Rozdział I - Dziwna misja
Rozejrzałam się po okolicy. Wyczuwałam dwa zapachy, Any i Toma. Byli nie daleko. Szybkim ruchem wskoczyłam na drzewo i przykucnęłam na gałęzi wyczekując. Już po paru sekundach pode mną była dwójka brązowych wilków, nie czekałam długo tylko wielkim susem skoczyłam na głowę Toma. Ana zawyła wzywając Rina. A ja szybko się przemieniłam schodząc z biednego chłopaka.
- Wygrałam !
Uśmiechnęłam się do reszty biorąc ręce pod boki. Akurat kiedy reszta sfory też się przemieniła.
- Zawsze wygrywasz.
Śmiech całej czwórki rozeszła się po lesie, a ja lekko się uśmiechnęłam. Często robiliśmy takie zawody. Sfora kontra ja. Dużo się już ode mnie nauczyli przez te pół roku. Teraz na dworze robiło się już coraz cieplej , wiosna się kończyła, a do końca nauki zostały dwa miesiące. Wszyscy wszystko poprawiają. Ja też musze zadbać o oceny, ale jakoś mi brakuję czasu.
- Dobra sfora koniec gry. Wracamy do domu muszę sobie wypić duży kubek herbaty.
Kiwnęliśmy głowami, Rin kocha herbatę mrożoną. Piję ją kiedy tylko może. Ja też ją lubię , ale zdecydowanie nie tak jak mój chłopak. Który właśnie złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę domu. Nadal z nim mieszkam, jego rodzicom to nie przeszkadza, w dodatku płace część alimentów. Dzięki pracy w agencji i małej liczbie czasu na zakupy mam dosyć dużo pieniędzy. Sfora się rozeszła , każdy w swoją stronę.
Razem z Rinem doszliśmy do domu już po paru minutach i od razu zobaczyłam biały samochód na podjeździe.
- Rin ? Czy twoi rodzice mieli dzisiaj przyjechać?
Chłopak pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się do mnie miło.
- Najwyraźniej chcieli zrobić nam niespodziankę.
- Taa...
Ostatnio rodziców Rina widziałam dwa miesiące temu. Przyjechali na urodziny syna. Są naprawdę super mili i w ogóle, ale mają straszne skłonności no węszenia w moim życiu. A chyba nie musze mówić że to nie jest mi na rękę.
Powoli weszliśmy do domu gdzie pachniało już obiadem. Mimowolnie się uśmiechnęłam. I postanowiłam jako pierwsza się przywitać. Weszłam do salonu gdzie siedzieli obydwoje czytając jakieś książki.
- Dzień dobry.
Pani Maria podniosła głowę z nad lektury , która ją i pana Norberta dosyć nieźle wciągnęła. Posłała mi miły uśmiech.
- Och.. Witaj moja droga. Przepraszam że tak bez zapowiedzi, ale mieliśmy pilną sprawę.
Pokręciłam lekko głową.
- Nic nie szkodzi, przecież to państwa dom. Możecie przyjeżdżać kiedy tylko chcecie.
Ojciec Rina podniósł głowę by na mnie spojrzeć i od razu się uśmiechnął widząc syna wchodzącego do salonu. Chłopak oplótł mnie ramieniem w pasie i uśmiechnął się do rodziców.
- No hej. Co tak nagle was tu sprowadza?
Posłałam mu wzrok w stylu, mógłbyś grzeczniej, ale mnie zignorował.
- Mógłbyś nauczyć się manier od Agaty, Rin.
Pan Norbert szybko wymienił ze mną miłe spojrzenia, a ja lekko się zaśmiałam. Automatycznie przestałam dopiero słysząc głos Kolsona w słuchawce.
- ,, wilk '' mamy problem. Grupa naszych agentów utknęła w środku budynku na rogu ulic 7 i 5, w starej części miasta. Są zamknięci na czwartym piętrze .
Rin pociągnął mnie w stronę kanapy, zapewne chcąc byśmy usiedli i porozmawiali. Zatrzymałam go jednak.
- Rin słuchaj mam sprawę.
Postukałam się znacząco w ucho , dając znać że chodzi o agencję. On tylko zmarszczył czoło.
- Teraz?
Kiwnęłam głową. Chłopak westchnął i przepraszając rodziców wyszedł ze mną na chwile z pokoju.
- O co chodzi?
- Dostałam zadanie uwolnienia jakichś agentów z budynku. To nic trudnego , załatwię to szybko. Nie wiem co ich tam zatrzymało, ale z pewnością zaraz ich wydostane.
Chłopak lekko się uśmiechnął.
- Pozwolę ci iść , ale tylko za causa.
Zaśmiałam się cicho, chwilę później już go całując. Był to lekki pocałunek, śpieszyłam się przecież.
- Dobrze wiesz że ty tu nie masz za dużo do gadania.
Posłałam mu uśmiech i wybiegłam z domu.
--------------- --------------- ----------- -------------- ------
Po drodze zastanawiałam się co tych ludzi mogło zatrzymać w tym budynku. Przecież to agenci wywiadu, wiedzą jak sobie radzić. Próbowałam się jeszcze skontaktować z Kolsonem , ale ten nie odpowiadał. To też było dziwne.
