Bitwa o pas planetoid

- Breakdown...? - poturbowany medyk wytrzeszczył optyki, siadając na koi medycznej- Ty żyjesz...?!

- Cześć Wisienko. - con potarł kark z zakłopotaniem.

Baza botów rozbrzmiewała cichym, nerwowym szmerem rozmów. Obecni wciąż jeszcze przeżywali akcję ratunkową, omawiając ją i następujące po niej wydarzenia. Boty były tym tak zaaferowane, że dopiero po pewnym czasie zaczęły wypytywać Bliźniaki o to, jak znalazły się na ziemi. Szczęściem nikt nie ośmielił się zakwestionować obecności conów, nie po groźbie wyspiarzy. Tylko sześcioro botów było poza grupą: medycy, zajmujący się rannymi, Orion z Break'iem, w cichy obserwujący operacje, Wheeljack, przeżuwający z boku kazanie, jakie wyprawiła mu Femme o nieautoryzowanym użyciu granatu i Speeddeath, zdająca w ustronnym miejscu relację z misji.

Przyjaciele patrzyli na siebie jeszcze chwilę, nim większy z nich podszedł do koi i ostrożnie uściskał rannego. Ściągnęli na siebie ciekawe spojrzenie milczącego Oriona oraz krótkie zerknięcia od medyków.

- Przecież... Dreadwing powiedział, że zgasłeś.... - wyszeptał czerwony mech, oddając uścisk - Arachnid przecież nie zostawia śladów...

- Nie tak łatwo mnie wykończyć. - wyszczerzył się lekko, nie dostrzegając czujnego spojrzenia Arcee.

- Znów osłaniała ci zderzak? - zażartował, ocierając ukradkiem łzy ulgi.

Z kilku stron rozległy się rozbawione chrząknięcia, jednak cony je zignorowały.

- Potem ci opowiem. - skrzywił się na wspomnienie ataku Oldblood'a - Ale powiedz lepiej jak było na Nemezis? I o co chodzi z Krzykaczem?

- Niewiele się zmieniło, poza tym, że straciłem mojego specjalistę od polerowania lakieru. - skrzywił się pociesznie - A Starscream niestety wrócił na stanowisko pierwszego oficera... Ludzie nazywają to chyba syndromem sztokholmskim. - wyszczerzył lekko zęby - Ale nie uwierzysz: nareszcie nabrał godności osobistej! Wreszcie można brać go na poważnie.

- Mnie tam to nie dziwi. Pół roku pod komendą Królowej i z takiego tchórza zrobiłoby wojownika. - wzruszył ramionami.

- Że co? Ona wytrenowała komandora?! - Miko wytrzeszczyła oczy. Rachet aż podniósł głowę znad operacji - Ale jak to? Dlaczego?

- To tłumaczy czemu zmienił się aż tak... - wymamrotał Bulkhead.

- Współpracowała z tym przerdzewiałym złomem?! - oburzył się biały Wrecker.

- Chwileczkę, nie znamy jeszcze całej historii... - próbowała, zaskakująco, uspokoić obecnych Arcee, jednak jej wysiłki przerwał całkiem niespodziewany okrzyk zdumienia.

- Z rozbitą Iskrą wzięła się za tresowanie "Louboutina"? - pokręcił głową - Ja na jej miejscu już dawno zasztyletowałbym go jego własnymi obcasami.

W ciszy, jaka zapadła, można było usłyszeć ciężkie bicie Iskier i serc zgromadzonych. Ciche mruczenie śpiącego nieco nerwowo Moona wyrwało obecnych z transu.

- Rozbitą? - głos Sunstrikera był niebezpiecznie cichy.

- Co to znaczy? - spytał nieśmiało Rafael.

- Jest ranna?! - pisnął Bee.

Orion wbił w czerwonego cona spojrzenie pełne niedowierzania. Rozbitą? Dosłownie rozbitą?!

- Skąd znasz jej stan? - zmarszczyła się zaniepokojona Bluespark.

- Operowałem ją po zabawie z Unicronem. - odparł szybko Knockout, przyglądając się towarzystwu. Autoboty, poza Wheeljackiem, pobladły znacznie. A więc jednak zapłaciła swoją cenę za walkę z tym potworem... - Wnioskuję więc, że nikomu się nie pochwaliła na ile kawałków roztrzaskała się Iskra?

- To aż tak? - przestraszył się trochę Breakdown.

- Odkryliśmy pęknięcia kilka tygodni temu. - warknął sfrustrowany Rachet - A wszystko przez podobny wypadek jak dziś.

- Wtedy przekonywała mnie, że się jej poprawi. - wspomniała Blue.

- Momencik, chcecie powiedzieć, że ona celowo ukrywała ciężką ranę przed wami wszystkimi? - zdziwił się Jack - Czemu?

- Wiadomość o rannym przywódcy obniża morale podwładnych. - rzekł cicho Orion, spoglądając ze smutkiem, ale i zawodem na Femme - Poza tym ona nie dzieli się swoimi kłopotami.

- Ile wtedy przewidywałeś...? - spytał cicho Sideswipe.

