Duma Primów

Była to ciemna noc, rozświetlana zaledwie dwoma księżycami. Cybertron na pozór spał głęboko, ale Jakon nie spał. To miasto miało opinię wiecznie czuwającego, bogatego i szczęśliwego. I owszem, na  pozór tak było. Jednak miasto to, tak jak większość innych miast tej planety, miało kilka warstw, narosłych przez lata mieszkania tu transformerów.

Stolica miała 4 główne poziomy. Na samej górze stały najpiękniejsze budynki, wspaniałe wieżowce oraz dowody bogactwa miasta. Komunikacja między nimi odbywała się doskonale utrzymanymi drogami, zawsze luźnymi, szerokimi i szybkimi.

Drugim stopniem tego miejsca były skromne budynki klasy średniej, które były wygodne, jednak nie tak imponujące jak zabudowa poprzedniej klasy. Tak po prawdzie, wyglądały one trochę jakby chowały się przed wspaniałością poprzedników. Drogi w tej warstwie również nie były takie najgorsze, jednak były o wiele bardziej zatłoczone od tych najwyższej klasy.

Trzeci rodzaj należał do klasy biednej. Znajdowały się one bezpośrednio "pod" miastem. Chociaż nie prezentowały się za dobrze, jeszcze nie były najgorsze, gdyż tutaj była utrzymywana względna czystość i porządek.

Najgorzej miały transformery zamieszkujące ostatnią warstwę tego miejsca. Były to praktycznie kanały, do których spływały ścieki z całego miasta. Tam morderstwa, zabójstwa, czy kradzieże były na porządku dziennym. Stale wybuchające tu zarazy i epidemie były tak częste, że nikt się nimi nie przejmował.

Boty z tego miejsca stanowiły prawie połowę mieszkańców miasta, lecz nikt nie śmiał o tym mówić. Z resztą nikogo to nie obchodziło. Nieszczęśnicy z poziomu -4 byli powszechnie uznawani za gatunek podrzędny, chociaż budową nie różniły się niczym od "powierzchniowców". Nie przeszkadzało to nikomu w traktowaniu ich jak niewolników. Transformery, które tam żyły, były zabierane stamtąd w trzech celach: do kopalni, by zgasnąć w znoju i morderczej pracy, na arenę, by walczyć i ginąć ku uciesze gawiedzi, albo też po to, by zdać się na coś szefom gangów z Cybertronu.

Tylko jedna Femme nie brzydziła się zejść do nich i wyciągać ich z mroku podziemi, na świeżą powierzchnię. "Podboty" kochały ją za to... A Primowie nienawidzili. Wielokrotnie bowiem tracili przez nią dostawy darmowej siły roboczej, a także sprawa klasy nędzarzy częściej wychodziła przez nią na światło dzienne. Duma władców nie mogła czegoś takiego ścierpieć! Żeby boty zaczęły ufać tej jawnej abominacji, tej obrazie Primusa, temu stworowi, którą zwano Angelbotem?! Tak nie mogło być!

Rozpuszczono więc plotki, popełniono kilka morderstw i skierowano potężną machinę propagandy przeciw tej zbuntowanej Femme. Kilka lat wystarczyło, by zaczęto nią straszyć transformery i urządzać przeciwko niej wyprawy.

Nie wszyscy jednak w to uwierzyli. Ci, którzy w swoim życiu nie mięli już naprawdę absolutnie nic do stracenia nie wierzyli ani jednemu słowu, wypowiadanemu przez władców planety. Zdawali sobie sprawę z tego, kto traktował ich gorzej niż Scraplety, a kto naprawdę troszczył się o los nieszczęśników.

A ona doceniła to i nigdy nie zapomniała im tej wiary. Okazała im to, zabierając ich tam, gdzie mogli spokojnie dożyć końca swych dni i odejść w szczęściu oraz poczuciu zachowanej godności.

