń. Nastroszyłam nerwowo pióra, zerkając na bok. Lider autobotów obserwował mnie czujnie, unosząc nieco łuki optyczne w zmartwieniu. Wypuściłam drżący oddech i objęłam przyjaciela skrzydłem. Moja rodzina jest ze mną i nie da mnie skrzywdzić. Primów tu jeszcze nie ma. Mamy trochę czasu by się przygotować. Odetchnęłam wreszcie, biorąc się w garść. Będzie dobrze. Wróciłam wzrokiem do detpada, ale nie rozłączałam naszych dłoni.
Teraz wspomnienia przeskoczyły do pobytu na Nemezis, gdzie Soundwave i parę Vechiconów majstrowało wokół cielska Vipera. Lord rozmawiał z nim niewzruszenie.
- ... nie zawiedź mnie lepiej.
- Nie obawiaj się panie. Nie chcę wyglądać jak Starscream. – zarechotał paskudnie – Możesz mi wierzyć, Beauty wypadła z formy. Nie zorientuje się w niczym.
- Liczę na to.
- Panie, już zakończyliśmy operację! – rzekł po chwili jeden z Vechiconów.
- Dobrze...
- Przed misją... włączy... podgląd wizji. – rzekł miksem głosów Soundwave.
- Będzie równie silny jak nadajnik?
- Powinien... działać.
Ekran zgasł. Atmosfera stała się tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Cicha furia zajęła miejsce strachu. Ta parszywa gnida... Śmierć to zbyt mała kara za to wszystko. Zerknęłam na swoje ręce i zacisnęłam mocno wargi. Tak... za to wszystko zasłużył na ten los.
- Bardzo piękna przeróbka, naprawdę, gratuluję ci. - zaskrzeczał, uśmiechając się pogardliwie - Nie wiedziałem, że tak boisz się moich słów i prawdy...
- Kłamca! To nie była pierwsza wiadomość, jaką Wielki Archiwista wysłał Jej Wysokości. - prychnęła ostro Speeddeath. Oddział wyglądał, jakby tylko czekali na rozkaz by go rozszarpać.
- Jej Wysokość jest bardziej wiarygodna niż ty. - warknął głucho Rachet. Boty patrzyły z zimnym gniewem na zdrajcę.
- Alpha Trion został zamknięty w swojej kwaterze. - dodał niespodziewanie Smokescreen, zwracając się ku dawnemu oficerowi ze zdenerwowaniem - To dlatego zmieniono mój przydział?! Żeby nikt się nie dowiedział?
- Pani, co powinniśmy z nim zrobić...? - spytała pani oficer, zwracając wzrok obecnych ku mnie.
Spojrzałam w żółte, kaprawe optyki. Pojedyncza kropla oleju zaczęła ściekać mu z czoła. Puściła mu uszczelka. Czuje, że się nie wymknie... Podniosłam się powoli, opierając się na wbitych w ziemię skrzydłach.
- Za wszystkie zdrady i knowania, za każdą Iskrę, do której zgaszenia się przyczyniłeś, na mocy władzy nadanej mi przez Cybertron, skazuję cię na martwy żywot po kres istnienia. - warknęłam lodowato. Obecni popatrzyli na mnie skonfundowani.
Nagle teleportowałam się światłem do więźnia i wbiłam mu kryształ w Iskrę. Jeniec wydał z siebie zduszony stęk, chwiejąc się na nogach.
- Ja zawsze wypełniam dane słowo... - zasyczałam mu do audioreceptora, transformując dłoń w ostrze.
Znaki ciała zabłysły srebrno. Wcisnęłam rękę głębiej, aż do Iskry. Viper zarzęził jak stary złom. Mroczny energon wypełnił jego przewody. Wstrząsnęły nim drgawki, a optyki zabłysły fioletem. Dopiero gdy smród śmierci rozniósł się wokół, wyszarpnęłam pustą dłoń. Zdrajca zatoczył się do tyłu z jękiem.
Zakręciło mi się w głowie z wysiłku. Niech to rdza... Na szczęście Optimus wsparł mnie z jednej strony. Rzuciłam mu wdzięczne spojrzenie, na co odpowiedział posępnym skinieniem głowy.
