Moja mała Iskierka

To była pamiętna noc... Pamiętna dla wszystkich. I bardzo wyczerpujący. Femme o fioletowym lakierze i botka o czerwonych optykach, poczuły się odpowiedzialne za zorganizowanie szybkiej ucieczki z więzienia Iskierek. Doskonale zdawały sobie sprawę, że gdy tylko opadnie pierwszy strach, Primowie zaatakują, a wtedy mogą nie mieć tyle szczęścia. Nie wiedziały gdzie się udać, ale... wiedziały czym. Doskonale wiedziały czym. W niespełna kilka cykli udało im się zgarnąć maluchy na wielki statek transportowy i uciec, zabierając ciała zgaszonych: Blackriver oraz Moonrise'a.

Ku zaskoczeniu obydwu Femmbotek okazało się, że obydwie miały podobne pojęcie o prowadzeniu tego rodzaju statków kosmicznych, dzięki czemu zdołały szybko wystartować i skierować się na południe. Jednak cisza na mostku stawała się coraz gęstsza i bardziej nieprzyjemna.

- Co teraz? - czerwono-optyka odezwała się jako pierwsza, rzucając nieufne spojrzenia na swoją towarzyszkę - Co zrobimy?

- Myślę nad tym... - powiedziała tamta, odwracając wzrok - Na całym Cybertronie będą nas szukać...

- A energonu nie starczy na ucieczkę. Zatrzymamy się gdzieś w połowie drogi na środkowy księżyc. - burknęła tamta, studiując informacje na monitorze.

- Hmm... wiesz, gdzie znajduje się Głębia Primusa?

- Że co? - przekręciła głowę na bok.

- Taka największa szczelina w planecie, przy granicy gór i Morza Rdzy. - spojrzała na nią - Tam możemy poszukać jakiegoś dostatecznie szerokiego miejsca na lądowisko...

- Sądzisz, że cokolwiek tam znajdziemy?

- Jak kiedyś mieściły się tam te wielkie bestie, to i ten statek się zmieści. - zerknęła na nią kątem optyki - Poza tym to ostatnie miejsce, o które moją nas posądzać Primowie... nikt tam się nie zapuszcza.

-Na pewno nie bez powodu.

- Będziemy mięli tam dwa wejścia. Jedno od miejsca, z którego wlecimy, a drugie na pewno będziemy mogli sobie wyprowadzić z mojej kryjówki. - zapatrzyła się przed siebie, nieco niewprawnie sterując statkiem - Chyba znajdę dobre korytarze...

- Skąd wiesz, że cokolwiek by tam prowadziło? - botka była sceptyczna.

- W końcu nasza planeta ma warstwową strukturę. Na pewno coś znajdziemy. - duże, błękitno-srebrne optyki budziły zaufanie - Jakoś sobie poradzimy.

W tym momencie czerwono-czarna Femme miała szczerą ochotę wyrzucić z siebie całą złość i pokłady irytacji. Jej towarzyszka naprawdę mocno ją irytowała, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Po prostu... była zbyt miła. Wydawało się jej, że nie jest możliwe takie bezinteresowne podejście. Obawiała się, że zaraz ją wystawi na strzał, podłoży jej Scrapleta czy jak to tam mówili strażnicy... O, wiele się nauczyła w swoim paskudnym więzieniu. Między innymi tego, że mogła liczyć tylko na siebie, a ci którzy zachowywali się miękko, zamyślali często, czy coś w tym rodzaju, byli nędznymi złomami. Chcieli wrobić innych, wydać ich, albo po prostu wykorzystać.

- Może idź już odpocząć DeathPlay? - zaproponowała cicho Skrzydlata - Poradzę sobie z dowiezieniem nas bezpiecznie...

Teraz już była pewna. To na pewno była jakaś prowokacja, jakiś okrutny podstęp tych bestii Szefa! Botka już otwierała usta, by zdemaskować szpiona, a następnie agresywnie zakończyć jego żywot, jednak... coś ją powstrzymało. A mianowicie fakt, że dłonie Ogoniastej drżały delikatnie na sterze, a jej optyki, chociaż wbite w widok wyświetlany przez monitory, były lekko wilgotne. Z zaskoczeniem odkryła, że ta dziwna Femme była "złamana"... albo doskonale udawała. Poczuła się dziwnie, obserwując ją z boku.

Po dłuższej chwili podeszła do niej i poklepała ją po plecach.

