Druga twarz
Długi, cybertroński wieczór kończył się powoli. Na niebo wschodził drugi już księżyc, a temperatura z wolna się obniżała.
Dwie Femme siedziały spokojnie na głazach, blisko spiętrzonej części planety i obserwowały oddaloną od nich stolicę. Popijały stężony energon i rozmawiały spokojnie.
- Więc... jak się trzymasz po tym?
- A jak mogę? Mięliśmy już słabą więź Iskier... - westchnęła smutno fioletowa botka - Ale muszę się wziąć w garść. Wszystko się zmienia, musimy się do tego adaptować.
- Współczuję ci. - jej towarzyszka pokręciła lekko głową, klepiąc ją po ramieniu - A zdawało się, że już możemy odlatywać... że też wynikło coś takiego. Ale nie martw się! Pomścimy go.
- Nie Death... Nie możemy. - Skrzydlata spojrzała w dół, na Jakon.
- Że słucham?!
- Przemoc rodzi przemoc. Jeśli zaczniemy gasić te boty, sprowokujemy odwet i stworzymy zagrożenie dla niewinnych botów. Poza tym, zniżając się do ich poziomu udowodnimy, że jesteśmy tacy jak oni.
- No to co proponujesz?
- Skupmy się na razie na tym, by ukończyć nasze projekty i zgromadzić przy sobie jak najwięcej ludu. Opuszczamy tę planetę czy tak, czy tak.
Nastała chwila milczenia. Obie botki zatopiły się we własnych myślach. Fioletowa zapatrzyła się na wschód księżyca, w milczeniu podziwiając jego piękno. Bolało ją, że już nigdy go nie zobaczy, nigdy nie będzie mogła z nim spędzić nocy... Musiała jednak wziąć się w garść i pamiętać o tym, że nie jest więcej osobą prywatną. Jest opiekunką Transformerów, które zostały skreślone i odrzucone przez możnych. Jeśli się zatrzyma, ugnie... oni wszyscy ugną się z nią. Musi pozostać twarda, dla ich dobra.
- Dżidżi... - czerwono-optyka patrzyła na nią poważnie - Szanuję twoją decyzję, jako zwierzchniczki...
- Nie jestem twoją zwierzchniczką. Jesteśmy sobie równe. - zaprzeczyła gwałtownie.
- Cicho bądź, teraz ja mówię! - mruknęła, wstając - Jesteś ponad mną i akceptuję to, bo dobrze rządzisz. Ale jako twoja przyjaciółka, chcę cię tylko ostrzec. - położyła dłoń na jej ramieniu - My dwie wiemy jak nikt inny, że świat zupełnie nie jest sprawiedliwy, a boty potrafią zaleźć za pancerz.
- Owszem. - skinęła głową, patrząc jej w optyki.
- Dżidżi... może się kiedyś zdarzyć tak, że pomimo mojej wspaniałości, zostaniemy rozdzielone i zostaniesz sama... - DeathPlay ciężko było o tym mówić, jednak mimo to ciągnęła dalej - Oni wszyscy tego nie widzą, bo cię nie znają. Ale ja widzę...
- O czym ty mówisz Death? Nie wypiłaś przypadkiem za dużo? - uniosła lekko łuki optyczne, jednak poczuła się nieswojo.
- Uważaj na tych, którym ufasz Angelbotko. Bądź chłodna w osądach. - opuściła rękę i chwyciła mocniej jej dłoń - Jesteś zbyt ufna i miękka. Dla nich wydajesz się być silna, niezniszczalna, ale ja wiem, że tak nie jest. Łatwo jest cię zranić. Zdrada boli cię najbardziej.
Zapadła cisza na chwilę. Z oddali dobiegał jedynie cichy szmer miasta. Obie Femme patrzyły sobie w optyki, jakby szukały w sobie na wzajem odpowiedzi na swoje pytania. Wreszcie Skrzydlata rozłożyła ramiona i przytuliła do siebie swą niebiologiczną siostrę.
- Wiem Death... tylko tobie mogę w pełni zaufać. Ty nigdy byś mnie nie zdradziła. - szepnęła, zamykając optyki.
- No no, nie rozklejaj się już! - burknęła zabawnie, poklepując ją po plecach - Chodź, bo się spóźnimy.
- Co? Niby gdzie?