Wtem rozbrzmiał ochrypły rechot. Viper łypał na mnie z nienawistną radością. Do reszty stracił rozum?
- O Pani, jak nisko upadłaś! Miałaś godność dumę, moc, władzę nad wszystkim! A teraz? Najpierw Darkknight, potem Megatron i Prime? – uśmiechnął się szeroko. Zamarłam, wpatrując się w największą z optyk. Tylko ja, Death i ON wiedzieliśmy... – Sprzedałaś się na darmo! Lepiej ci było poddać się Lordowi Megatronowi. Tak, jak dałaś się mojemu panu!
Zapadła martwa cisza. Prime zesztywniał, a po chwili puścił mnie. Stałam osamotniona pośród nich wszystkich. Viper wyszczerzył się obrzydliwie. Tak... nie mogłam spodziewać się niczego innego...
Czerwono-granatowy mech posunął się powoli do przodu, nie odrywając wzroku od zdrajcy.
- A ty? Potomek Primusa, iskrzący się z córką Unicrona... Potrzeba więcej niż pusta Matryca, byś stał się jednym z Primów! - przypatrywał się mu złośliwie.
Głuchy warkot i głośny szczęk łamanego metalu przerwał jego szyderstwa. Głowa wystrzeliła spomiędzy ramion i upadła ze stukotem na ziemię, a ciało padło w drgawkach na ziemię. Ostry zapach zgniłej energii i szmer wypełniły pomieszczenie na kilka chwil i umilkły.
- Primusie...
- Wielki Boże...
- Na Wielką macierz Centralną...
- No i koniec przesłuchania. - podsumował z satysfakcją Wheeljack.
Optimus powoli opuścił ociekające liliowym energonem ostrze i odwrócił się do mnie. Jego optyki świeciły furią, jakiej nigdy u niego nie widziano. Wymieniliśmy się spojrzeniami, by po chwili detransformować broń. Zwróciliśmy się do swoich botów.
- Decepticony prawdopodobnie już znają naszą lokalizację. Zbierzcie co się da, musimy przenieść się w inne miejsce...
- Kapitanie, czym prędzej powiadomcie Harmonię, niech umówi mnie na spotkanie...
- ... załadujcie najważniejsze przedmioty na statek Wheeljacka...
- ... rzućcie to ścierwo do dziury Scrapletów. Nowe informacje dostarczcie generałowi...
- ... Fowler, porozumcie się z generałem. Niech zorganizuje przeprowadzkę dla całego Jasper...
- ... ściągają wszystkich naszych ludzkich sojuszników do safehousów. Przesłuchajcie Starscream'a, a potem puśćcie...
Zrobiło się straszne zamieszanie. Obecni rozbiegli się wykonać nasze rozkazy najszybciej jak się dało. Odetchnęłam z ulgą. Dobrze, że schowałam ludzi i dzieci... Gdyby nie Speed, najpewniej posłałabym go na wyspę i dała się złapać! Mimowolnie zaczęłam pocierać klatkę piersiową.
Niespodziewanie Optimus przytulił mnie. W milczeniu oddałam uścisk z największą siłą jaką byłam z siebie w stanie wykrzesać.
- W porządku? - mruknął nisko.
- Na tyle na ile... Dziękuję. - odparłam cichutko, opierając się o niego całym ciężarem.
- Gdybym wiedział, jak ten złom cię potraktował... - zasyczał z gniewem.
- To już przeszłość. Zadbajmy o to, by zabezpieczyć naszą przyszłość. - szepnęłam, spoglądając na niego - Macie gdzie się zatrzymać?
- Ludzie pomogą nam znaleźć dobre lokum... W międzyczasie coś wymyślę. - rzekł posępnie.
- Możecie przyjść do mnie. - zaproponowałam cicho - Jest miejsce, inne autoboty... mogłabym cię tam uczyć.
- To jest hojna propozycja... - przyznał po chwili namysłu - Ale muszę to jeszcze omówić z pozostałymi. Musimy się upewnić, że nic nie stanie się naszym przyjaciołom.