- No no. Będzie dobrze. Nie marz się. - burknęła szorstko, patrząc na nią - Nigdzie się stąd nie ruszę. Potrzebny ci dodatkowy pilot. 

Błękitno-optyka spojrzała wtedy na nią z mieszanymi uczuciami, a Death poklepała ją jeszcze i przewróciła optykami.

- Wiesz co? To chyba ty musisz ochłonąć. Oddaj ster i wypłacz się. - warknęła, przejmując dowodzenie i chwytając pewnie stery - Jeszcze ci łzy obraz zamarzą i nas wmanewrujesz w czyiś dom.

Ogoniasta stała przez chwilę obok, a drobne łzy spływały po jej policzkach. Po chwili milczenia przytuliła się do towarzyszki, milcząc. Wreszcie mogła wylać wszystkie łzy i dać upust emocjom po śmierci Stwórców. Była zdruzgotana, ale nie mogła zrobić tego wcześniej... wtedy musiała zająć się tymi, którzy tego potrzebowali.

A DeathPlay spojrzała na nią z zaskoczeniem i odwróciła głowę. Nie do końca tego się spodziewała. Jednak ostatecznie położyła dłoń na jej plecach i pozwoliła się wypłakać. Może jednak źle ją oceniła?

Leżałam spokojnie w formie predacona na lodowcu i obserwowałam śpiące stado. To było długie świętowanie... Ziewnęłam lekko. Megatrona wysłałam z powrotem osiem ziemskich godzin temu. Miło było z nim siedzieć... Poczułam delikatny ruch przy Iskrze. Mały znów się poruszył.

Otworzyłam klatkę piersiową, a wtedy Moon wyśliznął się z mojej Komory Iskier i delikatnie pacnął brzuszkiem o śnieg. Było tu zimno, ale na szczęście dla nas ta temperatura była optymalna, dlatego mogłam pozwolić mu wyjść. Wyglądał naprawdę uroczo. Uśmiechnęłam się, zamykając osłonę i delikatnie trącając go pyskiem. Smoczek ziewnął i przysunął się do mnie. Teraz mogłam sobie dokładnie obejrzeć jego wygląd. Urósł odrobinę, jak na mój gust. Był też mniej wystraszony. Ewidentnie wyczuwał mój zapach i skojarzył go już sobie z rodzicem. To bardzo dobrze. Przeciągnęłam się lekko, a następnie usiadłam, obserwując go. Zamiatałam przestrzeń za sobą ogonem.

Mały bardzo ostrożnie stanął na nogi... i od razu się przewrócił. Pisnął nieszczęśliwie, jednak po chwili spróbował jeszcze raz. Nie poddał się, chociaż rozjeżdżały mu się przednie łapy. W końcu zdołał stabilnie stanąć, co podkreślił jeszcze radosnym piszczeniem. Jednak gdy tylko usiłował zrobić kilka kroków, zachwiał się. Przed upadkiem ocalił go mój ogon, który szybko podłożyłam mu pod brzuszek.

- No no Moontear... - mruknęłam cichutko, delikatnie pocierając pyskiem o jego łepek - Bardzo ładnie malutki. Świetnie sobie radzisz. Ale popróbujesz jeszcze gdy będziemy w domu. Tam będzie ci łatwiej.

Transformowałam się, ostrożnie wzięłam go na ręce i zaczęłam drapać za audioreceptorami. Od razu położył się na moich dłoniach, mrucząc z ukontentowaniem. Zaczął też delikatnie uderzać głową o mój tors. Ha, widocznie jest głodny. Tym razem lekko zmarszczyłam łuki optyczne. Chyba powinnam jednak zaryzykować i połączyć się z malutkim. Wiem, że to niesie ze sobą pewne ryzyko, ale chyba łato zaryzykować... Przy transformacji w predacona musiałam go wyjąć z Komory Iskier, bo źle się ułożył. Nie chcę go oddawać do sztucznej Iskry, ale też nie mogę go narażać na to, że przez złe ułożenie w mojej komorze Iskier zostanie zmiażdżony.

Mały zapiszczał ponownie i nieco mocniej uderzył w moją Komorę Iskier. Niecierpliwił się.

- No już mały... za chwilę cię nakarmię. - kołysałam go delikatnie, wzdychając. Zdjęłam na sekundę hełm, po czym wypuściłam moje "włosy" - granatowo-fioletowe kabelki spod niego. Ciągle trzymam je w zamknięciu. Powinnam częściej je pokazywać.

