Gorycz

Zimny wiatr smagał samotną wysepkę na środku oceanu z całej siły. Pogoda doskonale wpisywała się w nastrój zgromadzonych bestii, które właśnie żegnały swojego lidera. Zgromadzone predacony ustawiły się w szpaler, tworząc swym ognistym oddechem swoisty dach nad zwłokami, które znoszono z szczytu góry do krypt. Obecny przywódca, razem z Femme o granatowo-srebrnych optykach przypatrywał się ceremonii z centralnego miejsca, tuż przy wejściu. Oboje milczeli, zajęci swoimi myślami. Młody smok zastanawiał się właśnie, jak jego poprzednik mógł sobie radzić z tak wielką odpowiedzialnością. Natomiast jego towarzyszka medytowała nad tym, że niedługo sama może podzielić los nieszczęsnego, młodego wodza... Lecz nikt jej tak na prawdę nie pożegna, nikt przy niej nie będzie gdy stanie u bram śmierci. Będzie dokładnie tak samo, jak przez całe jej życie: zimno, samotnie i boleśnie... Gwałtowny żal szarpnął jej piersią. Czy naprawdę nie miała prawa do szczęścia? Nie mogła nawet pod koniec życia się zabawić, zapomnieć o cierpieniu, spełnić swoich marzeń?!

W głębi Iskry jednak wiedziała dobrze, że nie jest to jej wybór. I niestety, chociaż było to przykre, musiała pozostać dobrym przywódcą do samej śmierci. Z goryczą pomyślała, że nawet to nie będzie jej, a zostanie ofiarowane by ratować innych... Taki już jej los, by się troszczyć, opiekować, zabiegać i cierpieć w milczeniu.

Cisza porannej bazy aż dzwoniła w audioreceptorach. Moon już poszedł na lekcje, a o tej porze w Hali Głównej nie było nawet Racheta i Blue. Parę godzin temu stał tu Bumblebee, ale posłałam go do łóżka. Po całonocnym dyżurze należał mu się odpoczynek... Stłumiłam ziewnięcie, spoglądając w raport o postępach produkcji zatwierdzonych gadżetów. Kule teleportacyjne zostały delikatnie ulepszone, dzięki czemu portale otwierały się szybciej, a dym był gęstszy. Rękawic sejsmicznych produkowaliśmy nieco mniej, jednak nad masową produkcję tych konkretnych broni przedkładaliśmy wyszkolenie w jej obsłudze. Jest na tyle potężna, że nieprawidłowe użycie mogłoby się skończyć śmiercią posiadacza... Wypuściłam powoli powietrze, zatwierdzając obecną prędkość produkcji i szkolenia Harmonii. Przydałoby się jednak zamówić dla mnie skrzynię Energonu Primusa. Przyda mi się wieczorem.

Nie przesadzasz trochę z używkami?

- A powiedz mi, jakie to ma znaczenie? I tak będę musiała umrzeć. - mruknęłam beznamiętnie, odsyłając raporty do CD - Nie bardzo mnie obchodzi w jakim stanie będzie moje ciało.

Odpaliłam program z projektami. Ostrza magnetyczne wciąż nie chciały zadziałać, coś było nie tak z ich obsługą. Zdaje się, że muszę zacząć jeszcze raz... może zamiast magnesów użyć elektromagnesów? W kolejce czekały też kolejne, wybrane przeze mnie do obróbki projekty: halabardę o ostrzu z plazmy indukowanej laserowo, trzy różne prototypy użycia generatorów pola ochronnego oraz długie, elektryczne bolasy - broń miotaną, stworzoną z grubych, stalowych lin i trzech obciążników. Odpowiedni rzut był w stanie unieruchomić kończyny ofiary i porazić ją silnym ładunkiem. To były niezbyt skomplikowane bronie, na jakich tworzenie jeszcze mogliśmy sobie pozwolić. Reszta musi skupić się na Energonie Primusa i podstawowych ulepszeniach. Im bardziej się rozdrobnimy, tym mniejsza szansa, że każdy dostanie należyte uzbrojenie nim się pojawią.

Bardzo rozważnie, jednak przypominam, że nie może też być zbyt mało siły ognia...

- Przez lata zgromadziłam tysiące botów, wszyscy przynajmniej raz w życiu musieli zawalczyć... Wierzę, że sobie poradzą. - mruknęłam cichutko, strzelając ogonem - Poza tym z każdej kolonii zostaną wyciągnięte relikty, co przypomina mi o pewnym istotnym fakcie... Od miesięcy nie miałam wiadomości od Archiwisty.

Podejrzewasz, że go już złapali i zabili?

- To możliwe. Muszę brać taką opcję pod uwagę. Choć równie dobrze mógł nie mieć dobrej okazji by mnie ostrzec. - sięgnęłam do schowka i wyciągnęłam moją ulubioną, metalową rurkę, odpalając ją z trzaskiem. Zaciągnęłam się mocno - Muszę poprosić, by wyrabiali już sam towar. Albo najlepiej dali mi recepturę. Sama będę się obsługiwać.

