12.

Shanira zamruczała cicho, powoli odzyskując świadomość.
Nieco uniosła powieki, po czym zamrugała szybko kilka razy.
Jej oczy szybko przyzwyczaiły się do ponurej ciemności.
Nieprzytomnym wzrokiem zmierzyła sufit i ściany z litej skały.

Zdziwił ją fakt, że było jej wygodnie, bo pierała się o coś miękkiego.
Powoli się obróciła by spojrzeć co robiło jej za poduszkę.
Leżała tuż przy... Vagirio.
Demon w swej potwornej postaci  spokojnie drzemał, pozwalając przy tym by Shanira opierała się wygodnie o jego długą szyję. Do tego okrywał ją jednym ze swych skrzydeł, jak kołdrą, by było jej ciepło.

Dziewczynę przeszedł lekki dreszcz, gdy odetchnął głęboko. Jego nozdrza powoli się rozszerzyły i po chwili umknął z nich dym, wraz z nabranym wcześniej powietrzem.

Shanira słuchała przez chwilę spokojnego oddechu demona i niemożliwie szybkiego bicia jego silnego serca.
Jednak z każdą chwilą dudnienie serca demona, zdawało jej się coraz głośniejsze, aż w końcu nie wytrzymała i gwałtownie chwyciła się za głowę, którą ogarnął nieprzyjemny ucisk.

Powieki Vagirio, obudzonego jej gwałtownym gestem, powoli się uniosły, odsłaniając białe, świecące ślepia.
Leniwie uniósł głowę z zimnej skały wlepił spojrzenie w Shanirę.

- Lepiej ci? - spytał schrypniętym głosem.

- Trochę, ale... Co się stało? Nie pamiętam jak się tu znalazłam...

- Przyniosłem cię tu. Zemdlałaś w lesie. Tylko zastanawia mnie co u licha, robiłaś daleko od domu, o tak wczesnej porze?

- Pamiętam tylko, że źle się poczułam, gdy byłam w kościele. Wymiotowałam jakąś czarną mazią... Chciałam cię odnaleźć, ale... Dalej nie pamiętam co się stało... Jak mnie znalazłeś?

- Wrzasnęłaś. Jakby ktoś obdzierał cię ze skóry. Miałaś wielkie szczęście, że zdążyłem do ciebie dotrzeć, nim mieszańce cię dopadły.

- Mieszańce?

- Pół-demony. Co nie znaczy, że są mniej groźne.

Shanira zamyśliła się. Próbowała sobie przypomnieć co dokładnie działo się nim straciła przytomność.

- Jednego nie rozumiem... - zaczęła po dłuższej chwili - Jak mnie tu przyniosłeś, skoro słońce weszło?

Vagiro nie musiał odpowiadać.
Srebrnowłosa dostrzegła rozległe poparzenia na jego skórze, nim zdążył  cokolwiek rzec.
Natychmiast zrozumiała, że demon dla niej wystawił się na słońce, pomimo, że zadawało mu to wiele bólu.

- Potrzebowałaś pomocy - Vagirio położył głowę z powrotem na skałach i odetchnął głęboko. - Więc przybyłem.

- Dziękuję. Ocaliłeś mi życie.

- Nie masz za co mi dziękować.

Zapadła cisza.
Shanira patrzyła, jak demon powoli zamyka oczy. Późnej skupiła się na ranach na jego ciele, które bardzo wolno się goiły.
Po chwili znów zerknęła na jego paszczę.

- Vagirio?

- Hm?

- Jak długo byłam nieprzytomna?

- Parę godzin.

- A... Wiesz może co się ze mną działo?

- Byłaś w kościele, Astaroth. Zważając na to, że jesteś w połowie demonem to dobrze, że skończyło się tylko na wymiotach.

- Ale dotąd nic takiego się nie miało miejsca...

- Bo twa demonicza strona dopiero się ujawnia. Dziwię się, że nie doszło do tego wcześniej - Znów uniósł głowę, by spojrzeć na córkę. - Choć... Jakby się zastanowić... Jesteś też pół anielicą, więc może to jest przyczyną.

- Anielicą?

Vagirio skinął głową.

- A widziałaś kiedyś człowieka o srebrnych włosach?

Nagle obrócił się w stronę wyjścia z wnęki, w której skrył swą córkę. Wlepił wzrok gdzieś przed siebie. Jego nozdrza rozszerzyły się, by zabrać więcej powietrza. Po chwili demon zawarczał, wyszczerzając swe smukłe kły.

- Coś nie tak? - spytała Shanira, czując, że Vagirio cały się spiął.

- Mieszańce - syknął, powoli się podnosząc.

