Rozdział 20
Lea
Nie mogłam uwierzyć, że kazali mi wybierać pomiędzy sobą.
Argona przed opętaniem i Luisa zaraz po. Byli mi bardzo bliscy, obydwóm zawdzięczam życie. Obydwoje mnie chronili. Wybór? Był cholernie trudny, a na samą myśl, że stracę jednego z nich robiło mi się słabo.
-Nie możecie mnie stawiać przed takim wyborem! - krzyknęłam przepełniona złością.
-Jeśli nie chcesz... - zaczął Luis.
-Ma wybierać - warknął Argon przerywając chłopakowi.
-Pomiędzy moją miłością do ciebie i Luisa - spytałam ze smutkiem i frustracją w głosie, a łzy tylko czekały by zacząć spływać mi po policzkach.
-Tak! - odparł oschle - Byłaś dla mnie wszystkim i zawsze będziesz - dodał spokojniej Argon
-Nie musisz teraz - odparł łagodnie Luis.
-Musi! - warknął Argon. - Mam dość życia w niepewności - dodał
-Z miłości do Ciebie się wyleczyłam. To Luis był dla mnie podporom, gdy łamałeś mi serce - odparłam szybko chcąc mieć to już za sobą, dokonałam wyboru dawno temu, a moje łzy z nadmiaru emocji uwolniły się i swobodnie zaczęły płynąć.
-Wiesz, że to nie byłem ja! - odpowiedział odtrącony przeze mnie chłopak.
-Wiem Argon, ale nie wiem, kiedy byłeś opętany, a kiedy nie. Co mówiłeś zgodnie z prawdą, a co zgodnie z uczuciami. Nie chcę na nowo rozdrapywać tej miłości, boję się, że znów cię stracę!
-Lea, ale ja... - westchnął i spuścił wzrok.
-Przepraszam Argon - odpowiedziałam drżącym głosem i rozpłakałam się histerycznie próbując łapać oddech. Tylko tyle mogłam powiedzieć.
Pobiegłam do domu szlochając, a Luis chciał biec za mną, ale nie pozwoliłam mu na to, zatrzymałam go gestem ręki, dając mu wyraźnie znak, że nie potrzebuję jego towarzystwa, nie teraz. Chciałam być sama. W tamtym momencie poczułam pustkę w sercu. Rzuciłam się na łóżko, i płakałam w poduszkę leżąc na brzuchu. W mgnieniu oka pojawili się moi rodzice.
-Co się stało? - zapytali przejęci, niemal równocześnie.
Co miałam im powiedzieć? Że demony kazały mi wybrać jednego z nich? Że mam pokruszone serce, że straciłam na dobre Argona?
Spojrzałam tylko na nich spuchniętymi od płaczu czerwonymi oczami. Dla mnie było to za trudne.
O nic więcej już nie pytali, po prostu przytulili mnie, a ja próbowałam uspokoić bicie mojego serca w ich objęciach.
Luis
-Jak mogłeś Argon? Jak mogłeś postawić ją przed takim wyborem?! - warknąłem wściekle do przyjaciela, gdy Lea wbiegła do domu.
-Jak ja mogłem? Na tej samej zasadzie co ty! Wiedziałeś, że jest coś nie tak! Zabrałeś mi ją!- odpowiedział głośniej ode mnie
-Myślałem, że to przez wyrwane serce tak się zachowujesz. - odparłem
-To po co mi je wyrywałeś debilu! Po co?!!! - wrzeszczał i zacisnął pięści
-Musieliśmy wykonać zadanie... - odpowiedziałem spokojnie.
-Kochałem ją! Zająłeś MOJE miejsce w jej sercu... - odpowiedział ciszej
-Zawsze dostawałeś to co chciałeś! Nie pisałem się na to. Zostawiłem ją Tobie. Zmieniłeś się, a to już nie była moja wina. Tylko słabym demonem było tak łatwo manipulować, nawet jeśli to był sam Lucyfer, ty się poddałeś. Nie chciałem by tak wyszło, ale prawda jest taka, że oddałbym za nią WSZYSTKO! Rozumiesz! Moje życie, dusza to po prostu nie ma znaczenia, chcę tylko mieć ją przy sobie - mówiłem pod wpływem emocji, patrząc mu prosto w oczy, bo moje słowa były szczere. Pokochałem tą dziewczynę i w tamtym momencie, nawet Argon był mniej ważny od niej.
-Ty na prawdę... - mówił powoli ze zdziwioną miną.
-Co co na prawdę! - wrzeszczałem, bo moje emocje nadal nie opadły.
-Ją kochasz... - odparł ze smutkiem, ale po chwili zauważyłem, że jego usta zadrgały w lekkim uśmiechu, albo mi się zdawało...
Patrzeliśmy sobie w oczy, ja ze wściekłością , a on ze smutkiem. W jednym momencie objęliśmy się tak mocno, jak jeszcze nigdy. Był moim przyjacielem na dobre i na złe, w tamtym momencie to zrozumiałem. Szybko otrzeźwieliśmy i postanowiliśmy zrobić czynność, która kształtuje prawdziwych mężczyzn, a mianowicie upić się do upadłego.