- Około ludzkiego roku. - zabrzmiało dość grobowo, aż obecni się wzdrygnęli.

- Ale poprawiło się jej. - zaznaczył szybko pomarańczowy medyk - Pęknięcia scaliły się w pewnej części.

- Och...

- Dlatego została z tyłu. - pojął nagle Wheeljack, czując palący rumieniec wstydu i zdenerwowania - Poszła z nami w tym stanie... mogła narazić nasza misję!

- Nie zawiodła autobotów przy żadnej. - wmieszał się spokojnie, acz poważnie Orion - Chodziła zawsze tam, gdzie jej potrzebowali i robiła wszystko, czego od niej żądano.

Boty poruszyły się niezręcznie, patrząc po sobie z zażenowaniem. Jakże głupio brzmiały teraz ich pretensje i nieufne komentarze co do Królowej...

- Wiedza o jej stanie nie może opuścić tej bazy. - rzekł nagle Sunstriker.

- Co? Dlaczego?

- Sunny, co ty mówisz? - szturchnął go lekko Sideswipe.

- Trwa wojna. Nie możemy obniżać morale naszych braci, ujawniając, że ich Pani jest ciężko ranna. - rzucił bratu ponure spojrzenie.

- Nikt nie może wiedzieć. - zgodził się cicho Orion.

Znów zapadła brzemienna cisza, w której nikt nie ośmielił się zabrać głosu. Wszyscy zajęci byli swoimi, niezbyt wesołymi myślami.

- "Louboutina"?

- ... nasi zwiadowcy potwierdzili, iż nadlatujący statek jest identyczny jak ten, który zaatakował planetę bestii. Zapewne jest to straż przednia głównych sił Primów, a więc nasza próba generalna przed właściwą walką. - opowiedziałam spokojnie, patrząc w holograficzny ekran - Obronę przed nimi poruczam generałowi Skywrapowi.

- Dziękuję pani. - skinął głową i rozłożył holograficzną mapę układu słonecznego - Obronę oprzemy o pas planetoid, skąd będziemy wypuszczać wszystkie nasze ataki...

Zaciągnęłam się mocniej dymem z "komina", przyglądając się tajnej naradzie wojennej. Video-konferencję ze wszystkimi przywódcami szyfrowała na bieżąco Harmonia, aby tylko utrzymać najgłębszą tajemnicę. Szczęściem dla mnie wszystko odbywało się bardzo późno w nocy, a więc Hala Główna autobotów była pusta. Generał prezentował właśnie swój gotowy plan odparcia wroga. To był zaledwie jeden z wielu wariantów, jakie przygotował mój sztab na przestrzeni lat, jednak należało go jeszcze nieco zmodyfikować do obecnych warunków.

Nagłe, bolesne ukłucie w Iskrze przerwało moje rozmyślania. Zacisnęłam mocniej zęby na rurce, machinalnie kładąc dłoń na piersi. Cholera... Od akcji ratunkowej się to nasila...

Ostrzegałam cię, że wykorzystywanie energii będzie miało swoją cenę. 

Westchnęłam w Iskrze, masując delikatnie osłonę Komory Iskier. Mówiłaś sama, że powinnam rozwijać te umiejętności równocześnie, tymczasem potrafię więcej zrobić magią cienia niż światła.

Po pierwsze, to się tak nie nazywa. Po drugie, rozwijasz się w swoim umyśle.

Zmarszczyłam się lekko, zakładając dłonie na piersi. To jak ćwiczenie teorii! Powinnam popracować teraz nad praktyką. Westchnęłam w Iskrze, wbijając wzrok w poruszające się kropki.

Setki razy mówiłam, że twoja Iskra tego nie zniesie. Na tym polega ćwiczenie w umyśle, ruchy bez użycia faktycznej siły! Inaczej nie jesteś w stanie. A poza tym: czemu to nie ty prowadzisz tę naradę? Czemu nie ty dowodzisz obroną?

Żartujesz sobie chyba. Przecież ja nie mam doświadczenia w prowadzeniu tak wielkich bitew. Poza tym, w tym stanie nie jestem do tego zdolna. I nie odwracaj Scrapleta odwłokiem. Kiedy leczyłam Oriona nie było tak źle.

I zemdlałaś. Ale co zrobisz w tej sytuacji, gdy trzeba będzie szukać Vectora Sigmy? 

To zupełnie co innego. Zacisnęłam ogon na biodrach, puszczając drobne chmurki z końca "komina". Nie gadaj tyle, tylko się sprężaj. Masz to łącze czy nie? 

Nie doceniasz mnie. Oczywiście, że je mam.

Kątem optyki dostrzegłam gwałtowny ruch za pojemnikami z amunicją. Cień zawrzał niczym wrząca smoła i zaczął się formować. Nie minęło kilka chwil, a w powietrzu zaczęła się unosić czarna postać z błyszczącymi szaro optykami. Z jej głowy i pleców wystawały dwie pary zakrzywionych rogów, przypominające nieco te, które posiadał Unicron. Podpłynęła do mnie i rzuciła na pudła długi, pasiasty kabel z misternymi wejściami.

