Jak łamie się Iskra

Skrzydlata Femme cicho przemykała korytarzami swojej bazy, tuląc do piersi jakieś rzeczy. Uśmiechała się do siebie z rozmarzeniem, a jednocześnie uważała na to, by nie napotkać swoich przyjaciół... w końcu obiecała, że to będzie ich wielki sekret.

Po kilku mikrocyklach udało jej się dotrzeć do pokoju. Odetchnęła wtedy z ulgą, przytulając do siebie paczuszkę.

- Proszę, proszę, proszę... - na dźwięk tego głosu Femme zesztywniała - A ty gdzie się wybrałaś?

Biała Seekerka o czerwono-złotych optykach patrzyła na nią uważnie, siedząc na fotelu. Patrzyła uważnie na swoją przyjaciółkę.

- Death, co ty tu robisz? - zdziwiła się fioletowa, marszcząc brwi.

- Gdzie byłaś i co to jest? - spytała ostro DeathPlay, wstając i zbliżając się - Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię?!

- Oj byłam tam gdzie chciałam być! - warknęła botka.

Biała miała coś powiedzieć, ale nagle chwyciła ją za ramiona i popatrzyła uważnie na jej szyję.

- Co mają znaczyć te pogryzione kable!?

Skrzydlata odsunęła się, zarumieniona, a z jej dłoni wypadła paczuszka. Death błyskawicznie ją podniosła i obejrzała. W środku znajdowały się dwie bransolety, której po nałożeniu na dłonie, dodawały blasterom siły lub wzmacniały ostrza po przetransformowaniu rąk. Na powierzchni metalu wygrawerowano specjalną dedykację i podpis. Death zacisnęła zęby.

- Angel... nie możesz się z nim spotykać...

- A co cię to obchodzi!?

- No właśnie dużo! Czy ty nie widzisz, że on jest typowym podrywaczem!? Darknight nigdy nikogo nie kochał! Nawet nie wie jak to robić!

- Pff! Jesteś zwyczajnie zazdrosna! - warknęła Femme i wyrwała jej prezent - Co ty możesz o tym wiedzieć!?

- Wszystko! On działa jak ja! Podrywa ofiary by wbić im potem nóż w plecy! - warknęła groźnie, po czym westchnęła. Wyciągnęła ręce do przyjaciółki - Angel, błagam cię, zrezygnuj z niego póki jeszcze możesz! Potem będzie za późno!

Skrzydlata nic jej nie odpowiedziała, tylko patrzyła na nią z zaciętym wyrazem twarzy. Po chwili wybiegła z pokoju i teleportowała się z powrotem w okolice baru, w którym zwykle o tej porze jeszcze przesiadywał jej ukochany. Założyła specjalny kamuflaż i cicho ruszyła cichą ulicą do celu.

Była pewna, że to co mówiła jej przyjaciółka było zwykłym kłamstwem, podyktowanym zazdrością o to, że ona znalazła idealnego partnera, a ona nie. Femme nawet przez myśl nie przeszło, że on mógłby zdradzić.

Swojego mecha nie znalazła w barze, ale to jej nie zraziło. Już miała iść i szukać go dalej, gdy nagle usłyszała znajomy śmiech. Podeszła tam cicho, kryjąc się w cieniu i obserwując. Dark stał ze swoimi kumplami przy niesamowitym ścigaczu, błyszczącym, wycackanym, jakby dopiero co wyszedł z fabryki.

- Ło ho ho hoł! Niesamowity!

- Fantastyczny!

- Kiedy ty na to uzbierałeś?!

- Nic a nic za to nie zapłaciłem z własnej kieszeni! - zachichotał, uśmiechając się zabójczo - To moja nowa Femme za to zapłaciła!

Skrzydlata poczuła niemiłe ukłucie w Iskrze i schowała się za jakimiś pojemnikami, by na pewno jej nie dostrzegli. Chciała usłyszeć wszystko.

- Ale... kim ona jest, że...?!

- Mam w kieszeni samą BeautifulDeath! - oznajmił z dumą - A to kupiłem, sprzedając jej pierścień! Nawet nie dostrzegła kiedy go zwinąłem!

- Naprawdę!?

- Tak! Ale nie tylko dla kasy ją trzymam... wiecie, ta protoforma... - uśmiechnął się zabójczo - Poza tym to najpotężniejsza istota w galaktyce! Dzięki niej drzwi do każdego pałacu mam zawsze otwarte!