- To już kilkadziesiąt cykli słonecznych minęło, a ty cały czas masz grobowy nastrój! Chodźmy się pościgać, albo sprawdzić, czy ta paczka młodzików którzy ostatnio się tam bili, nie wpadła znów w kłopoty! Zaraz może być za późno!
- Przykręć śrubki, bo wariujesz. - uśmiechnęła się Ogoniasta - Ale dobrze. Chodźmy tam.
- Nareszcie się ruszysz.
Obie botki zaśmiały się cicho i po chwili ruszyły do wejścia do swojej kryjówki, by odpalić teleport. Dziś miało być bardzo przyjemnie.
- Wejdź proszę. - skinęłam na niego ręką, wstając - Cieszę się, że już tu jesteś.
- Zawsze stawię się na twoje wezwanie Królowo. - uśmiechnął się, a następnie skłonił lekko.
- Jak tam Starscream od wczoraj? - stanęłam tuż przed nim z szacunku dla jego wieku. Nie wypadało stać.
- Kiedy wychodziłem, już go nie było. Obawiam się, że może wydać moją pozycję Megatronowi. - rzekł, zasępiwszy się nieco - Poprosiłem na wszelki wypadek, by Bliźniacy zamaskowali wejście i nie wracali aż do nocy.
- Ja natomiast powiadomiłam Karen, że nie może przyjść i cię odwiedzić. - odparłam, kładąc dłoń na jego ramieniu - Ale nie obawiaj się. Jestem pewna, że tego nie zrobi. Przelała się już jego czara goryczy.
- No cóż... ufam ci Pani. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - rzucił mi poważne spojrzenie - Jednak z pewnością nie wezwałaś mnie po to, by rozmawiać o Starscreamie, mam rację?
Zagryzłam wargę, spuszczając wzrok. Wezwałam go tu... ale boję się wyjawić to wszystko. Nikt nie powinien wiedzieć, ani martwić się tym... Jednak nie mogę go odprawić. Właśnie po to go zaprosiłam, żeby nie móc się z tego wycofać.
- Tak... - unikałam jego wzroku. Po chwili odsunęłam się i wróciłam do biurka. Chwyciłam jedną z kostek i podałam mu.
- Nie, dziękuję. - zasiadł na krześle przy ścianie - Ale ty Pani wypij.
Wzięłam głębszy łyk, wbijając wzrok w blat. Od czego mam tak właściwie zacząć? Jak mu to wytłumaczyć? Milczałam, układając sobie przez chwilę kolejność w głowie.
- Wszyscy mają mi za złe, że ukryłam ten fakt o truciźnie, prawda? - zaczęłam w końcu, spoglądając na niego przez ramię.
- Owszem. Nie powinnaś była skrywać tak istotnej informacji przed nami. - wciąż wbijał we mnie nieco nachmurzone spojrzenie.
- Pokonałabym to, zanim by się ktokolwiek zorientował. Gdyby wtedy nie chwycił mnie ten atak, mogłabym bezpiecznie ukryć to przed wszystkimi i nikt by się nie dowiedział. - znów pociągnęłam łyk, spuszczając głowę - Słabość lidera rzutuje na siły jego ludzi. Nie chciałam was martwić, tylko dlatego to kryłam.
- Królowo, to żadna słabość przyjąć pomoc. - wstał i zbliżył się do mnie - Masz prawo czasem upaść i przyznać się do tego przed nami. Jesteśmy twoją rodziną, pomożemy ci przecież wstać.
- Jet, ja muszę być zawsze silna. - spojrzałam na niego, jednak unikałam kontaktu wzrokowego - Nasi wrogowie nie zginęli. Są gdzieś tam w kosmosie, zbierają siły i gotują się do walki. Nasi ludzie są na łącznie 4 planetach, kilku odleciało w galaktykę, ale żaden statek nie powiadamia nas o ich położeniu. Wielki Archiwista wysyła wiadomości nieregularnie i nie możemy wyśledzić ich pochodzenia...
- Nigdy im się nie uda, nawet jeśli zaatakują nas z pełną mocą. Ochronimy cię.
- A kto ocali was?
- ON nas osłoni i nie pozwoli zrobić nam krzywdy. - uśmiechnął się pięknie.
- A co jeśli nie będzie mógł? Co jeśli to jest właśnie czas na ten świat? - odsunęłam się i oparłam o blat - Jet, ja... widzę to, co ma mnie wchłonąć... Mam wizję z Nią i z pierwszym Zdrajcą.
