64.

Po dłuższej chwili odpoczynku, Rimmone leniwie obrócił się na bok i wlepił spojrzenie w Astaroth, która od jakiegoś czasu nie opierała się już o niego. Patrzył przez chwilę jak spokojnie leży na plecach i wygrzewa się. Na jej twarzy malował się spokój. Wyglądała, jakby spała. Mroczne włosy, naznaczone pojedynczymi srebrnymi kosmykami, swobodnie opadały na jej policzek. Jej drobne, zaróżowione usta były lekko rozchylone i zdawały się być wykrzywione w subtelnym uśmiechu.

Rimmone po namyśle musnął palcami jej jeszcze wilgotne skrzydło, które w pełni rozłożone spokojnie sięgało aż do jego ramienia.

Dziewczyna leniwie uniosła powieki, czując jego dotyk. Uśmiechnęła się nieco, czując jak delikatnie głaszcze jej pióra. Rozleniwiona przetarła oczy, odgarniając przy tym włosy z twarzy.

- Wiesz co mi się przypomniało? - Uśmiechnął się łobuzersko.

- Co?

W odpowiedzi Rimmone złapał małe, czarne piórko, po czym wyrwał je.

- Ała! - Astaroth poderwała się do siadu, natychmiast składając przy tym skrzydła.

- Wygrałem - zarechotał chłopak, wymachując piórkiem.

- Pożałujesz - Skoczyła na niego. - Teraz ja ci powyrywam pióra! - zarechotała.

Siłowali się przez chwilę, tarzając się przy tym po skalnej półce i podnosząc pył.
Ich śmiechy rozchodziły się echem między kamiennymi korytarzami.

Kiedy omal nie wylądowali z powrotem w wodzie, Rimmone poderwał się z miejsca i skoczył w stronę ściany. Zaczął się wspinać, co rusz zerkając na Astaroth, by sprawdzić czy podąża za nim.

- No dalej, Asta! - zawołał, piąc się dalej w górę.

Po chwili był już niemal na szczycie stromej ściany. Sapiąc ciężko, już miał się podciągnąć, kończąc tym wspinaczkę, gdy zamarł zdumiony, dostrzegając przed sobą Astaroth.

- Co tak wolno? - zarechotała.

- Jak to zrobiłaś? - W końcu wdrapał się na górę.

W odpowiedzi rozłożyła skrzydła, uśmiechając się przy tym chytrze.

- Ma się te sposoby - Puściła mu oczko.

- Nie ładnie tak oszukiwać - Lekko pstryknął ją w nos, po czym skupił się na widoku.

Białe skały rozciągały się daleko w postaci wielkiego labiryntu, aż w końcu przeistaczały się w wysokie, górskie szczyty. Stamtąd wypływał potężny wodospad. Teraz mogli oglądać w całej okazałości, jak ściana wody, mieniąca się wszelkimi barwami, z hukiem wpadała do jeziora.

- Pięknie tu, prawda? - Nieco rozłożył skrzydła, żeby lekki wiatr mógł musnąć jego jeszcze wilgotne pióra.

- Nawet bardzo - Astaroth stanęła obok niego, na samej krawędzi skał.

Patrzyła z zachwytem na powoli zachodzące słońce. Podziwiała kolorowe niebo i białe skały. Po chwili skupiła się na przejrzystej wodzie, gdzie znów dostrzegła ławice drobnych ryb.

Po chwili zerknęła na Rimmone'a.
Nagle, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, złapała pióro i zdecydowanym ruchem je wyrwała. Chłopak wzdrygnął się, zaskoczony nagłym bólem.

- Jesteśmy kwita - Astaroth uśmiechnęła się szeroko.

- Niech ci będzie - Odwzajemnił uśmiech, po czym wziął od niej swoje pióro, a następnie wlótł je w jej włosy, wraz z jej lotką, którą wcześniej zdobył. - Vagirio pewnie niedługo się ocknie - Wskazał na słońce, powoli zbliżające się w stronę białych gór. - Zatem pora wracać - Lekko trącił Astaroth łokciem. - Co powiesz na wyścig?

- Jeszcze ci mało latania?

- Nie latałem tyle lat - Wzruszył ramionami. - Daj się nacieszyć.

