Krew Pelikana

W Hali Głównej bazy autobotów panował grobowy nastrój. Głęboką ciszę mącił zaledwie szum wentylacji. Blade światło ekranów pozwalało rozróżnić jedynie zarys przestrzeni oraz sylwetkę Skrzydlatej Femme przy głównym komputerze. Jej optyki błyszczały smutno, lecz delikatnie zmarszczone łuki optyczne i stalowe spojrzenie chłonęło determinacją. Jej czarny płaszcz, zazwyczaj starannie kryjący ciało, został rozpięty, ukazując odrapany lakier Komory Iskier. Odetchnęła, patrząc prosto w kamerę.

- Hej... – wzdrygnęła się ledwo widocznie, słysząc jak cichy i bezbarwny jest jej głos. Odchrząknęła niezręcznie i podjęła dalej – Jutro przeprowadzamy akcję odzyskania wspomnień Optimusa. Wszystko jest już przygotowane, ale mam przeczucie... Cóż, jest na tyle silne, że zdecydowałam się nagrać mój... moje wyjaśnienia. – mówiła ostrożnie, ważąc w myślach słowa. Wzięła głęboki wdech, poruszając nerwowo skrzydłami – Jeśli to widzicie, to najprawdopodobniej moja Iskra zgasła. Nie wydaje mi się, by z przyczyn zewnętrznych. "Beautifuldeath jest nie do zdarcia" jakby powiedział Blackblade. Bust odpowiedziałby ci zapewne: „Jak guma na dziobie". Zawsze mieliście we mnie zbyt wielką wiarę. – mały uśmiech pojawił się na jej twarzy, lecz zaraz zgasł jak zdmuchnięta zapałka. Botka delikatnie się przygarbiła, spuszczając wzrok na chwilę – Zapewne wreszcie wykończył mnie Unicron. Widzicie, w trakcie potyczki z bogiem chaosu doznałam... Iskra została poważnie uszkodzona. Atak odebrał mi część moich zdolności, inne odblokował, ale w głównej mierze zdestabilizował moje serce. Już wcześniej rozbicie stanowiło problem, jednak razem z tym czynnikiem... czas pozostałego życia liczyć można było w miesiącach. – przymknęła optyki, zaciskając dłonie w pięści, lecz szybko palce rozluźniły się, a ogon machnął delikatnie, uspokajająco gładząc prawe ramię – Zastanawiacie się pewnie jak długo o tym wiedziałam. Ze szkód zdałam sobie sprawę krótko po zakończeniu walk, ale wtedy jeszcze sądziłam, że da się coś zrobić. Natomiast kiedy zrozumiałam skalę zniszczeń... było już za późno. Megatron zdradził, autoboty potrzebowały pomocy, a nade wszystko dowiedzieliśmy się o Primach. Za wszelką cenę należało uniknąć paniki wśród moich... naszych botów. Kiedy król umiera, królestwo ogarnia chaos. – potrząsnęła głową ze smutkiem, spuszczając głowę – Nie powiedziałam wam jak bardzo jest źle i złamałam słowo. Przepraszam...

Zapadła cisza na pół minuty. Kiedy botka znów uniosła głowę jej spojrzenie było spokojne, acz smutne i zrezygnowane.

- Każda opowieść kiedyś się kończy, moja prawdopodobnie zrobi to jutro. Pogodziłam się już z fatum i jego nieuchronnością. Nie znaczy to jednak, że pozostawię za sobą niedokończone sprawy. Na moim detpadzie zapisałam dalsze instrukcje postepowania i rozkazy dla moich poddanych. Potrzebna dokumentacja naszych spraw została skompletowana. Harmonia pomoże wam w nich nawigować. Naznaczyłam również opiekunów dla naszych ludzkich sojuszników. Generał Skywrap pozostaje głównym zwierzchnikiem naszych sił, a jego konsultantami mają zostać przedstawiciele naszych gałęzi militarnych oraz generał Thunderbolt. Jeśli wszystko pójdzie pomyślnie i będziecie mogli przenieść się na Cybertron, na dodatkowym dysku zostawiłam instrukcje postępowania z trzema Kluczami, które kazałam złożyć w skarbcu. Pamiętajcie jednak, by odebrać ostatni od młodego Smokescreena. Zarządcy mają pozostać na swoich miejscach, nie oczekuję żadnych zmian... – przez kilka minut streszczała swoje rozporządzenia z pamięci, lecz po części oficjalnej przeszła do prywaty – Podział moich prywatnych własności jest taki, jak się zapewne domyślacie, a dokładny spis leży w szufladzie mojego biurka. Wsunęłam go tam podczas ostatniej wizyty. Personalne wiadomości do moich najbliższych botów oraz zbiorowe znajdują się w nośniku w tej samej szufladzie. Podłączcie je proszę Harmonii i ona już je wyśle gdzie trzeba. Moontear... niech jego opiekunem zostanie Optimus Prime. Jeśli zrzeknie się tego obowiązku, proszę by Dash i Blade zadbali o bezpieczeństwo młodego predacona. Proszę... niech mój syn nie cierpi. Niech ma lepsze życie niż gdy był ze mną. – spojrzała błagalnie w kamerę, ale po chwili odetchnęła. Rysy jej twarzy wygładziły się, a spojrzenie ociepliło – Moi najdrożsi... Jesteście moimi najstarszymi i najwierniejszymi sojusznikami, moją rodziną. Dziękuję za wszystkie te lata, gdy byliście przy mnie, bez was... nie przetrwałabym dnia w tym świecie. Kocham was wszystkich... bardzo. Dlatego nie płaczcie, gdy już odejdę. Za was wszystkich chętnie oddam swoje życie. – uniosła subtelnie kąciki ust, mimo utrzymywania zdeterminowanego grymasu – Zapewne zauważyliście, że nie powiedziałam jeszcze nic na temat mojego zastępstwa... To państwo potrzebuje władcy. I chcę, by został nim Optimus Prime. Jest dobrym mechem, ma talenty przywódcze. Potrzebuje nieco treningu w zarządzaniu państwem, ale nauczy się. – poruszyła delikatnie skrzydłami. Z wolna maska powagi nasuwała się na jej twarz – Zastanawiacie się co teraz. Znacie mnie, nie zamierzam odejść bez walki. Magia destabilizuje moją Iskrę i mówiąc eufemistycznie... utrudnia funkcjonowanie. W ostatnich chwilach bicia wyzwoli eksplozję tak potężną, że wybuch zmiecie kawał galaktyki. Postanowiłam wykorzystać to, by pozbyć się zagrożenia. W ostatnich chwilach będę starała się go ograniczyć, korzystając z nowo nabranych umiejętności, których opanowanie pomagała mi osiągnąć Ciemność. Nie byłam najbardziej uzdolnioną uczennicą, nie mogę więc obiecać, że wszystko mi się uda. Dlatego zostaje wam świeża flota do obrony. Poradzicie sobie... wierzę w was. W przeciwieństwie do mnie jesteście w stanie zwyciężyć. A ja... jestem już zmęczona. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej śmierć wydaje mi się przyjemnym zakończeniem. Odejdę zanim zwariuję z bólu, zniszczę kraj, zranię was, Moona i... zanim wpakuje się w kłopoty z Optimusem. – uśmiechnęła się słabo, machając leniwie ogonem. Skrzydła okryły jej ramiona – Żegnajcie.

Wyłączyła kamerę i zakryła optyki dłonią. Mrok zdawał się gęstnieć wokół Femme, pętać ją. Jej cień uśmiechał się upiornie. Groza wisiała w powietrzu.

Zimno przeniknęło ciało, które wsparło się całkowicie o ścianę za plecami. Iskierki ekscytacji i chorej przyjemności błysnęły w optykach mecha. Wyszczerzył się na widok wrażenia, jakie sprawiał. Srebrna, misterna korona błyszczała na czubku jego głowy. Jej obręcz była zdecydowanie mniejsza niż potężny czerep decepticona i ledwie się trzymała. Mgiełka bladej energii zaczęła drżeć niespokojnie. Korona...

Nagle ktoś wtargnął w pole widzenia. Smokescreen pojawił się niespodziewanie i uderzył Lorda w głowę od tyłu, zrywając szybko insygnia władzy.

- Dzięki Wiadrogłowy! - krzyknął radośnie, odskakując.

Lecz nim zdołał włączyć zmieniacz fazy, Starscream rzucił się na niego. W kilku szybkich ruchach powalił młodzika na ziemię, blokując mu ręce. Transformowałam ogon w ostrze ze złości. Mgła przestała łączyć się z botami. Podniosła się, okrywając ramę niczym płaszcz. Zdrajca...

- Smoke! - pisnął Bee, ledwie unikając ciosu robala.

- Utrzymać pozycje! - warknął twardo Komandor.