- Darkknightem? Jak to możliwe?
- Jak sądzisz, dlaczego nie chcę spać? - ścisnęłam dłońmi ramiona - Widzę ich zawsze, gdy przechodzę w stan ładowania. Oboje zapewniają mnie, iż już niedługo nadejdzie na mnie czas. Ja... boję się, że mają rację. Ostatnio nie miałam nad sobą kontroli. Zabiłam wielu ludzi w ciągu paru ostatnich miesięcy, niemal zgasiłam Arachnid w starciu, a nieopanowane wyładowania energii mogły uszkodzić moich podopiecznych. - potarłam skroń - Wystarczy, że ktoś zdoła mnie zagniewać, albo wystraszyć, a zniszczę wszystko wokół. Jak prawdziwa bestia...
- Kiedy straciłaś panowanie? - uniósł łuk optyczny - O niczym takim mi nie wiadomo. Natomiast Speed doniosła mi, że udało ci się ujarzmić energię Moontear'a, gdy młody okazał swoje zdolności.
- Zacznijmy od tego, że gdybym go nie przyjęła do siebie, nie byłby teraz wyrzutkiem. - odparłam gorzko - Karmiłam go swoim energonem, napełniałam zdradliwą mocą, przez którą będą się od niego odsuwać... Tak jak ode mnie. Będzie potworem w optykach innych. - przetarłam twarz dłonią - Nie chcę, by musiał wieść takie życie jak ja.
Zagryzłam wargę, siadając na swoim miejscu. Sporo ucierpiały moje siły, skoro już to samo zdołało mnie zmęczyć. Westchnęłam w Iskrze, zdejmując hełm z głowy i odkładając go obok. Kabelki rozłożyły się na moich plecach, gdy podpierałam głowę dłońmi. Jetfire stanął tuż obok. Zaczął gładzić w zamyśleniu brodę. Cisza w pokoju się przedłużała.
Po dłuższej chwili milczenia poczułam nieprzyjemny ucisk przy Iskrze. Skrzywiłam się w duchu. I jeszcze to... Machinalnie zaczęłam głaskać tors ogonem.
- Tak wiem: zawiodłam was. Powinnam bardziej się starać i was głupio nie zamartwiać. Nawet mówić ci tego wszystkiego. - rzekłam w końcu - Ale... musiałam to z siebie zrzucić.
- Angel... - westchnął kręcąc głową - To co chcesz zrobić jest złe. Nie możesz się na nas zamykać, chować tego przed nami. I przede wszystkim nie wolno ci się zadręczać tak nieistotnymi sprawami.
- Słucham? - spojrzałam na niego z delikatnym zaskoczeniem. Czy ja dobrze słyszę? Sądziłam, że powie mi coś zupełnie innego...
- Posłuchaj mnie Angel... Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagraża twojemu domowi, lub życiu twojej rodziny, to walcz z nim i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów. Pamiętaj, że przecież jeśli dojdzie do konfrontacji między nami, a Primami, poleje się energon. Jednak przelany zostanie w słusznej sprawie. Jeśli sobie tego nie uświadomisz, nie będziesz w stanie skutecznie z nimi walczyć. Czasem bowiem nie ma innego wyboru jak walczyć w obronie swojego "domu" i "domowników". - położył mi dłoń na ramieniu i uśmiechnął się krzepiąco - Co do wybuchów energii, nie powinnaś się tak przejmować. Nawet jeśli coś ci się zdarzyło, to z pewnością uda ci się to opanować i znów odnaleźć równowagę.
- Chciałabym być tego taka pewna jak ty Jet... - uniosłam delikatnie kącik ust na chwilę.
- Jestem nawet prawie pewny czemu to wszystko się dzieje. - ścisnął moje ramię - Chodzi tu tylko o Arachnid i to co zrobiła. Zbudziła twój gniew, a potem strach, że powtórzy swoje morderstwa. Jestem w stanie to wszystko zrozumieć. Ale uważam, że powinnaś odpuścić jej i sobie.
- Próbuję, ale to nie jest dla mnie takie proste. To wszystko co robiłam... to nie było zachowanie godne władcy. Nie potrafię sobie tego zapomnieć. - pokręciłam głową, odgarniając opadające mi na twarz kable - Poza tym Moon...