- Dalej nie pojmuję po co to. - zasyczała zjawa, przelatując nade mną.

Powstrzymałam się od odpowiedzi. Zamiast tego znów pociągnęłam z odpowiednika ludzkiego papierosa i wypuściłam dym z westchnieniem. Wzrok utkwiłam w mapie. Ile mi zostało? Trzy tygodnie? Dwa? Nie zdążę spisać swojego życia ani wiedzy. Wątpię nawet czy uda się to wszystko nagrać podczas jednej sesji. Zdecydowanie muszę poświęcić na to wszystko kilka najbliższych nocy.

- Nie mogłabyś zacząć już?

Skończymy zapewne przed świtem, nie zdążę nawet zacząć. Westchnęłam mentalnie. Ale tak czy tak muszę to nagrać. Dla Oriona... Moona... przyjaciół, poddanych... jestem im winna wyjaśnienie. Lekko potrząsnęłam głową, odrzucając myśli i skupiając się znów na bladych kropkach, symbolizujących ruchy sił podczas bitwy.

- Dalej sądzę, że to strata czasu.

Uśmiechnęłam się smutno. A ja dalej wierzę w przyszłość.

*     *     *

- Już czas.

Wypuściłam powoli powietrze z wentylatorów, wstrzykując pierwszą dawkę Złotego Energonu. Po chwili przeładowałam i wprowadziłam w przewody drugą. Delikatnie pieczące uczucie rozpłynęło się po moich przewodach, by po paru sekundach rozpalić bólem Iskrę. Stęknęłam cicho, zginając się w pół. Moontear pisnął i przytulił mnie, wyraźnie zdenerwowany moim stanem. Rozgorzałe serce przyśpieszyło bicie, rozprowadzając substancję po ciele i szybko rozpalając wyryte na nim znaki. Szlag... Najpewniej będę jeszcze tak świecić, a nie zdążyłam naprawić płaszcza... Zgrzytnęłam zębami, jednak zmusiłam się do wyprostowania pleców. Pogłaskałam uspokajająco młodego smoka i pocałowałam go delikatnie w czoło. Trudno. 

- Już czas... - obejrzałam się na Ciemność, która skryła się w moim cieniu przed blaskiem

Jesteś gotowa?

- Nie. - popatrzyłam na drzwi pokoju, wstając - Zróbmy to.

- Mamo, kto to był? - odsunął się, nieco przestraszony - Ten cień jest straszny!

- Nie martw się skarbie, już jej nie zobaczysz. A nawet jeśli, to nic ci nie zrobi, bo ja zawszę cię obronię. Nikt nie tknie mojego Słoneczka. - uśmiechnęłam się uspokajająco, przeklinając w głowie własną głupotę. Za bardzo się do niej przyzwyczaiłam! Wyciągnęłam rękę do Iskierki - Musimy już iść. Czekają na nas.

Moontear spojrzał na mnie, wahając się wyraźnie. Szybko jednak przyjął moją dłoń, ściskając ją mocno. A więc jeszcze mi ufa. Odetchnęłam cicho i ruszyliśmy w stronę Hali Głównej. Nie pojawiaj się już w zasięgu jego wzroku.

Rozkazujesz mi?

Tak. Masz z tym jakiś problem? Błysnęłam groźnie optykami, okrywając świecącym skrzydłem plecy małego. Nie będziesz się kręciła przy moim dziecku. A jeśli spróbujesz, to odbiorę ci ciało i znów staniesz się tylko głosem z tyłu procesora. Ciemność nic nie odpowiedziała, a ja wyprostowałam się, unosząc wysoko głowę.

- Moon, jak dotrzemy na miejsce, będziesz mógł iść do Silverstar

- Naprawdę? – ucieszył się mały, szybko jednak jego uśmiech zgasł – Ale co z tobą Mamo?

- Mną się nie przejmuj. Będę musiała uczestniczyć w bardzo długiej i nudnej naradzie dla dorosłych. – zerknęłam na niego, delikatnie łaskocząc go piórkiem z ogona.

- Mamo! – przeciągnął ostatnią sylabę ze śmiechem, usiłując mi uciec.

- Już dobrze dobrze. – uśmiechnęłam się, zatrzymując się i przytulając go biodra – Ale trudno mi się powstrzymać z takim słodkim smoczkiem u boku.

- Nie jestem słodki! Jestem już duży! – pisnął, rozkładając swoje małe skrzydła.

- Oczywiście. Największy na świecie! – zaśmiałam się cicho, zaraz jednak bolesny impuls zmusił mnie do uspokojenia się.

Twoje rozmowy z nim są tak urocze, że można puścić olej. W twoim przypadku eksplodować.

Powstrzymaj się od komentarze, gdy nie mam czym zakryć znaków na ciele. Nie chcę wyglądać jak żarówka! Chwilę szliśmy w ciszy, nim Moontear postanowił się ostatni raz upewnić:

- Ale nie pójdziesz walczyć?

- Zostanę grzecznie na Wyspie. – uścisnęłam mocniej jego dłoń, wychodząc na ostatnią prostą – Obiecuję.