Zeskoczył ze skały i zaczął lecieć w stronę szczytów.
Astaroth nagle przemknęła tuż przy nim, śmiejąc się głośno.

- Co tak wolno?! - zawołała - Sił już nie masz?!

Rimmone uśmiechnął się pod nosem, przyspieszając znacznie. W ciągu kilku chwil znaleźli się przy wodospadzie. Zrobili kilka okrążeń, powoli zwalniając i zniżając lot.
Astaroth chciała wylądować na szczycie kaskady, jednak zaskoczył ją dość silny podmuch wiatru.
Na szczęście Rimmone złapał ją za rękę i pomógł jej bezpiecznie stanąć, na skałach.

- Dzięki - powiedziała - Nie przewidziałam, że będzie tak mocny wiatr.

- Drobiazg.

Astaroth spojrzała na rękę Rimmone'a, wciąż trzymającą jej dłoń.
Chłopak to dostrzegł. Lekko rozluźnił chwyt, jakby chciał zabrać rękę.
Jednak czując, że dziewczyna nie rozluźnia palców, postanowił jej nie puszczać.
Wolną ręką sięgnął do jej policzka, pozwalając siebie musnąć jej skórę. Dostrzegł, że się rumieni, ale nie protestowała, a jedynie się uśmiechała i patrzyła swymi błękitnymi oczami, prosto w jego ślepia.

Po chwili zahawania, nieco się schylił przez co ich policzki, a następnie usta się o siebie otarły.
Po chwili ich wargi już nieco pewniej się złączyły.
Jednak ta chwila nie trwała długo. Odskoczyli od siebie, gdy nagle zabrzmiał przerażający ryk.
Astaroth złapała się za serce.

- Już myślałam, że to Vagirio - Odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę, że to nie był znajomy ryk.

- Mnie też aż ciarki przeszły - chłopak zarechotał, drapiąc się po karku - Obawiam się, że powyrywałby mi pióra, gdyby nas przyłapał.

- Nie pozwoliłabym mu na to - Astaroth uśmiechnęła się nieco. - Już raz ocaliłam cię przed jego szczękami.

- Pomocy! – zabrzmiał dziecięcy głosik, dobiegający gdzieś z daleka.

Astaroth zaskoczona, natychmiast zaczęła się rozglądać.

- Słyszałeś? – spytała, chcąc się upewnić, że się nie przesłyszała.

- Niech nam ktoś pomoże! – znów dziecięcy głos przerwał przyjemną ciszę.

- Co tu robi dzieciak? – Rimmone również zaczął się rozglądać. – Przecież to zupełne odludzie.

- A jeśli to nie śmiertelnik?

- Lepiej się stąd zabierajmy – Chłopak chwycił rękę Astaroth, dostrzegając w oddali, przy linki drzew czyjąś sylwetkę.

- Co wypatrzyłeś?

- Coś tam leży. I mam dziwne przeczucie, że to nic przyjaznego.

- Może tam jest ten dzieciak. Zobaczmy co to.

- To kiepski pomysł, Asta... To może być demon.

- O tej porze?

- W tych okolicach to prawdopodobne. Ludzie są po drugiej stronie jeziora i raczej nie mają zamiaru się tu zapuszczać. Więc to dobre miejsce dla demonów.

- Nawet jeśli to demon, to potrzebuje pomocy. Powinniśmy zobaczyć co się stało.

- Czasem jesteś zbyt dobra, Asta. Inne demony mogłyby wykorzystać chwilę twojej słabości, by cię zabić. Raczej nie próbowałyby ci pomóc.

- Ale ja nie jestem, jak inne demony – Puściła jego rękę. - I ty też nie – Po tych słowach zeskoczyła ze skały i poszybowała przed siebie.

- Ach... - Rimmone przewrócił oczami. – Za to jesteś bardziej uparta, niż trzy demony razem wzięte.