- Moontear'a uratowałaś od śmierci. Żadna predaconica nie chciała małego, słabego smoka pod swoją opiekę, ale ty dostrzegłaś w nim potencjał i dałaś niesamowitą okazję. - uśmiechnął się lekko - Nikt poza waszą dwójką nie potrafi oddziaływać na świat w taki sposób. Będzie niesamowicie popularny wśród nas. Wszyscy zadbają, by nie czuł się obco. Przecież jest teraz już twoją przyszywaną Iskierką.
Milczałam, słuchając go. Nie sądzę, by tak się stało. Zawsze będzie traktowany inaczej, nie normalnie. Ale... ma w pewnych aspektach rację. Widziałam na twarzy rozmówcy powagę. W jego optykach paliły się ciepłe iskierki.
- Nikogo nie zawiodłaś Angel. Zawsze jesteś przy nas, pomagasz nam ze wszystkim i sprawiasz, że życie na tej obcej nam planecie jest o wiele przyjemniejsze. Nikt nie wyobraża sobie życia tu bez ciebie. - ścisnął moje ramiona - Gdyby nie ty, żadne z nas by nie żyło. Wszyscy rdzewielibyśmy na Cybertronie, pod gruzami macierzystej planety. Wszyscy jesteśmy ci za to wdzięczni i pragniemy byś wiedziała, jak mocno cię za to kochamy.
- Wielu nie zdołałam uratować, chociaż miałam okazję...
- Nie możesz myśleć o tym: "co by było gdyby". Z resztą spójrz w swoje szeregi. - patrzył mi głęboko w oczy dobitnie wymawiając słowa - Spójrz w szeregi zjednoczonych botów i conów. Popatrz na garnizon złożony z setek Vechiconów, ocalonych przed wojną. Gdyby mi ktoś powiedział, że nasze dwie frakcje mogą żyć w zgodzie, a klony będą wśród nich równe, wyśmiałbym go, albo uciekł, bo bym się bał że to wariat! A jednak ty dokonałaś tego. My wszyscy święcie wierzymy, że to ty zakończysz tę wojnę.
- Nie jestem na razie w stanie... obaj liderzy i ich zaplecze nie zdaje się być zbytnio chętne do rozejmu.
- Ale ty ich do tego poprowadzisz. - rzekł z mocą - Ale Królowo musisz zaakceptować przeszłość, wybaczyć sobie i skupić się na przyszłości.
- Energon się już rozlał i niczego nie zmienimy... - mruknęłam, patrząc mu w twarz.
- Możemy tylko pracować nad nami samymi, by było lepiej. - pokiwał głową - Wierz mi, my ci wszystko wybaczymy, zawsze pomożemy i będziemy iść za tobą choćby na śmierć, ale pod jednym, jedynym warunkiem: dbaj o siebie. Rozmawiaj z nami. Nie obwiniaj się, bo wszyscy wiemy, że pracujesz dla nas dzień i noc. Bez ciebie sobie nie poradzimy.
- Nie gadaj głupstw. Na pewno byś...
- Pani, oni tak się nienawidzą, że nie mięliby nic przeciw temu, by nas wykończyć. Tylko ty nas chronisz przed takim losem.
- Ale musicie się uniezależnić i przygotować do sytuacji, w której będziecie musieli ze mną walczyć. Dla dobra całego świata zniszczyć mnie i stopić Iskrę. Nie chcę nikogo skrzywdzić...
- Angel, nie wierz w to. - przerwał mi gwałtownie, lekko mną potrząsając - Jesteś najczystszą Iskrą, jaką dane mi było poznać. Te wizje służą tylko temu, żeby ciebie przekonać do tego wszystkiego, ale tak się nie może stać! Jakaś tam przepowiednia nie może warunkować tego kim jesteś. Ja... my wszyscy wiemy, że to niemożliwe. Ktoś tak dobry, nie może nagle stać się zły. - ponownie mną potrząsnął.
Westchnęłam cicho, prostując się w fotelu. Uśmiechnęłam się słabo, a następnie wstałam i przytuliłam go do siebie. Powinnam była już dawno się do niego zwrócić po pomoc. Lepiej mi, gdy z nim o tym rozmawiam... Widocznie potrzebowałam takiego małego "kopniaka", żeby się podnieść.
- Dziękuję Jet.
- Nie ma za co Królowo. - odwzajemnił uścisk.
