Jak ja sobie z tym poradzę?
Wiatr przygnał nad Wyspę Bezfrakcyjnych ciężkie, deszczowe chmury i zimny front. Ale nie przeszkadzało to transformerom, mieszkającym w tym miejscu. A już Soundwave'owi oraz Darkshadow z pewnością. Nareszcie mechowi udało się na sekundę wyrwać ze statku do swojej Sparkmate. Teraz spacerowali we dwoje po lesie i cieszyli się swoją obecnością. Nie mówili nic, ale nie było im to potrzebne do szczęścia.
W pewnym momencie, gdy zamierzali wejść do wnętrza ukrytego statku, spotkali Mysteriousbeast... i Barricade'a. Obydwie pary spojrzały na siebie z zaskoczeniem i sporą dozą rezerwy. Obie Femme były zaniepokojone konfrontacją byłego decepticona i najwierniejszego sługi Megatrona.
- A więc jednak przychodzisz... - powiedział po chwili Cade.
Mech skinął delikatnie głową, ściskając nagle dłoń Shadow. Wyświetlił znak zapytania, a wtedy czarny con przytulił do siebie Beast, mierząc go wzrokiem. Zapadła gęsta, niezręczna cisza. Wreszcie Wave ruszył ze swoją botką w stronę drzwi, a były decepticon ustąpił mu z drogi. Niestety, nie powstrzymał się i mruknął pod nosem:
- Dogbot Wiadrogłowego. Dark głupio wybrała.
W tym momencie mech zatrzymał się i zacisnął pięść. Z jego piersi wystrzeliło kilka macek, które natychmiast rzuciły się w stronę Barricade'a. Nie zdołały go złapać, a policjant odepchnął od siebie ukochaną i rzucił się na przeciwnika. Zaczęli się bić.
- Przestańcie!
- Cade, daj mu spokój!
Obie botki były bezradne. Nie miały pojęcia jak odwieźć ich od walki. Na szczęście w tym momencie w bójkę wmieszał się ktoś jeszcze...
Już po chwili cony odepchnęły od siebie potężne skrzydła Femme o fioletowym lakierze.
- Wystarczy! - powiedziała podniesionym, lekko podniesionym głosem. Jej granatowo-srebrne optyki zabłysły groźnie, a z piersi wydobył się delikatny blask.
Mechy momentalnie się uspokoiły i delikatnie odsunęły. Cade obrzucił niechętnym spojrzeniem przeciwnika, a Sound trzymał zaciśnięte pięści. Jego macki wróciły na miejsce.
- To Cade wszystko zaczął! Zaczepiał Soundwave'a! - powiedziała zdenerwowana Shadow.
Wystarczyło zerknąć za minę jej siostry, by wiedzieć, że to prawda. Beast bowiem była głęboko rozczarowana i ze smutkiem wbijała spojrzenie w ziemię.
- Cade, co to ma znaczyć?
- Po jaką rdzę pozwalamy mu tutaj być? Nie ufam mu Pani!
- A nam nie ufają z tego samego powodu autoboty. - Femme pokręciła głową i westchnęła - Nie podoba mi się to co zrobiłeś. Ale nie ważne... Idź do Light, niech cię opatrzy. Później pomyślę co z tobą zrobić.
Mech spojrzał tylko na swoją Królową i skrzywił się. Posłusznie ruszył do lazaretu razem z Beast. Tymczasem Femme spojrzała na cichego szpiega i zbliżyła się do niego.
- O co poszło? - con wyświetlił zły emotikon - Wiem, że cię zdenerwował, ale co powiedział?
- Że źle wybrałam. - botka odwróciła głowę.
Skrzydlata natychmiast przytuliła ją i lekko pogłaskała po plecach, spoglądając na monitor Wave'a. Ten tylko skinął głową i "patrzył" w ciszy na jej twarz.
- Rozumiem... Muszę w końcu porozmawiać z Megatronem o tobie i twoim Sparkmate. - westchnęła ciężko.
Botka czuła na sobie dużą presję i odpowiedzialność. Na niej spoczywał obowiązek zadbania, by byli szczęśliwi w tej skomplikowanej sytuacji...
Obserwowaliśmy, jak Autoboty dzwonią do bazy, uprzednio złożywszy agentów do altmode Bukheada. Widocznie nie mięli pojęcia co robić.
Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny, delikatnie irytujący dźwięk od strony Jacka. Chłopak zmieszał się i szybko wyjął swój telefon. Mina mu zrzedła, gdy spojrzał na wyświetlacz.
