Boty Niezastąpione
Szary zmierzch ogarniał planetę, gdy czarny, smukły mech wchodził do ekskluzywnego baru nad dachu jednego z najwyższych wieżowców Crystal City. Z racji dość wczesnej pory nie było tam nikogo prócz baristy... i Femme o granatowo-srebrnych optykach, siedzącej przy barze ze szklanicą stężonego energonu w dłoni. Patrzyła na wchodzącego wyczekująco i spokojnie. Bot błysnął zębami i podszedł do niej.
- Blackblade... - klepnęła w blat, na co barman od razu przysunął im butelkę stężonego, poszarzałego lekko od litu - Cieszę się, że cię widzę.
- Wielka Beautifuldeath... - roześmiał się lekko - Nie mogłem przepuścić okazji napicia się z taką sławą.
Botka o czarnym lakierze założyła nogę na nogę, spoglądając na niego spokojnie. Zajął miejsce obok niej, unosząc swój kielich i skinął jej głową, wychylając go duszkiem.
- Widziałam miejsce twojej roboty. - rzuciła niezobowiązująco - Podręcznikowo wykonana...
- Tak to jest jak się pracuje z większymi na etat. - wzruszył ramionami, nalewając sobie ponownie - Zawsze podręcznikowo, zawsze się udaje
- Lecz nie przypomina to w niczym twoich pierwszych skoków. - zerknęła na niego kątem optyki - Brak w nich rozmachu artysty.
Blade wytrzeszczył lekko optyki, patrząc na nią z zaskoczeniem.
- Tak tak, od pewnego czasu cię obserwowałam. Masz talent, dobrą technikę, ale łowisz "Scraplety". - napiła się nieco, nie odrywając od niego wzroku - Nie wolałbyś zapolować na grubego zwierza?
- Z kim? Z wami?
- Zapraszam. Byłbyś nieoceniony przy dogadywaniu się ze sztywniakami.
- Poważnie? - uniósł lekko łuk optyczny, powracając do roześmianego, wyluzowanego wyrazu twarzy. Botka mruknęła potakująco, na co parsknął z rozbawieniem - Nie mogę uciec z dziwakami. Zszargałbym swoją reputację!
- Nie intryguje cię miejsce przy Bestii Cybertronu? - uśmiechnęła się krzywo.
- Podziwiam waszą pracę, ale to nie w moim stylu. - błysnął optykami - O wiele wygodniej jest mi przypatrywać się wam z daleka.
- Jak rozumiem: bezpieczniej. - rzuciła spokojnie
- Kontakty z wami mogą mnie kosztować pozycję!
- Ha, o wiele więcej... - mruknęła tajemniczo - Postawiłbyś na szali wszystko... Ale posmakowałbyś wolności.
Uniosła swoje ozdobne szkło, a on odruchowo zrobił to samo. Wychylili paliwo na raz, po czym nagle Ogoniasta wstała, uśmiechając się nieznacznie.
- Wystawiam ofertę, tu i teraz, choć wiem, że sam dobrze ją znasz... Chodź ze mną, a będziesz sam planował swoje akcje. - machnęła ogonem na boki, wyciągając do niego rękę - Teraz utknąłeś na nudnym stanowisku pieska gończego, a ze mną będziesz polował na najlepsze, najbogatsze kąski. Zamień szarość na pełnię kolorów życia! - uniosła nagle ręce w obronnym geście - Nie musisz mnie słuchać, możesz dalej rozgrywać to standardowo... albo zaryzykować i dać się porwać! - jej optyki błyszczały w uniesieniu - Doskonale wiem, czego ci trzeba. Chodź ze mną sięgniesz gwiazd!
Obróciła się sprawnie, unosząc ręce do góry. Mech patrzył na nią zaciekawiony, powoli sącząc kolejkę i wreszcie pokręcił głową z rozbawieniem.
- Oj Beauty... chcesz mnie uwolnić z nieistniejącego więzienia. Jestem zadowolony z mojego życia, nic mi nie trzeba. - wstał, odstawiając szkło - Owszem, pojmuję twoją wizję, podziwiam cię za odwagę! To naprawdę jest coś... ale zdecydowanie nie dla mnie. - uniósł ręce, kręcąc głową z uśmiechem - Obiecujesz gwiazdy, lecz wiem jaki porządek u ciebie panuje. Mam zbyt wysokie standardy na twoją bandę.
- I tak chcesz skończyć? Biegając na posyłki byle arystokratów? Zapijając smutki po barach? - uniosła lekko łuk optyczny, zakładając ramię na ramię.
- Lepsze to niż zrównanie z błaznem Piękna i bycie pośmiewiskiem w branży. - odwrócił się do wyjścia, otrzepując ramię - Dzięki za Stężony, ale ja już będę się zwijał.
- Naprawdę nie chcesz poczuć jak to jest żyć bez kajdan władzy szefów? Z prawdziwym uśmiechem? - spytała spokojnie - Ja dałabym ci wolność marzeń, wyobraźni... Zburzysz mury komfortu, odzyskasz artystyczny rozmach i sens życia! To jest coś naprawdę wielkiego... - niespodziewanie zasiadła znów przy brze i odwróciła się do swego drinka - Ale decyzję pozostawiam tobie...
Blade wstrzymał się, zamyślając się przez chwilę. Propozycja Beautifuldeath nie była wcale zła, czy niesprawiedliwa, jak się tego obawiał. A przy tym korciło go, by faktycznie spróbować kraść coś większego niż pomniejsze błyskotki...
- Cóż... odejście słono by mnie kosztowało. - rzekł, odwracając się zamaszyście - Ile procent zysku trafiłoby do mnie?
- Od razu do konkretów, bardzo słusznie... - mruknęła Femme, uśmiechając się - Siedem od akcji i przybijamy.
- Nie rozśmieszaj mnie! Wart jestem dwadzieścia. - zbliżył się do niej.
