Biało czarny świat

Zgodna organizacja kolonii nie była niestety prostym zadaniem. Zwłaszcza od chwili, gdy Predacony, Dinoboty, Wilkoboty i Catboty dołączyły do Cybertrończyków. Fioletowa Femme skłamałaby jednak twierdząc, że się tego nie spodziewała. Transformery od początku swego gatunku toczyły ze sobą wojny. Lotnicy i automobile, Bestie i Cybertrończycy, Autoboty i Decepticony - zawsze jedna grupa walczyła z inną, a gniew podsycali sami przywódcy, prowadzący politykę całkowitego izolacjonizmu.

Skrzydlata, wraz z najbliższymi naukowcami i lekarzami, niestrudzenie pracowała nad uświadamianiem botów. Bo chociaż strony konfliktu stanowczo się tego wypierały, to jednak były z jednego i tego samego gatunku... Budowa wewnętrzna u każdego z nich była praktycznie identyczna, w każdym z nich, pod pancerzem z transformium płynął ten sam energon. Różniły ich jedynie kultura, pochodzenie i drobne różnice wyglądu zewnętrznego... Wszyscy byli Transformerami, ani lepszymi, ani gorszymi od siebie. Tak samo czuli, żyli, gaśli, pragnęli i kochali.

Ażeby wszystkich scalić, potrzeba było długiej, intensywnej pracy, albo silnego autorytetu lub... wspólnego wroga. Srebrno-optyka miała czas i mir wśród swoich, jednak pomogło to jedynie z piątą, czy szóstą częścią jej podwładnych. Botka już miała porzucić nadzieję, gdy niespodziewanie wsparła ją... ciężka epidemia Rdzawicy i deszcz meteorytów... W obliczu tak wielkiego zagrożenia, Królowa rzuciła do pomocy siły z innych kolonii. I dopiero ból, łzy oraz krzywda zdołały skruszyć twarde Iskry. Trzeba było nieszczęścia i śmierci, by jej poddani zrozumieli, jak niewiele znaczące są różnice między rasami. Wielu wciąż utrzymywało niechętny stosunek do dzikich bestii", "dwunogich Scrapletów", lecz więcej było tych, którzy nareszcie dorośli i zmądrzeli. A choć obie katastrofy zebrały krwawe żniwo, Skrzydlata błogosławiła je w głębi Iskry, dziękując im za zjednoczenie tych upartych Transformerów. Gdyby nie to może nigdy nie udałoby się im porozumieć...?

Dwie stalowe linki śmignęły w powietrzu, owijając się wokół pni drzew i zawyły, wracając do mnie. Obróciłam się i znów wyrzuciłam je przed siebie. Od ponad godziny stałam na plaży od dzikiej strony mojej Wyspy i doskonaliłam moje umiejętności używania nowego gadżetu w różnych warunkach. Niestety wytrzymałość roślin, a także moja siła sprawiały, że często musiałam unikać bądź niszczyć upadające gałęzie. Mimo to nie poddawałam się, próbując opanować trudną sztukę posługiwania się nową bronią. Wentylacja pracowała ciężko, starając się schłodzić zmęczone ciało.

Bardzo przykładasz się do treningu ciała Angelbotko. I potrafisz się sama uczyć, to trzeba ci przyznać.

- Umiem się koncentrować... i nie poddaję walki tak szybko. - mój czujnik zaświecił się jaskrawo. Westchnęłam z lekkim zawodem.

Pamiętasz co obiecałaś?

Zacisnęłam lekko usta i szarpnęłam linami tak mocno, że złamałam gałąź. Obróciłam nią wokół siebie i uderzyłam o ziemię, aż roztrzaskała się głośno. Moje słowo to nie dym. Zaraz zaczniemy. Zaczęłam zwijać liny, spoglądając w bok. Szary świt budził moją Wyspę ze snu. Woda z cichym szumem rozlewała się po piaszczystym brzegu, wiatr delikatnie poruszał koronami drzew, a słońce wolno wynurzało się z oceanu. Niedostrzeżone, poranne ptaki śpiewały gdzieś w lesie. Przymknęłam powieki, rozkoszując się tą chwilą spokoju. Gdy wreszcie liny zwinęły się do schowków, usiadłam na piętach, na ziemi pod drzewem, zwracając twarz na wschód. Położyłam dłonie na udach i zamknęłam optyki.

- Jestem gotowa.

Dobrze. Umiesz przejść do umysłu przez medytację?

- Poradzę sobie. Już raz to przerabialiśmy. - mruknęłam cicho.

Zaczęłam spokojnie oczyszczać procesor z myśli, wsłuchując się w siebie. Pełen spokój i kontrola...

Strasznie wolno ci to idzie Angelbotko.

Zgrzytnęłam lekko zębami, jednak powstrzymałam się od odpowiedzi. Wypuściłam głośno powietrze ustami, pozwalając sobie na rozluźnienie siłowników. Po chwili otworzyłam optyki. Znów znalazłam się na granicy jasnego, starego lasu oraz czarnych, przerdzewiałych pól. Mglista, ciemna sylwetka o dwóch jasnych punkcikach na wysokości dołów optycznych stała w tym samym miejscu co ostatnio.

Powinnaś nad tym popracować.

- Nie przesadzaj. - wstałam, otrzepując się - Przypominam, że przedtem zrobiłam to raz w życiu.