Ziewnęłam cichutko i otworzyłam optyki. Gdzie ja...? Ach, no tak. Poleciałam z Moonem do kanionu, by poćwiczył poruszanie się na czterech łapach. Otworzyłam paszczę, ponownie ziewając. Dziwne... jestem wcześniej zmęczona. Nie spałam zaledwie jedną noc, a tu takie coś... Wstałam i przeciągnęłam się lekko, jednak w tym momencie ból procesora dał o sobie znać. Ponownie usiadłam na ziemi i zmarszczyłam łuki optyczne. Poziom energii jest już zbyt niski, a przecież będę musiała nakarmić młodego predacona... Westchnęłam cicho. Z jednej strony powinnam już wrócić, ale... tak rzadko mogę mu umożliwić wyjście na świeże powietrze. Im szybciej załapie równowagę, tym szybciej będzie zdolny do życia ze stadem... Nie mogę się oszukiwać: nie jestem dobrym materiałem na matkę zastępczą. Choćby mnie to nie wiem jak bardzo bolało, powinnam go wkrótce oddać.

No nic, trzeba zadzwonić po drobną pomoc. Przestawiłam telekinezą komunikator i zaczęłam dzwonić. W pewnej chwili spojrzałam na małego. Cały czas słodko spał, kuląc się lekko. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ależ on jest uroczy...

- Witaj Królowo. - usłyszałam mechaniczny, spokojny głos w komunikatorze.

- Harmonio, przynieś mi dwie-trzy kostki do mojej lokalizacji. - poprosiłam cicho, machając delikatnie ogonem - Potrzebuję trochę dodatkowej mocy w tej chwili.

- Oczywiście. Posyłam eksperymentalną formę.

Rozłączyłam się i spojrzałam na młode, które leżało pomiędzy moimi łapami. Przykra to świadomość, ale jeśli go nie oddam, może ucierpieć...

Tymczasem tuż obok mnie pojawił się portal, z którego wyszła Harmonia w formie identycznej do mojej. Jej ogon trzymał kostki. Położyła je przede mną i popatrzyła na mnie bez wyrazu.

Transformowałam się do normalnego rozmiaru, po czym uklękłam. Jaskinia była na tyle mała, że gdy stałam, musiałam się garbić. Chwyciwszy pojemniki, zaczęłam pić. Ech... dopiero teraz czuję jak bardzo byłam spragniona. Osuszyłam oba do dna i odstawiłam na bok. Ból głowy minął, tak jak komunikat o zbyt niskim poziomie energii.

- Królowo, dlaczego nie wróciłaś po to na Wyspę? - spytała spokojnie, przechylając lekko głowę oraz zabierając puste kostki z powrotem.

- Jeszcze przez kilka godzin chcę posiedzieć z nim w naturze. - odparłam spokojnie, biorąc małego na ręce - Wrócę przed zachodem. A ty dopilnuj, by moi poddani się nie martwili. I oczywiście uważaj na ruchy MECH'u.

- Nie martwimy się o ciebie Pani. Wiemy, że sobie poradzisz. - uniosłam łuki optyczne w zaskoczeniu. To dlatego nikt do mnie nie dzwonił - Nie chcieliśmy ci tylko przeszkadzać w odpoczynku.

Stalowa puma skłoniła się lekko i wróciła do bazy przez portal, jak gdyby nigdy nic. Hah... jak zwykle przyniosła mi ciekawe informacje, po czym po prostu poszła.

Westchnęłam cicho, wyobrażając sobie reakcję Bluestar, gdyby tylko dowiedziała się, że uzupełniam energon na ostatnią chwilę. Chybaby mnie zabiła. Jednocześnie przypomniałam sobie o tym, że przez okres mojej nieobecności, musiało się nagromadzić sporo raportów, próśb, skarg oraz uwag. A, no i jeszcze te ponadprogramowe sprawy. O ile dobrze pamiętam będzie to rozmowa z matką Jacka, szukanie następnych placówek MECH'u, określenie poziomu bezpieczeństwa rodziny Sparksów... To ostatnie będzie chyba najtrudniejsze. Może się zdarzyć tak, że będę musiała pomóc im w zmianie miejsca zamieszkania. Biedna Kar. Nie będzie chciała odjeżdżać z miasta. W końcu spędziła tu tyle lat swojego życia...