- Nie przerywać szyku!

Błysnęłam zębami, patrząc z rosnącą wściekłością, jak Gladiator sięga po koronę. Bezsilne ciało oparło się o mur. Moja! W jednej chwili energia przeniknęła mnie do podstaw siłowników. Na chwilę ból zniknął... Światło błysnęło oślepiająco, w mgnieniu optyki przenosząc mnie za Lorda. Wskoczyłam mu na bok, siłą rozpędu odtrącając go od srebrnej obręczy. Ostrze świsnęło w powietrzu, pióra zaszumiały złowrogo. Decepticon zawarczał, gdy ogon wbił mu się w ranny bok i szarpnął ramieniem, chcąc mnie strącić. Szybko jednak pożałował tego, kiedy naładowana dłoń wbiła się w jego prawą optykę. Ryk bólu jaki z siebie wydał, obudziłby zgasłego. Odskoczyłam, odrzucając go energią na kilka kroków. Padł, wyjąc. Skrzydło tymczasem spotkało się z gardłem zaskoczonego komandora, zrzucając go z pleców młodzika. Zwalił się na zderzak, łapiąc się za szyję i rzężąc lekko. Smoke natychmiast poprawił zapięcie zmieniacza fazy i chwycił z powrotem koronę. Ostatni ruch lewą ręką zranił poważnie dwie nogi Vipera, przez co ten padł na ziemię ze stęknięciem. Dopiero wtedy światło zgasło i przyklękłam, łapiąc powietrze mokrymi ustami. Koszmarny gorąc zmusił do ciężkiej pracy wentylację, a zarazem przyprawił mnie o nową falę bólu. Z Komory Iskier na zbroję i wpół-otwarty płaszcz sączył się energon. Rdza...

- Beautifuldeath!

- To było czadowe! - sapnął biały bot, łapiąc mnie z przejęciem za ramię, po chwili jednak zreflektował się - K-królowo?

Nie byłam w stanie odpowiedzieć, zbyt zajęta rzucaniem cienistego opatrunku na płonące serce. Prawe palce ociekały ciemnym paliwem z oczodołu władcy conów. A więc Unicron w swoich naukach nie kłamał... Możliwości światła naprawdę odbijają się w cieniu. Tylko nie mogę tego robić zbyt często, bo się przegrzeję. Powoli podniosłam się z ziemi, opierając się na skrzydłach i młodziku.

- Wracajcie natychmiast! - warknął Komandor.

Kątem optyki dostrzegłam silny ruch na dziewiątej. Błyskawicznie utworzyłam tarczę, osłaniając się od ciosu rozwścieczonego Lorda. Walnął tak mocno, że przesunęło mnie i Smokescreena ze zgrzytem w tył. Złom...

- Poddaj się Aniołku! Wiesz, że nie możesz ze mną wygrać! - gladiator zwrócił się do mnie głosem ponurego żniwiarza, podtrzymując bok. Jego działająca optyka wyglądała strasznie, ale to zepsuta prawdziwie przerażała.

Kilka Insecticonów zbliżyło się, porykując agresywnie. W ostatniej chwili domknęłam osłonę wokół nas. Wrogowie natychmiast jednak zaczęli w nią uderzać potężnymi łapskami, aż trzęsła się niczym galareta.

- Smoke... - wzdrygnął się pod moim ramieniem. Mój głos brzmiał, jak jęk pękającego szkła, pisk gwoździa rysującego po tablicy czy skrzypienie starych zawiasów - Pomóż im... Przejście do bramy... Spróbujemy się wycofać...

- O nie, nie ma mowy! Nie zostawię cię!

- Poradzę sobie... Idź. - mruknęłam ze zirytowanym naciskiem, stając stabilnie.

Młodzik opornie włączył swój artefakt i pobiegł bez przeszkód w kierunku oddziału, wywołując zamieszanie w przerzedzonych szeregach. Ja tymczasem skoncentrowałam się na otaczającej mnie mgiełce. Pociągnęłam ją z całej mocy w swoją stronę, by znów się przemienić, jednak stawiła mi silny opór. Iskra ścisnęła się boleśnie. Cholera, no już! Stwory wróciły do bicia w pole, które zaczęło trzeszczeć.

- Dreadwing, czemu nie strzelacie?! - warknął do komunikatora Lord.

- Beautifuldeath, co ty wyrabiasz?! - warknął generał.

- Zabieraj się stamtąd! Natychmiast! - zawtórował komandor.

- Da sobie radę. - rzucił głęboki bas Optimusa.

Mgła błysnęła nerwowo, podnosząc się nieznacznie. Stwory zaryczały przejmująco. Jeszcze kilka ciosów i rozwalą osłonę! Spróbowałam szarpnąć raz jeszcze, lecz niewiele to dało. Spróbujmy inaczej... Opuściłam ręce, kompletnie rozluźniając siłowniki. Skupiłam umysł, bardzo delikatnie pociągając moc w stronę cierpiącej Iskry. Momentalnie ogarnęła mnie gorąca, bezbolesna światłość. Przymknęłam optyki, rozkoszując się przez ułamek sekundy tym istnym niebem. Osłona trzasnęła, rozlatując się wreszcie. Energia błyskawicznie przeniosła mnie na bok, pozwalając uniknąć uderzenia. Dwa Insecty wybałuszyły optyki jak ropuchy nim srebrne kolce przebiły ich torsy. Trzeci niestety zaledwie nabił się brzuchem na ostrze. Błękitna jucha trysnęła niczym fontanna. Świeży, odurzający zapach połechtał moje sensory. Mimowolnie obnażyłam wygłodniale kły, przenosząc się z powrotem. Pachnie smakowicie... Z łatwością wydarłam im resztkę życia nim jeszcze zupełnie zgaśli. Zwróciłam głowę zdrajców. Starscream wrzasnął z bólu, gdy kolec przebił mu udo. Był odrapany bardziej niż pamiętałam. Czołgający się Viper padł ze stęknięciem pod moją nogą.

- Beauty! Nie widziałem cię całe eony. – wyszczerzył krzywe zęby w paskudnym uśmiechu wariata – Dalej jesteś taką zmienną rdzawicą jak zapamiętałem!

- Pamiętasz co ci obiecałam...? - syknęłam mu wściekle, sapiąc lekko z gorąca - Jeden raz i zgaśniesz...

- Widziałem, że nauczyłaś się nowych sztuczek! Sądzisz, że się boję? Nie mam nic do stracenia! – roześmiał się histerycznie – A ty mnie przecież nie zabijesz, złożyłaś przecież przysięgę, pamiętasz? Choć w sumie i tak jej nie dotrzymałaś!

- Nie sądzisz chyba, że takie docinki cię uratują...? Nie zamierzam więcej odpuszczać takim śmieciom jak ty...! – syknęłam gniewnie. Serce zaczęło mnie parzyć od środka. Szalony mech nie zdążył jęknąć, gdy ogon świsnął w powietrzu jak żmija, wbijając się z nieprzyjemnym chrupnięciem w ramię. Wrzask zdrajcy rozległ się po polu bitwy.

Kątem optyki dostrzegłam ruch przy sobie. Lord! Przeniosłam się kawałek na bok, unikając uderzenia. Uchyliłam się przed następnym, błyskając gniewnie kłami. Mech atakował wściekle, spychając mnie do wejścia do Vectora. Jednak rany spowalniały go i ograniczały możliwości. Mgiełka energii wibrowała nerwowo, jakby wyczuwając moją furię. Jeszcze mu mało?! Zaskrzeczałam ogłuszająco, sapiąc lekko:

- Ty zardzewiały zdrajco...!

Odskoczyłam znów, ładując pięść energią.

- Kochałam cię...!

Prześliznęłam się pod jego ostrzem i uderzyłam go w bok, aż padł na kolana. Robale zawyły za moimi plecami, Viper jęknął.

- Ufałam ci...!

Kopnęłam go w krzyż. Padł w bramie do Vectora z jękiem. Jego słudzy byli zbyt daleko, by go ratować.

- Nie masz pojęcia ile mnie kosztowałeś...!

Rzuciłam mu się kolanami na plecy, wyduszając z niego bolesny warkot. Robale nad nami dalej nie reagowały, kręciły się tylko chaotycznie z latającym nerwowo Dreadwingiem.

- Co przez ciebie straciłam...!

Światło zgasło, lecz cierpienie wzmocniło furię, która napędzała moje działania.

- Ale teraz to ja mam kontrolę...!

Mgiełka posłusznie formowała się w pazury na końcach moich palców. Osłabiony mech usiłował wstać.

- Przez ciebie jestem żywym trupem...

Przytrzymałam mu głowę, unosząc dłoń do śmiertelnego ciosu. Czerwona optyka do ostatniej chwili błyszczała furią.