Jesteś uzależniona Angelbotko.

- Jak tam chcesz. - wypuściłam piękną chmurę - A tak swoją drogą... Mogłabyś już skończyć z tym tytułem? Mów mi po imieniu.

Im więcej tego palisz, tym dziwniejsze rzeczy mówisz.

- Jeszcze dziwniej jest, gdy moja własna cząstka mówi do mnie tak oficjalnie. - westchnęłam lekko - Nie jesteśmy tak do końca sobie obce.

... postaram się rozważyć twoją prośbę. 

- Przypomniałaś mi... prócz wysłania raportów temu agentowi miałam jeszcze oznaczyć botom patrole i wyznaczyć kolejne kopalnie decepticonów. - wymamrotałam, przechodząc do stanowiska Racheta.

Nie zapomnij o spotkaniu z ludźmi, wieczorem.

- Ach tak, nasz drogi, niecierpliwy generał i porucznicy. - zaczęłam przepisywać z pamięci lokacje podane przez byłe cony. Zaczęłam podgryzać nerwowo ustnik "komina" - Teraz będzie trzeba nam wszystkim znacznie więcej energonu. Ze mną i z Opt... Orionem na pokładzie znika nam w zastraszającym tempie.

Nie powinnaś podłączyć autoboty do dostaw od twoich poddanych?

- Póki są sprawni, niech zdobywają energon sami i nie... - urwałam, słysząc szmer w korytarzu za sobą.

Kątem optyki zerknęłam w tamtą stronę, przerywając na chwilę wpisywanie kodów. Od strony kwater w moim kierunku szła wysoka postać. W półmroku korytarza dostrzegłam granatowo-czerwony lakier i parę jasnoniebieskich optyk. No pięknie... zwróciłam wzrok z powrotem na monitory, zrezygnowana.

Sądziłam, że jego widok cię ucieszy.

- Ucieszyłby... gdyby nie nadchodził z procesorem pełnym ich słów. - opuściłam bezsilnie ramiona, usiłując ze wszystkich sił skupić się na pisaniu.

Każdy zbliżający się krok przybliżał do mnie nieuchronna konfrontację z dawnym przyjacielem. sama już nie wiem co o tym myśleć. Z czym do mnie przychodzi? Z oskarżeniem, prośbą, pytaniem? Czego ode mnie oczekuje? Po chwili złapałam się na tym, że niemal przegryzłam ustnik ze zdenerwowania. Ale właściwie... nie powinno być mi wszystko jedno? Czemu ja się denerwuję? To i tak nie ma znaczenia z czym do mnie przyjdzie. Niezależnie czy będzie na mnie zły, czy nie, zostanę tu przecież... Spuściłam lekko głowę, wznawiając przerwane pisanie. I tak będę spędzać dni w nieprzyjaznym środowisku. Jeden więcej oskarżyciel w tę czy wewte nie zrobi różnicy.

Twoje podejście pozostawia wiele do życzenia. Powinnaś minimalnie się zaangażować.

- Dzień dobry Angel... - usłyszałam wreszcie.

Obejrzałam się. Stał za mną z zasępioną, zrezygnowaną miną, nieco zakłopotany. Skinęłam mu głową i wróciłam wzrokiem do ekranu.

- Dzień dobry. Kostki energonu leżą w kąciku medycznym. - rzekłam cicho, machając nieznacznie ogonem - Dla ciebie są dwie.

- Och... dziękuję. - wymamrotał zakłopotany i po chwili posłusznie poszedł we wskazane miejsce.

Nie odegnasz go na długo.

- Wiem... chcę mieć tylko trochę czasu. - odparłam cicho, dopisując na górze notatki rozpiskę patroli - Trzeba będzie z nim porozmawiać tak czy siak.

Ciemność mruknęła coś tylko i umilkła. No tak... i zostałam sama na placu boju. Spięłam się lekko, słysząc, że mech wraca, lecz zmusiłam się do utrzymania maski spokoju. Zapisałam notatkę, po czym na nowo ustawiłam system na wyszukiwanie aktywności decepticonów i wróciłam do swojego stanowiska. Bot poszedł za mną, wciąż bardzo zakłopotany i zrezygnowany. Dla niego to musi być równie przykra chwila... Zawahałam się, patrząc na niego przez chwilę, lecz wreszcie podjęłam decyzję i wskazałam mu puste pojemniki po pociskach.