Natłok niezbyt przyjemnych myśli mocno mnie przygnębił. To moja wina, że są zagrożeni przez tych agentów. Teraz nie będą mięli spokoju, będą stale zagrożeni. Spuściłam wzrok. Trzeba będzie też im przydzielić całodobową, dyskretną ochronę. Tylko jak to załatwić?

Mały na moich rękach pisnął niespodziewanie i otworzył optyki. Spojrzał na mnie uważnie, po czym zaczął obwąchiwać moje dłonie. Uśmiechnęłam się lekko.

- To ja Moon. - podrapałam go po brzuszku.

Zamruczał z ukontentowania, a następnie spróbował wspiąć się do poziomu mojej klatki piersiowej. Otworzyłam więc osłonę i przysunęłam go bliżej. Niemal natychmiast zaczął łapczywie ssać energon, lekko podgryzając moje przewody. Skrzywiłam się w duchu, ale nic nie powiedziałam. W końcu to nie jest nie wiadomo jaki wymiar cierpienia, wytrzymam to.

Patrząc na smoka przypomniałam sobie o jeszcze jednej rzeczy. Karen poprosiła wczoraj przez komunikator, bym pojechała z nią do autobotów. Tylko, że w obecnej sytuacji sprawiłoby mi to sporo problemów.

Przede wszystkim dom nastolatki na pewno jest obserwowany, więc nie byłoby bezpiecznym wyjeżdżać z niego do bazy, bo możemy niechcący zdradzić agentom gdzie kryją się boty. Po wtóre, Speedlight mówiła, że jeśli transformuję się do formy człowieka lub przywołam holoformę, to urośnie mi brzuch, taki jak zazwyczaj pokazuje się pod koniec pierwszego trymestru ciąży. Nie byłoby to dobre, bo ludzie zorientowaliby się, że coś jest nie tak. No i oczywiście pozostaje kwestia Racheta. Po tym, co mu powiedziałam, z pewnością będzie chciał wyciągnąć ode mnie informacje na temat Bluespark i nie da mi spokoju, póki nie zaspokoję jego ciekawości.

Nie... nie mogę tego zrobić. To absolutnie wykluczone. To niemożliwe bym zdołała to zrobić tak, by nie wydać siebie, Karen lub botów. Trudno, będzie musiała znieść odmowę. Ciekawe jak to przyjmie.

Nagle usłyszałam w pobliżu ciężkie, nieco dudniące kroki. To z pewnością jakiś transformer, ale... Z pewnością nie jest to żaden z moich podopiecznych, u decepticonów służy przychylna mi para, która bez rozkazu mnie nie wyda... Zostają więc autoboty lub Arachnid. Tylko jak?! Nagle zrozumiałam: zapomniałam ukryć mojego sygnału. Zbeształam się w myślach. Cóż za głupi błąd! Nasunęłam na twarz maskę. Trudno, rama już zardzewiała. Poradzę sobie.

Przysunęłam się do ściany i patrzyłam w stosunkowo wąski otwór. Może mimo wszystko mnie minie... Faktycznie, kroki zaczęły się oddalać. Wypuściłam cicho powietrze, wstrzymywane w wentylatorach. Chyba się udało. Jednak niestety w tym momencie Moontear przestał pić i niemal równocześnie z chwilą, gdy odsunął ode mnie swój łepek, odbiło mu się. Akustyka jaskini naturalnie wzmocniła ten dźwięk.

Intruz zatrzymał się, a po chwili usłyszałam, że zaczął podchodzić bliżej. Zacisnęłam delikatnie zęby i transformowałam dłoń w ostrze, zamykając przy tym klatkę piersiową. Przycisnęłam do siebie Iskierkę. Ktokolwiek to jest, nie pozwolę mu skrzywdzić Moona.

Przez chwilę nic się nie działo. Czyżby nasłuchiwał? Pewnie wydaje mu się, że się przesłyszał... Nagle jednak dostrzegłam cień, który pełzł powoli po podłożu. Wchodzi tu.

Wyciszyłam emocje i przymknęłam na chwile optyki. Najważniejszy jest precyzyjny skok... pół sekundy za wcześnie i nie zablokuję go, pół sekundy za późno, a zderzę się z nim. Odczekałam krótką chwilę... Po czym skoczyłam w prawo, zrobiłam obrót, lądując na złączeniu siłowników nóg i przystawiłam ostrze do pancerza intruza, kryjąc małego przy swoim boku.