Postać nic nie powiedziała, tylko założyła ręce za plecami i zaczęła powoli krążyć wokół mnie. Ku mojemu zaskoczeniu rysy jej postaci nieco się wyostrzyły, gdy przeszła przez granicę tych dziwnych biomów.

Przejrzałam twoje wspomnienia i muszę stwierdzić, że twoja wiedza o własnej sile jest znikoma. - mówiła ochrypłym, opryskliwym i pewnym siebie tonem. Jej optyki zdawały się wyrażać pełną pogardę dla mojej osoby - Jesteś kupą przerdzewiałego złomu, która przeżyła do tego dnia tylko dzięki swojemu ślepemu szczęściu i czemuś, co można by nazwać nikłym potencjałem. Tak się puszysz tym swoim samouctwem, a pozwoliło ci ono tylko jedynie kontrolować moc na tyle, by nie zabić nikogo co krok. Sama siebie zablokowałaś i to na tyle skutecznie, że do tej pory nie odkryłaś swoich największych mocy, mało tego, utraciłaś trwale telekinezę i umiejętność przemiany materii...

- Wciąż mogę podtrzymywać życie. - warknęłam chłodno, wodząc za nią wzrokiem - I przemieniać materię podatną na przesunięcia cząsteczek.

Cisza! Pamiętasz na co się zgodziłaś? - uciszyła mnie ostro, wpatrując się we mnie przeszywająco. Po dłuższej chwili ciszy kontynuowała - Prawda jest taka, że nie potrafisz nic, w dodatku pozwoliłaś się odrzeć z mocy Unicronowi, a znając twoje zdolności, nie uda nam się zbyt prędko odblokować tak silnych umiejętności jak władza nad energią i cieniami. Mamy jakieś dwa, trzy miesiące na minimum podstawy. Jeśli ci się nie uda, zgaśniesz, a ja razem z tobą. - skrzywiła się niechętnie - Dlatego natychmiast bierzemy się do roboty. Chodź.

Niespodziewanie ruszyła przed siebie, wzdłuż granicy. Po kilku sekundach ruszyłam za nią, trzymając się jasnej części. Obserwowałam ją czujnie, acz z uniesionym łukiem optycznym. Co ta istota zamierza?

Najpierw pokażę ci twój umysł. - burknęła sucho - Potem nauczę cię wyczuwać własną energię i kontrolować jej przepływ w ciele.

- Zapomniałam, że słyszysz co myślę. - mruknęłam, spoglądając na otoczenie w zamyśleniu - Czym właściwie jest to miejsce? Ma jakąś nazwę?

To twoja pamięć twarda. Wspomnienia z całego życia, których przechowalnia przybrała formę lasu z jakiegoś powodu. Kilka milionów megabajtów samych wspomnień. I nie, nie ma nazwy.

Przyjrzałam się jasnym, srebrno-żółtawo-zielonym drzewom. Wiatr świszczał cicho w ich koronach, wszędzie było ciepło, czuć było życie pulsujące w tym, bądź co bądź, nieistniejącym świecie. Wyrastające wokół kwiaty oświetlały świat wokół nas różnymi kolorami. nadając wyjątkowy klimat, jakże podobny temu z puszcz otaczających Dolinę Angelbota... z czasów, gdy jeszcze nie miałam tylu obowiązków ani odpowiedzialności. Poczułam jak łzy napływają mi do optyki, jednak ani jednej nie uroniłam.

- Ratahthan... - powiedziałam wreszcie cichutko, unosząc lekko kącik ust.

Nieśmiertelne wspomnienia? Infantylne jak ty sama Angelbotko.

- Mi się podoba. - rzuciłam sucho, zrównując się z nią.

Kroczyliśmy przed siebie, póki nie ukazała nam się okrągła skała, stojąca idealnie na granicy puszczy i ponurych, przeżartych korozją pól. Na niej znajdowało się jasnoszare, kamienne naczynie. Była to wielka misa ustawiona na zgrabnej, acz grubej nóżce. Wypełniał ją świeży energon o tak jasnej barwie, że zdawał się być biały. Ciemność stanęła tam na przeciw mnie, dając znak, bym się zbliżyła.

Nie mam zamiaru przechodzić przez cały twój umysł. Pokażę ci tu jak urządziłaś sobie swój procesor. - mruknęła niechętnie, dotykając tafli cieczy, która natychmiast się zburzyła i poszarzała.

- Mówisz to tak, jakbym popełniła nie wiadomo jaką zbrodnię. - przewróciłam optykami ze zniecierpliwieniem, ale posłusznie spojrzałam w misę.

Procesor Cybertrończyka dzieli się na dwie podstawowe sekcje: prawą, odpowiadającą za emocje, pamięć, wiedzę teoretyczną i praktyczną, kreatywność i tak dalej, a także lewą, racjonalną, odpowiadającą za funkcje życiowe, motoryczne, zmysłowe, myślenie, logikę, analizę, koncentrację i tym podobnym. Wszystko tam jest w idealnym porządku, którego lepiej nie mącić dla własnego dobra. Ci, którzy próbowali coś tam zmieniać, piją olej z grabarzami. - spojrzała na mnie wymownie, na co zmarszczyłam łuki optyczne - Tak tylko ostrzegam na wypadek głupich pomysłów Angelbotko. A teraz skup się i spójrz tu.