Bezszelestnie zbliżył się do wyjścia. Przysiadł na samej krawędzi i obserwował korytarz, przez który w każdej chwili mogły się wedrzeć wygłodniałe pół-demony.
Choć wnęka, robiąca teraz za leże, znajdowała się dość wysoko, to nie było to żadną przeszkodą dla mieszańców.

Shanira była zbyt ciekawa, by tylko siedzieć i czekać.
Przysunęła się do czujnego demona i również zaczęła się przyglądać wejściu.
Mimowolnie drgnęła, gdy po chwili zabrzmiały śmiechy i rozmowy.
W końcu w zasięgu wzroku Shaniry i Vagirio pojawiły się ludzkie sylwetki.

Demon nieco otworzył paszczę, szykując się przy tym do skoku.
Shanira odruchowo chwyciła go za błonę skrzydła.

- Nie krzywdź ich - szepnęła, gdy świecące ślepia demona skupiły się na niej - To tylko bezbronni ludzie...

- Mylisz się.

Srebrnowłosa nie zdążyła nic powiedzieć, gdy nagle dwoje z intruzów, warknęli na siebie, niczym psy.
Shanira zaczęła wpatrywać się jak zahipnotyzowana w przybyszy. Patrzyła jak ich ludzkie twarze, zniekształcają się, nadając im upiornego wyglądu.

Oczy dziewczyny zbladły znacznie.
Umysłem znalazła się znów w lesie. W chwili gdy mdlała. Znów jak przez mgłę widziała te upiorne sylwetki, które czaiły się na jej życie.

Nagle znowu ogarnęła ją ciemność jaskini. Z transu wyrwało ją dziwne uczucie. Coś ciągnęło ją w tył, w głąb wnęki. Domyśliła się, że to Vagirio.

- Co robisz? - spytała zdziwiona, oglądając się za siebie.

Była tym bardziej zaskoczona, że demon był już za nią, a nie obok, jak przed chwilą.
Demon trzymał zębami kraniec jej sukienki i lekko ciągnął ją w tył.

- Cicho - mruknął Vagirio, puszczając materiał - Mieszańce mają dobry słuch.

Zbliżył się do jednej z kamiennych ścian. Wbił pazury w spękania i bez problemu zaczął się wspinać.

Dziewczyna patrzyła, jak Vagirio pomimo swojego sporego rozmiaru spokojnie porusza się po sklepieniu, jak po ziemi.
Po chwili demon zniknął w dość szerokiej wyrwie. Wystawał jedynie jego długi ogon.

- Na co czekasz? - ponury głos dotarł do uszu Shaniry.

- Co knujesz?

- Chcę cię stąd wydostać, bez narażania na spotkanie ze szczękami mieszańców. No już. Wspinaj się.

Shanira zbliżyła się do demona. Niepewnie dotknęła jego gorącej skóry.

- No dalej - Głos demona zabrzmiał z wnęki. - Chcę cię stąd wydostać przed wschodem słońca.

Jednak dziewczyna nie była przekonana co do jego pomysłu.
Cofnęła się nieco, rezygnując ze wspinaczki.

Vagirio warknął zniecierpliwiony. Nagle oplótł ją ogonem w pasie i siłą podniósł ją w stronę dziury.
Puścił ją, gdy dziewczyna mogła już chwycić się skał.

Demon bez problemu ruszył w górę.
Szybko dotarł do końca wnęki. Bez wysiłku pchnął pyskiem skałę stojącą mu na drodze, odsłaniając wyjście.
Wypełzł z nory, ciesząc się, że jeszcze było ciemno. Jednak musieli się spieszyć. Lada chwila słońce wzejdzie.

Vagirio cierpliwie czekał, aż Shanira w końcu do niego dołączy.
Przy tym uważnie nasłuchiwał, czy nic się nie zbliża.
Po chwili nastolatka zdołała wydostać się z dziury.

- Co tak długo? - mruknął Vagirio.

- Jakbyś nie zauważył ja nie mam pazurów, ułatwiających wspinaczkę - wysapała srebrnowłosa.

- Jeszcze, Astaroth.

- Mógłbyś udawać, że moja sytuacja nie jest aż tak beznadziejna...

- Po co dawać zbędną nadzieję?

- Jesteś powalająco szczery jak na demona.

- A kto powiedział, że demony kłamią? - prychnął, Vagirio, spuszczając głowę - Dość gadania. Właź.

- Słucham?

- Właź - powtórzył.

- W sensie, że na ciebie?

- A widzisz w pobliżu innego demona ze skrzydłami?

- O nie. Wolę się przejść. 

- Prędzej skończysz jako kolacja, nim zdołasz dotrzeć do wioski. No już. Nie dyskutuj ze mną i po prostu właź.

- A co z kolcami? - spytała Shanira, próbując wszelkich argumentów.

Wytrzeszczyła oczy, widząc, jak kolce na grzbiecie demona, powoli wsuwają się pod skórę.