Och... tego się nie spodziewałam... Przede mną stał delikatnie pochylony, zaskoczony mech o granatowo-czerwonym lakierze. Czubek ostrza dotykał jego gardła, ocierając się o brodę. Patrzył mi prosto w optyki, z resztą z wzajemnością. Dziwnie się poczułam, gdy te niewinne, a zarazem przenikliwe, błękitne spojrzenie padło na mnie. Zupełnie, jakby jego właściciel mógł zajrzeć mi wgłąb Iskry. Było to zarazem niekomfortowe, jak i... w jakiś niepojęty sposób przyjemne.

Przez chwilę trwaliśmy w naszych pozach, jednak wreszcie zdołałam się otrząsnąć. Powoli wycofałam broń i transformowałam dłoń z powrotem, mówiąc:

- Optimusie... - podniosłam się na tyle, na ile mogłam.

- Angel... - odparł równie spokojnie jak ja, nie spuszczając wzroku nawet na sekundę.

- Co tu robisz?

- Znaleźliśmy twój sygnał. Mięliśmy sprawdzić co robisz, jednak ostatecznie postanowiłem się z tobą spotkać.

- Sam?

- Sam.

- Drużyna cię nie powstrzymała? - uniosłam delikatnie łuk optyczny. Po tym, co ostatnio odstawili, jestem pewna, że nie puściliby go samego.

- Przekonałem ich, że powinniśmy porozmawia jak przywódca z przywódcą. - uśmiechnął się delikatnie.

Nie wiem dlaczego, ale zawsze jego uśmiech sprawia jakieś takie dziwne wrażenie... nie można nie poczuć delikatnego ciepła w Iskrze. Spuściłam wzrok, przytulając do boku Moona i odsuwając się nieco.

- Odsuniesz się? Chciałabym wyjść...

Bot bez słowa wycofał się z jaskini. Wyglądało to niecodziennie, zważywszy na fakt, że był zgięty w pół. Odetchnęłam cicho, gdy tylko zniknął, po czym przekręciłam obręcz na nadgarstku, przywracając fioletowy kolor lakieru. Zdjęłam z twarzy osłonę i ruszyłam do wyjścia, jednak zatrzymałam się w połowie. A co z Moontear'em? Czy mogę mu go pokazać? Przytuliłam do siebie Iskrzenie. On nie jest jak Megatron... nie zareaguje emocjonalnie. To mój najlepszy przyjaciel. Ech... niech więc tak będzie. Mocniej uścisnęłam predacona, który wtulił się we mnie, poruszając co chwilę łapami oraz ogonem. Ruszyłam przed siebie. Moje systemy lekko wzmogły pracę wentylatorów.

Jak tylko wyszłam z wnętrza, moje nieprzystosowane optyki oślepiło światło słoneczne. Przymknęłam je więc i wyprostowałam się. Po dłuższej chwili znów spojrzałam na mojego starego przyjaciela. Był spokojny, ale jego wzrok zdradzał lekkie zaskoczenie.

Natomiast Moon przyglądał się mu nieufnie. Przestał się wiercić, tylko wpatrywał się w lidera autobotów. Cisza przedłużała się, więc postanowiłam pierwsza coś powiedzieć.

- Prime...

- Skąd się wzięło to Iskrzenie? - powiedział jednocześnie ze mną.

Oboje nieco się zakłopotaliśmy, po czym uśmiechnęliśmy do siebie.

- Powiem ci za chwilę. To nieco dłuższa opowieść. - pokazałam, by poszedł za mną.

Podeszłam do nieco łagodniejszego stoku i wspięłam się na górę. Usiadłam w tym samym miejscu, w którym zawsze siadałam z Karen. Wkrótce dołączył do mnie Prime, zasiadłszy po mojej prawicy. Położyłam młodego predacona na moich kolanach, by przestał się wiercić i ułożył tak, jak chciał. Kątem optyki dostrzegłam, że obwąchiwał nieufnie mojego przyjaciela.

