10
Powoli wyszliśmy z domu, koło dróżki, którą szliśmy rosły różne drzewa i krzaki. Wszyscy ludzie którzy nas mijali delikatnie się uśmiechali... z współczuciem? Ja natomiast uśmiechałem się i nawet do nich machałem. Obserwowałem wszystko i wszystkich czułem się jak w śnie. Jak tu pięknie! To zupełnie nie wygląda jak mój świat!
-uspokój się bo jeszcze się podniecisz-warknął mi przyjaźnie do ucha.
-Katsu co to!-krzyknąłem pokazując na stworka. Kilkoro ludzi się na nas spojrzało
-kot-mruknął
-jaki fajny! Hej kot jestem Kirishima- wychyliłem się i wyciągnąłem rękę w stronę kota
-nie radzę...-mruknął
-au!-krzyknąłem, gdy stworzenie mnie podrapało głośno sycząc. Na mojej ręce była mała rana. Pokazałem ją Katsu
-z tobą gorzej niż z bachorem-złapał mnie za nadgarstek i zawiną moją ranę w chusteczkę
-dlaczego mnie nie polubił?-zapytałem, gdy ruszyliśmy dalej
-też bym cię zaatakował jeśli byś podłożył pod mój nos jebaną rękę-warknął, a ja wychyliłem się i położyłem mu na twarzy rękę cicho śmiejąc się. Nie spodziewałem się, że chłopak ją poliże. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Już po chwili on mnie ugryzł, a ja zabrałem rękę gdy usłyszałem szepty ludzi.
-ch-chciałem się tylko z nim przywitać-mruknąłem smętnie ciągle z rumieńcem na twarzy
-może pomylił cię ze śniadaniem-prychnął śmiechem, a znikąd nagle usłyszałem duży szum. Większą liczbę ludzi i więcej budynków
-to jest miasto....?-dziwiłem się trochę-gdzie wieżowce, gdzie kolorowe sklepy duży tłum...powozy, takie kolorowe znaki?-to zupełnie nie przypominało mojego miasta pod wodą
-nie wiem jak tam u ciebie jest...ale to nie jest duże miasto...tylko miasteczko-westchnął-małe sklepy...małe bloki...a po chuj ci tłum i tak ludzie się gapią-warknął idąc dalej.
-co to?-pokazałem na coś
-...pies-mruknął, a ja oglądałem to...go?
-a to co?-pokazałem na coś innego
-też pies
-a tamto?
-rower
-a teraz?
-człowiek na rowerze z psem w koszyku-westchnął chyba lekko zirytowany. Nagle zatrzymaliśmy się przy jakimś sklepie. Chłopak wziął czerwony koszyk i podał mi go. Chodził po alejkach pchając mój wózek, co jakiś czas wrzucał coś do koszyka. Wjechaliśmy do alejki ze słodyczami.
-wow czekolada dwunogów kup mi!-pisnąłem pokazując na produkt i próbując go dosięgnąć
-ciszej sardynko-warknął waląc mnie po głowie. Zrobiłem smutną minkę na co ten westchnął schylił się i pocałował mnie lekko w usta. Lekko nie wiedząc czemu policzki zaczęły mnie piec....przecież tyle się razy całowaliśmy...poczułem wzrok innych ludzi...
-katsu!....nie przy ludziach-zakryłem twarz rękoma, a on tylko wziął do ręki czekoladę
-sam cukier..-mruknął mając w dupie ludzi-świństwo...jak zdechniesz to na pewno nie będę wrzucać twojego ciała do mojego kibla...byś popłyną do mojej rybki-warknął wrzucając słodycz do koszyka-podrzucę cię tedy sąsiadowi- wrzucił kilka rzeczy jeszcze do koszyka i poszliśmy do kasy.
-baku...-mruknąłem, gdy zawiesił siatkę na rączkę wózka
-hm?
-co to jest róża?-spojrzałem na niego odwracając głowę
-taki kwiat-mruknął
-jak wygląda?-zapytałem będąc ciekawy
-jak kwiat...zielona łodyga kolorowe płatki kolce...-mruknął-a po co ci to wiedzieć?-spojrzał mi w oczy
-...nooo bo...mój przyjaciel ...ciągle coś tam mówił o poza morskich roślinach...w bibliotece była jedna książka! Lecz zdjęcie o róży zostało wyrywane...-mruknąłem, a on przełknął głośniej ślinę
-a wiadomo...kto wyrwał ten kawałek strony?-poszedł dalej
-podobno oprócz mojego przyjaciela to wypożyczył ją tylko jeden tryton...a dokładnie to...
-.....książe..Ba..
-co?- pisnąłem odwracając się do niego
-ale co co?!
-co powiedziałeś? Nie usłyszałem przez te hałasy-mruknąłem zgodnie z prawdą
-powiedziałem, że możemy już wracać musze tylko zanieść takiemu dziadom jedną rzecz-mruknął idąc gdzieś
-a..no dobrze
///
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top