Siedliśmy na przeciw siebie, milcząc i przypatrując się sobie. Westchnęłam w Iskrze, patrząc w optyki transformera, którego kiedyś nazywałam najlepszym przyjacielem. Chociaż cofnął się do siebie sprzed całych eonów, widzę wyraźne różnice między nim z dalekiej przeszłości, a jego obecną postacią... Lekko zgarbiony, jakby obawiał się dotyku, optyki niespokojne, zdenerwowane, a twarz... zastygła w grymasie rezygnacji i smutku. Więzienie u Megatrona mocno nim wstrząsnęło. Tylko czemu wciąż wygląda jakby nie miał siły żyć?

- Zmieniłaś się...

- Zmieniłeś się...

Spojrzeliśmy na siebie, nieco zaskoczeni, lecz zaraz delikatnie, nieco smętne uśmiechy zagościły na naszych twarzach.

- Jak słyszę, wciąż jesteśmy zgrani. - rzuciłam cicho, wpatrując się w niego - Jak na Starym Cybertronie...

- Tak... Chociaż dość długo się nie widzieliśmy. - mruknął nieco niezręcznie - A sądziłem, że nigdy się nie spotkamy...

- Dlaczego? - uniosłam łuk optyczny, zaskoczona.

- Megatron powiedział mi, że zgasłaś w mojej obronie.

- Mi powiedział, że nie żyjesz... że cię przypadkiem zabiłam. - zacisnęłam pięści. Przbiegły Scraplet... ile jeszcze kłamstw wciskał mi prosto w optyki?! - Dlatego nie pośpieszyłam ci natychmiast na ratunek.

- Nie oczekiwałem go... sądziłem, że tam dopełnię swoich dni. - spuścił wzrok, ściskając w nich kostkę.

- Odkryłeś prawdę? - zaciągnęłam się "papierosem", przymykając optyki - Zawsze byłeś bardzo inteligentny. To była kwestia czasu nim odkryjesz jego manipulacje. - mruknęłam gorzko.

- Tak naprawdę inspiracją dla mnie byłaś ty... - powiedział cicho, nie patrząc na mnie - To ja wyniosłem cię z tamtej ciemnej jaskini potworów, a potem... chciałem zobaczyć ciało, ale Lord nie pozwolił mi na to.

A więc jest lepszy niż ja... Mnie ten decepticon wodził za audioreceptory jak mu się tylko podobało. Wypełniło mnie przytłaczające uczucie bezsilności. Jaka ja potrafię być ślepa...

- Czego od ciebie chciał? - puściłam małe kółeczko przez usta.

- Odkodowania bazy danych Jakonu. - westchnął z rezygnacją.

- A więc na niej też położył łapę... Coraz gorzej. - pokręciłam lekko głową - Chociaż wyjaśnia to, jak udało mu się zgarnąć przed nami tyle reliktów. - spuściłam wzrok na kilka sekund, lecz zaraz popatrzyłam na mecha, który przygarbił się bardziej - Nie denerwuj się. To nie twoja wina, że mu uwierzyłeś... W końcu to był nasz przyjaciel.

Wyciągnęłam do niego rękę. Popatrzył na nią chwilę, lecz wreszcie uścisnął ją delikatnie. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, znów patrząc na siebie na wzajem, odniosłam jednak wrażenie, że nieco się rozluźnił. To dobrze...

- Nie sądziłem, że spróbuje oszukać ciebie. - rzekł niespodziewanie - Nie wiem, ile się zmieniło przez te eony, ale wydawało mi się, że zależało mu na tobie.

- Wojna zmieniła wszystkich... i wszystko. - odparłam głucho, patrząc na nasze ręce szklanym wzrokiem - Jedyne co teraz obchodzi takich jak on to moja moc i władza, jaką dzięki niej zdobędzie.

- A... mnie? - spytał, patrząc na mnie z zakłopotaniem - Też się taki stałem?

- Nie. Jesteś tylko o wiele bardziej poważny, spokojny i odpowiedzialny, ale w głębi Iskry pozostałeś taki sam... - spuściłam wzrok - Wstyd to przyznać, ale gdy nasza trójka znów się spotkała, byłam przekonana, że będzie na odwrót: że to ty będziesz szukał władzy, a on mnie...

- Naprawdę?

- Tak, ale... to było zanim przekonałam się ile z was zostało w was. - zabrałam ręce - Dobrze, że chociaż ty uchowałeś w sobie dobrą Iskrę.

Mech mruknął z zaskoczeniem, lecz nie pozwolił mi się bardziej odsunąć. Chwycił delikatnie moje ręce i przykrył je swoją, zamyślając się głęboko. Zadrżałam lekko, lecz on chyba nie zauważył. Ja natomiast dostrzegłam, że rozluźnił spięte siłowniki. Cóż, wygląda na to, że bardzo go to martwiło... Dobrze, by psychicznie odpoczął, przestał się denerwować. Wtedy będzie łatwiej nam obmyślić jakiś plan, by wrócił do swoich obowiązków, lub chociaż zmienił mnie na pewien czas...

- Wydaje mi się, że ty też. - widząc mój uniesiony łuk optyczny, dodał prędko - Ty też jesteś bardziej poważna... I smutna.

