Rozdział 3
Argon
Można powiedzieć, że impreza bez alkoholu to wybitna nuda, na szczęście Jerry o tym pomyślał i nie zabrakło trunków. Patrzyłem na bawiących się ludzi, ale chciałem znaleźć tylko ją. Luis bajerował inne laski, nie chciałem mu przeszkadzać, on tylko dobrze się bawi. Margaret chciała koniecznie przedstawić mnie swoim przyjaciółką, zgodziłem się. Trzeba umieć sprawiać pozory ,,dobrego chłopca". Dziewczyny patrzyły na mnie z typowym ,,ale ciacho" wypisanym na twarzy wyczuwałem również zazdrość, z każdą laską dokładnie tak samo. Uśmiechnąłem się do każdej z nich i się przedstawiłem jako chłopak Margaret ,czym zarobiłem u niej niewidzialnego plusa. Pocałowała mnie w policzek, chyba jedynie po to by utwierdzić koleżanki w tym przekonaniu. Stałem podpierając filar i przyglądałem się ludziom na imprezie, aż nie zauważyłem jej...
Podszedłem do niej wolnym krokiem, starając się wyczuć emocje, jednak ona albo nic nie czuła, albo jakimś sposobem umiała mi się oprzeć. Patrzyła mi prosto w oczy, czułem potrzebę ,aby ją chronić, nie wiem dlaczego. Gdy zbliżyłem się dostatecznie blisko powiedziałem:
-Sama przyszłaś? - zapytałem zaczynając rozmowę
-Nie, z koleżanką - uśmiechnęła się, ma taki piękny uśmiech
-Którą? - Rozglądnąłem się, ale stała sama
-Jasmine - powiedziała wzruszając ramionami
Czy ja myślę o TEJ Jasmine, czy to tylko przypadek
-Przecież ją znasz - odparła
Lea
Był bardzo zmieszany, czyżby jej nie pamiętał? Stracił pamięć? Czy tylko grał głupa, postanowiłam odejść, bo im dłużej mu się przyglądałam tym bardziej mi go brakowało, tamtego Argona , który był dla mnie w stanie poświęcić własne życie.
-Ja już pójdę, poszukam jej - powiedziałam, ale zanim zdążyłam zrobić krok, on chwycił mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz
-Hola, hola nigdzie nie idziesz
-Masz dziewczynę , idź zająć się nią, a mnie zostaw w spokoju - powiedziałam smutnym i spokojnym tonem
-Ach, to o to chodzi - stwierdził, ale nadal mnie trzymał
-Nie poznaję cię, odejdź spraw bym myślała, że nigdy nie istniałeś
Argon
Jej słowa sprawiły ,że puściłem jej dłoń. Coś mnie z nią kiedyś łączyło? A ja pozwoliłem by ktoś mi to odebrał. Byłem głupi, nie wiedziałem co ,ale przyciągało mnie coś do niej, tak jakby to ona była częścią mnie. Nie mogłem myśleć o czymś innym, niż o tym co właśnie powiedziała. Nie miałem serca, odkąd pamiętam, uczucia u demonów są tak rzadkie, że nie znam żadnego z uczuciami, nie mamy duszy, nie umieramy, jesteśmy okrutni i bezwzględni, ale ona, kim ona jest, że nie mogę o niej zapomnieć. Wracałem z tymi myślami do Margaret, gdy tylko mnie zobaczyła pocałowała mnie , oddałem go ,ale nie czerpałem z tego przyjemności nie mogłem powoli odbierać jej duszy.
Gdy odkleiła się ode mnie napotkałem wzrok Lei, chciałem pobiec za nią, gdy ona ruszyła w stronę wyjścia, ale coś lub ktoś mnie powstrzymał.
-Argon nie! - powiedział Luis
-Puść mnie idioto!
-Zostaw ją - odparł łagodniej
-Nie mogę, coś mnie do niej ciągnie
-Znowu się zaczyna
-Co? Co się zaczyna?
-Nieważne - machnął ręką
-Ważne!, chwyciłem go za kołnierz
-Nie powiem ci, nie teraz gdy jesteś perfekcyjną maszyną do zabijania
Chwyciłem go i wyszedłem z nim na zewnątrz
-Mów! Bo inaczej... - urwałem
-Co? Zabijesz mnie? Nie możesz
Wszyscy wyszli na zewnątrz, a dziewczyna ,którą wcześniej podrywał Luis stanęła obok niego, Margaret koło mnie i odciągały nas, wiedząc ,że mogło by dojść do walki. Kipiała we mnie złość, dłonie automatycznie zacisnąłem w pięści i zacisnąłem zęby, patrzyłem na niego z mordem w oczach, nie wytrzymałem, wyrwałem się z uścisku Margaret i przywaliłem mu prosto w tej jego debilny ryj, nie leciała mu krew, a szkoda. Odwróciłem się udając opanowanego, a gdy się tego nie spodziewał poprawiłem cios uderzając w to samo miejsce. Miał rozciętą wargę. Jednak to nie dało upustu mojej złości uderzyłem jeszcze mocniej, gdy otrzymałem od niego cios w policzek. Znokautowałem go. Patrzyłem na niego chwilę, a gdy otworzył oczy powiedziałem:
-Nie zabiję, ośmieszę i spróbuj tylko donieść. Twojego sekretu dowiem się prędzej lub później
Gdy wychodziłem okrąg ludzi zrobił mi przejście. Margaret coś krzyczała, a ja miałem tylko ochotę zrobić coś niewybaczalnego.
Lea
-Jasmine chodź, muszę się stąd wyrwać
-Nie wytrzymujesz tylu palantów na raz?
-Jednego i w tym momencie.
-Mówiłam ci... - zesmutniała
-Tak wiem, to dupek, egoista, debil, idiota i tak dalej, ale błagam chodźmy - przerwałam jej
-Zgoda, ale pod warunkiem ,że wpadniesz do mnie - powiedziała stanowczo
-Nie poznaję siebie , ale z przyjemnością spełnię twój warunek - uśmiechnęłam się do niej
Wyszłyśmy z imprezy i kierowałyśmy się w stronę pojazdu, zauważyłam zbiegowisko
-Co się stało?- powiedziałam do nieznanej mi dziewczyny
-Luis i Argon się pobili
Stałam jak wryta. O co mogli się pobić przyjaciele? Zawsze byli w stosunku do siebie jak bracia. Z zamyślenia wyrwała mnie Jasmine
-Samochód jest tam - to mówiąc wskazała na auto zaparkowane nieopodal domu Jerrego
***
Siedzę już u niej ponad 3 godziny, co prawda powiedziałam Giriam ,że wrócę późno , ale nie mówiłam dokładnie o której, pewnie zaczyna się martwić.
-Zobacz - pokazała Jasmine i wskazała na ulicę przed domem
Podeszłam do okna i zobaczyłam Argona, który wyrywał duszę z ciała nieznanej mi osoby, tak przynajmniej sądziłam. Po tym jak jej ciało upadło bezwładnie Argon spojrzał na mnie ,po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, ale nie ten przyjemny z którym go zawsze kojarzyłam ,ale taki który przypominał dotyk śmierci. Jego oczy nie przypominały tych pięknych srebrnych oczu w które mogłabym patrzeć godzinami, a były całkowicie czarne i przerażające. Wydawał się wyższy niż jest w rzeczywistości, a kończyny wydawały się zaledwie czarną mgłą, która je oplatała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top