- To może od razu zechcesz połowę na srebrnej tacy? - uniosła kpiąco łuk optyczny, wstając ze stołka.
- Szesnaście.
- Dam osiem.
- Trzynaście
- Może dziewięć. - wyciągnęła rękę.
- Dziesięć! - przybił, patrząc w nią bez lęku.
Chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż botka uśmiechnęła się lekko i potrząsnęła ich rękoma.
- Umowa stoi. - sięgnęła po szklankę - Za owocną współpracę?
- Zdecydowanie nieszablonową... - stuknął się lekko i wypili - No... to zmywajmy się, zanim dogboty wdrapią się na nasze piętro.
- Polecimy. - Femme rzuciła złoty pieniądz barmanowi i podała mu rękę - Gotów partnerze?
- Jak najbardziej! - uścisnął ją z uśmiechem.
Niemal jednocześnie nasunęli maski na twarze. Ogoniasta pociągnęła go ze sobą na balkon i zeskoczyła. Blade trzymał ją mocno za rękę, uśmiechając się pod maską. Botka w połowie wieżowca rozłożyła szeroko skrzydła, a pęd powietrza uniósł ich wysoko ponad dachy budynków. Nim policja zdążyła się zorientować co się stało, oni byli już bardzo daleko...
- Primowie lecą na Ziemię.
Zapadła przejmująca cisza. Wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie z niedowierzaniem i lekką niepewnością, jakby sądzili, że się przesłyszeli.
- Od miesięcy przywódca decepticonów wymieniał z nimi korespondencję... - ciągnęłam dalej, wpatrując się w ich twarze - Za trzy cykle gwiezdne przybędą tu za mną. Lord miał wymienić mnie wymienić na coś od Primów, zakładam że za tytuł i udział we władzy. Tyle udało mi się przeczytać, nim wybuchł alarm.
- Jesteś pewna Pani? Zmierzają na Ziemię?! - spytała zmartwiona Tygryska. Pokiwałam głową w milczeniu.
- Co mamy robić...?
- Uciekać! Jeśli wiedzą, że tu jesteśmy, to na pewno się przygotowali!
- I mamy zostawić naszą główną bazę, wręcz dom, razem z ludźmi na pastwę tyranów? - warknął Blackblade.
- Ale co nam pozostaje? Bronienie się?!
- Uspokójmy się wszyscy. - próbowała mitygować ich Dash - Nie ma powodu do kłótni.
- A co jeśli przybędą z przeważającą przewagą liczebną? Nie będziemy mięli szans!
- Gdyby opanowali Wyspę, natychmiast namierzyliby inne kolonie.
- Kto wie, czy właśnie nie kierują się do nas!
- Tak się boisz, jakby ci mięli łepetynę urżnąć. Uspokój się, jeszcze ich tu nie ma!
- Nie boję się, tylko przejmuję Bez-procesorze! Coś, co ty mógłbyś wreszcie zrobić.
Patrzyłam na nich bez wyrazu, słuchając tego narastającego hałasu ze zmęczeniem. Sama nie wiem co robić... Potarłam lekko skroń, starając się skupić. Ja... ja nie chcę dłużej uciekać i bać się. Już raz zostawiliśmy nasz dom i skończyło się to jego kompletnym zniszczeniem. Tym razem mamy dość sił... mamy za sobą predacony, animbalboty, tysiące uratowanych z wojny. Przymknęłam optyki, zamyślając się głęboko. A ty co o tym myślisz?
Ja? - brzmiała na lekko zaskoczoną - Pytasz mnie o zdanie?
Nie, ja. Oczywiście, że ty.
Twoja żałosna Wysepka nie ma z nimi w obecnej formie szans. Tylko szaleniec decydowałby się na walkę. - łatwo powróciła do opryskliwego, ponurego tonu - Ale... jeśli nie zmarnujecie tego czasu, to możliwe, że jednak sobie poradzicie. Zwłaszcza tyczy się to ciebie Angelbotko.
Tak... wspominałaś już nie raz. Martwię się tylko o flotę... jak dużą mogą mieć?
Musisz się przygotować na najgorszy scenariusz. Najlepiej zacząć budowę od zaraz.
Masz rację... Coś już trzeba zacząć robić, nasz czas jest niesamowicie cenny. Otworzyłam optyki i uniosłam rękę, uciszając kłótnię gestem. Zajęło to chwilę, ale w końcu uciszyli się, patrząc na mnie badawczo.
- Będziemy walczyć. - oznajmiłam mocnym, pewnym głosem - To jest nasz dom, nasza planeta i nie pozwolimy się z niej znów wygnać.
- Ale...
- Pani, czy mamy w ogóle jakieś szanse przeciw nim...?
- Jeśli ktoś tu powinien się bać, to oni nas, a nie my ich! Na Starym Cybertronie przez lata przewyższali nas liczebnie i nie zdołali zgasić. - popatrzyłam po nich władczo, strzepując skrzydłami - To my jesteśmy osławioną "Bandą Bestii"! To przed nami trzęsło się ze strachu pół Cybertronu, a drugie pół patrzyło z nadzieją. Jesteśmy silni, precyzyjni, niezawodni, niczym dobrze naostrzone ostrze, władane pewną ręką. - błysnęłam optykami - Chcą zaatakować? Niech próbują! Damy im szkołę, jakiej nie zapomną do końca swych dni.
Udało mi się rozpalić w moich słuchaczach nadzieję. Niejeden unosił dumnie głowę i patrzył na mnie z psią wiernością w optykach. To jeszcze mało. Mają wątpliwości, trzeba je za wszelką cenę rozwiać.
- Jak więc zamierzamy się z nimi rozprawić?
- Naprawdę sądzisz pani, że mamy jakieś możliwości ataku?