- Dobry z ciebie obserwator. - uśmiechnęłam się sztucznie, prostując na miejscu. Lepiej zmienić temat, zanim dostrzeże za dużo - A powiedz mi, jak się po tym wszystkim czujesz? Wszystko w porządku?

- Teraz, gdy wiem, że jestem z tobą, czuję się nieco pewniej, chociaż... wciąż jestem trochę zagubiony. Te wszystkie boty są dla mnie obce, a jednak traktują mnie jak starego przyjaciela. - zabrał jedną dłoń i potarł palcami brodę - Są zupełnie inni, niż opisywał ich wszystkich Megatron, a jednak niektóre rzeczy... Sam nie wiem co mam o nich myśleć.

- Dlaczego?

Przez kilka minut trwała głęboka cisza. Jego zmarszczone łuki optyczne zdradzały walkę z własnymi wątpliwościami. Przygryzł nieco wargę. Iskra delikatnie mnie zakuła. A więc waha się... Pewnie myśli, że i ja bardzo się zmieniłam po tej wojnie. Kto wie, może jego spięcie i rezygnacja wynikają z tego, że mi nie ufa? Może myśli, że jak M... Lord, okłamuję go i spróbuję wykorzystać? Ostatnia nadzieja na normalną rozmowę gasła w cichej, przykrej agonii, w miarę jak cisza się wydłużała. Wreszcie jednak zaczął wolno mówić, jakby ważąc w myślach każde słowo:

- Rachet już poinformował mnie o amnezji, ale nie chce powiedzieć, jak się tu znalazłem... Oni wszyscy są bardzo mili, chętnie rozmawiają ze mną, opowiadają jaki byłem kiedyś, lecz kiedy zadaję jakieś pytanie... Nikt nie próbuje mi pomóc. - westchnął cicho i spojrzał na mnie ze smutkiem - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo mnie to męczy.

- Mogę się tylko domyślać. - westchnęłam, przyglądając mu się ze współczuciem - Lecz nie miej im tego za złe. Martwią się o ciebie. Chcą oszczędzić ci wstrząsu...

- Angel... ja już widziałem nasz dom. - przerwał mi cicho - Widziałem co się stało z Cybertronem. Chcę... muszę wiedzieć jak do tego doszło. Nawet gdyby była to tylko moja wina. Proszę powiedz mi! Co się stało? Kim ja się stałem?

Bezwiednie przycisnęłam do ust "komin" ciągnąc długo i mocno. Patrzyłam na niego szklanym wzrokiem, czując przykry ucisk w Iskrze. Znów nie ma dobrej odpowiedzi. Jeśli mu nie powiem, stracę do reszty jego zaufanie, a jeśli powiem... będzie zdruzgotany. Tak czy tak to ja będę tą złą... Nawet gdy zdecyduję się mu powiedzieć o sobie.

- Nie było mnie tam cały czas. - rzuciłam wreszcie pusto, przesuwając spojrzenie po ścianie na jego twarz - Opuściłam planetę nim wybuchła wojna. Byłam tam zaledwie parę razy, w ukryciu, ratując nielicznych cywilów i na sam koniec walk, gdy prowadziliśmy zakrojone na szeroką skalę akcje ratunkowe rannych i niedobitków. Przebieg znam tylko z relacji szpiegów po obu stronach barykady.

- Och... - jego optyki rozszerzyły się w zaskoczeniu, po chwili jednak potrząsnął głową - To mi wystarczy. Wiem, że nawet jeśli cię tam nie było, byłaś najlepiej poinformowaną osobą na obu  frontach.

Tak bardzo pragnie poznać prawdę, że nawet nie zapyta, czemu nie pomogłam żadnej ze stron? Ani czemu uciekłam? Zakryłam optyki ręką, ziejąc dymem na wszystkie strony, po chwili jednak opuściłam dłoń. Nie istotne... mnie i tak za parę tygodni tu nie będzie. Z resztą więcej cierpienia przyniosłaby moja odmowa niż ta rzeź... Już i tak nie można tego zmienić. A skoro sam o to prosi...

Nie masz nic do stracenia. Powiedz mu, ja sama chętnie posłucham jak masz zamiar przedstawić ten mord.

- Niech tak będzie. Zasługujesz by wiedzieć...  - mruknęłam cicho, wstając i biorąc głębszy wdech. I zaczęłam mówić.