- Ale przecież ona nie da sobą manipulować!

- Pff, rozkochałem ją w sobie i teraz jest mi posłuszna! Gdybym chciał, to już klęczałaby przede mną i podawała głowę DeathPlay na tacy!

- To niemożliwe! Przecież to jej najlepsza przyjaciółka!

- To prawda, ale BeautifulDeath jest tak zdesperowana, że żeby mnie zadowolić, zrobi absolutnie wszystko.

Skrzydlata nie straciła ani słowa z tej rozmowy i teraz gryzła wargi, czując jak pęka jej Iskra.

- A ty ją w ogóle kochasz?

- No co ty? To tylko moja kolejna zabawka! Jak na przykład te dwie... - odparł ze śmiechem, przytulając do siebie wyjątkowo ładne botki.

Ta odpowiedź zdruzgotała Iskrę Femme. Zacisnęła ona pięści i powieki, próbując doprowadzić się do porządku, ale nie była w stanie. Po jej policzkach spłynęły cyjankowe łzy. Czuła nieodpartą chęć podejścia do Darkknighta i wyrwania mu za to Iskry, jednak wiedziała, że nie może tego zrobić. Przysięgła już dawno temu, że nie podda się swojemu przeznaczeniu i będzie walczyć o siebie. Gdyby pozwoliła sobie na jedno odstępstwo, natychmiast zrobiłaby kolejne i z pewnością zgasiła towarzyszy byłego Sparkmate'a. Po chwili odwróciła się tyłem i odleciała bezszelestnie, nie dając szansy tamtym, by ją zobaczyli. Odleciała stamtąd do kryjówki poza "cywilizowanym światem" - w dzikiej części Cybertronu. Schowała się w jednej z jaskiń i skuliła na brudnej podłodze, płacząc cicho.

- Miałaś rację Death... Powinnam ci była zaufać...

Stałam na płycie hangaru i milczałam. Patrzyłam na wzburzone morze, a wiatr wiał mi prosto w optyki. Właśnie nadciągała burza. Ciemne chmury zakryły niebo. Wokół krzątali się moi podopieczni, przygotowując się do zamknięcia śluz.

- Jak długo ukrywałaś znajomość z tym mechem? - spytałam zimnym głosem.

- Mamo, ja... my... - znów strasznie się jąkała - My... poznaliśmy się kilka miesięcy temu... jeszcze zanim zniszczyli Most Kosmiczny...

Odwróciłam się do niej przodem i zmierzyłam ją przenikliwym spojrzeniem. Kilka miesięcy... przez kilka miesięcy mógł już ją uwieść i zebrać potrzebne informacje!

- Jak do tego doszło?

- On... był ranny... Chciałam mu pomóc i... tak jakoś... Zaprzyjaźniliśmy się, a później... - plątała się.

- Jak to był ranny? Najzwinniejszy con na Nemezis ranny?

- To był wypadek... lawina w górach, w których miałam sprawdzić stężenie energonu... Ja nie mogłam go tak zostawić, bo... bo...

- Shadow, dobrze, że go uratowałaś, ale dlaczego mi o nim nie powiedziałaś? - zrobiłam krok w jej stronę - To decepticon. Oni są bardzo niebezpieczni. Mógł zrobić ci krzywdę!

Niektórzy zerkali na nas, z ciekawością słuchając tej rozmowy. A Femme zacisnęła pięści i nagle popatrzyła mi prosto w optyki. Widziałam w jej spojrzeniu strach, złość i żal.

- Nie znasz go!

- Ani ty w pełni nie masz wiedzy o tym kim on jest. Co jeśli cię wykorzystuje?

- On nigdy by mi tego nie zrobił!

- Nie wiesz tego moja droga.

- Nie! To ty nic o nim nie wiesz! - wybuchła nagle - Tyle nas uczysz o miłości i dobru w każdej istocie, a sama nie potrafisz go w nim dostrzec! On jest wspaniały, czuły i opiekuńczy! Zakochałam się w nim, a on we mnie, rozumiesz?!

- Może udawać, może cię na to nabierać. - położyłam dłoń na jej ramieniu, ale Femme odsunęła się, warcząc - Poza tym uspokój się! Musisz znać swoje miejsce.