- W tej grze mamy kilka przewag, o których tamci nie mają pojęcia, a które będą śrubami u ich grobowców. - machnęłam mocno ogonem, aż powietrze świsnęło - Przede wszystkim nie mają pojęcia, że wiemy i nadzieją się na nas, jak dogbot na watahę. Po wtóre dysponujemy wielkimi rezerwami energonu i zapasami przetworzonych surowców, gotowych do użycia w każdej chwili. Poza tym posiadamy wiele reliktów, które przysłał nam sam Wielki Archiwista. Oczywiście sam Alfa Trion jest naszą tajemną przewagą, którą możemy wykorzystać w odpowiedniej chwili. Mamy sprawnych budowniczych i zbrojmistrzów, którzy zdążą wykuć nam broń, ulepszenia i skopiować niektóre z reliktów! Tchnę w nie odrobinę mojej mocy, tak jak przy Żniwiarzach Energonu i będą równie dobre co oryginał.
- A co z siłą bojową?
- To nasza najpotężniejsza broń. - zmusiłam się do uśmiechu przed obecnymi - Przez eony gromadziliśmy wokół siebie potrzebujących, a później zbiegów wojennych i rannych. Każdy z nich wie jak walczyć, w końcu wszyscy obowiązkowo przynajmniej raz na cykl gwiezdny odbywają trening. Wszyscy przydadzą się w walce, nawet ci najdrobniejsi.
- Ale co z Iskierkami Pani? - Dash spojrzała na mnie czujnie.
- Jaka będzie nasza strategia na przyjęcie uderzenia?
- Nie mamy jeszcze wszystkich odpowiedzi. Na kolejnym spotkaniu omówimy szczegóły. Tuszę, że generałowie wspomogą nas i przygotują własne propozycje obrony. Harmonia roześle wam mapy Ziemi i jej okolic, byście mogli nad tym pomyśleć. - gestykulowałam spokojnie rękoma - Jednakże dwie rzeczy trzeba zacząć natychmiast: niech inżynierowie zaczną już budować nam statki kosmiczne...
- Ależ... na zbudowanie jednego potrzeba wielu miesięcy!
- Nie zdążymy ukończyć nawet jednego!
- To szaleństwo, wymagać czegoś takiego... - rzekł ze zgrozą Blackblade.
- Spokój. - uniosłam rękę, patrząc na nich poważnie - Kilka miesięcy temu przysłano mi nowy projekt, niezbyt skomplikowanego, prostego myśliwca w kształcie grotu włóczni. Jeśli wszyscy połączymy siły i surowce, będziemy w stanie zbudować ich kilkaset nim nadejdą Primowie.
- Na pewno Królowo?
- Sami to ocenicie, gdy Harmonia roześle wam projekt. - błysnęłam optykami - Następną radę naznaczam za dwa dni wieczorem. I niech zbrojmistrzowie już składają podstawowe ulepszenia na blastery, tarcze i zbroję. Jeśli macie u siebie jakąś preferowaną przez wszystkich broń, możecie ją również zamówić.
- Oczywiście Wasza Wysokość.
- Jak sobie życzysz.
- Zakończmy już naradę. Następne spotkanie naznaczam za dwa ziemskie dni, o tej samej porze. - skinęłam im ręką na pożegnanie - Do zobaczenia.
- Do widzenia Pani...
Skłonili się, a po chwili hologramy zostały wyłączone. W kokpicie zostałam tylko ja, Dash, Blade i Shadow. Odwróciłam się do nich plecami, sięgając nareszcie po pudełko od Megatrona. Marzyłam by zapalić. Powoli ruszyłam do wyjścia, zapalając dymiarza i chowając z powrotem "papierośnicę". Zaciągnęłam się i wypuściłam kłąb dymu, zeskakując z rampy na ziemię. I co dalej? Trzeba będzie przekazać wieść na Wyspie, zagnać ich wszystkich do roboty, dopilnować budowy statków, zapewnić bezpieczeństwo ludziom... Jeszcze MECH nad nami wisi i decepticony! Jak ja mam to ogarnąć...? Przesunęłam ręką po hełmie, kuląc głowę w ramionach.
Wiesz, że jeśli ci się nie uda, to Primowie złapią was w kompletnym rozgrzebie i nic wam z tego nie wyjdzie?
Nie musisz mnie dobijać, naprawdę. Stanęłam przy statku, wpatrując się tępo w przestrzeń przed sobą. Ciepły energon wciąż spływał z ran. Bezwiednie położyłam dłoń na szyi i przesunęłam ją do ust, śladami Megatrona. Zacisnęłam usta na metalowej rurce.
- Ej Dżidżi nie łam się! - niespodziewanie Blackblade klepnął mnie w plecy, uśmiechając się pokrzepiająco.
Podskoczyłam na miejscu i odwróciłam się do nich, lekko zdezorientowana. No tak... zapomniałam o nich.
- Nie jesteś sama. - syrenbotka chciała położyć mi dłoń na ramieniu, ale uchyliłam się - Pomożemy ci ze wszystkim.
Boty popatrzyły po sobie, widząc moje uniki. Puściłam smużkę dymu przez usta i skinęłam głową, spuszczając wzrok. Chciałabym im powiedzieć, ale... nie przy Shadow. A już na pewno nie przy autobotach. Nie chcę by ktokolwiek inny widział...
- Wiem... Dziękuję. - powiedziałam cicho, zmuszając się do uniesienia kącików ust i udawania wesołości - Wam ufam najbardziej...
Odpowiedziały mi pokrzepiające uśmiechy i szczera radość w optykach.
- Będzie tak jak powiedziałaś! - zaśmiał się Blade - Zatrzęsiemy nimi tak, że swoje Primowe błyskotki pogubią.
- Nigdy więcej nie zagrożą nam. - delikatny, ciepły uśmiech zawitał na ustach Dash.
- Damy z siebie wszystko Mamo. - dorzuciła cicho, milcząca dotąd DarkShadow kiwając z przejęciem głową.