- Proszę cię, nie mów nikomu o czym rozmawialiśmy... Lepiej, by to pozostało w tajemnicy.
- Angel... Masz prawo czuć to, co czujesz. Masz prawo potrzebować wsparcia. Masz prawo je przyjmować. - rzekł dobitnie - Przyjęcie pomocy, przyznawanie się do słabości to nie jest nic złego. To wyraz twojej siły.
- Ja sama chcę im powiedzieć.
- Ale i tak nie wszystko, mam rację? - odsunął się, unosząc jeden łuk optyczny.
- Większość. Ale proszę, nie wyręczaj mnie w tym. - uścisnęłam jego ramię.
- No dobrze... obiecuję, że nic nikomu nie powiem. - pokręcił głową.
- Możesz już wracać do siebie. - uśmiechnęłam się nikło, lecz zaraz znów powaga wróciła na twarz - A... i traktuj Starscream'a jak należy.
- Dobrze, ale czemu? Naprawdę sądzisz, że coś z niego będzie?
- Tak. Każdy zasługuje na szansę. - ruszyłam z mechem do drzwi - Warunki u decepticonów są straszne dla nich samych. Sądzę, że został złamany Iskrą, a więc należy pomóc mu się poskładać w całość. Spróbuj z nim rozmawiać, ale cierpliwie, jak z Karen.
- No dobrze Pani... ale i tak nie sądzę, żebyś tym razem miała rację.
- Jeszcze zobaczymy. - otworzyłam drzwi do kwatery - Do widzenia Jetfire. Postaram się jak najprędzej cię odwiedzić.
- Dziękuję Królowo. Uważaj na siebie i pamiętaj: troszczymy się o ciebie, bo cię kochamy. Nie chowaj przed nami swoich ran.
Wyszedł na korytarz, natomiast ja zamknęłam wejście na kod i sięgnęłam po niedopitą kostkę. On ma rację. Muszę ułożyć się z tym co mnie dręczy i iść dalej. Jeśli będę się oglądać wstecz, to nigdy nie zobaczę przyszłości.
Wypiłam moje śniadanie i cicho wkroczyłam do sypialni. Moon siedział grzecznie na moim łóżku, bawiąc się gładkim kryształem energonu. Dopiero uczył się gryźć, nie mówiąc już o poruszaniu się. Szczęściem predacony stosunkowo szybko dojrzewają, jednak i tak będę musiała się nim zajmować jeszcze kilka miesięcy ze szczególną uwagą zanim oddam go smokom na wychowanie.
Ziewnęłam lekko, siadając na łóżku. Muszę się zdrzemnąć. Nie podoba mi się, że muszę tyle czasu marnować na odpoczynek układów, ale nie chcę zasłabnąć w trakcie dnia. Położyłam się przy moim przybranym dziecku i zamknęłam na chwilę optyki. Smoczek zapiszczał radośnie i polizał mnie po twarzy. Przytuliłam go do siebie lekko, pozwalając sobie wyłączyć się na chwilę.
Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Niby nie miałam świadomości, jednak gdzieś w środku czułam upływający dość szybko czas. Mimo najszczerszych chęci nie miałam sił wstać, było to jednakże dość miłe uczucie. W końcu z przyjemnego letargu wyrwał mnie głos Harmonii:
- Pani, odkryłam coś ważnego.
- Daj mi chwilę. - mruknęłam, ziewając lekko.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na małego. Machał radośnie ogonkiem i łasił się do mnie niczym szczeniak. Uroczy... Wstałam, by po chwili wrócić z nim na miejsce za biurkiem. Posadziłam go na kolanach i przytrzymałam ogonem, natomiast rękoma natomiast zaczęłam układać kable, by po chwili nałożyć hełm na głowę. Mały jest bardzo grzeczny jak na przedstawiciela swojego gatunku. Ech... malec zasługuje na życie w prawdziwej rodzinie. Niestety nikt nie chce się nim zajmować, więc skazany jest na mnie. Żałuję, że nie mogę mu nijak okazać miłości twórców.
Włączyłam detpada, by sprawdzić, czy przyszły jakieś nowe wiadomości. Na poczcie nic, czacie też... kanał alarmowy jest cichy. Dziwne. Sprawdziłam godzinę. Co jest?! Już 1 po południu? Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Za długo spałam. Chociaż czy ja wiem? Pierwszy od dawna odpoczynek bez koszmarów. Pokręciłam lekko głową.