- Oczywiście. Będę czekać na odpowiedź. - skinęłam głową, otwierając sobie portal - Uważaj na siebie Optimusie.
- Ty również Angel. - ucałował moją dłoń z szacunkiem.
Rozeszliśmy się do swoich światów. Przeszłam z pomocą moich wojowników bezpośrednio na pola treningowe przed wejściem, gdzie porwał mnie wir znajomego chaosu. Odetchnęłam z zadowoleniem, spoglądając czule na rozradowanych poddanych. Do roboty!
* * *
- Królowo, przeprowadzka Jasper zakończyła się pomyślnie.
- Doskonale. - mruknęłam znad pulpitu kreślarskiego - Czy nasi ludzie też już są bezpieczni?
- Tak Pani. Większość zgodziła się zostać naszymi ambasadorami. Przydzieliliśmy im ochronę na dowód.
- Za parę dni na Wenus zostanie dostarczona flota mniejszych statków. Kolonie proszą o otworzenie wielkiego portalu na dwa odrestaurowane krążowniki.
- Harmonio, ustal nam to wydarzenie w następnych dniach jako priorytet. - powoli przesuwałam palcami po desce, usiłując wpasować nowy generator mocy.
- Zbrojmistrzowie zgłaszają, że ekwipunek wszędzie jest gotowy. Magazyny są w połowie pełne, ale fabryki jeszcze produkują...
- Natomiast paliwa mamy spory zapas. Został rozdzielony sprawiedliwie między wszystkie planety.
- Cholera jasna. - westchnęłam, patrząc jak prototyp migocze. Zbyt słabe - Niech nie przestają produkować. Czy wymiana międzyplanetarna przebiega dość płynnie?
- Tak Królowo. Ustaliliśmy sposób na obejście zagłuszaczy pola. Teraz już tylko tak przesyłamy komponenty i energon.
- Pani, przybyły Autoboty. - oznajmiła nagle Harmonia - Czy przyprowadzić ich tu?
- Wyjdę na taras. - odparłam, unosząc wreszcie głowę - Sprawdźcie dla mnie jak idą negocjacje z ONZ.
Teleportowałam się przed drzwi wychodzące na główne wejście. Już czekał tam na mnie Blackblade z zaniepokojoną miną. Wsparł mnie troskliwie, lustrując dokładnie wzrokiem.
- Trzymasz się jakoś? Nie przepracowujesz się?
- Jest dobrze, nie martw się. - wyprostowałam się, uwalniając skrzydła.
- Dobrze? Czy "dobrze"? - spojrzał na mnie znacząco.
- Normalnie. Nie czuję się gorzej, uwierz. - uśmiechnęłam się, ściskając go po bratersku - Chodź, czekają na nas.
Ruszyliśmy. Rozłożyłam majestatycznie skrzydła, stając przy balustradzie. Oddział mego przyjaciela kroczył śmiało przed siebie. Witało ich z szacunkiem kilka byłych autobotów, które wybrano na komitet powitalny. Patrzyli na mnie wszyscy, ale to para pewnych cyjankowych optyk najbardziej cieszyła moją Iskrę. Przymknęłam skromnie powieki. Jest w końcu... Teraz mam ich przy sobie już prawie wszystkich. Uniosłam rękę w geście pozdrowienia, machając delikatnie ogonem.
- Witajcie na Wyspie.
Hej hej!
Ale się gęsto zrobiło... Mam nadzieję, że spełniło to wasze oczekiwania. Już mało czasu zostało do ostatecznej bitwy. Ale i mało czasu do rozpoczęcia nowego roku akademickiego hah... Ale nie martwcie się, zrobię co w mojej mocy, by zakończyć to przed startem 2024 roku. Jestem zbyt blisko, by zwolnić!
Już w następnym rozdziale obejrzymy konfrontację Wyrzutków z Primami! Pojawi się też wkrótce gość-niespodzianka, a nawet dwóch. Zachęcam do zgadywania kto to będzie ;)
Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy!
~Angel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top