- Ale zmuszę cię, byś mi zapłacił nim zgasnę...!

CHRUP!

Oboje zamarliśmy w miejscach, unosząc synchronicznie głowy. Znajome chrupotanie, drobny stukot metalu, tarcie, szczęki, wycia... Momentalnie przerwało to mój trans wściekłości. Idą tu! Natychmiast zagwizdałam przez palce, wysyłając zarazem wiadomość do Bustfire'a:

- Koniec zabawy! Zabieraj swój zderzak na dół!

- Mówiłem, że sobie nie poradzi. – burknął niechętnie Komandor.

Decepticon pode mną wierzgnął gwałtownie, wyrzucając mnie w tył. Scraplecia morda... Stęknęłam cicho, klękając z trudem, tylko po to, by zobaczyć szarżującego na mnie mecha. Nie zdążyłam się uchylić. Uderzenie Lorda posłało mnie w powietrze. W ostatniej chwili zdołałam zarejestrować dźwięk transformacji i huk silnika, zanim sensory zalał mi ból, a usta paliwo. Jęknęłam głucho, oburącz łapiąc się za Komorę Iskier. Sparaliżowało mnie na kilka dobrych chwil. Kiedy wreszcie odzyskałam władzę w członkach, zwymiotowałam energonem pod siebie. Zardzewiały... Drżącymi rękoma otarłam wargi, unosząc audioreceptory. Hałas bitwy jeszcze brzmiał, ziemia drżała od ciężkiego biegu. Czerń zaczaiła się w rogu wizji. Nie... nie mogę stracić przytomności, bo zginiemy! Walcz! Warknęłam do siebie, spinając obolałe siłowniki w wysiłku. Uklękłam, prostując plecy przed wyzwaniem. Bustfire ciął powietrze, wyłączając ultradźwiękowy krzyk. Robale w powietrzu wyrwały się z transu i część zapikowała, usiłując go dopaść. Oddział był już blisko. Lekko spowolnione ruchy zdradzały zmęczenie botów. Ścigały ich jeszcze wściekłe niedobitki z ziemi. Uklękłam stabilnie, wykonując okrężne gesty dłońmi. Nowa osłona z cienia na Iskrze była jak balsam na rozpalone ciało. Jęknęłam z ulgi, kontynuując skomplikowaną gestykulację. Błyskotliwa mgiełka wypłynęła wzdłuż ramion przez palce. Błyskawicznie rozpłynęła się po polu walki. Sięgnęłam rękoma w dół i szarpnęłam nimi w górę, niczym siłacz podnoszący sztangę. Materia uniosła się i zamarła w niskiej, acz rozległej kopule. Ledwie twarde jej ściany się domknęły, a zza moich pleców zabrzęczały setki skrzydełek. Żarłoczne potworki wytrysnęły z mrocznej bramy.

- Na Wielką Macierz Centralną!

- Scraplety!

Ziemia zadygotała, a w powietrzu rozległy się kwiki i przerażający trzask pożeranego metalu. Zamknęłam optyki, spuszczając głowę pod ciężarem zaklęcia. Iskra łomotała mi szaleńczo w piersi, z której powoli ciekło paliwo. Trzaski pogłębiających się pęknięć było słychać mimo szumu wentylacji. Energon huczał w skroniach, zagłuszając świat. Mam nadzieję, że zdołałam złapać wszystkie boty. Nie mają najmniejszych szans, jeśli zostali z tyłu. Skrzydła wbiły się w ziemię, stabilizując drżące z wysiłku członki. Jednak mimo całego tego bólu i zmęczenia czułam spokój. Już niedługo skończy się to wszystko. Musimy wyjść ze strefy antyteleportacyjnej. Jeśli otworzę im portal pod nogami, obejdzie się bez przedstawienia. Hala treningowa będzie się nadawała na lądowisko... Odkaszlnęłam energonem, pochylając się nieco do przodu. Czułam się jakby moje ciało unosiło się na łagodnych falach i powoli zatapiało w ich głębi. Ledwie zdołałam odpędzić pokusę, koncentrując się na zgromadzeniu pozostałej mocy. Scraplety usiłowały przebić się przez osłonę, ograniczając moje możliwości. Muszę ich stąd wyciągnąć... Zagryzłam zęby, pracując mocniej wentylacją, by ochłodzić jeszcze piekło Komory Iskier. Niespodziewanie wyczułam kogoś przy sobie i zimne, pazurzaste dłonie chwyciły mocno moje nadgarstki, trzymając je sztywno w górze.

- Już nie taka harda, co dziurawa blacho? – czyjeś pazury dotknęły mojej szyi – Ani kroku autoboty! Bo „Jej Wysokość" pójdzie na szrot!

Wypuściłam powietrze przez zęby ze świstem, uchylając zmęczone powieki. Trzy żółte optyki patrzyły na mnie w radośnie złym szale. Jego pozostała dłoń ściskała słabo moje gardło. Kikut drugiej machał lekko. Szczerbaty uśmiech krzywych zębów błyskał złowrogo. Cholerny... Obdrapane, obite autoboty stały o kilka metrów od nas w pozach bojowych, szumiąc wentylacją. Wszystkie robale zostały wybite co do nogi, ale cony zdawały się tym nie przejmować. Viper zarechotał piskliwie.

- Zardzewiały złom! – zaskrzeczał Bustfire, siedzący na ramieniu zmartwionego Bumblebee.

- A więc jednak mówiła prawdę... – wymamrotała zszokowana Andromeda.

- Zdrajca! – warknął generał.

- No no, nie bądźmy tacy dramatyczni... – przekręcił niepokojąco głowę, machając kikutem i przyciskając pazury mocniej – Oddawać Koronę Primów, bo wasza Femme trafi do Wszechiskry!

- Jesteś skończonym idiotą... – sapnęłam, strzelając lekko ogonem. Uniosłam wyżej głowę, patrząc hardo w optyki zdrajcy – Naprawdę sądzisz, że masz tu przewagę...? Jeden ruch i przywitacie się ze zwierzątkami na zewnątrz... Poddajcie się lepiej...

- Nie masz łożysk by ich poświęcić! – jego nerwowy śmiech brzmiał jak zdzieranie płyty – Nie mogą się teleportować, ani ty im nie pomożesz! Jesteście wszyscy zdani na moją łaskę!

- Zdurniałeś?! – zaskrzeczał komandor decepticonów – Chcesz nas pozabijać?!

- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać ty Iskrząca puszko Megatrona?! Zamknij się i rób co ci każę! – spoliczkował brutalnie komandora.

Chudy mech puścił moje ręce z szoku, odstępując na krok. Warknęłam wilczo, unosząc dumnie głowę, by spojrzeć w twarz zdrajcy. Obrzydliwa kreatura... Komora Iskier rozbłysnęła jak gwiazda, a mech cofnął się, zaskoczony.

- Pomyliłeś się Viper... – splunęłam energonem, gładko wślizgując się w światłość – Wolę umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.

Rozłożyłam w pełni skrzydła, koncentrując moc w dłoniach. Och, niech uda się przenieść wszystkich do głównego obozu... lub chociaż do jednej z kryjówek... Rdza, przyjmę nawet ruiny, byle dalej od tych potworków! Boty ruszyły do ataku, con uniósł rękę do ciosu, a ja uderzyłam rękoma w ziemię. Oślepiający rozbłysk zatrzymał wszystkich w miejscu. Kilka okrzyków zaskoczenia rozdarło powietrze, zagłuszając trzask Iskry. Wreszcie jednak wszystko zgasło, ujawniając ciemne wnętrze starej hali. Była pusta, jeśli nie liczyć paru stosów kontenerów i pudeł. W mrokach widać było tylko światła optyk i paru odblaskowych elementów na karoserii. Zmęczenie zmieszane z ulgą uderzyło mnie ze zwielokrotnioną siłą. Już prawie koniec... Błysnęłam optykami, przechylając się do tyłu. Skrzydła nie pozwoliły mi upaść. Było tak strasznie gorąco, że natychmiast zanurzyłam Iskrę w mroku, by ratować podzespoły od stopienia. Jeszcze tylko moment... Szarpnięto mną z wielką siłą. Coś nacisnęło na dziurę po rogu Insecticona. Jęknęłam z bólu, uchylając zmęczone powieki. W jednej chwili Viper wpychał łapsko w ranę, w następnej zniknął. Co się... Starscream atakował zażarcie szaleńca. Jego czerwone optyki błyszczały zwierzęcą furią. Zmaltretowana, chuda rama przycisnęła zdrajcę, a pazury zaczęły rozdzierać go na sztuki, aż iskry sypały się z drapanego metalu. Z przetwornika mowy wydarł się nieopisany wręcz wrzask skrywanych dotąd emocji. Prychnęłam w myślach, zwieszając głowę. A więc ma jeszcze szczątki godności... Miauknęłam boleśnie, łapiąc się drżącymi dłońmi za pierś. Wizja zamigotała mi niczym stara żarówka w bloku. To już...? Panika chwyciła mnie za gardło. Zdenerwowane serce łomotało mi w piersi, brocząc obficie energonem. Przy takiej destabilizacji nie mogę użyć mocy więcej niż raz! Jak ich ratować? Jeśli ich rzucę, to sama wysadzę Cybertron! A jeśli ucieknę? Tylko dokąd? Jak daleko? Ciało paliło mnie żywym ogniem. Jęknęłam żałośnie. Trochę paliwa pociekło mi z ust.