Zaczęłam łagodnie, od przebiegu audiencji Lorda oraz decyzji Rady. Zgrabnie przemilczałam główny powód swojej ucieczki, przeskakując natychmiast do działań wściekłego Gladiatora i pierwszych starć. Starałam się jak najdelikatniej opowiedzieć o decyzjach militarnych obu stron, spuszczając zasłonę milczenia na dokładne opisy ich efektów, choć sama oczyma pamięci mogłam ponownie oglądać zdjęcia i zapisy wideo z bombardowań miast, paleń ruin, mordów cywilnych, brutalnych przesłuchań, spowitych trującymi gazami okopów, zrzutów Toxenu, wszechobecnej śmierci i porażającego zniszczenia. Starałam się jak najbardziej obiektywnie przedstawić strony, by Orion sam mógł sobie wyrobić zadanie. Mech zadał w trakcie opowieści kilka pytań, lecz po pewnym czasie zamilkł, słuchając w niedowierzaniu relacji, z trudem przyjmując coraz to nowe wieści o rzezi jaką sprezentowała nam ta okrutna wojna. Ciemność również słuchała w milczeniu, nie dorzucając nic od siebie. Ja natomiast nakręcałam się coraz bardziej. Powracała gorycz, a także uczucie bezsilności wobec zła. Z wolna Iskrę ogarniał gniew, gdy na nowo przeżywałam śmierć Cybertronu...

- ... w miarę jak zbliżał się koniec, ci głupcy zaczynali rozumieć co narobili. - warknęłam gorzko, opierając się oburącz, z całej siły na stanowisku Racheta. Zacisnęłam palce na blacie, strzelając wściekle ogonem na boki - Wreszcie uznali, że nie są w stanie dalej się bić, zawiesili więc walki i wycofali się. Aż nadszedł ten szary, zimny świt, gdy ostatnie transporty wojowników odleciały w przestrzeń, szukając nowego świata do zniszczenia. - odepchnęłam się od blatu, rysując mocno palcami powierzchnię, po czym spojrzałam prosto w optyki swego przyjaciela - Ustalił on ostateczny wynik od 12 do 15 miliardów zabitych... Prawie połowa z nich była cywilami. I tak zakończyła się ten etap tej przeklętej wojny...

Zapadła głęboka cisza. Orion patrzył na mnie ni to z przerażeniem, ni z szokiem, a ja lekko dyszałam, pocierając klatkę piersiową. Przerdzewiałe wspomnienia... Przerdzewiały świat! Drżącymi rękoma sięgnęłam do schowka, wyciągając łapczywie kolejnego dymiarza i zapaliłam go nerwowo.

Samo opowiadanie sprawiło, że trzęsiesz się jak galareta. 

- Co chcesz przez to powiedzieć? - burknęłam, chowając zapalniczkę i zwracając się do swojego stanowiska.

Że masz nerwy w strzępach i do niczego się nie nadajesz.

- Pieprzenie. - podsumowałam ją krótko, zaciągając się mocno - Sama wiem, że do niczego się nie nadaję. Ale to i tak nie ma najmniejszego znaczenia...

- Angel...? Z kim ty...? - usłyszałam z boku jego niepewny głos.

Aha... złapał cię!

- Słucham...? Ach nie... nie przejmuj się. - puściłam mały obłoczek przed siebie.

Przestań kłapać dziobem, bo uzna, że oszalałam!

Przecież ty jesteś szalona! - mruknęła złośliwie.

Ani mru mru! Proszę cię! Westchnęłam ciężko i podjęłam prędko wątek, by odwrócić jego uwagę:

- Teraz już wiesz wszystko co wiem ja. O szczegóły musiałbyś się dopytać tamtych. - wskazałam w stronę korytarza.

- Myślę, że nie muszę... - opadł ciężko na swoje miejsce - Nie mogę uwierzyć, że to wszystko... że ja i Megatron...

- To nie była twoja wina. - zaoponowałam twardo - Nikt bardziej niż ty nie pracował na to, by powstrzymać tą wojnę i znaleźć pokojowe wyjście. Tak jak ci mówiłam: M... ON nie byłby w stanie sam ruszyć tych mas, nawet ze swoją nieprawdopodobną popularnością. Lud wrzał od niesprawiedliwości Primów, w końcu ta bomba musiała wybuchnąć. To nie twoja wina, że wybór Rady okazał się być katalizatorem wydarzeń.

Pax patrzył na mnie chwilę, wreszcie jednak skinął głową, wypuszczając powoli powietrze. Wbił wzrok w jakiś punkt przed sobą i umilkł. Uff... przynajmniej mam czas by się trochę uspokoić. Parę głębszych buchów i spokojna praca wentylacji przywróciły mi względną równowagę, nim Pax znów się odezwał:

- To straszne... Tyle niewinnych Iskier zgasło niepotrzebnie... I naprawdę nic nie mogłem zrobić? Nie mogłem pomóc?

- Niestety nie... Ale wiesz, czułam się tak samo, gdy zaczęliśmy odbierać pierwsze raporty. - spuściłam głowę, przytrzymując w wentylatorach ciepły dym - Byliśmy wtedy jeszcze w trakcie podróży przez galaktyki, szukając bezpiecznej przystani dla tych wszystkich botów... Usiłowałam coś wymyślić, kazałam się chować w starych kryjówkach, przemykać tunelami położonymi głęboko w planecie, ale nie mogłam ich jeszcze zabrać... Złom, nie mogłam nawet zaangażować moich do walki! Przecież dlatego ich stamtąd zabrałam! - zagryzłam ustnik, milknąc.