Mimo wczesnej pory, Hala Główna nie była pusta. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, czekał tam na mnie Orion. Obiecałam mu, że pojawię się przed wyjściem i pożegnam. Mech stał z założonymi na piersi rękoma, ale na nasz widok otworzył szerzej optyki i opuścił dłonie. Wpatrywał się we mnie jak urzeczony.

- Tata! – ucieszył się Moon, strzepując radośnie skrzydłami. Puścił moją rękę i poleciał się przytulić.

Ja zatrzymałam się o kilka kroków przed nim. W milczeniu obserwowałam granatowo-czerwonego bota, który cierpliwie znosił czułości młodego predacona. Wyglądali jak Stwórca z Iskierką. Westchnęłam bezgłośnie, wspierając głowę na dłoni. Coś się zmieniło od tej misji ratunkowej. Nie wiem czy to ja, czy on, ale czuję, że atmosfera jest inna. Trochę niezręczna, ale... w miły sposób. Ciemność syknęła na mnie, ale nic nie powiedziała. Natomiast mój... przyjaciel puścił wreszcie Moontear'a i zbliżył się do mnie, wyciągając dłoń. Uścisnęłam ją mocno.

- A więc... to już? – spytał, patrząc mi prosto w optyki. Najwyraźniej nie miał zamiaru kwestionować czemu dalej świecę niczym gwiazda.

- Tak. Nadszedł czas. – westchnęłam cicho.

Przez chwilę milczeliśmy, jednak w końcu mech powoli objął mnie, opierając głowę na mojej skroni. Iskra zadrżała mi w piersi, gdy wtuliłam się w jego ciepłą ramę. Tchnęło od niego spokojem i poczuciem stabilności, bezpieczeństwa, tak samo jak od jego starszej formy. Przymknęłam optyki, starając się korzystać z tej chwili najbardziej jak tylko się dało. 

- Musimy już iść. – powiedziałam cicho.

- Wiem. – uśmiechnął się delikatnie, gładząc mnie po świecących plecach - Bądź ostrożna.

Chciałam mu coś odpowiedzieć, lecz głos uwiązł mi w gardle, gdy Orion złożył na moim czole delikatny pocałunek, kładąc przy tym rękę na moim płacie policzkowym. Zesztywniałam, szybko jednak ponownie rozluźniłam siłowniki, kiedy mech odsunął się lekko. Uśmiechnęłam się blado, położywszy dłoń na jego. Skinęłam mu głową, przymykając znów optyki. Tak brakowało mi jego spokoju przez te milenia...

Cichy szmer zakończył ten spokojny moment. Odwróciłam się gwałtownie w tamtym kierunku, strosząc pióra. Maska profesjonalnej powagi momentalnie wśliznęła się na moją twarz. Och... ich się tu nie spodziewałam. Cała drużyna autobotów, włącznie z Wheeljackiem stała przy nas, przyglądając mi się w zaskoczeniu, ale i czymś na kształt nieśmiałego zachwytu. Ich mowa ciała zdradzała niestety, że czuli się teraz bardzo niekomfortowo. Zmierzyłam ich spojrzeniem, przyjmując instynktownie dumną postawę. Ciemność, nie ostrzegłaś mnie.

Trzeba było mnie nie "zamykać".

Jesteś dziecinna. Skłoniłam przed nimi głowę, w geście powitania, strzepując skrzydłami, po czym odwróciłam dumnie głowę. Nie mam nerwów na kłótnie z nimi. Silnym ruchem otworzyłam portal na Wyspę, biorąc ponownie nieco zmieszanego Moona za rękę.

- Królowo...?

- Pani, czy...?

- Predacony was wesprą, gdy M... Lord będzie próbował tworzyć dywersję. Nie oczekujcie mnie. - rzekłam grzecznie, acz chłodno, ucinając próby rozmowy - Powodzenia.

Kątem optyki dostrzegłam ich zafrasowane i zmieszane ekspresje, lecz nie powiedziałam nic więcej. Majestatycznym, powolnym krokiem ruszyłam w stronę Mostu.

- Do zobaczenia Wasza Wysokość. - usłyszałam za plecami ciepły głos Oriona, nim zniknęłam w kolorowym wirze.

Iskra zatrzepotała mi w piersi, lecz nie odwróciłam się. Lekki rumieniec rozpalił na nowo ogień na mojej twarzy i w mechanicznym sercu. Wiem co się zmieniło... Musiałam go niemal stracić, by zrozumieć, że...

Może przestań się rozpraszać głupotami, a skup na swojej misji?!

*     *     *

W kwadrans później zasiadłam na swoim tronie na Mostku. Wokół mnie stanęli już: Oldblood, Seadasch, BlackBlade, Barricade, Speedfire, na podłokietniku stroszył się Bustfire, natomiast przy stanowiskach zasiedli już wszyscy dyżurni pod wodzą Darkshadow. Wszyscy w napięciu obserwowali wideo z naszego statku flagowego, wysuniętego na granicę pasa planetoid. Pokazywało ono powoli lecący, ogromny krążownik Primów.