Wyjęliśmy praktycznie wszystko z barku i piliśmy śmiejąc się, jak dawniej, zapominając o konfliktach, uczuciach, wspomnieniach, pragnieniach , o wszystkim.
W pewnym momencie zadzwonił telefon, zdziwiłem się ,gdy zobaczyłem kto się wyświetla. to była Jasmine.
-Było świetnie, tak się w życiu nie bawiłam, musisz mi to przyznać A... - mówiła ubawiona.
-N..o był..o su..super - mówiłem leciutko wstawiony
-Kurwa! - usłyszałem i zakończyła połączenie.
No spoko, dziewczyna pewnie pomyliła numery - wywnioskowałem i w tamtym momencie podłoga zrobiła się taka mięciutka.
Lea
Przepłakałam całą noc, zapomniałam podziękować Luisowi za naszyjnik, więc postanowiłam zrobić to z samego rana i poprosić o czas, bo nadal było mi ciężko w ich towarzystwie. Zbliżała się czternasta. Zapukałam do drzwi, otworzył mi Argon. Pogodzili się? - ta myśl pojawiła mi się jako pierwsza w głowie, gdy zauważyłam , że jest w domu.
-Zo..stan..niesz? - zapytał pijany Argon, gdy tylko wpuścił mnie do domu. Z trudem opierał się o framugę drzwi.
-To ja przyjdę później - odwróciłam się w stronę drzwi i już miałam wychodzić, ale czyjaś dłoń mi nie pozwoliła.
-Zostań chwilę - powiedział Argon bardziej trzeźwo, ale nadal było czuć od niego alkohol.
-Nie, muszę iść - poczułam się mniej bezpiecznie, gdy był tak blisko, bałam się.
-Bzdura, usiądź - zaproponował Argon, a ja z lekkim strachem wykonałam jego polecenie. Nie wiem do czego jest zdolny pijany demon.
Zastanawiałam się, gdzie jest Luis, nie widziałam go. Potrzebowałam go.
-Gdzie Luis? - zapytałam
-On?, on nam nie będzie potrzebny - powiedział i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
Nie spodobało mi się to, był pijany i to Luis nadal był moim chłopakiem.
-Przestań! - warknęłam, gdy zaczął być bardziej nachalny.
-Jes...teś moj..ja - ledwo układał pełne słowo, a alkohol był bardziej wyczuwalny.
Chciałam się wyrwać, ale on chwycił mnie za nadgarstki, bolało mnie to.
-Puść! - wrzeszczałam przerażona jego zachowaniem
-Ani mi się śni - odparł wściekle.
-Co tu się do cholery dzieje!? - warknął Luis, który stanął w drzwiach jak wryty.
Argon odskoczył ode mnie jak poparzony, a ja uciekłam od niego i wtuliłam się w tors Luisa.
Objął mnie jednym ramieniem, bo w drugiej trzymał siatkę z zakupami, którą momentalnie upuścił, aby objąć mnie w pełni.
-Luis ja... - odparł Argon
-Zamknij się! Jesteś kompletnie pijany! Mogłeś jej coś zrobić! - mówił wkurzony, jeszcze nigdy nie widziałam u niego aż takiej złości.
-Chodź - zwrócił się do mnie
Było mnie stać tylko na lekkie kiwnięcie głową.
Usiadłam na krawężniku i schowałam głowę w ręce. Nie wiedziałam co mam myśleć. Muszę być silna, nie mogę znowu płakać. Muszę, muszę, muszę - powtarzałam w myślach, ale na nic to się nie zdało.
Luis ukucnął przede mną i prosił, bym odsłoniła twarz.
-Nic ci się nie stało? - spytał, wyczułam w jego głosie niepokój i niepewność, a także troskę.
-Nie, wszystko w porządku - wysiliłam się na słabiutki uśmiech, chciałam mu pokazać, że jestem silna.
-Po co przyszłaś Leo? - zapytał zaciekawiony, gdy odrobinę opadły emocje.
-Chciałam ci podziękować, za naszyjnik i dać prezent ode mnie- odparłam i uśmiechnęłam się szczerze
-To to o czym myślę?- zapytał ,gdy podarowałam mu klucze do motoru.
-Tak - odparłam wyczuwając w jego głosie euforie.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu odłożył mój prezent obok mnie na krawężniku i ujął moje dłonie w swoje.
-Nie musiałaś mi ani dawać prezentu ,ani dziękować. To ja powinienem dziękować ci za każdy dzień, który z Tobą spędzam, za każde wspomnienie, za każdy nawet najmniejszy uśmiech. Dla Ciebie żyję, dla ciebie mogę umrzeć, jesteś moim światem. - powiedział i uśmiechnął się tak autentycznie patrząc mi prosto w oczy, powiedział mi to wszystko.
***
Zaskoczeni wyborem? Zawiedzeni? Dajcie znać <3
No w tym rozdziale trochę zasłodziłam sytuację :3 Ale przygotujcie się na ostatni rozdział tej części. Będzie się działo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top