W końcu skoczył za nią. Rozłożył skrzydła i zaczął lecieć za Astaroth w stronę upatrzonej sylwetki. Gdy był wystarczająco blisko, by móc się przyjrzeć co leży na ziemi, zawisł w powietrzu. Patrzył przerażony, na leżącego na ziemi Egzekutora spętanego przez tlące się bladym, błękitnym światłem, srebrzyste liny. Myśliwy leżał na boku. Miał skórę o dość jasnej barwie indygo, wzbogaconej o liczne przebarwienia, często układające się w nierówne mysioszare pasy lub plamy. Na głowie, karku i kręgosłupie miał kolce, które teraz leżały na ciele, przygniecione przez sznur. Z żuchwy i skroni wystawały niedługie rogi. Jego pysk był dość smukły i wystawały z niego dość równe, ostre zęby. Niemal całe jego ciało owijały sidła anielskich Łowców. Sznur oplątał mu pysk, tułów i wszystkie cztery łapy, skutecznie go unieruchamiając. Na przednich kończynach miał mieniące się runy, co znaczyło, że był wierny Piekłu.
Oddychał ciężko i dość płytko, gdyż każdy ruch sprawiał, że liny wypalały w jego ciele coraz głębsze szramy. Każde uniesienie klatki piersiowej, sprawiało, że sznur mocniej wbijał się w jego ciało i z cichym sykiem pogłębiało rany.
Egzekutor leżał tuż przy krawędzi cienia. Wystarczyło jeszcze tylko trochę czasu, by słońce zmieniło swe położenie, a światło go w końcu dosięgło.

- Uciekajmy stąd – rzekł Rimmone - To Egzekutor i sądząc po wyglądzie jego run, to niedawno był w Piekle, a to znaczy, że jest podległy Belialowi.

Astaroth jednak go nie słuchała. Patrzyła jak zahipnotyzowana gdzieś przed siebie. Nagle wskazała ręką to, na czym tak się skupiła.

- Patrz... - powiedziała cicho, zdumiona.

Przy łowcy był znacznie mniejszy demon. Był to młodziutki Tropiciel. Płasko położył uszy, wystraszony. Podobnie jak Egzekutor poruszał się na czterech łapach i miał dość zgrabną paszczę. Jednak on nie miał rogów, ani kolców, a skóra była ciemnowiśniowa. Jedynie na oku miał białą plamę. Miał okaleczony pyszczek. Ze świeżych jeszcze ran ciekła czarna krew. Prawdopodobnie obrażenia powstały po próbie przegryzienia sznurów, pętających Egzekutora.
Patrzył żółtymi, przerażonymi ślepiami na Astaroth i Rimmone'a, unoszących się nad ziemią. Jego spojrzenie zdawało się błagać, aby nie robili mu krzywdy. W końcu skoczył w stronę leżącego łowcy. Trącił go pyskiem.

- Wstań, tato! – krzyknął, po czym zlękniony spojrzał na Astaroth.

Kiedy ta nie zaatakowała, młody Tropiciel oparł łapy na boku ojca i lekko nim wstrząsnął.

- Proszę cię, wstań...

- Nie ruszaj go – Rimmone wylądował. – Tylko pogorszysz sprawę.

Młody łowca jeszcze bardziej położył uszy. Podkulił ogon, po czym umknął między drzewa.

- To dziecko – Astaroth złożyła skrzydła, przez co runęła na ziemię. – Jakim cudem już się przemienił?

- Urodził się w Piekle i tam dorasta. Dlatego już ujawniły się jego talenty.

Astaroth podeszła do Egzekutora. Kiedy uklękła przy nim, mały Tropiciel, zawarczał słabiutko. Wyszczerzył jeszcze drobne, przypominające igły zęby.

- Spokojnie – rzekł Rimmone – Ona mu pomoże.

Kiedy nastolatka przyłożyła dłoń do szyi spętanego łowcy, zabrzmiało ciche warczenie. Dotąd zaciśnięta powieka, powoli się uniosła, a wraz z nią druga, przezroczysta, ostatecznie odsłaniając czerwone oko, z pomarańczowymi i żółtymi przebarwieniami dookoła zwężonej do granic możliwości źrenicy, w kształcie pionowej kreski. Spętany pysk nieco się zmarszczył, jeszcze bardziej odsłaniając zęby.

- Uwolnię cię – Astaroth zaczęła uważnie przyglądać się linie. – Trzeba to jakoś przeciąć.

- Tego nie da się od tak przeciąć – odparł Rimmone – To specjalne, anielskie sidła. Są zaklęte tak, że demon nie może się ruszyć, a tym bardziej ich rozerwać. Do tego są ustawiane w takich miejscach, że ofiara jest skazana na godziny cierpień, zanim słońce ją dosięgnie. A temu Egzekutorowi czas się kończy.