Ledwie skończyła mówić, a energon wygładził się i ukazał wielką bibliotekę, przypominającą nieco archiwa jakońskie. Na ogromnych, popielato-brązowych regałach leżały tysiące pomarańczowych detpadów. W powietrzu unosiły się niektóre z nich, dzieląc się i przelatując do różnych działów. Lecz nim zdążyłam się przyjrzeć, wszystko rozmyło się po kilku sekundach.

Wszystko czego się dowiedziałaś przez całe życie i postarałaś zapisać w pamięci twardej. Zaznaczam, że nie są to wspomnienia, a czyste informacje.

Zamyśliłam się na chwilę. Skoro mówiła, że nie ma to żadnej nazwy...

- Kahatarenna.

Światło życia? Będziesz nazywać każdą część swojego procesora w ten sposób? - zakpiła, ponownie przesuwając dłonią nad paliwem.

- Może. Co jest dalej?

Umiejętności, czyli wiedza praktyczna.

W kilka chwil ujrzałam inny, niezwykły obraz: w ciemnym pomieszczeniu, przypominającym Salę Zwycięstw Primów, stało kilkanaście, różnorodnych wystaw. Na fizyczno-mechanicznej leżały nowoczesne narzędzia, części oraz błyszczące wahadło fizyczne. Wojenne zawierało kilka sztuk broni, inne podstawowe odczynniki chemiczne, na, zdaje się artystycznym, rozłożono kilka instrumentów muzycznych, kunsztowne ozdoby, pulpit z programem kreślarskim oraz starą kronikę. Na następnych znajdowały się przybory medyczne i parę detpadów z różnymi językami operacyjnymi. Gdzieś w głębi, w specjalnej gablocie wisiała... złota kulka. Niestety, nim zdążyłam się jej przyjrzeć, obraz znów znikł.

- Ratahwahr, nieśmiertelny skarb.

Można to tak ująć. - mruknęła niedbale - Emocje.

Następne pokazało się ogromne, granatowe pomieszczenie. Wygląda jak planetarium... Setki kolorowych światełek rozciągały się po suficie, tworząc znajome konstelacje, widoczne z Cybertronu. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie wykłady Oriona na ich temat. Piękne, piękne czasy... łezka zakręciła mi się w optyce, jednak nie pozwoliłam sobie na płacz. One już nie wrócą. Nie mogę się na nich wieszać, trzeba skupić się na tym co jest. Energon ponownie zmętniał, a obraz znikł.

Wszystkie te jasne punkty to twoje emocje, sprzęgnięte z osobami i przedmiotami. Jeśli dotkniesz któregoś, przypomnisz sobie wszystko, co wiązałaś z istotą czy rzeczą, której dotyczy światło.

- To piękne. - westchnęłam tęsknie.

Czyżbyś już miała pomysł na kolejną nazwę?

- Planetarium. To było pierwsze, co przyszło mi do głowy, kiedy to zobaczyłam.

Jak tam chcesz. - burknęła i przywołała kolejny obraz - To ostatnie co zobaczysz. Twoja wyobraźnia.

Pokazała mi chmury na jasnym niebie. Każda z nich wyglądała jak oderwany kawałek miękkiej waty, w nieco innym kolorze, rzucanym przez światło z dołu. Przepiękne, podobne tym, które już setki razy widziałam przy wschodach i zachodach ziemskiego słońca.

- Isarath. - szepnęłam, przypatrując się im z zachwytem.

Raj... Niczego innego się nie spodziewałam. - sarknęła - Ale cóż... To cała część twojego umysłu w której możesz buszować i przebywać Angelbotko. Nie wolno ci nawet myśleć o przejściu, na lewą część! Czy to jasne?

- Rozumiem cię, nie jestem ułomna. - mruknęłam ze zniecierpliwieniem. Po chwili jednak zmarszczyłam łuki optyczne - Ale... jak to się stało, że mój umysł tak wygląda? Przecież nie stworzyli mnie wczoraj, dlaczego więc ma elementy ziemskie?

Transformery kształtują się całe życie, jakbyś nie wiedziała. Wraz ze zmianami w życiu, zmieniasz się ty i wygląd twojego umysłu.

- Ach tak... - nie sądziłam, że zachodzą aż tak głębokie zmiany. Popatrzyłam na nią uważnie - A teren za tobą?

To? - obejrzała się na spalony teren za sobą - Podoba ci się? To twoja podświadomość.

Milczałam chwilę, przypatrując się ponuremu pustkowiu. Ogromna pustynia, czarna, ze spalonymi fragmentami drzew i dziwacznymi, niepokojącymi kształtami, rozciągała się po horyzont. Dla dopełnienia koszmarnego obrazu powinny tu jeszcze leżeć wszędzie trupy transformerów. Wzdrygnęłam się i odwróciłam głowę.

- To twoja domena. Sama ją nazwij, jeśli masz ochotę. - oddaliłam się od kamiennego naczynia i stanęłam twarzą do pustkowia - Zaczynamy?

Ciemność stała dalej przy misie, spoglądając na mnie dziwnie. Wreszcie jednak otrząsnęła się i podeszła do mnie.

Nie bądź taka hop do przodu. Przegapisz szczegóły, gnając przed siebie jak wariat.