Otworzyłam sobie portal do Jasper i przeszłam na drugą stronę. Znalazłam się w Dolinie Jetfire'a. Wiatr lekko poruszał zielonymi koronami drzew, a rzeka szumiała cicho. W tafli jeziora odbijało się szaro-błękitne niebo z drobnymi chmurkami. 

Poczułam od razu zmianę temperatury. Było mi nieco cieplej niż tam. Uśmiechnęłam się do siebie i machnęłam delikatnie ogonem, mocząc jego końcówkę w wodzie. Kamyczki pod moimi nogami zachrzęściły, gdy ruszyłam w stronę dobrze znanego mi wejścia do statku Jeta. Muszę przyznać, że faktycznie nie można się domyślić, że jest tu coś nie tak. Wszystko tu wygląda naturalnie.

Gdy zerknęłam w niebo, zaskoczyło mnie, że tutaj było dość ciepłe popołudnie. Dziwne... Uniosłam lekko łuki optyczne, po czym uśmiechnęłam się niezręcznie. Ach no tak... zapomniałam, że na biegunie zupełnie inaczej to wygląda. Pewnie wkroczyłam do kryjówki.

- Dzień dobry Jet. - powiedziałam głośno, jednak nie doczekałam się odpowiedzi - Jet? 

Rozejrzałam się i przekonałam, że nikogo tam nie było. Co się stało? Zaniepokoiłam się dość mocno. Niema ani jego, ani Bliźniaków Terroru. Mięli dziś z nim posiedzieć!

Iskrzenie robiło się nieco nieznośne. Piszczało cicho, domagając się uwagi i energonu. Usiadłam więc  w fotelu mojego przyjaciela i otworzyłam klatkę piersiową, pozwalając predaconowi się nakarmić. W czasie gdy smoczątko pobierało paliwo ze specjalnego przewodu, ja rozglądałam się po pomieszczeniu.

Panel i monitor przede mną były czyste. Narzędzia, wynalazki i urządzenia z blatu roboczego został ułożone w porządku, a kostki po naszej życiodajnej cieczy złożono pod maszyną filtrującą. Widzę, że moje zalecenia są przestrzegane, ale widzę też, że nie ma tu śladów walki, przepychanki czy czegokolwiek innego. Widzę za to świeżą plamę paliwa na podłodze. Z pitnego energonu. Od razu mi ulżyło. A więc niedawno tu byli. Zakładam, że udało im się jakoś wyciągnąć starego mecha na przejażdżkę, lub spacer. Zapewne niedługo wrócą.

Usiadłam na fotelu i pogładziłam malca po kasku. Iskrzenie zamruczało, ale o wiele bardziej ucieszył je dźwięk otwieranej Komory Iskier. Przystawiłam je do torsu, a ono samo odnalazło odpowiedni kabelek i zaczęło ssać.

Zasępiłam się lekko, patrząc na jego ciemne optyki. Chyba już powinien widzieć? Jest co prawda dość wczesnym Iskrzeniem i nie jest przydzielony do Iskry predacona, ale... Zwykle wszelkie systemy odpowiadające za zmysły włączają się w kilka dni. A jeśli on jest ślepy? Posmutniałam. Mogłam nie wypuszczać tamtego dnia Diamondtear... Wszystko byłoby inaczej.

Niespodziewanie, moje przemyślenia przerwał głośny ryk dwóch silników samochodowych, a jednego odrzutowego i odgłos potrójnej transformacji.

- Ale była jazda! - usłyszałam radosny głos Sideswipa.

- Prawie rozjechaliście dwoje ludzi. - stwierdził Jetfire ze zmęczeniem w głosie.

- Dwoje szkodników mniej. - mruknął Sunstreaker.

- No no. Pamiętajcie o tym, co mówiła Królowa. - pouczył go starszy mech, a głosy znacząco się przybliżyły.

Oj, zdziwią się, jak tylko tu wejdą. Założyłam nogę na nogę, transformowałam drzwi na plecach w skrzydła i okryłam się nimi. Komora Iskier jest zbyt intymną częścią ciała Transformera. Ludzkim odpowiednikiem tego mogłyby być, jak sądzę, ich narządy płciowe. Ale nie pamiętam tego dokładnie.

Gdy tylko mechy wkroczyły do pomieszczenia, zamarły. Tak jak się spodziewałam: zupełnie nie przypuszczali, że tu się pojawię. Machnęłam delikatnie ogonem, patrząc na nich ze spokojem.