- Angel, ja wierzę... nie, ja wiem, że zrobiłaś w tamtej chwili wszystko co mogłaś. - rzekł, spoglądając na mnie - Uratowałaś ilu byłaś w stanie i próbowałaś pomóc najlepiej jak mogłaś w tamtej chwili.

Chyba myśli, że wciąż mnie to gryzie... uniosłam odrobinę kącik ust w bolesnym uśmiechu. Miłe z jego strony. 

- Mimo wszystko udało mi się ocalić parę tysięcy. - rzekłam cicho - Część jest tu, część na koloniach... w trakcie eonów aklimatyzacji na nowych terenach odnaleźliśmy predacony, syrenboty, animalboty... Przechwyciliśmy też kilka transportowców z więźniami, czasem kapsuły ratunkowe... raz trafił nam się statek wycieczkowy!

- Prawdziwe, żywe predacony? - spytał z zaskoczeniem, ale i zainteresowaniem - I co z nimi zrobiłaś?

- Podzieliłam ich na kolonie, część została ze mną. - przymknęłam optyki, prostując się i machając leniwie ogonem - I choć wszyscy są tak różni, trzymają się razem... po paru setkach lat udało mi się zadzierzgnąć między nimi nić porozumienia, na której zbudowaliśmy nasz nowy dom...

Nie bez wyrzeczeń i setek zmarnowanych godzin.

- Naprawdę? - aż wstał z miejsca, przypatrując mi się.

- Tak... - popatrzyłam na niego, unosząc kącik ust - A gdy wreszcie się zjednoczyli...

Przerwało mi jednak brzęczenie ze stanowiska. Oho... przychodzące połączenie z Wyspy. No trudno, najwyżej dowie się czegoś nadprogramowego. Spojrzałam na niego przepraszająco i odebrałam połączenie.

- Halo?

- Pani? Przepraszam, że dzwonię, lecz Oldblood prosił o kontakt. Ma do ciebie jakąś ważną sprawę...

- Rozumiem. Przekaż mu, że przyjdę najdalej za kwadrans. Bez odbioru. - rozłączyłam się, blokując pulpit i zerknęłam na mojego przyjaciela. Patrzył w inną stronę, nieco zakłopotany - Będziemy musieli porozmawiać kiedy indziej. Czekają na mnie.

- W porządku... - pokiwał smutno głową - Do zobaczenia Angel.

- Nie martw się. Wrócę za kilka godzin. - położyłam mu dłoń na ramieniu, ściskając je lekko - Porozmawiamy wtedy spokojnie.

- Dobrze. - rozpogodził się troszkę, jednak nie wyglądał na zachwyconego...

Dziwisz mu się? Zostawiasz go w obcym środowisku, które nie chciało z nim rozmawiać.

Wiem... Westchnęłam cicho i otworzyłam sobie portal w podłodze, zaciągając się. Niespodziewanie dotarł do mnie dźwięk wielu kroków z bliskiej odległości. Cholera... Już się obudzili. Mam tylko nadzieję, że nie słyszeli za dużo. 

- Co ty tu robisz?!

Nie patrząc za siebie, wskoczyłam do portalu, po czym zamknęłam go za sobą. Znalazłam się na Polach Treningowych, przed wejściem. Odetchnęłam cicho, przecierając twarz. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie jak szybko bije mi Iskra oraz że drżą mi ręce. Westchnęłam nieznacznie. Rdza... nie powinnam się w tym stanie denerwować.

Uparta Femme! Mogłaś teleportować się cieniem! Wyszedłby jakiś pożytek z twojego uciekania od problemów.

Nie uciekam, tylko odkładam w czasie. Wrócę tam, gdy wszyscy ochłoniemy... Potarłam dłońmi ramiona, wchodząc do środka. Mam tylko nadzieję, że to zdenerwowanie szybko przejdzie. Nie potrzebna mi teraz zbytnia uwaga z ich strony. Nie mogą się zorientować, co się dzieje! Skoro i tak umieram... nie chcę by się niepotrzebnie denerwowali.

*     *     *

- Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy panowie... - mruknęłam poważnie, spoglądając na wojskowych - Dostaliście dane, teraz już tylko od was zależy, jak prędko sobie z tym poradzicie. Nie zawiedźcie mnie.

- Natychmiast się za to zabieramy.

- Tym razem pójdzie lepiej.

- Mam taką nadzieję. - skinęłam im głową, pstrykając palcami. W ścianie obok otworzył się portal wprost do bazy botów - Do następnego spotkania.

- Do widzenia Pani. - skłonili głowy z szacunkiem.

