11.

Shanira spojrzała na wieżę kościoła, a następnie na szeroko otwarte wrota. Nie kryła niechęci. Tak bardzo nie chciała tam wejść. Wszystko w środku kazało jej nie zważać na Marisę i Naveeda, którzy już dawno zniknęli w tłumie, i wiać jak najdalej.

Był wczesny ranek.
Po ciężkiej nocy, pełnej ponurych myśli i łez, pobudka o świcie, by pójść na mszę była ostatnim czego pragnęła panienka o srebrzystych włosach. 
Odkąd zwlekła się z łóżka miała podły humor. Bolała ją głowa, co tłumaczyła sobie brakiem solidnego snu. Do tego wszystkiego była zmuszona teraz spędzić poranek w kościele, pełnym ludzi. 

Gdy przekroczyła próg świątyni, jej bose stopy ogarnął nieprzyjemny chłód. Na rękach krytych przez cienkie rękawy sukienki, pojawiła się gęsia skórka.
Od razu poczuła na sobie ciekawskie spojrzenia sąsiadów. Słyszała ich szepty. Nawet nie próbowali udawać, że nie ona jest tematem ich plotek.

Shanira próbowała to zignorować. To tylko jedna msza. Jakoś wytrwa.
Spuściła wzrok, nie chcąc patrzeć innym w oczy. Podłoga zdawała się jej być bardziej interesująca.
Powoli zbliżyła się do misy pełnej święconej wody i zanurzyła w niej czubki palców. Następnie uklękła przed ołtarzem, chcąc się przeżegnać. Po tym, jak okazała szacunek postaci, wiszącej na drewnianym krzyżu, wysoko na ścianie, chciała wstać. Jednak nie wiedzieć czemu opuściły ją wszystkie siły.

Ręka, którą zanurzyła w naczyniu ze świętą wodą, zaczęła ją piec. Chwilę później jej bladą skórę na dłoni ogarnął potworny świąd. 
Zrobiło jej się potwornie gorąco. Czuła jak krople potu zaczynają jej spływać po skroniach. Oddech stał się ciężki, a serce zakuło ją, jakby ktoś wbił w nie igłę.

Dziewczyna odruchowo wstrzymała oddech i gwałtownie odwróciła głowę, gdy ktoś ją chwycił za ramię. 
Nie wiedziała czy ma się cieszyć, czy bać, gdy dostrzegła obojętną twarz Naveeda. Mężczyzna pomógł jej powoli stanąć na nogi. Przyłożył zdrową dłoń do mokrego czoła nastolatki, która ledwie mogła ustać.

- Masz gorączkę - rzekł.

Shanira starała się ukryć zdziwienie. Po raz pierwszy w jego głosie wyczuła nutę troski.

- Odprowadzę cię do domu - zaproponował - Powinnaś odpocząć.

- Nie trzeba. Zaraz mi przejdzie.

- Jesteś pewna?

- Tak.

- To chociaż znajdę ci jakieś miejsce do siedzenia - Zmierzył wzrokiem zajęte już ławki.

- Nie kłopocz się, tato - Srebrnowłosa uśmiechnęła się słabo, chcąc ukryć jak bardzo źle się czuła.

Powoli ruszyła w stronę jednej ze ścian, gdzie jeszcze było trochę miejsca. Tam zastała Marisę.
Kobieta natychmiast dostrzegła, że dzieje się coś niedobrego z jej córką.

- Dobrze się czujesz? - spytała zaniepokojona stanem Shaniry.

Dziewczyna pokiwała głową, choć w rzeczywistości była bliska omdlenia.

- Jesteś strasznie blada.

Shanira czuła, że uginają się pod nią nogi. Próbowała być silna, jednak w końcu dała za wygraną.

- Ja... Chyba muszę wyjść - wysapała, po czym niemal biegiem ruszyła do drzwi.

Z trudem przepychała się pomiędzy ludźmi.
Zadania nie ułatwiał jej fakt, że jej zmysły zaczęły wariować. Zbyt wiele zapachów docierało do jej nozdrzy. Każdy człowiek, którego mijała miał inną woń, wzmacnianą przez odór potu.
Do tego ich głosy wszystkie razem złączyły się w jeden, wielki gwar, który omal nie rozsadził srebrnowłosej bębenków i czaszki.

Panienka poczuła niewielką ulgę, gdy wypadła za wrota i zatrzasnęła je za sobą. Hałas choć trochę ucichł, a zapachy już nie były aż tak intensywne.
Powoli osunęła się na schody i złapała się za głowę, którą ogarnął nieprzyjemny ucisk.
Serce zaczęło jej tłuc o wiele szybciej niż zwykle. Znów ogarnęła ją fala nieprzyjemnego gorąca. Miała wrażenie, że płonie od środka. Zdawało jej się, że czuje jak coś powoli pali jej każdy narząd.
Wrzask boleści uwięzł jej w gardle. Poczuła łzy, umykające spod zaciśniętych powiek.
Nagle poczuła w ustach posmak krwi, a sekundę później zwymiotowała.
Wystraszyła się tym co zobaczyła. Nie dostrzegła resztek skromnego śniadania, a jakąś czarną, kleistą ciecz.
Mimowolnie krzyknęła z przerażenia. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Jednego była pewna. Potrzebowała pomocy. Tylko nie od ludzi. Prędzej nasłaliby na nią egzorcystę, albo od razu spalili na stosie.

