Rozdział 5

– Nie, nie, nie...! – wyszeptała z przerażeniem Thi.

Pudełko zniknęło. Tak po prostu zniknęło. Chowała je do szafy. Doskonale pamiętała, że chowała je do szafy. Raz jeszcze ją przeszukała, ale na marne.

– Holly...

Nie, ona była cały czas z nią. Nie mogłaby tego zabrać.

Zrezygnowana Thi wyszła na korytarz, starając się odnaleźć towarzyszkę. Nie powinna podejmować takich nieprzemyślanych decyzji, ale chęć wzięcia ze sobą sztyletu, była silniejsza od niej. Szybko odnalazła matkę. Stała na korytarzu, a przy jej gardle znajdowało się ostrze. Ostrze, które należało do Thi. Wilkołak, ten sam, który ją związał i pobił Patricka, groził Dagny. Thi cała się spięła gotowa bronić rodzicielki.

– Hej, Jessica! – zawołał do niej, jakby znali się co najmniej kilka lat i byli dobrymi przyjaciółmi.

Nie byli. Thi wyszczerzyła zęby, warcząc na mężczyznę. Nie mogła go zaatakować, kiedy jej matka znajdowała się w jego zabójczej pułapce. Narażenie jej byłoby głupotą.

– Czego ty od nas chcesz!?

Wilkołak zaśmiał się przeciągle.

– Najpierw chciałem was zabić – oznajmił, a z jego ust ani na moment nie schodził grymaśny uśmiech. – Teraz też tego chcę, ale najpierw dostarczycie mi informacji.

– Powiem ci wszystko, jeżeli ją wypuścisz.

Mężczyzna prychnął.

– Jeżeli, któraś z was nie zacznie gadać, zabije was obie.

– Co chcesz wiedzieć? – spytała Dagny, którą szyja piekła od styczności z metalem.

– Gdzie jest Czarny Kieł?

Thi spodziewała się wszystkiego. Dosłownie wszystkiego. Ale na pewno nie tego. Bo kim do Księżyca był Czarny Kieł?

– Nie wiemy o kim mówisz – poinformowała Dagny.

– Kłamstwo! Cholerne kłamstwo! – wrzasnął, przyciskając mocniej ostrze. Dagny syknęła z bólu. – Zginiecie!

– Zaczekaj! – powiedziała Thi. – Nie możesz nas zabić.

– A kto mnie powstrzyma?

– Seth Fesher – oznajmiła Thi, patrząc na niego spod byka. – Jest w twojej watasze i nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że skrzywdziłeś jego mate.

Thi błagała w myślach, aby wilkołak jej uwierzył. Kiedyś Marcus opowiadał jej o totalnym dupku, w jego stadzie, który pomiata wszystkimi. Imię i nazwisko musiały być poprawne. Po prostu musiały. Liczyła, tylko żeby wilk stojący przed nią należał do tego stada. Inaczej będzie miała kłopot. Wielki kłopot.

– Seth? Hmm... mówisz, że znasz Setha? – zaciekawił się.

– No, tak właśnie mówię – przyznała, na co wilkołak wybuchł śmiechem. Dagny spojrzała zdziwiona na córkę. Kompletnie nie rozumiała jej planu. I co się dziwić. Thi tak do końca też go nie rozumiała.

– Co? Nie wierzysz mi? Idź go spytaj. My tu na ciebie poczekamy.

– Oj, słonko, słonko, słonko... To ja jestem Seth Fesher.

Mina Thi momentalnie zrzedła.

No i mała kłopoty. Najwyraźniej myślenie pod presją nie było jej mocną stroną.

Dagny patrzyła na nią z przerażeniem. Thi nie mogła pozwolić, aby stała jej się krzywda.

– Ale koniec tych żartów. Mówisz, gdzie on jest, albo giniesz. Już znudziły mi się twoje śpiewki.

Powiedz, że zaprowadzisz go do Czarnego Kła – poradziła jej wilczyca i Thi nie pierwszy raz zadziwił pomysł jej wewnętrznego ja.

Ale ja nie wiem, gdzie on jest!

Zaufaj mi.

I Thi jej zaufała. Bo co innego niby miałaby zrobić? Nawet najgłupszy pomysł był lepszy niż żaden.

– Zaprowadzę cię do niego.

– Dobrze, więc prowadź.

– Ona zostaje – Thi wskazała głową przerażoną Dagny.

Thi wiedziała, że było to spowodowane jej pomysłem, niżeli strachem o własne życie.