Odetchnęłam cicho i machnęłam lekko ogonem. Dobrze ich mieć przy sobie... Razem damy sobie z tym wszystkim radę. Uniosłam wyżej głowę i skinęłam ręką.
- Chodźmy do autobotów... - wypuściłam dużą chmurę dymu.
Zwróciłam głowę w stronę wyjścia z rozpadliny, w której schowaliśmy statek. Znajdowała się ona nieopodal bazy botów, z dala od ciekawskich oczu ludzi. Wezwałam Most do naszej pozycji, by nie narażać się na spostrzeżenie i wyciągnęłam ponownie pudełko "kominów".
- Blade, chcesz zapalić? - popatrzyłam na niego spokojnie - Na koszt Megatrona.
- Nadal gromadzimy trofea? - roześmiał się mech - Niby bym chciał, ale Dash mnie w nocy zabije.
- Śmierdzi po tym z ust. - skrzywiła się delikatnie botka.
- Jak uważacie... - schowałam znów pudełko i popatrzyłam na Shadow - Leć do Jetfire'a i każ mu przekazać wieści. I zostań u niego. Zasługujesz na odpoczynek.
- Tak jest Królowo! - skłoniła się, nieco rozjaśniona, po czym transformowała się w samolot i odleciała.
Tak... Ta botka bardzo tego teraz potrzebuje. A poza mną, to on umie najlepiej rozmawiać z cierpiącymi. Przymknęłam optyki, wydmuchując zgrabne kółeczko. Właśnie w tej chwili otworzył się przed nami portal. Bez chwili zwłoki ruszyłam w jego stronę, otwierając optyki. Tuż za mną szli moi przyjaciele. Dobrze mieć ich wsparcie. Z nimi czuję się bezpieczniej. Prawie tak samo, jak gdy parę eonów temu chadzaliśmy na spotkania z tymi bandytami.
Po chwili na końcu świetlistego tunelu dostrzegliśmy bazę autobotów. Grupka powitalna już się zebrała, jednak nie zwracałam na nich uwagi. Jak jest z Bee i Optimusem? Czy wciąż walczą o życie zwiadowcy? W drodze transformowałam skrzydła w parę drzwi i przekręciłam bransoletę, zmieniając lakier z czarnego na fioletowy na optykach botów.
- Jak ty to...? - wyrwało się Bulkheadowi. Reszta przyglądała mi się tylko z zaskoczeniem.
- O jaa!!! Jak to zrobiłaś?! - tak, Miko już czekała z miliardem pytań i okrzyków ekscytacji.
Zignorowałam nastolatkę i zaciągnęłam się z lubością, by po chwili wypuścić wielką chmurę, która zadziałała jak zasłona dymna. Przebiłam się przez nich, kierując się bezpośrednio do Kącika Medycznego i przyjrzałam się pracy medyków. Oboje zajmowali się teraz Bumblebee. Prime natomiast leżał nieprzytomnie z opatrzonym już bokiem. Westchnęłam cicho, puszczając chmurę bokiem. Rachet ich poskłada. To świetny lekarz. Już niedługo będą znów sprawni i zawalczą przeciw Lordowi... Przełknęłam energon, przesuwając dłonią aż do Komory Iskier. Wszyscy mu odpłacimy... Przymknęłam optyki, zaciskając lekko zęby za metalowej rurce. Moja wina, że tak to wygląda... Powinnam była dopilnować, że to moi się z nimi skontaktują.
Mam ci przypomnieć, że nie możesz się rozdwajać? Nie wszystko można przewidzieć czy dopilnować.
Tak, to prawda, ale... I tak czuję się winna. Westchnęłam bezgłośnie, odwracając zasmucony wzrok. Och... Rafael stał na platformie dla ludzi i wpatrywał się w Bumblebee tak, jakby miało mu pęknąć serce. Przyglądałam się mu chwilę w milczeniu. Biedny dzieciak.
- Nie powinieneś się martwić. - powiedziałam cicho - Zwiadowca jest silny, a Rachet poradzi sobie z jego ranami.
Chłopak spojrzał na mnie, nieco zmieszany. Zaraz podszedł do niego Jack, mierząc mnie nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Chodźmy Raf. - rzekł gorzko, odciągając małego na bok.
Wypuściłam powoli słodkawy dym przez usta i odwróciłam od nich wzrok. Znów zaczęłam przypatrywać się Optimusowi. Mimo wszystko nie miałam racji: mają pełne prawo mnie nienawidzić. W końcu obiecaliśmy im pomoc, a daliśmy im stoczyć się niżej niż kiedykolwiek. Zamrugałam szybko, wstrzymując łzy, wpatrując się w nieprzytomnego przyjaciela. Jeśli to prawda, co mówiono mi poprzednio i utracił wspomnienia... wolę nie wiedzieć czego nakładły mu do procesora decepticony.
- Ekhem... Królowo? - usłyszałam za plecami głos Seadash.
Powoli odwróciłam się do syrenbotki, lekko gryząc "komin" w ustach. Tuż przy niej stały wszystkie trzy autoboty, które brały udział w akcji. Patrzyłam na nich bez emocji, kryjąc smutek w głębi Iskry.
- My... chcieliśmy podziękować za pomoc. - mruknęła Arcee - Jesteśmy naprawdę wdzięczni, za to, co zrobiliście.
- Bez waszej pomocy nie udałoby się ich stamtąd wyciągnąć. - dorzucił Bulkhead.
- Nie moglibyśmy postąpić inaczej. - skłoniłam przed nimi głowę, kładąc dłoń na piersi - Dobrze się spisaliście, jak na taką akcję, nawet pomimo alarmu na koniec.
- Udało nam się przytrzeć hełmu wiadrogłowemu. - błysnął zębami Wheeljack, przyglądając mi się uważnie - Więc to ty podobno mnie wtedy wyciągnęłaś co?