Stanęłam w lekkim rozkroku, oczekując na polecenia. Machałam leniwie ogonem na boki. Ciemność, mrucząc coś do siebie niezrozumiale, złapała mnie za ręce i położyła je na mojej Komorze Iskier.

Całą energia pochodzi stąd. Tu się gromadzi i wybucha w przypływie emocji. To rytm twojego życia, pracy, walki. Działając zgodnie z nim jesteśmy nie do pokonania Angelbotko. - tłumaczyła szorstko, poklepując moje dłonie dla podkreślenia wagi słów - Zamknij optyki i skup się na nim. Poczuj, jak cię przenika.

Posłusznie wykonałam polecenie, wyciszając pracę wentylacji. Pod palcami czułam wyraźnie spokojną pracę Iskry, bijącej równo, łagodnie... Ciekawe czy coś z tego wyjdzie? Mimo wszystko skoncentrowałam się na własnym pulsie, rozluźniając siłowniki. Najwyżej rozmówimy się na temat oszukiwania mnie.

Dłuższą chwile nic się nie działo, jednak w końcu poczułam coś, jakby delikatne łaskotanie. Nieznane, przyjemne uczucie, delikatne niczym migotanie gwiazd czy dotyk morskiej piany na pancerzu, powoli rozprzestrzeniało się po moim ciele. W audioreceptorach słyszałam własne tętno. Zaczęło mi się nieco kręcić w głowie, jak po kilku kostkach dobrego stężonego. Niespodziewanie moja Iskra zaczęła oszałamiająco bić mi w piersi. Każde uderzenie wstrząsało mną, niczym drucikiem na wietrze. Instynktownie przycisnęłam dłonie do piersi, jednak ból nie nadszedł. Miast tego poczułam, że moje tętno nie jest przypadkowe. Wybijało powolny rytm, według którego krążyła energia w moich przewodach. Uchyliłam lekko usta, zaskoczona, ale i zachwycona. Naprawdę wyczuwałam którędy się poruszała, gdzie się zatrzymywała, przyśpieszała czy kumulowała. Nie sądziłam, że coś z tego będzie...

Energia krąży w każdej, żywej istocie i niektórych martwych, pobierających ją z otocznia. Tylko nieliczni posiadają talent, czy dostateczną jej ilość, by to zamanifestować. Lecz nie każdy jest równy w jej użytkowaniu, są większe i mniejsze talenty, lepsze i gorsze sposoby jej opanowania. W zależności od posiadanej siły czy Matrycy, Primowie mogli nią atakować i bronić, gasić i rozpalać, niszczyć i tworzyć światy, wyciągać moc z jednych istnień i ładować nią drugie, nawet martwe. Możliwości ich mocy ograniczył jednak sam Primus, dzieląc między swe Iskrzenia po jednej z tych umiejętności. Tobie udało się zagarnąć większość z nich i sprawą palącą jest, byś nauczyła się nie tylko kontrolować, ale żyć mocą Angelbotko. - złapała mnie za ramiona, dodając cierpko - Nie będzie to proste zadanie i przy twoich wątpliwościach najpewniej będzie to droga przez mękę, ale pomogę ci.

Wypuściłam powietrze ze świstem przez zęby i otworzyłam powoli optyki. Otrząsnęłam się z jej uścisku. Wciąż czułam krążenie mocy po przewodach, jednak było to już o wiele słabsze niż w pierwszych chwilach. To naprawdę wspaniałe uczucie... Gdyby tylko jeszcze tak strasznie nie marudziła.

- Nie musisz się tak nad sobą użalać. - rzekłam spokojnie, acz chłodno - Zaufam ci i będę przykładać się ze wszystkich sił do treningów. - o ile skończysz narzekać na mnie bez powodu.

Ciemność zasyczała, ale zaraz urwała, lekko przekręcając głowę z czujnym, skupionym wyrazem twarzy. Uniosłam lekko łuk optyczny, lecz zaraz sama nadstawiłam audioreceptora. Coś jakby echo szmeru dotarło do mnie. Co się dzieje?

Twój niewydarzony uczeń się pojawił. - warknęła z niezadowoleniem - Niech go piorun trzaśnie, a rdzawica poprawi...

- Jeszcze wrócimy do tego... muszę się z nim rozmówić.

Skoro uważasz, że ten mech jest ważniejszy niż nasze życie, to idź. Tylko nie bądź rozczarowana, gdy udowodni ci, że miałam rację Angelbotko.

- Zobaczymy. - uśmiechnęłam się krzywo, przymykając optyki.

Powrót był znacznie szybszy, niż próba wejścia do umysłu. Kiedy uniosłam powieki, zobaczyłam, że słońce wciąż jeszcze nie wynurzyło się całkowicie z oceanu. A więc czas w moim procesorze płynie inaczej niż w rzeczywistości... Interesujące.

Nawet tego nie wiedziałaś?

- Podobno sprawdziłaś moją wiedzę i wiesz czego mi brakuje. - mruknęłam cicho, nastawiając audioreceptory. Wyraźnie słyszałam za sobą kroki - Starscream.

Słyszałam, że zatrzymał się, zaskoczony, jednak po chwili wyszedł z krzaków i stanął obok, kłaniając się do ziemi.

- W-witaj Królowo...