- Harmonio, pośpiesz trochę dyżurnych. Niech Bustfire ruszy swój kuper i przyleci tu z moimi raportami.
- Tak jest Królowo.
- Więc co takiego się stało? - spytałam spokojnie, lekko drapiąc Iskierkę po grzbiecie.
- Przejrzałam dane i przedmioty pozyskane z wraku Zwiastuna. - oznajmiła, a po chwili na ekranie wyświetlił się spis artefaktów - Znalazłam coś co może cię Pani szczególnie zainteresować.
Na ekranie ukazał się bezładny szereg znaków, których nie mogłam rozczytać.
- Zaszyfrowany dokument. Nie znam tego kodu.
- Ja również Królowo, jednak wczoraj wreszcie udało mi się rozkodować tytuł. - oznajmiła, a po chwili zamiast symboli ukazał się wyraźny napis, który sprawił, że Iskra zaczęła mi szybciej bić.
- Formuła Energonu Primusa. - aż przysunęłam tablet bliżej. To prawdziwy skarb... Tyle można by było załatwić, gdybym zdobyła jego przepis!
- Niestety rozkodowywanie może mi zająć sporo czasu. Jest to dość długi dokument. Podzielono go na trzy segmenty, w których są trzy różne rodzaje kodu.
- Oczywistym jest, że tak cenna wiedza musiała być dobrze zaszyfrowana. - odparłam, wbijając spojrzenie w tablet. Po chwili zaczęłam pisać wiadomość do Lorda Decepticonów - Niestety, nie jestem aż tak biegła w kodach, ty masz wiele innych zadań... Ale na szczęście mamy tu zdolnych informatyków, czyż nie? Wyślij te dane do działu naszych "czarodziejów". - wysłałam prośbę i uśmiechnęłam się lekko, wstając - Ja wezmę ze sobą kopię i udam się na spotkanie z Megatronem. Poproszę, by zwolnił na kilka dni Shadow. Ona najlepiej by sobie z tym poradziła.
- Jak sobie życzysz Królowo. Zaznaczam jednak, iż powiadomię o tym dyżurnych z Centrum Dowodzenia.
- Naturalnie. Muszą wiedzieć. - skinęłam głową. Nie mogę sobie pozwolić na większy uszczerbek zaufania - Miej optykę na Moona, gdy mnie nie będzie.
- Tak jest.
Posadziłam małego na fotelu, a sobie otworzyłam portal obok biurka. Wkroczyłam pewnie do środka, by po chwili stanąć w dolince po dawnej kopalni energonu. Usiadłam na jednej ze skał, chowając mój detpad do schowka. Zarazem sięgnęłam po zagłuszacz sygnału i... Ach. A to niemiła niespodzianka. Urządzenie było dość mocno uszkodzone. Oj niedobrze... energię maskuję i tak przez cały czas, ale sygnału nie mogę tak prosto zablokować. Trzeba będzie załatwić nowy jak najprędzej.
Przekręciłam bransoletę na prawej dłoni, zmieniając lakier, a następnie nasunęłam maskę na twarz. Mimo wszystko wolę dalej się kryć. Jak to dobrze, że wielu Cybertrończyków ma identyczne blachy... Inaczej miałabym spory problem z prawdziwym ukryciem swojej tożsamości.
Wreszcie, po kilkunastu minutach oczekiwania usłyszałam charakterystyczny szum silników. Niemal natychmiast ujrzałam na niebie transformujący się, cybertroński odrzutowiec. Nie minęło kilka chwil, a przede mną wylądował potężny mech. Miał bardzo ponury i nieprzyjemny wyraz twarzy, co odrobinę mnie zaniepokoiło.
- Witaj Megatronie. - przywitałam się grzecznie
- Angel... - skinął mi głową, wbijając spojrzenie w moje optyki - Długo cię nie widziałem.
- Miałam sporo zajęć na procesorze.
- A czy jednym z nich nie był przypadkiem Optimus Prime?
Zaalarmował mnie jego ton. Delikatnie zmarszczyłam łuki optyczne, przyglądając mu się badawczo.
- Skąd to pytanie?
- Arachnid już mnie powiadomiła. - rzekł sucho - Powiedz mi, jak długo ukrywałaś to przede mną?