Skinęłam im ręką i szybko wkroczyłam do Mostu.

Dobrze wytresowałaś swoje zwierzaczki.

- Och zamknij się... - wymamrotałam, przeciągając się - Trzeba będzie się natychmiast transformować, zanim zobaczą, że "Pani White" zmienia się w znienawidzoną Beautifuldeath.

Ile masz zamiar ciągnąć tę szopkę?

- Ile będzie trzeba. A najlepiej do końca. - mruknęłam cicho, wpatrując się w koniec tunel - A teraz cicho bądź, muszę się skupić.

Grzeczniej Beauty. Nie zapominaj kto kogo uczy.

- Jak uznają, że mam przetrącony procesor, to nie będziesz mnie uczyć niczego. - burknęłam, rozpoczynając przemianę.

Już po chwili stanęłam na betonowej podłodze w swojej normalnej formie, a mały portal za moimi plecami zamknął się. Strzepnęłam skrzydłami, rozciągając siłowniki ogona i rozejrzałam się. Hala Główna była właściwie pusta. Boty pojechały na patrol, zabierając najwyraźniej dzieciaki ze sobą. W pomieszczeniu dostrzegłam tylko Blue, Oriona, Racheta i... czarnoskórego agenta, który rozmawiał z medykiem. Zgrzytnęłam delikatnie zębami.

- Jesteś wreszcie. - warknęła Femme.

Myślę, że powinnaś sobie z nim porozmawiać o tym, co drogi Sam ci przekazał...

Nie warto marnować czasu. Póki mnie nie zaczepi, nie będę z nim rozmawiać. Uniosłam dumnie głowę, krocząc w kierunku mojego prywatnego lekarza. Nie uniknę starcia z tą botką... ale cóż, trzeba będzie ją zaciągnąć w bardziej prywatne miejsce i tam sobie porozmawiamy o wszystkim...

Myślę, że gruby może mieć inny plan.

- Więc to jest ta wasza Bealutifuldeath. - warknął człowieczek - Czemu nikt mnie o niej nie powiadomił?!

- Agencie Fowler, nie mięliśmy jak się porozumieć. Nie było czasu, by o tym porozmawiać... - odparł Rachet, patrząc na niego.

- Nie było czasu?! Na brodę wuja Sama, chcesz mi wmówić, że zamiast Prima wzięliście sobie przestępczynię na przywódcę i nie było czasu mi o tym powiedzieć?! - pieklił się strasznie.

Przystanęłam w połowie drogi i spojrzałam na niego przeciągle. Choleryk... warto to dopisać do dokumentów. W dodatku krótkowzroczny i bezczelny wobec podwładnych. Odwróciłam głowę i podeszłam do swojego medyka. Orion przypatrywał nam się z dziwnym wyrazem twarzy. Nie nauczyli go jeszcze angielskiego? Zmarszczyłam się lekko.

- Porozmawiamy na osobności, w magazynie. - rzekłam tonem nie dopuszczającym sprzeciwu - Tu jest trochę zbyt... głośno.

- Niech będzie. - burknęła, przyglądając mi się już nieco mniej nerwowo.

- Orionie, poczekaj tu na mnie. - poprosiłam po Cybertrońsku, kiwając na niego ręką. Pokiwał głową - Jak tylko skończę, przyjdę do ciebie.

- Gdzie ty się wybierasz?! - warknął człowieczek, widząc, że zmierzam w stronę kwater - Żądam natychmiastowych wyjaśnień.

- Żądać to ty sobie możesz panie agencie. - odparłam bez wyrazu, patrząc na niego przez ramię - Nie zamierzam odpowiadać na żadne pytania.

- Słucham? Czy ty nie wiesz kim ja jestem?! - zapowietrzył się ze złości.

Nie odpowiedziałam, wskazałam tylko Blue nasze wyjście i ruszyłam dalej. Nie będę sobie bardziej psuła nerwów przez jakiegoś emerytowanego kretyna.

- Królowo, powinnaś z nim porozmawiać. - Rachet odchrząknął niespokojnie - To nasz łącznik z światem ludzi...

Naprawdę nie masz zamiaru nawet odrobiny gniewu na nim wyładować? Nawet po tym czego się dowiedziałaś?

- Może... - prychnęłam nieznacznie i obróciłam się w ich kierunku - Nie mam żadnego interesu w rozmowie z TAKIM człowiekiem...

- Jak śmiesz?!

- Nie tym tonem żałosny węglowcu. - warknęłam z pogardą, patrząc na niego z góry - Nie masz prawa do żadnych pretensji.

Bardzo ładnie! Nie oszczędzaj go!

- Ależ...