- Stań za mną.

- Po co?

- Po prostu stań za mną i rozłóż skrzydła. Rzucisz trochę cienia, a to da mu choć trochę czasu.

Rimmone zrobił jak kazała. Stanął nieco za jej plecami i rozłożył swe skrzydła najbardziej jak mógł, by choć trochę osłonić spętanego demona.

- Nie mamy nic ostrego?

- Nie. Ale nawet gdybyśmy mieli to i tak by nic nie dało. Tych lin nie da się przeciąć byle czym.

- A piórem? – Poderwała się z miejsca.

Skupiła się. Wyobraziła sobie, że jej lotki stają się ostre. Po chwili wzięła zamach. Z jej skrzydła poleciało kilka ostrych, jak brzytwa piór i z hukiem wbiły się w najbliższy pień. Natychmiast podbiegła do lotek i chwyciła jedną z nich. Przesunęła palcem po ostrej krawędzi, omal się przy tym nie zacinając.

- To powinno dać radę – stwierdziła, podchodząc z powrotem do demona.

Egzekutor napiął się, patrząc kątem oka na ostre pióro ściskane przez drobną dłoń Astaroth. Nie ufał jej, pomimo, że zapewniała go o chęci pomocy. Zaczął chaotyczniej oddychać, gdy nastolatka znów obok niego uklękła i przysunęła ostrze do jego żeber, gdzie było najwięcej sznura. Astaroth jednak nie chciała zrobić mu krzywdy, choć miała ku temu doskonałą okazję. Ostrożnie uniosła jeden ze sznurów i przygotowała pióro, by go przeciąć. Następnie szarpnęła dość mocnym, zdecydowanym ruchem. Ku jej zdumieniu pióro pękło na pół.

- Pomysł dobry, lecz chciałaś przeciąć w złym miejscu – zabrzmiał głos Vagirio.

Demon w postaci myśliwego, spokojnie wyłonił się z zarośli. Zmierzył wzrokiem spętanego Egzekutora, który pomimo bólu rozczapierzył palce, zakończone ostrymi pazurami. Zaczął oddychać jeszcze szybciej. Warczał. Próbował się ruszać, lecz liny wzmagające ból, skutecznie wybiły mu to z głowy.

- Sidła mają słaby punkt – Vagirio ignorując nerwowość demona, podszedł tak blisko, że miał na wyciągnięcie łapy jego odsłoniętą pierś. - Miejsce, gdzie są splątane wszystkie liny, tworzące sieć.

Uniósł łapę. Ostre pazury jeszcze bardziej wysunęły się z czubków palców. Spętany Egzekutor przymrużył oko, warcząc głośniej. Był pewien, że Vagirio ma zamiar go dobić. Jednak demon nie użył pazurów na ciele łowcy. Odnalazł jeden z supłów, na linie i zdecydowanym ruchem, płacąc za to raną na łapie, przeciął sznur. W jednej chwili więzy na kończynach i paszczy się rozluźniły. Egzekutor natychmiast poderwał się z miejsca. Szybko zrzucił z siebie sidła, oswobadzając pysk. Zębami rozerwał resztę liny, oplątanej jeszcze na jego tułowiu. Kolce na jego grzbiecie natychmiast się nastroszyły.
Gdy był już wolny, łypnął na demona i mieszańców, który mu pomogli, choć mogli go zostawić lub dobić, wykorzystując fakt, że był unieruchomiony. Po chwili skupił się tylko na Vagirio, który obserwował go czujnie. Demon spodziewał się ataku ze strony Egzekutora. Jednak ten jedynie skinął głową, dziękując za ratunek.
Podszedł do swego syna. Schylił łeb, by obejrzeć go dokładnie, sprawdzając, czy nic mu się nie stało. Po chwili, uspokojony uniósł głowę. Utykając, zaczął się oddalać, by ostatecznie odnaleźć wejście do Piekła i móc powrócić do stada.
Jednak zatrzymał się jeszcze. Obejrzał się za siebie, patrząc oczekująco w stronę syna. Mały Tropiciel stał jeszcze naprzeciwko obcych, którzy oswobodzili jego ojca.

- Dziękuję – rzekł cicho, po czym ruszył biegiem w stronę rodzica.