- Jeszcze coś? - prychnął Vagirio.

- Tak. Wolę pozostać na stabilnym gruncie.

Demon nie wytrzymał. Wzbił się w powietrze i nim Shanira zdążyła cokolwiek zrobić, chwycił ją swymi szponami i siłą oderwał od ziemi.

- Vagirio! - wrzasnęła dziewczyna, widząc jak demon cały czas zwiększa wysokość - Zostaw mnie!

- Jak sobie życzysz - rzekł, rozluźniając chwyt.

Dziewczyna runęła w dół. Krzyczała z przerażenia, błyskawicznie zbliżając się ku ziemi. Będąc pewna niechybnej śmierci, zamknęła oczy.

Nagle poczuła, że o coś uderzyła. Otworzyła jedno oko, by się upewnić, że jeszcze żyje. Dostrzegła pod sobą Vagirio. 
Powoli usiadła i zmierzyła wzrokiem, jego olbrzymie skrzydła, które z donośnym łopotem, cięły powietrze. 
Strach szybko zastąpił gniew.

- Nie strasz mnie tak więcej! - ryknęła wściekła, uderzając pięścią o jego grzbiet.

W odpowiedzi demon zawarczał, wyszczerzając kły.

- I po co wyszczerzasz zębiska? - prychnęła Shanira, krzyżując ręce na piersi - Sądzisz, że boję? Otóż nie!

Vagirio zacisnął szczęki, tak mocno, że jego silna żuchwa cicho trzasnęła.

Nastolatka coraz bardziej działała mu na nerwy. Choć było to trudne postanowił zlekceważyć dziewczynę i skupić się na locie. 

- Gdy wrócisz do wioski, przygotuj się - rzekł po dłuższej chwili.

- Na co?

- Zabiorę cię w bezpieczniejsze miejsce, niż te lasy.

- Co? Mam porzucić rodziców?

- Oni nie są twoimi rodzicami.

- Powiedział facet, który mnie porzucił!

Z nozdrzy demona umknął gęsty, czarny dym.

- Nie masz o niczym pojęcia, Astaroth... - wycedził przez zęby.

- To może raczysz mi w końcu wszystko wyjaśnić?

- Wiesz tyle, ile powinnaś.

- Śmiem wątpić.

- Nie będę ci się spowiadać! - ryknął zniecierpliwiony. 

- Nie wrzeszcz na mnie! Nie sądzisz, że powinnam wiedzieć o wszystkim? W końcu chodzi o moje życie!

- Powiedziałem ci wszystko, co musisz wiedzieć. Tyle ci wystarczy.

- Oczekujesz, że odejdę z tobą czort wie gdzie, a nie raczysz mi nawet powiedzieć dlaczego?

- Zależy ci na Marisie i Naveedzie?

- Co to ma do rzeczy?

- Odpowiedz. Zależy ci na nich?

- Tak.

- Zatem, jeśli nie chcesz by coś im się stało, spakuj to co uważasz za niezbędne i odejdź.

- A jeśli nie?

- Gorzko tego pożałujesz. 

- Zrobisz im krzywdę?!

- Nie ja. Ty. Wystarczy jeden impuls, a stracisz kontrolę. Ile razy mam ci to powtarzać? Twa demoniczna strona zaczyna dawać o sobie znać. 

- Nie byłabym w stanie zrobić im krzywdy.

- A chcesz się przekonać? 

Dziewczyna zamilkła. Nie chciała już drążyć rozmowy. 
Vagirio łypnął na nią kątem oka, czując, że coś kapie mu na plecy. Były to łzy dziewczyny.

- Wierz mi, naprawdę chcę ci oszczędzić kłopotów, a nie zrobić na złość.

Spojrzał w dół i wytężył wzrok.
Dostrzegł zarys małych chat.

- Trzymaj się - rzekł, pikując w dół.

Vagirio wylądował delikatnie, w bezpiecznej odległości od pierwszych budynków.
Shanira zeskoczyła z grzbietu demona.
Łypnęła na szare niebo.

- Niedługo słońce wzejdzie - rzekła, ścierając przy tym łzy z policzków - Musisz zniknąć, nim...

- O mnie się nie martw. A teraz idź i zrób to, co ci mówiłem. Będę tu na ciebie czekać po zmroku.

- Ale... Ja nie chcę...

- Nie masz wyboru, Astaroth - Demon zaczął się wycofywać w stronę drzew, widząc pierwsze promienie słońca.

Dziewczyna westchnęła ciężko, obracając się w stronę zabudowań.
Łzy znów spłynęły jej po twarzy. Zrozpaczona ruszyła biegiem przed siebie, licząc, że uda jej się wrócić do domu, nim Marisa i Naveed się obudzą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top