- Witajcie. - przerwałam ciszę jako pierwsza i zaczęłam gładzić po kasku Iskierkę.

- P-pani... - zająknął się Sides.

- Gdybyśmy wiedzieli, że przyjdziesz. - w tym momencie Sunny się zaciął. Nie wiedział co powiedzieć.

- To chyba było do przewidzenia. - odrzuciłam głowę w tył, by kabelki ułożyły się dobrze na moich plecach - W końcu obiecałam ci Jetfire, że pokarzę ci go.

Zaciekawione boty podeszły bliżej. Odjęłam Iskrzenie od sutka, na co zapiszczało cicho. Chyba było jeszcze głodne. Niestety, nie mogę mu dać więcej energonu. Chyba, że uzupełnię mój obecny poziom. Zamknęłam na powrót Komorę Iskier i rozsunęłam skrzydła, układając małego na kolanach.

- Jaki malutki... - zdziwił się czerwony bliźniak.

- Zwłaszcza jak na predacona. - stwierdził jego brat.

- A skąd wiesz, że tak nie powinien wyglądać?

- Sam masz wątpliwości, to czego się mnie czepiasz?!

-Bo jesteś przemądrzały. - burknął.

Mały zapiszczał cicho. Wystraszył się ich podniesionych głosów i teraz wtulał w mój brzuch. Nie spodobało mi się to. Wzięłam go ponownie na ręce, zaczynając go uspokajająco kołysać.

- Uspokójcie się. - poprosiłam spokojnym głosem i popatrzyłam na Jetfire'a, który w milczeniu patrzył na Iskrzenie - Jest wczesną Iskierką... To chyba nie jest zbyt zaskakujące, zważywszy na okoliczności jego narodzin.

- To ten maluch Diamond? - spytał, unosząc łuk optyczny.

- Owszem. Nazywa się Moontear. - spojrzałam ponownie na malutkiego smoczka w moich ramionach - Żadna z samic nie chciała go przyjąć, ze względu na to, że jest taki mały i wydaje się być zbyt słaby. - pogłaskałam go po łebku i ułożyłam tak, by leżał na grzbiecie - Ale ja w niego wierzę. Na pewno wyrośnie z niego wspaniały smok.

Gdy podniosłam wzrok, napotkałam rozbawione oraz lekko rozczulone spojrzenie byłego decepticona. Przysunął on dłoń do brzuszka małego i pogłaskał go lekko, na co ten zareagował mruczeniem. Obwąchał jego dłoń i spróbował ją ugryźć, ale nie udało mu się to, gdyż stary transformer odsunął dłoń, po czym uśmiechnął się szeroko. Położył dłoń na moim ramieniu.

- To bardzo do ciebie podobne: opieka nad słabszymi. Nie możesz odpuścić Pani, prawda?

- Zgadza się. - skinęłam głową i wstałam - A jak sobie radzisz? Dobrze się spisują w roli twoich pomocników?

- Fantastycznie dopóki nie jedziemy na jakiś patrol, czy inny zwiad. 

- No ej! - ten żywszy Bliźniak Terroru aż się zaniebieścił z oburzenia - Jesteśmy świetni, a on marudzi!

- Ludzi nieomal rozjechaliście!

- Dramatyzujesz.

- Nic im się nie stało. - zwrócił uwagę Sunstreaker - Przecież żyją.

- Właśnie! I co na to powiesz panie zrzędo?

- Gdybyście nie zdołali wyhamować, to byłby wielki problem głąbki. - były con pokręcił głową w geście rezygnacji.

- Ej, skąd znasz to słowo? - zdziwił się Sideswipe.

- A co, tylko wy możecie słuchać ziemskich piosenek, programów i tym podobnych? - prychnął obrażony staruszek.

Pokręciłam głową i odsunęłam się lekko od całej sceny. Jak znam życie obie strony mają trochę racji. Bliźniaki zapewne szalały na drogach, ale raczej nie na tyle by faktycznie zagrozić ludziom. Nawet kiedy żartowali ze mną, nigdy nie przekroczyli tej granicy.

Moon pisnął cicho i zaczął ssać mój palec, cały czas jednak pozostając w gotowości. Biedny maluch dalej się bał. Westchnęłam w Iskrze, spoglądając na ekipę obok mnie. Wiem, że oni bardzo się lubią, ale mogliby chociaż raz się powstrzymać przed takimi kłótniami. Przewróciłam delikatnie optykami.