- Shadow? - rzuciłam spokojnie, wbijając spojrzenie w wielki znak na przodzie kolosa, emblemat Primów.

- Harmonia już kończy łączyć się z ich kanałem komunikacyjnym. - odparła prędko botka.

Skinęłam głową, nie odrywając wzroku od statku. Moje znaki wciąż błyszczały, jednak mało mnie to obchodziło. Przynajmniej zakryją moje próby komunikacji z Ciemnością. A skoro już o tobie mowa... wiesz co masz robić?

Oczywiście. Nie mam przerdzewiałej pamięci.

Uniosłam lekko kącik ust. Tylko się upewniam, że nie wyłamiesz się przed czasem... Prychnęła z oburzeniem, lecz nic więcej nie zdążyła powiedzieć, gdyż usłyszeliśmy z głośników:

- Kontakt nawiązany. Przekierowuję obraz na Kasjopeję i do Centrum Dowodzenia. - oznajmiła spokojnie Harmonia.

- Tu cybertroński niszczyciel Kasjopeja. - rzekł natychmiast Skywrap swoim najbardziej poważnym głosem - Naruszyliście przestrzeń kosmiczną Królestwa Novaspes. Poddajcie się, albo rozpoczniemy ostrzał.

- Tu krążownik CYB-Nova. - odparł znajomy, ponury głos - Jesteśmy tu z rozkazów Wielkiej Rady Primów. To wam radzę się poddać - mamy znaczącą przewagę

Interesujące... Widzę tam znanego ci szefa gwardii cybertrońskiej, zdegradowanego generała i jednego z twoich zdrajców, który im doradza.

Błysnęłam wściekle optykami, strosząc pióra. Seadasch spojrzała na mnie dziwnie, ale nie zwracałam na to uwagi. Który to? 

- Bardzo to w stylu sługusów Primów wpychać się gdzie ich nie proszono. - rzucił ironicznie Blackblade.

- Jak zgaduję wysłano was na misję wyzwolenia uciemiężonych autobotów? - dodał Barricade.

- Mam więc rozumieć, że nie zamierzacie dobrowolnie złożyć broni? - odparł monotonny, lekko chropowaty głos. Gdzieś w tle dało się słyszeć zirytowane szepty.

Według twoich wspomnień jest to Viper. Wygląda na bardziej rozszalałego niż przy waszym ostatnim spotkaniu.

Przymknęłam optyki, machając powoli ogonem. Rdzawy złom...

- Prędzej Beautifuldeath oszczędzi zdrajcę, niż zobaczysz u nas szare światła. - rzekł sucho Sky - Ostatni raz nawołuję: zaniechajcie walki, a darujemy wam Iskry. 

- Nie ma takiej możliwości. - rozległ się sztywny, poważny głos.

- Przerobimy was na złom! - warknął inny, dość młody i emocjonalny głos.

Na podstawie tego, co widziałam w twoich wspomnieniach i pamięci co do autobotów, które się przyłączyły, mogę śmiało stwierdzić, że załoga składa się w 86% z botów, które mają w twoich szeregach kogoś bliskiego.

Przysłali nam spowinowaconych? Pod wodzą zdrajcy? Zmarszczyłam się lekko, drapiąc powoli Bustfire'a. Sprytne... żołnierze zadziałają jak żywa tarcza - nie będą chcieli ich skrzywdzić. Zgrzytnęłam zębami z frustracji.

- Niech tak będzie. - warknął Skywrap i połączenie z wrogiem się zakończyło.

- Zmiażdżyć ich. - zawarczał cicho Oldblood, a Speeddeath z Barricade'em uśmiechnęli się na jego słowa, napinając siłowniki.

Co zamierzasz w tej sytuacji?

To, co słuszne... Odetchnęłam powoli i wbiłam wzrok w ekran. Metalowy ptak spojrzał na mnie niespokojnie i potarł łebkiem moje ramię.

- Shadow, połącz się jeszcze raz, ale tak, by było mnie słychać na całym statku. - rzuciłam sucho, zakładając nogę na nogę.

- Co jest? - Blade spojrzał na mnie czujnie.

- Widać, że coś cię trapi Dżi. - skrzeknął Bust.

- Załoga składa się w większości z rodzin naszych poddanych. - odparłam, nie patrząc na bota.

- Co?!

- Jak to?

- Dżidżi, coś ty! 

- Walczymy... przeciw zaginionym w wojnie autobotom? - spytał nieco zaskoczony generał.

- Skąd wiesz?

Nie odpowiedziałam, tylko westchnęłam cicho, wpatrując się w ekran. Nie ważne jak bardzo ich kocham, nie mogę się nie bronić...

- Wszystko gotowe. Wchodzimy za dziesięć sekund. - oznajmiła cicho czarna Femme, patrząc na mnie przestraszonymi optykami. Skinęłam jej głową, zaczepiając palce w karoserii zdenerwowanego Bustfire'a, czekając aż odliczanie się skończy.

Nie kryj przed nimi prawdy. Wstrząśnij złomami najbardziej, jak tylko się da!

