27.
Astaroth powoli otworzyła oczy. Poderwała się do siadu zaskoczona widokiem drewnianego sufitu, zamiast ponurych skał, najeżonych ostrymi stalaktytami. Zmierzyła wzrokiem łóżko i znajomy jej pokoik, oddzielony od reszty domu starą zasłoną. Spojrzała na okno, przez które wpadały ciepłe promienie słońca. Słyszała poranne śpiewy ptaków.
Uśmiechnęła się szeroko, wyskakując z łoża.
Czyżby to wszystko było snem? Vagirio? Demony? To wszystko co ją spotkało?
- Mamo? - Uradowana wypadła zza firany.
Radość zastąpiło przerażenie. Wrzask rozpaczy wydarł jej się z gardła, gdy dostrzegła wielką kałużę krwi, w której leżeli Marisa i Naveed. Patrzyli martwymi, szeroko otwartymi ślepiami prosto na Astaroth.
Dziewczyna przerażona podbiegła do nich i padła na kolana, nie zważając na posokę. Pełnymi łez oczami patrzyła na ich poszarpane ciała i przegryzione gardła.
Spojrzała na drżące, ubabrane krwią ręce. Dostrzegła pod długimi, ostrymi paznokciami kawałki skóry.
Spanikowana odruchowo zerknęła w stronę lustra, opartego o ścianę.
Dostrzegła, że ma zupełnie czarne włosy i jest nienaturalnie blada, a jej usta, jak dłonie plami krew.
Jej oczy płonęły czerwienią.
Dopiero w odbiciu dostrzegła smoliste lotki, które niczym ostrza tkwiły wbite w ściany.
Nagle odbicie dziewczyny uśmiechnęło się upiornie, ukazując ostre zębiska, które powoli z białych, stały się zupełnie czarne, jakby kość zastąpił najczystszy obsydian. Długi, wąski język musnął wargi, łakomie zlizując jeszcze świeżą krew.
Nagle twarz naznaczył upiorny grymas, a pazury wbiły się w okaleczone ciała zamordowanych, a z gardła wydarł się rozdzierający duszę ryk, przez który popękały okna i lustro...
- Astaroth! - wrzasnął Vagirio, lekko wstrząsając ramionami córki - Astaroth! Obudź się!
Dziewczyna jednak nie reagowała na jego krzyk. Wrzeszczała i rzucała się, wciąż tkwiąc w swym potwornym śnie. Nagle wbiła ostre paznokcie w ręce Vagirio, jakby chciała się przed nim bronić.
Demon syknął z bólu, ale wciąż próbował ocucić córkę.
- Astaroth! - Znów nią szarpnął.
W końcu dziewczyna gwałtownie otworzyła płonące czerwienią oczy. Jej srebrzyste włosy w jednej chwili pochłonęła czerń. Skoczyła na Vagirio, szykując szpon do ciosu. Zdołała drasnąć jego policzek, zostawiając głębokie rysy.
Demon cudem ją z siebie zrzucił, nim pazury dziewczyny znów go zraniły, tym razem w szyję.
Zaskoczyła go, a nie było to łatwe.
Kiedy znów się na niego rzuciła, zrobił z nią szybkiego koziołka, przez co wylądowała pod nim.
Usiadł na niej, przygniatając ją do ziemi i chwycił ją za ręce, aby nie mogła go sięgnąć. Nastolatka zasyczała wściekła, prezentując mu swe ostre zęby. Widział w jej czerwonych ślepiach czysty gniew i obłęd. Nie miała pojęcia co robi.
- Astaroth! - ryknął, siłując się z nią, a nie było to łatwe, bo z każdą chwilą dziewczyna była coraz silniejsza - Shaniro!
Dopiero wtedy nastolatka przestała się rzucać. Jej oczy powoli zgasły i odzyskały błękitną barwę. Jedynie połowa jej włosów znów stała się srebrna. Oddech stopniowo zwalniał, a długie paznokcie powoli wsunęły się z powrotem w ciało.
- Dlaczego mnie trzymasz? - spytała skołowana.
- Miałaś koszmar - wysapał Vagirio.
W końcu ją puścił i zszedł z niej.