- Co się dzieje?
- Mama dzwoni... - westchnął smutno i odebrał, odchodząc kawałek na bok - Hej mamo...
- Uhuhu, zanosi się na to, że młody będzie miał kłopoty... - mruknęła Karen, starając się uśmiechnąć, ale widać było, że wcale nie jest jej do śmiechu. Wciąż była bardzo przygnębiona.
Westchnęłam cicho i delikatnie poklepałam ją po ramieniu.
- Sięgnij mi z bagażnika bluzę. - poprosiłam cicho.
Nastolatka natychmiast spełniła moje życzenie i dała mi za duże, luźne, granatowe okrycie. Miałam lekki problem z założeniem tego na grzbiet. Mięśnie mnie bolały cały czas, ale jakoś sobie poradziłam.
- Musiała to pani zakryć? - Miko się skrzywiła.
- Tak. - spojrzałam na Jacka, którego głos był lekko podniesiony. Oj, niedobrze...
- Wydaje mi się, że znów go uziemi. - stwierdziła Miko, jakby czytając mi w myślach. Oparła się o maskę mojego alt-mode, na co delikatnie drgnęłam.
- Skąd wiesz? - Karen uniosła brwi
- Bo często to robi, odkąd zaczął angażować się w sprawy botów. - wzruszyła ramionami.
- A czemu wy nie macie szlabanu? - spojrzałam na nich z lekkim zaskoczeniem
- Ja mówię, że uczestniczę w zajęciach dodatkowych, albo idę do kolegi... - powiedział Rafael, przyglądając się mi z ciekawością.
- A moi opiekunowie się boją i cześć. Frajerzy. - zachichotała głośno, po czym przechyliła głowę na bok, obrzucając Karen ciekawskim spojrzeniem - A ty? Jaką ściemę dajesz rodzicom?
Nie słuchałam ich dalej. Zamyśliłam się, obserwując Jacka. Niby to nie moja sprawa... ale powinnam mu pomóc. Tylko jak? Hmm... A gdyby tak porozmawiać z June, tak jak kiedyś porozmawiałam sobie z rodzicami Karen? Tak... to powinno rozwiązać problem. Tyle, że teraz powinnam już wracać. Moontear jest tam sam, bez opieki.
- Halo! Dżidżi? - nagłe szturchnięcie wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałam pytająco na moją podopieczną - Pytam, czemu ostatnio się nie pokazujesz.
- Niestety kochanie, mam dużo pracy, obowiązków, a przy okazji nie za bardzo mam ochotę przebywać blisko bota, który okazał się być podejrzliwym gburem. Znasz moje zdanie na temat takich osób. - odpowiedziałam spokojnie, głaszcząc ją po głowie - Poza tym już niedługo dostanę kolejne zadanie...
- Jakie? - Miko nie ukrywała ciekawości.
- Bardzo ważne, odpowiedzialne i męczące. - popatrzyłam na nią ze spokojem - Może kiedyś wam powiem, ale nie teraz...
W tym momencie wrócił do nas przygnębiony szesnastolatek. Schował komórkę do kieszeni i ciężko westchnął.
- Muszę wracać...
- Aż tak źle?
- Bardzo źle. Mama jest pewna, że się nielegalnie ścigam.
Karen uśmiechnęła się pod nosem, a ja uniosłam brew z rozbawieniem.
- A nie ścigasz się? - spytała złośliwie panna Sparks.
- Już nie...
- Słuchaj Jack... - wyprostowałam się na siedzeniu - Postawię sprawę jasno: mogę przekonać twoją matkę, że nie ma nic złego w twojej jeździe na motocyklu i znikaniu na całe dnie. Zaaranżuj mi tylko spotkanie w odpowiednim terminie i sprawa załatwiona. - popatrzyłam na niego spokojnie.
- Słucham? - chłopak był w szoku.
- Chcę ci zaproponować to samo rozwiązanie, jakie dałam w wypadku Karen. - oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie - Porozmawiałam z jej rodzicami, a oni zgodzili się na to, pod warunkiem, że będzie w domu w weekendy.
- I zadziałało??
- Chwila! - dziewczyna zmarszczyła brwi - Dżidżi, chcesz go objąć "programem ochronnym"?