- O nie! Powstrzymywałam się, ale teraz powiem ci to, co o tym sądzę "Królowo Lodu"! Ja go kocham! A ty nie masz o tym zielonego pojęcia, bo sama nigdy nikogo nie kochałaś! Zawsze jesteś zimna, zdystansowana i sztywna! Chcesz nas kontrolować i wiedzieć o nas wszystko, a my chcemy mieć swoje sekrety! Nawet nie jesteś naszą matką! Jesteś... Jesteś taka jak Primowie!

Wszyscy ucichli i popatrzyli na nas w szoku. Jeszcze nikt nie ośmielił się tak do mnie powiedzieć. A te słowa w ustach mojej zastępczyni wbiły się w moją Iskrę jak sztylety, raniąc ją boleśnie. Ja... jak oni? Zacisnęłam pięści i lekko spuściłam głowę. Uważa mnie za jedną z nich...?

Dopiero teraz botka zrozumiała co powiedziała i wytrzeszczyła lekko optyki w strachu. Zakryła usta dłonią.

- To znaczy... Mamo, ja nie...

- DarkShadow, jeśli tego sobie życzysz, możesz spotykać się z tym mechem... - powiedziałam spokojnie ze ściśniętym gardłem, podnosząc głowę. Znów miałam spokojny wyraz twarzy, chociaż w mojej Iskrze czułam smutek i ból - Nie mogę cię zatrzymywać, czy zakazywać ci tego. Masz wolną wolę, a ja nie mam nad tobą żadnej władzy. Nie jestem twoją Stwórczynią, jestem zupełnie obcą ci Femme.

- Mamo, ja nie chciałam...

- Nic się nie stało. - powiedziałam spokojnym głosem - Nie zrobiłaś mi przykrości... W końcu od dawna nie czuję już nic.

Uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam do mojego pokoju szybkim krokiem. W Iskrze czułam silny ból. Nie wytrzymam... Gdyby to chociaż powiedział jakiś Vechocon-rekrut, czy mój wróg... ale dlaczego Shadow? Opiekowałam się nią od początku... Jeszcze nigdy żadne z nich nie ośmieliło się porównać mnie do jednego z nich. Nikt nigdy nie powiedział mi, ze nie jestem jego rodzicem... Dotknęłam Komory Iskier, wchodząc do mojego pokoju i zamykając za sobą drzwi. Chciałam tylko, by nie musiała przeżywać tego co ja musiałam z tym szczurem... Ochronić każde z nich przed cierpieniem...

Nagle na policzku poczułam coś wilgotnego. Dotknęłam tego miejsca dłonią. To chyba... łza. Zgarnęłam krople na palec i spojrzałam na niego. Fascynujące... nie zdarzyło mi się robić łez od czasu zdrady DarkKnighta! Obserwowałam maleńką, połyskującą kroplę, która szybko znikła. Ach... skrzywiłam się, masując klatkę piersiową. Przykro mi, że Shadow to powiedziała, ale widocznie musi być w tym ziarno prawdy. Może faktycznie jestem jak oni? Ja... muszę przestać wtrącać się w ich życie... Jestem tylko ich opiekunką i to nawet nie w świetle prawa. Daje im podejmować ich własne decyzje, ale może jestem nadopiekuńcza i... za bardzo ich kontroluję?

Potarłam ramiona, siadając na łóżku. Powinnam okazać Soundwave'owi więcej zaufania. W końcu niewiele o nim wiem... Nie powinnam podejrzewać go czy oskarżać tylko dlatego, że jest po radykalniejszej stronie tej wojny...

Przetarłam delikatnie twarz dłońmi i wstałam. Nie mogę tu tak siedzieć, tylko dlatego, że botka, którą opiekowałam się od Iskrzenia powiedziała mi coś takiego... Otrzepałam się i lekko potarłam ramiona. Najlepiej będzie jeśli się przelecę i jeszcze trochę ochłonę. Westchnęłam cicho i teleportowałam się na zewnątrz. Rozsunęłam skrzydła, odwróciłam się tyłem i odleciałam szybko, kierując się jak najdalej od Wyspy. Z chmur zaczęły strzelać gęsto błyskawice.