Astaroth zamyśliła się na chwilę. Nie mogła pozbierać myśli. Dopiero po kilku minutach przypomniała sobie straszliwy sen. Powoli usiadła i spojrzała na swoje dłonie. Chciała się upewnić, że nie ma na nich krwi. Łzy zebrały jej się w oczach, kiedy uniosła wzrok i dostrzegła rysy na twarzy Vagirio.
Nagle zaczęła drżeć. Wystraszona swą potworną wizją zaczęła szlochać. Umknęła pod ścianę jaskini, jak najdalej od Vagirio, po czym pociągnęła nogi i skuliła się najbardziej jak to było możliwe.
Demon przez chwilę patrzył jak przerażona się trzęsie i płacze.
Powoli się do niej przysunął. Martwił się. Taki sen to był wyjątkowo zły omen. Choć nie był pewien czy po prostu Astaroth przez pełnię śniła o swych największych lękach, czy to była wizja. Ale najbardziej zaniepokoiła go ta nagła agresja i utrata kontroli.
- Zabiłam ich... - szepnęła - Marisę i Naveeda... Zabiłam ich...
- To był tylko sen.
- To było straszne... - Nie słuchała go. - Zabiłam ich i jeszcze mnie to cieszyło...
Vagirio podrapał się po karku. Wiedział co powinien zrobić. Astaroth była tylko dzieckiem. Potrzebowała wsparcia i choć odrobiny ciepła.
W końcu przysunął się do nastolatki jeszcze bliżej i niepewnie wyciągnął rękę by ją objąć.
- Nie dotykaj mnie - Odsunęła się nieco. - Nie chcę cię znowu zranić...
- Nie zranisz - Przyciągnął ją do siebie.
Ku jego zdziwieniu tym razem Astaroth mu nie umknęła, a natychmiast się w niego wtuliła. Była niczym małe dziecko, próbujące się schować w objęciach rodzica, przed otaczającym go złem.
- Byłaś tu cały czas - powiedział łagodnie, przeczesując jej włosy - Nikomu nic się nie stało.
- Jeszcze... - załkała - A co jeśli wkrótce kogoś skrzywdzę?
- Nie jesteś taka. Nie mogłabyś nikogo zabić - skłamał.
Doskonale wiedział, że Astaroth była niebezpieczna i mogła komuś nieumylśnie zrobić krzywdę.
- Nie bój się - Mocniej ją przytulił. - Dopóki jestem z tobą, nic złego się nie stanie.
- A co z tobą? Już cię zaatakowałam. A co będzie później?
- Będzie dobrze. Zaufaj mi. Zrobię wszystko, abyś okiełznała swoją mroczną stronę. Ani tobie, ani nikomu innemu nic się nie stanie.
Nagle serce mu zamarło, gdy przy wejściu do groty dostrzegł lisa. Zwierze wpatrywało się w niego swymi złotymi ślepiami. Po chwili umknął mu z pola widzenia.
- Zostań tu i spróbuj zasnąć - Wyplątał się z jej objęć, po czym wstał. - Ja zobaczę, czy Wyjce już odleciały.
- Nie zostawiaj mnie...
- Spokojnie. Za chwilę wrócę.
Vagirio przeistoczył się w kota i podążył śladem lisa. Stąpając ostrożnie, po wąskiej skalnej półeczce, dotarł do innej jaskini, gdzie znów dostrzegł lisa.
Po chwili smukłą sylwetkę zwierzęcia, zastąpiło ludzkie, kobiece ciało.
- Co tu robisz, Lha-mo? - spytał Vagirio, przekraczając się w człowieka.
- Nie przejmuj się mną - rzuciła, zajmując się przekonywaniem sterty kamieni.
- Co tu robisz? - powtórzył, powoli do niej podchodząc - Śledzisz nas?
- Ależ skąd. Mam lepsze rzeczy do roboty - odparła, ruszając do kamiennego korytarza - Szukam składników. W tych górach jest pełno magicznych roślin i grzybów.
- Czekaj - Vagirio podbiegł do niej. - Powiedz mi, jak widziałaś moją śmierć.
- Nie powinieneś tego wiedzieć - mruknęła, nie zatrzymując się.
- Powiedz mi - Chwycił ją za ramię. - Muszę wiedzieć.
- Vagirio... - westchnęła, kręcąc przy tym głową.
- MUSZĘ - rzekł stanowczo.