- Owszem. Nie widzę przeciwwskazań. - usiadłam przodem do kierownicy i dotknęłam lekko boku. Muszę jak najszybciej zespawać to w formie robota - Porozmawiam delikatnie, spróbuję przekonać o słuszności racji i tak dalej.
- Czyli powiesz jej?!
- Oczywiście, że nie.
- To co powiesz? - Rafael był zainteresowany.
- Powiem o bardzo prestiżowym stażu, który odbywa po zajęciach Jack, a jeśli będzie trzeba, powiem jej dokładnie o tym, co będzie robił. - uśmiechnęłam się połową twarzy. Bolało bardzo mocno...
- CO?!
- A co na to Królowa?! - burknęła nastolatka.
- Nic takiego. Zgodzi się. - oparłam się wygodniej o fotel - A teraz posłuchajcie mnie...
- Jaka Królowa?! - Miko chyba szykowała się na grad pytań.
- Femme, która była u was, gdy Prime zaraził się Cyboniczną Zarazą. - westchnęłam - Moi drodzy: jestem zmęczona, ranna i głodna, a to dopiero początek mojego dnia. Jeszcze dziś będę musiała wpaść do mojego prywatnego, wtajemniczonego lekarza w pewnej sprawie, a wpadłam tu tylko upewnić się, że Karen żyje...
- Dżi, jesteś chora?! - nastolatka bardzo się przejęła.
- Nie. To rutynowa kontrola. - odparłam uspokajająco - Przy okazji poprawi mi szwy i usztywni bok, żeby nic się nie otworzyło. Wracając... Z MECH'em mamy spokój na kilka dni. W tym czasie nie radzę wam opuszczać domów, bo mogą was złapać. Karen, niech rodzice ci wypiszą zwolnienie. Powiedz, że ja o to poprosiłam. - spojrzałam na nią porozumiewawczo, a następnie zerknęłam na chłopaka - Jack, widzę, że się wahasz. Kar wyjaśni ci wszystko co musisz wiedzieć o mojej przyszłej rozmowie z Panią Derby. Jeśli się zdecydujesz, to ustal termin na jakiś wieczór, najlepiej w Niedzielę, bo tylko wtedy mam trochę wolnego czasu. Wszystko jasne?
Dzieciaki spojrzały po sobie, zaskoczone, a moja podopieczna westchnęła i przytuliła mnie.
- Proszę, uważaj na siebie. Ja naprawdę się o ciebie martwię... Jet też.
- Wiem Skarbie. - uścisnęłam ją delikatnie - Ty też na siebie uważaj. A i wytłumaczcie mnie przed botami... już naprawdę jest mi słabo.
- A może jak jest Pani słabo, to panią odwieziemy? - zaproponował nieśmiało chłopak
- Nie trzeba. Poradzę sobie.
- A przyjedzie pani do bazy? Byłoby czadowo!
- O, to nagle nie jestem szpiegiem? - uniosłam kącik ust.
- Nie wierzymy w to za bardzo. - wyznał Raf - Nie wygląda Pani...
- A może się ukrywam? - odparłam z kamienną twarzą.
- Oj niech pani nas nie dręczy! Przyjedzie pani??? - mina Japonki była cudowna
- Jeśli Rachet nie będzie wypytywał o tajemnice, to czemu nie? - uśmiechnęłam się - Może przywiozę też mały podarunek do technologii bazy... żeby było wam łatwiej operować tym interesem.
Oczy Rafa aż się zaświeciły z ekscytacji. Ewidentnie jest technicznym chłopakiem.
- Przyjedź szybko z powrotem. - poprosiła Kar.
- Postaram się. Do zobaczenia. - zamknęłam drzwi i odpaliłam silnik - Pozdrówcie Arcee i Optimusa.
Ostrożnie wycofałam się, wykręciłam i ruszyłam przed siebie. Kiedy oddaliłam się od nich o kilka przecznic, sięgnęłam nareszcie do schowka i wyciągnęłam "telefon". Przy tym ruchu mocno zabolał mnie bok. O rany... jak ja sobie poradzę? Westchnęłam cicho i wybrałam numer, po czym przystawiłam telefon do ucha.
- Halo? Królowo?? Wszystko w porządku? - usłyszałam na linii Bluebustera - tego młodego technika, który wtedy pomógł mi odnaleźć zniszczone malowidło... Hah, a więc to on dzisiaj pełni dyżur? Ciekawe...
