Rozdział 3

Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona przez krzyk mojego wkurwionego szefa. W sumie się nie dziwię, że jest aż tak wściekły. Wybiła już godzina czternasta, a z tego co słyszę, ani jedna dziewczyna nie zaczęła pracować. Dobra koniec tego myślenia o niczym. Czekać aż szef przyjdzie do mojego pokoju, po czym zniszczy moje bębenki w uszach, a następnie zagoni mnie i resztę do pracy?

- Alicja no do jasnej cholery szybciej się przebieraj, bo zaraz cię wywalę do tych napaleńców bez ubrań! - Wykrzyczał mój szef, przy okazji uderzając w najprawdopodobniej ścianę. Wizja zostania tutaj brzmi kusząco, ale chyba jednak zrezygnuje i zrobię sobie dzień wolny. Na moje szczęście od wczoraj byłam ubrana, więc wystarczyło tylko zabrać bluzę i uciec przez okno. Co właśnie wykonałam, szefowi nie zbyt się spodobał fakt, że nie ma mnie w pokoju. A przynajmniej tak zakładam, ponieważ słyszałam jego krzyk, gdy byłam kilka budynków dalej. Muszę przyznać, jakby dawali nobla za najbardziej donośny krzyk, zdecydowanie by go zdobył. Odchodząc od tematu szefa i uciekania z niewdzięcznej pracy. Co teraz zrobić z moim cudownym, wolnym czasem? Dziewczyny nie miały jak uciec. Tylko ja w Ognistym płomieniu jestem na tyle dobra w parkourze, by wyjść przez te małe okna i nie spaść z około 3 metrów prosto na beton. No to może spotkanie ze Scottem? Nie, nie on dzisiaj pracuje. Choć jakby na to nie spojrzeć, mogę przyjść do niego jako klientka, pewnie i tak się obija. Skoro i tak nie mam niczego lepszego do roboty mogę do niego pójść i tak go rzadko odwiedzam w robocie. Głównie dlatego, że jego godziny pracy pokrywają się z moimi. Skoro już wszystko jest ustalone to idziemy.

Scott pracuje w barze o nazwie "Pod kapeluszem dzika". Tak wiem dziwna nazwa, ale co się dziwić? Bogacze mają zazwyczaj po kilka lokalów, każdy by po jakimś czasie zaczął łączyć losowe słowa, zamiast wymyślać jakieś kreatywne nazwy. Ogółem to Czarny płomień i Pod kapeluszem dzika należą do tej samej osoby. Ten bogacz nazywa siebie "M", więc nie wiemy nawet czy jest to pojedyncza osoba czy cała grupa. To utrudnia mszczenie się za wszystko co "M" zrobił. Ach! Odeszłam od tematu. Dzik jest około 5 ulic dalej od Czarnego płomienia, dzięki czemu już praktycznie tam jestem.

Gdy weszłam do baru, to nigdzie nie było Scotta. Pytałam się kelnerek, ale każda mówiła, że gdzieś wyszedł. Wygląda na to że bawimy się w kotka i myszkę. W sumie skoro już o tym myślę, byłabym pewnie myszą. W końcu Tom też nie grzeszył inteligencją. Poszłam za bar. Każdy mnie tu zna, czasami dziewczyny z płomienia muszą zastąpić te z kapelusza, więc mogę wchodzić gdzie chce. Rozglądałam się po korytarzach. O kurwa, jak ostatnio tu byłam nie mieli tak zajebistych pokoi. Szkoda, że szef zamiast coś robić z naszymi pokojami, woli wydawać pieniądze na bzdury. Niestety, ale nie mogę się przenieść. Ten krzykacz nie zgadza się, ponieważ mam tam w cholerę klientów, więc moje przeniesienie zepsułoby zarobki czy jakoś tak. Weszłam na kolejne piętro i zapukałam do jego pokoju. Po tym jak Scott powiedział, że mogę wejść, nie spodziewałam się zobaczyć go no... takiego!

- Cześć Scott, stroisz się dla mnie? - Łał, nie spodziewałam się, że ciuchy są wstanie sprawić, by on wyglądał tak dobrze. Aż gorąco się zrobiło.

Usiadłam na jego łóżku i spytałam się, gdzie się wybiera.

- Mam interes do załatwienia na granicy przepaści. Wiesz jak oni nie lubią brudu. Od zwykłego dresa niczego nie wezmą. Ale jak się ubierzesz elegancko, to nagle zmieniają zdanie i biorą wszystko jak leci.

Ja i Scott nazywamy granicą przepaści płot, który dzieli dzielnice biedaków i bogaczy. Scott odwrócił się do mnie i spytał.

- Co myślisz o tych ciuchach? Wyglądam seksownie? - Spytał się mnie z tym swoim ironicznym uśmieszkiem.

- Nie najgorzej jak na dilera, choć pewnie tym tłustym świniom i tak będzie coś nie pasować.

- Pewnie tak - Wziął krawat i nieumiejętnie próbował go zawiązać.

- Zawiązać ci ten krawat?

- Jasne, tylko mnie nie duś jak tych twoich fetyszystów.

- Ta, ta... Na Ciebie mam inne sposoby.