- Co robisz tu o tak wczesnej porze? - wpatrywałam się w zalewające brzeg fale, oddychając spokojnie.

- Ja... - usłyszałam wahanie w jego głosie - Chciałem potrenować w samotności.

- A tak na prawdę? - mruknęłam ze zmęczeniem, tłumiąc ziewnięcie.

- Nie mam innego celu! - zaskrzeczał - Pani, czy naprawdę po tym wszystkim mi...?

- Starscream, ja czuję, że kłamiesz. - zwróciłam spojrzenie na wpół przymkniętych, zmęczonych optyk na jego chudą, mizerną postać - Jeśli nie chcesz powiedzieć prawdy, to nie mów, ale nie oszukuj mnie.

Patrzył na mnie dłuższą chwilę, zmieszany i niepewny. Wskazałam mu ręką miejsce obok siebie i znów zwróciłam wzrok na ocean, poprawiając się na miejscu. Dyskretnie rozejrzałam się ponownie po miejscu, w którym trenowałam. Nie przyszedł się wymknąć, bo wiedział przecież, że przed nami jest jedno z wyjść wodnych predaconów i syrenbotów. Jeśli chciałby coś ukryć, to na pewno nie na otwartej, piaszczystej plaży. Jest zbyt wcześnie na spacerki, chociaż trening jest możliwy... ale wydaje mi się, że naprawdę mnie szukał. A z jakiegokolwiek powodu chciał mnie znaleźć, potrzebuje się wyżalić. Stłumiłam ziewnięcie i zamrugałam, nieco zaskoczona. Ależ jestem zmęczona. Dziwne. Chociaż... Może jeszcze nie całkowicie się zregenerowałam?

Machnęłam lekko ogonem i uścisnęłam mocno ramię, by nieco się rozbudzić. Jeśli mam go wysłuchać i pomóc, to nie mogę wyglądać, jakbym miała zaraz zasnąć. No dalej! Błysnęłam optykami i skupiłam na nim wzrok. To twój obowiązek, nie ważne czy jesteś osłabiona czy nie. Wysłucham go i spróbuję pomóc. Nie mam zamiaru go odpychać, nawet jeśli trochę mi przeszkodził.

A z jakiegokolwiek powodu chciał mnie znaleźć, potrzebuje się wyżalić. Stłumiłam ziewnięcie i zamrugałam, nieco zaskoczona. Machnęłam lekko ogonem i uścisnęłam mocno ramię, by nieco się rozbudzić. Wysłucham go i spróbuję pomóc. A jeżeli mam to zrobić nie mogę wyglądać jakbym miała zasnąć w każdej chwili. Nie mam zamiaru go odpychać, nawet jeśli trochę mi przeszkodził.

Akurat. Po prostu jego żałosna taktyka wpływa na twoją naiwną Iskrę. Powinnaś wrócić do treningu.

Proszę, bądź cicho! On widzi te błyski! Seeker stał przez moment, niezdecydowany. W końcu siadł obok opierając ręce na kolanach i obserwować wschód słońca. Jego skrzydła powoli opadły, a on spuścił głowę, jakby w załamaniu. Coś go bardzo trapi... Poprawiłam się na miejscu, siadając po turecku i spojrzałam na niego łagodnie. Długo i cierpliwie czekałam, aż zacznie mówić.

- Ja tu nie pasuję. Nikt mnie tu nie chce, ani mi nie ufa. Prawie jak na Nemezis... - skrzywił się z niezadowoleniem.

- Nic co dobre, nie przychodzi łatwo. - westchnęłam cicho, opierając się jedną ręką z tyłu - Jeśli chcesz osiągnąć swój cel, musisz na niego ciężko pracować, inaczej faktycznie nic ci się nie uda. - przymknęłam optyki, rozkoszując się lekką bryzą i delikatnym ciepłem poranka.

- Kiedyś pracowałem na własną pozycję, a i tak nic mi to nie dawało. - rzekł sarkastycznie.

- A kim byłeś na Nemezis? I kim być chciałeś? - popatrzyłam na niego uważnie.

- Ja? Byłem komandorem armady! - widząc mój uniesiony łuk optyczny sarknął i przygarbił się, opuszczając, uniesione uprzednio skrzydła - W teorii... w praktyce nikt mnie nie szanował, a gdy wrócił Megatron... z resztą sama widziałaś Pani. - odwrócił głowę - To nie była walka o pozycję, a o własną Iskrę.

- Teraz nie walczysz już o życie, a o szacunek i miejsce wśród nowego środowiska.

- Nie tak nowego. Widziałem już Vechicony... I nawet miałem z nimi przepychankę - pokazał z krzywym uśmiechem na porysowane skrzydła.

- Starscream... powinieneś był mi to zgłosić zaraz po fakcie. - westchnęłam cicho, przyglądając się im ze zmartwieniem. Rysy nie były groźne, ale widoczne. Trzeba będzie ukarać sprawców - Nie mieli prawa, by cię atakować, choć skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie widzę powodu do żalu.

- Głupie trepy... - burknął - Ktoś powinien nauczyć je ich właściwego miejsca.

- To nie są "głupie trepy", a rozumne istnienia, które pracują jako archiwiści, medycy czy naukowcy. - zmarszczyłam się, patrząc na niego surowo i smutno - Nie powinieneś obniżać ich wartości, gdyż obelga w takiej sytuacji bardziej ubliża tobie niż im.