Przez kilka minut leciałam przed siebie, obserwując fale i uspokajając się. Niespodziewanie, ku mojemu zaskoczeniu, ujrzałam przed sobą Nemezis. Hmm... co to ma znaczyć? Dlaczego te Vechicony tam stoją??? Przekręciłam bransoletę na ręku, zmieniając barwę lakieru na czarny i  teleportowałam się na dach statku. Nasunęłam maskę na twarz. Co tu się wyprawia? Wyglądają tak jakby czekali na sygnał do ataku... Przebiegłam bezszelestnie do krawędzi statku i zsunęłam do jednego z okien. Zaraz się dowiem...

Wskoczyłam do środka i natychmiast przywarłam do ściany. Musze bardzo uważać... Transformowałam się cicho w stalową panterę i zaczęłam biec przed siebie, do najbliższego panelu kontrolnego. Gdy nadchodziły patrole Vechiconów, wciskałam się w załomy podpór. Na szczęście nikt mnie nie zauważył!

Nagle poczułam w nozdrzach dziwną woń. Pachniało inaczej niż Nemezis... Niepewnie zbliżyłam się do jakichś drzwi obok. Hmm... nie mogę się zatrzymywać, ale co jeśli to ktoś, kto potrzebuje pomocy? Rozejrzałam się. O, tam jest szyb wentylacyjny! Podskoczyłam do góry i uczepiłam się mocno ściany jedną łapą. Drugą zniszczyłam blachę z cichym szczękiem i wskoczyłam do środka. Przeczołgałam się do kratki wentylacyjnej i zerknęłam w dół. Dostrzegłam tam Vechicona i białego autobota z zielono-czerwonymi wstawkami oraz rozłożystym hełmem. Powinnam mu pomóc... Westchnęłam bezgłośnie. Dlaczego ja zawszę się pakuję w kłopoty, żeby ochronić innych, obcych mi transformerów? Pokręciłam głową z zażenowaniem i otworzyłam sobie wyjście telekinezą. Zaczaiłam się, oczekując dobrego momentu, po czym znienacka skoczyłam na głowę Vechiconowi, powalając go na ziemię. Ugryzłam go w szyję i zaczęłam szybko wysysać energon. Muszę bardzo uważać... nie chcę go zabić... Po chwili puściłam go i zwróciłam się w stronę zaskoczonego bota. Przypomina mi trochę samuraja połączonego z ninja... Podeszłam na bezpieczną odległość.

- No chyba sobie żartujesz... - mruknął, patrząc na mnie.

Przekręciłam optykami i rozejrzałam się. O, tam jest panel. Podeszłam i z całej siły uderzyłam łapą, aż kilka części rozprysło się na boki. Momentalnie kajdany otworzyły się, a mech upadł na podłogę, pocierając nadgarstki.

- Tego jeszcze nie było... fascynujące. - mruknął, uśmiechając się i wstając. Wyszczerzył się w uśmiechu - Więc jednak masz coś w głowie i nie chcesz zabijać wreckerów? A co powiesz na wyrwanie głowy temu skrzeczącemu scrapletowi?

Przekręciłam optykami, a on podszedł do drzwi i rozwalił ich zamek, przez co natychmiast się otworzyły. Po brutalnych metodach działania, wnioskuję, że to wrecker. Pokręciłam łbem i wybiegłam z pomieszczenia, starając się unikać kontaktu fizycznego.

- A zaprowadzisz mnie do wyjścia?

Zatrzymałam się i popatrzyłam na niego. Hmm... Mając go na ogonie raczej za dużo się nie dowiem. Nawet nie będę mogła sprawdzić czy ze Stevem wszystko w porządku... Warknęłam pod nosem i skierowałam się do miejsca, z którego przyszłam. Autobot przez chwilę stał w miejscu, ale ostatecznie poszedł za mną, orientując się, że nie mam zamiaru biec na ślepo.

- No i o to chodzi bestyjko! Mam nadzieję, że chcesz pokazać mi wyjście z tej śmierdzącej dziury! - zachichotał, a ja podeszłam do rozbitego okna, wysuwając pazury.

Wskoczyłam na skrzydło i zaczęłam się wspinać po kadłubie. Kątem optyki dostrzegłam, że ninja robi to samo co ja. Dobrze... domyślny jest. Już po kilku sekundach byliśmy na dachu, mając doskonały widok na Pchełkę i jego armię. Wciąż na coś czekali.

Nie podoba mi się to...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top