- Żołnierze zostaliście oszukani. - zaczęłam twardo, nieco chrapliwym głosem - Nie przybyliście tu walczyć z decepticonami czy Beautifuldeath, a gasić własną rodzinę, która schroniła się w naszym państwie. Stajecie również przeciw Optimusowi Prime, waszemu przywódcy, władcy Cybertronu i sojusznikowi Novaspes. - strzeliłam ogonem na boki, kontynuując chłodnym, ostrym tonem - W tej chwili stajecie przed wyborem, który każdy z was powinien podjąć sam. To wasza rodzina, wasza walka i wasz honor. - chciałam dorzucić coś jeszcze, jednak Darkshadow powiedziała:

- Rozłączono nas. Wydaje się jednak, że wiadomość dotarła.

- To było coś Dżidżi... - zaskrzeczał Bust, patrząc na mnie czujnie.

- Sądzisz, że uda się kogoś przekonać? - Blade przechylił głowę na bok.

- Nie wiadomo. Możemy tylko mieć nadzieję. - mruknęłam cicho.

- Co teraz pani? - Skywrap brzmiał nieco niepewnie.

- Poczekajmy chwilę. Jeśli rzucą przeciw tobie mimo wszystko oddziały, wykonaj swój plan. - odparłam, pocierając lekko brodę - Ale... postarajcie się powstrzymać z najmocniejszymi bombami EMP.

- Tak jest Królowo. Bez odbioru.

- Powodzenia. Bez odbioru. - zerknęłam na obecnych, rzucając jeszcze na głos - Ani słowa, póki bitwa się nie rozstrzygnie. Straty będą po obydwu stronach i nie wolno rozpalać jeszcze emocji. Jasne?

- Rozkaz! - zabrzmiało ze wszystkich stron.

Statek rozpalił silniki i podleciał nieco bliżej krążownika, unikając strzałów z dział pokładowych. Sam oddał kilka ostrzegawczych oraz wystrzelił celny pocisk elektromagnetyczny. Nie był dość silny, by obalić tego kolosa, ale wystarczył do chwilowego zdjęcia działek na froncie. Ciemność, twoja kolej.

Zaczęłam od kiedy skończyliście z nimi rozmawiać.

Tylko niech ci nic do głowy nie przyjdzie. Żadnego mordowania, bo odbiorę ci ciało.

Nie wyobrażaj sobie za dużo. Jestem ci potrzebna, nic mi nie zrobisz.

Zmarszczyłam się lekko. Radziłam sobie bez ciebie wcześniej, to poradzę i teraz! Błysnęłam gniewnie optykami, starając się stłumić wątpliwości. Nie mogę się jej bać, bo przepadnę. Seadasch położyła mi dyskretnie dłoń na ramieniu, a Bustfire pogłaskał mnie po ramieniu skrzydłem, kręcąc mi się nerwowo na kolanach.

- Dżidżi... nie denerwuj się. Jakoś to będzie. - powiedział cicho ptak, ocierając się lekko.

Odetchnęłam cicho, kładąc mu jedną rękę na głowie. Drugą ścisnęłam lekko Dasch. Oldblood rzucił na nas optyką, ale nic nie powiedział. Wbił tylko ponury wzrok w obraz statku wroga, który wreszcie wypuścił dwanaście mniejszych jednostek, które poleciały prosto na niszczyciel Skywrapa. Ten, zgodnie z planem, zawrócił, unikając ostrej amunicji wroga. Rozpoczęła się gonitwa, w której pozorną przewagę zaczął zdobywać pościg.

- Pani, nasi ludzie zawiadamiają o wzmożonej aktywności decepticonów w różnych miejscach na Ziemi. - rzekł Whiteclaw.

- Oldblood? - rzuciłam mu szybkie spojrzenie.

Predacon zawarczał, ale skinął głową z powagą, dając swoją zgodę na wyruszenie smoków. Była to właściwie formalność, jednak dla mecha ważny był każdy znak rozpoznania jego autorytetu jako wodza. Westchnęłam w Iskrze, wbijając wzrok w ekran. Niszczyciel po paru chwilach zanurkował płytko w skały. Wróg nie wahał się nawet chwili, gdy podążył za nim w asteroidy. Jednak w pewnej chwili generał skręcił gwałtownie za jedną z większych skał i obrócił się w idealnej chwili, by uchwycić dwanaście okrętów, wpadających w okrążenie naszych dziesięciu maszyn o średniej wadze, które momentalnie rozpoczęły ostrzał ładunkami rozbrajającymi.

Ciemność, przyciśnij mocniej tych, którzy walczą teraz z nami.

A jak myślisz, co robię w tej chwili?!

Zaskoczenie było totalne. Choć padło kilka strzałów, które uszkodziły sprzęt moich żołnierzy, żaden z naszych nie został wysadzony. Jednak... po stronie nieprzyjaciela wybuchł jeden ze statków, który niefortunnie oberwał dość mocno w okolice baku paliwa. Zagryzłam wargi, jednak nie powiedziałam nic, licząc w myślach ilu mogło zgasnąć, a ilu przetrwać w eksplozji. Rdzawy złom...