- Beautifuldeath? – pisnął Bee.

- Podaj swój status! – warknął głos Ultra Magnusa.

- Dżidżi? Co ci?! – mój sokół trzepotał się gdzieś nade mną.

Ziemia zadrżała pod szybkimi krokami. Para dużych rąk złapała moje, by po chwili dotknąć Komory Iskier. Wydałam z siebie bolesny, acz cichy dźwięk, wzdrygając się delikatnie. Dłonie cofnęły się, jednak uspokajająco trzymały mnie za ramiona. Błękitne, znajome spojrzenie przerwało trans paniki. Prime... Spokojna obecność mego przyjaciela pozwoliła mi choć częściowo zwalczyć lęk i opanować szalone bicie Iskry, zmniejszając automatycznie cierpienie.

- Bustfire weź Bumblebee, Smokescreena i przynieście energon! – nakazał stanowczym, acz spokojnym głosem przyciągając mnie do siebie.

- Skąd by tu wzięli...? – spytał z powątpiewaniem Thunderbolt, ale syn przerwał mu:

- Królowa zawsze jest przygotowana. – skinął na młodych – Lećcie!

- Zaraz będziemy! – skrzeknął zdenerwowany sokół. Skrzydła załopotały, a silniki warknęły, oddalając się od nas. Sprytnie się ich pozbył...

- Wheeljack, pomóż mi ją opatrzeć. – Optimus zwrócił swoją uwagę ku mnie, skanując błyskawicznie rany. Światło jego wzroku zatrzymało się na dziurze w centrum piersi, a optyki rozszerzyły ledwie dostrzegalnie. Przycisnął mnie mocniej do klatki piersiowej, rzucając spojrzenie pełne niedowierzania.

- Jak każesz Szefie. – mruknął wrecker, pochylając się nade mną z taśmą izolacyjną. Zaczął pobieżnie łatać ślady cięć zdobyte w walce.

- Jak tylko uzupełnimy jej paliwo, musimy powrócić do bazy. – stwierdził Ultra Magnus.

- Rachet? Gotuj salę operacyjną. Mamy ciężko ranną. – przekazała do komunikatora Andromeda.

- A co z więźniami? – zauważyła Arcee – Nie możemy ich ze sobą zabrać.

- Na razie musimy. – odparł Bulk.

Kolejne, małe dźwięki cierpienia, mimo moich najszczerszych starań, opuszczały mój przetwornik. Czerwono-granatowy mech trzymał mnie mocno, przykładając dłoń do mojej piersi, jakby chciał zatamować wyciek. Oparłam o niego głowę, ściskając połę płaszcza. Ledwo co rozróżniałam w mroku. Muszę go uratować za wszelką cenę i nie dopuścić Braci do mego ciała. Zostają mi więc Scraplety... lub kadź. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem. Iskra trzasnęła jak z bicza, a ja zacisnęłam uparcie zęby, jęcząc cicho. Autoboty odsunęły się z zaskoczenia, tylko ich lider patrzył na mnie z rosnącą desperacją.

- Angel... – mruknął powoli, zdławionym głosem, przyciskając mocniej dłoń do Komory Iskier, jakby chcąc powstrzymać nieuniknione.

- Optimusie? – głos generała był napięty – Co z nią?

- Jest cholernie źle... – burknął Jackie, pochylając się nade mną. Ledwie widać było jego twarz, lecz nawet w mroku widać było jego zdenerwowanie, gdy lider odsunął rękę i ujrzał przebłysk rozbitego serca. Zaklął po żołniersku – Rdzawy szrot!

Rozchyliłam lekko usta, kuląc się na rękach wysokiego bota. Nie tak chciałam zgasnąć... ale niech tak będzie, skoro musi. Dotknęłam wolną ręką komunikatora, zawijając ogon wokół bioder.

- Harmonia... – zachrypiałam, siląc się, by choć trochę zamaskować ból.

- Pani? – jeszcze nigdy nie słyszałam takiej obawy w jej głosie.

- Sektor Kilo Bravo November Echo 4923 jeszcze pali? – kaszlnęłam paskudnie, trzęsąc się lekko z wysiłku. Paliwo błysnęło w ciemności. Prime uścisnął mnie mocniej.

- ... tak Królowo.

- Grzeczna dziewczynka... – szepnęłam przez zaciśnięte zęby, wypinając komunikator z audioreceptora i spojrzałam boleśnie na Optimusa. Wizja znów zamigotała. Mech pokręcił głową z niedowierzaniem, gdy wcisnęłam mu urządzenie do dłoni – Opiekuj się nimi...

- Piękna, nie mów głupot. – warknął nerwowo Jackie.

- Rachet postawi cię na nogi! – dodał Bulkhead.

- To nie jest koniec. – rzekł twardo Prime, gorączkowo szukając wyjścia z sytuacji.

- W głębi Iskry wiesz, że jest. – uniosłam kąciki ust w bolesnym uśmiechu i pociągnęłam ręką do siebie. Cień zaczął z wolna podnosić się z ziemi i obejmować stopniowo kończyny. Iskra drżała, paląc piekielnym ogniem. Jęknęłam cicho i zaskomlałam błagalnie, kuląc się w sobie – Uciekaj stąd...!

Ostatni raz wizja zamrugała i zgasła. Nadszedł czas. Mimo przygotowania i akceptacji losu, poczułam się niesamowicie mała i samotna. Strach zacisnął lodowate szpony na gardle, ale starałam się go zwalczyć. Muszę być dzielna dla mojego synka, ludu... dla Optimusa. Samotna łza pociekła mi po twarzy, a mrok zafalował niebezpiecznie. Zamknęłam optyki, koncentrując się na nawigowaniu w ciemnej masie. Muszę trafić prosto do kadzi. Oby zdołała mnie stopić zanim szlag trafi moją Iskrę. Chroń ich ode mnie Panie... Ogarnęło mnie poczucie nagości, obnażenia wobec świata. Drgnęłam z zaskoczenia, usiłując rozeznać się w otoczeniu. Lecz nagle...

Powietrze opuściło moją wentylację. Coś uderzyło w Iskrę jak młotem, aż zapłonęła boleśnie. Przed ciemnymi optykami błysnęło złotem, niczym błyskawicą. Instynktownie skuliłam się w sobie, chcąc się chronić. Reszta paliwa zabuzowała w przewodach. Co się...? Kolejne, jeszcze mocniejsze uderzenie wyrwało mały jęk z ust. Czerwono-niebieskie Iskry światła rozbłysły i znikły. Ciało wyprostowało się wbrew woli, skrzydła nastroszyły się nerwowo. Kto to?! Co to?! Przerażenie zacisnęło łapska na rannej szyi. Czy to może być On...?

Trzeci raz brutalne uderzenie zetknęło się z moją Iskrą. Błękitna ciecz wytrysnęła z ust i piersi. Wentylacja wstrzymała pracę. Skrzydła rozłożyły się szeroko na boki, a głowa odchyliła w tył. Optyki otworzyły się szeroko. Potworny trzask rozległ się w mroku. Czułam każde pęknięcie na sercu, od najmniejszych, płytkich, aż po wyszczerbione, przepołowione jądro. To nie Unicron... to moja śmierć... Coś ciepłego chwyciło mnie czule za Iskrę, pociągając ją gdzieś. Czerń napięła się granatowymi nićmi, a po chwili purpurowo-złociste światło zabłysło przede mną. Kadź do przetopu! Machnęłam szeroko skrzydłami, rozprostowując je całkowicie. Słodkie, niemal pieszczotliwe uczucie ściskania Iskry wzmocniło się, ciągnąc mnie bliżej blasku. Zdało mi się, że ktoś obejmuje mnie w ciemności. Łzy ulgi spłynęły z moich czarnych optyk, a żałośnie łamiące się miauknięcie wyrwało z ust. Ból i przyjemność mieszały zmysły, sytuacja była jednak całkowicie jasna. Niesamowite uczucie mocy i rozluźnienia spiętego ciała ogarnęło moje ciało. Jakby w tej ciemności ktoś przy mnie był... Rozchyliłam usta, spadając bezwładnie w czeluść. Udało się... Są bezpieczni...