Pokiwałam głową w milczeniu. Blackblade natomiast roześmiał się radośnie.
- Pakujesz się w kłopoty jak prawdziwy wrecker! - klepnął go w ramię - A i humor masz podobny.
- Skąd znasz nasz oddział? - zdziwił się Bulk.
- A bo to mało waszych napotkałem na drodze? - rozłożył ręce - Aż żałowałem, że do was nie dołączyłem. To mi dopiero towarzystwo!
- Znalazłeś kogoś? Kogo? - zainteresował się biały mech.
- A bo to jednego...!
Hah... dobrze, że się z nimi dogaduje. Pierwsza nić porozumienia, z wielu, jakie trzeba będzie zaciągnąć... Odsunęłam się dyskretnie od konwersacji i ponownie spojrzałam na mojego przyjaciela. Ile bym dała, byś był sprawny i mógł się nimi zająć. Brakuje mi pomocy, nawet z nimi na pokładzie... Przymknęłam optyki, wzdychając cicho i wypuszczając kolejną chmurę dymu. Wyjęłam wypalonego dymiarza z ust i zgniotłam w palcach.
Niespodziewanie poczułam, że ciepłe krople energonu zaczynają wpływać do mojej Komory Iskier. Wypuściłam cicho powietrze, czując jak mnie łaskoczą. Ręka ze zgniecionym "kominem" mimowolnie powędrowała do Komory Iskier, a umysł znów pokazał twarz Megatrona, jego kły ociekające moim paliwem i zniewalające spojrzenie. On... to było... piękne i straszne zarazem. Przełknęłam energon, przyciskając zaciśniętą pięść do piersi, a wolną dłoń do gardła. Owinęłam ogon wokół talii, ściskając ją mocno. To było złe... ale pragnęłam go, nienawidziłam tego, bolała mnie Iskra... potrzebowałam jego dotyku, kochałam...
- Królowo, wszystko w porządku? - Seadash lekko dotknęła mojej ręki, ale wyszarpnęłam ją nerwowo, otwierając wystraszone optyki.
Chwilę patrzyłam na nią w ciszy, zasłaniając się.
- Co? Ach tak... Tak... - odwróciłam wzrok. Muszę poprosić o opatrzenie ran na osobności... przy okazji mogę też rozmówić się z medykiem - Chciałabym porozmawiać z wami sam na sam.
Kątem optyki dostrzegłam, że Arcee odsuwa się w stronę mechów i coś im mówi, nie odrywając ode mnie wzroku. Po chwili tamci spojrzeli na mnie twardo, z tajoną obawą, a Blade z niepokojem. Natomiast jego żona przyjrzała mi się uważnie, ale pokiwała głową. Stanęłyśmy przy botach.
- Moglibyście wskazać nam jakikolwiek pusty pokój? Mamy ważną sprawę do omówienia. - rzuciła chłodno Dash.
Błękitna Femme zmrużyła optyki, ale skinęła głową i ruszyła ciemnym korytarzem wgłąb bazy.
- Blade, poproś za nami doktorów, jak skończą. - rzuciłam jeszcze do smukłego mecha.
- Jasne! - popatrzył za nami nieco zmartwiony.
Jedyna autobotka w bazie pokazała nam dość blisko położone pomieszczenie, najwyraźniej jakiś skład ludzkich i autobockich rupieci. Nie zwracając na to uwagi, weszłam do środka i usiadłam na leżącym w kącie złomie. Syrenbotka stanęła przede mną z założonymi rękoma. W milczeniu czekałyśmy, aż przybędą inni.
Popełniasz błąd.
Jaki? Uniosłam lekko łuk optyczny.
Jeśli Rachet tu przyjdzie i zobaczy te ugryzienia, to powie innym. A wiesz dobrze, że pierwsze co im przyjdzie do głowy to to, że się sprzedałaś.
Nie zrobi tego. Obowiązuje go tajemnica lekarska, poza tym wysłucha całej historii i mi uwierzy.
Jesteś naiwna. Oczywiście, że opowie pozostałym co widział.
Westchnęłam cichutko. Na pewno nie. Skoro był przyjacielem Optimusa i prawdopodobnie jego powiernikiem, to musiał sobie na to zasłużyć. Ja również mogę mu ufać.
Lepiej dla wszystkich będzie, jeśli zachowasz swoją słabość dla siebie. Słaby przywódca, to słabi żołnierze.
Nie mam zamiaru kryć moich obciążeń przed nimi. Zacisnęłam ręce na swoich bokach i opasałam się ogonem. Ufamy sobie, troszczymy się o siebie i pomagamy jak możemy.
Wciąż mówisz o nich jak o rodzinie, bo niby tak długo ich znasz i okazywali ci tę "miłość". - mruknęła, zniesmaczona - Nie przyszło ci nigdy do głowy, że oni tak samo jak Megatron pragną tylko twojej mocy?
Na chwilę mnie zatkało. Zamrugałam kilkakrotnie, zaskoczona, lecz po chwili zmarszczyłam łuki optyczne. Oni nigdy by mi tego nie zrobili. Eony spędziliśmy na wspólnym życiu, walce, rozpaczy, radości i...
Nie inaczej z Lordem. Nigdy nie myślałaś, że oni wszyscy trzymają się ciebie tylko dlatego, że masz moc i jesteś stroną zwycięską? A co jeśli to jedyne na czym im przez cały czas zależało?
Zmrużyłam optyki, zaciskając pięści tak, że metal na biodrach zatrzeszczał. Nie wiem jaki jest twój cel w oczernianiu mojego otoczenia, ale wierz mi, Primowie też kiedyś chcieli pójść tą drogą.
I tylko dlatego odrzucasz moje ostrzeżenie?