- Skąd wiedziałeś gdzie jest słaby punkt lin? – spytał Rimmone, gdy myśliwi się oddalili.

- Nadele mi powiedziała - odparł - Wiedziała z notatek brata, który jest Łowcą.

- Zatem mam wuja? - spytała Astaroth, lekko zdezorientowana.

- Owszem, lecz wierz mi, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Ranar jest jednym z najgorszych Łowców, na jakiego można się natknąć. On nie ma za grosz litości, dla takich jak my. Walczy do upadłego, gdyż tak bardzo nienawidzi istot nam podobnych, że woli sam zginąć, niż pozwolić swej ofierze odejść bez walki. Zabiłby cię, Astaroth... Nie tylko dlatego, że jesteś moją córką, a mnie szczerze nie znosi, bo uważa, że zabiłem jego siostrę. Zabiłby cię tylko dlatego, że jesteś mieszańcem.

Pomimo zmęczenia ruszył między drzewa, niemal w tym samym kierunku co łowcy. Starał się nie pokazać, że wciąż bolą go mięśnie. Przynajmniej potworny kaszel już go nie dręczył.

- Chodźmy stąd - rzekł schrypniętym głosem - Im szybciej oddalimy się od terenu myśliwych, tym lepiej.

Astaroth i Rimmone spojrzeli na siebie, po czym ruszyli za Vagirio. Jednak nie odeszli zbyt daleko.
Zamarli w bezruchu, dostrzegając na swej drodze Tropicielkę, w towarzystwie dwóch Egzekutorów. Ta zasyczała, wyszczerzając zębiska, a stojący przy niej zabójcy, warknęli, szykując się do ataku.

Vagirio odpowiedział im ostrzegawczym syknięciem. Napiął mięśnie, gotów do walki, choć starcie z dwoma Egzekutorami mogło się skończyć tragicznie.

Myśliwi ruszyli biegiem w ich stronę, rycząc wściekle. Zatrzymali się jednak nagle, gdy na drodze stanął im mały Tropiciel, o wiśniowej skórze. Zaraz za nim z zarośli wyszedł Egzekutor, który cudem przeżył spętanie przez anielskie sidła. Utykając podszedł do syna, który stał na drodze dwóch Egzekutorów, oddzielając ich od Vagirio i jego towarzyszy.

- Zostawcie ich – rzekł uratowany łowca – Pomogli nam.

Myśliwi uspokoili się. Rozluźnili paszcze, by skóra osłoniła zęby. Pozwolili pazurom nieco wsunąć się w palce. Spojrzeli na Tropicielkę, która stanęła między nimi.

- Talash – rzekła z ulgą w głosie.

Zbliżyła się do małego łowcy. Musnęła pyskiem, paszczę dziecka, po czym obejrzała go dokładnie. Po chwili już spokojniejsza, skupiła się na Egzekutorze.

- Nic ci nie jest? – spytała z troską, przyglądając się ranom po anielskich sidłach.

- Dzięki nim nie. Uwolnili mnie z sideł Łowców.

- To Vagirio - warknął jeden z Egzekutorów - Wiesz co rozkazał Belial. Mamy go zabić i przyprowadzić mu dziewczynę - Wlepił żółte ślepia w nastolatkę.

Uratowany Egzekutor warknął ostrzegawczo na towarzysza, gdy ten zrobił krok w stronę dziewczyny.

- A ja mówię, że macie zostawić ich w spokoju - syknął - To ja jestem alfą, w naszej grupie. Ja! I to ja decyduję kogo zabijacie, a kogo nie. Czy to jasne? Czy mam ci to przetłumaczyć z pomocą pazurów?

- Zapłacimy głowami za twój bunt - warknął drugi Egzekutor.

- Jeśli Belial się dowie, że darowaliśmy życie Vagirio i Astaroth, sam mu się wystawię. Wezmę odpowiedzialność za mój rozkaz. A teraz zawracajcie i wracamy do obozu. Chyba, że dalej chcecie kwestionować moje decyzje - Po tych słowach zmarszczył pysk, w pełni prezentując swoje kły i dziąsła.

Egzekutorzy spojrzeli na siebie, po czym odwrócili się i ruszyli swoją drogą.

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - spytała Tropicielka.

- Uratowali mi życie - Spojrzał na Vagirio. - Jestem im winny przysługę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top