*     *     *

- Angel obudź się. Nie możesz dłużej spać. – znajomy głos odezwał się w ciemności.

Wzdrygnęłam się delikatnie. Umysł dryfował sennie po mrocznych przestrzeniach. Czułam się... dobrze. Rozluźniona, spokojna, wypoczęta... Uniosłam lekko kąciki ust, mrucząc cichutko. A więc śnię, ale... nie... nie żyję przecież... wpadłam do kadzi do przetopu. Odchyliłam głowę ze spokojem. A więc jestem po drugiej stronie... Jestem w domu.

- Kto mnie wzywa? – spytałam cicho w przestrzeń, uśmiechając się do siebie.

- Twój lojalny sojusznik. A teraz podnieś się. – rozbrzmiał stanowczy rozkaz zewsząd i znikąd zarazem – Czekają na ciebie.

- Wiem. Stęskniłam się za nimi. – rozejrzałam się ciekawie po ciemności – Zaprowadź mnie do nich.

- To jeszcze nie koniec. Wstań i otwórz optyki. – ton stał się bardziej natarczywy.

- O czym mówisz? – uniosłam lekko łuki optyczne, unosząc rękę – Jestem przytomna.

- Obudź się!

Ach... widać sama musze znaleźć wyjście z tego limba. Jak zawsze. Pokręciłam energicznie głową, ale mrok dalej ział z każdej strony. A więc trzeba spróbować z innej strony. Zamknęłam optyki, kładąc dłonie na piersi i koncentrując się spokojnie. Jak w medytacji. Zaraz zobaczę się z moją rodziną. Wprowadziłam się w stan najgłębszego skupienia. Po paru chwilach w otoczeniu zarejestrowałam bardzo nikłe, acz stałe punkty falującej energii. Otaczały mnie ze wszystkich stron. Subtelnie ciągnęły mnie w jednym kierunku przestrzeni. A więc to moja droga. Poruszyłam się w stronę, gdzie mnie prowadzono, płynąc coraz szybciej z nurtem, aż wreszcie delikatnie poraził mnie prąd i otworzyłam optyki. Przed sobą ujrzałam oślepiającą jasność lamp... i zakurzony sufit hali głównej autobotow. Uniosłam łuki optyczne z zaskoczeniem. To nie tu spodziewałam się znaleźć... ale z drugiej strony nie mam pojęcia o życiu po życiu. Najlepiej będzie niczemu się nie dziwić.

Nastawiłam audioreceptory, przysłuchując się radosnemu harmidrowi. Szybko dało się rozpoznać poszczególne głosy:

- Dobrze, że wróciłeś szefie! – mruknął żartobliwie Bulkhead.

- Robiliśmy co w naszej mocy, żeby cię uratować sir! – cieszył się Smokescreen.

- Rachet odchodził już od zmysłów. – słychać było, iż Wheeljack się szczerzy.

- Martwiliśmy się o ciebie synu! – westchnęła Andromeda.

- ... Królowa sprowadziła nam na pomoc... – dodał mrukliwie Rachet.

- Wreszcie ktoś inny zajmie się edukacją młodego. – mruknęła nieco złośliwie Arcee.

- Tęskniliśmy za tobą Optimusie. – pisnął z przejęciem Bee.

Och... intrygujące. Czy to fabrykacja mojego umysłu, czy może oni też zgaśli? A może duch skierował mnie tutaj? Wiele jest możliwości... może to nic z tego? A może wszystko? Eksploracja świata pośmiertnego będzie fascynująca! Mam tylko nadzieję, że jeśli Ziemia przeżyła, to Dash i Blade poradzą sobie z najeźdźcą. Teraz nawet nie mogłabym im chyba pomóc... ale wierzę, że jeśli będzie trzeba, to coś wymyślę. Odetchnęłam cichutko, zerkając spod przymrużonych powiek na zgromadzenie. Boty stały w różnej odległości od Optimusa, który trzymał na rękach Moonteara. Z tej pozycji nie widziałam wszystkich, mogłam się jedynie domyślać gdzie się znajdowali. Uniosłam kąciki ust, obserwując jak mój syn trzyma się ramienia mecha, mówiąc coś cicho. Śliczny obrazek... Prawie jak za dawnych lat. Zaśmiałam się w myślach, naraz nabierając ochoty na psoty. Zamarłam w kompletnym bezruchu, by po chwili utworzyć postać z cienia na suficie i spojrzeć jej oczyma na sytuację. Z tej perspektywy dostrzegłam wszystkich: wreckerów przy ścianie, zwiadowców z młodym blisko komputerów, Andromedę obok Mostu Ziemnego. Brakowało tylko przywódców. Prime w samym centrum. A ludzie... Och. Dzieciaki, pani Dearby, Fowler i wszyscy Sparksowie. Coraz ciekawszy ten świat. Jaki numer można im wywinąć?

- Mama bardzo się starała, żebyś sobie nas przypomniał tato. – rzekł cicho Moon, obejmując go mocno.

- Wiem. Zrobiłaby wszystko dla swoich przyjaciół. – rzekł spokojnie, podrzucając go na ramieniu i po chwili zwrócił się do reszty towarzystwa – Mam nadzieję, że Angel godnie mnie zastępowała.

- No różnie to bywało... – rzekła Arcee marszcząc się lekko, lecz po chwili rozpogodziła się – Przyznać jednak trzeba, że starała się pomóc jak potrafiła.

- Wygniataliśmy z nią równo zderzaki, co nie Jackie? – rzekł entuzjastycznie Bulk.

- Byłby z niej świetny wrecker. – wyszczerzył się biały wojownik.

- Ale nikt nie może stanąć na twoim miejscu Optimusie! – pisnął radośnie Bumblebee.

- Cieszy mnie, że zajęła się wami wszystkimi jak należy. – odparł krótko Prime, kryjąc mały uśmiech.

- Tata na dół! – poprosił smoczek.

I w tym momencie wpadłam na pomysł. Ha... czemu nie. Za życia nie tylko nie mogłabym tego zrobić, ale by i nie wypadało. Ale teraz... Skoncentrowałam się, czekając właściwej chwili. Gdy lider autobotów zaczął się schylać, błyskawicznie złączyłam się ze światłem. Teleportowałam się za niego, zmieniając przy tym w świetlistą panterę. Nim ktokolwiek zdołał choćby pisnąć, przeskoczyłam mu między nogami. Prime położył mi malucha na grzbiecie, a ja pobiegłam z nim dalej, między zaskoczonymi botami.

- Co do...?! – Blue zachłysnęła się słowami.

- Skąd to się tu wzięło? – zakrzyknęła zdenerwowana Andromeda.

- Mama! – smoczek pisnął z uciechy, ściskając moją ramę.

- Dżidżi?! – Bust prawie spadł z barierki z wrażenia.

Posuwałam się szybkimi, miękkimi skokami między towarzystwem. Niemal otarłam się o rozbawionego Wheeljacka. Śmignęłam między nogami Smokescreena, podcinając go nieumyślnie. Z radosnym warknięciem przeskoczyłam nad Bee, kiedy schylił się podnieść kolegę. Prime przyglądał się sytuacji z małym uśmiechem. Moontear wiwatował z ekscytacji.

- Szybciej!

- Na brodę wuja Sama! Co ona wyprawia?! – zbulwersował się Fowler.

- Bawi się z młodym. – mruknęła Bluespark.

- Ale czad! Ja też tak chcę! – zakrzyknęła Miko.

- Ustaw się w kolejce! – zachichotała Karen.

Mały podskakiwał mi na grzbiecie, gdy przeskakiwaliśmy po stopniach coraz wyżej. Na piętrze ludzi okręciłam się w miejscu, skacząc za Bustem. Kłapnęłam na niego żartobliwie zębami. Ptak natychmiast poderwał się do lotu z wrzaskiem, a ludzie odskoczyli na bok z piskiem. Tylko Sparksowie najwyraźniej bawili się dobrze na tym występie.

- Nie jestem próbną zwierzyną do polowania! – zawrzasnął z udawanym oburzeniem, ale i jakąś ulgą ptak.

- Uważaj na nas! – zakrzyknęła June.

- Akurat gdy Królowa się bawi, uważa doskonale na swoje otoczenie. – odrzekł jej Tom, kręcąc lekko głową na moje wyskoki.