Prychnęłam cicho, zaciskając zęby. Odrzucam kłamstwo. I nie próbuj oszukiwać, że się troszczysz. Wiem, iż obchodzi cię tylko twoje przetrwanie. Następnym więc zachowaj swoje wywody dla siebie żmijo.
Jeszcze zobaczymy kto miał rację.
- Angel co się dzieje? - spytała nagle Femme.
Uniosłam wzrok i odetchnęłam cicho. Puściłam pognieciony płaszcz i położyłam dłonie na kolanach Nie ważne czy gniew, czy strach, muszę to trzymać pod kontrolą. Moje emocje są moje, ale nie są mną.
- To nic, naprawdę. Ja tylko...
Na szczęście akurat drzwi się otworzyły i weszli medycy razem z Blackblade'em. Mech stanął obok żony, przyglądając mi się ciekawie, małżeństwo natomiast zachowywało beznamiętne wyrazy twarzy.
- Wyglądasz dość... blado Królowo. - mruknął po chwili pomarańczowy bot.
- I blado się czuję. - skrzywiłam się, usiłując się uśmiechnąć.
- Gdzie tym razem dostałaś? - Blue wyglądała na zmęczoną, ale i zasmuconą. Podeszła do mnie spokojnie.
Iskra się kraje, gdy ją taką widzę... ale rozumiem ją. Mam tylko nadzieję, że w końcu mi wybaczą. Botka sięgnęła do zapięć płaszcza, ale złapałam ją za ręce i odsunęłam. Już otwierała usta, by mnie zbesztać, ale widząc moje proszące spojrzenie, nic nie powiedziała. Sama zaczęłam powoli rozpinać płaszcz drżącymi dłońmi, nie patrząc na obecnych, którzy obserwowali uważnie każdy mój ruch. W połowie zatrzymałam się, patrząc po otoczeniu. Mimowolny wstyd, zażenowanie i uczucie upokorzenia lekko zarumieniły moje płaty policzkowe.
Może to jednak nie był najlepszy pomysł?
Wypuściłam powoli powietrze. Nawet nie próbuj. Wróciłam do rozpinania metalowego ubrania, odwiązałam ogon z bioder i wreszcie rozchyliłam poły. Westchnienie zaskoczenia rozległo się w ciszy. Opuściłam bezsilnie ręce, przypatrując się swojej podrapanej i pogryzionej klatce piersiowej. Czułam wręcz jak z chwili na chwilę gęstnieje atmosfera wokół.
- Z początku poszło dobrze. Lord dał się złapać na przynętę i oddalił Soundwave'a. Shadow zrobiła wszystko, by nikt nas nie wykrył. - zaczęłam mówić, przymykając wilgotne optyki - Ale... powiedzmy, że straciłam kontrolę nad sytuacją. Nie mogłam go powstrzymać.
- Czy on...? - urwane, pełne zgrozy pytanie zawisło w powietrzu. Blue zaczęła łączyć delikatnie kable i tamować wycieki.
- Nie sądziłam, że zrobi coś wbrew mojej woli. - zakryłam optyki ręką, zagryzając wargę - Znaliśmy się od Iskrzenia, od chwili gdy poznał się po raz pierwszy z Orionem. Przetrwaliśmy razem tyle burz... epidemię rdzawicy, łapanki, nawet moment gdy Destroyer sprzedał go jako niewolnika i chwilę gdy wzięto go na gladiatora. Szmat czasu... Nie miałam powodów, by wątpić, gdy mówił, że zgasiłam przypadkiem Prima, że zostawi boty w spokoju, że nigdy nie zdradzi, że... kocha... - wróciło znajome pieczenie rozbitej Iskry, które zmusiło mnie do urwania na chwilę wywodu. Po chwili przełknęłam energon i otworzyłam optyki, patrząc na uczestników akcji - Gdybyście nie uwolnili więźniów na czas...
Osłupienie królowało na twarzach obecnych, lecz także i zimna furia wśród moich przyjaciół. Nie byłam jedynie pewna Bluespark, gdyż ona skupiona była na łataniu ran. Przynajmniej wiem, że mi wierzą... Tymczasem Rachet wyrwał się z lekkiego szoku, a na jego obliczu zagościła podejrzliwość.
- Byłaś gotowa połączyć się z Megatronem, by odzyskać więźniów?
- Jeśli pytasz, czy chciałam się sprzedać za wszą wolność, to nie. Miałam tylko odwrócić jego uwagę... - zakryłam pół twarzy ręką - Ale nie sądziłam, że sprawy zajdą tak daleko.
Blue właśnie skończyła łatać moje kable i uścisnęła moją dłoń w geście dodania otuchy. Jej mąż wyglądał na nieco zdenerwowanego, ale chyba mi uwierzył... Uniosłam kącik ust w krzywym uśmiechu. A więc jedno z głowy... Teraz jeszcze druga sprawa. Powoli podniosłam się z miejsca.
- Rachet... - odchrząknęłam nieco niezręcznie - Chciałam się z tobą rozmówić na temat autobotów.
- To znaczy? - zmrużył lekko optyki
- Wiem, że nie ufacie mi, ze względu na złamanie ustaleń umowy, którą moi zastępcy zawarli, chcę jednak jeszcze raz zaznaczyć, że nie było to celowe. Atak wroga zmusił mnie do odsunięcia się od Ziemi, a więc i was. - położyłam rękę na Komorze Iskier
- Wojna wymaga poświęceń. - stary bot westchnął ciężko, ale pokiwał głową w zrozumieniu.
- Rozumiemy. - mruknęła Blue, stając obok męża.
- Chciałbym również zwrócić twoją uwagę na fakt, iż niejednokrotnie wspomogłam, bezpośrednio lub pośrednio waszą sprawę. Nie życzę wam źle. - ciągnęłam dalej, szykując grunt pod sprawę - Ponadto słyszałam, że Optimus stracił pamięć i nie jest w stanie wam przewodzić, a potrzebujecie pomocy.
- Do czego zmierzasz?