Wykorzystując resztki sił podniosła się z miejsca i powłócząc nogami ruszyła przed siebie. Opierając się o budynki, a później o pnie drzew powoli oddalała się od kościoła i miasteczka.

Ból głowy w końcu powoli ustąpił, ale wciąż miała wrażenie, że płonie od środka. Oddychała tak ciężko, jakby zamiast powietrza wciągała do płuc jakąś truciznę, która powoli ją uśmiercała z każdym wdechem.

Jednak się nie poddawała. Była już dość daleko w lesie, by mieć nadzieję, że zdoła odnaleźć Vagirio, nim zupełnie zbraknie jej sił.

Ale los tym razem nie okazał  się dla niej zbyt łaskawy. W jednej chwili Shanira straciła czucie w nogach, przez co upadła ledwie przytomna. Nawet nie zdążyła osłonić głowy, przez co uderzyła o coś ostrego, rozcinając sobie łuk brwiowy.

Z każdą chwilą coraz trudniej było jej utrzymać uniesione powieki. Wzrok zaczął odmawiać jej posłuszeństwa. Wszystko widziała, jak przez mgłę.

Nagle plecy ogarnął jej potworny ból. Czuła się jakby ktoś chwycił ją za kręgosłup, chcąc go wyrwać na zewnątrz.
Ryknęła z boleści na całe gardło.

Jej wrzask rozniósł się echem po okolicy. Na nieszczęście dziewczyny dotarł do uszu kilku niezbyt przyjaznych stworzeń, które z radością zatopiłyby w niej kły i szpony. Mieszańców.
Byli to potomkowie śmiertelników i istot z Piekła. Byli dość nieliczni, ponieważ szybko padali ofiarą demonów czystej krwi. Chyba, że udało im się znaleźć jakąś małą grupę podobnych sobie istot. W grupie siła, jak to mawiają.
Mieszańce może i nie dorównywały pełnokrwistym demonom siłą, ale byli bardziej odporni na słońce, co dawało im znaczną przewagę. 

Krzyk Shaniry dotarł do niewielkiego stadka mieszańców, którzy dotąd byli zajęci szukaniem jakiś tropów, potencjalnej zdobyczy. Istoty napięły się, jak struny, natychmiast zwracając się w stronę skąd dobiegł wrzask.
Ich ludzkie lica zniekształciły się i skóra zmarszczyła się nieco, nadając im grozy. Brudne paznokcie zmieniły się w szpony, a dość tępe, ludzkie zęby, wypadły, by z dziąseł mogły wyłonić się kły, zdolne do zadawania naprawdę poważnych ran.

Mieszańce, zwabione okrzykiem, przemykały w cieniu, w koronach drzew.
Dotarły do swej ofiary w ciągu kilku minut. Okrążyli dziewczynę, która walczyła ze sobą by nie zamknąć oczu.

Shanira przymrużyła oczy, chcąc przyjrzeć się sylwetkom, które ją otoczyły. Może i nie mogła zbyt dokładnie obejrzeć pół-demonów, ale wiedziała, że nie są przyjaźnie nastawieni.
Na ułamek sekundy poczuła się bezpiecznie, ponieważ leżała w promieniach słońca.
Jednak jej radość szybko umknęła. Mieszańce bez zawahania weszły w plamę światła.

Shanira była bezsilna. W końcu pozwoliła powiekom opaść i niemal natychmiast straciła świadomość. Jej koniec był bliski.

Mieszańce śliniąc się i sycząc, powoli zbliżały się do nieprzytomnej już nastolatki. Dawno nie mieli tak łatwych łowów. 
Byli już blisko. Wystarczyło tylko zadać śmiertelny cios i cieszyć się z niezwykłej uczty.
Nagle ogarnął ich ogromy cień.
Pół-demony zapiszczały przeraźliwie ze strachu i rzuciły się do ucieczki.
Dwóch z nich nie miało szczęścia. Skrzydlaty potwór runął całym swym ciężarem na jednego z mieszańców, a drugiego chwycił silnymi szczękami, niemal natychmiast miażdżąc mu kręgi. 
Potężna paszcza Vagiro bez problemu rozpołowiła ciało mieszańca. 

Demon zaryczał najgłośniej, jak umiał, rozkładając przy tym skrzydła i prezentując przy tym ich pełny, imponujący rozmiar.
Mieszańce w popłochu umknęły. Nie zastanawiały się nawet sekundy.

Kiedy Vagirio miał pewność, że jego córce nie grozi już niebezpieczeństwo ze strony pół-demonów, ostrożnie trącił ją pyskiem, by sprawdzić, czy jeszcze nie straciła przytomności. Jednak ta nie zareagowała na jego dotyk.

Vagirio ostrożnie chwycił ją jednym ze szponów, po czym wbił się w powietrze. Skóra piekła go niemiłosiernie przez padające na nią promienie słońca. Jednak to nie miało teraz znaczenia.
Córka potrzebowała jego pomocy. Może i był bezlitosnym demonem, ale Astaroth była dla niego najważniejsza. Nawet jeśli nigdy jej tego nie powie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top