- Tak... Sprawa załatwiona. - powiedziałam ze zmęczeniem - Ale mamy pewien problem... Agenci MECH'u podejrzewają Karen o kontakty z Autobotami. Musimy wdrożyć Program Ochronny pierwszego stopnia, inaczej może się zrobić nieciekawie.
- Tak jest Pani. A... czy coś się stało? - w jego głosie wybrzmiał niepokój. Ech... więc
- Nic takiego... ale niech SpeedLight będzie w gotowości. Odniosłam powierzchowne rany. - powiedziałam lekceważąco, wyjeżdżając z miasta - Za dwadzieścia minut będę w kanionach. Otwórz mi wtedy portal. Opiszę wam wszystko w jutrzejszym, skróconym raporcie. Bez odbioru.
Rozłączyłam się i jechałam dalej. Moja holoforma gładziła lekko brzuch. Ech... muszę ułożyć w głowie jak przemodelować mój plan na dziś. Trening odpada na kilka dni, bo rany tej formy na pewno już się ukazały na mojej normalnej postaci. Chociaż... nie, nie mogę za często korzystać z leczenia mocą, bo się uodpornię. Westchnęłam, przyśpieszając lekko. Muszę poprosić o dwie operacje, sprawdzić, czy wszystko w porządku, potem przyzwyczaić się do ciężaru w klatce piersiowej...
Tylko czy moja Komora Iskier go zaakceptuje? Żeby tylko małemu nic się nie stało. No i czy przypadkiem nie wpłynie to na moje emocje? Drgnęłam niespokojnie. Za dużo uczuć i mogę wysadzić całą Wyspę, albo zabić małego! Zrobiło mi się przykro. Nie nadaję się do opieki nad tak małymi Iskierkami. Ale żadna predaconica mnie nie zastąpi... Muszę jakoś sobie poradzić. Spojrzałam przed siebie, ściskając lekko kierownicę. A gdyby tak... cóż, chyba będę musiała przyjmować też ten lek chłodzący podsystemy. Nie ma innego wyjścia. Mam tylko nadzieję, że nikt go nie wyczerpał.
Ale co dalej? Hmm... dzisiaj miałam jeszcze obejrzeć ćwiczenia Vechiconów, ale to chyba sobie odpuszczę. Nie czuję się na siłach. Ale polecieć na Nemezis z DarkShadow muszę. Tylko ode mnie zależy ich szczęście... Mięliśmy załatwić wreszcie jej stały pobyt przy Soundwave'ie i przy okazji chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o tej parze przyjaciół.
Nagle, w oddali, ujrzałam za sobą wielki kłąb kurzu. Lekko zmrużyłam oczy i odwróciłam w tamtą stronę lusterka. Nie podoba mi się to... Przyjrzałam się temu i zmarszczyłam się. To samochody MECH'u. Ci to nie mają wyczucia. Przyśpieszyłam i wjechałam między skały. Po kilku minutach ujrzałam przed sobą Most. Natychmiast w niego wjechałam, usuwając holoformę. Następnie transformowałam się i wyszłam w Centrum Dowodzenia, lekko podtrzymując siłowniki brzucha. Czułam, że moja dłoń zaczyna się robić mokra.
- Królowo, wszystko w porządku?
- Co się stało?
- Czy Karen jest cała?
Naturalnie zasypali mnie pytaniami, ale tym razem nie miałam siły tłumaczyć. Oparłam się o tron i odetchnęłam, wbijając wzrok w ziemię. Czemu ja jestem taka zmęczona? Nie rozumiem... Spojrzałam na nadgarstek, otwierając panel ze statystykami. Ach, to dlatego... za dużo krwi straciłam. Zbyt niski poziom energonu. Argh... Bluestar mnie zabije.
Drgnęłam lekko i wyprostowałam się. Muszę się skupić. Zadają pytania, trzeba odpowiedzieć. Lekkim gestem uciszyłam obecnych, a gdy zapadła cisza, uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wszystko w porządku. Nie martwcie się o mnie. Potrzebuję tylko małego spawania i energonu. Nic wielkiego mi się nie stało.
- Ale...
- Wszystko jest... - zrobiłam pauzę, owijając ogon wokół nogi i ściskając mocno - w porządku.
Postawiłam kilka kroków w stronę wyjścia, ale musiałam się zatrzymać, gdyż ból przeszył moje ciało na wskroś. O Jezu... Delikatnie się skuliłam. Iskra lekko mnie zakuła, sygnalizując mi, że sama sobie z tym nie poradzę.