- To jest moje Iskrzenie... - zaczęłam, ale urwałam, uświadamiając sobie jak to zabrzmiało - To znaczy...

- Nie wiedziałem. - głos nawet mu nie drgnął - Kim jest twój partner?

- Nie nie... to nie tak. - potarłam lekko kark, spoglądając na niego - Nie mam Conjunx Endura. To jest młode jednej z predaconic...

- Ale... ach, no tak. - bot zrobił zamyśloną minę - Zapomniałem, że są u ciebie najróżniejsze rasy...

- Tylko trzy. - zaprotestowałam z lekkim rozbawieniem - Ale wracając do sprawy...

Opowiedziałam mu całą historię, omijając szczegóły związane z moją Iskrą. Słuchał mnie z uwagą, zadając różne pytania. Niestety, nie dane mi było spokojnie skończyć. Pod koniec opowieści smoczek ośmielił się na tyle, że zamiast leżeć grzecznie na moich kolanach, podniósł się, po czym postawił niepewny krok. Następnie przewrócił się na plecy w taki sposób, że wylądował na kolanach lidera botów. Spojrzał na mecha z rozbawieniem i zadowoleniem wypisanym na pyszczku. Zaczął machać łapkami, usiłując złapać jego dłoń.

- Moon, tak nie wolno. - skarciłam go, nieco zawstydzając się jego zachowania.

 - Nie szkodzi. - Prime nie wydawał się być przejęty tym co się stało. Wziął Iskrzenie na ręce, a następnie zaczął drapać je po brzuszku - Dokończ proszę.

- Dobrze... więc przyjęłam go kilka dni temu, a teraz się nim opiekuję, w zastępstwie za jego rodziców. Niestety, żaden inny smok nie zgodził się tego robić, ze względu na to, że Moontear jest wcześniakiem... to znaczy już wcześniej mięliśmy przypadki, gdy smoczki rodziły się słabsze, jednak on jak na razie jest chyba najdrobniejszy z nich. Obawiają się, że nie przeżyje...

- Nie należy przekreślać żadnego życia. - stwierdził spokojnie, głaszcząc maleństwo - Nie znam się na predaconach, ale uważam, że przy odrobinie wysiłku można by było go uratować.

- Sądzę tak samo. - spojrzałam na niego - Dlatego mimo wszystko postanowiłam przyjąć go do Iskry. Nie chcę pozwolić na to, by był nieszczęśliwy.

Maluch mruczał z zadowoleniem. Po chwili złapał go łapkami za palec i zaczął go ssać. Jednak jemu to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się naprawdę delikatnie i zaczął kołysać go w ramionach.

- Masz rękę do Iskierek. - stwierdziłam z delikatnym rozbawieniem.

- Dziękuję... - odparł, a po chwili popatrzył na mnie - Jesteś wspaniałą osobą Angel. - wrócił wzrokiem do smoczka - Jeśli ktokolwiek miałby go uratować, to tylko ty.

Dziwnie się poczułam, gdy to powiedział. Iskra ścisnęła mi się ostrzegawczo, przypominając ponownie o uszkodzeniu, jednak nic nie odpowiedziałam. Po prostu wzięłam małego na ręce i zabrałam do siebie. Zareagował na to smutnym piszczeniem.

- Chyba mnie polubił. - uśmiechnął się leciutko Prime.

- Brakuje mu ojca... - westchnęłam, pieszcząc go - Ale jedno nie wyklucza drugiego.

Ponownie nastała cisza. Każde z nas skupiło się na swoich rozmyślaniach, jednak było nam dobrze tak przy sobie trwać. Czułam się... naprawdę zrelaksowana.

- Angel... czy na twojej wyspie są inne Iskrzenia? - zapytał niespodziewanie.

- Tak. Z resztą kiedy byłeś u mnie...

- Nie do końca o to mi chodziło. - przerwał mi delikatnie - Miałem na myśli Iskierki w jego wieku.

- Chyba tak. Niestety botów zrobiło się tak wiele, że nie jestem w stanie wszystkich zapamiętać, a wciąż pojawiają się następne. - położyłam dłoń na grzbiecie małego - Ech... a pamiętasz czasy, gdy byłeś taki mały?