Jednak w momencie, gdy miałam ich uciszyć, coś poczułam. Tępy, pulsujący ból w procesorze. Zmarszczyłam nieco łuki optyczne, przykładając dłoń do płatu czołowego. Dziwne... Jak dotąd ból głowy czułam tylko przy ranach lub niewyspaniu... a jeszcze na to za wcześnie! Poza tym może kilka razy przy mrocznym energonie, ale... nie, to niemożliwe. Nie rozumiem tego. Ból wzmagał się powoli. Zacisnęłam zęby, przytulając mocniej Iskrzenie i ściskając płat czołowy. Zakręciło mi się lekko w głowie. Co się dzieje?

Zrobiło mi się trochę słabo. Potrząsnęłam głową, a moja Iskra ścisnęła się ostrzegawczo. Próbowałam jakoś sobie z tym poradzić, ale moje wysiłki nic nie dawały.

- Królowo, wszystko w porządku? - moją uwagę zwrócił głos Sunstreaker'a. Nie brał udziału w kłótni, za to przyglądał się mojej osobie bardzo uważnie.

Zajęło mi chwilę, by jakkolwiek przezwyciężyć nieprzyjemne odczucia i odpowiedzieć normalnie na pytanie. Było to ciężkie, zważywszy na dziwaczne zachowanie moich systemów. Nie mogę dać im odczuć, że jest coś nie tak.

- Tak. - odparłam bez najmniejszego drżenia głosu, patrząc mu prosto w optyki.

- Na pewno?

- Pani, masz trochę... niewyraźną minę. - stwierdził Sideswipe, przyłączając się do rozmowy.

- Jest dobrze. Po prostu muszę uzupełnić energon. - uśmiechnęłam się uspokajająco i uniosłam lekko dłoń w geście pożegnania - Do zobaczenia następnym razem. Pozdrówcie ode mnie Karen.

Wyszłam stamtąd na świeże powietrze, nie czekając na ich odpowiedź. Coś jest bardzo nie tak. Ból nie chce przejść. Ruszyłam dość szybko w las. Nie mogę tu zostać, bo zobaczą, że coś jest nie tak.

Nagle smok szarpnął się w moich ramionach. Spojrzałam na niego. Usiłował schwytać mój ogon, który lekko dotykał jego brzuszka. Westchnęłam bezgłośnie i podrapałam go za audioreceptorem, starając się nie myśleć o nieprzyjemnych bodźcach.

- Cóż malutki, wracać jeszcze nie powinniśmy, to polećmy sobie na pustynię. Tam pouczysz się chodzić w terenie. - oświadczyłam.

Moon zapiszczał donośnie i uspokoił się. Czasem to małe mnie zadziwia. Nie jest może największy, ale rozumie dużo z tego, co do niego mówię. Będzie mądrym mechem. Uśmiechnęłam się delikatnie, ale wtedy właśnie ból głowy wzmógł się nieznośnie. Stęknęłam cicho. Jaka jest jego przyczyna? Przecież dbam o siebie, ze względu na opiekę nad małym. Zmarszczyłam łuki optyczne, kręcąc lekko głową. Chciałam polecieć, ale... może raczej się tam teleportuję?

Skrzywiłam się lekko. Nie. Za dużo czasu spędzam na ziemi. Chciałabym wreszcie się porządnie przelecieć. Przytuliłam do siebie Iskierkę i rozłożyłam skrzydła. Machnęłam nimi mocno, by unieść się jak najwyżej, po czym ruszyłam w stronę kanionów, w których ostatnio natknęliśmy się na Starscream'a oraz dłoń nieszczęsnego Skyquake'a. Szkoda mi tego wojownika. Niestety, nie mogłam go uratować. Był jednym z tych, którzy polowali na mnie przed wojną i nie chcieli słuchać. A szkoda go. Byłby cennym sprzymierzeńcem i dobrym towarzyszem.

Wzniosłam się wyżej i wleciałam w chmury. Z przyzwyczajenia zrobiłam ostry slalom między  nimi, a gdy znalazłam się już ponad nimi, zrobiłam pojedynczą, dużą beczkę i wyrównałam lot. Przytuliłam mocniej Moontear'a, który zdawał się być zachwycony pędem powietrza. Piszczał i wystawiał język z paszczy. Był szczęśliwy.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Ależ on jest uroczy. Szkoda tylko, że to akurat ze mną będzie musiał się męczyć. Zasługuje na lepszego opiekuna. Zimno i pęd powietrza łagodziły moje bóle, co było na prawdę odświeżające.