Seth zamiast tak jak chciała Thi, wypuścić Dagny, wbił jej ostrze w nogę. Obie wrzasnęły przeraźliwie. Thi ruszyła na mężczyznę. Ten położył jej matkę na ziemi, wyjmując z niej ostrze. Dagny złapała się za nogę, krzywiąc się z bólu.

– Teraz za nami nie pójdzie – wyjaśnił rozeźlonej Thi. Przyłożył jej sztylet do ciała, szarpiąc w stronę wyjścia. Nie protestowała, chociaż plecy paliły ją żarem, a chęć pomocy matce była niewyobrażalna. – Damy przodem.

– Jaki dżentelmen się znalazł...

– Nie! – sprzeciwiła się Dagny, wystawiając w ich stronę rękę, jakby mogła siłą woli ich pochwycić. Pomimo tego oba wilki wyszły już z domu. Nadal było słychać protesty i błagania Dagny.

Dobra, wielce wszechmogąca wilczyco. Dokąd mam teraz iść? - spytała z nadzieją Thi.

Gdziekolwiek.

Jak to? Myślałam, że wiesz, gdzie jest ten koleś!

A skąd niby miałabym to wiedzieć?

Na Księżyc! Seth nas zabije! O czym ty myślałaś!

Ratowałam matkę! – usprawiedliwiła się jej wewnętrzna wilczyca.

Bardzo mnie to cieszy, ale właśnie nas zabiłaś. No pięknie. Zabiłaś nas. Jeśli zginiemy, to już się do ciebie nie odzywam.

Wymyślimy coś!

Ta! Zginiemy. Wiesz, to dzięki tobie. Wielkie dzięki! Zabiłaś nas. Samobójczyni.

Dobra, laleczko przyspiesz!rozkazał Seth, na co Thi się spięła. Idź gdziekolwiek, to chyba jedyna dobra rada, jaką dzisiaj dostała.

Więc szła, po prostu szła.

– Należysz do jego watahy? – spytał mężczyzna, któremu najwyraźniej doskwierała cisza.

– Można tak powiedzieć.

– Czy jego twarz... czy on naprawdę to ma? To obrzydliwe. Nie chciałbym tego zobaczyć.

Thi oddałaby wszystko, tylko po to, aby wiedzieć, o co chodzi Sethowi. Co niby miał? I ważniejsze kto? Bo Thi nigdy nie słyszała o żadnym Czarnym Kle. Kto w ogóle dawał sobie takie przezwiska?

– A żebyś wiedział, że ma.

– Wiesz, że jest słaby, prawda? – powiedział z drwiną, co nie spodobało się Thi. Miała wielką ochotę rzucić się na niego i rozpocząć morderczą walkę. Nie mogła jednak narażać siebie i matki. Seth miał w posiadaniu broń, co równało się z przewagą. A gdyby ją zabił, wróciłby po jej matkę. – Jest nikim. Każdy z was to wie, ale i tak ślepo podążacie za nieudacznikiem, który daje wam złudne nadzieję. Głupcy prowadzeni przez głupca! Cóż za ironia!

– Ta... Może i tak mówią, ale gdybyś go poznał od razu zmieniłbyś zdanie.

– Znałem go. Jeszcze przed tym, jak władza odbiła mu do głowy. To, że jego ojciec jest silny, nie oznacza, że on sam jest. To tylko nieudacznik, nie mający prawa żyć.

– Każdy ma prawo żyć – oburzyła się Thi. – A ty na pewno nie jesteś osobą, która o tym decyduje.

Seth zaśmiał się bez krzty rozbawienia. A Thi przeszedł dreszcz na ten nieprzyjemny dźwięk.

– Ja nie mogę, a on może, tak? Jest taki wielki i potężny, że może bez powodu zabijać? – spytał, ale Thi nie odpowiedziała. Zauważyła, że Seth lubi sam sobie odpowiadać. – Nie, nie jest. Jest nędzną szumowiną.

Thi zrobiło się żal wilkołaka. Pomyśleć, że ten cały Czarny Kieł mógł skrzywdzić kogoś z jego bliskich... Chciała zapytać kogo stracił, ale się powstrzymała. Gdyby zdenerwowała Setha, mógłby zabić ją tu i teraz.

– Gdzie on jest? Zaczyna nudzić mnie ta droga.

– Zobaczysz, tego nie można powiedzieć. To po prostu trzeba zobaczyć – skłamała, dalej idąc przed siebie. Była w wielkim gównie. I to po uszy. Jak miała się teraz z niego wydostać? Przez cały czas nie będzie mogła go oszukiwać. Niedługo się skapnie, że Thi nie wie dokąd idzie. A wtedy ją zabije.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top