- Chciałam zaproponować, bym tymczasowo przejęła obowiązki lidera. Przynajmniej do czasu, gdy wymyślimy sposób, by zwrócić mu wspomnienia, lub przystosować to tej roli.
- Słucham?! - medyk patrzył na mnie w lekkim szoku.
- Królowo, ależ... - pokazałam gestem, by wstrzymali się z protestami.
- Optimus był moim przyjacielem. Gdyby mógł, na pewno poprosiłby, abym się wami zaopiekowała. - złączyłam ręce razem przed sobą, patrząc na niego wyczekująco - Chcę was wesprzeć w walce. Jednak wy musicie zdecydować, czy tego chcecie.
- Sam nie mogę wybrać. - bąknął zmieszany mech - To sprawa dotycząca nas wszystkich...
- Oczywiście. Idź i powtórz im moja propozycję doktorze. - skinęłam głową, odprawiając go gestem - Możecie mnie spokojnie odrzucić, a wtedy odejdę w cień, lecz zadajcie sobie pytanie: czy dacie sobie radę na własną rękę?
Małżonkowie popatrzyli po sobie, ale po chwili, nieco skonsternowani, ukłonili się i wyszli z pomieszczenia. Zapadła cisza na parę sekund, lecz wreszcie odezwał się Blackblade:
- Coś ty znowu wymyśliła Angel?! - zmarszczył się - Teraz jesteś nam potrzebna bardziej niż kiedykolwiek wcześniej!
- Blade...
- Owszem, kochamy cię za tę twoją dobrą Iskrę, ale bez przesady! Niech radzą sobie sami!
- Sam wiesz, że drużyna się rozbiła, a oni omal nie zgaśli. - odparłam łagodnie - Poza tym jestem im to winna.
- No ale nie możesz nas zostawić!
- Nie zostawię. - położyłam dłoń na jego ramieniu - Zaufaj mi, będzie dobrze.
- Jak masz zamiar to spiąć? - spytała ze stoickim spokojem Seadash.
- Nie jestem tak niezbędna, jak wam się wydaje. Nie trzeba was poganiać, ani tłumaczyć co robić, bo każdy z was zna fach i nie będzie się obijał. Już raz wszyscy musieliśmy budować statki, Vechicony pracowały na Nemezis i znają strukturę...
- Ale to co innego!
- Nie tak bardzo. Poza tym planuję połączyć obie prace. Będę mieszkała i pomagała botom tutaj, ale jednocześnie mogę odbierać od was rano i wieczorem połączenia. - tłumaczyłam, machając lekko ogonem - Raporty mogę czytać wszędzie, w razie sytuacji wyjątkowej możecie zawsze do mnie zadzwonić.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz?
- Przepracujesz się przecież. - burknął nieprzekonany Blade.
- Nie będzie źle, obiecuję wam. W razie czego mam tu przecież Blue. - uśmiechnęłam się krzywo.
- I bandę nieufnych blaszaków. - burknął mech.
- Blackblade! - napomniała go żona, patrząc na niego z niesmakiem.
- Oj tam... zły jestem. Najpierw ten przeklęty Unicron rozłamał ci Iskrę, potem ta wojna u bestii, w końcu przerdzewiały olejarz oszukuje, dogaduje się z Primami i próbuje cię zgwałcić, a teraz znowu odchodzisz do tych niewdzięcznych blaszek. - wyrzucił z siebie, zgrzytając zębami.
- Mam tu medyków, prawdopodobnie Bumblebee, a z nieprzychylnie nastawionych Bulkhead'a z Arcee. - wyliczyłam ze spokojem, machając ogonem - Nie martw się, umiem sobie radzić z takimi.
Bot patrzył na mnie dłuższą chwilę, niezdecydowany, lecz wreszcie wypuścił powoli powietrze z wentylatorów i pokiwał głową.
- No dobrze... ale uważaj na siebie. Nie ufam im. - mruknął niechętnie.
- A zdawało mi się, że dogadujesz się z białym wreckerem. - uśmiechnęła się nieznacznie Dash.
- Wydaje się być w porządku...
- Jest podobny do ciebie. - usiadłam ponownie na kupie złomu, wpatrując się w bota.
- Do mnie?
- Do szalonego bota, który tamtej pamiętnej nocy postanowił przyłączyć się do mnie i aby to uczcić, wysadził ulubioną rezydencję poprzedniego szefa. - rzekłam z delikatnym rozbawieniem.
- On aż tak szalony nie jest! - stwierdził ze śmiechem mech.
- Tak tak, bo ty jesteś zwariowany w jedyny w swoim rodzaju sposób. - potwierdziła jego żona.
- Nie ma wątpliwości. Ale myślę, że warto by było zachęcić naszego samotnego wilkobota, by został... - spojrzałam wymownie na przyjaciela.
- Mam przeprowadzić z nim rozmowę? Ja? - zdziwił się.
- Masz najlepsze szanse na przyciągnięcie go. - pokiwałam głową - Ewidentnie cię lubi.
- Jak uważasz Dżidżi. Możemy sprawdzić twoją teorię.
Skinęłam głową, spoglądając na nich z zadowoleniem i odetchnęłam cicho. Mogę sobie pozwolić na takie decyzje tylko dlatego, że mam ich ze sobą. Oni mogą przejąć dowodzenie, w razie niespodziewanej sytuacji i nie zawiodę się na ich osądzie. Z delikatnym rozbawieniem przyglądałam się, jak boty przede mną przytulają się i czule całują. Dobrze, że znów mają przy sobie swoje szczęście. Wsparłam głowę na dłoni, wzdychając w Iskrze.
Nagle drzwi ponownie się otworzyły i ukazał się w nich znów Rachet. Odchrząknął nieznacznie, skupiając na sobie uwagę również moich przyjaciół.
- Zdecydowaliśmy się przyjąć waszą pomoc.