- Powiem ci tylko, że to był twój ostatni pojedynek.
- Z kim? Z Astaroth?
- Tego nie wiem. Nie widziałam, kto cię pokiereszował, ale wierz mi zrobił to ktoś bardzo silny i pozbawiony skrupułów. Widziałam jedynie głębokie rany i jak powoli konasz - Spuściła wzrok.
- Kłamiesz - mruknął, dostrzegając że jej uszy lekko drgnęły - Doskonale wiesz kto zakończy mój żywot.
- Vagirio...
- Powiedz mi. To Astaroth?
Lha-mo pokręciła głową, po czym odsunęła się od niego i znów ruszyła korytarzem.
- Belial? - Vagirio ruszył za nią. - On mnie zabije? Kiedy? Gdzie?
- Nie wiem. Widziałam tylko, jak bezlitośnie rozszarpuje twoje ciało i... zabiera Astaroth...
- Poluje na nią, prawda? To on nasłał na nas upiory?
- Upiory?
- Zjawiły się na takim małym, porzuconym cmentarzu. Sądziłem, że to również przewidziałaś.
- Nie. Widzę tylko to, do czego prowadzą dotychczasowe wybory. Twoje ściągają na ciebie śmierć i pchają twoją córkę w łapy Beliala. Wiesz co powinieneś zrobić. Choć to przykre, musisz zabić Astaroth. Tak będzie najlepiej. Uchronisz śmiertelników przed zagładą.
- Nie zabiję własnej córki.
- Vagirio... Ledwie kilka minut temu zrobiła ci te rysy - Chwyciła jego szczękę. - A ty dalej masz wątpliwości?!
- Nie rozumiesz, że nie potrafiłbym jej zranić?! - Wyrwał jej się. - Nie zabiję własnego dziecka!
- Jakoś nie miałeś skrupułów, próbując zabić Beliala. A przecież on również jest twoim dzieckiem, jakbyś zapomniał.
- Co ty porównujesz? Belial próbował zniszczyć śmiertelników. To on chciał mnie zabić! - bruknął, oddalając się nieco od niej.
Po chwili westchnął ciężko, opierając się o zimne skały.
- To mój syn... Sądzisz, że naprawdę pragnę jego śmierci? Kochałem go, ale stał się potworem, do którego już nie można dotrzeć rozmową...
- Dlatego jak tylko się widzicie, próbujecie się zabić - prychnęła Lha-mo - A z Astaroth będzie tak samo. Drzemiący w niej mrok, jest silniejszy niż sądzisz. I nie zdołasz tego powstrzymać.
- Udowodnię ci, że się mylisz. Nie znasz jej.
Lha-mo spojrzała na niego z politowaniem. Nie rzekła już więcej ani słowa, choć Vagirio doskonale wiedział, że chciała mu powiedzieć, jak bardzo się myli.
Demon odwrócił się. Przeistoczył się w kruka, korzystając z ostatnich chwil pełni, po czym wzbił się w powietrze i opuścił jaskinię. Rozejrzał się za Wyjcami. Ku jego uldze, wielkich ptaków nie było w pobliżu. Więc mógł spokojnie wracać do Astaroth.
Gdy dotarł z powrotem do wnęki, gdzie zostawił córkę, zmienił się w wilka, po czym cicho podszedł do skulonej na ziemi nastolatki.
Położył się przy niej, by ją ogrzać.
Czuwał nad nią, dopóki nie zaczęło się robić szaro. Ziewnął, w końcu kładąc pysk na ziemi. Nim jednak zamknął czy, dostrzegł w wejściu Lha-mo. Znów w postaci lisa.
Vagirio wyszczerzył kły, warcząc cicho i strosząc sierść na karku. Dawał jej jasno do zrozumienia, że będzie bronić Astaroth do upadłego.
Lha-mo niemal natychmiast umknęła, jednak nie ze strachu przed Vagirio, a ze względu na pierwsze promienie słońca.
Natomiast demon już spokojniejszy, że nie dostrzega Lha-mo, ułożył się do snu. W duchu liczył, że to ona tkwi w błędzie. Szczerze wierzył, że Astaroth jest dość silna, by przezwyciężyć wzmagające się w niej zło. Miał zamiar tego dopilnować, choćby miało go to kosztować życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top