Rozdział 8
Lea
Minęły trzy dni od mojego omdlenia, rodzice nalegali bym została w domu,bo ostatnio rzeczywiście słabnę bardzo szybko, nie wiem czy ma to coś wspólnego z Argonem. Luis codziennie czuwał przy mnie, ale jego przyjaciel nie pojawił się, zniknął. Zbliżał się grudzień, a ja czułam się coraz gorzej. Luis codziennie mówił, że naprawi to co zepsuł, że w tym momencie liczy się dla niego moje zdrowie.
Przyglądałam się zasłoną w szpitalu chcąc dostrzec widok za oknem, to miejsce było spokojne, niestety pełne bólu. Przez te trzy dni nie odwiedzała mnie Jasmine, ale pisałyśmy do siebie. Okazało się ,że ma złamaną rękę i nie będzie jej przez dwa tygodnie w szkole.
Do mojej sali wszedł lekarz i powiedział ,że mnie wypisuje. Za nim stali moi rodzice i Luis, dziękowałam w duchu, że on mnie nie zostawił. Wzięłam torbę i przerzuciłam ją przez ramię, od razu podbiegł do mnie i ją zabrał, mówiąc ,że nie mogę dźwigać, że jestem jeszcze za słaba. Przytaknęłam i oddałam mu plecak, a on komicznie ugiął się pod jego ciężarem , zaśmiałam się.
Luis
Dzisiaj to zrobię oddam mu jego serce, nawet jeśli miałbym stracić tą dziewczynę. Długo myślałem o tym pocałunku, nie wiem czy dla niej to coś znaczyło, ale ja przekonałem się, że zrobiłem okropne świństwo Argonowi, wpierw odebrałem mu serce, potem wspomnienia nie mogę zabrać mu i Lei. Może mnie to zaboli, ale chociaż raz muszę postawić szczęście innych ponad swoje. Czas, który z nią spędzałem trzymając ją za rękę i jej uśmiech chyba na zawsze mnie zmienił. Pomogę mu, pomogę jej, nie chcę by ktokolwiek przeze mnie znowu cierpiał.
Wziąłem jej torbę i razem z nią i jej rodzicami pojechaliśmy do domu Lei. Odłożyłem plecak na ziemi i chciałem już wychodzić, kiedy zatrzymała mnie chwytając moją dłoń.
-Dziękuję - wyszeptała lekko i pocałowała mnie w policzek.
To wystarczyło bym zapragnął jej na dłużej, wiedziałem ,że moje zachowanie jest skrajnie różne, ale w tym momencie byłem pewny jednego nie umiem jej zostawić, nie teraz.
Przyciągnąłem ją bliżej i wpiłem się w jej usta, moje emocje mieszały się od euforii przez ból i niedowierzanie. Oddała pocałunek z większą siłą niżbym ją o to podejrzewał. Językiem musnąłem jej dolną wargę prosząc o dostęp, który otrzymałem, gdy rozchyliła szerzej usta. Nasz pocałunek pogłębił się, nasze języki toczyły wojnę, wygrałem, a gdy zabrakło nam tchu oderwaliśmy się od siebie.
Na myśl tego ,że muszę zwrócić serce Argonowi i dziewczynę, która w tym momencie uśmiechała się najpiękniej ze wszystkich ścisnęło mnie w żołądku, a po moim poliku spłynęła łza. Od tak wielu miesięcy nie czułem emocji, od lat nikogo nie darzyłem uczuciem, a teraz nawet nie wiem czy będzie chociażby moją przyjaciółką. Otarłem oznakę mojego smutku ,zanim Lea ją zauważyła i odpowiedziałem jej uśmiechem na uśmiech.
-Muszę coś załatwić, naprawdę przepraszam - powiedziałem i złożyłem bardzo krótki pocałunek na jej ustach, ostatni.
-Dobrze - odpowiedziała, nie pytała co ,ani dlaczego opuszczam ją tak naglę, cieszyło mnie to. Nawet nie wiem co miałbym jej wtedy powiedzieć.
***
Zobaczyłem Argona, który siedział na kanapie i... płakał.
-Co się stało? - zapytałem martwiąc się
-Ty... jak mogłeś?! - wrzasnął przez łzy
-Argon ja... - nie zdążyłem dokończyć
-Widziałem cię, obserwowałem. Pocałowałeś ją- wrzeszczał i patrzył na mnie przez łzy.
-Ja... - zamknąłem się widząc jego złość
-Co ty?! Co jeszcze spierdolisz mi w życiu?! Nigdy nie byłeś przyjacielem! Nigdy! - krzyczał ,a jego oczy przyjęły płomienisty kolor, piekielny, musiał być wściekły.
Podałem mu jego serce
-Znalazłeś je? - zapytał lekko się opanowując
-Tak na prawdę, to ja ci je odebrałem - żadnych kłamstw, mam tego dość, straciłem przyjaciela.
-Wiedziałem! - odparł wściekle i błyskawicznie zabrał serce
-Pozwól mi chociaż... - nie mogłem dokończyć
-Co, odejść i nigdy więcej nie pojawić się w moim życiu?! Proszę!- powiedział wkurwiony i otworzył drzwi domu.
-Ale ja tu też mieszkam! - odparłem
-W takim razie, ja opuszczę ten dom, wali mnie to ,że jest nasz, teraz zostań tu sam! - odparł sfrustrowany i wyszedł trzaskając drzwiami wyjściowymi.
Lea
Poczułam ukłucie w sercu, tak mocne ,że z bólu zaczęłam krzyczeć,a moim oczom ukazał się Argon. Nie wiedziałam ,czy to złudzenie spowodowane moją wysoką gorączką, która przed chwilą się pojawiła czy rzeczywistość.
-Argon? - zapytałam słabo
-Lea - odparł smutno
-To na prawdę ty? Co się stało - powiedziałam, gdy zauważyłam czerwone oczy i łzy na jego polikach.
-Luis... - urwał
-Co Luis? - zapytałam już bardziej przytomna
-Zabrał mi serce - odparł siadając na moim łóżku
-Nie wierzę ci Argon, on się zmienił, nie zrobiłby czegoś takiego - mówiłam stanowczo
-Zrozum, ja nigdy bym cię nie skrzywdził, Margaret to była pomyłka, nie byłem sobą - odpowiedział tłumacząc się
-Odejdź Argon, nie chcę cię widzieć, skrzywdziłeś mnie. Czułam ból za każdym razem ,gdy widziałam cię z nią, za każdym pierdolonym razem! - krzyknęłam i odwróciłam wzrok ignorując go.
Spojrzałam na niego wrogo, dając mu do zrozumienia ,że ma odejść, chyba w tamtym momencie wypaliłam resztkę jego człowieczeństwa.
Koło niego pojawiły się ognie, wyglądały dużo straszniej niż największy pożar, jego oczy zrobiły się krwisto czerwone ,a on zmienił się w czarną mgłę, która podeszła do mnie. Moje ciało przeszedł chłód. Był coraz bliżej, wyrwał coś z mojego ciała i odszedł. Czułam potworny ból i krzyczałam wniebogłosy.
-Lea - ktoś zjawił się w rogu mojego pokoju
-Luis - odparłam słabo powoli tracąc świadomość
-Zabiję go! - odparł ,ale po chwili znalazł się przy mnie i trzymał mnie w objęciach
-Nie zasypiaj, nie zasypiaj, nie zasypiaj - powtarzał i lekko mną potrząsał próbując sprawić, abym spełniła jego prośbę
Moje powieki stały się ciężkie
-Nie mogę - powiedziałam prawie bezgłośnie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top