Skręciłam w miejscu w dobrej odległości od przyjaciół botów, wskoczyłam na ścianę windy, z niej wybiłam się w powietrze. To był świetny skok. Pod nami przesunęła się ziemia, kilka pięter, rozbawiona niebieska botka. Czułam się, jakbym przez chwilę leciała nad tym wszystkim, nim zaczęliśmy spadać na ziemię. Spojrzałam w swój cień i wyszczerzyłam lekko kły, wydając radosny dźwięk z przetwornika mowy. Miast lądować na ziemi, pozwoliłam sobie złączyć się z cieniem, transformując się przy tym do rzadziej używanej formy. Mały zaryczał cieniutkim głosem z zachwytu, gdy nagle oboje zniknęliśmy w cieniu, chlupoczącym pod naszymi ruchami jak woda.

- To ona tak może?! – Jack zbierał szczękę z podłogi.

- Najwyraźniej tak... – Blue brzmiała na równie zaskoczoną.

- Takie boty w ogóle istnieją? – zainteresował się Rafael.

- Sądziliśmy, że wyginęły... – wymamrotał Rachet.

Duży cień w kształcie formy syrenbotki „pływał" po podłodze, wyskakując co chwila do trójwymiarowego świata i wskakując cieniami botów z powrotem. Każdy taki „skok" sprawiał, że mrok ochlapywał niczym woda obecnych, lecz znikał po kilku chwilach.

- Ale super! – pisnął Bee z ekscytacji, osłaniając się dłońmi przed falą.

- Co ta dzikuska wyrabia? – Andromeda patrzyła na mnie w szoku.

Machnęłam mocniej ogonem, przenosząc się z podłogi na ścianę. Szybko „popłynęłam" do połowy jej wysokości, by wykonać ostatni, wielki skok. W jego trakcie znów się przemieniłam, tym razem w mniejszą wersję predacona ze światła. Zewsząd rozległy się westchnienia zachwytu i zaskoczenia. Oraz jeden gwizd aprobaty.

- Dajesz Śliczna! – Wheeljackowi najwyraźniej się to spodobało.

- TO PRAWDZIWY SMOK!! – Miko wrzasnęła tak, że najbliżej jej stojący zakryli uszy.

Moon wyskoczył razem ze mną, również przyjmując smoczą formę. Razem zatoczyliśmy szeroki krąg nad głowami zebranych. Mały omijał lampy, mocowania i inne niedogodności. Moja ulotna forma przenikała przez nie bez trudu, zostawiając za sobie ślad srebrzystych iskierek. Padały one łagodnie, jak śnieg, na zachwycone boty. Nikomu nie czyniły krzywdy.

- Ale widowisko! – zaśmiał się Blukhead, klepiąc po ramieniu swego przyjaciela – Prawie jak fajerwerki, które urządziliśmy tym scrapletom pod Simfur!

- Nie popisuj się tak, bo zaraz im spalisz przewody! – Bust zaskrzeczał z satysfakcją, stale unosząc się nad Halą Główną.

- Co tu się dzieje?! – usłyszeliśmy Komandora od korytarza.

- What a party-pooper.

Święte słowa Karen. Mruknęłam cicho, transformując się tym razem w formę pantery z cienia i skacząc z gracją po z wolna opadających iskierkach w powietrzu. Mój syn sam się przemienił i skoczył mi na grzbiet. Zamruczałam radośnie, machając szeroko ogonem. Musiało mu się to bardzo spodobać! Posuwaliśmy się powoli, zgrabnymi skokami na dół, stale zmieniając kierunek. Dowódcy wyszli z korytarza... razem z Dash i Bladem. Coraz zabawniejszy ten sen. Nim ktokolwiek wyjaśnił im co się dzieje, skoczyłam na łeb Ultra Magnusowi, z niego na ramię generała, potem na pojemniki po pociskach i wreszcie na podłogę, dysząc z zadowoleniem. Wreckerzy zagwizdali radośnie, młodzi zwiadowcy zaklaskali w dłonie, a zewsząd rozległ się śmiech rozbawienia. Nawet doktorkowie i Fowler się trochę rozluźnili. Grupki powoli zaczynały wracać do wspólnych rozmów. Przymknęłam optyki, transformując się do zwykłej formy i padając na plecy z szerokim uśmiechem. Zewsząd dobiegał mnie nieznaczny szmer, ale nie chciało mi się tym przejmować.

- Mama ja chcę jeszcze raz! Jeszcze raz! – smoczek wskoczył mi na brzuch, a ja bez wahania przytuliłam go do siebie.

- Dżidżi, musisz mnie zabrać na taką przejażdżkę! – zażądała Karen.

- Mnie też! – zakrzyknęła Miko.

- Co to wszystko ma znaczyć?! – ryknął Ultra Magnus.

- To było absolutnie nieakceptowalne! – stwierdził Thunderbolt.

Skrzydła załopotały, a drobne pazurki wczepiły się w moje ramię. Ostry dziób uszczypnął mnie w audioreceptor. Z dwóch stron natomiast uścisnęły mnie silne ręce.

- Angel Beautifuldeath, jeśli jeszcze raz zrobisz mi coś takiego, to cię zgaszę rozumiesz?! – zaskrzeczał ze złością sokół. Trzepoczące skrzydła uderzyły mnie w głowę.

- Dostaniesz to, co ci zostawimy! – zakrzyknął Blackblade, tarmosząc mnie za ramię.

- Znów nam nic nie powiedziałaś! – warknęła z wyrzutem Seadash pociągając mnie do siadu.

Rozłożyłam szeroko skrzydła z cichym śmiechem, przytulając ich wszystkich tak mocno jak się dało. Młody zapiszczał z ekscytacji, obejmując mnie za szyję. Już miałam odpowiedzieć na cały ten harmider, lecz z mojego przetwornika wydobyło się jedynie cichutkie miauknięcie. Uniosłam łuki optyczne, dotykając gardła. Przyjaciele rzucili mi czujne spojrzenia, ale wzruszyłam tylko ramionami, sadzając Moona na wolnym ramieniu. To pewnie nic takiego.

- To dopiero akcja. Gdyby nie Karen, nie wiedzielibyśmy o twoim stanie! – stwierdził obrażonym tonem czarny mech. Uniosłam na niego pytająco łuk optyczny – A tak! Sparksowie przyjechali tu oglądać z resztą jak przebiega akcja!

- I narobili niezłego rabanu. – zaskrzeczał Bust, zwracając łepek w kierunku ludzi – Podobno latały groźby i nie tylko. – parsknęłam, kręcąc delikatnie głową.

- Co poniektórzy twierdzili, że jesteśmy szpiegami. – mruknęła pani Sparks, rzucając krzywe spojrzenie agentowi Fowlerowi. Jego odpowiedź zagłuszyła mi jednak Seadash:

- Nieźle cię poniosło. Wystraszyłaś nas na śmierć. – podniosła mnie razem z mężem.

Uśmiechnęłam się do niej z zawstydzeniem i pokiwałam pokornie głową. Po chwili jednak wszystkich ich znów przycisnęłam do siebie skrzydłami. Westchnęłam tęsknie, przytulając nieco zaskoczoną parkę. Tęskniłam za tym jak za życiem, nie ma co... Mam wreszcie czas, by nadrobić nasze zaległości. Całą wieczność! Optyki delikatnie zaszkliły mi się z ulgi. Miękkie szmery dobiegające zewsząd przyjemnie łaskotały audioreceptory. Nigdzie nie muszę się śpieszyć, niczego załatwiać, o nic zabiegać. Zaczęłam machać energicznie ogonem na boki, śmiejąc się cichutko z radości. Mały predacon na moim ramieniu sam zaczął się śmiać i ściskać mocno moją głowę.

- A teraz się śmiejesz tak? – nadąsał się sokół, lecz sam oparł się o moją skroń łebkiem.

- O rany Angel... już nie pamiętam, kiedy widziałem cię tak radosną. – rzekł z lekkim zaskoczeniem Blade, przyglądając mi się nieco podejrzliwie – Co jest?

- Znów nam czegoś nie mówisz? – zmarszczyła się nieufnie Dash, ale sama uściskała mnie z ulgą w optykach.

Zachichotałam cicho na ironię sytuacji. W pewnym sensie mają rację. Wyszczerzyłam zęby w łobuzerskim uśmiechu i znów spróbowałam coś odpowiedzieć, jednak kolejne miękkie dźwięki wydobyły się z mojego przetwornika mowy. Teraz obecni przyglądali mi się z rozbawieniem, a medycy westchnęli synchronicznie.

- Nie przystoi dorosłym botom się tak zachowywać...! – Magnus kontynuował swoje kazanie.

- Komandorze, ten jeden raz można odpuścić Królowej. – przerwał mu Rachet, podchodząc do mnie. Femme zabrała małego, mech sokoła, a ja siadłam posłusznie na kupce pustych pojemników, a lekarz szybko zabrał się do roboty – Zważywszy na uszkodzenia bitewne...