- A ty co byś zrobiła na moim miejscu Królowo? - spytał po dłuższej chwili ciszy, krzywiąc się niemiłosiernie.

- Przede wszystkim przeprosiła tych, którzy zostali przeze mnie skrzywdzeni, postarała się zmienić nastawienie i zaczęła pracować na naprawę reputacji.

- Przeprosić? - otworzył szeroko optyki ze zdumienia, a jego głos zdradzał gniew - Te marne imitacje Transformerów?!

- Starscream... pokora wobec tych, których skrzywdziliśmy, nie jest niczym wstydliwym. Jest powodem do dumy. - westchnęłam, unosząc głowę do światła i przymykając optyki. Umilkłam na chwilę, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć dalej. To ważne, jak to rozegram - Może nie wydarzy się to od razu, ani nie każdy to zrobi, ale jeśli przeprosisz ich ze szczerej Iskry, okażesz skruchę i zaczniesz nad sobą pracować, wybaczą, a nawet zaczną cię szanować. Znają cię jako złośliwego, dumnego, niepewnego siebie mecha, tym większe wywoła to na nich wrażenie, jeśli to zrobisz.

Con milczał, spoglądając pusto przed siebie. Przez jego twarz przewijały się najróżniejsze emocje, jednak nic nie śmiał powiedzieć. Obserwowałam go chwilę, machając leniwie ogonem. Zakryłam usta ręką ziewając cicho. Nie ma już co czekać. Musi sam to przetrawić. Wstałam powoli i ruszyłam z powrotem do wejścia, lekko uderzając się nim po bokach. Ciekawe ile z tej naszej rozmowy wyrozumie. Mam nadzieję, że rzeczywiście weźmie to sobie do Iskry...

Marzenie wyrwanej Iskry. - parsknęła ironicznie Ciemność - Prędzej Primowie przestaną cię ścigać, niż on cokolwiek zrozumie. Obie wiemy, że to kłamca, oszust i zdrajca! Lepiej zabić go już niż potem znosić konsekwencje.

No tak... oczywiście zapomniałam, że będziesz wątpić w każdy mój pomysł czy działanie. Przewróciłam optykami. Nie zamierzam przejmować się twoją krytyką, a przynajmniej nie w tej materii. Doskonale wiem co robię.

Jeszcze pożałujesz swojej butności Angelbotko.

Może tak, a może nie. Nie wiemy. Uśmiechnęłam się do siebie, strzelając ogonem na boki. I to jest takie piękne... choć znam swój koniec, to wiem, że nic poza jego nadejściem nie jest z góry zaplanowane i mogę to zmienić. Przynajmniej mogę zadośćuczynić złu, jakie przywlekę. Westchnęłam cicho, starannie skrywając smutek. Tak... chociaż tyle mogę zrobić.

Dobre uczynki nie zmazują tych złych. I tak nie będziesz zapamiętania jako dobra Królowa, a jako okrutny potwór, gdy wreszcie cię przemienię i staniesz się moja...

Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to tak nie działa i jak mnie zapamiętają. Ale nie znaczy to, że mogę się poddać. Zawsze będę się starać i walczyć o własną Iskrę. Wypuściłam ciężko powietrze wentylatorami, strzelając ogonem na boki. Nie ważne jak bardzo moja sprawa wydaje się beznadziejna...

Na kwadrans zapadła cisza. W tym czasie udało mi się wkroczyć na pola treningowe, rozciągające się przed głównym wejściem. Las okrywał je długim cieniem i wypełniał ich pustkę swoim cichym tętnem swojego ukrytego życia. Zawsze doceniałam przyjemną, chłodną i spokojną atmosferę poranka. Podczas rannych spacerów wpadały mi do głowy najlepsze pomysły. Niestety to dziwne zmęczenie przeszkadzało mi skutecznie w cieszeniu się z niego... Lecz niespodziewanie przyszło mi coś ciekawego do głowy i aż uniosłam kąciki ust w nieco ironicznym uśmiechu.

- Nie wiem czy wiesz, ale jeśli chcesz mnie opanować, to zsyłanie koszmarów czy bólu to nie najlepsza droga...

Ostatni raz powtarzam, że twoje sny tworzy twój procesor, a ja nie miałam w tym udziału. Ale czuję się zaszczycona, że uważasz mnie za tak potężną Angelbotko...

- Raczej za nierozsądną. - uśmiechnęłam się niewinnie.

Ciemność prychnęła, jednak nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż zagłuszył ją głośny ryk. Uniosłam głowę, zwalniając kroku. Główna część stada wracała właśnie z porannego wylotu po śniadanie. Wśród bestii z przodu dostrzegłam Greenfire'a i Oldblood'a bardzo blisko siebie. Młody przywódca warczał właśnie na rubinowego pobratymca. Westchnęłam cicho, obserwując ich w ciszy. Niedobrze... Ostatnio stado ma pewien... rozłam wewnętrzny. Blood znów podnosi pretensje do swojej pozycji, chociaż przegrał pojedynek z Greenem... A dość duża grupa smoków podziela jego zdanie.