Zawiązałam mu ładnie krawat, po czym delikatnie podniosłam głowę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, jego oczy zdawały się błyszczeć. Scott uśmiechnął się lekko i powoli położył rękę na moim policzku. To było... przyjemne? Nie rozumiałam tego, zawsze byłam beznadziejna, jeśli chodzi o rozpoznawanie uczuć. Miział mnie swoim kciukiem powoli po policzku. Miło by było zostać tak jeszcze chwile, ale wszystko zostało przerwane przez trzaśnięcie drzwiami. Natychmiast się odsunęliśmy od siebie, a ja starałam się wrócić do rzeczywistości. Wzięłam oddech, następnie odwróciłam się z uśmiechem do niespodziewanego i nieproszonego gościa. Tak jak gdyby nigdy nic. Tym gościem był najlepszy kolega Scotta. Hunter jest mniej więcej wysokości Scotta. Blondyn o oczach w kolorze czekolady. Jego oczy są tak apetyczne, że nazywam go czekoladka.

- Oł, wybacz stary za najście, ale czas już schodzić heh - Mrugnął do mnie, a potem zaczął się drapać po głowie. Wygląda na to, że przyszłam w złym momencie. Czyli znowu będę musiała się zastanawiać, co zrobić z moją egzystencją, świetnie. Pożegnałam się z chłopakami. Zanim jednak wyszłam Scott złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym wyszeptał do ucha.

- Nie patrz tak na Huntera, bo czuję się zazdrosny.

Co! On zazdrosny?! O co? Ja tylko na niego patrzyłam i nic więcej. Nie jestem z nim blisko, a już na pewno nie w ten sposób! On trzymał się swojej grupy, a ja swojej! Nasze najbliższe spotkanie to, to- Chwila... ten uśmiech... Zawsze robi ten uśmiech gdy się ze mną drażni. Czemu nie wpadłam na to, że robi sobie po prostu bekę. I czemu się aż tak tym przejęłam? Dobra, dobra nie ważne! Muszę mu coś odpowiedzieć, by chronić moją sławę "ta co ma ciętą ripostę na każdą okazje". Nie zastanawiając się już, szepnęłam do niego.

- Ej! To ja powinnam to powiedzieć do ciebie - Spojrzał na mnie z konsternacją i wyszedł z kumplem na dół. Poszłam do okna, by ich po raz ostatni zobaczyć. Widziałam jak odjeżdżają. Hunter machał tak mocno do mnie, jakby odganiał jakąś muchę. Zeszłam na dół wzdychając i co ja mam teraz robić? Cóż na pewno wynoszę się z kapelusza, bo skoro już nie ma Scott'a, to nie opłaca się ryzykować byciem tutaj, po mojej ucieczce z pracy. Wyszłam z baru i zaczęłam iść w losowym kierunku.

- No to zaczynamy od nowa - Powiedziałam całkowicie nie zadowolona z tej sytuacji. Dobra co mogę robić, skoro Scott jest zajęty?

...

 Dobra nie! Nie chce mi się myśleć, po prostu nie wiem, pójdę do sklepu? W trakcie jakże ekscytującej podróży do marketu, usłyszałam jakąś rozmowę w alejce przy banku. Jako że i tak nie mam nic do roboty, a czy dojdę do sklepu wcześniej czy później gówno zmieni, to postanowiłam zobaczyć co się dzieje.

- Czego chciałeś przyprowadzając mnie tutaj? - Powiedział mężczyzna w stroju policjanta.

- Z tego co mi wiadomo dzisiaj ty prowadzisz patrol, nie mylę się? Pomyślałem że możesz przymknąć oko na małe naruszenie prawa związane z tym miejscem - Mężczyzna poklepał ścianę banku - Oczywiście nie za darmo - Po tych słowach najprawdopodobniej członek mafii, pokazał policjantowi, tak na oko licząc 400 złotych. Łał, gdybym wiedziała że policja dostaje tak duże łapówki, prostytucja raczej nie byłaby moim zawodem.

- Czy ty mnie próbujesz przekupić?! - No typ Amerykę odkrył.

- Normalnie Amerykę odkryłeś, po prostu weź te cztery stówy i opóźnij reakcję policji - Chłopak był już trochę zirytowany nastawieniem policjanta i nawet nie próbował tego ukryć.

- Po moim trupie! Policja jest po to by niszczyć takich złoczyńców jak ty! - Pies wyciągnął broń, a mafiozo nie był mu dłużny. Chłopacy strzelili praktycznie równocześnie. Stróż prawa padł od strzału w głowę, a policjant by nie trafił gdyby nie fakt, że facet z mafii próbował uniknąć ataku. Teraz oboje leżą martwi, może jednak nie byłabym gliną? Tak czy inaczej, aktualnie przyszła mi do głowy bardzo głupia myśl i ewidentnie ją wykonam! Zeszłam do już nieżywych chłopaków i zabrałam im obie bronie, po czym włożyłam je do kieszeni w kurtce. Cóż zakładam, że im się już nie przydadzą i fuj... wiem że krew i flaki w tym mieście to nic nowego, ale mimo wszystko nadal przechodzą mnie ciary na ten widok... Weszłam z powrotem na dach, licząc na to iż nikt mnie nie widział i jak gdyby nigdy nic znowu szłam do sklepu. 

Ciekawe co mogę zrobić z 2 pistoletami z 26 nabojami?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top