Skywrap zajął wygodną, osłoniętą pozycję, z której mógł obserwować większość pola walki. Dzięki temu udało się dostrzec, że krążownik wroga w między czasie wysłał kolejnych osiem jednostek ciężkich oraz piętnaście lekkich. W pewnej jednak chwili. Jednak w pewnej chwili aż trzy większe oraz pięć lekkich odłączyło się od wspólnej formacji, zatrzymując się na uboczu w neutralnej pozycji. Siły na chwilę zwolniły, jednak nikt nie wykonał wrogiego ruchu w stronę dezerterów. Najwyraźniej dowódcy wrzeszczą na nich przez linie komunikacyjne... albo to pułapka. Tak czy inaczej trzeba zachować czujność.

To nie pułapka. Ja ich zmusiłam do kapitulacji.

Mam tylko nadzieję, że ich za bardzo nie poharatałaś. 

Błagam. Umiem posługiwać się mocą lepiej niż ty.

Ledwie powstrzymałam wzdrygnięcie się, lecz nie skomentowałam tego oświadczenia. Tymczasem z oddalonej pozycji, tuzin małych śmigaczy ruszył w kierunku wroga, by rozprawić się z asystą. Piloci bohatersko unikali wrogiego ognia, wykonując ryzykowne akrobacje. Strzelali, by unieszkodliwić, nie zabić. Powoli kierowali ich w stronę kolejnej pułapki. Bowiem średnie okręty przemieściły się dyskretnie do granicy pasa planetoid, ustawiając się znów w niepełnym okrążeniu. Tylko czekali na wciągnięcie wroga do "Skrzydeł Yi Sun-sin'a". Zajęcie się unieruchomionymi jednostkami pozostawiono dwóm dodatkowym holownikom.

- Wasze jednostki zostały unieszkodliwione. Po raz ostatni wzywam was do złożenia broni. - usłyszeliśmy głos Skywrapa przez głośniki - Nie zmuszajcie nas do użycia siły.

- Nie poddamy się! - nowy, chrapliwy, metalowy bełkot dobył się z głośników - Nie pomogą wam wasze tanie sztuczki ani oszustwa!

Dobra robota Ciemność. Nie pozwól im tylko dołączyć reszty statków z hangarów.

To chyba oczywiste. - mogłam niemal usłyszeć, jak przewraca optykami.

- Nie macie z nami szans.

- Żywcem nas nie weźmiecie! - padła równie zgrzytliwa i nieprzyjemna odpowiedź.

- Sierżancie Viper!

Połączenie zakończyło się wstrząśniętą ciszą.

- Czy to on? Z nimi?! - zasyczał wściekle Bustfire - Przeklęta, przerdzewiała puszka!

- O co mu chodziło? - zdziwił się cicho Barricade.

- Królowo? - Dasch popatrzyła na mnie domyślnie.

- Nieistotne. - machnęłam delikatnie ręką - Generale, zakończmy to.

- Oczywiście Pani. - ton jego głosu zdradzał, iż mech uśmiechał się z mściwym zadowoleniem.

Wtem pole bitwy rozbłysło eksplozją. Jeden ze statków wroga rozwalił nasz śmigacz! Westchnienie grozy przeszło po Mostku. Jeden padł... Zagryzłam zęby, błyskając groźnie optykami. Blacharze przerdzewiali! Kilku pilotów otworzyło ogień, zasypując gradem celnych strzałów sprawcę. Niespodziewanie jednak zawrócili do pozostałych, starając się wykonać dalszą część planu. Dyscyplina zmusiła ich do powściągnięcia gniewu. Ich szarża zakończyła się na szczęście pozytywnie - wahadłowiec nie został unieruchomiony, ale jego obstawa już tak. Przed zniszczeniem ocaliło ich tylko wycofanie się naszych.

- Pani, nasze siły na Ziemi mają kłopoty. Megatron wypuścił wszystkie Insecticony w teren. - rzekł znów Whiteclaw - Wzrasta zagrożenie wykrycia nas przez ludzi.

- Wzmocnić najbardziej zagrożone miejsca odwodami. - rzuciłam szorstko, wpatrując się w ekran - Popędźcie też nasze ludzkie kontakty. Niech oczyszczą nam teren. 

- Tak jest.

Większość sił wroga rzuciła się w pościg. Tylko dwa kolejne statki asysty zawróciły do stojących z boku sił. Zrobili to w dosłownie ostatniej chwili, bowiem niemal natychmiast rozpoczął się ostrzał, a okrąg domknięto. W tym samym czasie, trzy myśliwce, skryte dotąd pod asteroidami, wystrzeliły lotem błyskawicy w kierunku krążownika. Niszczyciel Skywrapa wyleciał nieco wyżej do góry, dając nam doskonały widok na smukłe maszyny, zgrabnie unikające dryfujące skały. Statek generała nie stał jednak bezczynnie - wystrzelił dwa większe pociski w stronę kolosa. Wróg nie miał szansy na to zareagować, przytłoczony furią naszych wojowników. Zaledwie jeden wahadłowiec zdołał wyśliznąć się z okrążenia, wykorzystując lukę między rozciągniętymi nieco siłami. Nie miał jednak nawet cienia szansy, by powstrzymać naszych pilotów. Śmigacze zdjęły go w połowie drogi. 