Kiedy dotarłam do wyznaczonego miejsca zobaczyłam budynek. Nie był on jednak zbyt ciekawy. Był zdecydowanie zniszczony i opuszczony. Dlaczego Kolson chciał żebym się tu udała? I gdzie są ci ludzie? Znowu spróbowałam się skontaktować z agencja , ale nikt wciąż nie odpowiadał.
Weszłam więc powoli do budynku. Rozglądałam się mając włączone soczewki na podczerwień. Budynek był całkowicie pusty, chciałam więc wyjść. Może dostałam zły adres.?
Nagle drgnęłam słysząc dźwięk przesuwających się ciężkich drzwi. Nie jednych , a kilku. Wszystkie możliwe okna , drzwi , czy dziury zostały zablokowane mocnym metalem. Nie denerwowałam się jednak. Musiałam dowiedzieć się kto tu jest. Odwróciłam się i zmierzyłam cały budynek wzrokiem. Nie musiałam długo szukać bo przede mną jakby znikąd pojawiła się sylwetka dorosłego mężczyzny. Zmierzyłam go surowym wzrokiem, czekając na jego ruch.
- Nareszcie cię znalazłem wilku.
Nie widziałam twarzy mężczyzny, jego głos był głęboki, ale nie przyjemny. To rzadkie połączenie. Po głosie mogę też wnioskować że ma jakieś 40,50 lat. Zamrugałam dwa razy mocniej , a moje soczewki zrobiły zdjęcie tajemniczego mężczyzny.
- tak długo cię szukałem Agato, twoi rodzice dobrze cię ukryli. Ale nie sądziłem że zaczniesz pracować w agencji. Powiedz.. jak możesz pracować z ludźmi , którzy zabili twoich rodziców?
Nie ruszałam się. Ale w mojej głowie pojawiło się mnóstwo nie przyjemnych myśli i pytań. Co to za człowiek? Skąd wie kim jestem? Skąd zna moich rodziców? I czemu twierdzi że to agencja ich zabiła?
- Rozumiem że myślisz. Dlatego się do mnie nie odzywasz. Agencja ci nie powiedziała?
Jego głos zmienił się, teraz był miły, przynajmniej starał się by taki był. Wyczuwałam jednak w jego głosie kłamstwo.
-To i tak już nie ważne. Agato choć ze mną , a ja ci pomogę. Znałem twoich rodziców, chcę ci pomóc. Zabrać cię daleko od tych oszustów...
Przerwałam , w jego głosie wciąż było wyczuwalne kłamstwo. A ja nie lubie kłamstwa.
- Nie wiem kim jesteś. Ale nie pozwolę byś mącił mi w głowie. Nigdzie z tobą nie pójdę, więc po prostu odejdź.
Tajemniczy mężczyzna kiwnął przecząco głową i zacmokał, a w ciemności mogłam dostrzec jak się obleśnie uśmiecha. Powtórzę , nie wiem kim on jest, ale na pewno nikim dobrym.
- Zła odpowiedź Agato. Teraz już nie dam ci wyboru.
Zanim się zorientowałam mężczyzna był już przy mnie , a w jego ręku zobaczyłam nóż zrobiony z wyczuwalnego przeze mnie dobrze srebra. Zranił mnie, ale tylko raz. Bo później zaczęłam odpierać jego ataki. Był niesamowicie szybki, i silny. Coś jak wilkołak, ale zdecydowanie nim nie był. Nie wyczuwałam tego od niego. Mężczyzna mnie zmylił, na co niestety dałam się nabrać i już chwilę później następna rana zadana srebrnym nożem , która piekła niemiłosiernie. Zawarczałam akurat w tedy kiedy mężczyzna skoczył w powietrzu łapiąc mnie za kark. Nie miało to na celu uduszenie mnie. Doskonała precyzja pozwoliła mu odnaleźć punkt przemienny i zmusić mnie do przemiany w białego wilka. Mocno na niego zawarczałam. Skąd u niego taka wiedza? Tajemniczy mężczyzna się uśmiechnął widząc mnie w wilczej postaci. Skoczyłam na niego, ale ten zrobił unik.
Wszystkie okna się odsłoniły , a mężczyzna stanął w świetle dnia. Szybko się przemieniłam i zrobiłam zdjęcie. Akurat kiedy ten uciekał przez okno. Przeklnęłam w duchu . Przegrałam tę walkę. Najwyraźniej koleś chciał widzieć mnie w wilczej postaci. Udało mu się, nie spodziewałam się czegoś takiego. Szybko wybiegłam z opuszczonego budynku i pognałam do agencji. Trzeba to wyjaśnić.
===============================================================================
No to mamy pierwszy rozdział z drugiej części. Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa że tyle osób chciało bym ją napisała. Tak jak i w pierwszej części będę wstawiać rozdziały od poniedziałku do piątku. Piszcie co wy na to , z góry dziękuję i pozdrawiam KasiaAS.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top