Bestie zniknęły w swoich jaskiniach, a ja ruszyłam do schodków do wnętrza Wyspy, marszcząc łuki optyczne. Jeśli dojdzie do podziału, będę prawdopodobnie musiała wkroczyć i spacyfikować obu liderów. Przyłożyłam dłoń do skanera i po chwili weszłam do środka, zakładając ręce za plecami. Najgorsze jest to, że w całą sytuację zaangażowane są wewnętrzne stronnictwa... Konserwatywne, niezbyt zadowolone z nowych, innych porządków w stadach i to nieco nowocześniejsze, popierające moje drobne korekty. Którykolwiek z przywódców wygra, będzie to oznaczało zaostrzenie konfliktu wewnętrznego... Westchnęłam cicho, przecierając twarz. Ile razy już to przerabiałam? Najpierw gdy zebrałam ich wszystkich razem i wszyscy byli niezadowoleni... potem te nieskończone ciche starania o to, by nie wybuchła wojna domowa i nieskończone akrobacje z coraz to nowymi przywódcami... Powoli przesunęłam dłonią w dół i ponownie założyłam rękę za plecy. Dlaczego musiała się stać tragedia, dlaczego każda z ras musiała zacząć cierpieć, by zrozumieli, że się niczym nie różnią? Dopiero śmierć i wspólne nieszczęście było w stanie ich zjednoczyć...

Ani się obejrzałam, a już stałam przed swoją kwaterą. Wejście rozsunęło się przede mną, ukazując ciemne wnętrze. Z cichym westchnieniem rozsunęłam zasłony okien i zasiadłam przed biurkiem. Leżał na nim jedynie mój prywatny detpad, który ułożyłam nieśpiesznie na środku blatu i wcisnęłam przycisk z boku. Urządzenie automatycznie utworzyło pionowy, holograficzny pulpit i wysunęło w moim kierunku "klawiaturę", oczekując na rozkazy. Od razu rzuciło mi się w optyki, że czekały tam na mnie dwie nowe wiadomości... od Megatrona.

- Dzień dobry Pani.

- Dzień dobry Harmonio. - mruknęłam bez emocji, otwierając komunikator.

"Dzień dobry Aniołku"
"Jak ci się spało?"

Wpatrywałam się chwilę tępo w wiadomości, nie mając sił nawet myśleć o odpowiedzi. Westchnęłam cicho. Długo tak nie pociągnę. Muszę zebrać znów siły. Otworzyłam najniższą szufladę, ziewając. Działka energonu Primusa powinna postawić mnie na nogi.

- Królowo, przyszły już wyniki z laboratorium. Młodsi pomocnicy zdołali już opracować skład i recepturę cienkich dymiarzy. Przysłali kilka, byś oceniła ich jakość.

- Doskonale. Chciałabym, ażeby zrobili dla mnie prywatnie kilkanaście sztuk. - położyłam ramię na biurku, szukając właściwego przewodu - Potem mogą przydzielić jakiemuś robotnikowi, jeśli znajdzie się chętny do ich wyrobu i klientela gotowa je zamówić.

- Jak sobie życzysz.

Wbiłam strzykawkę w odnaleziony kabel, przymykając optyki. Momentalnie poczułam, jak energon zaczął szybciej krążyć w mojej protoformie... lecz także ciepłe, nikłe sygnały, których wcześniej nie odczuwałam. Spojrzałam na siebie, marszcząc łuki optyczne. Co to znaczy?

To znaczy, że jakimś, nieprawdopodobnym cudem udało ci się odblokować. Nie wiem czy to twoje ślepe szczęście, ale twoje zmysły rejestrują już krążenie energii.

Uniosłam lekko kącik ust, zadowolona. Coś mówiłaś o tym, że jestem ułomna? Pfha... bawi mnie sposób, w jaki próbujesz mnie obrazić. Jest to bardziej męczące niż denerwujące, wiesz? Przetarłam twarz i schowałam pustą strzykawkę do szuflady.

- Coś nowego? - łypnęłam optyką na ekran.

- Nie Królowo. Jest bardzo spokojnie. Dodatkowi dyżurni radzą sobie doskonale z obowiązkami, jakie im przekazałaś. - odparła spokojnie.

- A jak idzie wypełnianie mojej małej prośby? - sięgnęłam do klawiatury, by odpowiedzieć.

- Skończyłam pół godziny temu. Leży w twojej sypialni razem z dymiarzami.

- Dziękuję. - mruknęłam, kiwając głową.

Teraz muszę się skupić przede wszystkim na nim...

"Nie śpię Płomyczku. Przygotowujemy się wszyscy do transferu na Cybertron"

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast:

"My również się zbieramy. Proponuję wyruszyć, jak tylko zbierzemy należyty zapas Energonu i spacyfikujemy Autoboty. Wtedy będziemy mogli razem wrócić do domu."

"Pacyfikacja to dość drastyczne określenie, nie sądzisz?"

"Nie bardziej niż ich akcje. Wysadzają mi kopalnie"

"Nie przejmuj się, kiedy się z nimi rozmówię, dadzą ci spokój"

"Użyjesz swego nieodpartego uroku osobistego?"

Uśmiechnęłam się delikatnie. To nieprawdopodobne jak ten mech potrafi być różny... Czasem twardy, brutalny przywódca, a czasem kochany przyjaciel.