Westchnęłam cicho i zanurkowałam. Już prawie jestem na miejscu. Na ziemi sprawdzę o co z tym wszystkim chodzi. Złożyłam skrzydła, nabierając prędkości. Już widziałam brązowo-brunatną ziemię oraz plątaninę rozgałęzień kanionu.

- Uważaj teraz Moon. - powiedziałam cichutko, ściskając go lekko.

Gdy byłam już blisko, rozłożyłam szeroko skrzydła, dzięki czemu pęd powietrza podniósł mnie dość wysoko. Mały co porada nie mógł tego zobaczyć, ale doskonale czuł podmuchy powietrza. Z ekscytacji zapiszczał głośno i zaczął delikatnie się wyrywać. Uścisnęłam go mocniej, by nie spadł. Zaczęłam kołować nad miejscem, w którym schodziły się trzy rozgałęzienia przy kupce kamieni - grobie wojownika conów.

Transformowałam skrzydła w parę drzwi na plecach i kontrolowanie wylądowałam na dnie kanionu. Ból ponownie się nasilił, ale tym razem tak mocno, że musiałam się oprzeć o ścianę. O mój Boże... co jest grane? Osunęłam się po niej powoli i położyłam obok siebie Moona. Czułam się niemal sparaliżowana tym uczuciem. Ledwie udało mi się sprawdzić wyniki, jakie podsuwał mi skaner.

Co? No po prostu nie wierzę... Z zażenowianiem oglądałam wynik skanowania, który dowodził, iż nie posiadałam dostatecznego poziomu energonu w ciele. To znaczy już wcześniej zdarzało mi się mieć go mniej, ale tym razem zadziałały mechanizmy macieżyńskie. Znam wśród moich podopiecznych kilka przypadków Stwórczyń, które spożywały za mało energonu i miały te same dolegliwości co ja. Pokręciłam głową. Naprawdę o to chodziło? Hah... a ja się martwiłam, że to sprawka Unicrona, lub błędów systemowych. Uśmiechnęłam się delikatnie. Jak tak, to mogę na spokojnie wyłączyć czujniki. Jeszcze kilka godzin mogę poczekać zanim będę musiała to uzupełnić.

Moon pisnął, po czym spróbował się podnieść, co mu się udało, jednak jedyne co zrobił, to wspiął się na moje uda i zwinął w kłębek, zamykając optyki. Pogłaskałam go po grzbiecie, przekręcając bransoletę na moim nadgarstku. Po chwili transformowałam się w cybertrońską panterę. W zwierzęcej formie ból o wiele mniej dotkliwie mi dokuczał. Chwyciłam predacona w zęby, a następnie wstałam spokojnie i wkroczyłam do jaskini po kapsule Skyquake'a. Tu będzie doskonale.

Położyłam się w środku, po czym położyłam Iskrzenie między łapami. Zaczęłam delikatnie lizać jego pyszczek i kark. Od starszych samic wiem, że podobno czasem niektóre przewody u wcześniejszych Iskierek nie łączą się, albo zacinają przez drobinki piasku, ziemi czy organicznych rzeczy w środku. W tej fazie rozwoju można je jeszcze połączyć, ale w ten, jakże zwierzęcy sposób.

Po kilku chwilach osunęłam łeb i trąciłam jego pyszczek nosem. Maluszek ziewnął uroczo i otworzył oczy... ukazując duże, pomarańczowo-złote optyki. Nareszcie! On widzi! Uśmiechnęłam się w Iskrze, ale zaraz powściągnęłam emocje. Ból w klatce piersiowej promieniował na całe ciało. Zacisnęłam lekko zęby i uspokoiłam się, kładąc łeb przy głowie malucha.

Moon przyglądał mi się ciekawie, chociaż nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. Wreszcie skulił się przy mnie, ziewając, po czym usnął. Jego wentylacja pracowała spokojnie. Odetchnęłam cicho i przysunęłam go nieco bliżej łapą. Ależ on jest uroczy kiedy śpi...

Naraz usłyszałam ciche mruczenie. Tym razem powstrzymałam się od okazywania emocji i otarłam o niego łbem. To jest takie uspokajające... Przymknęłam optyki, ciesząc się chwilą spokoju. Moja mała Iskierka...

Hej hej :)

Staram się jak mogę by rozdziały były jak najszybciej, ale to nie takie proste kochani.

Macie jakieś uwagi do jakości? Piszcie, chętnie was wysłucham.

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani.

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top