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Możesz mi powiedzieć kiedy dorobiłaś się Iskrzenia z tym zardzewiałym zdrajcą?
- Słucham? Jakiego Iskrzenia? - jego pytanie naprawdę zbiło mnie z tropu. Aż wstałam ze skały.
- Nie udawaj moja droga. Zajrzałem do pamięci Pajęczycy i widziałem tego małego stwora. - burknął nieprzyjemnie.
O czym on...? Ach no tak! Przecież Moon tam był i nie wiedzieć czemu, zwrócił się do Optimusa jak do swojego Stwórcy. Pokręciłam lekko głową. Zupełnie o tym zapomniałam.
- Megatronie, mogę ci to wszystko wyjaśnić. - rzekłam spokojnie - To nie jest tak jak myślisz.
- Więc jak? Wyjaśnij mi to, bo nie potrafię pojąć jak to się stało, że skończyliście razem. - warknął niechętnie.
- To nie jest Iskrzenie Optimusa i moje. Mały jest predaconem, stracił Stwórców i ja się nim opieku...
- Ciężko mi w coś takiego uwierzyć. - odparł beznamiętnie - Brzmi to jak tania wymówka.
- Ale to prawda. - uniosłam wyżej brodę, marszcząc łuki optyczne.
- Skądś jednak musiał znać Prima, skoro tak go nazwał.
- Widział go raz w życiu i to przypadkiem. Nie sądziłam, że...
- A więc jednak! Spotykałaś się z nim! - widziałam, że lekko zacisnął pięść - Zdradzasz mnie jak on ongiś przed Radą.
- Słucham? Zdradzam cię? Lordzie Megatronie, nie sądzisz, że to za dużo powiedziane? Nic nie deklarowałam ani tobie, ani jemu.
Warknął głucho, odwracając głowę w inną stronę.
- Sądziłem, że jednak coś dla ciebie znaczy nasza relacja.
- Oczywiście, że dużo dla mnie znaczy. - położyłam dłoń na jego ramieniu, drugą natomiast chwyciłam go za brodę i zwróciłam w moją stronę - Jak mógłbyś pomyśleć, że jest inaczej?
- Udowodnij więc, że tak jest. - złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko w optyki - Bo coraz trudniej jest mi w to wierzyć. Kiedyś byliśmy naprawdę blisko, a teraz?
Lekko się zakłopotałam. On ma rację. Nasza relacja rozluźniła się, nie jest tak mocna jak kiedyś. Ale ja naprawdę mam mało czasu na takie rzeczy!
- Teraz mamy nowe obowiązki. Jednak postaram się znaleźć więcej czasu. - westchnęłam lekko i spojrzałam na niego - Jednakże nieco martwi mnie to, że już mi nie ufasz.
Mech nie odpowiedział, ale puścił moje ręce. Momentalnie jego twarz nabrała zmęczonego wyrazu.
- Wybacz Aniołku. Jestem wykończony obecną sytuacją. Opuścili mnie wszyscy przyjaciele, a została banda cwaniaków i zdrajców. - jego ponura mina była naprawdę przekonywująca - A zwłaszcza teraz, gdy mój były zastępca zdezerterował.
- Ach tak? - uniosłam lekko łuk optyczny - Sam z siebie uciekł?
- Arachnid zostawiła go na pastwę losu. - przewrócił optykami - Byłoby w porządku, gdyby wreszcie zdechł, jednak ona widziała, że ostatecznie przeżył.
- Jak słyszę, nie masz o nim zbyt wysokiego mniemania.
- To tchórz i histeryk. - mruknął niechętnie - Ale jest mimo wszystko niebezpieczny. Jeślibyś się na niego natknęła, daj mi proszę znać.
- Żebyś go zabił?
- Żebym go ukarał. - patrzył na mnie badawczo, ale w pewnym sensie ciepło - Nie zgaszę jego marnej Iskry. Dla ciebie Aniołku.
Milczałam przez chwilę. Już raz byłam świadkiem tego, jak wyżywa się na biednym conie. Nawet jeśli jest taki, jakim go prezentuje, nie życzyłabym mu takiego losu. Zdecydowanie nie mogę na to pozwolić. A jeszcze dodał, że by go nie zabił... więc raczej znęcałby się nad nieszczęsnym lotnikiem, póki ten by nie padł z wycieńczenia. Zrobiło mi się szkoda decepticona.