Oficer warknął z irytacją. A ja rzuciłam pomarańczowemu botowi pytające spojrzenie, unosząc łuki optyczne. To to przechodzi na drugą stronę? Przecież czuję się doskonale! Nawet najmniejszego ściśnięcia w piersi. Mech popatrzył na mnie z zaniepokojeniem, ale nie przerywał pracy ani kazania. Po dłuższej chwili poczułam luz w szyi i bot wyciągnął coś ze mnie z metalicznym szczękiem.

- I jak? – mruknął nieco nerwowo, przyglądając mi się podejrzliwie – Pamiętasz wszystko Królowo?

- Dlaczego nie miałabym pamiętać? – potarłam szyję, machając wesoło ogonem – Nie walczyliśmy... no, może i walczyłam z Unicronem, ale aż tak bym się mu nie dała podejść. – rozsiadłam wygodniej na kostkach z nieco gorzkim uśmiechem. Mimo wszystko dałam się złapać...

- O czym ty...? – generał spojrzał na mnie dziwnie.

- Teraz ty straciłaś wspomnienia Dżdżi? – jęknął Bust, przykuwając do nas uwagę.

- Przysięgam, jeśli tak jest... – zaczęła mrocznie Seadash, ale odpowiedziało jej moje rozbawione parsknięcie.

- Jeszcze pół roku temu może bym się przejęła groźbami. Ale spokojnie, nic nie utraciłam. Pamiętam walkę o wspomnienia Oriona. – błysnęłam zębami w nieznacznym uśmiechu – Raczej jednak nie będzie okazji, by przyprawić was o atak Iskry, teraz jak przechodzę na emeryturę, co?

- Na emeryturę? – powtórzył z niedowierzaniem Bustfire.

- Kto by mnie do roboty po śmierci gonił? – spytałam, rozbawiona, wspierając głowę na dłoni – Po takim czasie należy mi się choć odrobina relaksu.

Zapadła cisza, przerywana jedynie szeptami podobnymi szmerom płynącej wody. Boty patrzyły po sobie z zaskoczeniem i niepokojem. Moon usiłował zrozumieć chyba o co chodzi, bo zmarszczył się uroczo, przyglądając mi się z zagubieniem. Od strony ludzi usłyszałam coś o zwariowaniu, a Magnus odsunął się nieco, obserwując mnie czujnie. Ha, to ci dopiero... na pewno zachowaliby się tak samo, gdybym żyła.

- To jakiś żart? Jeśli tak, to wyjątkowo nieśmieszny. – stwierdził Blackblade. Przechyliłam lekko głowę, spoglądając na niego z ciekawością.

- Dlaczego miałabyś zga... ekhem, zniknąć Królowo? – spytała ostrożnie Bluespark, spoglądając na skonfundowanego Moonteara.

- Teleportowałam się przecież nad kadź. Pamiętam jak pochłonęło mnie światło i gorąco. – wzruszyłam delikatnie ramionami, patrząc spokojnie w optyki obecnych. Czułam delikatne łaskotki w piersi od śmiechu i ekscytacji. Jak dobrze, że to w końcu..

- Teleportowałaś się do kadzi?! – Blue wyglądała jakby miała mnie udusić.

- Żeby pęknięcie Iskry nie zmiotło pół Wszechświata. Trzeba było ratować was przede wszystkim. Raczej już się dokonało, bo przestało mnie boleć po raz pierwszy od ucieczki z Cybertronu. No, nie licząc tych kilku dodatkowych ingerencji. – prychnęłam cicho, kręcąc głową – Ale wciąż nie mogę wywnioskować czy się udało, czy nie.

Magnus i rodzice Prima dalej gapili się na mnie jak na wariatkę, ale reszta towarzystwa znacznie się rozluźniła. Choć ich mimika zmieniła się diametralnie: zmarszczone łuki optyczne, pochylone pokornie głowy, wstydliwe rumieńce, zaciśnięte pięści, a nade wszystko litościwe spojrzenia błyszczące nutą wstydu, a także zdziwienia, jakby nie mogli pojąć moich intencji. Jeden Prime patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, nie zdradzając w najmniejszym stopniu swoich myśli. Podszedł jednak bliżej, zajmując miejsce po mojej prawicy, między dowódcami.

- Co z wami? Rozluźnijcie się troszkę. – mruknęłam, wyciągając ramiona po Moonteara, który wiercił się w uścisku Dash – Przecież to już koniec.

- Angel, nie bardzo wiem jak ci to powiedzieć... – zaczął niezręcznie czarny mech, ale machnęłam na niego ręką.

- Nie oczekujesz chyba, że od tak przyjmiemy rewelację, że chciałaś skoczyć do ka... kotła. – mruknęła zimno jego żona, choć nieznaczna ulga pojawiła się w jej spojrzeniu. Pozwoliła smokowi zeskoczyć mi na kolana i przytulić się mocno – Poza tym przysięgłaś, że nam będziesz mówić o wszystkim.

- Biorąc pod uwagę, że mogłam odejść samemu, albo zabrać was wszystkich ze sobą, to nie wahałam się w swoim wyborze. – zaczęłam głaskać plecy mojej Iskierki. Mały aż sapnął zabawnie z zachwytu, obejmując mnie za szyję – A mówić wam nie mogłam... obliczenia i symulacje Harmonii wykazały, że nie ma innej drogi.

- Chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas...?! – Arcee wyglądała na zszokowaną. Bee pisnął przeciągle.

- Szłaś sobie Mamo? – pisnął nagle Moon, uciszając niewątpliwe kazanie medyka – Beze mnie?

- Musiałam skarbie, ale tylko na chwilę. Zostałbyś z wujkami i tatą. Przecież wiesz jak bardzo cię kocham. Nie zostawiłabym cię gdybym nie miała wyboru. – pocałowałam go mocno w czoło, drapiąc lepiej małe ciałko. Po chwili zwróciłam się łagodnie do reszty zgromadzonych – Miałam dobre życie. Było pracowite, trudne, czasem bolesne, ale dobre. Stysfakcjonujące. – rzekłam spokojnie, przymykając oczy. Szmer szeptów utrzymywał relaksującą atmosferę. Nie mogłam przestać się uśmiechać – Oczywiście mam swoje żale, jak na przykład to, że nie spędziłam więcej czasu z wami, wcześniej nie dostrzegłam szczerych i uczciwych Iskier autobotów, nie przyszłam zaopiekować się Karen, albo iż nie wybrałam Optimusa zamiast Lorda... – rzekłam miękko, spoglądając wesoło na moich przyjaciół. Oboje zdawali się być wzruszeni, nieco zakłopotani, ale i spokojni. Złość odpuściła. W tle za nimi rozległy się niezręczne szmery i błysnęły mocniej rumieńce.

- Teraz przynajmniej wiem, dlaczego tak się od wszystkich odsunęłaś. – wymamrotał Blackblade.

- Dżidżi... – skrzeknął ostrzegawczo Bustfire.

- Mama, ja nic nie rozumiem. – poskarżył się mały, pomrukując cichutko – Dlaczego mówisz tak, jakbyś miała sobie jeszcze iść?

- Angel, ty żyjesz. – wmieszał się Optimus, zakładając ręce na piersi. Jego wentylacja pracowała równo, acz nieco szybciej niż zwykle, zdradzając wreszcie, iż uniósł się jakimiś emocjami – Nie wpadłaś do rzadnej kadzi, zamiast tego udało mi się ciebie uleczyć.

- Przecież ty nie umiesz...! – parsknęłam z rozbawieniem, ale poważny wyraz twarzy mecha zaburzył mój spokój. Czy on naprawdę...? Wzrokiem wskazał na swoją klatkę piersiową. Nie... no nie! Westchnęłam z frustracją, kręcąc nieznacznie głową – Gdybyś nie był taki przystojny, dostałbyś ode mnie po zderzaku.

- Co. – wymamrotał Jack, otwierając szeroko oczy, podczas gdy dziewczyny parsknęły śmiechem. Nawet dorośli prychnęli rozbawieni.

Thunderbolt zrobił najgłupszą minę, jaką w życiu widziałam, Magnusa zatkało. Andromeda zrobiła się niebieska z oburzenia. Drużyna wytrzeszczyła optyki, Jackie zaczął się śmiać razem z Bladem. Dash uniosła lekko kąciki ust. Sam Prime uniósł łuki optyczne, najwyraźniej zastanawiając się co mi odpowiedzieć.

- Masz świadomość jak głupie było to, co zrobiłeś? Stanęłam na głowie, żeby odzyskać ci wspomnienia, a ty chciałeś zmarnować to, by leczyć nieuleczalne? – kontynuowałam potępiająco, kręcąc delikatnie głową. Nie podnosiłam jednakże głosu ze względu na moje dziecko, a także błogi stan relaksacji, którego za nic nie chciałam przerwać – Gdybym mogła, sama bym to zrobiła! Ty miałeś wrócić i zaopiekować się Wyspą...!