- Gdy byłem młodym Orionem? - skinął głową - Mi też pomogłaś.

- Nie w taki sposób... ale kiedy go zabrałam, pomyślałam o tobie i Megatronusie. Byliście moimi najlepszymi przyjaciółmi.

- Byliśmy?

- Nadal jesteście. - spojrzałam mu w optyki.

Znów nastała cisza. Było nam obojgu bardzo przyjemnie, trwać w milczeniu. Nagle jednak lider autobotów lekko się ożywił i spojrzał na mnie z troską.

- Czy już piłaś energon? Skoro karmisz małego, powinnaś przyjmować go jak najwięcej. - położył dłoń na grzbiecie młodego.

- Oczywiście, że tak. Moja osobista medyczka by mnie zgasiła, gdybym nie piła tyle ile trzeba. - uśmiechnęłam się lekko - A czy ty masz dostateczną ilość paliwa? Nie potrzeba wam go trochę?

Minęła dłuższa chwila za nim mi odpowiedział, jakby się nad tym jakoś szczególnie zastanawiał.

- Nie. Radzimy sobie - od razu wiedziałam, że zmyśla.

- Optimusie... jak jest na prawdę? - patrzyłam na niego prosząco.

- Z energonem nigdy nie jest najlepiej. - przyznał niechętnie - Ale jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić.

- Ach tak...

Czułam, że mnie okłamuje, ale teraz domyślałam się powodu. Jest zbyt dumny, by prosić o pomoc, ale... kiedy to się stało? Kiedy stał się tak dumny? Ech, teraz to nie jest istotne. Lepiej skupić się na problemie, potem na drobnostkach. Nie mogę mu podać namiarów paliwa bezpośrednio. Muszę mieć jakiś pretekst, by nie mógł mi odmówić. Hmm...

Nagle przypomniało mi się, jak dostałam od niego kostkę, gdy byłam w bazie w formie zwierzęcia. Na myśl przyszedł mi też wygląd pustych pojemników po paliwie, leżących w kącie hali głównej. To jest dobry punkt zaczepienia.

- Wiesz, słyszałam, że moja puma była u was kilka miesięcy temu i wypiła wam kilka kostek. - zaczęłam niezobowiązująco.

- Owszem, ale to nic takiego.

- Cóż, wolałabym mieć czyste sumienie. - uśmiechnęłam się niewinnie, kalkulując w myślach - Naliczając mały procent, powinnam wam oddać jakieś 33 kostki.

- Ależ Angel, to nie jest potrzebne.

- To jak najbardziej potrzebne. Chcę być uczciwa wobec ciebie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. - uśmiechnęłam się delikatnie - Poza tym musimy się wspierać, przez wzgląd na stare czasy...

- No dobrze... Jeśli uważasz to za koniecznie. - skapitulował.

Ponownie zrobiło się cicho. Oczywiście mały Moontear musiał przypomnieć o swojej obecności i poruszył się mocniej, usiłując ponownie się przedostać na kolana Prima, ziewając. Oj, chyba trzeba cię już położyć mały rozrabiako. Przytuliłam go do siebie, delikatnie masując palcami mały grzbiet Iskierki. Zaczęłam nucić cicho melodię pewnej piosenki, którą zasłyszałam na Ziemi, by uśpić tego mecha.

W kilka minut uzyskałam przynajmniej to, że nie wiercił się, jakby miał piasek pod pancerzem i mruczał niczym kociak.

Kątem optyki dostrzegłam nieznaczną zmianę w postawie siedzącego obok mnie autobota. Rozluźnił nieco swe spięte przewody i przymknął nieco optyki, słuchając spokojnie. 

Dopóki malec nie usnął, nie przerwałam nucenia. Jednak gdy wreszcie się to stało, odetchnęłam spokojnie. Spojrzałam w stronę Optimusa i zdałam sobie sprawę z tego, że obserwował mnie  dyskretnie.

- Śliczna melodia. - oznajmił.

- Poznałam ją kilka lat temu. Spodobała mi się. - rozsunęłam skrzydła i okryłam nimi cały mój tors.