- Tak... powiadomię cię, jeśli go zobaczę. - odwróciłam wzrok. Nie lubię kłamać, ale czasem trzeba - Mam jeszcze do ciebie jedną sprawę.
- O co chodzi? - uniósł łuk optyczny.
- Pozwól Darkshadow wrócić do mnie na kilka dni.
- A po co?
- Potrzebuję jej zdolności w pewnej małej sprawie.
- Angel, ona jest teraz częścią mojej załogi i jest mi bardziej potrzebna na statku. - stwierdził - Niestety, nie będzie na razie dostępna.
Zaskoczył mnie jego ton i bezczelność. To znaczy niby oddałam mu ją czasowo jako część załogi, ale... przecież to moja wychowanka! Nie powinien mi odmawiać jej wydania. Zmarszczyłam łuki optyczne.
- Megatronie... - zaczęłam ostrzegawczo, jednak kolejny raz mi przerwał.
- Jedną chwilę. - odszedł na dwa kroki w bok, przykładając na chwilę pazur do audioreceptora - Co jest? ... Naprawdę? - w jego głosie usłyszałam realne zaciekawienie - I znów dacie plamę? Nie ma takiej możliwości. Wyślijcie mi most. - spojrzał na mnie spokojnie - Wybacz Aniołku, dokończymy tę rozmowę kiedy indziej.
- Ale ja... - znów próbowałam coś powiedzieć, ale jak zwykle nie dał mi dokończyć.
- Wiem, też chciałbym zostać z tobą dłużej, ale mam naprawdę ważną rzecz do załatwienia. - jego ponury bas nieco mnie zirytował. Mech podszedł bliżej mnie i złapał mnie za ręce, prezentując kły w uśmiechu bez radości - Kiedy znów się spotkamy, z pewnością będę miał więcej czasu Aniołeczku.
Pocałował mnie w rękę i zanim zdążyłam cokolwiek po wiedzieć, odwrócił się i odszedł do portalu.
- Nie skończyliśmy tej rozmowy. Ja jej potrzebuję. - powiedziałam z niezadowoleniem, idąc za nim.
- Ale oddałaś ją pod moją komendę Angel. - odparł, nie zatrzymując się - Poza tym chcesz rozdzielić ją i Soundwave'a? Czy to nie zbyt okrutne?
Stanęłam w miejscu, patrząc na niego ze zmarszczonymi łukami optycznymi. Nie chcę ich rozdzielić... ale przecież to nie jest rozdzielenie. Potrzebuję jej tylko na kilka dni, nie miesięcy.
- Do zobaczenia. - rzekł nim zniknął w portalu. I zostałam sama.
Nie wiem czemu mi odmówił, ale nie podoba mi się to. Próbował jeszcze wywołać u mnie wyrzuty sumienia. Zagryzłam wargę, zaciskając lekko pięść. Jeszcze sobie z nim o tym porozmawiam, ale na razie muszę się uspokoić.
Rozłożyłam skrzydła, by odlecieć i oczyścić umysł. Ech... Może to uczucie wolności jakoś mi pomo... Argh! Co się stało? Dlaczego nie mogę się wznieść!? Wstałam i ponownie zaczęłam machać skrzydłami, jednak niewiele to dało. Ponownie upadłam, teraz jednak szczęśliwiej, bo zdołałam utrzymać się w pionie. Skrzydła piekły mnie okropnie. Spojrzałam na nie z niepokojem. Nie wiem co się z nimi dzieje, ale wiem, że nie mogę bez nich żyć. Light zbada mi je natychmiast jak wrócę. Zrobię wszystko by je naprawić.
- Harmonio, otwórz mi most na Wyspie. Megatron się nie zgodził, a ja mam nowy kłopot. - westchnęłam w Iskrze.
- Tak jest Pani.
Po chwili przeszłam przez kolorowy wir, stając znów w moim pokoju. Od razu ruszyłam do zatoczki medycznej. Wiele jest rzeczy, których mogę unikać, które mogę programowo pomijać, czy je odkładać, ale nigdy tego nie robię w ich wypadku. Te skrzydła nie raz mnie ocaliły i pomogły. Nie dopuszczę, by stało się z nimi cokolwiek złego.
I myk kolejny rozdział :)
Jak tam się macie w tę słoneczną, chociaż pewnie dla niektórych deszczową, niedzielę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top