- Słucham!? – wydarł się Bust.

- Że jak? – Bulkhead wytrzeszczył na mnie optyki.

- CO?! – Rachet wykrzyknął zbulwersowanym tonem.

- ... ale zamiast tego wysadziłeś nas wszystkich. A mogłeś być jeszcze lepszym władcą niż ja! – ciągnęłam niewzruszenie, rozpieszczając predacona na moich nogach – No cóż, przynajmniej teraz wiem, że wszystko szlag jasny trafił. – pokręciłam nieznacznie głową – Przynajmniej Primowie nie będą zawracać nam głowy.

- Angel posłuchaj mnie. – odparł spokojnie, acz stanowczo, przyklękając przede mną na jedno kolano. Patrzył mi prosto w optyki – Akcja poszła doskonale. Wszyscy przetrwali, włącznie z tobą. Rozproszyliśmy cienie światłami. – stuknął palcem w reflektory na piersi. Przechyliłam głowę z niedowierzaniem – Nie wpadłaś do kadzi. Udało się uleczyć twoją ranę. Harmonia ściągnęła nas tutaj. Żyjesz. – powtórzył z naciskiem, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Szmer stał się głośniejszy, a niepewność wkradła się do serca. Czy naprawdę...?

- Nie... to niemożliwe... – mruknęłam niepewnie, kręcąc powoli głową. Nie mogłam jednak oderwać od niego spojrzenia – Zrobiliśmy dokładne kalkulacje! Wszystko się destabilizowało!

- A jednak po uzupełnieniu energonu wszystko wróciło do normy. – odparła cicho Dash, odciągając niespokojnego smoka za rączkę.

- Tak dobrych odczytów nie miałaś od półtora wieku. – dodała Blue. Jej mąż zbliżył się znów do mnie

- Nikt nie może czegoś takiego przeżyć. – wymamrotałam cicho, patrząc na zbliżającego się ostrożnie medyka – Poza tym moja Iskra...

- Odłączyliśmy ci czujniki, gdyż nie było pewności jak się obudzisz. – wyjaśnił lekarz, majstrując przy moim karku w wolny sposób, by mnie nie zdenerwować.

- Nie wierzę... Przetrwałam. – wyszeptałam głucho, kręcąc z niedowierzaniem głową – Po tych tygodniach oswajania się, szykowania zastępstwa, usuwania się w cień, tęsknoty... byłam pewna, że muszę się poświęcić, że nie ma innej drogi, że skończę w eksplozji... – nie mogłam przestać mówić. W głowie zakręciło mi się z miażdżącej ulgi oraz miriady sprzecznych emocji, które pojawiały się i znikały jak iskierki nad ogniskiem. Spuściłam po sobie audioreceptory – Ale żyję! Na przekór wszystkiemu, naprawdę żyję... I uratował mnie Prime. Członek rodu, który nienawidził mnie najbardziej. – parsknęłam nieco histerycznie, unosząc wreszcie głowę, by spojrzeć na czerwono-granatowego mecha. Nie ruszył się z miejsca, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem – I ty... dwa razy dziś ocaliłeś mi Iskrę. Dałeś mi drugą szansę życia... Gdyby nie ty, byłabym pacynką jednego z Braci, albo nurkowała w kadzi. – pusty, histeryczny śmiech wydarł się z moich ust. Okręciłam ogon wokół pasa, powstrzymując się od sięgania po dymiarza – To wszystko jest tak surrealistyczne. Mam wrażenie, że śpię i zaraz wrócę do koszmaru, którym żyłam. Albo okaże się, że nie poradziłam sobie z Braćmi i zamknęli mnie w tym mirażu... A nade wszystko, iż znowu byłam zbyt słaba, by podołać...

Przerwał mi ruch mecha, który przygarnął mnie do siebie. Umilkłam, wzdrygając się od gwałtownego ruchu, jednak on trzymał mnie na tyle luźno, iż mogłam z łatwością uciec. Po dłuższej chwili wtuliłam się, kryjąc kompletnie w ciepłym uścisku mecha. Wsłuchałam się w szum jego wentylacji i rytm bicia Iskry. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo się nakręciłam. Prime powstrzymał mnie w idealnym momencie. Ha... nieustająca pomoc. Zacisnęłam palce na rurach na jego plecach, okrywając nas skrzydłami. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Poczułam dotyk na piórach. Kilka dłoni spoczęło na nich, a z każdą chwilą robiło się ich więcej. Skrzydła zatrzepotały i na krawędzi jednego wczepiły się pazurki. Do mojej nogi przyczepiło się moje małe stworzenie. Na ogonie poczułam znacznie mniejsze ręce, zdecydowanie ludzkie. Będzie dobrze. Nie jestem sama. Ta myśl przeszyła procesor niczym błyskawica mroczne niebo, transformując zdenerwowanie w ulgę i nieprawdopodobne rozluźnienie. Napięcie ucięło się, jak sznurki marionetki.

- Nigdy nie mów tak o sobie. – rozkazał cicho męski bas w języku Primów. Duża dłoń przesunęła się uspokajająco po plecach. – Nie ma rzeczy, która by cię powaliła Angel. Zawsze się podniesiesz. I nie ma nikogo, na kim mógłbym polegać bardziej niż na tobie.

Zacisnęłam mocniej dłonie, wydając z siebie potakujący dźwięk. Chwilę jeszcze trwaliśmy w tym stanie, lecz wreszcie mech puścił, prostując się. Powoli odsunęłam więc skrzydła, przesuwając wzrokiem po otoczeniu. Cały oddział stał wokół mnie. Wszyscy trzymali ręce na moich piórach, przyglądając mi się wyrozumiale, niezręcznie a nade wszystko współczująco. Za ogon trzymali mnie zarówno Sparksowie, jak i dzieciaki z June. Fowler „ubezpieczał tyły", rzucając mi dziwne spojrzenia. Generał, Komandor i Andromeda trzymali się na uboczu z niepewnymi, nieco zaskoczonymi minami. Moon wspinał się z powrotem po mojej nodze na moje kolana. Przewidywalnie...

- O, dość na dziś miałam emocji i odpowiedzialności. – roześmiałam się cicho, acz w końcu spokojnie, ocierając wilgotne optyki. Wyciągnęłam dyskretnie dłoń do Optimusa – Musimy opić to potrójne zwycięstwo!

- Polać jej, dobrze gada! – zaskrzeczał Bustfire, przysiadając na kostkach nad moją głową. Tymczasem Prime ujął moją dłoń, zasiadając po mojej prawicy.

- Ta jest Śliczna! – Wheeljack był bardzo zadowolony z ucięcia emocjonalnych scenek – Trzeba zorganizować stężony!

- Akcję trzeba opić! – ucieszył się Bulk, uderzając go po plecach.

- Do magazynu! – zakomenderował Blackblade, przyłączając się do nich natychmiast.

- To na pewno dobry pomysł? – skrzywiła się Blue.

- Z medycznego punktu widzenia zupełnie nie. - rzekł jej mąż, krzywiąc się nieznacznie.

- Rachet ma absolutnie rację. Ale jestem zbyt trzeźwa, by poradzić sobie z ciężarem tej walki. – przyznałam cicho, pozwalając Moonowi wspiąć się na mnie. Medyk tylko westchnął i pogroził mi palcem.

- Półtorej kostki i ani kropli więcej!

- Ale ekstra! Będzie impreza! – pisnęła Miko z ekscytacją.

- A co jeśli się się wymkną spod kontroli? – zaniepokoił się Fowler.

- Może powinniśmy zostawić ich...? – zaproponowała pani Dearby.

- Nie ma potrzeby. Wyspiarze zawsze się kontrolowali. – odparł Tom.

- Ci też raczej nie będą wariować. – zaśmiała się Karen.

- Poza tym będziemy mieć na nich optykę. – mruknęła Arcee z rozbawieniem, opierając się o ścianę po lewej stronie.

- Jak zawsze... – uśmiechnęła się Dash, zajmując miejsce obok.

Westchnęłam radośnie, opierając się ramieniem o Optimusa. Spojrzeliśmy po sobie pytająco, ale po chwili małe uśmiechy pojawiły się na naszych twarzach. To będzie najlepszy wieczór jaki miałam od całych miesięcy...


Hej hej!

Kolejny rozdział za nami! Miałam wielką satysfakcję z pisania tego fragmentu. Nie zostało nam wiele do końca i cieszę się, że już niedługo ta długa opowieść dobiegnie końca :D Mam nadzieję, że i wam się podobało, i bawiliście się dobrze.

A jeśli kogoś ciekawi czemu tytuł jest taki jaki jest, to proszę zerknąć na symbolikę tego ptaka ;)

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani!

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top