- Byłeś tu, gdy nastała ich najczarniejsza godzina? Byłeś, kiedy brakowało im energonu, przywódcy i druchów?! - syknęłam podchodząc do barierek - To ja się nimi wtedy zajęłam i pomogłam stanąć na nogi! To ja stanęłam do walki podczas gdy ty siedziałeś w jakiejś ludzkiej bazie z założonymi rękoma! - patrzyłam błyszczącymi z gniewu optykami w jego twarz - Od paru tygodni siedzę tu i kieruję nimi tak, by przeżyli i byli w stanie walczyć! Ty natomiast nie potrafiłeś nawet wytłumaczyć przełożonym, że botom potrzebna jest ludzka pomoc! - zmierzyłam go ostrym, przenikliwym spojrzeniem, po czym prychnęłam - Obrzydzasz mnie.

Ujawnij jeszcze informacje od Bryce'a! Bez litości!

Mężczyzna cofnął się, nieco wystraszony i zupełnie zbity z pantałyku. Poruszał ustami jak ryba, jednak nie opuszczał ich żaden dźwięk. Żałosne... Ale nie dobiję go. Zostawię sobie kilka kart na inną okazję.

- Królowo...

- Ależ ja muszę się jakoś...?!

- Wytłumaczyć przełożonym? - uniosłam pogardliwie łuk optyczny - A im wytłumaczyłeś się ze swojej nieobecności, czy może rzuciłeś głodny kawałek o tym, że dostałeś rozkaz? Botom, które zaufały w twoją pomoc? - zaciśnięte wargi, lekki rumieniec zażenowania i głębokie milczenie samo mi odpowiedziało - Tak też myślałam...

Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam przed siebie, pocierając klatkę piersiową. Dziękuję, że wprowadziłaś mnie i pokierowałaś w magię cienia. Gdybym jej nie okryła, w połowie mojego monologu padłabym na ziemie.

Pokazałaś mu gdzie jego miejsce... Jestem z ciebie w miarę zadowolona. Gdybyś tylko potrafiła tak posadzić innych, może byłabym nawet dumna.

Przewróciłam optykami i stanęłam przy odpowiednich drzwiach. Po chwili dogoniła mnie Bluespark i razem weszłyśmy do magazynu, w którym parę tygodni temu łatała drobne ranki z akcji ratunkowej. Stanęłam na środku i złączyłam dłonie przed sobą, przyglądając się surowo Femme.

- Czego sobie życzysz?

- Nie uważasz, że byłaś zbyt ostra dla tego człowieka? Co jeśli zakończy wsparcie ludzi dla botów...?

- Już się tym zajęłam. Nie obawiaj się. - odparłam, strzelając lekko ogonem - Powiedz mi raczej, co ty sobie myślałaś, dotykając mojej Iskry? Zapomniałaś jak ci ręce przysmażyło ostatnim razem!? Prawie zgasłaś tamtego dnia.

- Co ja sobie myślałam?! - sapnęła nerwowo - Co ty sobie myślałaś! Tak narazić Iskrę?!

- Nie użyłam mocy. Możesz ich zapytać. - mruknęłam sucho, wpatrując się w nią - Iskrę przeciążyły mi decepticony, ale nie musiałaś mi w niej majstrować! Wszystko by się szybko uspokoiło i doszłoby do autonaprawy.

- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy w jakim jest stanie! To w ogóle cud, że jesteś w stanie funkcjonować! - warknęła z niedowierzaniem - Jeśli nie przestaniesz, zgaśniesz w męczarniach!

- Czy zdajesz sobie sprawę jak często słyszałam podobną wiadomość? - przetarłam twarz ze zmęczeniem.

- Czy ciebie zupełnie nie obchodzi, że się o ciebie martwimy?! - złapała mnie mocno za ramiona.

Pozwalasz się jej tak ze sobą wykłócać?!

Zamknij się... Ona się tylko o mnie martwi. Nie powinnam na nią warczeć tylko dlatego, że jakiś węglowiec mnie zdenerwował.

- Blue, rozumiem twoje obawy, ale nie mogę sobie odpuścić obowiązków. I tak wyrabiam minimum wszystkiego. - westchnęłam cicho - Jedyne co mogę ci obiecać to to, że będę robić więcej krótkich przerw w pracy, ale nic więcej.

- Ale...!

- Obie wiemy, że muszę. - położyłam jej dłoń na ramieniu - Przed wojną jest tyle spraw do załatwienia... muszę być aktywna.

Warknęła ze zdenerwowaniem, jednak nie odmówiła. Wiem dobrze, że rozumie mnie...

- Ale jeśli nie będziesz odpoczywać, to cię uduszę! - burknęła jeszcze, ściskając mocno moje ramiona - I kładź się wcześniej spać!

 - Postaram się. - rzekłam spokojniej, spoglądając w jej optyki.

Część mnie chciała ją przytulić, po chwili jednak odegnałam tę pokusę. Daj już spokój Angel... nie rób jej tego. Trzeba ich raczej od siebie odsuwać, niż ocieplać stosunki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top