Tymczasem moi podopieczni powstali z miejsc i zbliżyli się do mnie. Bluebuster i Whiteclaw podtrzymali mnie, a Shadow próbowała obejrzeć ranę, jednak nie pozwoliłam jej na to.
- Wszystko jest dobrze... poradzę sobie.
- Mamo, przecież widzimy, że nie. - odparła, patrząc na mnie smutno.
- Zabieramy cię do Light. - zdecydował Claw.
- O nie. Musicie trwać na posterunku. Mogę sama dotrzeć do zabiegówki, a jeśli pójdziecie ze mną, może nam coś umknąć i...
W tym momencie do pomieszczenia wszedł GreenFire i podszedł do mnie bez słowa. Zmarszczyłam łuki optyczne. Nikt go tu nie wzywał, chyba że...
- Harmonia...
- Królowo, według moich obliczeń nie jesteś w stanie samodzielnie dotrzeć nawet do własnego pokoju. - oświadczyła - GreenFire jest najlepszym możliwym wyborem.
- Pani, ja nie przyjmę odmowy. - uśmiechnął się delikatnie młody smok i pozwolił mi się na sobie oprzeć.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na zmartwionych podopiecznych.
- Nic mi nie będzie. Wracajcie do pracy.
Mech zabrał mnie z CD i ruszył prostą drogą do zatoczki medycznej. Milczeliśmy.
- Wiemy co się stało. - rzekł w końcu.
- Skąd? - nie zdziwiło mnie to specjalnie.
- Widzieliśmy zapis z kamer miejskich z tamtego zaułka. Harmonia znalazła nam tamto miejsce. - jego optyki błysnęły groźnie - Szukamy tych gnojków, a Barricade ma zamiar wyruszyć ze mną i grupką klonów na akcję odwetową.
- To zły pomysł. - pokręciłam głową - Bezpośredni atak może spowodować spore straty. Pamiętajcie, że ludzie nie są głupi i potrafią się szybko adaptować do nowych warunków, jak to opisałam w raporcie po przygodzie z Breakdownem. Poza tym, możecie utwierdzić ich w przekonaniu, że Karen i ja nie jesteśmy takimi zwykłymi osobami. Wezmą nas pod lupę, odkryją, że często wyjeżdżamy i tak po prostu znikamy... a jeśli połączą to z rodzinami pozostałych dzieciaków, to szybko wytropią autoboty i zgaszą ich...
- Ale Pani, przecież nie możemy im tego darować! Przecież mogli cię zabić!
- To nic. Ważne jest, by nikomu więcej nie stała się krzywda. Jeśli mamy zaatakować mech, musimy koniecznie zrobić to jednocześnie, we wszystkich placówkach, tak by wyłapać ich wszystkich, zniszczyć ich bazy danych, a winnych oddać w ręce sądów... - popatrzyłam na niego - Takie organizacje są jak hydry. Odetnie się jedną głowę, to wyrośnie następna.
Wtedy akurat weszliśmy do zabiegówki. Dostrzegłam, że obok kozetki, na blacie spoczywał mały Moontear, a Blue robiła mu badania. Light natomiast stała przy regale z medykamentami i zapisywała coś na detpadzie. Od razu spojrzała w naszą stronę i lekko zbladła.
- Co się stało??
- Nic takiego. Małe draśnięcie. - puściłam Greena i stanęłam samodzielnie, na lekko ugiętych nogach. Spojrzałam na smoczątko.
- Jak ostatnim razem było to "małe draśnięcie", to prawie straciłaś modulator i władzę w prawej kończynie. - burknęła Star, pozostawiając małego na blacie i podchodząc do mnie. Zmrużyła optyki - Siadaj zaraz, nie mam całego dnia. A ty Green możesz iść. Zajmiemy się nią.
- Jednak zostanę. - mruknął, opierając się o ścianę.
- Green, idź do swojej ekipy i powiedz im to, co powiedziałam tobie. - poprosiłam, siadając posłusznie na kozetce - I poproś, by Cade przełożył ćwiczenia Vechiconów. Nie mogę dziś ich ocenić.
- Dobrze... - wyglądał na niezadowolonego - Ale Królowo, pamiętaj o tym, że dzisiaj nasze stada lecą na Klify Północne. Za 2 dni zacznie się nasze święto.
- Pamiętam. Postaram się przylecieć na czas. - westchnęłam cicho.