Tymczasem myśliwce uniknęły strzałów i wleciały w martwe pole stworzone przez Skywrapa. Tam rozdzieliły się - dwa śmignęły zbombardować małymi bombami EMP śluzy, ostatni skierował się w okolice silnika, by zdetonować jedną z eksperymentalnych bomb elektromagnetycznych - ostrzeżenie. Przez chwilę nic się nie działo... lecz nagle statek błysnął i zgasł. Na ten znak pozostałe siły przeciwnika wpadły w popłoch. Dali się powystrzelać jak ziemskie kaczki. Natychmiast po tym ciężkie jednostki wyleciały do przeciwnika, mierząc w krążownik ze wszystkich dział. Wstrzymaliśmy oddech, czekając na reakcję wrogów. Bardzo długo to trwało, lecz wreszcie szare światła rozbłysły przez szyby tamtejszego mostka. Bitwa zakończona.

Mostek rozdarły okrzyki radości i wiwaty. Bustfire wreszcie zleciał mi z nóg i zaczął skrzeczeć, fruwając ponad sufitem. Blade i Sea odetchnęli z ulgą, Cade i Speeddeath uściskali się z radości, Oldblood nawet się uśmiechnął. Ciężar, z którego dotąd nie zdawałam sobie sprawy zleciał mi z Iskry. Udało się... 

Siły nasze podzieliły się. Śmigacze pozostały na straży unieszkodliwionych i neutralnych maszyn, podczas gdy holowniki zabierały je jedne po drugich, zaczynając od zniszczonych jednostek. Wkrótce pojawiły się portale z pomocniczymi machinami, które pomogły szybko rozprawić się z resztą. Na optykach całego wojska Niszczyciel Skywrapa obleciał cały krążownik, w asyście myśliwców i zawisł na jego przedzie. Kolejne Mosty przerzuciły przygotowane oddziały Animalbotów w asyście Dinobotów na dach, by jak najprędzej przejąć od botów kontrolę i wysłać ich do obozów jenieckich.

Strzepnęłam skrzydłami z zadowoleniem. Doskonała robota Ciemność. Gdybyś nie wkradła się tam ze swoimi iluzjami byłoby ciężko ich przekonać.

Oddam ci, że twój plan z opcją psychologiczną był prawdziwym majstersztykiem. Mówiąc szczerze nie spodziewałam się po tobie... tego.

Uniosłam lekko kącik ust, wpatrując się z zadowoleniem w oddziały wkraczające do statku wroga. Och, moja droga, nie masz pojęcia do czego zmuszały nas warunki na Cybertronie.

Być może, ale czymże jest blef w obliczu dręczenia ich jęczącymi o litość marionetkami? A propos... Należałoby wyrównać bilans strat. Mały pokaz możliwości mógłby załatwić sprawę.

Warknęłam w myślach. Nie waż się ich ruszyć. Iluzja rodziny to jedno, ale...!

A kto mówi coś o mnie? Nawet ich nie dotknę... Ale za to ty mogłabyś pokazać im dlaczego lepiej nie denerwować Bestii z Cybertronu.

Przymknęłam optyki, zaglądając w Cień. Feralny wahadłowiec odstawiono na bok, w dostatecznej odległości, by nic złego się nie stało... Nie. Powiedziałam ci: nie będę rządzić strachem. Ale... transformowałam ogon w ostrze, stukając nim lekko o podstawę tronu. I tak przywódcy mi za to zapłacą.

Hej hej

No, pierwsza poważna bitwa za nami. Wreszcie udało mi się ją skonstruować. Mam nadzieję, że miało to jakikolwiek sens i klimat xD Dla waszej wygody dorzucę tu jeszcze małą listę zwrotów, które mogły być niezrozumiałe:

Louboutin - to marka ekskluzywnych szpilek. Taka mała uszczypliwość do obcasów Starscream'a;

Novaspes - ta nazwa ma pewne ukryte znaczenie. Jeśli jesteście ciekawi jakie, to musicie sami poszukać ;)

Viper - była o nim poprzednio mowa :) Jak macie ochotę, możecie poszukać gdzie hah;

Szare światła - czyli "biała flaga", mój pomysł na uniwersalny znak kapitulacji Cybertrończyków;

EMP (electromagnetic pulse) - to krótki impuls energii elektromagnetycznej. Zwiększone napięcie powoduje skokowy wzrost natężenia prądu i ciepła, co prowadzi do uszkodzenia obwodów, elementów elektrycznych, linii przesyłowych, a także przebicie warstw izolacyjnych. Krótko mówiąc - smaży obwody;

Skrzydła Yi Sun-sin'a - nawiązanie do specjalnego ustawienia wojsk, zastosowanego przez wymienionego wyżej admirała w wojnie z Japonią (on nazwał ją "skrzydłami żurawia");

Dziękuję za zedytowanie rozdziału 

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani!

~Angel


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top