* * *
- A więc do zobaczenia rano Ogoniasta! - zaskrzeczał Bustfire, wylatując przez portal.
Pomachałam mu delikatnie, po czym wyłączyłam Most, wypuszczając po cichu powietrze. Stalowy sokół doniósł mi mój prywatny detpad i kilka drobiazgów o które poprosiłam, a także przyprowadził mi syna, który, zmęczony długim dniem nauki latania, leżał na mojej dłoni i ziewał, rozglądając się po nowym miejscu.Szczęściem ludzkie dzieci już dawno pojechały do domów, a pozostałe boty rozeszły się do pokojów. Wheeljack odjechał poznawać Ziemię, moi przyjaciele wrócili na Wyspę... Pozostała tylko Blue z Rachetem, którzy doglądali rannych. Spojrzałam poważnie w ich stronę. Oboje są wręcz wyczerpani, ale znam dobrze ten typ. Nie spoczną, póki nie skończą. Tak jak ich lider...
Przytuliłam czule małego, ruszając w stronę kącika medycznego. To będzie nasz dom skarbie... przynajmniej na dłuższą chwilę. Najbliższe tygodnie nie będą łatwe dla nas obojga malutki, ale na pewno nie pozwolę ci odczuć, że jesteś sam. Jakoś sobie poradzimy. Moontear ziewnął przeciągle i przywarł do mojej podrapanej Komory Iskier, zasypiając powoli. Pogłaskałam go po plecach i spojrzałam na medyków. Blue szykowała sobie miejsce między kojami, a Rachet sprawdzał jeszcze odczyty rannych, mamrocząc coś pod nosem o upartych botkach. Oho... pokłócili się jak nic.
- Jak się czują?
- Ich stan jest stabilny. - powiedziała spokojnie Femme - Ale zostanę tu na wszelki wypadek.
- Wyglądasz jakbyś miała zaraz zasnąć. - burknął jej partner - Mówiłem, że mogę ich pilnować, żebyś mogła się wyspać.
- Sam wpadniesz w stan uśpienia, jak zaraz nie pójdziesz odpocząć! - fuknęła gniewnie.
- Oboje jesteście ledwie żywi ze zmęczenia. - wmieszałam się w sprzeczkę, kołysząc delikatnie predacona - Należy wam się odpoczynek po tak ciężkim dniu. Ja mogę z nimi zostać.
Spojrzeli na mnie, zaskoczeni. Ja natomiast zasiadłam spokojnie pod ścianą, przy której za walki z Unicronem przeżyłam załamanie nerwowe. To dobre miejsce na teraz... Machnęłam leniwie ogonem, odkładając na bok pudełko z drobiazgami.
- Ależ...!
- To naprawdę nic takiego. - skinęłam im ręką, masując grzbiet zasypiającej Iskierki - W razie czego będę wiedziała co robić.
- Królowo, jesteś tak samo zmęczona jak my i...!
- Ciii... - przyłożyłam palec do ust, pokazując na mojego synka - Nie tylko wy jesteście śpiący. No idźcie już, bo rano nie wstaniecie.
Rachet próbował jeszcze się awanturować, ale botka złapała go za ramię i odciągnęła w stronę kwater. Najwyraźniej zmęczenie brało górę.
- Zmienimy cię za trzy godziny. - oznajmiła rozkazująco -Dobranoc.
- Dobranoc. - uniosłam delikatnie kącik ust.
Jednak tak szybko jak znikli w ciemności korytarza, znikł również mój uśmiech. Odwróciłam głowę, kołysząc delikatnie Moona, by szybciej usnął. Oparłam bezsilnie głowę o ścianę za sobą.
Gdzież się podział twój optymizm?
- Idź sobie...
Nie pamiętasz, że jestem twoją częścią? - cmoknęła z dezaprobatą.
- Przestaniesz kiedyś mnie denerwować?
Pogłaskałam delikatnie małego, wsłuchując się w ciszę i machając leniwie ogonem.
Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
Zignorowałam jej komentarz, wpatrując się w koje rannych. Twarz Bee była skrzywiona bólem i strachem, natomiast oblicze Optimusa nosiło piętno rezygnacji i smutku. Mam tylko nadzieję, że rany ich nie bolą. Po chwili usłyszałam cichą, stałą pracę wentylatorów mojego smoka. Podniosłam ostrożnie Moon'a, po czym podniosłam się, siadając na piętach i ułożyłam go na złączonych kolanach, głaszcząc czule po grzbiecie. Śpij malutki śpij... ja będę czuwać. Westchnęłam cicho. I tak dziś nie zasnę, nie ma nawet takiej możliwości.
Czyżbyś bała się koszmarów Angelbotko?
Nie odpowiedziałam nic, przymykając powieki. Znów ujrzałam uśmiechającego się mrocznie Lorda, wgryzającego się w moje kable. Niemal natychmiast otworzyłam optyki i otarłam łzy. No już... nie wariuj Angel. Musisz się skupić.
To akurat prawda, jeśli masz zamiar, jak sądzę, trenować dalej.
Tak. Muszę popracować nad wejściem i wyjściem z umysłu... i lepszą czujnością na bodźce zewnętrzne, gdy już jestem w środku.
Pochwaliłabym cię za doskonałe przewidywanie, gdyby nie było to oczywiste. Poza tym, znając twoje umiejętności, nie zdołasz opanować tego w jedną noc, chociaż jest to podstawowa umiejętność.
Westchnęłam cicho i przymknęłam optyki, przełykając negatywne emocje. Mamy mniej czasu, trzeba się sposobić. Nawet jeśli nie czuję się na siłach do pracy. Miecz musi pozostać ostry, a tarcza odporna, nie ważne co się stanie...
Hej hej :)
Kolejna część. W następnej będzie już spokojniej, ale również obiecuję pokazać należycie kolejną akcję :)
Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani
~Angel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top