Mech nareszcie opuścił pomieszczenie, a Blue chwyciła palnik, skalpel i szczypce. Light podpięła mnie do aparatury, a stara botka spojrzała na ranę i zmarszczyła łuki optyczne.
- I ty chcesz się zająć tym Iskrzeniem?!
- Blue...
- Gdybyśmy mięli ciała zbudowane tak jak ludzie, to już byś nie mogła mieć potomstwa! - ofuknęła mnie i spojrzała na skaner - No pięknie! Kiedyś uzupełniała energon?! Tydzień temu? A może dwa!? Ja z tobą zwariuję!
- Blue! - westchnęłam cicho - Dzisiaj piłam kostkę... dzisiaj rano. Ale Karen miała kłopoty i...
- Jak wielkie kłopoty miała ta utrapiona nastolatka, że wyciekło ci z baku tyle paliwa? - burknęła, przecinając mój pancerz i rozpoczynając operację.
- Duże. Ludzie z MECH'u podejrzewają ją o utrzymywanie z nami kontaktu. - odparłam cierpliwie, zaciskając dłoń na brzegu stołu operacyjnego. Nie potrzebuję znieczulenia - Zraniono moją holoformę... nawet jak znikłam z miasta, widziałam w oddali, że chcieli mnie śledzić.
- Czemu to zawsze ty musisz tyle obrywać? - pokręciła głową, łącząc kable.
W czasie naszej małej rozmowy, Light zajmowała się smoczątkiem, które drżało na zimnym blacie. Kątem optyki obserwowałam jak maluszek trzęsie się z zimna. Nie podoba mi się to. Czuję... czuję, że powinnam go wziąć na ręce i ogrzać.
- Czy wszystko z nim w porządku?
- Co? - Bluestar popatrzyła na mnie ze zdezorientowaniem, ale po chwili zrozumiała i wróciła do spawania - A, z nim... Jak najbardziej. Tylko, że jest głodny... Rdzawy złom. Ale ten spalinowy składak cię dziabnął...
- Zrobiłyście odpowiednie badania z moim energonem? Może go ode mnie przyjmować?
- Chyba tak Mamo. - Light uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała malca, po czym wróciła do zapisywania jakichś danych na detpadzie - Ale jeśli będzie przyjmował twój energon, to trzeba będzie brać go na specjalne badania co tydzień. Jeszcze nie wiadomo jak może wpłynąć na Iskrzenia...
- A czy mogę go przyjąć do Komory Iskier?
- Emm... - żółta botka widocznie się zmieszała - Raczej nie... w normalnych warunkach Komora odrzuca obce Iskrzenia...
- Chcesz go wziąć do siebie, a sama się narażać!? O nie! - Blue lekko szarpnęła moimi przewodami, na co stęknęłam z bólu - Nieregularnie przyjmujesz energon, narażasz się na stres i często otrzymujesz rany! Chcesz, jak rozumiem, wykończyć siebie i jego!?
- Bluestar, poradzę sobie. - delikatnie podniosłam głos i usiadłam prosto - Będę uważała na siebie i dbała o to Iskrzenie. Dokończ tę operację.
Spojrzałam jej głęboko w optyki. Staruszka delikatnie się zmieszała i chyba nawet wystraszyła, ale nie dała tego po sobie poznać. Burknęła tylko coś i dokończyła łączenie zniszczonej ścianki filtra energonu, scalanie rozerwanych przewodów, spawanie pancerza. Po trzydziestu minutach nareszcie zakończyła swoje czynności naprawcze i odsunęła się, by wyczyścić narzędzia. Light natomiast zaczęła przygotowywać jakąś mieszankę, czytając dane z detpada.
W tej sytuacji skupiłam się na małym, który leżał cały czas na blacie, tylko że teraz spał. Stół nie był zbyt daleko od tego miejsca, dlatego wyciągnęłam ogon i delikatnie owinęłam nim ciało Iskrzenia, a następnie przysunęłam do siebie. Położyłam małego na kolanach i zaczęłam delikatnie głaskać. Zmęczenie brało nade mną górę.
Ziewnęłam delikatnie. Jutro zabiorę Shadow do Megatrona... Muszę nareszcie załatwić tę sprawę. Przymknęłam oczy. Nie mogę ich zawieść.
Hej Hej :)
Wróciłam ostatecznie. Teraz będzie więcej TFP niż zwykle. Wybaczcie mi tę długą przerwę ❤
Miłego czytania kochani!
~ Angel.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top