"Nie obawiaj się, nie zabiorą mnie od ciebie"

"Niechby spróbowali. Zbyt długo musiałem bez ciebie żyć, by teraz cię tak łatwo oddawać"

"Zazdrośnik."

"Mam chyba prawo być zazdrosnym o moją Femme?"

"Tak tak... ale nie śpiesz się za bardzo. Ty masz jeden mały statek, a ja całą sieć baz. Zanim ich zbiorę, może minąć dużo czasu"

"To zrozumiałe. Ale nam się przecież nie śpieszy, prawda?"

Westchnęłam cicho, zerkając na zegar. Niedługo trzeba będzie iść do obowiązków. A jeszcze miałam zajrzeć do Moona... szkoda mi przerywać konwersacji, ale inaczej się nie wyrobię.

"Wybacz, ale muszę już iść"

"Spotkamy się jutro?"

"Jutro nie dam rady"

"Nie możesz czegoś odwołać?"

"Niestety... mogę dopiero za pięć dni"

"Na pewno nie dasz rady szybciej?"

"Niestety... Mam wiele spraw do ogarnięcia"

"Spróbuj dla mnie. Ja dla ciebie idę na małe ustępstwa"

"Wybacz, ale naprawdę nie mogę"

"Nie uciekaj. Chciałem jeszcze porozmawiać"

"Przepraszam, ale naprawdę muszę iść. Do zobaczenia"

Zamknęłam program i westchnęłam cicho. Bardzo nalegał na to spotkanie. Może mogłabym faktycznie coś poprzesuwać? Przetarłam ręką twarz. Nie, przecież jeszcze wczoraj wszystko sprawdzałam. Niestety Megatronie... Mam tylko nadzieję, że nie było to nic poważnego. Popatrzyłam smutno na detpada, po czym wstałam i ruszyłam do części sypialnej.

- Pani, czy mam przekazać, że nie czujesz się na siłach, by dziś pracować?

- Nie ma takiej potrzeby. Przyjdę na pewno. - odwróciłam wzrok, starając się ukryć zmartwienie - Ach i niech Speedfire będzie gotowy zabrać Moontear'a na lekcję latania.

- Jak sobie życzysz Królowo.

Weszłam cichutko do ciemnego pomieszczenia, zerkając na szafę na przeciwko łóżka. Specjalnie przygotowana paczka "Kominów" leżała na ciemnym, płytowym okryciu. Uniosłam lekko kącik ust, chowając opakowanie do schowka na biodrze i rozkładając zamówiony materiał.

Coś znowu wymyśliła?

Zaśmiałam się cichutko unosząc przedmiot do światła. Doskonale wywiązano się z tego zadania... Trzymałam w rękach mój stary, przerobiony już płaszcz. Zgodnie z zamówieniem przycięto go do połowy uda, wymieniono zapięcia, wzmocniono rękawy, dorobiono kilka dziur dla skrzydeł i wystających elementów zbroi oraz odnowiono zapięcia magnetyczne kaptura, by nie spadał w trakcie walki. Z uznaniem przyglądałam się staremu ubraniu. Nareszcie przestanę świecić jak żarówka, kiedy z tobą rozmawiam.

Wreszcie wpadłaś na jakiś dobry, praktyczny pomysł Angelbotko. Gratuluję.

Przesunęłam po nim powoli ręką, przyglądając się płytkom, uginającym się pod moim dotykiem. Ech, kiedyś to były czasy... wróg był jeden, nie skakaliśmy sobie do przewodów... aż tak. Największe bójki przydarzały się w barach najwyżej, a nasza paczka była nierozłączna... Boże mój, Boże, jak ja za tym tęsknię... Westchnęłam boleśnie, jakby mi miała Iskra zaraz pęknąć.

Nie marz się. Zakładaj to i chodźmy stąd.

Potrząsnęłam głową, ocierając optyki i założyłam płaszcz na siebie, zerkając na bok. Na mojej koi wciąż spał mój smok. Iskierka w swojej zwykłej formie skuliła się w swoim leżu. Przez na wpół otwarte usta wydobywały się cichutkie pomruki zadowolenia. Podłożył sobie rączki pod główkę, a nóżki zaplątał w swoje czerwone okrycie, które widać skopał przez sen. Mimowolny uśmiech wkradł się na moje usta, gdy tak patrzyłam na moje małe słoneczko. Usiadłam przy nim cicho, czule głaszcząc go po grzbiecie i przyglądając mu się z rozrzewnieniem. Rośnij Iskierko, rośnij... pokaz im wszystkim, że mylili się, gdy spisywali cię na straty. Cmoknęłam go delikatnie w czółko. Co ja bym bez ciebie...? Och... Moon wyciągnął niespodziewanie łapki i przytulił się do mnie. Wyraźnie czułam spokojne bicie jego małej Iskry.

- Mama...

Uśmiechnęłam się, wzruszona i ostrożnie podniosłam mój mały skarb. Robię się coraz bardziej sentymentalna...

Na stare lata.

Hah, to prawda. Pocałowałam go w hełm, gładząc kciukiem cieplutki policzek małego. Nie mogłam przestać się uśmiechać.

- Tak malutki... to mama.

Hej hej...

Szkoda, że nie odpowiadacie w komentarzach, ale to nic. Mam nadzieję, że czytanie tego sprawia wam równie dużo frajdy, ile mnie tworzenie.

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top