Mech zrozumiał bez słów. Odwrócił się w bok, szanując moją prywatność. Spodobało mi się jego zachowanie.

Rozsunęłam klatkę piersiową i umieściłam w środku Iskierkę, uważając, by znalazła się jak najdalej od mojej Iskry. Jak tylko zamknęłam osłonę, trąciłam Prima w ramię. Dopiero wtedy odwrócił się w moją stronę.

- Dziękuję, że się odwróciłeś. - skinęłam mu głową.

- Nie masz za co. - kiwnął lekko dłonią - Dobrze się nim opiekujesz.

- Nie powiedziałabym tego... - pokręciłam głową - Lepiej by mu było u innej Femme. Ze mną jest stale narażony na niebezpieczeństwo.

- O, z pewnością nie. Na pewno z nikim nie mógłby czuć się bezpieczniej niż z tobą.

Nieco onieśmieliło mnie to stwierdzenie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Umilkłam, wpatrując się w horyzont przed nami.

- Angel, muszę cię o coś spytać. - wyznał nagle Prime - Czy wiesz może, co się dzieje z panią White oraz Karen Sparks?

- Czemu pytasz?

- Autoboty przekazały mi ostatnio, że dziewczyna odmówiła przyjazdu do bazy i była bardzo roztrzęsiona. Natomiast pani White opuściła znów miasto, zaraz po tym, jak otrzymała przykrą ranę ciętą.

- Mam wszystko pod kontrolą. - uśmiechnęłam się delikatnie - Pani White przyjechała do nas i została opatrzona. W tym momencie jeszcze odpoczywa, ale jeszcze dziś wróci do swojej pracy. Co do Karen... ona niestety musi sobie zrobić kilka długich tygodni przerwy od transformerów. Zapewne dzieciaki powiedziały wam o napadzie, ale zdecydowanie nie wspomniały o tym, że to agenci MECH'u... zaatakowali moje podopieczne. Co prawda obroniły się, ale sam fakt zaniepokoił mnie na tyle, że dla ich bezpieczeństwa, objęłam je programem ochronnym. Jeśli przez kilka tygodni będzie spokój, prawdopodobnie wrócą do was.

- Rozumiem. - skinął głową - Skoro tak, uspokoję moje boty.

- Dobrze, a ja... - moją wypowiedź przerwało dzwonienie komunikatora. Spojrzałam przepraszająco na mojego przyjaciela i odebrałam - Halo?

- Królowo, czy wszystko w porządku? - ech... wiedziałam, że to nie będzie trwało wiecznie.

- Tak Shadow. - odparłam spokojnie - Wracam za 5 minut.

- Och... dobrze Pani.

Rozłączyłam się i popatrzyłam na Optimusa, który wpatrywał się w horyzont.

- Muszę już iść.

- Nie szkodzi. - odparł spokojnie, zwracając wzrok w moją stronę. Położył dłoń na jej dłoni - Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.

- Ja też przyjacielu. - uśmiechnęłam się delikatnie i uścisnęłam jego rękę.

Puściliśmy się i wstaliśmy. Otworzyłam portal tuż obok mnie i spojrzałam na niego.

- Każę przynieść wan tu energon. - uśmiechnęłam się delikatnie - Do zobaczenia Optimusie.

- Do widzenia Angel. - skinął mi głową.

Odeszłam, nie patrząc za siebie. Hah... cieszę się, że spędziliśmy ten czas razem, sami. Naprawdę tęsknię za naszymi długimi rozmowami.

Hej hej

Wybaczcie, że tak długo musięliście czekać i że rozdział ten jest ubogi w akcję. Jednak obiecuję, iż w następnych będzie walka i emocje ;)

Tak swoją drogą: mam pomysł na kilka drobnych historii z Transformers, ale potrzebuję waszej pomocy. O kim najchętniej byście przeczytali (pytam tu o bota, który byłby drugą główną postacią)? Dajcie znać w komentarzach. Propozycja, która najczęściej się powtórzy zostanie przeze mnie wybrana. I pamiętajcie: żaden głos nie jest bez znaczenia ;)

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani.

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top